A: S: 1| W: 2| Z: 1| M: 4| P: 1| A: 1
U: B,L,A,O,Skr,Śl,W: 1 | MA,MO,MP: 2
Atuty: Boski ulubieniec, Niestabilny, Obrońca, Wybraniec bogów, Pechowiec
Czy on aby na pewno nie miał halucynacji?
Sprawa miała się tak źle, że coraz mocniej dochodziło do niego to, że mogą nie dać sobie tutaj rady. Że rzecz, która ich tutaj zaatakowała, w końcu ich stłamsi, zniszczy psychikę, pozbawi tlenu i ostatecznie życia. Adeptowi przeszła przez głowę myśl, by wezwać kogoś z zewnątrz. Grupę smoków, dorosłych, nieważne z jakiego stada. By ich szanse się zwiększyły, a w razie wygranej, pomogli im zająć się pisklętami, wokół których Śmierć kręciła się coraz bliżej nich.
Amorth'llan, amorth'llan...
Pisklęta nadal mdlały, a on przecież zdjął już swoją ochronę. Zatrważające, a jednocześnie niejako pocieszające – nie była to jego sprawka. No właśnie – więc czego? Była... przecież była tu druga bariera. Bogowie. Panował tu jeden, wielki mętlik.
Bezsilność to okropne uczucie. O wiele gorsze od samego strachu, który mógł rządzić smokiem.
Zaś ta kropka, którą wcześniej pokazał mu to Dziecię Cienia... zwyczajnie ominęło jego twór jakby to było zupełnie nic. Niebotycznemu urosły znowu ślepia. Nie, jeszcze kolejna kropka? I kolejna?!
Wydawałoby się, że lekko cofnął swój łeb i pokręcił nim z dezaprobatą. Fedelmidzie, co tu się, aep d'yaebl, działo?
Nie chciał dopuścić do tego, by te mikroskopijne rzeczy uciekły mu z oczu, dlatego nawet nie rozejrzał się wokół, by nie zdejmować z nich wzroku. Widział jedynie kątem oka w jakim kierunku one zmierzają, a dwie pozostałe zmierzały w kierunku tej Ddaerwedd i... tego czerwonego smoka, który leżał bezwładnie na ziemi, zapewne omdlały. Nie wspominając o tym, że on sam nadal był celem pierwszej z nich. Gdzieś za sobą również słyszał, że pewne pisklę podbiegło do tej zielonogrzywej Ziemistej, wołając ją i mówić o... przekopaniu się pod barierą? Dobrzy bogowie, czyli jest dla nich jakaś szansa? Ah, w końcu jakieś dobre nowiny!
Nie chciał jej zatrzymywać. Pisklę na pewno potrzebowało pomocy kogoś dorosłego, kogoś, kto ma więcej siły w łapach i jest w stanie popchnąć ich ucieczkę do przodu. Dlatego Mysikrólik był zmuszony zająć się wszystkimi trzema szaleńczymi kropkami, by te nie stanowiły dla nikogo zagrożenia. Co powodowało, że znów musiał sięgnąć źródła swej cealm'io. Ten niekomfortowy ból łba nie minął, ah. Magia nigdy nie była mu w pełni posłuszna, musi więc uważać. Tylko proste twory, bez zbędnych komplikacji.
Stąd też w wyobraźni pojawiły się 3 kostki sześcienne – zupełnie przezroczyste, mające wymiary około szpona na szpon w każdym wymiarze. Każda z tych prowizorycznych klatek miała zamknąć każdą dziwną kulkę z osobna – jeden twór na to, co leciało na Wierzbową, drugi twór na to, co leciało na tego Ognistego, a trzeci twór na to, co leciało na niego samego. Miały ona wytworzyć się na łuskę przed nimi na ziemi, na ich drodze – tak, by znalazły się idealnie między ściankami. Kostki te – o czym trzeba wspomnieć – nie miały tej dolnej ścianki, dna. Pozostałe zaś były nieprzenikalne przez powietrze i przede wszystkim przez te kropki żywcem wyjęte z horroru. Jego cealm'io wylewała się ze źródła na bieżąco, by stworzyć idealny twór wraz z ostatnim wyobrażonym przez czarodzieja szczególikiem. I o ile te diabelskie maleństwa nie przekopią się przez ziemię, wszystko powinno pójść gładko. Cáemm a le, cealm'io. Oby ostatni raz.
Musi pójść wszystko dobrze. Musi się na coś tutaj przydać. A jeżeli mu się nie uda... będzie zmuszony wezwać pomoc z zewnątrz.
Licznik słów: 539