A: S: 1| W: 2| Z: 4| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,Pł,A,O,W,Kż,MA,MO,Skr,Śl: 1| MO,MP: 2| Lecz: 3
Atuty: Ostry Wzrok; Szczęściarz; Skupiona
/Wybaczcie, wpadam ;)
Niesamowitym był fakt, jak czas potrafił zmieniać otaczający nas świat.
Niespodziewanie chłody, lód oraz biel przemieniły się najpierw w brązy roztopów oraz szarość dżdżystych poranków, jeszcze chłodnych, uśpionych – ale nadal niezwykle fascynujących. Aż któregoś razu, gdy otworzyłam oczy i wyjrzałam na zewnątrz ojcowskiej groty dostrzegłam, jak pomiędzy dotąd oblodzonymi skałami, wyłania się nowe, drżące, jeszcze niepewne życie. Zaledwie kiełek, przejrzysty pod kątem padającego z nieba blasku.
Nie wiedziałam czym był, czym miał się stać, bo i nie znałam nic poza bielą marznącego puchu, a potem gołoledzią nagich górskich skał.
Chcąc odkryć przyszłość dzielnego kiełka, obserwowałam go każdego poranka, gdy chłód ustępował ciepłu, a lód wilgoci. A kiełek rósł, stawał się stabilniejszy, chociaż nadal delikatny i rozpękł się, ukazując delikatne fioletowo kremowe wnętrze kwiatu.
Tak obudził się świat, a ja zrozumiałam, jak nie wiele jeszcze o nim wiem.
Z góry widziałam pojawiającą się zieleń na gałęziach brązowo burych drzew, im niżej gór, tym więcej liści, a mniej kłujących igieł.
Małe nie smoki, tata nazywał je ptactwem, śpiewały radośnie napełniając mnie szczęściem. Zapachy, tyle nowych słodkich woni, już nie tak trudnych do wyłapania, jak gdy ziemię skuwał lód.
Wylewały się z dziupli i rozmiękłej żyznej ziemi. Niosły je na sobie małe kolorowe żuczki przypominające kamienie szlachetne i stworzonka mające coś rozkosznie miękkiego na sobie, co tata nazywał futrem, a co bardzo, ale to bardzo mi się podobało. I wstyd się przyznać, ale czasami, może nawet częściej, zazdrościłam troszeczkę – lub nieco bardziej, niż troszeczkę – tym zwierzątkom. Tego delikatnego puchu, oczywiście.
Wyłapywałam go z gałązek krzewów, gdzie plątały się, niczym te latające nasionka, te co wyrastały z żółtych kwiatków, a następnie gromadziłam pod swoją skórką do spania, aby kiedyś, gdy nazbieram tego skarbu więcej... Ale, nie, to tajemnica, nie mogę nawet o tym myśleć, bo co, jak ktoś by to usłyszał i tak? Tata potrafił zaglądać w umysł, kto wie, więc może i Inni potrafią?
Otrząsnęłam się zatem szybko z chrobotem łusek, a następnie z zaśpiewem drapiąc grzbiet górskiej ścieżki wybiłam się od niego, trzepocząc nieco chaotycznie skrzydłami, aby złapać powiew wiatru w błony.
Kolebiąc się trochę w prawo, a potem w lewo, znalazłam się nad urwiskiem, śmiejąc się w głos twardej ziemi, która nie mogła mnie złapać, bo przytulało mnie niebo.
Nie wiedziałam, jak dotąd mogłam żyć bez latania, w końcu mogłam zrównać się z nie smokami, co śpiewały tak pięknie dla mnie każdego dnia. I mogłam lecieć, lecieć, hen daleko, napawając oczy pięknem nieznanego świata, aby móc poznać go właśnie, chociaż troszeczkę.
Dotąd nie wiedziałam, że do czegoś tęskniłam, aż nie poznałam tego uczucia, pozwalając się pieścić wiatrom i blaskowi lejącemu się z nieba, czuć oddechy – powolne, niemal niedosłyszalne, odwieczne – otaczającego mnie wszechświata.
Lecąc witałam się z mijanymi drzewami, obłokami sunącymi obok, ptactwem, lecąc ku lśniącym w oddali wodom, na skraju wielkiego lasu, szepczącego ciągle tajemnice. Chciałabym je kiedyś poznać, ale drzewa niechętnie dzieliły się swoimi sekretami.
Minęłam w końcu soczyście zielone łąki, upstrzone kolorem kwiatków, tam i tu widziałam nawet kilka drzewek, a dalej pagórki pełne owocowych krzaków.
Rzeki wijące się srebrzysto kobaltowymi wstęgami, szmaragdem nadziei i odwiecznych mamrotań.
Nigdy jeszcze nie doleciałam tak daleko, dotąd zawsze trzymałam się granic własnego Stada, mgliście zdając sobie sprawę z istnienia innych, obcych zapachów. Kusiło mnie jednak, aby zobaczyć, co znajduje się dalej, dalej i dalej, aż dostrzegłam: jezioro!
Ogromne, czarowne, z ramionami po bokach i z przodu! Lśniło, niczym klejnot, tu błękitem, tam czerwienią i złotem, a nawet fioletem, zielenią i pomarańczem. Niesamowite, cudowne!
Zatoczyłam więc niewielkie koło od środkowego ramienia, a następnie ujrzawszy niewielką wysepkę, opadłam na miękką trawę, koziołkując i śmiejąc się, ciesząc zapachem rozgrzebanej ziemi oraz roślin, które wczepiały się w łuski i pazury.
Mój świat, wielki, kochany, słodki.
Opadłam na grzbiet, luźno puszczając skrzydła i spojrzałam w niebo pełne białych obłoków, nabierając głębokiego wdechu.
Pięknie pachniało, przyjemnie grzało, a w trawach śpiewały owady. Czyż to nie wspaniałe? Nawet one nuciły, więc zaśpiewałam z nimi.
~Bo piękno się kryje
Gdzieś na widoku, tylko spójrz!
A zobaczysz, jak wielki jest świat.
Śpiewają nie ptaki,
Latają nie smoki,
Błyszczą w blasku nie kamienie,
Aż chce się żyć,
Aż chce się bawić i grać!
Przeturlałam się ze śmiechem na prawy bok, wiotkim ogonem zgarniając pęki traw i kwiatów, by unieść je do nosa, zaciągnąć się ich zapachem.
Licznik słów: 712
Tęcze nie rozświetlają nieba, dopóki nie pada deszcz,
a świece po prostu nie będą świecić dopóki się nie zapalą.
■..Ostry wzrok dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na wzroku .
■..Szczęściara 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na walkę/polowanie/raz na dwa tygodnie w
wyprawie/misji/polowaniu łowcy/1 etapie leczenia.
■..Skupiona -1 ST do pierwszego etapu leczenia, jeśli smok leczy z maksymalną liczbą rodzajów ziół.
GŁOS POSTACI ≈ MOTYW MUZYCZNY ≈ KARTA KOMPANA
.......W:1 | Z:2 | P:2.......Śl,Skr:1 | A, O:2