Chociaż głownie jej uwaga skupiona była na południu, skąd miały przylecieć płomieniści, to nie umknęło jej przybycie jej strony konfliktu. Odwzajemniła uśmiech Miedzianej, teraz już pewnie nie-Miedzianej. Cieszyła się, że siostrzenica była, że nie wydawała się zgorszona wizją wojny. W jednym słowie, "wzajemnie", również życzyła jej sprzyjających bojów.
Popatrzyła także krótko po Wieczornej, z iskrą uznania w ślepiu. Wiedziała o rodzinie łowczyni w Ogniu, myślała, że skomplikuje to nieco sprawę jej udziału, ale... Wieczorna Aura stawiła się, skora użyczyć szponów w bitwie. Uśmiechnęła się do Zarannej, gdy ta przybyła, pokrzepiająco. Zanotowała przybycie wojowniczki Cienia, chociaż dłużej uwagę skupiła na Wieczornej Paproci, która przybyła moment za nią.
Gonitwa ściągnęła łuki brwiowe, zmartwiona, lustrując pysk poprzedniej przywódczyni. Czy powinna była proponować Matronie Stada udział w wojnie? Wieczornej Paproci coraz bliżej było do zagrzania miejsca na nocnym niebie, wśród przodków. Może Starsza powinna była przez te następne księżyce cieszyć się spokojem w obozie stada, które tak długo budowała i któremu przewodziła...
Może, może. Nieugięta zamrugała ślepiem, nie poświęcając więcej czasu tej myśli. Nie było już czasu ni miejsca na wątpliwości. Odliczyła w myślach, ile jeszcze powinno się ich tu zebrać, gdy czarny samiec wylądował na Skałach Pokoju.
Zmrużyła ślepie, ostatecznie nie zawieszając na nim dłużej wzroku. Ani na pozostałych ognistych, którzy przybyli po nim. Nie interesowali jej, nie teraz. Nie, dopóki nie przyjdzie jej walczyć z którymś z nich.
Ostatnią Ziemną, Wybraną, powitała szybkim skinieniem łba, Cienistych uprzejmym spojrzeniem.
Spięła się delikatnie, gdy przybyły i pośredni winowajcy tego całego zbiegowiska. Spojrzała na siostrzenicę, chcąc zaobserwować jej reakcję na obecność Feridy. Rozmawiały o tym. Wtedy Gonitwa nie sądziła, że Ferida znajduje się pod barierą. Ale oh, jak dużo zmienić może te kilka księżyców.
Zmarszczyła pysk, z wrogością patrząc na Feridę. Jak kiedyś, pod Białym Drzewkiem, nie miała powodów czy chęci czynić Feridzie krzywdę, tak teraz była... urażona. Zorza wyszła za barierę, poszła i nie wróciła. Być może, zapewne, chcąc dogonić Feridę. Ale ona oszukała ją, oszukała Cień, Gonitwę, wracając się i chowając się jak szczur pod skrzydłem Płomienia Świtu, który niewątpliwie pewien był swojej racji. Jak kiedyś Kruczopióry, gdy odcinał łeb Kapłance Cienia.
Zagłębiła szpony w ziemi. Czy to nie z winy tej godnej pożałowania Feridy nie ma tutaj już siostry Gonitwy? Ostatniej z jej rodzeństwa?
Grzmotem zdawała się nie przejmować.
Odetchnęła, potrząsnęła łbem, wyprostowała się. Spojrzała na Płomień Świtu, uśmiechając się cierpko.
–
Zobacz, Uzdrowicielu! – zawołała, prawie wesoło. –
Kolejna Ziemna, którą przepędziłam. A obok nie kto inny, jak smok, którego łba i reszty ciała nie widziałeś od... Lasu Pekeri? – przywołała jego własne słowa.
Oh, jak ją irytował. Jaki był prawy, jaki sprawiedliwy i mądry. Jak ładnie jej łgał w pysk jeszcze księżyc temu. –
Kłamstwo ma krótkie łapy, co? – pozostawiła pytanie wiszące w powietrzu, wypuszczając z nozdrzy chłodną mgiełkę.
A potem razem z resztą Ognia przybyła... Woda. Nieugięta pokręciła nosem na ich zapach. Woń Ognia była bardzie fizycznie drażniąca niż zapachy Wodnych, ale to do tych drugich smoczyca żywiła większą urazę, kultywowaną od długich księżyców. Wyciągnęła szyję, wyglądając za Płaczem Aniołów. Sapnęła, nie znajdując jego brzydkiej gęby wśród Wody. Zamiast tego na przód Wodnego Stada wyszedł jakiś smok, którego Gonitwa nie kojarzyła. Znaczy, może, może gdzieś widziała samca, ale bynajmniej nie znała jego imienia.
–
Ty kto? – wymruczała, sama do siebie. Zdawać by się mogło, że Nieugięta Ziemia była... rozczarowana. Gdzie jej przeciwnik? Jeśli nie tu, to pewnie... w ziemi. Burknęła coś warkliwie, niezadowolona.
Głos zabrała Zmora, więc naturalnie Gonitwa nie obrażała się już na martwego, albo przynajmniej zaginionego wojownika, słuchając słów Przywódczyni Cienia.
–
Mhm – mruknęła po monologu partnerki. –
Miałam zamiar ugadania ewentualnych strat czy zysków terenów z Ogniem, ale skoro Woda tu jest – popatrzyła krótko po złotym samcu. –
W razie wygranej Ziemia weźmie tereny do rzeki Ferbor – zakreśliła szponem odpowiednie miejsce na mapie wyczarowanej przez Keezheekoni. Dawno nie była na ziemiach Wody, ale pamiętała układ ich ziem jako tako, nazwy ważniejszych miejsc również. –
W razie przegranej... Woda otrzyma ziemie do Nawiedzonej Puszczy, z północną granicą wyznaczoną przez Falar. Z rzeką włącznie – przesunęła szpon, zahaczając tym razem o skrawek terenów Ziemi. –
Jeśli chodzi o Grzmota... W razie wygranej Ziemi, ma on trafić z powrotem na tereny mojego stada. Cały lub nie, głównie zależy mi na jego łbie. – wzruszyła delikatnie barkami.
//
https://i.imgur.com/e8J1VRR.png