OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Czarny uwielbiał takie zachody...Oznaczało to, że przelana zostanie krew tej nocy. A taka prognoza od razu wprawiała go w dobry nastrój. Zwłaszcza, jak krwista łuna rozlewała się również po śniegu, nadając mu niesamowitej barwy...Postanowił wylecieć z Obozu, aby coś przekąsić. Albo kogoś. Polowania dają mu frajdę, zwłaszcza jeżeli są to polowania na kogoś...Albo zwykła zabawa w kotka i myszkę. Kanibale maja klawe życie w tej krainie...Oszust z pewnością mógł zobaczyć kątem oka czarny kształt przemykający między zaroślami. Jak cień.
-Bóg. Bóg jest jeden.
Odezwał się głos. Pozbawiony jakiejkolwiek barwy, emocji czy uczucia głos, który mógł przyprawić o dreszcze. Niby to była drwina, lecz nie...Nie dało się wyłapać czegokolwiek, co mogłoby za nią przemawiać.
Kto to powiedział?
Smok, który wylegiwał się na skale. Smukły, lecz atletycznie zbudowany. Czarny jak smoła i posiadający całkiem imponujący zestaw szponów. Rogi i wyraźne mięśnie wskazywały na Zwyczajnego, zaś szerokie i ostro zakończone skrzydła, na Powietrznego.
Pysk natomiast wieńczyły jadowite żółte oczy, równie puste co głos. Ale było w nich coś...niepokojącego. Coś, co widziały. A widziały zdecydowanie za dużo. Lecz na zewnątrz były one puste, jak u lalki...Upiór, czy żywa istota?















