Strata sprawiała, że to, co niegdyś żywe – stawało się matowe; niepełne.
Ona straciła wiele, w tak krótkim czasie. Smoki w jej otoczeniu odchodziły kolejno – lub umierały, jednak to była tylko inna forma opuszczenia.
Czasami czuła się po prostu tak bardzo niekompletna. Jakby zabrakło w niej tego ważnego szczegółu, który sprawiał, że była tym, kim była.
Nie chodziło o miłość, o namacalne wartości. Byłaby słaba, gdyby uzależniała się od uczuć. A jednak może i była słaba, bo być może brakowało jej zrozumienia? Tego poczucia bezpieczeństwa, stałości?
Była tylko żywą istotą i jakkolwiek silna mogła się wydawać, wszystko to było fasadą, która miała ochronić jej miękkie wnętrze, teraz stężałe w szponach chłodu.
Musiała być silna dla Stada, musiała być jego siłą, może właśnie dlatego oddawała władzę, aby młodsze, wytrzymalsze barki przejęły ten ciężar.
Czy to oznaczało, że jest tchórzem?
Miała wrażenie, że zapomniała, jak to jest czuć, coś innego, niż opiekuńczość względem piskląt i poczucie odpowiedzialności za ogół.
Zapomniała, jak czuć, jako samica, jako żywa istota z odrębnymi pragnieniami. Całe życie jej pragnienia pokrywały się z potrzebami Stada.
Czy potrafiła się przebudzić, gdy chyliła się ku wygaśnięciu? Jej czas przemijał, przelewał się między pazurami, niczym woda, której nie potrafiła dłużej zatrzymać w zaciśniętych dłoniach.
I to ją przerażało, przemijalność.
Nicość.
Czy otwierając się na uczucia, strach zaleje ją ze zdwojoną siłą?
Szukała odpowiedzi w tych niebieskich ślepiach, to było żałosne, tak bardzo polegała na tym, co on sądzi, co myśli, co czuje.
Jednak w tej chwili najzwyczajniej w świecie szukała chwili bliskości, chciała sobie przypomnieć, jak to jest znajdować się w czyichś ramionach, nawet jeżeli te jej nie kochały, ale mogły dac jej ułudę ciepła na kilka uderzeń serca.
Niemal to widziała, jak bierze ją na miękkim mchu, otoczeni aurą lasu, pierwotną, głęboką, cichą. Słyszała ich przyspieszone oddechy, czuła muśnięcie gorącego języka na łuskach, zęby wtapiające się w skórę, siłę wlewającą się w jej ciało, rozgrzewającą, wypełniającą nowym życiem.
A potem to zgasło. A raczej zostało ujarzmione.
Nozdrza smoczycy drgnęły z niezadowolenia, jedyna oznaka, lekkie lśnienie oczu.
Patrzyła.
Egoistyczna świnia, tym była, zawsze i wszędzie, chociaż udawała tak bardzo altruistyczną, zawsze liczyła się ona, chciała potęgi Cienia dla siebie, chciała akceptacji, uznania, prestiżu.
Nawet teraz jej płytkie uczucia pokazywały, jak bardzo na niego nie zasługuje.
Ale go pragnęła i nie potrafiła go puścić, nie teraz.
Wargi smoczycy drgnęły w lekkim pół uśmiechu.
~ Czerwień Kaliny – mruknęła cicho, sięgając do jego umysłu, aby tam wtłoczyć te dwa dźwięczące dziwną głębią słowa.
Nie łudziła się, że to imię cokolwiek znaczyło dla młodzika. Był młody, pachniał tak bardzo Wodą, ale w tej chwili chyba nie bardzo ją to interesowało.
Chciała zasmakować życia jeszcze ten jeden raz. Poczuć się młodo, chciała aby przepełniały ją te dzikie uczucia, zwłaszcza teraz, kiedy Cieniem musi martwić się nowa Głowa.
~ Sądzę, że to błądzenie osamotnionej duszy, pragnącej zaznać odrobiny bliskości i ciepła ~ dodała, a jej lazurowe oczy zalśniły.
Mówi się, że ślepia to zwierciadła duszy. Czy jeszcze ją posiadała? Czy zaprzeda ją dla niego?
Rozwidlony jęzor wysunął się spomiędzy war, musnął je, zwilżył, gdy podszedł bliżej. Czuła jego smak na języku, jego zapach wypełniający nozdrza. Gorąco wnikające w zimne ciało.
Patrzyła.
Obserwowała jego pysk, łuk gadzich warg, falujące nozdrza, dostrzegała ruch mięsistego buzdyganu, uniesienie klatki piersiowej, sploty mięśni wijące się pod tą złotą skórą, aż spoczęła na jego oczach, błękitnych, pełnych życia, obiecujących odkupienie i tak samo samotnych, jak jej własne.
Odetchnęła głęboko jego wonią, ciężką, samczą, dojrzałą, nadal młodzieńczą. Być może nie doświadczoną?
Uśmiechnęła się, a potem wysunęła szybko swój kryształowy łeb i otarła się mocno o jego polik, podeszła jeszcze kawałek stykając się z nim piersią, chłonąc go całego, szyja muskała jego szyję, jakby chciała zetrzeć z ich skóry łuski, wtopić się w jego ciało. Zadrżała wbrew sobie – ach to zdradzieckie ciało.
Język odnalazł gorące miejsce za głową, u styku z karkiem, liznęła go, smakowała, zębami wtopiła się w łuski.
Nie przebiła skóry, wyglądało to tak, jakby chciała go skosztować.
Cichy oddech smoczycy drżał jednak ledwie dosłyszalnie, ale nie wahała się, bo wiedziała, czego chce.
Miała dosyć bycia zdobywaną, teraz ona chciała zdobywać, chciała przestać być tak cholernie bierna.
Uśmiech smoczycy poszerzył się lekko, kiedy uniosła prawą łapę. Palcami wytyczyła ścieżkę od jego szyi, dotknęła twardego barku, przesunęła trochę dalej, dotykając ramienia skrzydła, a potem niżej do pachwiny jego łapy, do przedramienia, aż zacisnęła palce koło jego łokcia.
Odchyliła nieco łeb, odsłaniając podgardle. Śmiały był to gest, ale jakże świadomy, gdy spojrzała psotnie, płonącymi ślepiami w jego błękitne oko. Rzucała mu wyzwanie, modlitwę dziękczynną, przekleństwa i akceptację.
Puściła jego łokieć i nie odsuwając się, otarła się bokiem o jego bok, ogonem muskając jego pierś, pierzastą końcówką uderzając w podbródek.
Zaśmiała się bezgłośnie, jej pierś zafalowała, gdy opuszczając głowę, podbródkiem, delikatnie, sunęła po krzywiźnie pleców, musnęła delikatną błonę skrzydła, aż przeniosła się na krzywiznę boku, gorący oddech owiał jego uda, gdy nosem prześlizgnęła się po łusce, nacisnęła nieco na mięsień, oparła polik o jego pachwinę, przymykając ślepia, tylko kilka uderzeń serca. Odsunęła się od jego uda, trąc bokiem o jego bok, o jego tylną nogę, przeszła nad ogonem, który trąciła swoim własnym, aż obeszła go do drugiego boku, tym razem muskała drugie uda u jego szczytu, kanciastym pyskiem trącając jego brzuch, a potem skrzydło, aż oparła podbródek na jego prawym barku, a językiem zlizała kilka kropli wilgoci własnego oddechu, który osiadł na łuskach u złączenia barku z szyją.
Czy to była wystarczająca odpowiedź?
Czy może jednak przerażony podobnym postępowaniem starszej smoczycy ucieknie, lub oskarży ją o gwałt?
Licznik słów: 914
[ ■ CHAŁKA | ■ KRUCZKE | ■ WAŻKA ]
Jeżeli potrzebujesz pomocy, rady lub zauważyłeś jakieś
nieprawidłowości – sprawdź do kogo najlepiej się zwrócić!
Czasami lawina uzależniona jest od pojedynczego płatka śniegu.
Czasami kamyk zyskuje szansę odkrycia, co mogłoby się stać, gdyby tylko odbił się w innym kierunku.