A: S: 2| W: 1| Z: 2| M: 1| P: 1| A: 2
U: B,W,Pł,A,Śl,Skr: 1| O: 2
Atuty: Boski Ulubieniec; Nieparzystołuski;
//samodzielka
Fáelán przez długi czas nie pojawiał się na terenach wspólnych. Mgła w oddali majaczyła po wyspie, a także daleko za nią. Z niepokojem spoglądał na nią, sam już nie wiedział co będzie dalej.
Było już późno. Noc w swej pełni objęła Wolne Stada. Adept z początku miał zamiar już wracać na tereny Cienia, ale jeszcze zanim zamierzał opuścić wyspę, chciał udać się ponownie w okolice Czarnych Wzgórz. Głęboko w sobie trzymał nadzieję że być może ujrzy tu gdzieś swoją siostrę ze stada Ziemi. Dawno się z nią nie widział, a pamiętał jak dobrze mu się z nią spędzało czas.
A jednak jej nie było. Wylądował tu przy samotnej sośnie. Przyjrzał się drzewu które było bliźniaczo podobne do tego na terenach Cienia. Chwilę później postanowił że zerwie kawałek kory z tego drzewa i wypisze swoje inicjały, dokładnie tak samo jak zrobił to na ziemiach Cienia. To miejsce w pewien sposób przypominało mu wydarzenia z przeszłości.
Odwrócił się grzbietem do drzewa. Postanowił zostawić przeszłość i zająć się swoją przyszłością. Sięgnął pamięcią do swojej lekcji walki którą prowadził Kreatywny.
Na początek rozstawił wszystkie swoje łapy i je ugiął. Już w tej chwili pomyślał nad samą pozycją łap. Jeżeli w pojedynku to on ma trzymać inicjatywę, lepiej żeby jedne znalazły się nieco przed innymi, w ten sposób będzie gotowy do wybicia się tak jak w czasie biegu, gdzie chodzi o jak najszybszy start.
Wykonując tą małą poprawkę, od razu również ugiął swoje łapy nieznacznie. Chciał zachować w nich sprężystość by być gotowym do wyskoku lub uniku.
Swój ogon uniósł nieco ponad ziemię, gdyż był on dosyć długi i Indygo nie chciał, by mu przeszkadzał w walce. Nie dotykał nim ziemi, lecz pozwolił, by w nieznacznym stopniu opadał on w dół. W ten sposób nie musiał na niego zwracać w ogóle uwagi, po prostu trzymał swój ogon tak, by nie dotknął podłoża i nie był zbyt luźny, a jednocześnie pomagał zachować równowagę, tak potrzebną w boju.
Skrzydła przycisnął mocniej do boków, dając im jednak tyle swobody, by nie krępowały jego ruchów i nie utrudniały manewrów. Nie mógł ich trzymać zbyt szeroko – ułatwiłoby to napastnikowi uszkodzenie ich, jednak przyciskanie ich zbyt mocno do ciała utrudniłoby wyprowadzanie własnych ataków, czy zianie lodem. Luźne, choć bliskie trzymanie skrzydeł stanowiło dobry kompromis.
Pamiętał że należy zakryć swoją miękką, podatną na ataki krtań i tchawicę. Uczono go, że najlepszym sposobem na to było po prostu obniżenie szyi i lekkie podniesienie łba. W ten sposób punkt witalny pozostawał chroniony, a jedyne fragmenty karku, które były eksponowane, należały raczej do części pokrytych silnymi, twardymi mięśniami – czyli trudniejszych do uszkodzenia.
Zacisnął mocniej swoje długie, ostre kły, zaś jego krtań opuścił donośny warkot. Był gotowy do ataku. Musiał mieć cel, na którym przećwiczy umiejętności ataku, bo nawet jeśli miałby przecinać pazurami powietrze, zamierzał to robić z myślą iż ktoś przed nim stoi.
Odsłonił kły, a następnie ryknął głośno. Groźny wygląd i agresywne zachowanie wszak osłabiały morale przeciwnika, ułatwiając wygranie walki. A nawet, jeśli nie, to na pewno taki mały pokaz nigdy nie zaszkodził.
Wbił pazury w ziemię, szykując się. Otworzył oczy, a następnie wybił się tylnymi łapami z całej siły, skacząc naprzód. Jego szpony zostawiły długie ślady zruszonej ziemi, on zaś wylądował nieco na prawo od miejsca, gdzie wyobraził sobie wroga. Otworzył paszczę, po czym z donośnym kłapnięciem zatrzasnął w miejscu, gdzie wyrastałoby skrzydło, gdyby przeciwnik się tu znajdował.
Z całej siły szarpnął łbem wstecz, odrywając mu skrzydło. Wyobraźnia podsunęła mu zapach krwi i jej słonawy, przyjemny smak w pysku. Gdyby wykonał taki manewr wtedy, w walce, gdyby mu się powiodło, kolczasty wróg nigdy nie przypaliłby mu futerka. Pozbawiony skrzydła, skonałby u łap Faelana w kałuży krwi.
Wycofał się, po czym, choć wizja konającego wroga była mu bardzo miła, przywołał na powrót wyobrażenie całego, zdrowego przeciwnika. Wróg właśnie nabierał powietrza, gotów znów zionąć ogniem. Tu nie było czasu na obronę! Indygo jednym susem przyskoczył do wroga, po czym własnymi zębiskami mocno złapał jego pysk w momencie, gdy ten miał go otworzyć, by zionąć.
Powietrze, jakie wyrzucić miał z płuc wróg utknęło w jego pysku, mieszając się z wybuchowymi gazami. Faelan dobrze pamiętał lekcję ziania lodem – wiedział, że w takim momencie nastąpi wybuch. I nastąpił, co prawda przez niedobór powietrza niewielki, ale dość silny, by poparzyć od wewnątrz pysk potwora.
Korzystając z tego, że przeciwnik zakrztusił się niestabilną mieszanką powietrza i gazu, Indygo puścił wroga, by następnie wgryźć się w jego szyję. A w każdym razie przekonująco kłapnął i szarpnął pyskiem w miejscu, gdzie sobie tą szyję wyobraził, wyrywając kawał mięsa i
Jedno z zagrożeń minęło, a przynajmniej tak sądził przez kilka oddechów. Zrozumiał że w walce nie powinien mieć chwili na wytchnienie. Wkrótce tą srogą lekcję miał przekazać kolejny przeciwnik, czarodziej.
Nienawiść w jego oczach przebijała go na wskroś. Był blisko, bliżej niż powinien. Miał doskonały moment do ataku, jednak szybko zrozumiał że jeśli teraz zaatakuje, najpewniej samemu trafi wprost na jego cios.
Przeciwnik jednak nie skorzystał z magii. Pełny wściekłości zamierzał pomścić fizycznie swojego pobratymca.
Twój wróg nie będzie czekał. Walkę musisz bez przerwy toczyć tak, by przeciwnik nie miał nigdy dobrej okazji na trafienie ciebie. Teraz gdy był blisko, potrafił sobie wyobrazić jak w wściekłości przeciwny smok wyciąga się w jego stronę, by zamachnąć szybko lewą łapą. Im krótsza była odległość dzieląca oba smoki, tym szybsza musiała być reakcja i rozpoznanie zamierzeń wroga. Czasem było widać całą taktykę jaką planował smok, czasem pojedyncze spięcie mięśni na jego ciele które sygnalizowało jedynie z której strony nadejdzie atak i po tak mglistych przekazach należało błyskawicznie podjąć odpowiednią obronę.
Ugiął mocniej swoje łapy do skoku, nabierając sprężystości w mięśniach. Widział że najpewniej będzie chciał trafić go prosto w pierś. Zanim więc zdążył rozpędzić łapę w jego kierunku, adept wybił się ze wszystkich swoich łap do tyłu. Przełożył więcej siły w przednie łapy, by odskok jaki wykona był uniósł go również w górę, wycofując swoją pierś poza zasięg jego łapy. W tym samym momencie pazury przecięły powietrze, a on wylądował zgrabnie na czterech łapach, gotów do zrewanżowania się.
Jednak w tym samym momencie zauważył że czarodziej nie zamierza przestać atakować. Ognista kula zaczeła materializować się przed swoim stwórcą, rosnąc przy tym w szybkim tempie.
Fae pochylił swój łeb i ponownie ugiął mocniej łapy. Pilnował czarodzieja, chcąc wyczuć odpowiedni momentu do uniku. Jego łapy z każdą chwilę coraz mocniej przygotowywały się do skoku, aż w pewnym momencie usłyszał świst i błyskawicznie w odpowiedzi, rzucił się na bok w prawą stronę, by jak najszybciej wylądować na ziemi i przewrócić się szybko na grzbiet, przewracając się tak by szybko stanąć ponownie na łapy. Poczuł przepływający żar tuż nad nim, po chwili zaś w oddali stłamszony wybuch.
Szybko
doskoczył do niego zanim postanowi jeszcze raz zaatakować. Wybił się ze wszystkich łap do przodu by wykonać krótki uskok. Tym razem wybrał atak pazurami. Ostrze jak brzytwy, przy ciosie łapą mogły zadać naprawdę wielkie szkody. Zaparł się mocno łapami o ziemię, aby nie stracić równowagi, a następnie uniósł jedną z nich, prawą, przednią, która była nieco silniejsza
i z całej siły zamachnął się, równolegle do ziemi, celując w szyję wyimaginowanego przeciwnika. Palce łapy ustawił tak, aby pazury, przejeżdżając po ciele, pozostawiły kilka krwawiących szram. Celował w miejsce, gdzie przed chwilą ranę zadały jego zęby, aby tam zaczepić. W ten sposób, uniknąłby siłowania się z łuskami, które choć zapewne odpadłyby, na pewno również stawiłyby większy opór
Cięcie to miało oczywiście przebiegać od jego prawej, do lewej i równolegle do ziemi. Atak ten wykonał szybko, aby uniknąć blokady ze strony walczącego z nim smoka. Następnie napiął mięśnie, aby wykonać odskok. Odskok skierował w lewo, tak, aby w momencie lądowania być gotowym do obrotu, wskutek czego znowu będzie miał wroga przed sobą.
Kiedy wykonał już odskok, a wyobrażenie właśnie miało zamiar zaatakować, on wiedział co chce zrobić. Ponownie przyszykował postawę do biegu, po czym uważając na to, aby nie utracić równowagi, skierował się na swoje lewo i szybkim biegiem wymijając atakowanego znalazł się po jego prawej stronie. W tym momencie, zapierając się łapami o ziemię, gwałtownie skręcił i wybijając się mocno, skoczył w kierunku skrzydeł. Konkretnie prawego skrzydła wroga.
Lądując przy nim, od razu uniósł się na tylnych łapach, przednie zaś wysuwając przed siebie, w ten sposób, aby pazury wczepiły się w błonę przyciśniętego do boku skrzydła i przeorały ją w pionie, w górę. Przy tym manewrze, balansował ogonem, aby nie utracić równowagi. W walce w ten sposób, pozbawiłby wroga możliwości lotu – bardzo ważnej na przykład do ucieczki. I pozostawało już tylko zabić.
Odetchnął głęboko, opuszczając łeb w dół. Wystarczyło mu. Ćwiczenia samych manewrów pomogą mu z pewnością siebie w następnych walkach. Zmniejszy się czas reakcji, a jego ciosy powinny być celniejsze. Jednak nigdy nie nauczy się prawdziwej walki dopóki nie zdobędzie w nich doświadczenia.
Uśmiechnął się na myśl o tych wszystkich przeciwnikach których sobie wyobraził. Podświadomie wiedział komu chciał taką krzywdę wyrządzić. Nie z nienawiści, a z satysfakcji do swoich umiejętności.
Zadowolony z swoich ćwiczeń postanowił że wypróbuje je przy następnej możliwej okazji, teraz jednak musiał już wracać do obozu. Był zmęczony, a o tej godzinie i tak ciężko będzie o rywala.
Odszedł od sosny, po czym rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze, by odlecieć w kierunku terenów Cienia.
Licznik słów: 1521
Atuty:
Boski Ulubieniec: spotkanie duszka raz na polowanie/raz na 2 tygodnie, owocujące o połowę większą nagrodą niż jest to dopuszczalne w przypadku "czegoś niespodziewanego".
Nieparzystołuski: -1 ST do wiodącego Atrybutu i Wytrzymałości w czasie nieparzystych miesięcy, +1 ST do wiodącego Atrybutu i Wytrzymałości w czasie parzystych miesięcy.
Magiczne moce here:
– możliwość wyleczenia kalectwa
– możliwośc odmłodzenia/postarzenia postaci o 10 księżyców
– brązowy żeton
1 2 3
#53cc4f