OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Wyleciała z Obozu. Nie miała wiele księżycy na karku, choć wzrostem odpowiadała starszemu osobnikowi. Myślami też. Wojna... sprawiła, że wydoroślała. Wstępne podłe plany wymawiane nad jej uchem, powrót kleryka, który stracił swą mistrzynię... który widział śmierć. Który zawiódł. A który zarazem uratował wiele istnień. Był to smok... zmęczony. Stado powinno być bezpieczne... Nic dziwnego, że chciała się odeń teraz oddalić. Spojrzała w dole piaskowego smoka. Nuż pustynnego? Zaczęła kołować nad nim, z każdym okręgiem mocno zniżając wysokość. W końcu, jeżeli adeptka nie dostrzegła cienia, mogła usłyszeć bicie ogromnych skrzydeł. Wywernowata lśniła delikatnie w powietrzu, odbijając żywo promienie wznoszącego się słońca. Mimo, że chmury zdawały się je pochłaniać, słońce lśniło w dali za drzewami otaczającymi dolinę. Biała istota miała smukłe ciało, jednak nie za długie. Raczej solidnie zbudowane. Podkreślał to długawy, ale mięsisty, silny ogon pokryty odznaczającymi się, perłowymi łuskami. Silną pierś osłaniały imponujące płyty kościane, gładkie i perłowe jak wszelkie inne. To wszystko i grube błony, rozjaśnione delikatnie dzięki szczątkowej zdolności przepuszczania światła oraz umięśnione zadnie łapy oznaczać mogły dla nawet niedoświadczonego smoka to, że to stworzenie specjalizowało się w walce. Lub było doń dobrze przystosowane. Po chwili Ziemna dostrzec mogła istną koronę rogów zwieńczających smukły, wyprofilowany łeb, na oko czternastoksiężycowego osobnika. Korona owa zdawała się gładka, rogi miały jednak ostro zwieńczone boczne krawędzie, od których światło odbijało się niemal agresywnie przy każdym poruszeniu. W końcu Perła znalazła się dwa ogony nad ziemią, a nieco ponad trzy obok mniejszej od niej samiczki.Zawisła w powietrzu, bijąc nieco długawymi, potężnie zbudowanymi skrzydłami. Mocna, nieprzerwana jeszcze nigdzie błona (sugerując młodociany wiek), uginała się pod naporem powietrza. Zdawało się jednak, że biała smoczyca nie męczy się od walki z żywiołem. Prezentowała pojemną pierś, pancerz płyt zakrywający jej ciało od szyi aż po ogon. Łapy przestały się kulić, ukazując kształtem swoją sprawność. Bijąc skrzydłami spowodowała małą zawieję, którą jednooka mogła wyczuć. Perła wylądowała jednak nadzwyczaj miękko i gładko.
Po chwili spora część uroku zniknęła. Białołuska samica oparła się na mocnych łapach, ale też nadgarstkach skrzydeł. Wciąż wydawała się duża, na pewno bardziej masywna niż pustynna. "I... północna?" Skrajna zdecydowanie. Łuski przestały lśnić, po tym, jak chaotycznie przesuwały się z perspektywy słońca, wciąż jednak błyszczały zdrowo. Perła nie była zabiedzonym smokiem. Unosiła łeb prosto, a spojrzenie jej jasnozłotych ślepi było bystre mimo łagodnego ich zarysowania na tle pyska. Lecz w spojrzeniu tym było coś jeszcze. Zmęczenie, choć nawet nie oddychała przyspieszonym tempem. Nie... to po prostu nie było fizyczne zmęczenie.
– Witaj. – Powiedziała spokojnym tonem, nie pasującym do adeptki. Zdawała się mocno wyciszona. Wtedy do nozdrzy Perły dotarł zapach... charakterystyczny. Nie przesycony zapachem domu innego stada. Ledwo wyczuła zapach Ziemi, będący zapewne subtelnym źródłem zapachu ich legowisk. – Przybyłaś tu niedawno, prawda? – Zagaiła, siadając spokojnym, wyważonym ruchem. Płynnym, nie wzbudzającym raczej podejrzeń. Biała zdawała się być rozluźniona. Brak napięć jej mięśni sugerował brak gotowości do agresji. Perła, wydawało się, miała przyjazny ton, choć dziwnie wyciszony jak na smoka o młodym wieku. Potrzebowała się wyrwać ze swojej rutyny. Poza tym ta Ziemna... nie wiedziała nic o wojnie. Nie miała zeń nic wspólnego. Dzięki temu prawdopodobnie Perła mogła nawiązać z nią lepszy kontakt niż ze swoimi rówieśnikami, którzy wsparli Cień... przeciwko Wodzie i Ogniu. Bezsensowne walki, przelana krew, ból. Teraz Perła musiała być statyczna dla rannych, którzy powrócili z placu boju. Wtedy zauważyła, że powieki jednego oka drugiej samicy są wklęsłe, a na drugim widnieją blizny. Przymrużyła delikatnie swoje ślepia, ale nie zareagowała. Drapanie takich ran nie wychodziło na dobre, więc zignorowała to. Jeżeli zauważy, że tamta potrzebuje pomoc, zaoferuje ją. Jednak traktowanie kalekich inaczej sprawiało im dyskomfort. Szczególnie jeśli kryła się za tym historia. A jasnołuska nie nosiła innych blizn.

















