OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Niewidoczny mógł oczekiwać, że Daimon po chwili się uspokoi. Ale jego milczenie okazało się jeszcze gorsze, niż słowa. Choć w sumie były z nimi na równi, bo tak naprawdę wszystko w chwili, kiedy był o krok od spotkania z furią mogło sprawić, że przekroczy tą granicę. Chyba tylko ukazanie się boskiego avatara Immanora, czy Naranlei byłoby w stanie go ocucić. Ale to raczej miało małą szanse bytu.Dlaczego on mi nie odpowiada?! Czemu jest taki spokojny?! Czyżby ze mnie kpił?!– myślał teraz, choć pewnie po uspokojeniu się burzy, zapomni że cokolwiek myślał i robił. Zawsze było tak, że budził się już po fakcie. Jakby na moment zastępował go kto inny, to sieje zniszczenie, a on potem zbiera po nim żniwa.
A iskierka już wybuchła i jak po pstryknięciu palcami, Daimon stał się żądną krwi bestią. Nie myślał więc, kiedy skakał ku Niewidocznemu. Mięśnie jego ciała samoistnie się napięły, ogon podniósł się do góry, a ogi ugięły. Mechanicznie więc naparł tylnymi nogami bardziej o nierówne podłoże i wypychając ciężar ciała w przód, skoczył ku swojemu celowi.
Daimon nie umiał walczyć, nikt mu nigdy się pokazał jak to się robi, a on sam tej nauki pobierać nie chciał. Więc jakby go teraz wziąć na trzeźwo do walki, to raczej słabo by sobie radził. Teraz też poruszał się chaotycznie, jak prymitywny drapieżna. Instynktownie wiedział jak to się robi, w co się celuje i czego używa. To wiedział prawie każdy smok. Tym bardziej, kierowany szaleństwem osobnik, który w głowie ma tylko jedno: "wyładowanie napięcie, wyżycie się i zniszczenie". Rzucający się więc ku Niewidocznemu, obłąkaniec, który jednocześnie wydawał z siebie dziwne, nieartykułowane odgłosy, wystawił przed siebie prawą łapę, od razu wystawił pazury i nakierował ją na szyję samca. Było to najbardziej czułe miejsce każdego smoka i to właśnie na nie, sama nakierowała się jego łapa. Lądując, jego łapa miała zamiar przejechać pazurami po jego morskiej szyi i zranić samca. Jakkolwiek. Tylko to się teraz liczyło.
















