A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: M,MA,MO: 1| B,A,O,Śl,Skr,W,MP: 2| L,Pł.S: 3
Atuty: Szczęściarz, Kruszyna
Gdyby sam dotyk cudownie miękkiego ciała samca nie był wystarczająco przyjemny, mogłam poczuć pod jego skórą wszystkie mięśnie. Jak drgały partiami niepewnie, starając się ratować równowagę zaburzoną pod wpływem moich ruchów, w innych miejscach pozostając sztywnie napięte, utrzymując całą posturę wyprostowaną albo broniąc się jeszcze przed moim dotykiem. Bałam się dotyku. Przynajmniej... tak było do tej pory. Przy nim udało mi się przełamać. A teraz, kiedy sama zainicjowałam naszą bliskość, nie czułam już absolutnie żadnych oporów. Teraz to nie ja byłam tym, który musiał się martwić. To ja decydowałam o tym czego chcę, a czego nie chcę. A ja chciałam, bardzo. Cieszyłam się jak poczułam, że twoje ciało rozluźnia się przyzwyczaja do mojego boku wtulonego w twój bok, pokonując ten pierwotny szok, który budował miedzy nami mur. Teraz mur stopniał jak lodowa ściana, a w panującym cieple można by przypuszczać, że nasze ciepłe, swobodne ciała stopią się razem w jedno. Po części, to już się stało. W moim łbie czułam, jakbyś był przedłużeniem mojego własnego bytu, kontynuacją moich myśli i moich odczuć, płynących przez moją skórę do twoich oczekujących nerwów, skrytych pod cieniutką warstwą futra. Uniosłam nieśmiało swoje skrzydło, sunąc nim wzdłuż twojego boku, aż do momentu, gdy z jego pomocą objęłam twoje plecy. Byłeś ledwie odrobinę wyższy, mogłam to zrobić bez większego problemu, co z jakiegoś niewyjaśnionego powodu przypadło mi do gustu. To byłoby niesamowicie głupie, gdybym nie mogła cię nawet przytulić. Patrzyłam na ciebie ze zrozumieniem, a moje spojrzenie przeskakiwało co jakiś czas z jednego twojego ślepia na drugie, gdy z przykrością stwierdzałam, że nie dość iż nie mogę skupić spojrzenia na całej twojej osobie i chłonąć całości twojego jestestwa w jednej sekundzie, to nawet obserwowanie jednocześnie obydwóch twych ślepi na raz okazywało się problemem. Delikatnie skinęłam łbem ze zrozumieniem. Skoro nie chciałeś mówić, to twoja wola. Nie chciałam cię do niczego zmuszać. Była tylko twoim wsparciem, opoką, nadzieją i radością. Przynajmniej chciałam być. Twoją służką przybiegającą na każde skinienie i okazującą ci swoje oddanie. Pragnęłam zawsze być przy tobie.
– Wolisz teraz co? – wyszeptałam cicho, niemalże w twój pysk, a w moich ślepiach zabłysły iskierki zainteresowania. Przygasły odrobinę, gdy dowiedziałam się, że po prostu wolisz "nie myśleć o tym". Moje uszy opadły odrobinę, lecz w tym samym momencie, zbliżyłeś swój pysk do mojego. Dwie ozdoby na czubku mojego łba podniosły się gwałtownie, jakbym usłyszała bardzo intrygujący dźwięk. Ale nie słyszałam za dużo, poza szumem dochodzącym z wnętrza mojego ciała, przeplatanym uderzeniami serca, które wydawały mi się tak głośne, że aż mogłyby odbijać się echem w panującej tutaj ciszy. Wstrzymałam oddech, tak jakbym nieopatrznym wydechem mogła oddalić twój pysk od siebie i pozbawić się delikatnych muśnięć, wzbudzających ciepłe ciarki biegnące wzdłuż mojej szyi ku tułowiowi i rozpływające się tam jak ciepły miód, docierając w najdalsze zakątki mojego ciała. Twój język pozostawił na moim łbie mokry ślad, który nawet gdy się oddaliłeś, emanował na powierzchni moich łusek twoja obecnością. I z zaskoczenia polizałeś moje ślepię. Odruchowo przymknęłam oko, odsuwając równocześnie łeb. Ale tylko odrobinkę. Nie chciałam odsuwać się ani ułamka łuski więcej, niż było to konieczne.
– Hej... – roześmiałam się sama nie wiedząc z czego. Gdy otworzyłam obydwoje oczu, ty spoglądałeś na mnie z odległości. Powoli przestałam chichotać, nie mogąc pod naciskiem twoich ślepi skupić się na niczym innym, niż tylko patrzeniu. A to samo patrzenie rozpętywało istną burzę w mojej głowie, rozrzucając na prawo i lewo miliardy uczuć, myśli, wspomnień. Niejasnych wspomnień. Takich, które jakby nie należały do mnie, ale wydawały się bardzo adekwatne do obecnej sytuacji. Wspomnienia nie z tej epoki, nie z tego ciała, kolektywnie zakopane w głębi moich mięśni, nerwów, komórek, wskazujące mi dobrą drogę, która powinnam podążyć, choć nie miałam świadomego pojęcia jak ona wygląda. Mimo wszystko postanowiłam spróbować. Oddać się podszeptom wiekowych rytuałów, rozgrywanych w jaskiniach i pod gołym niebem. Małych bitew, toczących się pomiędzy smoczymi ciałami a ich umysłami. Wiedza przekazywana z pokolenia na pokolenie, gdyż sam fakt możliwości jej przekazania, weryfikował jej słuszność.
– Dobrze... – wyszeptałam w odpowiedzi, na twoje ostatnie pytanie, a moja odpowiedź przerodziła się w zwiewne westchnienie, które samo wypłynęło z mojego pyska, nie pytając wcale o pozwolenie. Chciałam przysunąć się bliżej do ciebie, ale zbita materia naszych ciał nie chciała mi na to pozwolić, frustrując mnie coraz bardziej, przyciągając do ciebie jakąś nieznaną, magiczną siłą i równocześnie nie pozwalając ulec temu przyciąganiu. Co miałam zrobić? Wspomnienia pokoleń kłębiły się w moim łbie, sprawiając, że powoli traciłam poczucie kim na prawdę jestem, gdzie znajdowała się góra, a gdzie dół, gdzie światło, a gdzie cień. Gdy mrugałam, zdawało mi się jakbym na wieczność miała zostać w ciemności, a gdy ponownie otwierałam oczy, czułam jakby wstawał nowy dzień, jakby potężna eksplozja tworzyła nowy świat wypełniony życiem. Tak obce stało się dla mnie każde moje uderzenie serca i każdy mój ruch. Zostałam ciśnięta w wir nieznanej mi, tajemniczej czasoprzestrzeni.
Skurczyłam szyję, znów wracając łbem do poziomu twojego barku. To miejsce bardzo mi się podobało. Mogłabym położyć tutaj łeb i zasnąć czując, że nic mi nie grozi. Nie budzić się ciągle w nocy nasłuchując dźwięków dochodzących z zewnątrz, nie być trapiona koszmarami. Przymknęłam oczy. Uśmiechałam się do ciebie, choć nie wiedziałam, czy możesz to zobaczyć. I tak nie mogłam przestać. Powoli, bardzo powoli, przesunęłam łeb ku twojej szyi. A gdy zawadzałam o twoją sierść pieszczącą łuski na mym pysku, miałam wrażenie że gromadzą się miedzy nami elektryczne ładunki, rezonujące w mikroskopijnym odstępie miedzy powierzchniami naszej skóry. Znów sunęłam łbem po twojej szyi, rozkoszując się twoim ciepłem na policzku. Teraz dużo wolniej. Bez pośpiechu. Wiedziałam, że nigdzie nie uciekniesz. Gdzieś w połowie szyi, wysunęłam końcówkę języka, przykładając ją do twojej skóry i wraz z nią kontynuując ruch w górę. Teraz ja zostawiałam na tobie swój ślad. Delikatnie, nienatarczywie, ledwie muskając powierzchnie twojego ciała. Zrobiłam to tak, jak robiłam wszystko. Subtelnie, nieśmiało... Aż dotarłam do twojej żuchwy. Przystanęłam przy niej, jakby zastanawiając się co dalej. Ale w mgnieniu oka już wiedziałam. Zwolniłam jeszcze bardziej. Każdy mój ruch był jakby skokiem, skokiem nad wielkim kanionem niepewności i nieznanego. By doczekać kryjącego się po drugiej stronie przeznaczenia. Język dotarł do kącika twojej paszczy. Krótkim muśnięciem zaznaczając swoją obecność. Potem odjęłam go, jakbym miała zamiar uciec, ale szybko wróciłam, długim liźnięciem ciągnącym się aż do końcówki pyska pieczętując swoją obecność. Ostrożnie oddaliłam od ciebie swój łeb, jakbym w czasie tej czynności mogła się zranić. Znów patrzyłam w twoje ślepia. I wcale nie zaczynało mi się to nudzić. Musiałam coś powiedzieć. Tylko co? Ledwie wiedziałam kim jestem, a co dopiero, co bym chciała ci przekazać. Które z moich jestestw obecnych i poprzednich miało do ciebie przemówić?
– Ja... Ja chcę... To znaczy... Ja chcę być twoja... – powietrze ulatujące z mojego pyska jak lekka bryza, uniósł ze sobą słowa, zamazując przede mną samą ich znaczenie. Trzymałam cię blisko siebie swoim skrzydłem. Nie miałam zamiaru wypuścić już nigdy.
Tak łatwo było zapomnieć, że każdy mój ruch, każde drgnienie łapy, było bacznie obserwowane przez martwe, kamienne spojrzenia wszystkich bogów, czuwających nad tymi terenami. Ale... czy nie było tak cały czas? Czy każdego naszego ruchu nie śledzili i nie byli świadomi? Czymże więc różniło się sytuacja, gdzie ich kamienne personifikacje przypominały nam o ich przedwiecznym, nigdy nie męczącym się oku? Przodkowie mnie nie obserwowali. Oni byli częścią mnie. Byli mną. Wiedzieli o wszystkim co ja wiem, a ja wiedziałam wszystko, co oni kiedykolwiek pojęli. Wystarczyło tylko posłuchać, wsłuchać się w głąb siebie. I już nie trzeba było zadawać żadnych pytań.
Mój ogon miękkim ruchem owinął się wokół twojego, przesuwając się albo w górę, albo w dół, drażniąc i jednocześnie drżąc z podniecenia.
Licznik słów: 1254
~ ~ ~
Z przyjemnością nauczę Cię wszystkiego co wiem.
~ ~ ~
Atuty:
~Szczęściarz
Skoro mnie spotkałeś, rzeczywiście musisz mieć dużo szczęścia.
W przypadku akcji rozsądzonej niepowodzeniem (lub akcji utrudnionej) Atut daje automatyczny 1 sukces.
~Kruszyna
Nie, na prawdę, tyle mi wystarczy. Weź resztę...
Smok uzyskuje status sytość po zjedzeniu 3 jednostek mięsa zamiast 4.
Tutaj są wszyscy których uczę...
A tutaj KP
Kompan: Żywiołak ziemi Neder
Słodki, mały niedźwiadek
https://www.smoki-wolnych-stad.pl/viewtopic.php?p=193772#193772
Avek i pixelek by Brutal