OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Bez słowa wznosi się wyżej. Czy to przez wysokość i pęd wiatru, które znacznie utrudniają rozmowę, czy przez zwykłą niechęć – Niewidoczny nie mówi już nic więcej; niemniej znajduje równie skuteczny sposób, dość przez siebie nadużywany, by przekazać smoczęciu wiedzę.Młody zgodnie z nią wznosi się wyżej, muskając taflę wody ogonem. Nie prostuje ciała, tak jak i ten nieprawdziwy smok tego nie robi – skrzydła ustawione ma prostopadle do ciała. Jemu samemu zajmuje nieco więcej czasu wyczucie rytmu, z jakim powinien ruszać błonami, niż wizji której samiec przez cały czas pozwalał trwać. Sam ruch jest dość męczący, ale staje się to nieco łatwiejsze do zniesienia, gdy Młody rozluźnia ogon i unosi wyżej nakrapianą szyję.
Wstrzymuje oddech, gdy zwinne ciało skręca się i smok, bez wahania, rzuca się w dół. To w ogóle nie przypomina chodzenia po powietrzu i Młody od razu pojmuje swój błąd. Ten wodny smok porusza się z taką samą łatwością, jak ryby, które przemierzają ogrom oceanu, po tylko sobie znanych szlakach. Chód przy tym jest jak pierwsze kroki łani – niezdarny i słaby. Kończyny zwierząt lądowych sprawiają, że nie każdy jest w stanie poruszać się z takim czarem, a już zupełnie nikt z taką swobodą. Bo cóż ogranicza smoka w wodzie?
Bierze zagubiony wdech i pochyla się gwałtownie do przodu, nie pozwalając sobie na wątpliwości. Zwija skrzydła i uderzenie serca później zanurza się w skłębionej wodzie. I, tak jak wcześniej, nagła cisza jest oszałamiająca. Ciemności panujące w wodzie może przebić jedynie wyćwiczony wzrok Młodego.
Mara nie traci nic ze swego wdzięku i potwierdza myśli smoczęcia. Ten uważnie obserwuje ruch jej ciała i nie umyka mu, jak smok wykorzystał skrzydła, by wykręcić. Łuk, jaki zatoczył, był dzięki temu dużo mniejszy i nie wytraciła on nic ze swej szybkości. Jak wcześniej – ma szalenie mało czasu, by skopiować ten ruch, ale udaje mu się, nim zdąży zaryć pyskiem o muliste dno. Pracując ciałem, a złaszcza ogonem, wykonuje wężowy ruch, który sprawia, że mknie jak pocisk.
Nikt by nie kwestionował stwierdzenia, że mara to smok wodny, gdyby zobaczył jak zgrabnie wyślizgnął się z wody i nie odrywając kończyn od tułowia – rzucił się z powrotem w gwałtowne ramiona swojej matki.
Samiec starał się jak mógł, by zrobić to równie zgrabnie, ale nieco źle wyliczył kąt, przez co nie wybił się tak imponująco i zamiast wślizgnąć się zgrabnie – bije ciałem wodę.
Nie przestaje płynąć. Znów stara się rozpędzić; przebija taflę niemal pod kątem prostym, przez co nie pozostaje mu nic, poza rozwinięciem skrzydeł.

















