OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
-Może i nam nie zagraża, ale i tak jest zimno.– powiedziałem szczękając zębami. Im dłużej przebywałem w tej wodzie, tym bardziej sztywniałem.-No dobrze, to chyba nie jest trudne.– powiedziałem z lekkim powątpiewaniem.
Odepchnąłem się od mulistego dna. Trochę było to niewygodne i poślizgnąłem się lekko, ale mimo to jakoś udało mi się wyłożyć na wodzie bez zachłyśnięcia. Ułożyłem ciało tak, jak nakazała mi Rozkwit. Szyja, kręgosłup i ogon tworzył praktycznie prostą linię, z tym, że szyja była nieco bardziej uniesiona do góry, tak, by woda nie wlatywała mi do nozdrzy, a ogon swobodnie poruszał się na tafli wzburzonej wody. Skrzydła przycisnąłem (o ile to możliwe) jeszcze bardziej do siebie. Moje ruchy były sztywne, a to dlatego, że mięśnie mi chyba zamarzły! Mimo to zmusiłem się do ruchu. Wyciągnąłem przednie łapy przed siebie i zagarnąłem wodę pod siebie tak, jak robiła to Cienista. Woda przepływała mi między pazurami, ale mimo to poczułem, że trochę przesunąłem się do przodu. Tylnymi łapami wypchnąłem wodę spod siebie tak, jakbym się od czegoś odbijał, co sprawiło, że znów przesunąłem się kawałek.
-Tylko ze spokojem synu! Równo i spokojnie!– słyszałem głos taty dobiegający z brzegu. Jasne jemu było łatwo mówić bo nie musiał przebywać w tej lodówce. Skupiony na pracy łap nie odpowiedziałem mu nic. Dalej machałem łapami, wpadłem już nawet w swoisty rytm raz, dwa, raz, dwa. Przyciągałem do siebie wodę przednimi łapami i odpychałem od siebie tylnymi. Starałem się poruszać ze spokojem, bez chaotycznych ruchów, które mogłyby skończyć się dla mnie zakrztuszeniem. Podpłynąłem bliżej Rozkwitu.


















