A: S: 2| W: 4| Z: 3| I: 5| P: 1| A: 3
U: M,Kż,S: 1| A,O,Śl,Skr: 2| W,Pł,L,B,MP: 3| MO,MA: 5
Atuty: Szczęściarz; Niezdarny wojownik; Mistyk; Magiczny śpiew; Poświęcenie
// Jaki trup, nie wiem, co masz przez to na myśli, hmmm xD? A to, że musimy napisać więcej postów, naprawdę mi nie przeszkadza ;). Inna sprawa, ze... nie wiem, jakim sposobem wychodzi Ci, że mam więcej w MA niż w MO, skoro atak robiłem jeden, a obrony dwie dwie :P.
– Ten kwas brzmi jak coś bardzo groźnego – rzekł Kruczopióry do Kravsaxa, przyglądając mu się bacznie. – Dobrze, że dowiedziałem się, iż coś takiego istnieje – dodał... i natychmiast wzdrygnął się. No tak, jego przybrany ojciec nie próżnował!
Pnącza? Nic prostszego; pisklak w jednej chwili wyobraził sobie cztery niewielkie, ogniste płomyki wokół swoich łap, każdy dokładnie taki sam. Aby nie uciekały, stworzył cztery niewysokie, drewniane głownie, każdą wbił w ziemię pionowo tuż obok pnącza, po swojej zewnętrznej stronie. Wysokie na może długość kilka pazurów, szerokie na jeden, natychmiast zapłonęły, zaś aby czyniły to lepiej, ich krańce pokryła siarka, której zapach pamiętał z terenów Ognia. Tak, woń płonącej siarki była bardzo adekwatna do sytuacji... Ogień nie należał do szczególnie wielkich, wysoki na może trzy-cztery pazury, czerwony w środku, na zewnątrz przeradzał się w żółto-złotawy. W mgnieniu oka pisklak spostzregł sie, iz taka technika obrony moze zlaezeć od wiatru – o ten wiec również musiał zadbać.
Przymykając oczy, wyobraził sobie źródło delikatnej bryzy umiejscowione centralnie pod jego brzuchem, właściwie na jego powierzchni, w samym centrum. Źródło zachowujące się nie do końca naturalnie -ale czyż maddara nie może naginać niektórych praw fizyki? – bowiem wiatr był wypychany magiczna siłą na zewnątrz, we wszystkich kierunkach, gdyby zobrazować jego pływy, byłyby to rozchodzące się okręgi. Przy okazji spojrzał na wszystkie swoje głownie, upewniwszy się, iż tkwią wystarczająco blisko pnączy – nieco je poprawiając, uginając ku środkowi.
Płomienie miały spalić pnącza, ale tak, aby Kruczopióry nie wyrządził sobie krzywdy sam – słaba byłaby to bowiem obrona, gdyby jeden rodzaj obrażeń zamienił na drugi. Temu właśnie służył wiatr – bardzo delikatna bryza powinna sprawić, iż płomyki poszybują w przestrzeń, nie zaś w jego łapy. Dla pewności jeszcze pokrył swoje nogi delikatną, cienką warstwą wody – nakazał jej trzymać się w ryzach przy samych łuskach, tworząc kształt czegoś w rodzaju nagolenników, które chroniły go przed obrażeniami. Bardzo ściśle trzymać w ryzach – inaczej ugasiłyby ogień, a w tym momencie cała linia obrony straciłaby skuteczność. Sam smok nie ruszył się ani o milimetr, po prostu delikatnie westchnął, aby tchnąć maddarę w swoje twory. I oczekiwał na efekt.
Licznik słów: 400