A: S: 2| W: 1| Z: 1| I: 1| P: 3| A: 1
U: L, MO, MA, Kż: 1| B, Pł, S, MP, Skr: 3
Atuty: Bogaty z rodu; Pamięć przodka;
Chwila przechadzała się po terenach wspólnych. Może kogoś spotka? Rozejrzała się. Nikogo tu chyba nie było więc raczej nie. Tylko co więc będzie robić? Pomyślała chwilę po czym wzięła w łapę jakiś kamień i rzuciła go w krzaki rosnące między drzewami. Uznała, że jest to jej cel. Czemu cel? Skoro nikogo tu nie było, mogła poduczyć się skradania. Jest to niezbędna umiejętność dla każdego, porządnego łowcy a to nim właśnie chciała jednak zostać. Może i kamień to nie jest prawdziwa istota ale trenować na nim można. Wszystko pokrywał bielutki śnieg, było zimno i wiał wiatr. Nie są to idealne warunki dla smoka morskiego i dla tego Chwila chciała szybko zacząć oraz jeszcze szybciej skończyć. Więc czas zaczynać! Na początek sprawdziła kierunek wiatru. Podniosła łapę i z łatwością poczuła, że wiał od strony kamienia. Nie musiała więc na razie zmieniać swej pozycji. Morska przycisnęła do siebie przeklęte, duże skrzydła, ugięła łapki, ogon nieco podniosła ku górze zaś łeb nieco obniżyła. Pilnowała również by brzuch nie szurał po ziemi robiąc przy tym dużo niepotrzebnego hałasu. Powoli ruszyła przed siebie w stronę kamyka. Musiała uważać. W porze Białej Ziemi czyhało na smoki naprawdę wiele niebezpieczeństw! Na ziemi leżało mnóstwo przeszkód jedynie utrudniających skradanie. Od starych, szeleszczących liści po gałązki i skrzypiący w niektórych miejscach śnieg. Nie mogła wydać nawet najcichszego dźwięku bo gdyby było to prawdziwe zwierzę natychmiast by pewnie uciekło. Nie mogła do tego dopuścić! Ruchy Chwili musiały być więc dobrze przemyślanie i oczywiście wolne. Skoro decyzje adeptki zawsze są takie długie jeden krok zajmował jej nawet trochę czasu. Nie mogła się nawet jeden raz pomylić bo mogłoby to przecież wszystko zepsuć. Szła tak chwilę a następnie zatrzymała się i sprawdziła wiatr. Na jej nieszczęście zaczął się zmieniać i musiała teraz obejść cel po okręgu by nie wyczuł jej zapachu. Wiedziała że to tylko kamyk ale co by było gdyby to było stadko królików lub jakaś sarna? No właśnie. Udała się wiec wolno na drugą stronę. Gdy już udało się jej to zrobić, wyobraziła sobie, że ofiara zaczęła się rozglądać i ją dostrzegła. Samica natychmiast stanęła w bezruchu, tak jak ją uczyli kiedyś w plemieniu. Nie wiedziała kiedy sobie wyobrazi, że kamyk już się na nią nie patrzy. Była akurat wychylona w przód i chciała postawić łapę. Długo w takiej pozycji raczej by nie wytrzymała. Po chwili poczuła, że musi postawić ja na ziemi, zaczęła jej drętwieć, mięśnie domagały się rozluźnienia, odpoczynku. Chwila udała więc niedługo potem, iż kamyk oderwał od niej wzrok i... wrócił do swoich kamiennych czynności. Ot co! Szczęśliwa różowołuska położyła łapę na ziemi czując ulgę i radość, że udało jej się zachować spokój w takiej groźnej sytuacji. Upewniła się jeszcze raz spoglądając na cel czy może już ruszyć dalej. Sprawdziła na wszelki wypadek wiatr. Teraz jej sprzyjał i miała nadzieję, że będzie tak do ukończenia treningu. Na szczęście dużo już jej nie zostało. Poszła więc w stronę jednego z drzew. Wolno i przemyślanie. Postanowiła, iż zatrzyma się przy nim, ukryje przed kamykiem i sprawdzi drogę do ofiary. Dość szybko udało się jej to zadanie wykonać. Spojrzała się na trasę do drzewa. Było na niej jeszcze kilka krzewów i głazów za którymi mogła się ukryć i przemyśleć swoje kolejne działania tak, jak to robiła właśnie teraz. Skierowała się więc do pokrytego śniegiem i gdzieniegdzie mchem, wielkiego kamulca. Nagle usłyszała cichy trzask. Co to było? Czyżby ona... nadepnęła na gałąź! Jak mogła popełnić taki straszliwy błąd?! To było wręcz niewybaczalne. Skarciła się w myślach i ponownie stanęła w bezruchu. Tym razem przynajmniej nie miała żadnej z kończyn w powietrzu i jakby co zasłaniał ją jeden z niewielkich krzaków. Spojrzała się na widoczny między liśćmi kamyk i zauważyła dalej jeszcze jeden, nieco jaśniejszy i większy ukryty w dziupli lezącego na ziemi, starego drzewa. Udała więc, iż to była teraz jego ofiara która po prostu uciekła i schowała się tam. Teraz znów droga się wydłużyła i miała nieco dłuższy dystans do celu niż przed nadepnięciem tej okropnej gałązki! Jednak ona nie włoży do tej dziury łapy. Co więc teraz miała zrobić? Nagle coś przeszło za ofiarą. Mysz? Wiewiórka? A może coś większego? Tego nie wiedziała. Tak czy siak kamyk wypadł z niej po pewnym czasie i leżał kilka szponów od dziupli. Uff... jak dobrze. Chwilę jeszcze samica tak postała by upewnić się, że stworzenie odwróciło od niej wzrok po czym kolejny raz sprawdziła wiatr. Nadal był dla niej korzystny. Poszła kilka kroków w stronę celu. Powoli... powoli... już nawet nie myślała o chłodzie, który zamrażał jej drobne łuski i czułki. Trochę to trwało. Nawet takie dłuuugie trochę. W tym czasie wiatr jeszcze raz i to ostatni raz zaczął zmieniać kierunek. I to akurat w takim momencie, gdy wystarczyło jedynie porządnie skoczyć i zaatakować. Jednak mogła przecież to teraz zrobić. Chociaż... czy lepiej nie byłoby poczekać aż znów będzie wiał od strony kamienia? Ale trzeba zauważyć iż był tak blisko... co więc ma w takiej sytuacji zrobić? Przemyślała to chwilkę i postanowiła. Przecież zna magię i nie musi nawet skakać! Wyobraziła sobie wodę wypełniającą szczeliny kamienia i ogólnie cały kamień. Gdy tylko się pojawi miała zamarznąć. Tchnęła w to cząstkę swojej maddary i tak właśnie się stało. Dumna z siebie samica wyszła z ukrycia i podeszła do rozłupanego przez lód na trzy kawałki kamienia. Udało jej się! Właśnie upolowała głaz! Gdyby to było prawdziwe polowanie może zamiast tego byłaby to krowa lub żubr lub coś jeszcze innego? Tak czy siak trening ukończony. Chwila przyjęła pozycję do biegu i pobiegła z powrotem do Obozu Ognia.
Licznik słów: 911