Strona 1 z 9

: 14 lut 2019, 20:36
autor: Administrator
//
Witam na Spotkaniu dla Młodych smoków – numer szczęśliwy, bo 13!

W spotkaniu mogą wziąć udział wszystkie młode smoki, które nie posiadają jeszcze dorosłej rangi!
Za udział w Spotkaniu przewidziane są nagrody, zgodnie z tradycją naszych Spotkań. Zwykle są to statystyki, przedmioty, tym razem będziecie też mieli okazję zdobycia Punktów Społeczności dla swojego stada :)
Ale przed podjęciem decyzji zastanów się, czy jesteś na to gotów! Nagrody zostaną przyznane tylko aktywnym uczestnikom tego spotkania – a więc trzeba będzie regularnie odpisywać w tematach wydarzenia!
Chęć uczestnictwa w Spotkaniu zgłaszasz poprzez opisanie przybycia swojej postaci.
Na przybycie masz dwa dni – mój kolejny post powinien pojawić się w niedzielę rano, i po tym momencie nie będzie już można dołączać do wydarzenia.
Na chwilę obecną obowiązuje limit – 1 POST NA TURĘ, który ma MAKSYMALNIE 800 słów.

//


Był poranek.
Skały Pokoju, górujące nieznacznie nad okolicznymi terenami, były skąpane w promieniach wschodzącego słońca i intensywnie szarpane porywami suchego, mroźnego wiatru. Bielutkie placki śniegu wyraźnie odcinały się na tle skał, a okalający wszystko u podnóża wianuszek drzewek sprawił, że każdy z nadchodzących tu smoków – jeśli musiał drogę pokonać na własnych łapach – uznał to za wyzwanie nie do pokonania. Ale Wolne Stada były zbudowane z twardszego materiału niż podejrzewały. Nie takim przeciwnościom musiały stawiać czoła w swej historii, i nie takim przeciwnościom naplują w oko w swej przyszłości.
Obrazek
Dzielne młode smoki kierowały się krokami czterech, które je prowadziły. Czwórka wybranych – przeklętych – z każdego ze stad: Pieśń Apokalipsy, Biel Feniksa, Remedium Lodu i Rudzik Płowy. Niektórzy byli przeklęci do tego stopnia, że musieli polegać na pomocy, by pokonywać przeszkody na swej drodze. Co się stało? Jak można było im pomóc?
Niewykluczone, że odpowiedź na te pytania czekała na szczycie wzgórza. Tam, gdzie wieki tradycji Wolnych spowijały atmosferę aurą ciszy i tajemniczości. Tam, gdzie najważniejsze decyzje były podejmowane. Na Skałach Pokoju.
A ponieważ widoczność była doskonała, to na horyzoncie, na wschodzie, a więc w kierunku terenów Stada Ziemi, widać było szarawy zarys Skalnego Giganta, pochylonego dziwnie nad miejscem, które znane były jako Jaskinie Proroków ledwie kilka księżyców temu.
Ukoronowaniem wzgórza był stosunkowo płaski teren, usłany kamieniami wydeptanymi przez łapy smoków odwiedzających to miejsce przez pokolenia. Z jednym podwyższeniem, na północnej krawędzi, z którego czasem korzystali prorocy lub przywódcy Stad podczas wspólnych spotkań. Teraz to podwyższenie było zajęte przez kogoś zgoła innego.
Z jej ogona sypał się złoty pył.
Z zielonego, pierzastego ogona, tego pełnego gracji, mocy i jednocześnie charakterystycznej, młodocianej beztroski, ptaka siedzącego na jednej łapce na najwyższej skale na szczycie wzniesienia. Druga łapka, schowana między napuchowione pióra, była grzana ciepłem ciała tego niewielkiego ptaszka, który był mniejszy niż Fio, kompan Bieli Feniksa. Znacznie mniejszy. Dorosłe smoki mogły mieć wrażenie, że są w stanie ptaszka złapać w łapę.
Ale to było tylko wrażenie.
Bo nie-smocza moc emanująca od tej postaci, a wyczuwalna przez tych, którzy przywitali się już ze swoim źródłem maddary, wyraźnie ostrzegała głupich, którzy chcieliby mu zrobić krzywdę.
Duszek.
Duszek w całej swojej okazałości, nieograniczony gadzią postacią, niekryjący swojej mocy, z błyskiem inteligencji w jarzących się złotym światłem oczach. Naqimia? Być może, skoro to ona dorosłych-przeklętych tu wezwała. Ale czemu pokazała się w całym swym majestacie, w mocy, przy której bladła najpotężniejsza maddara najmocniejszego czarodzieja?
Obrazek
Czas mijał. Złoty pył się sypał. Czy przybędą?

: 14 lut 2019, 20:49
autor: Pieśń Apokalipsy
Smoczyca szła powoli. Po krótkiej rozmowie mentalnej z Khuranem zgodziła się zabrać na miejsce ich świeżo wyklutego dzieciaka. To fajnie że doczekali sie młodych, chociaż z drugiej strony było nieco przerażające. Niosła go na swoim grzbiecie, krocząc spokojnie. Juz z daleka widziala dziwne błyski i kolory. Szła powoli, spokojnie, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Wiedziała że młode smoki Cienia przybędą jak najszybciej. Uśmiechnęła się lekko. Wtem dojrzała tego ptaszka. Ptak? Jaki piękny. Jego barwy były zachwycające, ale wtem poczuła też jego moc. Moc od której aż zadrżało jej serce. Zatrzymała się dosłownie dwa ogony od jej postaci.
-T ty ns wezwa...– Nie słysząc własnego głosu miała problem z mówieniem. Jest to mimo wszytko bardzo ważne. Jeśli siebie nie słyszysz, czasem źle układasz dźwięki. Była zaskoczona. Co tu sie dzieje.

: 14 lut 2019, 21:08
autor: Miraż Snów
Urojona wyruszyła ze swej groty zaledwie kilka uderzeń serca po tym, jak do jej umysłu dotarła mentalna wiadomość. Nieprzyzwyczajona do porozumiewania się w ten sposób z początku była zaskoczona, lecz ze względu na powagę wezwania wiedziała, że nie może marnować czasu. Nawet jeśli słowa rozbrzmiały w jej głowie, mogła usłyszeć w nich przejęcie panującą sytuacją.
Dlatego nie miała najmniejszego zamiaru zwlekać.
Ruszyła we wskazanym jej kierunku nie zważając na to jak problematyczna może być droga. W odróżnieniu od większości smoków nie mogła wzbić się w powietrze, więc pozostała jej jedynie droga lądowa i choć zza szarych chmur zaczynały wyglądać promyki Złotej Twarzy, a pogoda stawała się coraz cieplejsza, podróż wciąż nie należała do najłatwiejszych. Krótkie łapy topiły się w śniegu gdy smoczyca kierowała się na wzgórze przy okazji wspomagając resztę młodszych smoków, które nie zawsze dawały sobie radę. Nawet jeśli nie była spokrewniona z żadnym z nich czy nawet nie należała do tego samego stada – czuła, że pomoc młodszym należy do jej obowiązków.
Wyruszała wcześniej na wiele spacerów po pokrytych śniegiem terenów, podróżowała także za barierą, lecz mimo to nie przepadała za dłuższymi podróżami bez odpoczynku, szczególnie w takich warunkach. Podłużne ciało lekko drgało, gdy gromadził się na nim śnieg topiący się pod wpływem ciepła, a lodowate krople powoli spływały po błyszczących łuskach sprawiając, że samica czuła się dość niekomfortowo. Mimo to brnęła przed siebie – wiedziała że nie wypada teraz zawrócić, w szczególności że sprawa jest poważna.
Spoglądała w stronę Pieśni, która udała się na Skały Pokoju przed nią i szła jej śladem nie chcąc zgubić drogi. Cóż mogło spowodować takie przejęcie wśród smoków? Dlaczego byli wzywani jedynie młodzi, podczas gdy to ci starsi posiadali lepsze umiejętności i doświadczenia? W umyśle rodziło się coraz to więcej pytań, lecz na żadne z nich nie mogła odnaleźć odpowiedzi.
Widok nieznanej istoty wzbudził jej zainteresowanie, ciekawość, gdy szkarłatne ślepia spotykały się z różnobarwnymi piórami, ze złotym pyłem który rozsypywał się wokół, pokrywał wyspę i unosił się z tańczącym wiatrem.
Nawet jeśli istota nie należała do największych, a jej wygląd nie budził przerażenia wśród innych smoków, to nie trzeba było zbyt długo żeby się przyglądać żeby poczuć jej moc. Moc, niezrozumiałą, lecz wyraźnie wyczuwalną, bijącą wręcz od niewielkiej postaci przebywającej na środku wyspy. Białołuska niepewnie zrobiła powolny krok w stronę istoty wciąż przyglądając jej się czujnie po czym skinęła łbem pochylając go na dłuższą chwilę okazując szacunek.
A następnie wyprostowała długą szyję, a szkarłatne ślepia nawet na krótki moment nie odrywały się od nieznajomej. Nie odezwała się ani słowem – po prostu czekała.

: 14 lut 2019, 21:15
autor: Rudzik Płowy
Głuchy stukot drewnianego kostura oraz tupot kilkudziesięciu łap można było usłyszeć z północnego wschodu, gdy grupa Dzieci Ziemi docierała na miejsce. Ich przewodnik nie był na przodzie – był on schowany w środku, wręcz wydawałoby się, że jest eskortowany przez adeptów Ziemi. Ile mogli, tyle szli na piechotę. Najgorzej było, gdy musieli przedostać się nad wodą.
Zwolnił, gdy do jego nozdrzy dotarł zapach Cieni. Ten zmysł oraz słuch był wyjątkowo wyostrzony, by móc określić chociaż w przybliżeniu swoją lokalizację.
Puste, ślepe i wyjątkowo smutne oczy spojrzały w stronę dziwnej mowy Cienistej samicy, którą usłyszał kawałek wcześniej. To tutaj...?
Zatrzymał się nieopodal wraz z grupką młodocianych Ziemistych.
– Naqimia?... – zawołał, oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Czuł w swoim źródle maddary obecność naprawdę potężnej magii, która miała swoje ucieleśnienie gdzieś bardzo niedaleko. Miał wręcz wrażenie, że ta moc przytłumia jego własną.
Westchnął. Teraz pamięta kim jest Naqimia. Czuł w sercu, że ona jest dobra... lecz dlaczego zawsze zjawia się tam, gdzie dzieje się coś niedobrego?

: 14 lut 2019, 22:43
autor: Wieczna Perła
  Wylądowała na skałach pokoju z nadzieją, że reszta ruszyła za nią. Wybrała miejsca z boku, od strony terenów swego Stada, przyglądając się najpewniej Naqimi. Nie tak ją sobie wyobrażała, to na pewno. Spodziewała się ujrzeć... smoka. Ptak nie dość, że ją zaskoczył, to i jeszcze dziwił rozmiarami. Była... mała, bardzo mała. Czy to ma związek z tym, że dba o młode pisklęta? Najwyraźniej.
  Mimo, że to ona była w centrum uwagi, to nie o Naqimi teraz myślała, a o tym, co będzie miało tu miejsce. Wiedziała tylko tyle, że ma to związek z jej utratą głosu, no i że młodzi pomogą. Nic poza tym. Siedziała, czekając na resztę.

: 14 lut 2019, 22:47
autor: Remedium Lodu
  Remedium naprawdę rozumiał, że niskie prawdopodobieństwo nie oznacza niemożliwości. Dziwne rzeczy naprawdę go nie zaskakiwały, co najwyżej intrygowały. Ale to właśnie efektywnie zniszczyło mu próbki, których już nie dopilnuje oraz pozbawiło elementarnego dlań zmysłu w poszukiwaniach ziół. Na domiar złego jego pokłady cierpliwości do młodych zostały poddane kolejnemu nadszarpnięciu. Szczęście w nieszczęściu, że choć poważniejąca już Lulal zdecydowała się z nim wyruszyć, inaczej najpewniej zamknąłby się w laboratorium i zaczął poszukiwać własnymi metodami tego całego „dotknięcia łapy zła” które na niego spadło.
  Zbliżał się więc do Skał Pokoju, cierpiąc wewnętrznie a odpowiadając przy tym wyważonym tonem, czasem wręcz żartobliwie na ewentualne pytania najmłodszych Wody. Dobry Uzdrowiciel Remedium pomagał pisklętom wspiąć się po skałach, najmniejszych przenosząc o własnych skrzydłach na sam szczyt. W międzyczasie Poważny Geniusz Lód miał ochotę zaszyć się gdziekolwiek, byle daleko, z czarką herbaty i teleskopem. To nie tak, że nie lubił piskląt, naprawdę. Po prostu w pewnych dawkach ich naiwność stawała się nazbyt toksyczna.
  Na szczyt przybyli już… Oczywiście, odruch wyłapania zapachu nic mu nie dał. Ale wskazówki były jasne: Cień i Ziemia. Jedno spojrzenie na tego drugiego i już wiedział, że mu nie zazdrości. – Naqimio? – skłonił się przed duszkiem z szacunkiem. Miał nadzieję, że choćby przypadkiem duszka, skoro ich zawezwała, rozgoni nieco chmury niewiedzy i wyjaśni, dlaczego przykazała przyprowadzić ze sobą młodsze smoki. Kończąc zaś gest spróbował posłać wiadomość mentalną do Rudzika Płowego ~ Życzyłbyś sobie może upewnić się, czy wszyscy których zabrałeś dotarli na miejsce? ~ śląc ku niemu obraz gromadki Ziemistych z własnych ślepi.
  Dalej już tylko stanął i czekał. Naqimia zajmowała się pisklętami, więc jego rolą było już jedynie wyczekiwać, aż spłynie nań błogosławieństwo ukochanego węchu.

: 14 lut 2019, 23:09
autor: Bursztynowa Łuska
Przybyła na skały pokoju głównie z jednego powodu, a takiego, że w teorii Bursztynowej Łusce porąbały się słowa i ich znaczenie, więc przez przypadek pomyliła słowo "Pokój" i "Spokój", lecz widoku takiej liczby młodzików się nie spodziewała, a najwidoczniej miało przylecieć jeszcze więcej bo na horyzontach było widać jeszcze przylatujące to sylwetki. Co tu się działo na białe futro Erycala?
Jej pomarańczowym ślepiom ukazał się... Pierzak, jednak... Było w nim, a raczej w niej coś innego, ładnego, rzec można by, że cudnego, a nawet coś co dawało Bursztynowej otuchy by tu posiedzieć jeszcze z chwilę dłużej.
Z stadnych smoków widziała tu tylko Biel Feniksa, więdz jak na razie szału by się do kogoś dosiąść nie było, więc ciemnołuska usiadła się gdzieś z boku obserwując piękne ruchy-w jej skromnej opinii- zielono- pozłacanej smoczycy.

: 14 lut 2019, 23:13
autor: Nakrapiana Gwiazdami
Szlachetna Łuska dotarła na miejsce tak szybko, jak się dało. A nie było to zbyt szybko, ponieważ po drodze musiała zaciągnąć na miejsce żarliwie protestującą siostrę oraz kilka razy się zgubić. Gdy wylądowała, wypuszczając jednocześnie z łap wiercące się ciałko złotołuskiej, zdziwiła się na widok innych smoków. Wiadomość dostała od Remedium, więc spodziewała się tylko jego, ale widok pewnej znajomej sylwetki szybko ją uspokoił, a nawet ucieszył. Niebieskołuska skinęła wszystkim zebranym na powitanie, wierząc, że skoro kuzyn sam ją tu zawołał, to obecność innych również jest konieczna. Chciała już podbiec do przyjaciółki, gdy w sercu poczuła trwogę, która zmusiła ją do zwrócenia uwagi na niewielkie stworzenie, patrzące na smoki uważnie. Choć ptak wielki nie był, zdecydowanie nie można było uznać go za niegroźnego. Adeptka zatrzymała się pokornie i ukłoniła z szacunkiem do magicznego stworzenia. Następnie podeszłą szybko do wężowej smoczycy i usiadła obok niej, witając się z Sylmare radosnym pomrukiem. Przy szkarłatnookiej Szlachetna czuła się o wiele pewniejsza siebie.

: 14 lut 2019, 23:24
autor: Płynący Kolec
Naziemce gdzieś się wybierały. Szły robić swoje naziemne rzeczy, które w żaden sposób go nie dotyczyły. Zdumiał go więc szczerze fakt, że ktoś oczekiwał tam i jego. Na skałach, tak bardzo suchych, zimnych, obcych, tak bardzo pełnych smoków...
To nie skończy się dobrze. Mały Gadzik był o tym przekonany z całym uporem, jaki może kryć się w czteroksiężycowym pisklęciu. Nie bardzo umiał jeszcze wyrazić ten upór i wnikający z niego opór, obawiając się otworzyć pysk, gdy wokół czaiło się tak wiele Naziemców. Skazany więc siłą rzeczy był na człapanie wraz z innymi małymi gadzikami pod górę.
Nie lubił pod górę.
Uszy tulił płasko do czaszki, a jego zielone ślepka przeczesywały okolicę, skacząc od jednego Naziemca do drugiego, podczas gdy umysł cicho, bez słów układał modlitwę o to, by przypadkiem nie próbowali na niego patrzeć. Czuł się tu źle, nieswojo. Było tu za dużo kamieni, za dużo powietrza, wiatru, zimna i obcych spojrzeń. Za dużo światła, za dużo powierzchni. Pragnął gdzieś stąd prysnąć, nie rozumiejąc zupełnie, z jakiej racji ta naziemna sprawa miałaby go dotyczyć.
Jednak głos utykał w gardle. Łapy posłusznie wspinały się po kamieniach. Bo przecież co miałby powiedzieć? Niebieski Naziemiec kazał iść. A Mały Gadzik czuł się bardzo mały i bardzo nieistotny; jak mógłby próbować podważyć polecenie? Nie śmiał nawet wspomnieć, że nie lubi być na wierzchu. Szedł – przecież kazali.

: 14 lut 2019, 23:27
autor: Miedziany Kolec
Wstając rano nie spodziewałem się, że coś tak ciekawego wydarzy się w tym dniu. Pierwsze co to usłyszałem wezwanie, aby spotkać się na Pięści Bogów. Tam był dość duzy smok z naszego stada oraz kilka pisklakóe i adeptów. Razem zaczęliśmy prowadzić Rudzika na tereny wspólne, a dokładniej na Skały Pokoju. Coś się mu przydarzyło i stracił wzrok, więc droga do tego miejsca nie była taka łatwa.
W końcu nam się udało i znaleźliśmy się na miejscu, lecz nie byliśmy tutaj sami. Z daleka zauważyłem grupkę smoków o różnej rasie i pewnie też innym stadzie. Kiedy zbliżliśmy się do nich rozpoznałem tutaj cień, ogień i wodę. W jednym miejscu były wszystkie cztery stada! Rudzik zatrzymał się i wypowiedział jakieś imię naqimia? Przez chwilę nie wiedziałem do kogo to mogło być, bo jaki smok mógł by się tak nazywać, aż w końcu zrozumiałem kiedy pewien samiec skłonił się przed tym pięknym ptakiem.
Niedaleko przed nami jest dość mały ptaszek, któremu z zielonego ogona sypie się złoty pył. Ciekawe co on dokładnie tutaj robi, jak myślisz? – nie sądziłem, że samiec mógłby znać odpowiedź na to pytanie, pewnie niedługo się dowiemy o co tu chodzi.

: 15 lut 2019, 11:16
autor: Pacyfikacja Pamięci
Wronka pierwszy raz zamiast wymykać się i pędzić ile sił w tłustych nóżkach w kierunku przeciwnym niż jej mama, postanowiła ją śledzić. W zamyśle ze skutkiem raczej gorszym niż lepszym, w końcu jakiekolwiek tropienie czy umiejętne trzymanie dystansu z olbrzymką w polu widzenia wykraczały poza umiejętności pisklęcia. A ostatnia rozmowa... Pozostawiła coś w niej. Cała ta już prawie agresja, już prawie uderzenie, już prawie wybuch, a potem słowa. W umyśle Młodej matka od zawsze istniała jako silna ikona, o sprawiedliwych i zawsze słusznych czynach i osądach, nawet jeśli w prawdzie takie nie były, nawet kiedy młoda się im sprzeciwiała – w jej małym światopoglądzie widniały jako najsłuszniejsza ze słuszności. I chociaż nie kwestionowała nigdy niczego co Bursztynowa mówi jej i już prawie jej robi, teoretyczne ziarno bezwiary pozbawione zostało jakichkolwiek gruntów – albowiem ostatnie słowa matki były prawdziwie prawdziwe. Nie były zwykłym wieszczeniem, o nie, były najprawdziwszą prawdą, bo jak niby jedno nieomylne stworzenie mogłoby się mylić co do drugiego?
Tak więc Wronka popędziła w nieznany, acz cicho obiecujący kierunek matczynej podróży. A nuż będzie miała okazję poznać życie i zwyczaje tej nadbestii?
Dojrzenie jej spotkało się z bardzo mieszanymi uczuciami – bo z jednej strony wiwat, o to pisklę się nie zgubiło i doszło do celu, udało jej się "wytropić" matkę (a raczej ulec szczęściu) a z drugiej – o to ona stała, tam o, i młode nie wiedziało jak może zareagować oraz – o to stały i inne smoki. Wronka starała się podejść niezauważenie gdzieś za matkę, w odległości aby nie dało się odczuć jej obecności a i w sposób taki, aby innym przypadkiem nie rzuciła się w oczy. I dopiero po obmyśleniu planu chodu zobaczyła gwiazdę wieczoru – nie była pewna, jak opisać to stworzenie? Do czego je przyrównać? Pozostało jej tylko zostać i obserwować o co tyle hałasu.

: 15 lut 2019, 11:36
autor: Dymiące Zgliszcza
Mentiroso dreptał na tyle, na ile mógł za Uzdrowicielem Wody. Nie rozumiał niczego, co się działo wokół niego, ale cóż można oczekiwać od tak młodego smoka? Co rusz potykał się o własne łapy, ale nie zniechęcało go to. Nie chciał też okazywać oznak zmęczenia, więc parł naprzód, po twardych skałach, aż dotarli na miejsce.
Rrrrawrr – zawarczał, ale dźwięk, który wydobył się z jego pyszczka bardziej przypominał skrzek niż warknięcie. Rozejrzał się, przysiadając na tylnych łapach. Tyle dużych stworzeń! To, które nie przypominało smoka nie zdziwiło go zbytnio, był to kolejny dziwny, nowy bodziec, jeden z tych, które docierały do Mentiroso cały czas. Zakręcił się wokół własnej osi, poszukując złotymi, rozbieganymi oczkami smoka, który go tu przywiódł. Zaskrzeczał jeszcze kilka razy, może licząc na to, że któreś z większych smoków zwróci na niego uwagę. Może ktoś zechce się pobawić? Czerwony smoczek na pewno nie przesiedzi spotkania na zadzie, o nie!

: 15 lut 2019, 11:51
autor: Valerin
Valerin nie miał bladego pojęcia co się dzieje. Na początku był mocno zdezorientowany kiedy to zabrała go jakaś obca samica, ale nie, nie bał się, wręcz przeciwnie – wyglądał na nawet zadowolonego. Młody póki co nie za wiele rozumiał, ale taka wycieczka widocznie mu się spodobała. W końcu nie codziennie czekają go takie wyprawy i to z kimś nowym, nie?
W gruncie rzeczy – pisklę siedziało spokojnie na grzbiecie Pieśni Apokalipsy, ale oczywiście co jakiś czas rozglądał się, ciekawy świata go otaczającego. Wcześniej tego terenu raczej nie widział, dlatego chyba nikogo nie powinno zdziwić takie zachowanie, a w szczególności u Valerina, który od zawsze był ciekawski. Wszystko go to fascynowało, a jeszcze bardziej zaciekawiły go inne smoki wokoło. Było ich...dość dużo, nie rozumiał właściwie dlaczego jest tu tak wiele smoków, bo po co takie zebranie i to w takim miejscu.
Lecz za chwilę chyba powinni się dowiedzieć, gdyż nagle zatrzymali się. Młody zdziwił się dlaczego tak właściwie jest postój, a że nie widział za wiele przez szyję i głowę Pieśni to oczywiście bez większego namysłu postanowił się na nią wdrapać. Oczywiście na głowę samicy, z której pewnie będzie większa widoczność. Chwilę mu to zajęło, ale jakoś dał radę. Tam złapał się swoimi małymi łapkami rogów czarodziejki, tak by nie spaść i spojrzał się przed siebie, a widok który zobaczył jeszcze bardziej go zdziwił. Jakieś dziwne stworzenie, a wokoło niego sypał się złocisty pył. Po raz pierwszy Valerin widział coś takiego, dlatego zdziwiony przez chwilę wpatrywał się w tego ptaka, dopiero po kilku sekundach rozejrzał się by zobaczyć co inne smoki robią. I udało mu się zobaczyć. Chyba wszystkie stanęły, ale najbardziej przykuła jego uwagę Urojona Łuska, która to skinęła łbem temu stworzeniu. Pisklę przekręciło lekko głowę w bok zdziwione, ale skoro robił tak jakiś starszy smok i pewnie bardziej doświadczony to on też powinien. Dlatego po chwili znów spojrzał się na ptaka, tylko tym razem z jak na niego poważną miną i postanowił zrobić dokładnie ten sam gest co samica. Potem znów wyprostował się i uważnie patrzył się, czekając na ciąg dalszy, bo zapowiadało się ciekawie.

: 15 lut 2019, 12:31
autor: Szarpiący Obłoki
Kiedy Remedium wysłał wiadomość, by wyruszyli na Skały Pokoju, Marduk właśnie oglądał sobie najnowszy nabytek stada w postaci młodszej siostry. Inu była maleńka w porównaniu do niego, ale właściwie... wydawała się najbardziej do niego podobna. Jakby tylko w ich przypadku wygląd podpowiadał o pokrewieństwie. Co prawda barwą różnili się bardzo, ale postawa, ostrość łusek, szerokość skrzydeł... byli podobni i to w jakiś sposób sprawiało Mardukowi satysfakcję. Może dlatego, że do tej pory czuł się czarną... czarnym smokiem rodziny? Niemal dosłownie. Gdy więc okazało się, że może wyrwać się z jaskini pod pretekstem spotkania na Skałach, poprosił matkę o możliwość zabrania młodszej latorośli. Posadził ją sobie na grzbiecie i truchtał przez zaspy, od czasu do czasu poprawiając ją, by się nie zsunęła.
Brnąc przez błoto i topniejące śniegi, starał się dotrzymać kroku Remedium przy okazji obserwując inne młode, które zdecydowały się wyruszyć razem. Nigdzie nie widział Soli i swoich starszych sióstr, ale może dotrą później?
Gdy wdrapali się na samą górę (Marduk nie chciał pomocy od uzdrowiciela nawet, kiedy zostawał w tyle i ciężko było mu wskoczyć na wyższe skałki), rozdziawił pysk w zdumieniu. Tyle smoków! Cała Woda nie była tak duża jak to zbiorowisko!
Zobacz Inu – zwrócił się do siostry, wykręcając szyję i pyskiem chwytając ją w pół. Posadził ją przed sobą i trącił nosem, by skupiła spojrzenie na gromadzie. – Ale ich dużo... O, a tam, zobacz, coś się błyszczy! – Wskazał łapką ślicznego, drobnego ptaszka, który sypał złotym pyłem z ogona. – Chodź, zobaczymy! – Zachęcił młodą, oddzielając się od uzdrowiciela, by z bliska przyjrzeć się prawdopodobnemu duszkowi. Nigdy żadnego nie widział więc tym bardziej był zaciekawiony. No i mógł pokazać młodej sporo nowych rzeczy. Marduk najwyraźniej całkiem dobrze czuł się w roli starszego brata.

: 15 lut 2019, 13:19
autor: Rodzinny Kolec
Słysząc wezwanie i ja musiałem się stawić. Nie byłem nigdy na żadnym takim spotkaniu jednak była to niepowtarzalna okazja poznać trochę smoków z innych stad. Smoków w stadzie ognia nie było za dużo. Dzięki instrukcjom Bieli bez problemu dotarłem na miejsce. Oczywiście lecąc bo tak było łatwiej. Wylądowałem najciszej jak potrafiłem w miejscu którego nie oblegały jeszcze pisklęta. Wolałem nikogo nie zdeptać ani nic takiego. Widząc ptaszka który emanował magiczną energią podszedłem tam bliżej po czym położyłem patrząc na niego z wyczekiwaniem. Pisklaki które nic nie widziały zawsze mogły się na mnie wdrapać i oglądać wszystko z wysokości.

: 15 lut 2019, 14:20
autor: Grabieżca Fal
Mentalne wezwanie było niespodziewane i, szczerze mówiąc, irytujące. Nie, żeby Morien miała coś lepszego do roboty niż zwiedzanie dna Zimnego Jeziora. Po prostu to, że była adeptką, nie uświadomiło jej wcześniej, że pełnorangowe smoki będą traktować ją jako kogoś niższego. Pieśń Apokalipsy była od niej młodsza, opierzona i... No, cóż, więcej o niej nie wiedziała. Ale jeśli zamierzała wykorzystać Morien jako niańkę dla piskląt... Po co w ogóle pisklęta, skoro to było pilne wyzwanie i to na dodatek na Terenach Wspólnych?
Pieśń! – zawołała, wylądowawszy niedaleko Skał. Zgromadziło się tu już całkiem sporo smoków, ale nie tylko z Cienia. Wszystkie były młode. O co tu chodziło? Mieli mieć wspólne zabawy? Ale co z wspólnego z tym miał duszek?
Nic nie denerwowało jej bardziej niż niewiedza. Morien zacisnęła kły i uniosła się na tylnych łapach, szukając znajomych pysków. Czarodziejka jej nie odpowiedziała, może jej nie było?
Pomarańczowe ślepia szybko wypatrzyły śliczną Urojoną Łuskę, która stała obok Pieśni. Morien opadła na przednie łapy i zaczęła żwawo iść w ich stronę, wymijając wszystkie małe pędraki pętające się po drodze.
Przystanęła naprzeciwko dwóch samic, zauważając jeszcze, że na grzbiecie Pieśni siedzi małe pisklę.
O co chodzi? Czego chce od nas ten duszek? – zapytała, wskazując łbem na zielonego ptaka, który całym sobą krzyczał "Magia!". Dopiero teraz przyjrzała mu się na spokojnie. Nie znała się na ptactwie, ale ten tu zdecydowanie nie przypominał spotykanych przez nią wróbli czy kawek. Bliżej mu było do kompanki Utraconej Niewinności.

: 15 lut 2019, 14:24
autor: Tejfe
Kiedy tylko usłyszał wiadomość mentalną od Aerthas, przeraził się. Cóż takiego mogło się stać, że w wiadomości tej wyczuł tak wielkie rozgorączkowanie, rozemocjonowanie? Dlaczego Naqimia wezwała jego siostra? Opiekunka zwierząt i pisklaków? Czyżby jego siostra skrzywdziła jakieś młode i dlatego Duszek zdenerwowała się na nią? Nie. Przecież nie mogę tak myśleć o własnej siostrze, zganił się w duchu Tejfe, który już wybierał się w drogę na Skały Pokoju.
Dzień był wyjątkowo ładny, ostatnio coraz częściej dni takie były, a to znaczyło, że zbliżała się wiosna, której nie znał, a która kiedyś pozna. Chociaż był nieco wolniejszy od reszty, zdołał ich jakoś nadgonić i idąc na Skały Pokoju, widział, że poza nim zmierza tam o wiele więcej smoków.
Poczuł ścisk w żołądku na myśl, że naprawdę mogło wydarzyć się coś okropnego, ale zaraz potem rozpogodził się. Musiał myśleć bardziej optymistycznie, tak jak to robił dawniej. Przecież może cel w jaki zostali wezwani przez Naqimię na Skały Pokoju był zupełnie inny, bardziej przyjazny?
Z pewnością tak właśnie jest.– zapewnił samego siebie, jednocześnie zauważając oprócz swojej siostry, idącej na czele, parę innych znajomych pysków. Śliczny Uzdrowiciel Wody, który szedł tuż obok jego siostry, za nimi pełno młodych smoków, a wśród nich najpiękniejsza smoczyca w Cieniu i nie tylko.
Kiedy tylko dotarli na miejsce, podtruchtał do Sylmare, która patrzyła się na znajdującego się na skalnym szczycie ptaszka. On również zawiesił na nim swój wzrok, dość szybko odgadując, że jest to Naqimia. Była przepiękna. Magiczna, ale jej magia polegała na czymś innym niż smocza magia. Była to ta pierwotna siła, o której opowiadała mu za pisklęcia, Eliana.
Ciekawe czy Sylmare wiedziała coś o tej istocie?
To chyba jest Naqimia, siła, która wezwała tutaj Aerthas.– zaczął mówić szeptem, stojąc tuż obok niej, mając nadzieję, że nie wygłupi się w żaden sposób – gdyby się jednak okazało, że jego rówieśniczka wie o Duszkach więcej niż on. –Prastara siła, która istniała jeszcze przed pojawieniem się bogów. Prawda, że jest niesamowita?– spytał, cały czas nie rezygnując ze ściszonego tonu, jakby bojąc się, że gdyby mówił głośniej, okazałby jakąś zniewagę tej objawionej w postaci drobnego ptaszka potężnej istocie.
Jednocześnie zauważył też, że samiczka dygocze z zimna, a jej łapy i podbrzusze są mokre.
Niewiele myśląc i nic też nie mówiąc, za pomocą magii wytworzył ciepły podmuch wiatru, którym zaczął suszyć jej mokre futerko. Kiedyś tak zachowała się wobec niego Miękka i bardzo mu to pomogło, może nawet uniknął przez to przeziębienia. Więc teraz podsuszenie magią futerka Sylmare, było dla niego czymś najbardziej właściwym.

: 15 lut 2019, 15:32
autor: Nierozważny Duch
Z racji widocznego poprawienia pogody Reth z radością spędzał czas poza grotą, tworząc różne rzeczy z maddary. Akurat przemieszczał wokół siebie kulę złożoną głównie z wody, przypominającą wielką kroplę deszczu zastygłą w jednej w pozycji.Twór znajdował się dokładnie nad łebkiem adepta, kiedy do jego umysłu napłynęło naglące wezwanie Aert. Zaskoczony i poruszony samczyk stracił na chwilę koncentracje przez co ostatecznie skończył z mokrym pyskiem. Prychnął sfrustrowany, osuszając się ciepłym wiatrem, aby móc ruszyć tam gdzie potrzebowała go futrzana smoczyca.
Teraz tylko gdzie konkretnie powinien zmierzać? Jedyne miejsce zebrań, które znał to Urwisko w ich stadzie, lecz tym razem chyba chodziło o coś innego. Mógłby wędrować metodą prób i błędów, ale w ten sposób zgubiłby się paręnaście razy i ostatecznie przyszedłby za późno, żeby cokolwiek zrobić. Zaczął się gorączkowo rozglądać, szukając jakiegoś sensownego rozwiązania z tej sytuacji. Niestety otoczenie za bardzo mu nie pomogło. Skupił więc umysł na tym skąd pochodził przekaz mentalny i tam właśnie się skierował. Wzbił się w powietrze i z góry wypatrywał, gdzie też mogą lecieć inne młode smoki.
Już trochę lepiej radził sobie z lataniem, dlatego nie musiał się już martwić, że mała dekoncentracja spowoduje upadek. Na jego szczęście spotkanie dopiero się zaczyna, więc dostrzegł kilka smoków, kierujących ku temu samemu miejscu. Z nową dozą pewności siebie i on tam poleciał, zastając całą masę obcych pysków i zapachów. Wylądował, a raczej wbił się w ziemię w bezpiecznej odległości od reszty przybyłych, żeby przypadkiem kogoś nie skrzywdzić.
Łapy lekko bolały go od zbyt mocnego kontaktu z podłożem, ale nie zwracał na to teraz uwagi. Wokół niego było mnóstwo smoków z różnych stad i w różnym wieku. Czuł się wyjątkowo niepewnie w takim tłumie, zwłaszcza że nie udało mu się jeszcze wypatrzyć żadnego znajomego pyska. Przełknął głośno ślinę i ruszył przed siebie, wymijając gadzie ciała najlepiej jak potrafił. Nie chciał nikogo dotykać, ani zaczepiać. Kiedy tylko jego rubinowe ślepia dostrzegły znajomą futrzaną smoczyce i innych Cienistych, odetchnął z ulgą i czym prędzej do nich dołączył.
Tejfe znowu fascynował się śliczną samiczką, na co Reth tylko przewrócił oczami. Teraz gdy był blisko swoich, przestał bać się reszty i z zaciekawieniem się im przyglądał. Ciężko było mu się skupić w takim otoczeniu i jego umysł plątał się jeszcze bardziej niż zwykle, próbując przeanalizować te wszystkie łuski, futra i pióra, które go otaczały. Najwięcej jednak uwagi przyciągał piękny, magiczny ptak, sypiący złotym pyłem z ogona. Ślepia zaświeciły mu się w zachwycie. To musiał być ten duszek! Nie było w tym wątpliwości.

: 15 lut 2019, 15:45
autor: Hexaris
I tak w powietrzu, to też na ziemi, ciągnięta wiecznie przez inne ogniwa stada jak i rodu – była. Wokół każdego, przygnębiona i przytłoczona zapachami, dźwiękami oraz obrazami. Ani przez chwilę nie zastanawiała się dlaczego została przywleczona przez Szlachetną Łuskę, ani nie zadawała sobie pytań o stanie fizycznym Kobalta. Miała to wszystko, naprawdę, głęboko gdzieś i tak naprawdę w ogóle nie chciałaby tu być, wokół Cienistych wywłok ani też północnych odmian, czy też morskich anomaliach wywleczonych na ląd. O tych trzech rasach, bo żeby być Cienistym to trzeba mieć cechowaną w sobie podłość, myślała to samo – zabić to zanim złoży jaja. A co ona im kurczę zrobiła, co ona zrobiła siostrze, że musiała ją przeciągnąć aż tutaj przez oblicze jakiegoś ptaka, ducha, czy inne to takie?
  Na litość boską, już chciała krzyczeć, już chciała ryczeć, już chciała kurde odejść i napluć wszystkim w twarz, bowiem jej postać tutaj jest zupełnie niepotrzebna (inne smoki zrobią to samo bez niej) ale nie. Jeżeli Toffinka ją tu wzięła to musiała mieć powód. Może mniejszy, może niepoważny, ale jednak siostra siostrą jest, chyba ot tak się nie wyrzekniesz. No to pełna frustracji usiadła jak najdalej w cieniu, może gdzieś na lewo, chowając łeb w skrzydłach i trzęsąc ogonami, mając zupełnie gdzieś całą sytuację. Do tego łeb ją rozbolał, no nieee no... czemu jej to robicie, no na serio...
  A gdyby piktogramy istniały w smoczym świecie, jej stan mentalny można byłoby opisać tym oto pięknym znaczkiem rozpaczy: ;_;

: 15 lut 2019, 16:14
autor: Sztorm
Dla Inu całe to zamieszanie było jak ludzka gwiazdka. Jadąc na grzbiecie Marduka przeżywała najlepsze jak dotąd chwile swojego życia. Łeb mało nie wykręcił się jej z karku, kiedy targała nim we wszystkie strony, by nic z drogi nie przegapić. I tle smoków! Kiedy brat zwalniał pod górkę i przez zaspy, okrywała jego boki skrzydłami i wesołymi trelami zagrzewała swojego "wierzchowca" do marszu.
W końcu dotarli na szczyt wzniesienia. Na płaskim terenie nowe zapachy otumaniły ją jak cios obuchem – inne smoki, których zapach w niczym nie przypominał ostrej woni soli, wilgoci i ryb, jak u wszystkich których dotąd spotkała. Po pierwszym szoku jej pysk rozświetlił się uśmiechem. Było ich tak dużo! I większość była zupełnie mała. Już szykowała się do skoku w stronę pachnącego dymem pisklęcia, kiedy brat wziął ją delikatnie za skórę na karku i posadził przed sobą.
– ... Inu !... ..tam.. – usłyszała jego słowa. Tak, wyraźnie było tam jej imię, ale co on tam jeszcze chciał? Powiodła wzrokiem gdzie Marduk wskazywał i zagapiła się z otwartym pyszczkiem na stworzenie. Piękne... Błyszczące. Skrzące. Wielobarwne. Malutkie. Ina aż zadrżała z chęci dotknięcia jego piór.