Strona 1 z 9
: 26 maja 2018, 10:37
autor: Ateral
Poranne słońce oblało zimnym światłem skały i trawy miejsca spotkań Wolnych Stad. Wiosenne ciepło powoli przegnało rosę, a delikatny wiatr przywiał woń kwitnących drzew. Zapowiadał się idealny dzień. Tylko z jakiegoś powodu na Skałach Pokoju panowało milczenie. Gdyby ktokolwiek tu przybył, nie usłyszałby nawet śpiewu ptaków, co samo w sobie mogło stanowić niepokojącą wskazówkę.
A przybyć tu mieli. Jeżeli chcieli.
Każdy młody smok Wolnych Stad został wybudzony ze snu/drzemki/aktualnie wykonywanego zadania cichym, bezosobowym głosem, który nie rozbrzmiał w umyśle jak każda wiadomość telepatyczna, ale który rozległ się koło prawego ucha smoka, do którego był skierowany. A był skierowany do wszystkich jeszcze niemających dorosłych rang. Wyjąwszy samotników.
– Młody smoku, zapraszam cię na Tereny Wspólne, na Skały Pokoju.
Głosowi towarzyszyło dziwaczne wrażenie, coś jakby przyciąganie maddary, nadające kierunek i wzmacniające się subtelnie wraz z każdym krokiem wykonanym we właściwą stronę. To wrażenie miało swoje źródło w płaszczyźnie Skał, gdzie nieopodal miejsca spotkań całych Stad była polana bez podwyższeń, która mogła pomieścić liczbą grupę smoków.
Centrum tej polany było przyozdobione śnieżnobiałym rysunkiem wielkości łba dorosłego smoka, czy może raczej runą o grubych prostych liniach, której kształt mógł patrzącemu przywodzić na myśl wiele rzeczy – począwszy od smoczej łapy, przez rozwijający się kwiat, na oku kończąc. Runa ta była zbudowana ze szronu i to właśnie ona emanowała przyzywającą młode smoki magią.
/Na spotkanie mają wstęp jedynie smoki nieposiadające dorosłej stadnej rangi, ale do stada przynależące! Po spotkaniu będzie można zaraportować umiejętności (w postaci PU lub konkretnej Umiejętności) oraz, za regularną aktywność, także przedmioty, które przydadzą się w późniejszej grze.
Jeśli nie przybędziesz na Spotkanie w ciągu 36h od opublikowania tego posta, lub po jego rozpoczęciu nie będziesz w nim uczestniczył, nie otrzymasz żadnej nagrody!
APEL: na Spotkaniu istnieje limit postów na turę: 1! Dlatego upewnijcie się, zwłaszcza w trakcie trwania nauki, że w swojej wypowiedzi zawieracie wszystko, co byście chcieli zawrzeć.
: 26 maja 2018, 11:38
autor: Dziadke
~Mmm! Rybke!~
Na spotkanie przyszedł jako pierwszy, chociaż na dobrą sprawę gdyby nie to, że nie było stąd zbyt daleko do wody, pewnie by się nie odważył. Ostatnio nie miał żadnych nieprzyjemności związanych z innymi smokami, więc ochoczo ruszył w wyznaczone miejsce. A co mu tam. Co prawda capiło od niego rybami, ale to żadna nowość. Nie dla morskiego spędzającego większość życia pod wodą.
W każdym razie, kiedy już zaszczycił Skały Pokoju swoją obecnością, grzbiet przeszył mu chłodny dreszcz nakazujący okazać pokorę oraz uległość. Zobaczywszy tajemnicze zjawisko, czy może raczej anomalię, postąpił kilka kroków do tyłu i opuścił łeb. Niestety, coś bardzo utrudniało mu oddychanie, więc mimowolnie smarknął w bok, a z nozdrzy wystrzelił mu kawałek zdechłego śledzia. Prawdopodobnie pozostałość po ostatnim kamuflażu. Odrobinę skulony, czekał na rozwój wydarzeń, od czasu do czasu zerkając w stronę, z której przypełzł.
– Wołał, wołał. Rybke przyszedł ale nie widzi kto wołał. Nie, nie! Kto, ktoś ty?
Da radę w razie czego zwiać? Chyba tak...
Tak, na pewno tak.
Miejmy nadzieję.
: 26 maja 2018, 12:17
autor: Urągliwy Kolec
Niecałe trzy godziny od zaśnięcia na pierwszym lepszym kamieniu, wymęczony patrolem jaki posiadał swą specyficzną atmosferę, dostał niemą wiadomość przeszytą wzdłuż i wszerz Maddarą. Diametralne otworzył ślepia, spojrzał na swój brzuch wywleczony do góry dnem, a pomruk zdawał się nieporuszony czymkolwiek. No, może oprócz jednostajnego, przezroczystego i soczystego wkur.wienia. Twarz wyryta w granicie lśniła w bladym świetle, trzy szramy na boku absorbowały fotony na apogeum swych możliwości, zaś ślepia lustrowały niebo w otoczce żywych liści na rozległych gałęziach. I niczym mozaika prześwitywały, barwiły płaty w różne plamki, gilgocząc tymczasem po owalnych łuseczkach. Gdzieniegdzie można byłoby zauważyć neonowe barwy na ciele Uranu, wszakże matowość pozostawała u swego tronu, gdzie nikt nie mógł jej zwycięstwa zabrać.
Tak leżał poobijany oraz gnany obowiązkiem, bowiem zaproszenie od istot nadprzyrodzonych zazwyczaj jest rozkazem, bądź czymś co trzeba zrobić dla własnego dobra. Ogon, jak macka, powędrował w bok zaczepiając się o małą, martwą gałązkę, po czym wulgarnie oderwał i włożył w zębiska.
Zgrzyt, zgrzyt.
Trudno. Raz kozie śmierć.
________
Tak oto przyszedł, leniwie i niechętnie, z ochotą wymordowania boskiej rasy, ale jednak wywlókł swe cielsko na tereny wspólne. Przewracał patyk z kącika na kącik, a jego pysk przypominał trupa. Wklęsłe poliki, dwa kły jadowe na wierzchu, podkrążone oczyska oraz zmrużone powieki. Wąsiska o cynobrowych koniuszkach opadły na ziemię, włosie falowało typowo dla posłańca aniołów. Cherlawe łapska tuptały cichutko, mierzwiły kwiaty oraz trawy, niemniej jednak udawało im się poruszać z wyśmienitą elegancją.
Usiadł tuż obok swego druha, Neptuna, jaki capił niezmiernie. To jednak codzienność, nie zawsze wychodzi się z akwenów na spotkania. Zmieniał swą otoczkę na ładny turkus, zaś skulony przypominał wiewiórkę nad zapasami. Uran dał mu soczystego kuksańca w żebra, warknął cichutko, po czym wrócił do uważnego przeczesywania terenu. W oczekiwaniu na coś, co miało przyjść.
: 26 maja 2018, 13:05
autor: Erupcja Epidemii
Czarne łuski wygrzewały się na słońcu, co powodowało ciche, zadowolone westchnięcia u samczyka. Doprawdy, coraz bardziej zaczynał wielbić tę porę. Zarówno temperatura, jak i porywiste wiatry zmieniły się, co przyjął z wielką aprobatą. Co prawda nieczęsto zdarzało mu się wypoczywać dłużej na rozgrzanych kamieniach, bowiem czerń łusek z nieodpartą chęcią wręcz chciała spowodować u niego oparzenia, więc chował się nierzadko w cieniu. Co nie zmieniało faktu, że i tam bywało ciepło. Próbę porządnego rozluźnienia się przerwał mu głos w głowie – stanowczy, cichy, tajemniczy, a doskonale roznoszący się po myślach. Nie dało się go zignorować. Nie namyślał się długo. Careth bardzo chętnie postanowił skorzystać. Szczególnie, że owy głoś bardzo go zaintrygował.
Przyszedł bez trudu. Nie był już małym, bezradnym pisklęciem i orientował się całkiem nieźle w terenie. Przyciąganie maddary z całą pewnością również wiele dało.
Przybywszy na miejsce od razu jego wzrok spoczął na dwójce Wodnych, w tym przez dłuższą chwilę... na Uranie. Tak, chyba dobrze kojarzył naprzykrzającego się wąsacza. Prędko również skrzywił się, gdy dotarła do niego nowa, nieprzyjemna woń – ryby. Niewiele myśląc, czując wręcz potrzebę, ostrożnie przysiadł się do towarzystwa, utrzymując jednak w miarę bezpieczną odległość. Nie tylko ze względu siedzącego obok wężowego, ale też przez smród ryb. Brr. Ale wytrzyma.
: 26 maja 2018, 13:10
autor: Maestria Kreacji
Rano była bardzo zajęta, jak zawsze. Ktoś musiał przecież niszczyć swoją maddarą naturalne struktury, takie jak wielkie głazy u podnóża gór, żeby ułatwić innym wspinaczkę, prawda? Żarty żartami, ale Wierzbowa naprawdę nie robiła w wolnym czasie niczego co by nie miało w sobie choćby kapki maddary. Tym bardziej zdziwiła ją wiadomość nieznanego pochodzenia. Nie była smokiem Cienia, więc nie poznałaby Aterala w innych okolicznościach. No i nigdy nie umarła.
Zaciekawiona poszła za głosem w swojej głowie. A może uchu?! Nie była tego taka pewna. Już przechodząc granicę wyczuła dwa znajome zapachy – oba z tego samego stada. Nie zwolniła, wręcz przeciwnie – przyspieszyła kroku. W końcu zauważyła ów dwójkę. Głębinowego Kolca, który swoją drogą pod łapami miał coś śmierdzącego trupem i wodą, oraz – oh Immanorze – Urana. Zacięła się. Im była starsza tym mniej rozumiała ich relację. Zaczęła się nawet nieco krępować w jego obecności czy też na samą myśl o rówieśniku. Potrzepała pyszczkiem. Nie czas na to.
– Czołem! – zawołał głos zza pleców Wodnych smoków, a zaraz potem Wierzbowa Łuska klapnęła obok Głębinowego Kolca, a nie Uranu. Trochę się stresowała, tak, khm. – Co to jest? – wskazała oskarżycielsko łapą na runę. – Na pewno coś obaj popsuliście – stwierdziła, próbując z odległości ocenić czym jest to zjawisko.
Zerknęła kątem oka na kolejnego przybysza, którego jednak nie znała. Próbowała jego zapach przypisać do stada i coś jej pachniało sojuszem, ale nie tak wspaniale jak Delirium..
: 26 maja 2018, 13:55
autor: Płynący Kolec
To... To było dziwne. W całym swoim życiu Smok nie doświadczył czegoś takiego. Najpierw głos, bez mówiącego. Potem to dziwne ciągnięcie... Gdyby nie to, że w magię nie wierzył, a tam, skąd pochodził raczej nie lubiano tych, którzy udawali, że się nią posługują, może pomyślałby, że to magia. Gdyby kiedykolwiek zetknął się z pojęciem boga, może uznałby, że działa tu taka właśnie, nadludzka siła. Jednak nie poznał pojęć i idei, mogących naprowadzić go na takie wnioski. Musiał więc ograniczyć się do stwierdzenia, że sytuacja jest dziwna.
Poszedł, oczywiście. W końcu bezcielesny głos wyraźnie tego odeń oczekiwał. Wezwano go po imieniu i wskazano cel, więc nawet nie myślał o okazaniu nieposłuszeństwa. Może właściciel głosu nie będzie przed nim uciekać? Smok tak dawno nie widział ludzi... Poszedł z wiarą, że tam, gdzie wzywa go nieznana siła, znajdzie jakichś.
Im bardziej zbliżał się do celu, tym więcej czuł woni. I to bynajmniej nie ludzkich... Ślady, które czasami przecinał, również trudno było mu zidentyfikować, połączyć ze stworzeniem, które by znał. Zapachy ni to rybie, ni to gadzie, ni to zwierzęce... I odciski tak podobne do jego własnych.
Tylko że to niemożliwe. Ludzie mają stada. Krowy, owce i konie również. Psy żyją w sforach, a maliny na krzakach. Ale nie ma drugiego Smoka. Zawsze mówiono mu, że Smok może być tylko jeden...
Jednak mimo tej świadomości z uwagą oglądał ślady, przyspieszając już kroku, mimo wyczerpanych wędrówką łap. Już nie chodziło o wezwanie. Pragnął zobaczyć, co jest na drugim końcu śladów. Do kogo należą pazurzaste łapy, tak niewiele mniejsze od jego własnych?
Czy tego osobnika również przerazi, jak wszystkich?
Biegł. Biegł, szczerząc czarne kły w dyszeniu, wywalając czerwony jęzor. I zasadniczo na miejsce wpadł biegiem, nie zdążając wyhamować. Rwał po śladach, jakby nic więcej się nie liczyło... w efekcie wpadając na istotę, która znajdowała się na końcu tropu.
Nie mogła być smokiem. On był. Wielki, czarny Smok z kilkoma czerwonymi fragmentami, rogaty, kolczasty. O zupełnie czarnych zębach, jakby na przekór anatomii. Z rozdziawioną na ościerz paszczą. Pozbawiony skrzydeł, czystokrwisty Równinny. Słowem, coś co pisklęta widują w koszmarach. A ona? Była najwspanialszym zjawiskiem, jakie kiedykolwiek zobaczył. Delikatna, pokryta drobną łuską, o wspaniałych skrzydłach i grzywie, która aż prosiła się o pogłaskanie. Nie mogła być Smokiem.
A mimo to przez parenaście uderzeń serca po prostu się w nią wpatrywał. Dopiero potem zdołał się cofnąć, tak o krok, żeby chociażby nie ryzykować, że nieuważnym ruchem przygniecie jej ogon. I, coby choć na chwilę oderwać od niej wzrok i zebrać myśli, rozejrzał się.
Było ich tu mnóstwo. Duże i małe, piękne, groźne, i dziwaczne. Najróżniejsze... Pomijając fakt, że wszystkie skrzydlate.
Posadził zadek ciężko na ziemi, nieco przytłoczony tym odkryciem. I po prostu patrzył, siedział i wpatrywał się w istoty. Choć jego wejście nie było zbyt ciche, liczył że go nie dostrzegą. Doświadczenie mówiło mu, że wszystko, co go zobaczy, ucieka w popłochu.
: 26 maja 2018, 13:58
autor: Rudzik Płowy
Był stary. Więc miał też tutaj przyjść?
Po zrozumieniu, że wezwanie było najpewniej znowu formą cealm'io przez kogoś, kto wybrał ten sposób komunikacji od werbalnego, zaczął je analizować. Kto to mógł być? I dlaczego nie wyglądało to jak zwykłe, telepatyczne wezwanie, a poczuł wręcz czyjąś obecność obok siebie?
Uśmiechnął się. Był przekonany, że na miejscu zwanym Skały Pokoju dostanie swoją odpowiedź, a jego wiedza poszerzy się o kolejną wartościową informację, co wprawiało go w doskonały humor.
Młody... on młody niczym pisklę nie był. I chyba to ucieszyło go jeszcze bardziej. Bo być może jest ktoś, dla kogo Niebotyczny będzie wiecznie młody?
Na przykład dla bogów?
Dzierżąc wiernie swój drewniany przedmiot, kij zwieńczony kryształem rubinu, niespiesznie leciał na miejsce wezwania. Choć nazwa nie mówiła mu absolutnie nic, coś lub ktoś czuwał nad nim, by nie zgubił drogi ani siebie na Ziemiach Niczyich. W trakcie lotu widział, że kilka innych Ddraige również leci w tę samą stronę, co on, więc założył, że jest to jakieś wspólne spotkanie. Jak ekscytująco! Tyle wiedzy do pochłonięcia, tyle wspaniałych Ddraige do poznania, tyle tradycji, obyczajów, pozna pozostałe stada! Ścisnął kij w swoich przednich łapach, które podzieliły się ciężarem i zaczął machać skrzydłami nieco szybciej i mocniej, będąc zmotywowanym do pojawienia się w wyznaczonym miejscu.
Wylądował najpierw na tylnych łapach, by móc bez problemu przełożyć swój artefakt w przednich łapach tak, by ani go nie uszkodzić, ani nie utracić równowagi przy lądowaniu. Ze stukotem pazurów i drewnianego przedmiotu, dość niezgrabnie stanął na łapach i spróbował uchwycić równowagę. Brudnobeżowy smok rozejrzał się po zebranych, którzy stali już kawałek przed nim i szukał jakiegoś znajomego pyska, który mógłby przywitać ze szczególną troską. Lecz, póki co, pyski były tylko obce. Do tego czuł tutaj dość intensywny, obcy zapach. Opisał to jako wilgoć. Było to spowodowane miejscem, czy tutaj wśród obcych znajdują się smoki Wody, Teirweddan?
Niezależnie od tego, skąd pochodzili ci Ddraige, należy im się należyte powitanie i szacunek. Niebotyczny złapał swój artefakt ogonem, by uwolnić swoją przednią, lewą łapę i powoli podszedł do towarzystwa, zatrzymując się kilka kroków od nich.
– Ceádmil, najdrożsi pobratymcy... Nazywam się Niebotyczny Kolec, od niedawna jestem... nowym Dzieckiem Ziemi. – uchylił czoła starszy smok, nie patrząc na to, czy to pisklęta czy smoki dorosłe. Wszystkim należał się taki sam szacunek.
– Mam szczerą nadzieję, że uda nam się poznać bliżej. Czy to teraz, czy po tym... tajemniczym spotkaniu. Ah, czy ktokolwiek wie, kto i w jakim celu pragnął naszej obecności w tym niezwykłym miejscu? – wypowiedział swoim flegmatycznym, lekko chrapliwym głosem, przeskakując naturalnie smutnymi ślepiami od jednego smoka do drugiego i trzeciego. Cały czas na jego pysku gościł uśmiech, który rzadko go opuszczał, ale był zawsze całkowicie szczery.
Przyznać musiał, że był zaskoczony tym, jak różnorodni z wyglądu mogą być Ddraige. O ile Zaranna, ta cudowna smoczyca, wydawała mu się podobna do niego, tutejsi przypominali czasem połączenie dwóch lub kilku zwierząt, jeżeli mógł to tak paskudnie określić. Podczas tej myśli szczególnie zawiesił swoje piwne ślepia na smoku, od którego szczególnie bił aromat wilgoci. Długie ciało, mistyczne wąsy, do tego brak skrzydeł...
Brak skrzydeł.
Nie, ten Ddraig był inny. Zupełnie inny od tych, którzy zniszczyli jego ukochane Aen Aard. Był spokojny, lecz zaintrygowany.
Zaś ten, który siedział osobno...
: 26 maja 2018, 18:34
autor: Scylac
Wiadomość, która była wysłana dotarła także do Reokhandrathella. Nie rozumiał żadnego ze słów, jednakże w przekazie była też wykuta droga. Droga, która ciągnęła do siebie niczym głód do zdobyczy. Niepewnie, lecz z instynktowną ciekawością kroczył przed siebie. Światło, które raziło jego oczy było nadwyraz męczące. Starał się kroczyć po najciemniejszych przejściach. Nozdrza cały czas pracowały wąchając cały ten nowy i obcy świat. Oczy, które widziały niemalże sam blask dostrzegały barwy, których smok zapomniał. Było to dla niego niczym przebudzenie. Lub raczej niczym zaśnięcie. Nie potrafiąc latać kroczył wyginając swe ciało w zygzak jakby obawiał się każdego nadepnięcia na trawę. Jednakże w końcu dotarł. Dostrzegł inne sylwetki stworzeń przed nim, po czym zmrużył ślepia i starał dopatrzeć się jakiegoś drzewa. Jakiejś zasłony, za którą mógłby leżeć i obserwować całe to wydarzenie. Nie miał pojęcia co podkusiło go by tutaj trafić. Ale widać nie tylko jego ta dziwna siła zwabiła. Leżał więc podparty kończynami gotowy do ewentualnej ucieczki i patrzył. Nie posiadał świadomości własnego kształtu. Nie wiedział, że w rzeczywistości jest jednym z nich. Nie wiedział, że mimo różnic ma z nimi więcej wspólnego niż z samym sobą. To sobie nie ufał. Chaos. Nieporządek. Całe myśli to jeden wielki bajzel. Oczy drgają, a serce nierówno bije.
Tak oto leżał na uboczu ten, którego nie powinno tu być. Ten, który powinien umrzeć wiele księżycy temu. Zamęt w psychice smoka wydawał się być nieodwracalny. A na dodatek jego pierwszy kontakt z jakimikolwiek smokami będzie tutaj. W obecności niewinnych i wrażliwych. Oby nie cierpieli...
: 26 maja 2018, 19:01
autor: Nihilius
To zdecydowanie była najdłuższa wędrówka w jego życiu. Nikt jakoś nie kwapił się, żeby zapewnić maluchowi pomoc w przemierzeniu sporych, nieznanych przestrzeni wspólnych terenów. Nawet jemu samemu przez myśl nie przeszła takowa opcja. Na rzecz tej wyjątkowej wycieczki, na którą otrzymał zaproszenie, zarzucił swój klasyczny styl cichego pełzania po terenach Cienia. W czasie jednego księżyca udało mu się nabyć minimalną wiedzę na temat terenów przyległych do obozu, której postanowił zaczerpnąć właśnie teraz. Dotarł na granicę terenów wspólnych w oszałamiająco krótkim (według siebie) czasie oraz brawurowym (także tylko według siebie) stylu, ponieważ nie prześlizgiwał się jak padalec pomiędzy kamykami i krzakami, uważnie lustrując okolicę zdumionymi, zaniepokojonymi ślepiami.
Zamiast tego, szybkim oraz nerwowym krokiem ominął miejsca gdzie pachnie nieprzyjemnie dużymi rzeczami, przechodził natomiast bez wahania po okolicy, gdzie pachniało jedynie smacznymi, małymi rzeczami. Za każdym razem, kiedy doleciał doń jakiś hałas, jego małe serce zaczynało bić szybciej, a on przyspieszał kroku. Nawet jeśli ten hałas był wynikiem nadepnięcia jego własnej łapki na łamliwą, suchą gałązkę. Musiał się spieszyć i dotrzeć na miejsce, zanim Głos sobie stamtąd pójdzie.
Na terenach wspólnych zwolnił. Tutaj pachniało większymi rzeczami. Jednak rzeczami podobnymi do niego i jego mamy. Skoro jego mama była większą rzeczą, taką jak te tutaj, to chyba wszystko powinno być dobrze, prawda? Trzymając się tej myśli, prześlizgnął się ostrożnie ku skałom pokoju, nie ufając niczemu co napotkał po drodze.
Na miejscu spotkania przywitała go cisza. Nagle wszystkie leśne rzeczy które zwykle wydaja dźwięki zamilkły, pozostawiając go sam na sam z własnym oddechem i szybkim biciem serca. Cisza była... przyjemna. Podobała mu się. Ośmieliła go aby wyślizgnąć się na polanę, w której centrum znajdowało się coś. Coś co go tutaj przyciągnęło. Hipnotyzowało go swoim dziwnym oddziaływaniem. Musiał sprawdzić co to jest.
Z całym swoim pisklęcym skupieniem, zaczął skradać się do dziwacznej runy, wokół której rozpoczęły gromadzić się duże smoki. Ominął je szerokim łukiem, spoglądając z ukosa czy nie mają zamiaru ruszyć się żeby go zjeść. Próbował podkraść się do znaku z "niezajętej" przez nikogo strony. Im bliżej symbolu się znajdował, tym bardziej kuszące uczucie stawało się silniejsze.
Gdy stanął wreszcie na skraju symbolu, mógł nareszcie poczuć, że osiągnął swój cel. Pozostawało się tylko przekonać o istocie owego celu, a najlepiej zrobić to oczywiście używając własnych zmysłów. Uniósł więc drżącą łapkę nad dziwnym znakiem. Raz po raz próbował ją opuścić aby dotknąć nieodgadnionego dziwactwa, lecz już po chwili wracał do pierwotnej pozycji. Ostatecznie uniósł pazurki wysoko, bardzo wysoko, szykując się do mocnego uderzenia i...
Nie dał rady, napięcie okazał o się zbyt duże. Uciekł w kierunku smoka, który pachniał trochę jak jego mama. Schował się za plecami Caretha, aby jego duże ciało odseparowało go od nieznanego.
: 26 maja 2018, 19:35
autor: Parasomnia
Spała, choć nie można powiedzieć, że smacznie. Ledwo udało jej się zasnąć, a tu nagle czyjś głos rozbrzmiał koło jej prawego ucha. Nie ukrywała zaskoczenia czy nawet lekkiego szoku, bo nie spodziewała się czegoś takiego. Nikt nigdy od niej niczego nie chciał – w końcu była jeszcze pisklęciem.
Była zmęczona, ale przecież nie mogła zignorować takiego wezwania. Ciekawiło ją, o co w tym wszystkim chodzi. Dała więc ponieść się instynktom i ruszyła w stronę celu zupełnie tak, jakby ciągnięto ją na sznurku.
Poruszała się dość niezdarnie i dużo czasu zajęło jej przejście całej drogi. Gdy jednak dotarła, nie spodziewała się, że zobaczy tam tak wiele smoków. Tak wiele młodych smoków, choć i tak byli nieco od niej starsi. Wyglądało na to, że pojawili się z tego samego powodu, jednak nie mogła zachowywać się nazbyt swobodnie – w końcu nikogo nie znała. Pozwoliła sobie na przybliżenie się nieco do smoka, który prawdopodobnie należał do tego samego stada, co ona. Nie przyglądała mu się jakoś specjalnie, jednak nie sposób było nie zauważyć znacznie młodszego od niej pisklaka, ukrywającego się za plecami.
Obserwując runę na środku, wstrzymała oddech. Nie dlatego, że się bała. To dziwne zebranie bardzo ją zaciekawiło i z cierpliwością czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
: 26 maja 2018, 20:23
autor: Brzozowy Kolec
Właściwie dlaczego miał bym nie przybyć? Lubiłem spacerować więc ruszyłem powolnym krokiem w kierunku Wskazanego miejsca przez nieznany mi głos i osobę. Tak było to dośc nieodpowiedzialne ale nie chciałem być sam. Od jakiegoś czasu zaszyłem się w lasku i przychodziłem jedynie gdy zgłodniałem. Moim jedynym przyjacielem był mój ogona.
Wkroczyłem spokojnie na wyznaczone miejsce kołysząc sie lekko, Slina skapywała mi z pyska na ziemię a duzy masywny ogon kiwał się na boki powodując że cięzko było mi utrzymać równowagę.
Wbiłem wzrok w dziwne stworzenie, emanowało od niego zimnem i złem... ten smok nie był zwykłym smokiem. Usiadłem niedaleko Uranu tak żeby go widzieć. W końcu on mnie odnalazł pół żywego przy rzece i zaprowadził do swojej groty, zajął się mną
: 26 maja 2018, 20:41
autor: Zaciekły Kolec
Również i Garruk usłyszał wezwanie od tajemniczego jegomościa. Absolutnie nie wiedział kim był smok, albo coś – co przemówiła do niego w czasie jego beztroskiej przygody. Cóż, to przerwało jego dotychczasowe czynności (czym było wąchanie mchu akurat) by skupić się na określeniu kierunku w jakim miały ruszyć. No, wskazówki jakie cały czas otrzymywał były zbyt proste by tego kierunku nie zlokalizować. Wręcz czuł w jakim kierunku ma iść by dotrzeć na miejsce do którego go zaproszono.
W pewnym stopniu obawiał się tego co tam spotka. Jednak nie miał absolutnie pojęcia co mógłby spotkać co sprawiałoby że na pierwszym miejscu te obawy miałyby logiczne uzasadnienie. Ale jako że po prostu czegoś się obawiał, tak zostało.
Po drodze dostrzegł że w rzeczywistości nie był jedynym smokiem który został wezwany. Kilka innych smoków z jego stada też ruszyło w tym samym kierunku. Dostrzegł jedną znajomą sylwetkę z bardzo daleka co dało mu więcej odwagi. Przynajmniej nie on jedyny odpowiedział na to wezwanie.
W końcu dotarł, ale przed samym dotarciem udało mu się wreszcie dostrzec grupkę już czekających na coś smoków. Większość była podobna do niego wzrostem, poza pewnymi wyjątkami..
W każdym razie, instynktownie ruszył w kierunku znanego mu zapachu. Przy Cieniach czuł się na pewno lepiej niż przy innych smokach które wydawały mu się jeszcze bardziej obce.
Usiadł za Parasomnią, nie chwaląc się nikomu swoim przybyciem. Mając ten skromny zaszczyt być w obecności swoich braci i sióstr, na jego pysku zagościł uśmiech. Szybko jednak jego uwagę zwrócił ten symbol na ziemi, wykonany z czegoś co wyglądało na bardzo chłodne.
Hmm.. Cała okolica była jakaś wyjątkowo dziwna i cicha. Garruk spędził za dużo czasu w głuszy by nie zauważyć tego faktu. Gdzie ćwierkotanie ptaszków? Gdzie wszystkie pełzające i bzyczące robaczki?
: 26 maja 2018, 21:49
autor: Obsydianowa Łuska
Etna w praktyce przed snem zawsze się czyściła, bo po prostu nie ma jakiejś szczególnej ochoty, by znowu, po raz trzeci, przechodzić przez piekło grzybicy, także jej sen nie był jakiś szczególnie mocny, ale wezwanie... Słyszała już go wcześniej... No tak... Racja... To byłó w trakcie mianowania jej na adeptkę. Ale tym razem byłtaki... Mroczniejszy... Pełniejszy oraz bardziej... Lodowaty... Przeciągnęła się jednak po krótkiej bo krótkiej drzemce, ale jednak i udała się, by się umyć. Wylizała każdy włoske, każdą pierdółkę... Potem weszła do strumienia, gdzie wymyła się z brudu piór, który często i gęsto się jej tam zalegał, wyszła na brzeg, po czym smoczym zwyczajem zaczęła ię otrzepywać z tej wody, by nadać swojemu futerku ognistej barwy. Przyszła do tego miejsca kierowana sprzecznymi odczuciami... Znaczy... Od kiedy bogowie wzywją młode smoki w to miejsce... Była pełna sprzeczności... Na miejscu zaskoczyła samą siebie... Wyglądało na to, że tu była niemalże najstarsza. Uklękła przed runą na środku polany i powiedziała.
-Obsydiaowa ŁUska, zwana Etną przybyła na wezwanie... Czekam gotowa... Wybacz,o Boże, że tak późno, jednakże nie chciałam przechodzić grzybicy ponownie... Proszę wybaczyć za czekanie... – powiedziała, po czym zwróciła się łbem w stronę jakiegoś adepta Wody, który nazywał się Rybke... Hem...
: 26 maja 2018, 22:05
autor: Milknący Szept
Ona też... usłyszała wiadomość. Choć odmienną od tych, którą otrzymały inne smoki, młodsze. Zdążyła rozeznać się, że adepci też ją otrzymali. Choćby w ten sposób, że zobaczyła majtający się ogon Obsydianowej gdy sama Rek wyruszyła w kierunku wezwania. Przeszła kawałek, a potem wzbiła się w powietrze. Jej platynowe łuski lśniły żywo, a pióra odbijały refleksy błękitne i fioletowe, jasne tak że niemal wpadały w róż. Nie spieszyła się by nie zasłabnąć w powietrzu, a sporą część trasy pokonała pieszo, więc nie przybyła jako jedna z pierwszych. Z góry omiotnęła wszystkich spojrzeniem. Tak wiele młodych smoków. Wolne Stada wydawały się kwitnąć. Znała tak niewielu z nich. Czy choroba, której ostatnio uległa sprawiła jej aż takie zaległości?
Wylądowała na filigranowych łapach spokojnie, lekko, delikatnie nieopodal runy. Niektórzy już się nią interesowali. Zaś ona... skupiła się na wypatrywaniu... boskiej interwencji. W końcu niewiele smoków potrafiło wezwać wszystkich. A tym bardziej niewiele miało ku temu powód. Poza tym... bogowie. Dzień bez modlitw dniem straconym. Teraz obserwowała z pewnego dystansu. Widziała że są tu smoki starsze od niej, ale głównie byli tu młodzi. Od razu poczuła potrzebę ich ochrony, więc poza próbą wymyślenia jakim znakiem jest runa (czym zajęło się już chyba wielu zebranych), wypatrywała też niepokojących oznak w okolicy. Skały Pokoju... lubiły spłynąć krwią. Tak mówi historia.
: 26 maja 2018, 22:51
autor: Wędrówka Słońca
No, no, no. Jak miło, że ktoś jeszcze uważał go za młodego!
Słoneczny by się wzruszył, gdyby upiorny szept prosto w ucho nie sprawił że o mało nie zleciał na ziemię. Zmełł w pysku przekleństwo i ustabilizował lot. Nie ma co denerwować bogów inwektywami skierowanymi w ich kierunku.
O Immanorze. Słyszał już ten głos. Za każdym razem miał od niego ciarki chodzące po kręgosłupie. Przez chwilę rozważał zignorowanie odrzucenia. Na pewno będzie najstarszym adeptem, co nie będzie za dobrze świadczyć ani o nim ani o Wodzie. Młodziutkie pisklaki będą zadawać te same pytanie po dziesięć razy. Młodsi adepci będą... No, dobra, nie wiedział, jacy mogliby być. Nie znał za dużo młodzików.
Ugh, i on miał być Piastunem?
Musiał pójść. Tfu, polecieć. Z Dzikiej Puszczy nie miał znowu tak daleko.
Kiedy zniżał lot, dostrzegł już parę smoczych sylwetek. Szybkie mieli tempo. Szybsze niż na ceremoniach, to na pewno. Bo i kto odmówi Bogu?
Wylądował niedaleko większej grupki zebranych i złożył złotobłone skrzydła. Przez moment stał w miejscu, szukając znajomych pysków i katalogując obecnych. Najbardziej charakterystyczną rzeczą była nieznana mu runa, promieniująca chłodem. Ateral zostawiał po sobie pamiątki, czy co? "Tu stał Bóg Śmierci, nie deptać!"?
Drugą charakterystyczną rzeczą była woń. Aromat. Jakże subtelny i delikatny zapach Neptuna. Słoneczny nadal pamiętał te jego kalmary. Dobrze, że do zapachu ryb przywykł już podczas kontaktów z rybimi ogonami... Chociaż tamci byli zdecydowanie... mniej wonni.
Niemniej skierował swoje kroki właśnie do adepta. Obok niego siedział mgliście znajomy wężowy – może już gdzieś mu mignął? – i pisklak oraz Ziemna, Cienisty, pisklęta za nim. Była też znajoma, drobna postać Misternej oraz nieznana mu Ognista.
Przysiadł z wolnej strony Neptuna i skinął wszystkim łbem na powitanie. Nie był pewien czego Głębinowy – oraz reszta zebranych – zdążyła już wydedukować o tym zebraniu, poczuł się jednak zobowiązany do podzielenia się swoją wiedzą.
~ Witajcie. Głos który każdy z was usłyszał, jak zakładam, należał do Aterala, Boga Śmierci. Kiedyś zostało już zwołane podobne spotkanie, przez ówczesnego Proroka, Oprawcę Gwiazd. O ile nic się nie zmieni, to na tym spotkaniu będziemy poszerzać swoją wiedzę. Być może Ateral będzie odpowiadał na różne wasze pytania. ~ Pozwolił by jego magicznie utkany głos rozbrzmiał pod Skałami, na tyle głośno by zainteresowani mogli wyraźnie go usłyszeć i na tyle cicho, by nikomu nie przeszkadzał. Słoneczny nie używał zwykle telepatii. Nie każdy chciał, zeby pchać mu się prosto do łba.
Może i tak próżno tracił maddarę. Nieważne. Nie wiedział czego oczekiwać po reakcji młodych tak czy siak, więc po co się przejmować?
: 26 maja 2018, 23:54
autor: Iluzja Piękna
Kiedy dotarły do mnie słowa jakiejś istoty która wzywała mnie w jakieś miejsce nie zamierzałem tego zignorować. Zamiast tego wstałem i otrzepałem się z trawy na której dotychczas leżałem oraz ruszyłem w stronę miejsca z którego najprawdopodobniej dobiegał głos. Nie byłem tego pewny jednak dałem się prowadzić tej dziwnej sile. Dreptałem najszybciej jak mogłem jednak będąc tak młodym nie udało mi się dotrzeć na miejsce zbyt szybko. Kiedy wkroczyłem na skały pokoju dokąd prowadziła mnie dziwna siła zauważyłem grupkę smoków które to miały różne zapachy no i wygląd ale to było normalne. Kiedy dostrzegłem Urana podeszłem do niego docierając łeb o jego bok w swoistym przywitaniu. Smokowi który pachniał rybami skinąłem głową i podszedłem do ostatniego pisklaka z stada wody który był dość duży... a może to ja byłem taki mały? No cóż nie rozmyślałem nad tym długo zamiast tego siadając koło niego z łagodnym uśmiechem na pysku.
-Hej, jestem Rionnag a ty? Pachniesz moim stadem ale nie widziałem Cię nigdy na naszych terenach- Powiedziałem patrząc na niego z zaciekawieniem w turkusowych oczach.
-Wiesz po co tu jesteśmy?– Tym razem zwróciłem się do Uranu czy też jak usłyszałem niedawno Urągliwego kolca. Cóż za wymyślne imię! Mój przybrany brat powinien coś wiedzieć czyż nie?
: 27 maja 2018, 11:14
autor: Skryta Łuska
// Mam nadzieję, że czasoprzestrzeń nie popląta się za bardzo :V
Skowronek była wykończona po długiej wyprawie, lecz nie dane było jej odpocząć. Jak tylko już znalazła jakąś opuszczoną norę i zwinęła się w niej w kłębek, przymykając oczy z nadzieją, że sen odwróci jej uwagę od tego, co się wydarzyło w jej nieszczęsnym życiu, nagle odczuła wrażenie, że ktoś koło niej jest! Gwałtownie podskoczyła, jeżąc sierść, zaskoczona dziwnym komunikatem, który zabrzmiał koło jej ucha. Ale jak to możliwe? Była tu zupełnie sama, czyżby już oszalała? Przez chwilę chciała udać, że nic się nie wydarzyło i w końcu zasnąć, ale strach przed myślą, że może być dodatkowo wariatką sprawił, że czuła przymus sprawdzenia, o co w tym wszystkim chodzi.
Ruszyła w drogę, nieufnie rozglądając się dookoła. Co bardzo dziwne, wiedziała dokąd iść, mimo że była tu pierwszy raz w życiu! Na wszelki wypadek tłumaczyła sobie, że to przez zmęczenie plącze jej się umysł. Jednak gdy dotarła na miejsce, trzymając się cieni i idąc na lekko zgiętych łapach, jakby w każdej chwili spodziewała się pułapki, ukazał jej się tłum smoków i to takich, jakich jeszcze nigdy nie widziała. Jej uwagę szczególnie przykuło futro porastające niektóre z nich, co wyraźnie ją zaskoczyło, aż przez moment zapomniała się ukrywać. Nigdy nie widziała pierzastego smoka (poza sobą samą), a kilka pierzastych smoków naraz to już było dla niej za dużo. Zupełnie nie wiedziała, co o tym myśleć. Nie podchodziła bliżej, przycupnęła w dużej odległości, wpatrując się w zgromadzenie i zastanawiając się, czy to już sen, czy co właściwie...
: 27 maja 2018, 17:42
autor: Nocny Tropiciel
Khuran też się zjawił. Bardzo późno, to prawda ale jednak. Pisklę nie potrafiło jeszcze latać, więc dotarcie do miejsca którego dodatkowo nie znał zajęło mu naprawdę sporo czasu. Nie wiedział co go wzywa, więc ta wyprawa była skrajną głupotą, jednak jak widać wiele innych piskląt także zdecydowało się tu przybyć, więc zdawało się że jednak podjął dobrą decyzję. Albo wiele smoczków podjęło fatalną. Cóż, nie ma nic dziwnego masach podejmujące złe decyzje. Potem najczęściej obwiniają innych za swe złe wybory. Ale nie to kręciło się po łbie smoczka. Ono na razie nie było w stanie pojąć konceptów niezbędnych do formułowania takich rozważań i wniosków. Nie, ono odczuwało zdumienie. W miejscu do którego przybył aż roiło się od różnorakich, młodych smoków. We wszystkich kolorach, ze wszystkich stad. Widok był zapierający dech w piersiach dla małego cienistego. Gdy już się napatrzył i rozejrzał się, ruszył w kierunku środka polany, na której znajdowało się coś co przyciągało uwagę wielu piskląt i nieco większych adeptów. Były też tu też dorosły smok i jeden... stary. Co to oznaczało? Tego nie wiedział. Tak samo jak nie wiedział c jest takiego ciekawego w rysunku na ziemi. Mógł być on wszystkim, zdaniem Khurana obiekt nie zasługiwał na uwagę jaką mu poświęcano. Odwrócił się więc i ruszył w kierunku jednego z niewielu smoków jakie znał, a które znajdowały się na polanie, do swojego brata Garruka. Dostrzegł też Parasomnię, siostrę, jednak musiał wybrać do kogo podejdzie, jako że rodzeństwo nie trzymało się razem.
-Cześć -przywitał się z bratem, gdy już do niego podszedł- Czy wiesz co się dzieje?
: 27 maja 2018, 18:52
autor: Tialdreith
Obudził się.
Lazurowe ślepia powoli się otworzyły, patrolując najbliższe otoczenie młodego gada. Giętki ogon płynnie zamiótł ziemię, sprawiając, że drobinki kurzu i pyłu uniosły się do góry, podczas gdy reszta fioletowego cielska delikatnie drgnęła. Sam "pisklak" westchnął cicho, gdy dotarło do niego gdzie i dlaczego się znajduje.
Rozprostował krótkie łapy, a czarne szpony przejechały po podłożu, pozostawiając za sobą niewielki, ledwie widoczny ślad. Nadeszła odpowiednia pora żeby się ruszyć, więc nie miał zamiaru marnować więcej czasu. Powoli się podniósł, ignorując ból który męczył jego sztywne, nieprzyzwyczajone do chodu kończyny, po czym powoli powlókł się przed siebie.
Ale nie bez celu. Nieznajomy głos wskazywał mu drogę.
Nieprzytomne ślepia pusto wpatrywały się w jeden punkt, a sam gad zdawał się być jakby oderwany od rzeczywistości. Jedynie łapy prowadziły go naprzód, stawiając powolne, ale pewne kroki, a długi ogon sunął za nim, pozostawiając ślad wśród piachu i ziemi. Klatka piersiowa poruszała się powoli, a płytki oddech sprawiał wrażenie jakby miał za chwilę całkowicie zamilknąć -ale mimo to trwał dzielnie.
Zamruczał cicho, gdy pojedyncze promienie Złotej Twarzy spotkały się z jego łuskami. Te zalśniły, ukazując całą paletę barw, od granatu, poprzez fiolet, dochodząc aż do błękitu, który mieszał się z różem. Najróżniejsze odcienie łączyły się ze sobą, tworząc piękną mozaikę kolorów, która w postaci małych, mocno lśniących łuseczek pokrywała całe, długie ciało wężowego. Aż dziwne, że pomimo tak długiego czasu nie utraciły swojego blasku.
Mimo, że droga zajęła mu bardzo dużo czasu, udało mu się dotrzeć na miejsce w porę. Niczym duch przechodził wśród nieznanych mu smoków, nie zwracając na nich najmniejszej uwagi, samemu starając się także nie przykuwać niczego spojrzenia. W końcu nawet nie było tu nikogo kogo zna, a nikt inny nie powinien interesować się jego losem.
Przysiadł gdzieś z boku, poprawiając nieco zbyt długą, niebieską grzywę, po czym skupił swoje spojrzenie na nieznanym mu znaku, który najwyraźniej był tym, co go tutaj zawołało.
: 27 maja 2018, 21:23
autor: Ostatnie Ogniwo
Wylegiwałem się pod jednym z wulkanów, było tam ciepło ale do tego można było zauważyć pełno ciemnych chmur. Musiałem się przenieść, lecz nie chciało mi się wstać. Nagle usłyszałem coś co postawiło mnie na równe łapy. Głos, który wzywał mnie na spotkanie, znałem ten dźwięk, wiedziałem kto to mówił.
Od razu zebrałem się do lotu i w mgnieniu oka znalazłem się na Skałach Pokoju, to tutaj zebrało się pełno pisklaków i znalazłem się też i ja, byłem prawie największy i najstarszy, a i tak Bóg Śmierci mnie tu zawołał.
Widziałem go już chyba dwa razy w życia, raz mnie wskrzesił, a drugi raz na spotkaniu młodych, teraz była już jego trzecia wizyta. Usiadłem gdzieś z boku, żeby nie robić zbyt dużo zamieszania i przyglądałem się zbiorowisku, chyba nikogo stąd nie znałem.