Strona 1 z 4

: 12 lut 2018, 19:42
autor: Zmora Opętanych
___Duże, acz wąskie skrzydła chudej wywerny przecinały zimne powietrze, gdy leciała w kierunku Skał Pokoju. Nie mogła powstrzymać podłego uśmiechu, gdy słyszała tę nazwę. Zabawne, że to w tym miejscu wypowiadano wojny. I niedaleko od tych Skał przelewano krew.
___Zmora patrzyła w dół, na tereny wspólne zakryte śniegiem. Niedaleko za nią leciała Isdnir. Fioletowołuska smoczyca przecinała rozwidlonym, czarnym jęzorem powietrze, zniżając lot i gładko lądując na skalistym podłożu. Wyciągnęła ku górze smukłą szyję, obserwując niebo. Zaczekała, aż Nieugięta wyląduje obok niej i posłała jej krótkie spojrzenie. Wkrótce do Zmory dołączyli kompani – demonica i pegaz stanęli kawałek za nią, obserwując wszystko czujnie.
___Och, nareszcie zaczynasz robić to, co do ciebie należy.
___Zadarła łeb okalany rogata koroną i wydała z siebie swój charakterystyczny, syczący ryk, wzywający przywódcę Ognia. Przekaz był jasny – wezwanie do wojny. Nie chciał załatwić tego w sposób pokojowy ostatnim razem, to ma wojnę. Ciekawe tylko, czy postanowi skorzystać z pomocy swojego zdychającego sojusznika...

: 12 lut 2018, 19:58
autor: Gonitwa Myśli
Nie zostawała w tyle, tnąc skórzastymi skrzydłami zimne powietrze. Z nozdrzy samicy buchały co chwile kłęby powietrza, rozwiewające się szybko na wietrze.
Wylądowała zaraz po Zmorze, dużo ciężej, chociaż nadal z gracją godną jej atletycznej sylwetki. Strząsnęła skrzydłami i otrzepała się z drobinek śniegu i mrozu osiadłych na futrze. Otworzyła pysk i odetchnęła, tym razem gorącym, parującym obłokiem, nie mgłą zimna, toczoną z północnych gruczołów w gardle. Przysiadła przy partnerce, garbiąc się delikatnie. Ogon wił po ziemi, czerwone pióro na jego końcu wyjątkowo żwawo zamiatało śnieg, wzniecając sypki puch w powietrze.
Zwróciła pysk w stronę terenów Ognia, skąd jak się domyślała nadleci Uzdrowiciel. Postawiła tylko uszy na sztorc.
Gdzieś z tyłu człapała przez śnieg bez przekonania Reia. Bestia sprawiała wrażenie apatycznej, ale Gonitwa sama wiedziała, co kotłuje się we łbie niedźwiedzia. Ekscytacja, której Reia nie upuszczała na zewnątrz udzielała się wojowniczce, potęgując jej własne podekscytowanie.
Czekała, czekała, i doczekać się nie mogła, gniotąc pod łapami śnieg.

: 12 lut 2018, 20:34
autor: Stłuczona Klepsydra
Cóż to była interesująca informacja, wojna z Ogniem. Życie zatacza ciekawe koło, kiedy ledwie co przybyła na te ziemie mając ledwie dwanaście Przejść Cień doznał druzgoczącej porażki. Czyżby teraz miało się to powtórzyć? Zerknęła na grupkę smoków z którymi leciała, Cień i Ziemia, tak było lepiej niż wtedy. ...no nie po stronie Cienia, ale hej liczy się jakość a nie ilość!
Spojrzała w dół gdzie kierowały się Przywódczynie. Więc to były Skały Pokoju, nigdy tu nie była ale nazwa, doprawdy ironiczna. Epilleth powoli kołowała nad miejscem spotkania, łapiąc powietrze w ostre skrzydła i zniżając lot. Wylądowała bardzo niezgrabnie, jak zawsze zresztą. Wystawiła koniuszek okrągłego różowego języka smakując powietrze. Otoczenie było takie spokojne, nieświadome tego że nie długo uniesie się tu zapach krwi. Cienista podeszła do Gonitwy i posłała jej ciepły, ale trochę zaczepny uśmiech.
– Witaj Ciociu, dobrej walki. – rzuciła do niej lekko przechylając łeb po czym cofnęła się kilka kroków i ustawiła się po stronie Zmory.

: 12 lut 2018, 20:40
autor: Wieczorna Aura
Odkąd rozniosła się wieść o powrocie Grzmota z zza bariery to była jedynie kwestia czasu nim rozpocznie się kolejna wojna. W normalnych okolicznościach Wieczorna nie dołączałabym się do walki, jednakże tym razem czuła się osobiście oszukana. Wyrok na Krwistego i tak został złagodzony, mimo to on nadal nie dotrzymał umowy i ponownie dowiódł, że przysięgi nic dla niego nie znaczą. Nic więc dziwnego, że tak źle mu szło "polepszanie sytuacji". Nie dostał zezwolenia na odejście na tereny wspólne, lecz zrobił to mimo wszystko. Aura bardzo sobie liczyła uczciwość i przestrzeganie obietnic, dlatego takie zachowanie było dla niej nie do pomyślenia. Właśnie takie myśli kłębiły się w głowie smoczycy, gdy ta leciała śladem przywódczyni zmierzając na Skały Pokoju. Jej wzrok był zimny i utkwiony przed siebie. Jedyne co to martwiła się o swoje dzieci i partnera. Istniała bowiem szansa, że i oni wezmą udział w walkach. W końcu jako członkowie Ognia mają obowiązek bronić stada przed niebezpieczeństwem. Łowczyni mogła mieć tylko nadzieje, iż ten jeden raz sobie odpuszczą.
Tak minął jej cały lot, w końcu jednak dotarła na miejsce. Mocno machając skrzydłami wylądowała za przywódczyniami i nie odzywając się choćby słowem, czekała na rozwój wydarzeń. Po krótkim czasie na miejsce zbiórki przybiegł i Toboe, zerkając na smoczyce oskarżycielsko. Nie lubił zostawać z tyłu, a nijak nie mógł dogonić towarzyszki jak ta leciała. Jego fochy nie trwały jednak długo, gdyż szybko wyczuł napiętą atmosferę, która świadczyła o jakimś ważnym wydarzeniu. Momentalnie zamknął, dotąd otwarty pysk i w skupieniu obserwował coraz to nowe pyski, przybywające na Skały pokoju.

: 12 lut 2018, 20:58
autor: Dzika Gwiazda
Nie była zaskoczona wezwaniem na Skały Pokoju. Śmieszna nazwa, swoją drogą, ciekawe kto ją wymyślił. Łatwo było przecież przewidzieć, że skoro będzie to miejsce spotkań przywódców to raczej nie będą oni tu ogryzać dzików i popijać źródlanej wody, ale także dyskutować o ważnych mało przyjemnych, które wzbudzają kontrowersje. Kontrowersje z kolei nieuchronnie prowadziły do konfliktów. Dlaczego więc Skały Pokoju? Powinni mieć Krwawy Pręgierz, Skraj Burzy, Urwisko Śmierci. Nie Skały Pokoju. Mając głowę pełną takich rozmyślań, pędziła już na miejsce wezwania. W głębi duszy miała cichą nadzieję, że być może rozejdzie się po kościach, ale szczerze w to wątpiła. Nie, żeby miała jakieś wątpliwości – w imieniu swojego stada będzie walczyć jak rozwścieczony dzik. Niemniej widziała już okropieństwa wojny, otarła się o nią tuż po nominacji na adepta. Nie była to część życia, do której miałaby ochotę wracać.

Zatoczywszy szerokie koło wylądowała niedaleko Wieczornej Aury. Wyjątkowo nie pchała się do boku Nieugiętej, wiedząc, że tym razem to miejsce było zarezerwowane dla kogo innego. Kiwnęła jedynie głową przybyłym, pod skrzydłem czując chłód Azury. Lekko uchyliła skrzydło, że cienista mogła patrzeć, obserwować i uczyć się.

: 12 lut 2018, 23:43
autor: Ukryta Intencja
Nie podczas ćwiczeń, nie w świątyni, tym razem ryk Zmory samica usłyszała we własnej grocie. Odległy, syczący, nienawistny w pewnym sensie. Wezwanie na które miała się stawić bez zwłoki, pytań czy zająknięcia. Siedziała jednak wiedząc co oznaczał ten konkretny śmiercionośny głos. Śmierć. Łapa niemal czule opadła na przyozdobioną kamieniami szlachetnymi czaszkę jej szacownej matki.
-Prawie jakby to było wczoraj matko.
Lekka chrypa odbijająca się od ścian zbudziła orła siedzącego na podwyższeniu. Zamrugał ślepiami czując to co kotłowało się w umyśle wojowniczki. Przekręcił biały łeb w bok po czym jakby się przygarbił i spojrzał w ziemię.
-Zostaniesz Pride. Chociaż ciebie nie będę narażać. Kiedy jednak poczujesz impuls leć wysoko i nie patrz za siebie.– powiedziała poważnie nie patrząc jednak na orła. Czy jeśli umrze on znów będzie wolny?
Wstała powoli i opuściła grotę przybierając na pysk kamienny wyraz. Czyżby po to Kalina nosiła na pysku swą maskę?

Na Skałach Pokoju wylądowała ciężko jakiś ogon od zbieraniny smoków. Śnieg uniósł się pod nią na moment. Może nie była rozmiarów Licha, ale do drobnych smoczyc też przestała już należeć. Mięśnie poruszające się pod łuskami były wyraźnie zarysowane, zarówno podczas machnięć ogonem jak i przebierania łapami gdy parła przez zaspę. Półprzymknięte czarne ślepia ogarnęły przybyłych. Krótkie skinięcie łba przywódczyniom po czym samica siadła nieopodal. Nie zamierzała z nikim gadać... zmagała się teraz z własnymi demonami karmionymi zazwyczaj podczas ćwiczeń, modlitw czy walk na arenie. Wyprostowana sylwetka smoka który myślami był w zupełnie innym miejscu i czasie czekała na rozkaz.

: 13 lut 2018, 0:17
autor: Zmierzch Gwiazd
Obawiała się, że nadejdzie ten dzień. Dzień, w którym burzowe chmury ponownie zakryją Złotą Twarz, a smoki z stad wystąpią przeciwko sobie. Tak, to był właśnie dzień kolejnej wojny. Czy jednak można nazwać to kolejną wojną? Nie, wojna trwa od ponad pięćdziesięciu księżyców, z długą przerwą od walk, teraz natomiast przyszedł czas aby znowu stoczyć morderczy pojedynek. Walka o tereny, o krew zdrajców... Starsza miała nadzieję, że nie zmieni się to w bezmózgą rzeź. Sama nawet, jeżeli walczyła, nie miała najmniejszego zamiaru zabijać. Przybyła, ponieważ tak nakazało jej serce. Czuła, że to po części jej wina, źe doszło do tej sytuacji. Wn3trze kazało jej stanąć tutaj, razem z Ziemnymi i Cienistymi na Skałach Pokoju.
Wylądowała ciężko gdzieś z boku, jej pysk wyrażał jedynie obojętność i smutek. Nie podchodziła blisko do nikogo z tutaj zgromadzonych. Nadal nie otrząsnęła się po tym, co usłyszała. Krwisty miał opuścić Wolne Stada, miał szansę się uratować, jednak wolał wrócić, po co? Czy życie dla niego nic nie znaczyło? Nie... On po prostu lubił tak mocno żyć, na krawędzi, gdzie każdy jeden ruch przybliża lub oddała go od bezdenne przepaści. Starsza zajęła miejsce, a jej zmrużone, szmaragdowe ślepia były utkwione gdzieś w oddali. Patrzyła się na sobie tylko znany punkt w przestrzeni, od którego nie mogła oderwać wzroku i myśli.
Deidara, jej wierny żbik również przybył, aby zawalczyć. Samiec wpatrywał się w zgromadzonych, zarówno na twarze znajome, jak i nieznajome.

: 13 lut 2018, 13:55
autor: Żar Zmierzchu
A więc ten dzień nadszedł. Szybciej niż się spodziewał, jednak zdążył poczynić pewne przygotowania. Rozkaz stawienia się mógł zignorować z racji tego że zebrania nie zwołuje Prorok. Zaś wyzwanie dla całego Stada...
Zebrał kogo był w stanie i wzbił się w powietrze wraz z Ognistymi. Ziemia nad Terenami Ognia, nad granicą i wreszcie nad Skałami Pokoju przecinały cienie sylwetek smoków lecących w kluczu, każdy ubezpieczający boki swojego sąsiada, zaś Charon sunął w przestworzach pół ogona obok swojego kompana. Lecieli w milczeniu, skupienie i napięcie dało się czuć w powietrzu. Choć... może jeszcze istniał promyk nadziei iż uda się zapobiec rozlewowi krwi. Niewielki, lecz zawsze, jednak z równinną mentalnością kilku smoków ciężko było dyskutować. Zebrani na skałach usłyszeli miarowy łopot skrzydeł, zaś Płomień wraz z Ogniem wylądowali na niezajętym rogu tego świętego miejsca.
Milczał. Ale nie oznaczało to że nic nie mówił fizycznie. Skupił się i subtelna strużka maddary poniosła słowa wezwania na południowy-zachód ku terenom Wody. Zanim cokolwiek powie, zanim kogokolwiek oskarży, wysłucha co ma do powiedzenia wywerna bez honoru i jej niegodna towarzyszka. Bystre błękitne ślepia dostrzegły nie tylko rządzę walki w mowie ciała niektórych przybyłych, ale też... smutek? Nie zapominał, że w Ziemi nadal są przyjaciele, jednak część z nich poczuła się urażona do żywego gdy wieść o powrocie Grzmota się rozeszła. Co się stało, już się nie odstanie. Wybrał swoją drogę, a on nie wyda go na śmierć. Siedział w milczeniu z nieprzeniknionym wyrazem pyska, zaś maddara niemal wyrywała się na zewnątrz gotowa bronić wspólnego ciała.

: 13 lut 2018, 14:13
autor: Pióro Krwi
Leciałam za Płomieniem oraz innymi ognistymi w stronę Skał Pokoju. Przeczuwałam że jeśli Świt zbiera smoki nie będzie to zbyt pokojowe spotkanie. Z daleka już ujrzałam cienistą wywernę oraz jej towarzyszkę a tym samym przywódczynie ziemi. Nie ma co dobrały się. Cienista najwyraźniej nie potrafiła przepuścić okazji do walki. Miałam nadzieje że jeśli dojdzie do walki to jeśli Rytuał padnie to jakiś uzdrowiciel zamiast pomóc dobije smoczycę. Byłby to już drugi raz. Może tym razem nie zdołałaby wymknąć się ze szponów śmierci. Wylądowałam na skałach pokoju parę chwil po przywódcy. Przemknęłam wzrokiem po zebranych smokach i skrzywiłam się widząc ile ich jest. Czyżby bali się że jedno stado nie pokona nas? Musieli połączyć siły? Pozostało mi czekać na rozwój sytuacji więc stałam cicho obserwując wszystko uważnie.

: 13 lut 2018, 17:53
autor: Blizny Wiatru
Młody Adept również leciał z przywódcą. Czując niepokojące napięcie nie tylko Płomienia ale i jego mentorki on sam również był spięty jednak nie gubił szyku. chłodny wiatr smagał go po pysku a mróz wyciskał łzy z oczu. Gdy tylko dolecieli nad Skały pokoju przeszedł go dreszcz. Dojrzał podczas lądowania błysk zielonego futra. gdy wylądował usiadł koło krwawej Żądzy i wyprostował się przebiegając po zgromadzonych.
Miętowe oczy dojrzały matkę po przeciwnej stronie. przez chwile miał ochotę skomleć jak pisklak... błagać ją by nie walczyła. Jednak nie mógł tego zrobić nie mógł okazać słabości. Dlatego jego spojrzenie z przerażonego szybko zamieniło się w twarde i pełne determinacji. Młody smok prezentował sie dość dobrze jak na swój wiek. był dobrze zbudowany a pod futerkiem zaczynać było widać mięśnie Wojownika.

: 13 lut 2018, 18:39
autor: Brzytwoskrzydły
Tnący leciał za Płomieniem jednak tak, by nie wpaść przy okazji na Krwawą. Był potwornie wściekły na siebie, że nie zdążył się podszkolić. Lepiej. Nie potrafił się z tym pogodzić, że stracił Mistrza, że musiał chodzić do Nauczyciela. Jednocześnie czuł jak rośnie w nim Nienawiść. Do stada Cienia i Ziemi, przywódczynie swoją głupotą i arogancją przebiłyby chyba każdego. Oprócz tego mieszało się w nim też podniecenie i strach przed utratą życia, nie chciał się z nim rozstawać, jeszcze miał za dużo niespełnionych planów do zrobienia. Cały się nastroszył i przez całą drogą szczerzył się groźnie, drapienie, czując jak narasta w nim ochota walki. Ferida miała jego zaufanie, trzymał ją za słowo, że spełni swą obietnicę. Wylądował za Płomieniem. Pierwszy raz widział przywódczynię Ziemi, ta z Cienia już raz dała mu mięso. Jednak to nie miało znaczenia, ona nie była jego celem. Siedem smoków wrogich stad. Wkurzonym spojrzeniem skakał ze smoka na smoka, przeklinając na nich wszystkich.

: 13 lut 2018, 19:08
autor: Wybrana Łuska
Była zła.
Zła do granic możliwości, choć nie było widać tego w jej wolnym kroku i wysoko uniesionej głowie. Była zła, bowiem to nie miało się tak skończyć. Nie po to odzywała się, nie po to nalegała i wylewała z siebie argumenty, by Ziemia ostatecznie została oszukana i zhańbiona. Nie; miał gryźć piach, siedem metrów pod ziemią, o ile nie głębiej. A zamiast tego... Wojna. Przymknęła swoje ślepia. To naprawdę było frustrujące; szczególnie, że wiedziała, MÓWIŁA, by mu nie ufać.
Zaufali. I skończyli właśnie w taki sposób.
Pojawiła się na Skałach Pokoju za przywódczynią. Od razu zbliżyła się wolnym krokiem do Nieugiętej Ziemi, stając wiernie za nią; nawet, jeśli popełniła błąd. Jednak nie było to coś, czego nie dało się naprawić. Po to przybyli. Naprawić błędy. Błysnęła chłodnym spojrzeniem na Ognistych, którzy zdążyli się już zgromadzić. Nie gardziła nimi, a przynajmniej – nie otwarcie. Jej spojrzenie na dłużej zawisło na Płomieniu. Miała w sobie szacunek do niego, szczególnie po tym, jak wyprowadził ją z nędznego stanu. Teraz jednak nie było miejsca na takie rzeczy. Musiała odrzucić od siebie wdzięczność, jak najdalej, i skupić się na własnym stadzie. Przymknęła ślepia i czekała. Czekała na jakikolwiek znak, na zebranie się wszystkich smoków.

: 13 lut 2018, 20:59
autor: Cień Kruka
Przybyła pieszo; wciąż nie opanowała tajników unoszenia się w przestworzach i z upływem księżyców pożegnała się ostatecznie z myślą, że zrozumie jak robią to inne smoki. Dlatego też zjawiła się nieco później. U jej boku biegła kompanka, smukła wilczyca imieniem Javire.
Przybyły walczyć. Walczyć z wrogiem, który odmówił Feridzie Niepowstrzymanej prawa do życia, który pragną zguby wszystkich bliskich, jakich smoczyca zdobyła w tym krótkim czasie.
Ferida stanęła obok Audrey, spoglądając na przywódczynię Cienia. Prosto w liliowe ślepia, uważnie, pozornie spokojnie.
Minęło sporo czasu, nieprawdaż?
Nie była już tym słabym chucherkiem, które niegdyś zostało skazane na śmierć. Dziś miała własne szpony i potrafiła zrobić z nich użytek. Wtedy się bała. Teraz jednak jej serce biło szybciej wyłącznie z powodu podniecenia wzbudzonego przez zbliżającą się walkę.
Naka Krove, bende donse.
Była gotowa. Choć nie zdobyła siły równej Łowczyni, czuła się dość silna, by stanąć naprzeciw niej. Zadać jej możliwie najdotkliwsze rany. Chronić tych, którzy jej pomogli.
Ymiri kone osindi wisire.
Już nie mogła się doczekać.

: 14 lut 2018, 9:39
autor: Wirtuoz Szeptów
Czym była teraz obietnica dana sobie wiele księżyców temu? Czy nie były to teraz puste słowa? Leciałem dosyć wolno... Jak na ścięcie przed sobą widząc tylko rozpostarte skrzydła przywódcy. Wiadomo było, że ten dzień nadejdzie, lecz ja nie wiem jak bym próbował nie potrafiłem wyzbyć się wątpliwości, strachu przed utratą rodziny. Gdy już wylądowałem rozejrzałem się po zebranych. Zasmuciła mnie ta ich wściekłość... Rządza krwii. Czy właśnie w takiej chwili nie upodabniamy się do tych, przed którymi chroni nas bariera? Czy nie stajemy się dzikimi zwierzętami? Jak to zwykle miało miejsce na zebraniach stanąłem blisko brata tym razem po jego prawej stronie. Wierzyłem w słuszność jego decyzji... W drogę, po której prowadzi stado. Widziałem, że w Feridzie widzi kogoś więcej niż zbiega, a sam też trochę wiedziałem jak to jest... Nie mieć do kogo wracać.
Po stronie przeciwników dostrzegłem dwa znajome pyski. Przywódczyni Cienia, która kilka razy pomogła mi jeszcze za czasów domniemanego pokoju i... Aury... Obawiałem się tego momentu. Gdy spojrzymy sobie w oczy z wiedzą, że zaraz możemy przelać własną krew.
Nie obrałem jednak takiego wyrazu pyska jak większość zgromadzonych, którzy spoglądali na siebie wrogo wyobrażając sobie pewnie odcięte łby. Ja patrzyłem ze spokojem, próbując nie wyrażać żalu jaki mam do siebie.
~ Til los nid kul kein.~
Powiedziałem sam do siebie pogrążając się w zamyśleniu.

: 14 lut 2018, 13:48
autor: Ostatnie Ogniwo
Przesiadywałem sobie pod barierą gdy nagle usłyszałem ryk. Nie wiedziałem o co chodzi, ale wiedziałem do kogo należy i nie wróżyło to nic dobrego. Kilka ognistych przeleciało po niebie w stronę terenów wspólnych. Na początku nie chciałem tam lecieć, sądziłem, że to tylko i wyłącznie sprawa ognia, ale oni pomogli mi, nie mogłem ich teraz zostawić.
Spojrzałem na żywiołaka i wzbiłem się w powietrze, przekaz był prosty "biegnij za mną". Zacząłem lecieć jak najszybciej w stronę Skał Pokoju. Minęło trochę czasu nim tam doleciałem, na miejscu było już trochę dużo smoków, cieniści i ich pseudo ziemia jak i ogniści. Szykowała się kolejna wojna, za niedługo te ziemie zostaną splamione krwią, ale po co? Jaki będą mieli z tego pożytek?
Wylądowałem spokojnie obok Zapomnianego. Spojrzałem po wszystkich, ze stada od którego nie dawno odszedłem. Była widać jak bardzo ziemia się zmieniła, stawała się cieniem. Niedługo będą trzy stada pod barierą. Mój wzrok ostatecznie spadł na Opokę.
~ I co wam da ta wojna? ~ mentalna wiadomość zabrzmiała w jej głowie, nie chciałem odpowiedzi, chciałem, żeby tylko zrozumiała, że to nie potrzebne.

Przez chwilę wydawało mi się, że ryk był wyobrażeniem, coś mi się przesłyszało czy coś, ale w końcu czerwony też go słyszał, więc wiedziałem, że to nie prawda. Szykowało się coś większego niż przeczuwałem. Pobiegłem za nim, na tereny na których nie mieliśmy już przebywać, bo było to niebezpieczne. Kiedy już dotarliśmy było tutaj dużo smoków, co to będzie jakaś walka grupowa? Nie za bardzo wiedziałem o co chodzi, futrzasty jak zwykle nic mi nie wytłumaczył, co za gamoń. Usiadłem obok niego patrząc to na smoki pachnące wulkanami, to na pachnące lasami. Wyszczerzyłem kły, cały czas będąc gotowy do ataku, jeden twór załatwi ich wszystkich, przecież jestem mistrzem maddary!

: 14 lut 2018, 16:09
autor: Szlachetny Nurt
Wiedział, że ten moment nadejdzie... prędzej, czy później. Wiadomość, którą otrzymał od Przywódcy Ognia była jednoznaczna. Decyzja już jednak nie była taka prosta. Pomóc sojusznikowi i ryzykować jeszcze większymi stratami w stadzie, czy zostawić ich samym sobie? Nie... Ogień nie zostawił ich, gdy potrzebowali pomocy nad Lasem Pekeri. Ogień i Woda walczą razem. Wziął to, co potrzebne, zebrał ze sobą członków stada, którzy potrafili walczyć i ruszył w kierunku Skał Pokoju. Po chwili zebrani mogli zauważyć nadlatujące sylwetki Wodnych. Sam wylądował zgrabnie obok zgromadzonych już Ognistych. Oczywiście przybyli jako ostatni. Pierwsi byli zapewne Cieniści i Ziemiści, później pojawił się Ogień, który ostatecznie wezwał ich. Ciekawiła go reakcja Przywódczyni Cienia. Czy zakładała, że nie przybędą? A może wręcz odwrotnie.
Rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych... większość z tych smoków już znał, choćby z poprzedniej wojny. To wszystko prowadziło ich tylko i wyłącznie w jednym kierunku – kolejnego, bezsensownego rozlewu krwi. Widział, że wśród Ognia znajdowała się Ferida i Grzmot, to z ich powodu musiało dojść do tego wezwania. Jednak czy stanowiło to jakąkolwiek różnicę? Zmora nie walczyła dla ideałów, a tylko i wyłącznie z powodu samej walki. Powodu zapewne szukała od dawna, jednak na dobrą sprawę nie byłoby to potrzebne... wojnę można było wywołać tak po prostu. Ot. Jak ostatnim razem. Koniec końców wszystko skończyłoby się na tym samym. W tym wypadku było to po prostu nieuniknione.
Mógł mieć tylko nadzieję, że nie dojdzie do walki. Wątpił, że uda im się dojść do porozumienia... prędzej chyba dogadałby się z goblinem, ale nie warto było tego przekreślać na wstępie. Stał więc, czekając na rozwój wydarzeń. Jego pysk od dawna nie zdradzał już żadnych uczuć, więc i tym razem było tak samo. Przynajmniej choć raz mu się to na coś przyda. Nie marnował więcej czasu na rozglądanie się po zebranych i analizowanie ich nastrojów. Ta sytuacja mówiła już sama za siebie.

: 14 lut 2018, 16:54
autor: Mgliste Wody
Walka. O, no proszę. Wojna wręcz! Amok nie był jeszcze świadkiem takich zdarzeń. Jedno jednak wiedział. Jeśli znajdzie wśród nich tę plugawą Cienistą...zje ją.
Ot tak, po prostu.
Leciał spokojnie, a gdzieś w dole biegł jeden z jego dwóch kompanów. Shergar potrafił walczyć, Kurama teoretycznie też, ale nie potrafił się bronić, więc nie chciał go narażać. Dlatego też Niestabilny wziął pumę.
W końcu dotarł za ojcem...gdzie? Ach, czy to nie tutaj było spotkanie z tym, no...Ateralem? Chyba tak.
No i gdzieś w pobliżu było chyba to rodzinne spotkanie, gdzie poznał matkę...na chwilę Amok zanurzył się we wspomnieniach, bolesnych ale i miłych.
W końcu jednak zniżyli lot i przyszło wylądować. Samiec objął spojrzeniem dwie strony konfliktu, podział był jasny. Ale o co tu chodziło?
Shergar dotarł krótko po nim i dołączył do swojego smoczego towarzysza. Był bardzo nieufny w stosunku do wszystkich i szczerzył kły nieufnie przyglądając się obcym.

: 14 lut 2018, 17:47
autor: Pozłacana Łuska
Ogólnie rzecz biorąc to nie miała pojęcia co się dzieje. Nagłe słowa Przywódcy, że jej potrzebują wciąż rozbrzmiewały w jej głowie. Zbliżało się coś straszliwego, ale nie wiedziała, że chodzi o bezsensowne rozlewanie krwi. Była zaraz za Nurtem, stając za nim. Nikogo nie znała, zdenerwowanie wzrastało. Z lekkim przestrachem zaczęła oglądać wszystkie smoki, ale na żadnym nie utrzymywała dłużej spojrzenia.
Kompletnie nie potrafiła się odnaleźć w tej sytuacji, ale długo nie musiała się zastanawiać. Gęsta atmosfera była wyczuwalna, a pewne smoki przypominały jej równinnych. Żądały krwi i miały taki nieprzyjemny wyraz pyska.
Przysłuchiwała się cichym szeptom i poruszyła nieznacznie ogonem. Apokalipsa uczyła jej walczyć, ale marny był z niej wojownik. Sama myśl o używaniu przemocy bardzo ją obrzydzała. Miałaby zranić jakiegoś obcego smoka? Z jakiego powodu? Że inni przywódcy nie potrafią się dogadać i musi cierpieć na tym całe stado?
Tak mało wiedziała, a jednak wiele potrafiła wywnioskować. Zbliżyła się nieznacznie do Nurtu.
– Nie można dojść do jakiegoś kompromisu? – Wyszeptała, lecz wcale nie zamierzała się kryć. Obrzuciła raz jeszcze smutnym spojrzeniem większość smoków. Żaden z nich się nie uśmiechał w miły sposób, wielu z pewnością nawet nie cieszyło się z tego, że tu było.
Hestia wydała z siebie głośne westchnięcie. Obawiała się najgorszego.

: 14 lut 2018, 17:58
autor: Wędrówka Słońca
Miał puścić ich samych? Jedyną, faktyczną rodzinę która mu została? Słonecznemu nie podobał się ten pomysł, ani trochę. Dlatego też przyleciał wraz z Szlachetnym i Niestabilnym. Wolał ich mieć w zasięgu wzroku. Nie chciał też żeby Ogniści poczuli się opuszczeni.
Był poddenerwowany i wcale uśmiechała mu się perspektywa walki. Niby tereny pod barierą miały być miejscem wolnym od wojen i krwawych starć między grupami smoków... A odkąd pamiętał, ktoś zawsze chciał się zemścić czy odgryźć. I co tu się dziwić że Słoneczny tak często wyruszał za pozabarierowe wędrówki?
Teraz jednak nie mogli odpuścić. Pozostawało mu mieć nadzieję że... No, nie łudźmy się że na rozmowach czy kłótni. Niech się dzieje zgodnie z wolą bogów. Niech ta walka nie zrodzi jeszcze więcej złej krwi między stadami.
Złożył skrzydła i położył je na grzbiecie, wolno podchodząc do Nurtu. Ustawił się po jego lewej stronie. Szybko zerknął jeszcze na Niestabilnego. Oby on wyszedł z walk cało.
Spojrzenie jasnych ślepii Słonecznego mimowolnie powędrowało na fioletowołuską wywernowatą. Przywódczyni Cienia, o ile dobrze pamiętał. Krwawa naznaczyła ją, jako swoją podejrzaną o zaginięcie Morowej. Nie chciał bezpodstawnie obwiniać o to Cienistej, nie miał jednak innych tropów. Może... może i zdobędzie od niej jakieś odpowiedzi. Ale to potem. Teraz nikt nie był w nastroju do rozmów.

: 14 lut 2018, 18:02
autor: Przedwieczna Siła
Przez myśli Uzdrowicielki przebiegła tylko jedna myśl: wojna.
Odpowiedziała na wezwanie, oczywiście. Podążyła za Przywódcą, któremu przysięgała wierność i lojalność stadu. Obiecywała leczyć, nauczać, ale niestety... także walczyć. Nie była w tym mistrzynią, ale niech wrogowie jej stada wiedzą, że w Wodzie hart ducha jest wielki. Że nawet Uzdrowicielka nie boi stanąć się ramię w ramię z braćmi i siostrami, z sojusznikami, we wspólnej walce.
Opowiadania smoków Ognia i Wody o szalonej Przywódczyni Cienia nie rokowały dobrze na jakiekolwiek negocjacje. Nie uda się uniknąć przelewu krwi, była tego pewna. Choć nie znała jej jeszcze osobiście.
Wylądowała zaraz za Wodnymi. Rozejrzała się wokół... Nie znała zbyt wielu smoków z Ziemi. Nie znała też smoków z Cienia, oprócz Intencji, którą zdarzyło jej się leczyć i rozmawiać parę razy przy okazji.
Nie widziała znów Zarazy... Zaś Grzmot wcale nie stał po stronie Ziemi! Stał między Ognistymi, jak jeden z nich... Szczerze mówiąc, mogła odetchnąć z ulgą. Czuła, że Ogień to dobre i bezpieczne stado. Uśmiechnęła się do niego, a potem rozejrzała się po pozostałych Ognikach. Dostrzegła też Tnącego. Martwiła się o niego... Wiedziała, że sobie poradzi, na pewno potrafił walczyć. Byle tylko nie był zbyt porywczy i impulsywny, jak chociażby Krwisty, którego tyle razy musiała łatać.
Skinęła łbem z szacunkiem Nurtowi, a potem Płomieniowi. Uniosła łeb, patrząc mężnie w ślepia tych, którzy ich tu wyzwali.