Strona 1 z 1

: 05 lut 2018, 20:15
autor: Gonitwa Myśli
Smoczyca opadła ciężko na przykrytą białym śniegiem ziemię. Otrząsnęła się, strzepnęła skrzydłami i przeciągnęła się, strzykając kośćmi. Lot w zimnym powietrzu nie był najprzyjemniejszy, ale i tak spory dystans pokonała na pieszo, przybywając z Ziemnych ostępów. Rozejrzała się mało zainteresowanym wzrokiem, zatrzymując się krótko na skalnych piedestałach przeznaczonych dla przywódców. Była Ziemią, ale nie wspinała się na podwyższenie. Nie miała po co, nie miała dla kogo. Towarzystwo, które tu zaprosi, będzie jej równe rangą.
Odetchnęła, pozwalając maddarze spłynąć spod skóry i futra. Magia smoczycy kierowała się na północ, by zahaczyć o umysł pewnego Uzdrowiciela. Przekaz zawierał jedynie nakaz przybycia. Nieugięta nie miała zamiaru bawić się w zaproszenia.
Uniosła wyżej łeb, rozłożyła lekko skrzydła. Było zimno, ale brązowe futro smoczycy, którego barwa zbledła na okres Białej Zimy, skutecznie chroniło ją przed mroźniejszymi podmuchami. Póki co pysk smoczycy wydawał się... zrelaksowany. Jedyne ślepie było delikatnie przymrużone, żadna zmarszczka złości czy stanowczości nie pojawiła się na czole samicy. Jeszcze.

: 05 lut 2018, 22:47
autor: Żar Zmierzchu
Mocno spochmurniał słysząc wezwanie Nieugiętej. Nie wezwanie, a rozkaz. Zupełnie jak by się jej wydawało że jest jej podwładnym. Był uzdrowicielem i przywódcą, jego można było co najwyżej poprosić o przybycie. Szkoda że Szczyt się gdzieś zapodział, przydałby się na tym spotkaniu. Ale nie mógł zignorować rozmowy na najwyższym szczeblu, więc choć w złym nastroju i nieco chory, jak regularnie o tej porze cyklu wygramolił się z groty i wzbił w powietrze kierując na Skały Pokoju. Charon nie leciał obok. Rozpłynął się między grzebieniem karku tworząc niby grzywę, która łypała gorejącymi, czerwonymi ślepiami.
Nie minęło dużo czasu gdy zamajaczyły pod nim Skały Pokoju, miejsce zebrań i nauk młodzików, a także spotkań wojennych i sądów. Zniżył lot by pod sam koniec zgrabnie wylądować nieopodal Nieugiętej, wzbijając składanymi skrzydłami chmurę śniegu, która rozproszyła się w chłodnym powietrzu, a gdy opadła podszedł na dwa ogony do tej, która go tu wezwała i zmrużył oczy, przewiercając ją na wylot swoimi błękitnymi ślepiami, niepewny jeszcze w jakiej sprawie został wezwany. Wiedział jedno.
– Nie jestem Ziemnym, który ma obowiązek przyjść na twoje wezwanie, lecz Przywódcą Ognia, nie zapominaj o tym Nieugięta. Widzę że nie potrzebujesz leczenia, zatem czego chcesz? – spytał, wypuszczając z nozdrzy obłoczek ciepłej pary. Choć po części zaczynał się domyślać po co chciała by tu się zjawił. Dotarło do niego skądinąd co chce zrobić Cień.

: 05 lut 2018, 23:05
autor: Gonitwa Myśli
Zastrzygła uchem, gdy zorientowała się o zbliżającym samcu. Zniżyła łeb, odejmując spojrzenie przymrużonego oka od nieba.
Przekrzywiła delikatnie łeb, zamrugała, słysząc skargę smoka na rodzaj impulsu. Podrapała się po szyi, uśmiechnęła krzywo, i wzruszyła barkami. Cała jej maniera była... prawie że szczeniacka. Niestosowna do smoczycy w jej wieku. Ale nie od dzisiaj Gonitwa była smokiem, który się do swojego wieku przyznawał. Zawsze lubiła powrócić do bardziej małostkowych, bezczelnych zagrań i komentarzy, na modłę adepckich księżyców.
Szczególnie, gdy była rozjuszona. Ściągnęła po chwili łuki brwiowe, mrużąc lewe ślepię, przyjmując bardziej zacięty wyraz pyska.
Chcę Grzmota – odpowiedziała, kołysząc ogonem miarowo, jakby odliczając czas do utraty cierpliwości w tej sprawie. Już wystarczająco dużo napsuła sobie tym krwi. – Wiem, że wrócił pod barierę, wbrew umowie, według której jego kara została odroczona. Wiem, ze wrócił się w stronę terenów Ognia. Zakładam także – jest tego pewna – że wiesz o jego obecności na swoich ziemiach, zapewne... ukrywasz go przede mną – zamilkła na moment, przenosząc ciężar ciała z prawej przedniej łapy na lewą, ugniatając śnieg.
Chcę Grzmota, najlepiej samego jego łba. A obietnice, które składaliśmy sobie nad ciałem Zmory, uważam za unieważnione. Z twojej winy – obserwowała go uważnie. – Nie trzymam się obietnic ze smokami, które robią ze mnie głupca i które za nic mają moje słowa.

: 05 lut 2018, 23:54
autor: Żar Zmierzchu
/co to za metagaming?

– Też chciałem wiele rzeczy, mało którą dostałem – sarknął, słysząc żądania Nieugiętej. Gdyby Piórko był świadkiem ostatnich scen, pękło by mu serce słysząc jak własny syn został skazany i przepędzony, a ukochana Opoka tylko przyglądała się całej scenie. Coś tam słyszał o wydarzeniach poprzedzających wygnanie, ale osobiście nie był świadkiem. Dzieciństwo, wiek pisklęcy, to chciał, ale nigdy nie dostał. Spokojne życie adepta, którego też nie dostał bo został rzucony na wojnę. I spokojne dorosłe życie którego nie otrzymał bo stał się odpowiedzialny za cały Ogień. Dostał rodzinę i przyjaciół z różnych stad, to cenił sobie bardziej niż cokolwiek innego.
– Masz chyba obsesję na jego punkcie. Niespokojny sen i paranoję. Powiedz Wyciszonej by zaparzyła ci liście melisy które trzeba wdychać przed snem – odpowiedział fachowo na widoczne objawy rozwijającej się choroby która najwyraźniej toczyła łeb Nieugiętej. Charon wychynął ciekawie spomiędzy grzebienia i łypnął czerwonym ślepiem w jedno oko wytrawnej łowczyni Ziemi. Oblicze Płomienia nic nie zdradzało, było niczym obsydianowa maska. Błękitne ślepia wpatrywały się wnikliwie w oko smoczycy siedzącej naprzeciwko.
– Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz. Grzmot z tego co mi mówiłaś odszedł, a świat za Barierą jest wielki – wzruszył ramionami, nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego. Zbyt wiele księżyców musiał użerać się z Morową Zarazą, która zatruwała mu krew i podważała wiarę w jedność.
– Przejmowałem Ogień po śmierci Buchającego Płomienia i dbam by intruzi nie kręcili mi się po terenach. A już z pewnością uchodźcy spoza Bariery – stwierdził przekrzywiając lekko łeb, zaś z nozdrzy wydobył się delikatny obłoczek pary.
– Już drugi raz okazałaś mi brak szacunku Przywódczynio Ziemi, ja zaś ważę swoje słowa. Nie na mnie się klnęłaś nad ciałem swojej ukochanej a na bogów Wolnych Stad. Udaj się do świątyni i wykrzycz w ich posągi że wycofujesz dane słowo. Już i tak przestali nas darzyć sympatią przez zapomnienie czym tak naprawdę jest wiara. Ale odbiegam od tematu. Jeżeli chcesz Grzmota, udaj się za Barierę w kierunku w którym go odprowadziłaś i poszukaj. Nie ma go tutaj – zakończył swoją wypowiedź, zaś końcówka ogona pacnęła o biały puch, wzbijając odrobinę śniegu. Charon czuwał.

: 06 lut 2018, 0:12
autor: Gonitwa Myśli
Uśmiechnęła się brzydko, złośliwie i... sztucznie. "Nie wiesz jaką bajeczkę wcisnął Płomieniowi Grzmot". Nie wiedziała. Łowczyni miała rację.
Oh, obsesja? – spytała. – To chyba pierwszy raz, gdy psioczę w twoim towarzystwie na tego smoka. Ciekawe, ciekawe – pokręciła łbem. Mówiła spokojnie, ale ton jej głosu zakrawał o złość i cierpkość. Wiedziała, że nie może negocjować ze smokiem, którego każe słowo jest łgarstwem i obłudą.
Nie skomentowała wzmianki o świątyni, bogach. Wiedziała swoje. Immanor tez wiedział, była pewna.
Kłamiesz – stwierdziła tylko. To był fakt, prawda. Zaranna zdała jej raport, w który Gonitwa wierzyła. Nie dlatego, że to była jej córka. A dlatego, że Grzmot był śliski, obrzydliwie zakłamany. Jego głos brzmiał echem w myślach Gonitwy od czasu spotkania na Szczerbatej, jak obracał słowami, jak starannie je dobrał.
Co z Feridą? – pociągnęła nosem, pamiętając jej zapach ze świątyni. – Chowasz jednego zdrajcę pod jednym skrzydłem, drugiego pewnie pod drugim. Albo... może powinnam zapytać o to Wodnego Szuję? – w końcu to Wzburzony odprowadzał szarą za barierę. Ale Ogień był w zatargach z Wodą. Co jedno grzeszyło, drugie pewnie też miało na sumieniu.
Machnęła lekko łapą. Płomień mógł czuć wibracje powietrza, gdy maddara smoczycy znowu rozprysła się dokoła. Na zachód i... południe. Jeden nakaz, drugie zaproszenie.
Ogon smoczycy opadł na śnieg z głuchym podźwiękiem. Uniosła łeb, odwracając spojrzenie od Płomiennego Łgarza, z powrotem na niebo. Nie widziała takiego błękitu od dobrych kilku księżyców.
Zrób miejsce – mruknęła cicho, zapowiadając kolejnych gości.

: 06 lut 2018, 9:49
autor: Zmora Opętanych
___Gonitwa na pewno miała dobre intencje. Ale... Mogła wziąć pod uwagę jeden dosyć znaczący mankament, mianowicie to, że Zmora cierpiała na bardzo, ale to bardzo silny światłowstręt. Spotkanie na skałach pokoju, w samym środku dnia? Nie, to był bardzo zły pomysł. Nie zmieniało to jednak faktu, że otrzymując wezwanie od Gonitwy, łowczyni musiała się zjawić. Wzięła krótki rozbieg, po czym wyskoczyła ku górze, silnymi skrzydłami przecinając powietrzę i skrywającą ziemie Cienia mgłę. Jednocześnie powiadomiła o sytuacji swoją kompankę. Nie zamierzała brać dwójki, jedno mogło zostać. Jak zwykle, jej towarzystwem miała być demonica. Pegazowi... Niezbyt chciało robić się teraz cokolwiek poza wylegiwaniem się na łące pełnej śniegu.
___Sylwetka wywerny zamigotała na jasnym niebie, ona sama zaś przystąpiła do lądowania. Zrobiła to cicho, łagodnie, tak jak zawsze. Jednak gdy znalazła się już na ziemi nie dało się nie zauważyć tego, że silnie mruży ślepia. Zakręciło jej się we łbie, do oczu uderzyło pieczenie, a nią całą targał potężny dyskomfort. Rzuciła Gonitwie krótkie, wymowne spojrzenie, ale nie powiedziała nic.
___– Valar Morghulis. – Wymruczała beznamiętnie, kierując wzrok na czarnołuskiego uzdrowiciela. Niemal niezauważalnie skinęła mu łbem. Nie liczyła jednak w żadnym wypadku na odwzajemnienie gestu.
___– Chcę mieć to szybko z głowy, mam ciekawsze i istotniejsze zajęcia na głowie niż męczenie się z tobą czy Pozłacanym. Wydaj mi Feridę, zaś Nieugiętej Grzmota i skończmy to wreszcie. Zauważyłam już dawno temu waszą nieposkromioną chęć angażowania się w sprawy innych stad. Zupełnie, jakby nie obchodziła was własna polityka. – Syknęła chłodno, próbując otworzyć ślepia nieco szerzej, chociaż nadal wyraźnie miała je w połowie przymknięte. Gdy skończyła przemowę, na miejsce wbiegła zdyszana demonica, z dymem buchającym z nozdrzy. Przejechała głodnym wzrokiem po uzdrowicielu, po czy otarła się lekko o bok szyi wywerny. I po prostu sobie usiadła, przyglądając się to Konsyliarzowi, to temu... Czemuś, co wiło się wokół i obok niego. Obiadu z tego raczej by nie było. Co za strata czasu na przychodzenie w to miejsce. Głupie smoki i ich nudne, bezsensowne zagrywki.

: 06 lut 2018, 15:11
autor: Żar Zmierzchu
Zmrużył ślepia widząc nadlatującą wywernę. Więc to był ich plan przez ten cały czas. Powitanie w dziwnym języku skwitował krótkim spojrzeniem i skinięciem łba. Tylko tyle uwagi jej poświęcił.
– Ferida? Jeszcze jedna Ziemna którą przepędziłaś Nieugięta? Owszem, zaczynasz mieć obsesję. Posyłasz mi wieść o wygnaniu Grzmota, a teraz domagasz się jego łba. Gdybym wiedział gdzie jego łeb i reszta ciała się znajduje. Gdy przepędzisz kolejnego smoka będziesz szukać winnych u mnie? – sarknął, czerpiąc nieco maddary która uformowała się przed nim na ziemi wpierw w bezkształtną brunatną masę, która szybko zaczęła przybierać kształt smoczego łba w wieku kilkunastu księżyców, tak jak zapamiętał Krwistego. Czerwone łuski o stosownym kształcie i wielkości, skóra miękka na policzkach, zaś twardsza na mięśniach i kościach czaszki, o pełnej klawiaturze kłów i delikatnych powiekach które można było otworzyć i przyjrzeć się klarownym ślepiom. Twór był obcięty tuż pod linią żuchwy odsłaniając kręgosłup, rdzeń kręgowy, obcięte żyły i tętnice pozbawione posoki, nie było sensu bawić się w takie drobne szczegóły. Przypominało to Krwistego pod Lasem Pekeri choć nie półżywego, zaciągniętego siłą na pole walki. Lekkim ruchem kopnął ją pod łapy Przywódczyni Ziemi.
– Oto łeb Grzmota, zaś co do oryginału mam nadzieję że będzie się cieszył długim i szczęśliwym życiem gdziekolwiek się udał. Po drugie, zapominasz swojego miejsca pod Barierą. Nie jesteś Prorokiem by wzywać rozkazującym tonem Przywódcę na coś co wygląda jak parodia przesłuchania. Zaś po trzecie, nie zarzucaj kłamstwa jeśli nie masz niezbitych dowodów bo mniej cierpliwy smok potraktowałby to jak prowokowanie do walki. I wreszcie, po czwarte, nie obrażaj Wody. Ziemia jest im winna wdzięczność za przygarnięcie po wygnaniu przez Mgłę, choć nie mieli dość terenów i zwierzyny – gorący obłok pary opuścił nozdrza Płomienia, który zakończył wypowiedź głębszym wdechem i wydechem, a przez kamienną maskę przebiła się pulsująca żyłka zdradzająca lekką irytację. Zagranie Nieugiętej było bardzo nieprzemyślane i wywołane chwilą. Zwrócił łeb w stronę Upiornej, wpatrując się przez krótką chwilę w jej nieprzeniknione spojrzenie.
– Ty zaś, droga Keezheekoni, nie zapominaj dzięki komu dożyłaś tej chwili. I to więcej niż raz. Nie jestem w stanie oddać ci tego, czego nie posiadam – powiedział prosto w oczy, które zaczęły przypominać mu nieco Morową Zarazę, smoczycę która zatruwała mu ostatnie czterdzieści parę księżyców życia. Zwrócił wzrok po raz ostatni na Nieugiętą.
– Wróć do siebie i ochłoń, a jak będziesz w stanie trzeźwo myśleć zaproś na rozmowę. Tym razem udam że nie było tego afrontu – podkreślił mocno pierwsze zdanie. Rozpostarł skrzydła odbijając się mocno od ziemi i wzburzył śnieg rozrzucając go uderzeniami kończyn lotnych na lewo i prawo, zwiększając wysokość, a gdy osiągnął odpowiedni pułap odleciał w stronę Terenów Ognia. Miał wiele rzeczy do zrobienia.

/zt

: 06 lut 2018, 17:39
autor: Gonitwa Myśli
Zmrużyła przepraszająco jedno ślepie, gdy poczuła wzrok Zmory. Pora dnia nie była idealna, ale ta sprawa już chodziła za Gonitwą zbyt długo.
Udawał, że nie wiedział o co chodzi. Jakie to... drażniące.
Słuchaj, to tak działa – odezwała się pouczająco teatralnym głosem, ociekającym nutami cynizmu. – Przyczyna i skutek. Grzmot został wygnany, a ja wieść posłałam każdemu przywódcy, najwyraźniej nieodpowiednio pokładając moje zaufanie w waszą szczerość. Przyczyna. Patrol wrócił z wieściami, że zdrajca zawrócił pod barierę w stronę Ognia, więc to u ciebie domagam się jego łba. Skutek – uniosła przednią łapę, pokazując najpierw jeden palec, potem drugi, w miarę tłumaczenia tego jakże trudnego konceptu. Obsesja, ładnego słówka się nauczył.
Nie spojrzała nawet w dół na iluzoryczny łeb Grzmota, z którego Uzdrowiciel zapewne był bardzo dumny.
Będę używać takiego tonu, jakiego zechcę. To ty postanowiłeś na niego odpowiedzieć, Płomieniu Świtu. Nie zarzucam kłamstwa, jedynie wyliczam fakt jakim jest to, że ukrywasz Grzmota, czym to ty prowokujesz do walki – ślepie smoczycy błysło na chwilę. Żeby Płomień się nie przeliczył. – A ty z przeszłością Wody i Ziemi masz wspólnego tyle, co nic, więc nie próbuj mnie co do tej przeszłości pouczać.
Gdy Ognisty postanowił opuścić ich zacne grono, smoczyca westchnęła i pokręciła łbem, zerkając na Zmorę.
Pewnie na towarzystwo tego drugiego nie ma co liczyć – mruknęła. Nie, żeby jakoś specjalnie frasowała ją ta myśl. – Przepraszam za tą porę. Wynagrodzę ci to – uśmiechnęła się. Na jej obliczu nie było już widoczna złośliwość, stanowczość ani złość. Uśmiechała się zarówno pyskiem, jak i ślepiem. – W swoim czasie. Najpierw trzeba znaleźć Grzmota i Feridę... Hm – zamyśliła się krótko, spinając na moment mięśnie. Zagłębiła pazury w śnieg, oblizała kły. Być może będą musieli ostrzyć pazury.
Myślisz o tym samym...? – spytała cicho.

: 06 lut 2018, 18:00
autor: Zmora Opętanych
___Uniosła lekko prawy łuk brwiowy, słuchając samca uważnie, a jednak bez zainteresowania dostrzegalnego w ślepiach. Przecięła powietrze rozwidlonym jęzorem.
___– Ja nigdy nie zapominam, uzdrowicielu. – Odpowiedziała ze spokojem. Ona perfekcyjnie panowała nad emocjami, zawsze owiana aurą chłodu. Nieugięta była jej idealnym przeciwieństwem – każde słowo wojowniczki ociekało złością i jadem. – Ale wobec obecnych wydarzeń... To nie ma już znaczenia. – Stwierdziła zimno, patrząc na odlatującego smoka. Uśmiechnęła się cierpko kącikiem pyska. Nie zamierzała go zatrzymywać, chociaż słyszała we łbie głos matki, nakłaniający do ataku w tym konkretnym momencie, kiedy samiec jest odwrócony tyłem. Sam, tylko ze swoim kompanem. Nie posłuchała jednak drażniącego ją od pierwszych dni życia upiora. Wolała skupić się na Isdnir.
___– Zapewne. – Odparła, wypuszczając wolno powietrze z płuc. – Ale podejrzewam, że ty wolałabyś zrobić to w sposób otwarty. To dla mnie trochę... Niewygodne. – Mruknęła, wzruszając lekko barkami. – Chodź, przejdźmy się. Nie lubię stać w miejscu. – Stwierdziła, zaś jej słowa miały wydźwięk zarówno dosłowny, jak i ten w przenośni.

: 07 lut 2018, 22:18
autor: Gonitwa Myśli
Poruszyła barkami, z wesoło-zadziorną iskrą w oku. W sposób otwarty czy nie, jej to robiło w tej chwili małą różnicę. To Ogień splunął jej pierwszy w pysk. Nie miała zamiaru udawać, że obchodziły ją takty i najlżejsze przejawy smoczej uprzejmości wobec tego smoka. Jego stada.
Pokiwała łbem na propozycję Zmory, z mrukliwym "mhm". Nie miały co dwie siedzieć tutaj i marznąć, z łapami w śniegu i mroźnym wiatrem na plecach, nawet jeśli perspektywy kolejnych księżyców ekscytowały wojowniczkę, rozgrzewając krew.
Opuściły Skały Pokoju, kierując się ku terenom Cienia i Ziemi.