Strona 1 z 2
Walka z nieumarłymi
: 31 paź 2024, 0:00
autor: Administrator
Pewnej nocy, kiedy żółtopomarańczowy księżyc zawisł nisko nad ziemią, ciężka moc zawrzała na południu oraz zachodzie Wolnych Stad. Smoki blisko granic mogły wyczuć nietypowe wibracje, które zniknęły równie szybko, co się pojawiły.
Natura zamarła zaraz po tym, kiedy ostatnie spłoszone ptaki umknęły przed podnoszącymi się z ziemi umarłymi. Zastępy poległych w wojnie łowców smoków powracały na wolne stada.
Ciała szkieletów chronione są zardzewiałymi zbrojami, a w miejscu czaszek mają wielkie dynie, przedstawiające różne emocje. Powolni i niezgrabni – rycerze wychodzą spod gleby, gdzie mieściły się ich groby, niektórzy dosiadając swe umarłe rumaki, podczas gdy polegli na morzu piraci wypływają na plaże, szable wznosząc ku smokom, którym wyzwanie rzucają po raz drugi.
Zasady i informacje
1. Należy napisać jeden post na
maksymalnie 300 słów o tym, jak wasz smok walczy z truposzami. Może to być próba spalenia ich ogniem, ciskaniem w nich zaklęciami lub inne pomysły, jakie wam się nawiną.
.
2. Używać będziemy zmodyfikowanego
trybu potyczek z inwazji, z tą różnicą, że ST będzie stałe (5), a maksymalna rana, jaką można otrzymać to ciężka. Od ilości sukcesów zależy otrzymana rana oraz nagroda. Zawsze otrzyma się jakąś nagrodę, nawet przy niefortunnych zerowych sukcesach.
.
3. Post należy napisać w tym temacie, pamiętając o lokacjach, gdzie walki mają fabularnie miejsce:
Morze,
Preria Ralary i
Opuszczona osada. Można walczyć grupowo dla fabuły, można robić to samemu "w innym czasie" niż pozostali uczestnicy. Nic się nie stanie, jeżeli nikt ze stada nie weźmie udziału w walce.
.
4. Udział dla każdej postaci jest jednorazowy. Wiek nie ma znaczenia, dopóki posiada umiejętności MA+MO/A+O/Skr. W przypadku posiadania tylko tej ostatniej, należy opisać po prostu atak z zaskoczenia i wycofanie się z pola walki.
.
5. Czas na napisanie jest do
13 listopada włącznie.
Walka z nieumarłymi
: 02 lis 2024, 11:14
autor: Osąd Gwiazd
Preria Ralary
Księżycowy ogień rozświetlił noc, niczym najjaśniejsza gwiazda, kometa o kosmicznym pięknie. Szkielet nie zdążył zareagować, zatrzymany w miejscu przez wojenną pieśń. Jego kości stanęły w płomieniach i okryły się czernią. W powietrzu buchnęła woń spalenizny i pieczonej dyni.
Wiele frustracji piętrzyło się wewnątrz górskiego wojownika. Wiele gniewu zamgliło jego umysł i domagało się wyjścia. Fioletowooki potrzebował pozbyć się tych emocji, wyładować je, a nadarzyła się ku temu najlepsza okazja.
Cóż bowiem za strata, by przywrócić śmierci to, co już do niej należało. Bezmyślne zwłoki, poruszane wolą Faythera, były jedynie kukiełkami w szponiastych palcach równinnego Boga. Wojownik nie czuł ani okruchu współczucia dla tych plugawych tworów.
Opadł ciężko na ziemię, rozgniatając zwęglone resztki głowy-dyni. Całą noc zamierzał walczyć ogniem, kłem i pazurem, niczym awatar gniewu samego Kammanora. Ciął, gryzł i palił. Czempion Viliara nie pokazywał litości.
Walka z nieumarłymi
: 03 lis 2024, 10:34
autor: Lilia na Wodzie
MORZE
Nad niekończącą się taflą morza rozpętała się epicka bitwa – fioletowołuska smoczyca stanęła naprzeciw hordom truposzy, gotowych do ataku. Ciemne chmury przysłoniły niebo, a w powietrzu unosiła się mgła, zimna i wilgotna, niosąca ze sobą odór śmierci.
Lilia uniosła swoje skrzydła i ryknęła tak, że zatrzęsły się fale. Z jej pyska wyrwał się magiczny ogień – błękitny, pulsujący mocą, który rozlał się po nieumarłych, odcinając ich w ogniu. Truposze próbowały kontratakować, lecz smoczyca miała więcej niż jeden sposób na ochronę. Kiedy zjawy i szkielety rzuciły się do przodu, rozciągnęła swoje pazury i zaryła nimi w powietrzu, tworząc lodowe wiry, które natychmiast zamroziły przeciwników.
Jednak nieumarli nie poddawali się. Lilia zebrała całą swoją energię, unosząc się nad powierzchnię morza. Rozpostarła skrzydła, a jej oczy zaświeciły wewnętrznym blaskiem maddary. Rzuciła potężne zaklęcie, które sprawiło, że z głębi oceanu zaczęły wzbierać kolumny wody, otaczając ją jak tarcza. Następnie rozłożyła płomienie na owe wiry – fale ognia i wody rozpryskiwały się wokół. Owe wiry ruszyły w kierunku armii – oba żywioły współgrały, a nie wyniszczały się wzajemnie. Zadanie miały jedno: zniszczyć armie truposzy.
Walka z nieumarłymi
: 03 lis 2024, 21:29
autor: Barwy Ziemi
Preria Ralary
Nigdy nawet nie przypuszczał, że tej nocy stanie się świadkiem istnego koszmaru. Przed sobą miał bowiem całe mrowie nieumarłych, których widok jednoznacznie przywoływał mu na myśl czasy wojny. Te same sylwetki, te same bronie i zbroje... Jedynie dzierżący je ludzie byli odmienieni, bo i powstali z grobów, przecząc tym samym panującym na tych ziemiach prawom. Ciirioha ogarnęło więc przedziwne uczucie. Mieszanina gniewu, determinacji i od dawna zduszonego współczucia, które swoją siłą wyrwały z jego piersi wściekły warkot. Nie po to niemal oddał życie na wojnie, by ludzkie hordy ponownie ich nawiedzały. Trzeba było znów je przegonić, nawet jeśli tym razem ich głowy nie były przyozdobione hełmami, a żłobionymi dyniami.
Gwałtownie obniżył więc lot, dostrzegając że na polu walki nie był sam. Przed nim pojawił się już Siderus, który walczył zaciekle z przeważającymi go liczebnie szkieletami. Ten stan jednak nie potrwa długo. Barwy wszak był już na miejscu, a i po nim pewnie pojawią się kolejni wojownicy i czarodzieje. Wierzył bowiem, że Ziemni nie pozwolą obcym panoszyć się po ich terenach. Ciirioh zamierzał więc postawić na współpracę, dlatego własne ataki przeprowadzał w pobliżu pozostałych walczących, chcąc chronić nie tylko siebie, ale i innych.
Natarcie rozpoczął zaś od potężnego ryku, który wkrótce przerodził się w szeroką strugę lodu. Ciirioh mroził szkielety rzędami, pozwalając im rozpaść się od przeżerającego kości zimna. Sprawiał że nieumarli ślizgali się po prerii, tracąc równowagę, a mniej celne zionięcia przytwierdzały stopy żołnierzy do podłoża, ułatwiając ich późniejsze dobicie. Kiedy już zabrakło mu tchu, wylądował pośród walczących, dołączając do naziemnej walki. Wówczas gryzł i ciął każdą kość, która znalazła się w jego zasięgu. Miażdżył je między szczękami, odrywał od ciała, szarpał z całą swoją siłą. Dynie starał się zaś rozbijać ogonem, powodując rozbryzg pomarańczowego miąższu. Stale uchylał się też przed ciosami wroga, chcąc jak najdłużej unikać zranienia.
Walka z nieumarłymi
: 10 lis 2024, 13:24
autor: Siewca Gór
Podszedł na obrzeża osady i zmarszczył mocno brwi. Cóż to były za dziwy?! Nigdy w swoim krótkim życiu nie słyszał ani nie widział niczego podobnego. Wyglądały jak szkielety ludzi tylko zamiast głów miały dynie? Paskudne stworzenia.
Posłał wiadomość do Pomiot i ciotki Gerny. Powiedział im również, że ruszy sam by nie pozwolić pierwszej fali wyleźć poza obręb Osady. Oby tylko z tego bohaterstwa było więcej pożytku niż szkody...
Pochylił się mocno i zaczął podchodzić do suchych krzewów sterczących u wejścia do Osady. Szedł jak na łowce przystało cicho ale nie leniwie powolnie. Ogon miał lekko uniesiony, skrzydła blisko siebie. Kiedy widział, że dynie zaczynały się na niego gapić zamierał blisko ziemi. Kiedy już znalazł się blisko krzewów miał pewną osłonę. Wystarczyło chwilę zaczekać aż szkielety ruszą jeszcze nieco do przodu i... Ramzy wybił się z ziemi z impetem. Chciał rzucić się na pierwszą linię przeciwników powoli wychodzących z obozu. Być może zaskoczenie jakie im zgotował będzie dla niego przewagą. Wpadł ciałem na pierwszy szkielet bo to by ten się rozpadł. Następny sus i już był przy kolejnym którego chciał powalić uderzeniem łapy w dynię. Nie próżnował. Okręcił się wokół własnej osi by ogon podciąć kilka kolejnych stojących wokół. Na ostatniego w pochodzie chciał po prostu wskoczyć i powalić na ziemię by rozpadł się w pył. Jeśli dobrze pójdzie jego atak z zaskoczenia powstrzyma pierwszą falę, jeśli nie... chociaż skupią się na nim do czasu aż przybędzie ciotka czy Pomiot lub ktoś inny.
Czarci Pomiot Słodkie Wspomnienie
Walka z nieumarłymi
: 11 lis 2024, 12:56
autor: Ostatnie Mrozy
[Morze]
Su pośpieszył w tamtym kierunku spostrzegając fioletowołuską smoczycę walczącą ze szkieletami. Nadciągnął od strony lądu, zlatując na plażę. Jego zaklęcia były znacznie mniej efektowne niż te Lili i była spora szansa na to, że czarodziejka w bitewnym szale mogła w ogóle ich nie dostrzec.
W pewnym momencie piasek pod nogami niezgrabnych szkieletów zamienił się w zielonkawe, lepkie błoto, utrudniając im poruszanie się i znacznie spowalniając, tak by mogli zostać spopieleni przez błękitny, maddarowy płomień Lili Wodnej. Czarodziej obserwował to jak i gdzie poruszała się czarodziejka, dostosowując do niej obszar na który rzucał swoje zaklęcie. Jakikolwiek zagubiony szkielet, który wymknął się płomieniom lub mrozowi, niemal natychmiast stawał się celem dla soczyście zielonej, kryształowej lancy, który przebijała go na wylot, rozsypując na kawałki i znikała zaraz po tym, by zniszczyć kolejnego przeciwnika.
Czarodziej zważał także na ich bezpieczeństwo – jego tarcze były niewidoczne na pierwszy rzut oka. Pojawiały się dopiero w momencie kiedy w ich kierunku leciały miecze lub strzały (bo zawsze przy takiej okazji muszą pojawić szkielety łucznicy!). Pociski i ciosy zatrzymywały się kilka łusek od ich ciał, na warstwie półprzeźroczystej, zielonkawej mgły. Ze względu na ilość przeciwników czarodziej skupiał się przede wszystkim na właściwościach ochronnych niż wizualnych. Skupił się na obronie szczególnie w momencie, gdy Lilia Wodna zatrzymała się by wylać kolumny wody na szkielety. To, że one nie potrafiły latać nie znaczyło, że nic nie może jej trafić.
Był skupiony na swoich czarach, chociaż kilka razy podczas obserwowania tego jak czarowała, westchnął w duchu. Gdyby przedłożyła nieco bardziej efektywność ponad efektowność, mogłaby walczyć znacznie dłużej i szybciej tkać zaklęcia. Cóż, głupota była przywilejem młodości. Skupił się na tym by czarodziejka mogła się wyszaleć i na tym by posprzątać niedobitki.
Lilia Wodna unexpected enounter!
Walka z nieumarłymi
: 11 lis 2024, 18:17
autor: Ołtarz Wyniesionych
Opuszczona Osada
Czas bronić ojczyznę! No i zebrać cenne, ludzkie zbroje. Na tym drugim zależało Veir równie mocno, gdyż potrzebowała metalu do kilku swoich projektów. Dlatego nie chciało jej się chodzić za jakąś Baba Yagą, kim była, żeby uganiać się za kaprysem jakiegoś duszka?
Przybyła na miejsce starcia, gdy tylko usłyszała, że coś się szykuje, a nieumarli powstają z grobów. Szybko spostrzegła Ramzego! Dobrze, że tak jak jego krewni, również miał bojowe nastawienie. Szybko postanowiła się z nim skomunikować i obrać strategię.
~ Będę cię osłaniała. Możesz iść na całość, Ramzy. – Zaproponowała młodzikowi, gdy tak latała nad nim. Nie zamierzała się bawić w skradanie, dlatego poczekała aż Urok Milczenia wykona swoją akcję i wtedy zaatakowała. Wyobraziła sobie swój
magiczny czakram, który miał średnicę czterdziestu łusek, był wytrzymały jak diament i pełny ostrzejszych niż smocze pazury ostrzy na zewnętrznej części. Był ozdabiany czerwonym materiałem oraz czarnymi, horgifellskim runami. Sakralna zamierzała obrać za cel najbliższych truposzy, jak i tych, którzy w jakikolwiek sposób zagrażali Ramzemu lub jej. Ciskała czakramem tak, by odcinał im czaszki, czy przecinał na pół w obszarze ich bioder, wtedy byliby zdecydowanie mniej mobilni. Jej uderzenie było silne, a czakram zawsze wracał do niej, by mogła nim raz jeszcze rzucić. Czasami próbowała jedynie trafić więcej niż jednego wroga, by odcięciu jednej czaszki poleciał dalej i zaatakował kolejnego nieumarłego.
W kwestii obrony siebie i Ramzego również posługiwała się czakramem, ale tutaj chciała zbić atakującą łapę szkieletu z jej trajektorii, uderzając w nią tępą częścią czakramu, tą z rękojeścią. Tutaj chodziło przede wszystkim o powstrzymanie ataków i zneutralizowanie zagrożenia. Veir cały czas trzymała się powietrza i atakowała z dystansu, używając swojej magicznie wzmocnionej broni, która była jak przedłużenie jej łapy. Nie była pewna, czy przylecą tu jeszcze inni, gdyż przybyła tu przypadkiem, ale powinni sobie poradzić, prawda?
Urok Milczenia
Walka z nieumarłymi
: 11 lis 2024, 19:03
autor: Czarci Pomiot
Opuszczona Osada
Historie lubiły się powtarzać, ale to… to był chyba jakiś żart ze strony uniwersum, rzucony w ich stronę, z jej perspektywy wyjątkowo mało zabawny. Wiadomość Ramzy’ego sięgnęła ją, gdy była jeszcze w miarę na chodzie – w Wyrwie dogasało późnowieczorne ognisko, a ona wciąż krzątała się w otchłani spiżarni. Na młodego zawsze można było liczyć, jeśli chodzi o pakowanie się w samo centrum kłopotów, podobnie jak zresztą teraz. Przydałoby mu się wbić do głowy trochę powściągliwości, ale to i innym razem, teraz wypadałoby zrobić po prostu tak, żeby miał jeszcze łeb, który byłbym w stanie czegoś się nauczyć.
Przyszło jej zawitać nad opustoszały obóz raz jeszcze, przeżywając stare wspomnienia na nowo. Minęła przegniłe, spopielone umocnienia, wzniosła się nad środek osady, aż z wysoka nie dostrzegła dwóch postaci, usiłujących powstrzymać pierwszą falę wrogów, wylewającą z głównych wrót. Walka powietrzna nie była jej najmocniejszą stroną, ale sytuacja na dole nie wyglądała najlepiej. Machając gorączkowo skrzydłami, wyleciała w przód, nad nieumarłą sforę, paląc z powietrza zbliżające się do Veir i Ramzy’ego kolejne rzesza szkieletów. Kołowała nad ich głowami tak długo, aż atak kreatur choć trochę nie zelżał. Dopiero wówczas pozwoliła sobie na gwałtowne lądowanie w pobliżu dwójki.
Teraz jej ciało było pędzlem, a maszerująca w ich stronę armia płótnem. Natura dała jej całe sześć łap, a więc z całych sześciu łap korzystała – skoczyła w przód i ruszyła cwałem w stronę zbliżających się kościotrupów, taranując wszystko na swojej drodze. To co nie zginęło powalone i zmiażdżone pod jej łapami, zaraz zetknęło się z jej rogami, nadziane lub wyrzucone w powietrze jak szmaciana lalka. Nie mogło to trwać wiecznie, sam impet wytraciłaby w końcu na którymś zderzeniu, a gdy w końcu przyszło jej stanąć przypartej do muru, raz jeszcze raczyła pobliskich wrogów falą ognia z rozwartego ryja i ponownie przeszła do szarży.
Walka z nieumarłymi
: 12 lis 2024, 0:42
autor: Łuna Czaroitu
MORZE
Oh, czegoś takiego by się nie spodziewał. Tak, trochę słabo czuł się z tym, że w trakcie inwazji nie był w stanie pomóc bronić Wolnych Stad, ale to nie znaczy, że prosiłby się o taką powtórkę! Z przerażeniem wpatrywał się w powstający w oddali wrogi zastęp i po chwili namysłu zaczął ostrożnie się zbliżać.
Czuł, że coś jest nie tak, ale powstałe z grobów szkielety z dyniami zamiast głów chyba nie przyszłyby mu do głowy… Ugh, może przynajmniej tym razem mógłby się jakoś przydać…
Ametryn nie zbliżał się zbytnio do wody, ani do pozostałych walczących już na miejscu smoków. Raczej przyjął postawę podobną do Su i pilnował wymykających się dalej przeciwników. Tuż obok samca lewitował bąbel złotej, gęstej cieczy wielkości jego łba. Twór przybierał odpowiedni kształt zależnie od potrzeby. Mimo swojej giętkości i elastyczności, materiał okazywał się być zaskakująco twardy i gorący w dotyku. Xeri starał się trzymać przeciwników na dystans, także z bąbla głównie kształtowały się ostre, podłużne pociski, które jeden za drugim ze świstem przeszywały powietrze i przebijały dyniowe łby. Jeśli jakieś szkielety zdołały podejść nieco bliżej smoka, jego twór wydłużał się w cienką mackę, która chwytała wrogów za kończyny i z impetem rzucała nimi w kierunku kolejnych, jak najdalej i aby rozbijały się o siebie nawzajem.
W razie potrzeby płynne złoto rozlewało się w powietrzu obok samca niczym kałuża, aby utworzyć w ten sposób wytrzymałą tarczę, mającą powstrzymać ciosy i pociski nieumarłych.
Walka z nieumarłymi
: 12 lis 2024, 17:38
autor: Krewetkowe Lato
Preria Ralary
Podobno działy się tu jakieś nienaturalne straszne rzeczy!! Shenjë przybyła pospiesznie gdy dostała wiadomość, ryknęła wyzywająco i ruszyła na nich z szarżą, walcząc u boku taty i reszty Ziemnych!! Główną obraną przez nią taktyką było wbieganie na nieumarłych z rozpędu i wbijanie im swoich rogów w kręgosłupy, żeby dobić ich ostatecznie!! Oczywiście, unikała również ataków szablami poprzez krótkie odskoki czy wytrącenia ogonem broni z ręki, w końcu głupio byłoby paść ofiarą jakichś tam szkieletorów!!
Mikeä był nieco ostrożniejszy w swoim podejściu. Przyjął taktykę atakowania zdalnie i wspierał swoją kompankę poprzez tworzenie tarcz kiedy nie dawała rady odskoczyć na czas. Sam jednak również nie stronił od atakowania i chętnie tworzył ostre kolce ze skały pod stopami nieumarłych, żeby wbijały się z rozpędem i niszczyły chodzące ludzkie trupy.
- ◇ Shenjë szarżuje i atakuje siłowo, współpracuje z resztą smoków
◇ Mikeä walczy magicznie z niewielkiego dystansu
Walka z nieumarłymi
: 13 lis 2024, 11:58
autor: Perła Oceanu
Opuszczona Osada
Księżyc miał dziś dziwny kolor... ta poświata zwróciła uwagę Perły. Nic z tym jednak nie zrobiła, oprócz wzmożonej czujności, bo w tym jeszcze nie było nic na tyle podejrzanego, by wszczynać alarm. Potem jednak wyczuła dziwne wibracje, coś jak maddara... ale to nie to. Zaniepokojona Łowczyni ruszyła w ich kierunku, jednocześnie od razu posyłając mentalne wezwanie dla dziadka, że coś się dzieje – i że idzie to sprawdzić. Nierozsądne byłoby ruszać bez wsparcia, czy niepoinformowanie Przywódcy stada o prawdopodobnym zagrożeniu.
W drodze widziała, jak spłoszone ptaki odlatują w przeciwnym kierunku – miała już pewność, że coś się dzieje i trzeba reagować natychmiast. Przyśpieszyła kroku, teraz właściwie już biegnąc na miejsce. Kiedy dotarła, zobaczyła i rozpoznała zagrożenie – tylko jakim cudem to się w ogóle działo?!
Uzbrojone szkielety w ilości... nie do przeliczenia na ten krótki moment analizy sytuacji. Wiedziała na ten moment, że sama nie jest jeszcze na tyle doświadczona w walce, by dać im wszystkim radę w pojedynkę. Oby Sięgający był już blisko! Jedyna rzecz, która przemawiała na korzyść Łowczyni, to powolność i niezgrabność przeciwników. Nie było na co czekać, upiorni łowcy smoków szli tępo przed siebie i stanowili zagrożenie dla braci i sióstr.
Perła ruszyła do ataku, jednak zaczęła od skradania. Zamierzała wykorzystać elementy ataku z zaskoczenia, co dałoby im przewagę na początku walki. Nawet, jeśli przeciwnicy byli niezbyt szybcy i sprawni, nadal mieli przewagę liczebną i nie należało ich lekceważyć. Wykorzystując swoje umiejętności, dobrze wytrenowane już na polowaniach, korzystała po drodze z kryjówek i cienia, by podejść szkielety jak najbliżej. Wtedy szybkim susem skracała odległość kolejno do każdego z nich i uderzeniem łapy, cięciem pazurami tudzież odgryzieniem łba atakowała kolejne szkielety. Próbowała wyeliminować jak największą ich ilość i jednocześnie nie dać się zranić – o ile było to możliwe przy tylu przeciwnikach na raz.
Sięgający Nieba
Walka z nieumarłymi
: 13 lis 2024, 12:16
autor: Łaknący Przyjemności
Preria Ralary
Dobrze było wyruszyć z barwną siostrzyczką na jakąś przygodę. Tym razem to chyba był żart. To, co widziałem było dość niespotykane. Dwunogi i takie same jak z opowieści wojennych, a zarazem inne. Chodzili dziwnie, cuchnęli jak smaczki, o których zapomniałem i stały się zielone. Dotarłem chwile po siostrze. Widziałem jak pomaga Tacie przeganiać chodzących zgnilców, robiąc z nich szaszłyki. Ja zaś wylądowałem za barwną siostrzyczką. Nie tylko ona mogła sama się tutaj bawić. Z uśmiechem na mordce zawołałem.
– Dajesz siostra! Ubezpieczam tyły – tworzyłem ogniste włócznie z utwardzonej magmy. Długie na pół ogona, grube na szpon, zwężające się ku czubkowi. Celowałem w te z umarlaków, które zbliżały się za blisko siostry. Chciałem by miała komfortową sytuację przy eliminacji hordy wrogów. Sam też starannie obserwowałem otoczenie, uskakując na boki przed tymi z trupami, które jakkolwiek mogły zagrozić memu tłustemu tyłkowi.
//Biegnę za siostrą i atakuje magicznie, pomagam reszcie smoków w walce
Walka z nieumarłymi
: 13 lis 2024, 21:48
autor: Skaza Granatu
Opuszczona Osada
Hisseth ubóstwiał nocne wędrówki, znał też barwy księżyca. Tej nocy była wyjątkowa. Moc, która przetoczyła się przez tereny i płoszyła ptaki, sprawiała, że łuski stroszyły się na karku. Posłał szybką wiadomość do matki. Gdyby cokolwiek się działo, była dużo bardziej doświadczona w boju niż on sam. Nie znaczyło to jednak, że miał zamiar czekać i nic nie robić.
Szarpiąc powietrze skrzydłami, ruszył do źródła tak szybko ile tylko miał sił. Skowyt był zbyt młody, by żyć w czasie inwazji. Cokolwiek spowodowało, wstanie szkieletów, w opuszczonej osadzie ludzi, czy to dawało mu jakieś szanse się wykazać wśród nieznanych konstrukcji? Czy powinien w ten sposób się wykazać? Tak lub nie, na pewno nie mógł pozwolić, by truposze się zalęgły i wylazły poza teren osady.
Niewiele myśląc, obniżył lot i nabrał powietrza w płuca. Osada na szczęście nie znajdowała się zbyt blisko palnych rzeczy. Odczekał, aż gruczoły zaczną go charakterystycznie uwierać, by wypuścić z siebie pełny strumień ognia na szkielety, nad którymi przelatywał, zataczał okrąg, by stworzyć ognistą granicę osady. Chciał spopielić ich kości, tak by został z nich tylko proch. Sprawdzał też, jak łatwopalne były dynie, które mieli na łbach.
Dopiero gdy zabrakło mu już tchu, zwrócił się w kierunku ziemi i mało elegancko spadł prawie całym ciężarem na nieszczęsnych przeciwników.
Był w swoim żywiole, gryząc i drapiąc każdego przeciwnika, którego dał radę sięgnąć. Nadziewał truposzy na liczne kolce, a także szarżował tylko po to, by rozgromić ich swoimi rogami lub zwykłą masą. Nie był jednak nieuważny, każdy atak, który był wyprowadzony w niego, starał się unikać, czy to parując go, czy odskakując tylko po to, by ponownie doskoczyć do przeciwnika w zabójczym tańcu.
Pieśń Feniksa
Walka z nieumarłymi
: 13 lis 2024, 22:00
autor: Pełnia Rozkoszy
Preria Ralary
Z solidnym naddatkiem odespał całe te nocne eskapady za Elridem i jego żoną. Nic więc dziwnego, że z wieczora nie było mowy o przymknięciu ślepi na dłużej. Po kilkunastu przewrotach na drugi bok, w końcu wyszedł z groty i zwyczajnie poszedł na spacer.
O ile las nie był zbyt atrakcyjny, tak równina oszczędziła mu przedzierania przez krzewy. Niebo było czyste, przez co było i chłodno. Krążył jakiś czas, ostatecznie siadając na pierwszym, lepszym wzgórzu i omiótł spojrzeniem gwiazdy. Jeden z napotkanych w pałacu elfów wspominał mu kiedyś, że dało się znaleźć tam konkretne wzory. Minęło jednak zbyt wiele czasu, by przypomniał sobie ich nazwy, do tego coś zwróciło jego uwagę.
Stuk. Puk. Stuk. Puk. Brzdęk...
Coś wyrżnęło się w trawie, za grzbietem kolejnego wzniesienia. Pewnie by to zignorował, gdyby nie metaliczny trzask na koniec. Pojawił się również zgrzyt, zupełnie jak gdyby ktoś ocierał o siebie kawałki podrdzewiałego żelastwa. Ruszył się więc z miejsca cicho, na ugiętych łapach dreptając pod górkę. Po drodze nawet natarł się ziemią, tak dla pewności, że nie zostanie dostrzeżony. Uh, miał drobne zakwasy w barkach. Uważał gdzie depta, krył w trawie.
Jakież było jego zdziwienie, gdy wychylił łeb ponad pożółkłą kępę i dostrzegł... No właśnie, co? W pierwszej kolejności były to dwie dynie, na których ktoś wyciął przesadnie duży uśmiech oraz zrozpaczoną buźkę. Dalej jeden szkielet z odsłoniętymi żebrami, na prawym barku trzymał się jeszcze naramiennik. Na ziemi leżał zaś napierśnik to on musiał spaść na ziemie i narobić hałasu. Rynsztunek drugiego był za to kompletny. Spomiędzy zbroi wystawał nawet kawałek jakiegoś jasnego materiału, więc i jakiś odpowiednik spodni był na miejscu.
Raczej mu nie powiedzą co tu robią, więc zwyczajnie skoczył na intruzów. Jednego zdzielił w dynie łapą, drugiego zgniótł łapami na wysokości mostka. Znieruchomiały na ziemi, wtedy jednak nadeszły kolejne.
Zdecydował, że pora wiać!
Walka z nieumarłymi
: 13 lis 2024, 22:03
autor: Nieskalany Wiatrem
Preria Ralary
Czysty przybył tu za innymi ziemistymi. Głównie kierowała nim ciekawość odbywającego się tam zjawiska. Ponaglił na ubocze, żeby obserwować z podwyższenia wzgórza, zasiedziany wśród skał rozłożonych w zmarłych trawach. Czujnym okiem śledził poczynania smoków Ziemi, jak i na poruszenia wśród szkieletów. W którymś momencie wypatrzył rozdzieloną grupkę szkieletów. Uznając, że będzie cwanym, postanowił się do nich zakraść. Zniżył się na łapach, po czym zszedł ze wzniesienia. Ostrożnie, poprzez wysokie trawy przekładał się do nich otaczając ich od strony otwartej na późniejsze czmychnięcie. Pilnował tego, by nie zostać zauważonym i z grubsza, by nie usłyszanym również. W ostatnim momencie podciął wszystkim szkieletom nogi ogonem lub później łapą. Zaś, kiedy leżały na ziemi skakał po ich dynio-czaszkach roztrzaskując je jak gliniane garnki. Czwartemu z gromadki, po roztrzaskaniu dyń, wziął w paszczę jego ramię. Spodobało mu się ono. Wyszarpał więc je, możliwie z całą ręką, po czym oddalił się czym prędzej z miejsca zdarzenia. Tym samym stwierdził, że nacieszył się widowiskiem i drogą okrężną prowadzącą przez zalesienia, żeby go nikt nie dostrzegł, postanowił wrócić do Obozu.
Walka z nieumarłymi
: 13 lis 2024, 22:15
autor: Rytm Słońca
Morze
Walka za stado bez przywódcy to nie walka! Rytm też przyleciał wspomóc swoich współplemieńców w walce mimo, że był przecież tylko piastunem. Czuł się jednak odpowiedzialny za bezpieczeństwo, wsparcie i kontrolę nad sytuacją. Może jego obecność pokrzepi troszkę bardziej do walki pozostałych? Miał taką nadzieję!
Oprócz samego bycia, oczywiście sam porwał się w wir walki. Zaryczał drapieżnie i głośno w stronę nadpływających kościanych oprawców, aby następnie zionąć w nich z góry potężnym ogniem piekielnym, rozświetlającym i palącym całą powierzchnię morza, nad którą ciągle latał! Jak prawdziwy smok...
Tyle, że nie do końca, bo tak na prawdę jego "ogień piekielny" był tworem z maddary, bo siły do ziania aż tak wiele nie miał, w przeciwieństwie do pokładów mocy, których lubił często subtelnie używać, jak teraz. Nadał więc swojemu tworowi, mającemu naśladować jego własny płomień, znacznie wyższą temperaturę, jasność i właściwość pozwalającą mu nie niknąć w kontakcie z wodą. Po prostu wodoodporny ogień, mający za zadanie spopielić szkielety na czarne prochy.
Po przeleceniu raz nisko nad taflą wody, usmażywszy parę kostuchów na dobry początek, samiec znów wzleciał wyżej, aby nawrócić i ponownie zaszarżować na wyłażące na ląd maszkary.
Przy drugim podejściu nie zionął, lecz zrobił coś innego. Rytmicznie machał skrzydłami, odpychając się od powietrza w równych odstępach czasu. Wystawił przednie łapy w przód i zaczął nimi zataczać małe koła od zewnętrznej strony do wewnątrz. Jednocześnie ogon przed nim zmaterializowały się dwie wstęgi ognia, odpowiadające ruchom łap piastuna. Przemieniły się w dwa, wielkie, płomienne świdry, którymi następnie częstował ponownie przerażonych truposzy. Tak bardzo wczuł się w swoje twory, że zaczął swym płaskim głosem bez końca powtarzać:
Żryjcie ogień Słońca.
Płońcie bez końca.
Żryjcie ogień Słońca.
Płońcie bez końca...
I tak kontynuował swoje natarcie, z każdym podejściem korzystając z magii lotu tańca ognia. Obóz Tancerzy Ognia z jego wioski byłby teraz z niego dumny!
Walka z nieumarłymi
: 13 lis 2024, 23:26
autor: Sięgający do Nieba
OPUSZCZONA OSADA
Odebrawszy sygnał od swojej wnuczki skierował się we wskazanym kierunku. Słysząc o jakie miejsce chodzi poczuł nie tyle dreszcz niepokoju, co pewność, że to na pewno nie jest jej wymysł ani przywidzenia, a faktycznie sygnał, że coś się dzieje. Spodziewał się problemów ze strony Abominacji czy Rathen, a nie szkieletów, dlatego też... Gdy zobaczył, co się dzieje, zawisł prawie nieruchomo w powietrzu, uderzając jedynie silnie skrzydłami i starając się ogarnąć wzrokiem co się dzieje. Nie trwało to długo, raptem uderzenie serca bądź dwa, gdyż od razu zanurkował, by pomóc Vark w tej prawdopodobnie niebezpiecznej bitwie.
Nie wiedział co za magia tu działa i jakim cudem są atakowani przez... Trupy. Żywi ludzie byli bardzo groźni, ale czy sterta kości im dorówna... To się dopiero okaże.
Hermes leciał nisko nad powstajacymi szkieletami rażąc wrogów z powietrza magią, która przybierała kształt sierpu księżyca stworzonego z lodu. Hermes kierował nim w taki sposób, by ścinać atakującym głowy, choć nie wiedział, czy ta metoda okaże się skuteczna. Sierp był wielkości dwóch smoczych pazurów i cienki, choć twardy. W którymś momencie wylądował u boku wnuczki i starał się oslaniac ją tarczą wyglądającą niczym księżyc w pełni i stworzoną z kamienia, wytrzymałą i twardą. Osłaniał nią również siebie samego skupiając się bardziej na tym, by ich obu obronić, niż na ataku.
Walka z nieumarłymi
: 13 lis 2024, 23:32
autor: Feniks pośród Chmur
OPUSZCZONA OSADA
Słysząc wezwanie syna przeraziła się. Pamiętała czasy swojej młodości i zacięte walki, pamiętała jak kilkukrotnie prawie skończyła z rozsieczonym gardłem, gdy została zaatakowana toporem czy innym paskudztwem. Hisseth był młody, niedoświadczony, nic nie wiedział o takim przeciwniku.
Ile sił w skrzydłach popedzila mu na pomoc przeklinając bóle brzucha, które ją spowalniały. Nieznacznie, ale jednak, a w walce liczyła się przecież każda sekunda.
W końcu przybyła. Wylądowała ze sporym impetem nieopodal syna witając go gromkim rykiem, tak samo jak przeciwników. Odsunęła na bok niedowierzanie i zdumienie na widok tego co się tu działo, skupiła się wyłącznie na obronie własnego dziecka. Stworzyła feniksa na tyle dużego, by był w stanie oslaniac młodego wojownika i kierowała go w stronę wrogów, których miał uderzać plomiennymi skrzydłami, gdyż to stworzenie było wyłącznie plomieniami błękitnego koloru. Feniks miał uderzać dziobem w szyje i walić skrzydłami po głowach. Jeśli sytuacja tego wymagała wycofywać się, żeby obronić Hisseth'a (rzadziej Hekate) przybierającą formę tarczy stworzonej z żywych płomieni. Jeśli szkielety chciały się przez to przedrzeć wiązało się to z odniesieniem poważnych uszkodzeń, gdyż ogień był na tyle gorący, żeby roztapiać wszystko na swej drodze. Pozostawało niegroźny dla Hekate, jej syna i otoczenia.
Walka z nieumarłymi
: 14 lis 2024, 2:07
autor: Otchłań Ametystu
Opuszczona Osada
Oczywiście nie umknęła jej informacja o trupach powstających z grobu. Nie czuła się jednak pewnie na tyle, by spróbować, ale w sumie... stwierdziła, że raz kozie śmierć i nie ma co płakać, raczej tutaj nie umrze, prawda?
Kiedy przybyła na miejsce, nie zauważyła żadnych innych smoków ze swojego stada, ale nieumarłych było co nie miara! Nie zamierzała spędzać tu dużo czasu. Choć wolała pływać, tym razem przyleciała na miejsce zdarzenia, starając się utrzymać wysokość odpowiednią do zadania ciosu. Toteż zniżyła lot, zachowując prędkość i próbowała zgarnąć w swoje łapy jak najwięcej truposzy, rozrywając je przy tym szponami, trzaskając w nie ogonem i dziabiąc zębiskami. Może nie była najsilniejszą wojowniczką, ale coś tam pary w łapach posiadała. Rozbijała czaszki i inne kości, atakując ile była w stanie tych truposzy, niech się nażrą piachu jeszcze raz, a co! Kiedy jakiś szkielet czy inny trup, próbował ją atakować, ta korzystała ze swojej zwinności, odskakując w odpowiednim momencie, baczyła czy nie skacze wprost na miecz innego powstałego z grobu przeciwnika, wybierając kierunek. Zamierzała tu walczyć póki nie padnie z sił... bo w sumie, była to całkiem fajna zabawa!
Walka z nieumarłymi
: 14 lis 2024, 17:33
autor: Trzeci Szlak
Preria Ralary
Czym to było? Skąd się wzięło? Czy...miało jakiś związek z abominacją, która zniszczyła Rathen, kończąc odwieczną wojnę...?
Morze trupów ciągnących z południa, trupów, które zapewne za życia były łowcami. Nawet po śmierci nie mogli dać smokom spokoju.
Świst nie wahał się ani przez moment, musiał stanąć w obronie Wolnych Stad! Wojownik wzniósł się w powietrze i zaatakował, starając się wykorzystać przewagę posiadania skrzydeł. Wyłapywał tych, którzy szli w oddaleniu od pozostałych. Będąc w powietrzu, zionął w przeciwników lodem – zimnym, choć zapewne nie tak niebezpiecznym dla nieumarłych, jak dla ludzi. Zionął, aby spowolnić, gdy zaś wyczuł odpowiednia pozycję – atakował! Nachylał się, obniżał łeb i przefruwał nad przeciwnikiem, wyciągając łapę, aby potężnym uderzeniem zbić czaszkę o pustych oczodołach!
Gdy już pozbawił stworzenie łba, lądował, a następnie wykonywał obrót, wykorzystując zamaszysty ruch ogonem. Celował w nogi w bestii, w okolice kolan, aby zbić jego kościane nogi niczym tyczki, pozbawiając stworzenie możliwości ruchu. Gdy to się, udało, podchodził bliżej. Atakując z góry, uderzając obiema łapami naraz, miażdżył ramiona, aby powolne stworzenie nie mogło go zaatakować. Dopiero wtedy, gdy trup był już w kawałkach, dokładał ostatni element ataku: maddarę. Płomieniem podpalał stworzenie, czymkolwiek było, gdyż to wydawał się jedyny sposób, aby na dobre "zabić" martwego.
Był przy tym ostrożny, aby ogień nie rozprzestrzenił się – Alaleya być może obraziłaby się o to. Miał jednak nadzieję, iż boginka rozumie, że nie chce zaszkodzić lasowi, lecz jedynie ochronić Wolne Stada przed atakiem!