Najspokojniejsze miejsce w całej krainie. Młode drzewka dają schronienie przed słońcem, ale tez przed deszczem. Gdzieniegdzie niewielkie polany, na których można posiedzieć i porozmawiać. W Szklistym Zagajniku można poczuć się jak w domu...
....Przylot Tego osobnika był mi bardziej w niesmak niż sama wiedźma. Obrzuciłem go spojrzeniem znudzonym. Nie miałem ochoty na kłótnie z nim. Tym bardziej wiedząc, co może nastąpić. Wolałem nie psuć tych ostatnich dechów.
~ Stwierdziłem, że Cię nie lubię, żeś cham i samolub. ~ wzruszyłem barkami. Nie czułem do niego nic. Może poza lekkim wstępem. Bardziej obawiałem się Jej, niż jego... Przeniosłem wzrok na Ciotkę. Chwilę myślałem, co odpowiedzieć. Choć same oczy, mówiły wiele. Sam wpakowałem to Ciało w główno, to sam będę musiał je jakoś uratować.
~ Veir, wiedziałem że na to nie pozwolisz. Zaś jak by się skończyło? Pewnie przy granicy lub wcześniej. Sam mógł się uwolnić. To był tylko pozór... ~ przeniosłem wzrok na Nią, wiedźmę i przywódczynię. ~ Nie kłamię... Granicy by nie przekroczył. Psychopatą jak Retwarh nie jestem. Smoka nie porwę do stada, nie będę go torturował czy składał w ofiarach jakiemuś dziwnemu bytowi. Zaś twój zakaz złamałem idąc na arenę... ~ nagły głos Rzeczki rozbrzmiał się. Zadudnił w głowie... "Trel..." ....Domena, w której wszyscy stali, śmierdząca i tak zwierzęco prymitywna, zadrgała dziwnie. Przez cuchnący odór przebił się na ułamek serca zapach wiśni. Zapach dawnego kwiatu... "Śpij, śmieciu. Nikt tu Cię nie chce..." "Muszę..." ....Ponownie pole maddary zadrgało. Coś walczyło samo ze sobą. Coś się budziło, dawnego w sobie. Przez woń śmierci ponownie przebijała się woń pana miłości. Była minimalnie intensywniejsza niż wcześniej. Na styku tych dwóch woni w domenie, działy się dziwne zderzenia. Niczym delikatne błyski czy iskry. Walczyło coś w czterookim. Chciało ponownie walczyć. Zobaczyć słońce. Ujrzeć Te Niebo i Te Gwiazdy... Sztywnym ruchem obrócił pysk w stronę słonecznego samca. Spojrzał na niego tym samy wzrokiem co te księżyce temu. Oczami pełnymi miłości i smutku. Coś w nim czuło, że już tego pyska może nie zobaczyć. Nie trwało to wiele. Cichy warkot wyrwał się, domena się uspokoiła. Wracając do swojego, obecnie natywnego, śmierdzącego puktu wyjścia. Ponownie spojrzał na nią, beznamiętnym wzrokiem.
– Jeśli taka jest twa wola i rozkaz... Lecz też możesz zrobić to bez światków i całego zamieszania... – spokojny, ale nadal chrapliwy głos wydobywał się z samca. Szkoda, że to co w nim było, nie dało rady przerwać już trwającej farszy...
Smocze łapsko z maddary pojawiło się wręcz znikąd i uderzyło Hrasa w pysk. Hermes jak zwykle nie zamierzał brudzić sobie własnych łap, a słysząc obelgi doszedł do wniosku, że nie zamierza ich puszczać płazem. Uderzenie nie było na tyle silne, żeby zrobić byłemu uzdrowicielowi krzywdę, było jedynie... ostrzeżeniem i aktem poniżenia. Hrasvelg od dawna pracował na takiego plaskacza i wreszcie się doczekał. ~ Nie masz bladego pojęcia, co dokładnie oznaczają te słowa, ale i tak ich używasz. Jak wielu innych, niedorajdo. Wolę być chamem i egoistą, niż zboczeńcem i pedofilem, a ponoć tak Cię nazywają niektórzy w Słońcu. Co Ty próbowałeś zrobić jednej z ich smoczyc, Hrasvelg, żeby na to zasłużyć? Dobierałeś się do niej w środku pojedynku czy jeszcze przed nim? ~Prychnięcie wyrwało się z gardła Hermesa, który przestał zwracać uwagę na obecność Słonecznego; jego przekazy omijały go docierając wyłącznie do Mglistych. Wszystkie jego usprawiedliwienia puścił mimo uszu kompletnie je ignorując, a słysząc słowa Mahvran gdzieś w głębi ducha odetchnął. Nareszcie koniec? Pozbędą się tego durnia raz na zawsze? ~ Jeśli planujesz go stracić chcę być tym, który zada ostateczny cios. ~Tym razem przekaż był skierowany wyłącznie do Mahvran. Hermes spojrzał przelotnie na Veir wycofując się od Hrasvelga, ale pilnując, czy ten nie zamierza rzucić się do ucieczki pomimo jego pozornie zrezygnowanej postawy.
✭Błysk Przyszłości: brak użycia ✭ ✭Pełny Brzuch ✭ Piękny i szczupły. pożywienia wymaganego do sytości. Leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół.
✭Niestabilny ✭ Co za dużo, to niestabilnie. Dodatkowa kość do MP, MA, MO, ciężka w razie niepowodzenia.
✭Niezawodny ✭ Kijem się go nie dobije. Brak kary ST za bycie rannym lub chorym w czasie leczeń, odporność na rehaby.
✭Furia Niebios ✭ Nie irytujcie go, na litość boską. Raz na walkę + rana lekka dla przeciwnika.
✭Wybraniec Bogów ✭ Słusznie wybrali komu sprzyjać. Raz na pojedynek/polowanie i wyprawę/tydzień w leczeniu + 1 sukces. Jeśli użyte do A/MA, kara +2 ST. Ostatnie uż: 30.09
~ Za zatajanie informacji o swoim stanie psychicznym i dobieranie się do smoków ze swojego stada. I kilka innych drobiazgów. To poufne informacje. – Obrzuciła spojrzeniem Przeświadczenie Dobrobytu, jej głos wskazywał na to, że zależy jej na tym, by nie dzielił się tym z nikim. ~ Po prostu przestał być uzdrowicielem, nie wiem, dlaczego akurat tak bardzo to na niego zadziałało. – Dodała jeszcze po chwili. Może za bardzo doszukiwała się w tym wszystkim jakiegoś porządku, jakichś zasad? Może Hras był po prostu zbyt chaotyczny i równie dobrze mógł zostać złamany za jakąś absolutną drobnostkę, jak zabranie mu jego ulubionej zabawki?
~ Hras. Nie uczysz się na swoich błędach. Mogłeś poczekać, aż zwrócą ci rangę, a potem szaleć na wyprawach za barierą. Mogłeś porwać sobie jakiegoś łowcę smoków i związać go sobie na tysiąc różnych sposobów, za nim nikt by nie płakał. A przy mnie powinieneś zachowywać się jak łagodny baranek. I proszę cię. Potniesz kogoś następnym razem i powiesz, że tak tylko trochę i nie chciałeś, żeby stała mu się krzywda? – Co to za absurdalne wytłumaczenie z jego strony. Skoro Dobrobyt mógł się uwolnić w każdej chwili... to po co to zrobił? Po co to całe przedstawienie? Po co zanurzać łapę w lawie, skoro się ją straci? To jakby wydał sam na siebie wyrok, zupełnie bez powodu. Jeżeli już chciał się zabić, to mógł, chociaż zrobić to z klasą i faktycznie kogoś porwać. To miałoby więcej sensu od tego "czegoś". Zakładając oczywiście, że jego wersja była prawdziwa. Horgifellska natura Veir sprawiała, że doszukiwała się w takich rzeczach większego sensu, ale był to jeden z przypadków, w których opadały łapy i po prostu się poddawała. Po co ona w ogóle się starała? Myślała, że robiła to dla Gerny, ale ta miała wywalone na swojego syna. Więc cały wysiłek, który włożyła w reperowanie zdrowia psychicznego Hrasa, poszedł na marne, bo postanowił sobie kogoś związać i wynieść. Nigdy więcej.
Uśmiechnęła się delikatnie na plaskacza Hermesa. To prawda, był zasłużony. Sama stworzyłaby jeszcze jednego, ale bez przesady. Umniejszyłoby to wartość tego pierwszego. Widziała, że oboje dyskutują teraz ze sobą mentalnie, dlatego podejrzewała, że Hras powiedział o kilka słów zbyt dużo. Jeżeli rzeczywiście dojdzie do egzekucji... musiała się przygotować do czegoś. Nie, nie będzie walczyła o to, by być tą osobą, która zada ostateczny cios. Była pewna tradycja, o którą chciała zadbać.
Spojrzała na Hermesa i Mahvran, jak gdyby niewerbalnie pytając, czy wracają już do Obozu i mogą przejść dalej. Chyba wszystko zostało już powiedziane.
Kalectwa: +3 do ST akcji fizycznych; niezdolność lotu
Liczyła, że smok Słońca odejdzie w swoją stronę, ale się przeliczyła. Jak zwykle zresztą. Mogła jedynie cicho westchnąć i liczyć, że zaciągnięcie winowajcy zajścia z powrotem na ziemie Mgieł będzie szybkie i sprawne – więc chęci pozostania Dobrobytu i tak okażą się nieistotne, gdy smoki znikną za granicą, gdzie nie mógł już podążyć.
Słuchanie wyjaśnień Hravelga nużyło ją i irytowało. Nic z tego nie wynikało. Interesowały ją proste fakty – złamał jej rozkaz, któryś raz. To, że był gotów zaakceptować potencjalne konsekwencje nijak nie oznaczało, że ich uniknie.
Wypuściła z nozdrzy obłoki pary. Pośród bladej szarości zatańczyły czarne, siarczyste smugi, zdradzające agresję. Nie zareagowała na cios zadany przez Horusa. W jej ślepiach los czarnołuskiego samca był już przesądzony. Od momentu, w którym otrzymała to wezwanie. Kolejne i ostatnie. – Wracasz ze mną. –powiedziała powoli, zimno, i zerknęła jeszcze raz na Veir i Niebo.– Czy też raczej z nami. Przewrotny, Sakralną, biorę was na świadków. Odwróciła się, gotowa do odejścia, ale cały czas absolutnie czujna. Chciała mieć pewność, że winowajca podąży, a nie zaatakuje. – Jeszcze jedno... –mruknęła, wdychając powietrze.– Udamy się jednak nad Zdradliwe Urwisko. Nie Grań. Jeżeli nikt nie próbował przeszkodzić w eskortowaniu Hrasvelga z powrotem na ziemie Mgieł – odeszła wraz z resztą swojego stada, zostawiając Dobrobyt samemu sobie.
THE LAWS OF COURTESY ARE SO INCONVENIENT: do not set fire to this chevalier, do not encase that baroness in a block of ice... HOW ARE WE SUPPOSED TO GET THROUGH THE DAY?
✦ PECHOWIEC— po każdym niepowodzeniu -1 do ST następnej akcji;
bonus sumuje się do 3 porażek z rzędu. ✧ RETORYKA— stałe -2 do ST przy testach na perswazję. ✦ SZCZĘŚCIARZ— jeden sukces zamiast niepowodzenia, do użycia raz na 2 tygodnie [03.06]. ✧ NIEUGIĘTA— możliwość wykonania ostatniego ataku na chwilę przed omdleniem;
+4 do ST akcji broniącego się. ✦ POJEMNE PŁUCA— raz na pojedynek / misję / polowanie ma -2 do ST ataku,
ale w następnej turze +1 do ST swojej akcji. ✧ GOJENIE RAN— raz na tydzień wyleczenie rany lekkiej lub zmniejszenie powagi innej [01.01]. ✦ ZDROWA JAK RYBA— odporność na choroby – o ich pojawieniu się świadczy
tylko wynik 1 z rzutu k10. ✧ MAGICZNY ŚPIEW— raz na pojedynek / polowanie odejmuje 2 sukcesy przeciwnika.
Ostatnie użycie Błysku Przyszłości: 29.06.2023 KALECTWA: +2 do ST akcji fizycznych;
.... Nagły ból był trochę orzeźwiający. Nawet jeśli był mocniejszy niż ustawa... Potarłem szczękę bez żadnego wyrazu na pysku.
– Zasłużyłem na to... Choć kolejne twe słowa to czyste łgarstwa. Nie czuje czegoś takiego jak porządnie. Więc jak mam się dobierać do smoczycy, jak jestem impotentem i żadna opcja mnie nie podnieca, interesuje czy podoba... Nie wierz we wszystko, co mówią, lecz twego osadu już nic nie zmieni... – spokojny głos ponownie opuścił me gębę. Chrapliwy, dziwny, ale nadal wyprany z emocjonalnych barw...
.... Spojrzenie przeniosłem na Ciotkę. Widziałem ten zawód. Słow i czynów już nie cofnę. Wybacz mi, ale już zgrzeszyłem, nieobliczalny los rzucił swe kości, ziemia zadrżała pod jej osądem. Chciałem zapamiętać tamte chwile ulotne, że proste. Innym razem te bezpowrotne i ulotne jak motyle. Zapamiętać ich bez liku. Tak te bezpowrotne i ulotne tak inne. Niestety czuje... Więc tak skończymy naszą opowieść? Przygodę... Jesteś gotów zobaczyć ostatnie promienie słońca? Ponownie melodyjny, wibrujący ciepłem głos rozbrzmiał w mej głowie. Tak stary i zmęczony życiem.
~ Zamknij się... Czemuś jeszcze nie rozpłynąłeś się w odmętach bieli? ~ warknąłem do niego. Niestety ten nigdy nie słuchał. Zawsze był, zawsze czuł tego, czego ja nie mogłem... Ponownie domena zadrgała. Woń kwiatu się przebił przez odór śmierci. Pozostał na dłużej, ale niczym rytmiczne bicie serca falował. Bił się o dominację nad otoczeniem. Wraz z tym delikatne starcia, błyski ukazywały się na granicy woni... Poczułeś coś? Zależy ci... To dobrze, że się rozbijasz. Widzisz błędy. Szkoda, że tak późno... Żal mi cię, połowi pełna sprzeczności, żalu pełna... Nie unoś się gniewem z powodu złoczyńców ani nie zazdrość niesprawiedliwym, bo znikną tak prędko jak trawa i zwiędną jak świeża zieleń. Irytował mnie ten głos. Coś budził, coś uświadamiał. Bolało, jak mówił, atakował to czym byłem. Nie chciałem go słuchać, ale musiałem. Nie miałem innej opcji. Mogłem go ponownie zdusić w sobie, zatracić się w swym gniewie i pysze. Starałem się go siłą zdominować, uciszyć. Im bardziej próbowałem, tym mocniej się opierał mi. Domena maddary mnie otaczająca bardziej dziczała. Walczyła sama z sobą, nie umiejąc się uspokoić. Zniknąć...
~ Daj mi wreszcie spokój. Zdechnij, przepadnij... ~ kolejny warkot padł w stronę samego siebie. Nie umiałem z nim postępować. Istniał, a tyle razy chciał się zabić. Usnął. Poddał się, a teraz walczy? Czy to wszytko było na pokaz, czy ostatni to był zryw, próba zaczerpnięcia haustu powietrza? Tak bardzo potrzebnego do życia. Pojąc Cię nie można Hräsvelgu... Zawsze będę istniał tak jak ty... Jesteśmy dwoma stronami jednej monety. Mamy swe aspekty, cele. Ja czuję... Ty niszczysz. Choć czy tylko? Przyznałeś się, że chciałbyś kochać. Poznać jej słodko-gorzki smak. Poczuć ogień pasji w piersi i motyle rozkoszy w brzuchu. Zaznać coś innego niż cierpkość złości i nienawiści, żalu... Doprowadziłeś nas tutaj. Przeszłości nie zmienisz, to już historia... Jutra smak może zaznamy.... Melancholia przenikała przez głos jego. Zawód? Może... Pogodzenie, bardziej. Słowa, które tylko rozpalały żar mej wściekłości do samego siebie, do tego czym i jak bezsensownym bytem jestem. Mściwy... Nie to już nie pasuje do Ciebie. Chaosie, bo tym jesteś. Pierwotną, naturalną zawieruchą. Tworzącą i niszczącą... Weź te imię. Wszytko powinno być nazwane, nawet druga część porażki mojej. Przez me ciało przeszedł dreszcz, kryształy ponownie zaświeciły na bursztyn i purpurę. Walczyłem, ale już sam nie wiem z czym. Samym sobą? Czy może już z przyzwyczajenia, że to ja mam władzę i ostatnie słowa. Wziąłem głęboki oddech. Chciałem się uspokoić, zakończyć tę farsę. Gdy ten ponownie przejął ciało. Zamarłem... Znowu chcę je mieć... Wibracje maddary były zbyt gwałtowne. Walczyły zawzięcie, nie ustępując jedna drugiej. Łączyły się i dzieliły. Wszystko w pokazie lekkich, nieszkodliwych iskier, mieszanki zapachów i grze świateł na kryształach wyrastających z ciała samca, rozsyłanych myśli nieświadomie do tych, co byli podświadomie ważni jednemu bądź drugiemu. Niczym lekki dotyk, przeczucie czegoś nieznanego, a zarazem tak podświadomie. Czy to zapach, czy uczucie, to już sama Naranlea wie...
.... Jak przyjemnie poczuć wiatr na łuskach. Spojrzeć na świat swoimi oczami. Poczuć uciekające na zachód słońce. Tak samo jak ponownie przeżyć największe strachy i lęki... Czułem, jak on walczy o tę władzę... Domena ponownie zadrgała i smród został zagłuszony przez woń kwiatów. Ich lekkawa słodycz ponownie zakryła śmierć. Fioletowy błysk znikł z oczu. Ponowny głęboki oddech. Zdjąłem łapę z gardzieli. Nadal miałem sztywne ciało. Nie umiałem nic z nim zrobić. Mięśnie drgały w lekkich spazmach, lecz powoli odwróciłem pysk, by spojrzeć na niego po raz ostatni. Zapamiętać smoka, którego Kochałem piersią całą. Ufałem mu, nawet bardziej niż niektórym tutaj. Zebrałem resztkę wolnej maddary i wysłałem tylko mu drobną myśl.
~ Nie pamiętaj mi grzechów i win mej przeszłości, lecz o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu. Tam, gdzie wszytko się zaczęło, będzie ostatnia część mnie... Nawet jeśli to me ostatnie tchnienia, wiedz... Ja zawsze Ciebie Kochałem, najsłodszy z Treli. ~ głos dawnego Hrasa rozumiał w głosie słońca. Spokojny, zniszczony, stary, ale nadal słyszalnie, że należał do tego, jedynego smoka. Odwróciłem się pyskiem z powrotem do Niej. Ponownie On chciał przejąć władze. Niestety ma ostatnia wola była zbyt silna... Padły tamte słowa. Tam to miejsce, gdzie składałem obietnicę na swój honor i krew. Złamałem słowa, zbluzgałem obietnicę. UCIEKAJ! Jego słowa ponownie rozbrzmiały w nieskończonej bieli. Tym razem jak mnie zdziwiło, że jego głos był inny. Zwierzęcy, ale zbyt młody. Niczym pisklę co się stało adeptem. Pełny ignorancji, werwy. Myślałem, że pojął... Niestety... Zignorowałem go, ucieczka tutaj nic nie da. Te Niebo i Te Gwiazdy los już mój ujrzały. Tajemnicę poranka... Niektóre momenty i chwile wydarzyć się muszą. Czas by podjąć się i tych ciężkich incydentów. Wziąłem niepewny, głębszy oddech. Moje ciało lekko drgało, lecz pewnie mój głos, starczy, zmęczony zniszczył im chwilę ciszy:
– To lećmy, Mahvran, na Urwisko... Proszę tylko, nie rób z tego zbędnego widowiska. – pogodzony przygotowałem się do lotu. Wracałem z nim i tam, gdzie to potencjalnie się zaczęło. Nie zwracałem uwagi na to co potencjalnie powiedział Tuiti. Słowa padły, nic nie wskóra. Byłem mu wdzięczny, za ten blask i ciepło tamtych wiosennych dni. Za każdy dotyk, oddech i słowo pocieszenia... z/t Przeświadczenie DobrobytuInfamia NieumarłychWrota DziejówGwieździste Niebo
Dopiero teraz zwróciła uwagę na poprzednie przekazy mentalne Hermesa. Hras dobierał się do smoczycy Słońca? Jeżeli miał jakiekolwiek szanse na przetrwanie dzisiejszego dnia, to te właśnie sobie odleciały. Robił wszystko, żeby tylko zarobić na własną egzekucję, mogła mu pogratulować determinacji w dążeniu do celu. Zawód na jej pysku utrzymywał się i nie tyczył się jedynie Kwiatu Uessasa, ale też jej samej. Może gdyby zdecydowała się pomagać mu w inny sposób, może do tego wszystkiego by nie doszło. Teraz jednak nie mogła zmienić przeszłości. Tak zadecydował Ognvar. Możliwe, że niezależnie od podjętych wyborów i drobnych szczegółów, efekt końcowy byłby identyczny.
Cel ich następnej podróży chyba rozjaśnił wszelkie wątpliwości. Hrasvelg dołączy do wszystkich szkieletów zdrajców, leżących w okolicach tego miejsca. Czy Veir odczuwała w związku z tym jakiś smutek? Nie do końca. Gdy zabrała jeszcze kilka dni temu samca do Wartowniczego Posterunku, liczyła na porozumienie się z dawnym Hrasem. Siedział jednak gdzieś w środku, obrażony na świat i absolutnie niezdolny do życia. Hmm, teraz mu się odwidziało i wrócił? Gdy już było za późno? Gdy zapewne obserwował te wszystkie rzeczy, które robił Mściwy i nie kiwnął pazurem? Gdyby nie to, może byłoby jej smutno. ~ Chodźmy więc. – Rzuciła mentalnie do reszty, spojrzała na swojego partnera, a potem była już gotowa do opuszczenia Doliny Płaczących Wierzb. Przez drogę myślałaby dużo o tym, czy powinna powiedzieć coś Hrasowi. Poradzić, by prosił Ognvara o wybaczenie i liczył na to, że po śmierci nie będzie czekało go cierpienie? Nie, chyba jednak powinna milczeć. Jeżeli on się poddał i to już dawno temu, to nie powinna nic z tym robić. Zaślepiona chęcią zrobienia czegoś dla Gerny, Veir ciągnęła za sobą żywego trupa. Powinna powiedzieć Mahvran o tym, że ją zaatakował już dawno temu.
Jednak coś jeszcze drążyło w jej umysł, jakieś wspomnienia, których dawno już nie pamiętała. Urywki wydarzeń z miejsca daleko na północy. Słyszała głos smoka, o którym chciała zapomnieć, a który jednak był częścią jej. Ukształtował ją i zmienił w kogoś, kim jest teraz.
Nie doczekał się odpowiedzi ze strony Mahvran i nie upominał się więcej. Prośba została złożona, naciskanie na wiedźmę nie miało najmniejszego sensu czego nauczył się już dawno. Spojrzał jedynie Veir z cichą nadzieją, że ta nie będzie mu miała tego wszystkiego za złe. Jego partnerka ciągle starała się pomóc Hrasowi i chronila go do końca... no, prawie. Wyglądało na to, że przejrzała na oczy i ani myślała narażać się, żeby ratować bezużytecznego syna Gerny.
Nie zwrócił większej uwagi na to, co działo się z byłym uzdrowicielem. Nie dowierzał w jego przemiany, a takie zachowanie wydawało mu się logiczne. Samiec w pewnym sensie był sprytny i brał wszystkich na litość, którą próbował wzbudzać w każdym napotkanym smoku. Na Horusie nie robiło to żadnego wrażenia, ignorował to.
Był za to pozytywnie zaskoczony, iz ten nie próbował uciekać, walczyć czy w jakikolwiek sposób stawiać się. Taka pokora mu do niego nie pasowała. Przeczuwając podstęp postanowil podążyć na szarym końcu i czujnie obserwować każdy ruch Hrasvelga.
✭Błysk Przyszłości: brak użycia ✭ ✭Pełny Brzuch ✭ Piękny i szczupły. pożywienia wymaganego do sytości. Leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół.
✭Niestabilny ✭ Co za dużo, to niestabilnie. Dodatkowa kość do MP, MA, MO, ciężka w razie niepowodzenia.
✭Niezawodny ✭ Kijem się go nie dobije. Brak kary ST za bycie rannym lub chorym w czasie leczeń, odporność na rehaby.
✭Furia Niebios ✭ Nie irytujcie go, na litość boską. Raz na walkę + rana lekka dla przeciwnika.
✭Wybraniec Bogów ✭ Słusznie wybrali komu sprzyjać. Raz na pojedynek/polowanie i wyprawę/tydzień w leczeniu + 1 sukces. Jeśli użyte do A/MA, kara +2 ST. Ostatnie uż: 30.09
Smok siedział i myślał. Chciał zostać i słuchać, choć jednocześnie słuchać więcej nie chciał. Musiał nad tym, aby jednak zostawić Mglistych samych, lecz mimo wszystko nie potrafił tak szybko opuścić doniedawnego kochanka. Obserwował smoki,, wiele nie mówił właściwie nic, najwięcej mówiły jego ślepia, lecz emocje w nich ukazane nie były jasne. Były zagubione i pomieszane tak Adamo jak smok wewnętrznie. Zwinął ogon przy łapach i zapuścił szpony nerwowo. Skinął pyskiem n odpowiedź Wrót Dziejów. Miło było słyszeć odpowiedź, choć zawarte weń informacje nie były satysfakcjonujące. Rozumiał jednak, że nie może mu powiedzieć więcej. Szkoda. Tak samo jak szkoda mi było Kwiatu. Jednak nie potrafił nic powiedzieć. To nie był Hrass jakie chciałby bronić. Obawiał się tego smoka, a znajomy głos wciąż nie brzmiał dla niego jak głos kochanka, kiedy na prawdę nie był już pewien z jakim smokiem rozmawia. Zajrzał w ślepia odchodzące samca. Pysk jego nie wyrażał nic więcej jak przygnębienie. – Żałuję, że spotkałem dziś ciebie, lecz będę wypatrywał cię na nocnym niebie. Pod tym niebem i tymi gwiazdami. – Zamrugał do samca wilgotnymi ślepiami. – Na co ci było tyle broić? – Przesłał mu jeszcze zaciskając wargi. Obrócił się zaraz i także opuścił Dolinę czując się jak jedna z tych wierzb...// ZT
Wzrost: 1,5 m ; Długość: 10 m ; Rozpiętość skrzydeł: 8,5 m
Tuiti potrafi podnieść przód ciała podobnie jak zwykły smok by zrobił stając na tylnych łapach, a jego długie ciało sprawia, że wyciąga w ten sposób od 4 do 5 metrów wysokości.
Ostry słuch: dodatkowa kość do testu Percepcji opartego na słuchu (zwierzyna, drapieżnik) Trudny cel: +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej Lekkostopy: trzy razy na miesiąc +2 sukcesy do Skradania Znawca terenów: znalezienie 4/4 pożywienia / kamienia / 6 liści/5 korz. zioła 2 razy na polowanie łowcy. Zawsze znajduje minimum 2 osobniki w stadzie małej zwierzyny. Otoczony: możliwość walki z dodatkowym przeciwnikiem/zwierzyną za cenę +1 ST
... Ten dzień nie był specjalnie inny od reszty. Szybkie śniadanie i wyjście z groty. Nie chciałem w niej być. Źle się tam czułem. Te wydarzenia, co chwil kilka były. Nadal rogorywalybmoje pisklwce serce. Chciałem jakoś uciec myślami od tych wydarzeń. Temu w porę białych dywanów uciekłem za granicę mgieł. Na tereny które trochę znałem. Na obszar, który jest tak przyjemny. Biel śniegu oślepiała, a zimny wiatr mierzwił biała we futro. Cieszyłem się gdy przekroczyłem granice lasu, drzewa częściowo odslanialy mnie od wiatru... Zas zatrzymałem się dopiero, gdy otaczające mnie drzewa zmienilybsie na inne niż znałem. Nie umiałem rozpoznać ich. Usiadłem pod największym z nich, oglądając niebo
Postanowiła przepłynąć się trochę po tych terenach. Chodzenie po tym całym śniegu brzmiało dosyć nieprzyjemnie a ten cały wiatr tak nieprzyjemnie wysuszał jej łuski. Płynęła rzeką aż do terenów wspólnych omijając jedną dużą wysepkę a nawet mijając w mniejszej odnodze rzeki, miejsce z parującą wodą. Kiedy w końcu wychynęła z wody jej spojrzenie napotkało małą kulkę futra na jednym z brzegów. Wysunęła się z wody, oddychając głęboko kiedy jej skrzela się ponownie zamknęły. -Pisklę? Gdzie twój opiekun?– Spytała, podchodząc do pisklęcia które chyba próbowało schować się przed wiatrem. Wyglądało dziwnie ale było same a to było jeszcze dziwniejsze.
ThemeWyglądRaportyTeczka Atut 1: Boski ulubieniec- Duszki oraz bogowie patrzą na mnie łaskawszym okiem Atut 2: Szczęściarz- 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie Atut 3: Błyskotliwy: -1 ST przy etapie magicznym leczenia ran
....Wiatr zimny, ale nadal przyjemnie muskał grube futro. Siedziałem w spokoju, spoglądając w dal, uciekając myślami do tego miłego czasu w Tamtej grocie. Do postaci ze snów. Tamtych uczuć, myśli i chaosu, który się krył za nimi. Miałem jakąś nadzieje, że ten wypadł samotny będzie. Niestety ktoś do mnie podszedł i od razu z pytaniami. Spojrzałem na nią oba kompletami oczek z lekkim uśmiechem. Wyciągnąłem jeden z ogonów spod łap, i wskazałem na kota Pashteta.
– Sam nie jestem, a to pisklę ma na imię Yngwe – odpowiedziałem spokojnie, ale wprawny słuchacz usłyszy w tym lekką hardość. Kot nie był daleko mnie. Polował na czarnego ptaka w pobliżu. – Na Ciebie jak wołają? – ogon z powrotem wrócił pod moje łapki. Lubiłem się nim podgrzewać.
Pisklę wyglądało dosyć niepokojąco jeśli przyjrzeć się mu z bliska. Nie chciała jednak okazać strachu przed tak małym stworzeniem. Po co jednak jakiemukolwiek smokowi dwie pary oczy, uszu, skrzydeł i ogonów? Bogowie się na niego obrazili? Oby nie, był przecież za młody by sprostać wrogości istot boskich. Miał przy sobie kota? Kicia wyglądała uroczo. Uśmiechnęła się łagodnie do obu stworzonek. -Miło cię poznać Yngwe, ja jestem Leste. Gdzie jest twój opiekun?– Spytała spokojnym tonem, cicho jakby nie chciała odstraszyć tego pisklęcia swoimi pytaniami. Znając koty ten i tak pewnie nie zbyt zwracał na nią swoją uwagę, ciekawe kto pozwolił by jego pisklę opuściło bezpieczne tereny swojego stada. Ona sama wolałaby żeby jej pisklęta nie wychodziły w tak młodym wieku poza tereny obozu!
ThemeWyglądRaportyTeczka Atut 1: Boski ulubieniec- Duszki oraz bogowie patrzą na mnie łaskawszym okiem Atut 2: Szczęściarz- 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie Atut 3: Błyskotliwy: -1 ST przy etapie magicznym leczenia ran
....Patrzyłem na towarzyszkę ze spokojem w oczach. Nie przeszkadzało mi to, że wpatrywała się we mnie, analizowała mój niecodzienny wygląd. Jestem dosyć specyficzny wygląd. Ot co, normalny smok, ukarany za swoje grzechy przez niebiosa... Od tego odciągnął mnie Pashtet, ocierając się o moje ogony. Mruczał cicho, robiąc za żywy łańcuch.
....Słysząc jej imię, tylko ruszyłem uszami z uśmiechem pełny lekkiego zawstydzenia.
– Pashtet się mną opiekuje na wycieczkach. Zaś ona. To sam nie wiem. – wzruszyłem barkami. Ostra była moim strażnikiem i karą. Niestety, muszę jeszcze trochę poczekać, nim wrócę do mamci. – Ale on mnie broni, a wiem ze tutaj jest spokojnie. Nic mi nie grozi, a jak uz coś sie dzieje to Ciocia przybędzie z odsieczą i wyargumentuje potencjalnemu wrogowi. Zabawi się w robienie czerwonego uśmiechu bez kłów i to wszystko umie zrobić łapą – wyszczerzyłem kiełki z radości i pewności siebie. Wstałem na cztery łapy, przeciągając się leniwie, trząchając pojedyncze płatki śniegu, co spadły na mój grzbiet.
Najwidoczniej samica która się nim opiekowała była wojowniczką. Żaden inny smok nie dał by rady z pomocą uderzenia wyrządzić takiej krzywdy, a aż takiej to już trzeba było mieć talent. Uśmiechnęła się delikatnie, dobrze że samczyk wydawał się czuć tu bezpiecznie jednak słyszała że czasem na takich terenach przebywają samotnicy. Z smokami które nie są związane zasadami stada ciężko było przewidzieć co wpadnie im do łbów jak zobaczą samotnego pisklaczka. -Twoja ciocia brzmi jak silna smoczyca, nie wolisz się jednak pobawić z innymi pisklętami na terenie własnego stada? Tu mogą kręcić się nadal złe smoki- Wolała go upomnieć, mimo wszystko nie chciałaby zobaczyć jego małego ciałka bez życia przez to że się włóczył.
ThemeWyglądRaportyTeczka Atut 1: Boski ulubieniec- Duszki oraz bogowie patrzą na mnie łaskawszym okiem Atut 2: Szczęściarz- 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie Atut 3: Błyskotliwy: -1 ST przy etapie magicznym leczenia ran
....Na jej słowa lekko przekręciłem pysk na bok ze zdziwienia. Chwilkę myślałem nad jakąś odpowiedzią. Złe smoki? Nic gorszego niż szaleniec bez skrzydeł mnie nie spotka. Westchnąłem smutno, starając się to zamaskować, choć nie do końca mi to wyszło.
– Niestety z innymi nie mam jakiegoś dobrego kontaktu. Nie wyklułem się w stadzie, jestem w nim od dwóch księżyców. Część mnie unika a inni patrzą osądzając po moim pochodzeniu. Temu wolę szwendać się po terach, które znam, a to ze mój strażnik ma kota to chodzę z kotem. Zaś szaleńca Mancimiliana nie widziałem od dawna. Wtedy jeszcze dywan miał barwę czerwienie, a nie tej bieli... – mój smutek już pozostał na pysku. Szukałem przyjaciół, których i tak nie miałem czy odchodzili...
Nie spodziewała się takiej ilości wiadomości na temat życia jej nowego małego znajomego. Został zabrany z miejsca w którym się wykluł? To brzmiało okrutnie, czyżby zabrali go od jego matki bądź ojca? Poza tym kim był ten Mancimilian? Najwyraźniej smokiem bez stada ale dlaczego to pisklę miało widzieć go po raz kolejny i to w momencie gdy ten smok nie był w dobrym stanie umysłu? Jej ogon uderzał o ziemie nerwowo, te ziemię mimo że kochane przez bogów nie były w pełni bezpieczne a jednak smoki nadal dają swoim młodym tyle wolności by poruszały się tylko pod ochroną kompana po wspólnych. Wspólne nie były aż tak bezpieczne! Zacisnęła szczękę, oddychając głęboko by uspokoić swoje nerwy. Nie chciała by Yngwe przestraszył się lub poczuł bardziej niekomfortowo. Po chwili uśmiechnęła się do niego ciepło jakby wcale nie buzował w niej gniew oraz smutek. -Chcesz się pobawić? Możemy ulepić bałwana- Zaproponowała mu, starając się rozpogodzić ich oboje oraz zmienić temat rozmowę. Lepienie bałwana było dobrą zabawą w taką porę, zwłaszcza dla młodych!
ThemeWyglądRaportyTeczka Atut 1: Boski ulubieniec- Duszki oraz bogowie patrzą na mnie łaskawszym okiem Atut 2: Szczęściarz- 1 sukces zamiast niepowodzenia raz na 2 tygodnie Atut 3: Błyskotliwy: -1 ST przy etapie magicznym leczenia ran