OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Wtuliła się w niego i usnęła, tym razem nie będąc w ciasnej, klaustrofobicznej klatce.--–
Obudziło ją chrapanie demona drzemiącego w krzakach. Jej kompani również po raz pierwszy od kilku dni mogli odetchnąć, a więź się stabilizowała na nowo. Nie była pewna ile właściwie była nieprzytomna, ale zdecydowanie potrzebowała jeszcze tak ze stu księżyców żeby się zregenerować – a przynajmniej tak obecnie czuła. Zmęczone oczy powiodły do boku, na leżącego obok samca.
Serce zabiło jej szybciej. Był tutaj. To nie sen. Dziadek ją uratował i nic jej już nie groziło. Zaczęła wbrew sobie i logice po prostu płakać. Przypomniała sobie monolog Viliara oraz wyjątkowo obrazowy opis tego, co mogłoby ją spotkać. Nigdy w życiu nie postawi już łapy poza barierę...