Malachitowa Noc
: 14 wrz 2023, 17:35
Kiedy Sea wróciła wraz z Eshelem ze swojej pierwszej przygody, skierowała się od razu w kierunku Świątyni.
Nosiła się z zamiarem zwrócenia się do Bóstw od dawna, ale dotąd wynajdywała milion powodów, aby tego nie robić, zdjęta strachem, że jej nie odpowiedzą i jeszcze większym, że jednak to zrobią.
Sama nie wiedziała, co myśleć o tym, że te potężne byty mogły stać się namacalne, a gdy smoki szukały ich iskier... nawet były cielesne.
Jednak tym razem decydujący głos miało poczucie obowiązku. Skoro wpadła na ten nieco niedorzeczny pomysł, który miały odwalić dwa inne stada, powinna chociaż sama się postarać o przychylność małej boginki.
Zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać, czuła się nieco zagubiona, ale przede wszystkim stremowana.
A co jeżeli Alaleya naprawdę się nie zgodzi? Co wtedy?
Czy ludzie zawędrują dalej, biorąc co chcą, aż wyprą z tego miejsca smoki, lub je wybiją? Zagarną naturę, tworząc swoje wioski, hodując zwierzęta i rośliny?
W ostatnich dniach młoda wiele czytała i rozmawiała, próbując zdobyć wiedzę, nie widziała innej możliwości, aby zrozumieć tą rasę, ale i jej własną.
Szła korytarzami, aż w końcu przysiadła... po środku, pomiędzy posągami, nie wiedząc, co czynić.
Zdjęła swą torbę, kładąc ją ostrożnie, aby nie uszkodzić flakoniku z olejkiem lawendowym oraz tego z wodą brzozową.
Rozejrzała się, strzygąc uszami.
Wyciągnęła w końcu z torby bransoletkę, splecioną z zebranych na polowaniu włosów z końskiego ogona, jasne pasma przeplatały się z brązowymi w warkoczyku, w który wplecione były drobne kryształki: zielony o kształcie koniczyny, żółty w kształcie słońca, lawendowy w kształcie sierpu księżyca.
Tworzyła ją od kilku księżyców, od czasu gdy wyruszyła na swe pierwsze łowy, potem po napadzie na wóz... a teraz... teraz zdawała się ukończona.
– Alaleyo, Pani Natury, czuwająca nad tym, co samo się nie ochroni, usłysz mnie proszę... Przyjmij ten dar i wysłuchaj prośby młodej smoczycy, martwiącej się o losy krainy – szepnęła cicho, lekko drżącym głosem.
Nosiła się z zamiarem zwrócenia się do Bóstw od dawna, ale dotąd wynajdywała milion powodów, aby tego nie robić, zdjęta strachem, że jej nie odpowiedzą i jeszcze większym, że jednak to zrobią.
Sama nie wiedziała, co myśleć o tym, że te potężne byty mogły stać się namacalne, a gdy smoki szukały ich iskier... nawet były cielesne.
Jednak tym razem decydujący głos miało poczucie obowiązku. Skoro wpadła na ten nieco niedorzeczny pomysł, który miały odwalić dwa inne stada, powinna chociaż sama się postarać o przychylność małej boginki.
Zupełnie nie wiedziała, czego się spodziewać, czuła się nieco zagubiona, ale przede wszystkim stremowana.
A co jeżeli Alaleya naprawdę się nie zgodzi? Co wtedy?
Czy ludzie zawędrują dalej, biorąc co chcą, aż wyprą z tego miejsca smoki, lub je wybiją? Zagarną naturę, tworząc swoje wioski, hodując zwierzęta i rośliny?
W ostatnich dniach młoda wiele czytała i rozmawiała, próbując zdobyć wiedzę, nie widziała innej możliwości, aby zrozumieć tą rasę, ale i jej własną.
Szła korytarzami, aż w końcu przysiadła... po środku, pomiędzy posągami, nie wiedząc, co czynić.
Zdjęła swą torbę, kładąc ją ostrożnie, aby nie uszkodzić flakoniku z olejkiem lawendowym oraz tego z wodą brzozową.
Rozejrzała się, strzygąc uszami.
Wyciągnęła w końcu z torby bransoletkę, splecioną z zebranych na polowaniu włosów z końskiego ogona, jasne pasma przeplatały się z brązowymi w warkoczyku, w który wplecione były drobne kryształki: zielony o kształcie koniczyny, żółty w kształcie słońca, lawendowy w kształcie sierpu księżyca.
Tworzyła ją od kilku księżyców, od czasu gdy wyruszyła na swe pierwsze łowy, potem po napadzie na wóz... a teraz... teraz zdawała się ukończona.
– Alaleyo, Pani Natury, czuwająca nad tym, co samo się nie ochroni, usłysz mnie proszę... Przyjmij ten dar i wysłuchaj prośby młodej smoczycy, martwiącej się o losy krainy – szepnęła cicho, lekko drżącym głosem.