Strona 1 z 31

: 10 sty 2014, 19:36
autor: Moderator
W Puszczy nieopodal Polany znajduje się drzewo cisu górujące nad wszystkimi innymi. Jest niewiarygodnie stare; smoki nazywają je Prastarym, oddając mu w ten sposób szacunek. Charakterystyczna, pomarszczona kora i powyginane gałęzie przerażają wiele piskląt, adeptów czy wrażliwszych smoków. Legendy głoszą, iż drzewo chronione jest przez zamieszkującego je ducha, otaczającego opieką starą roślinę. Mało kto odważy się odłamać choćby jedną gałązkę z potężnego cisu w obawie przed konsekwencjami. Niektórzy wręcz unikają tego miejsca, by uniknąć gniewu mistycznej istoty.

: 14 sty 2014, 19:00
autor: Lśnienie Świtu
Uznając, że nie da się zimie, Lśnienie wyruszyła na spacer po terenach wspólnych. Dawno tego nie robiła, można powiedzieć, ze od pisklęcia. Choć było jej zimno, a ogólne zmęczenie zdecydowanie doskwierało, to smoczyca brnęła przez śnieg wśród bezlistnych drzew Dzikiej Puszczy.
Nie była pewna, czy próba zahartowania jej organizmu cokolwiek da, ale skoro miała okazję trochę poeksperymentować, to czemu nie? Najwyżej jak dorobi się jakiegoś przeziębienia, nie wychyli nosa z jaskini.
Przeszła pod zwalonym pniem, przeskoczyła niższy i dotarła w końcu do miejsca, które sprawiło, ze po grzbiecie przeszły jej ciarki. Ogrom drzewa zrobił na niej wrażenie, ale nic dziwnego. Gdy zadarła do góry głowę, gałęzie wydawały jej sie tak odległe jak chmury... Wiedziona ciekawością, poczęła okrążać Pradawnego giganta.

: 14 sty 2014, 19:30
autor: Zachodząca Łuska.
Zima nie doskwierała Porannej, tak jak innym smokom. Można nawet powiedzieć, że znosiła ją bardzo dobrze. Lubiła śnieg, dźwięk, który wydawał, gdy łapy się w nim zagłębiały i chłód, który wszędzie panował o tej porze roku. Możliwe, że właśnie te dwa czynniki wypchnęły ją z ciepłej jaskini w Obozie Ziemi.
Białofutra maszerowała niestrudzenie przez Dziką Puszczę, która teraz wcale nie sprawiała wrażenia dzikiej. Kierowała się ku wznoszącemu się nad innymi drzewu. Nigdy nie widziała żadnego podobnego oprócz Drzewa Pamięci gdzieś w Obozie jej stada. I wielkiego Enta.
Kiedy dotarła do pnia Prastarego drzewa, zatrzymała się z wrażenia. Dopiero po chwili otrząsnęła się z pierwszego szoku i zaczęła spacerować powoli wokół Pradawnego. Ciągle przy tym gapiła się w górę, co sprawiło, że w pewnym momencie wpadła... Na coś, na kogoś? Z początku nie była pewna, więc zdezorientowana klapnęła zadem na śnieg.
Kim...? – Zaczęła podejrzliwie, przypatrując się smoczycy stojącej tuż przed nią spod zmrużonych powiek.

//Wygląda na to, że ja ociągam się jeszcze bardziej. Wybacz!

: 14 sty 2014, 19:48
autor: Lśnienie Świtu
Lśnienie nie usłyszała, ani nie zauważyła północnej, która również z zafascynowaniem przyglądała się wielkiemu cudowi natury. A przynajmniej nie zauważyła jej w pierwszym momencie, bowiem kiedy samiczka wyszła z za pnia z zadartą do góry głową i wyraźnie nieobecnym wyrazem pyszczka, uzdrowicielka w końcu ją dostrzegła. Zatrzymała się więc, ale tamta była tak zaaprobowana, że brnęła na przód zdając się nie dostrzegać pustynnej smczycy. Lśnienie uśmiechając się pod nosem, specjalnie nie zeszła jej z drogi, a kiedy tamta po prostu na nią wpadła, zaśmiała się cicho.
A mówią, że smoki są urodzonymi drapieżnikami z wielka czujnością. – skomentowała może trochę uszczypliwie, ale pysk zdobił jej uśmiech. W nozdrza zaś uderzył ją zapach Ziemi. Kojarzyła go już, choć jedynym ziemnym, którego poznała osobiście, był Pustynny.
Jestem Lśnienie, uzdrowiciel. – przedstawiła się podając smoczycy łapę, tym samym pomagając wstać. Co prawda nie musiała tego robić, bowiem upadek wcale nie był poważny, ale uznała to za gest pojednania.

: 14 sty 2014, 20:26
autor: Zachodząca Łuska.
Cóż, każdy miał prawo do zagapienia się, zwłaszcza na tak ogromne drzewo, jak to. Inne drapieżniki pewnie boją się nawet podejść do tego drzewa, pomyślała i już otwierała pysk, żeby wymówić te słowa w odpowiedzi na śmiech i komentarz Lśnienia, gdy poczuła woń siarki. Ognista. Odruchowo zacisnęła szczęki, jakimś cudem powstrzymując się od warknięcia. Wiedziała, że po terenach wspólnych włóczą się smoki z każdego stada, ale miała nadzieję, że nie spotka nikogo z Ognia... A jednak właśnie tak się stało.
Poranna Łuska – Przedstawiła się również starając się nie mówić tonem opryskliwym, ale wciąż był on chłodny. Nie zareagowała na wyciągniętą łapę Uzdrowicielki i wstała bez jej pomocy.
Ognista? – Niemalże wypluła to jedno słowo, jakby chciała się tylko upewnić. Gardziła Ognistymi, co Lśnienie mogła wyczytać bez trudu z jej zachowania.

: 14 sty 2014, 20:54
autor: Lśnienie Świtu
Opuściła łapę, skoro smoczyca nie skorzystała z pomocy i pierwsze co zauważyła, gdy tamta wstała, była... niechęć. No proszę, a sądziła, że z takim uprzedzeniem do innych podchodzą tylko ogniści. Smoczyca przechyliła pysk spoglądając na Poranną z mieszanką rozbawienia i uprzejmego niedowierzania.
Z krwi i kości – odparła pogodnie ledwo opanowawszy ironiczne parsknięcie. W złotych oczach wyraźnie odbijało się rozbawienie. Kiedyś, może byłoby jej przykro, ale teraz... Teraz po prostu bawiła ją nieuzasadniona niechęć. Cóż, będąc ognistą zdawała sobie sprawę, że inne smoki wszystkich z tego stada postrzegają tak samo, ale było to nad wyraz głupie i bardzo krzywdzące. Niestety jej pogląd, ze świat jest sprawiedliwy został dawno stłamszony, a serducho przepełniło się goryczą.
A ty jesteś Ziemną. Sadząc po wyrazie Twojego pyska, strasznie ubolewasz, że spotkałaś akurat Ognistego. To takie przykre, że mimo wszystko ciągle żyjemy... – W złotych oczach zamigotały iskry, kiedy samica je zmrużyła, a na pysk wypłynął jej jadowity, słodki uśmiech – ...prawda?
Przez chwilę spoglądała wprost w oczy północnej, ale w końcu parsknęła i odwróciła wzrok. Jaki był sens w czymś takim? W wyrazie swojej dezaprobaty dla otaczającego świata? Niestety dawno minęły czasy, kiedy sama chciała naprawiać świat. Westchnęła kręcąc głową.
Uprzedzenia, jakie to piękne, mieć możliwość oceny każdego, bez względu na to czy się go zna, czy nie...
W ostatnim zdaniu nie było już drwiny, a coś na kształt smutnego godzenia się z losem.

: 15 sty 2014, 0:04
autor: Zachodząca Łuska.
Nieuzasadnione? Skądże znowu. Ów nieche można było nazwać nieuzasadnioną, gdyby: a) Ogień nie połączył się z Wiatrem, b) Ogniści nie zamordowali jej siostry, c) przez Ogień nie umarłaby jej matka, d) Wojowniczka Ognia nie zabiłaby Splamionej Ziemi. Tak więc była ona całkowicie uzasadniona.
Poranna trochę za późno powściągnęła swój gniew wywołany wyżej wymienionymi powodami. Podczas, gdy Lśnienie mówiła, ona zdołała już ochłonąć i przyglądała się tylko uzdrowicielce z obojętnym wyrazem pyska. Kiedy skończyła, białofutre uśmiechnęła się kpiąco, a w jej oczach widać było wyraźne rozbawienie. Wystarczy tylko wyrazić na chwilę swoją niechęć, żeby podburzyć Ognistego. Zabawne.
Oto jak łatwo sprowokować Ognistego. – Oznajmiła po długiej chwili ciszy, wciąż uśmiechając się ironicznie. – Zamiast zwyczajnej wymiany zdań takiej jak "czy coś się stało?" "wybacz, po prostu nie mam zbyt miłych przejść z Ogniem", od razu rzucają ci się do gardła. – Przy ostatnich słowach nieco spoważniała, a przez cały czas lustrowała spojrzeniem Lśnienie. Nieważne, czy Wojownik, czy Uzdrowiciel. Każdy smok Ognia był taki sam w oczach Porannej.

: 15 sty 2014, 18:17
autor: Lśnienie Świtu
Rzucają do gardła? – Lśnienie była szczerze zdziwiona. Widać żal i gniew tak przesłonił smoczycy sposób pojmowania świata, że nie wiedziała co plecie.
Myślałam, ze rzucanie się do gardła wygląda inaczej niż podawanie łapy, ale widać Ziemni tak właśnie to odbierają. Jakie smutne...
Wzruszyła barkami lekceważąco, by zaraz po tym przycisnąć skrzydła bardziej do ciała. Chłód wystarczająco już jej doskwierał, a spotkanie Ziemnej tylko ochłodziło atmosferę.
I nawet nie wiesz jak się mylisz, myśląc, ze twoja niechęć zrobiła na mnie jakiekolwiek wrażenie. Potrzeba więcej niż pieklącego sie adepta, by mnie zainteresować, a co dopiero sprowokować.
Znów uśmiechnęła się do smoczycy słodko, a potem jak gdyby nigdy nic po prostu odwróciła się na pięcie i ruszyła w drogę powrotną. Po cóż bowiem miała sobie strzępić jęzor w obliczu nieuzasadnionej wobec siebie niechęci? To nie ona przyczyniła się do śmierci bliskich Porannej smoków. Sama nie zrobiła nic, by ją skrzywdzić, a otrzymała to co zwykle otrzymują ogniści – głupie uprzedzenie.
Bywaj, mam nadzieję, że więcej na siebie przypadkiem nie wpadniemy.

: 16 sty 2014, 21:22
autor: Zaklinacz Cieni
Wybrał się do Wielkiej Puszczy z wyjątkowym towarzyszem, który siedział mu na grzbiecie i mocno trzymał się jego futra. Dorosły smok szedł spokojnie i po równym terenie, by nie zrzucić z siebie młodego. Zawsze był ostrożny.
– Chwyć się mocniej – powiedział, spoglądając za siebie kątem oka.
Wtedy rozwinął skrzydła i wzniósł się w powietrze, by zaraz wylądować na szczycie Prastarego Drzewa. Uczepił się szponami jednej z grubszych gałęzi. Z tego miejsca rozpościerał się najlepszy widok na krainę Wolnych Stad.
– Widzisz te górskie szczyty na południu? – Wskazał kierunek przednią łapą, by przy okazji młody nauczył się czegoś nowego. – To tam znajduje się nasz nowy dom. Ukryty za górami przed wzrokiem innych stad. Już niedługo cię tam zabiorę – mówił do pisklęcia łagodnym głosem. Rzadko używał tego tonu.

: 16 sty 2014, 22:21
autor: Spojrzenie Mroku
Ciemno granatowe pisklę trzymało się mocno grzbietu ojca gdy ten leciał. Był to pierwszy lot Anta, więc było to dla niego wyjątkowe przeżycie. Jednak ów doniosły moment zakończył się tak szybko jak się zaczął, co było małym rozczarowaniem dla małego. Niezniechęcony jednak rozejrzał się z zainteresowaniem, jednocześnie przysłuchując się słowom ojca
Tato, lubię góry ale powiedz mi: czemu akurat tam? -zagadnął malec patrząc się we wskazany punkt- I czemu nasze stado musi znajdować sobie tereny skoro wszyscy już je mają?

: 17 sty 2014, 20:09
autor: Zaklinacz Cieni
Odwrócił łeb i delikatnie złapał Antrasmera za kark. Ściągnął go ze swojego grzbietu i posadził na gałęzi obok siebie. Objął go skrzydłem, chroniąc młodego przed upadkiem na ziemię.
– Ja też lubię góry – odparł, odsłaniając kły w uśmiechu. – Wychowałem się w dolinie otoczonej rozległym łańcuchem górskim. To mi przypomina o dawnych czasach. – Zamilkł na chwilę, zaciskając zęby. Zaraz po tym znowu się rozluźnił.
– Nasze stado wcale nie pochodzi z krainy Wolnych Stad, dlatego nie posiadaliśmy tu własnych terenów. Musieliśmy je najpierw zdobyć.
Kalhair pochylił łeb nad Antrasmerem, spoglądając to na niego, to górzysty krajobraz na horyzoncie.
– Kiedy na ziemiach naszych przodków przyszły czasy nędzy, Stado Cienia wyruszyło na wędrówkę, która zaprowadziła je właśnie tutaj, do urodzajnej krainy zajętej przez smoki upadłe duchem. Naszym przeznaczeniem jest zaprowadzić porządek w tym siedlisku anarchii, mój drogi.

: 17 sty 2014, 20:31
autor: Spojrzenie Mroku
Ant przysłuchiwał się z uwagą i nadal rozglądał się wokół podziwiając świat z nowej perspektywy. Bardzo mu się spodobał ten widok. Jednak nie to zajmowało w większości jego umysł
Nie pochodzimy stąd i obce stada oddały nam tereny? -zapytał lekko zdziwiony- Czyli... stada były pogrążone w... tej anarchii, więc im je po prostu odebraliśmy? To znaczy że jesteśmy silni albo oni słabi.
Skoro są na tyle silni by dostać tereny to czemu nie zabrać reszty? Pewnie wtedy ci którzy tu mieszkają nie pozwolili by im istnieć. Potem przyszło mu coś jeszcze do głowy:
– Jak zaprowadzić ten porządek, tato? I po co dawać go innym? Po co ich wzmacniać? To jakaś misja?

: 17 sty 2014, 21:53
autor: Zaklinacz Cieni
– Nie musieliśmy wywalczyć terenów. Oddano nam je po dobroci w zamian za pokój między Cieniem a Ziemią. To dopiero zalążek naszego terytorium, które postaramy się powiększyć.
Kalhair trącił młodego czubkiem pyska.
– Gwarantuję, że będzie ci tam dobrze. W obozie już na ciebie czeka przestronna grota usłana miękkim mchem. Nie będziesz musiał sypiać w tamtej ciasnej jamie. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, mój drogi.
Chciał, by jego dziedzic dorastał w godnych warunkach zamiast tułać się po jałowych równinach w obawie o swoje życie. Nie mógł podzielić losu Kalhaira.
– Jeszcze nie uchodzimy za potężnych. Tułaczka odebrała nam siły i zdrowie. Potrzebujemy czasu na wzmocnienie naszych wycieńczonych ciał, bo umysły mamy w doskonałej formie. Cień to wspólnota. Członkowie innych stad wolą myśleć tylko o sobie zamiast trzymać się razem. To ich niszczy.
Zmrużył ślepia, przyglądając się badawczo swojemu synowi.
– Kiedyś może, nie, kiedyś nadciągnie zagrożenie, z którym będziemy musieli się zmierzyć. Poza granicami tej krainy żyją Smoki Równin, najbardziej okrutne i niszczycielskie istoty, jakie stąpają po ziemi. Myślą, że nie mają sobie równych – i taka jest prawda. Smoki Wolnych Stad nie są w stanie się im przeciwstawić, dlatego chowają się pod magiczną barierą, która ochrania ich ziemie przed agresorami. Jeśli staniemy na czele i przywrócimy ich dawną potęgę, gdy nadejdzie pora, odniesiemy zwycięstwo.
„I dokonamy krwawej zemsty” – dopowiedział w myślach. Chociaż pysk Zaklinacza Cieni nie wyrażał żadnych emocji, jego oczy zdawały się płonąć.

: 17 sty 2014, 22:17
autor: Spojrzenie Mroku
Pisklę spojrzało na horyzont gdzie słońce kładło się już spać.
Lubię tę porę dnia, bo zaraz zapadnie noc. Będzie ciemno, słońce nie będzie razić... no i wyjdą gwiazdy -rzekł rozmarzony malec. Jednak już po chwili się ogarnął i skupił się z powrotem na rozmowie.
Tamto legowisko nie było takie złe. I tak wolę spać w ciągu dnia, a w nocy wychodzić na zewnątrz, więc nie mam kiedy oglądać groty. Ale wygodne miejsce do spania, to coś co się przydaje. Poza tym: są smoki które więcej pracują ode mnie. One chyba bardziej potrzebują lepszego odpoczynku -wypowiedział się Antrasmer
Słuchał dalej słów ojca, po czym je skomentował:
– W takim razie chyba musimy się starać żeby być silni... Wydaje mi się że nic nie trwa wiecznie, a więc i kiedyś ta tarcza zniknie. A skoro ci... równinni są tacy silni to trzeba pomóc sojusznikom... Przynajmniej tak mi się wydaje... Tak jest logicznie
Ant przez chwilę patrzył się zamyślony na oddalone góry, po czym rzekł:
– Jak wzmocnisz stado, tato? Gdy mama rozmawiała z wujkiem, mówiła że to ty zdobyłeś te tereny. Ale chyba jest ich mało. Co dalej zrobimy? To znaczy: co ty zrobisz?
Po pisklęcym umyśle tłoczyła się jeszcze masa pytań. Tyle chciał się dowiedzieć! W końcu nie wytrzymał i zapytał jeszcze:
-Tato, czemu wszyscy są albo pokryci łuską albo futrem, a ja mam łuski i tylko pierzaste skrzydła? I czemu jestem tak podobny do wujka? I czemu wujek jest taki... inny?


// 6 razy poprawiałem ten post, bo cały czas znajdowałem jakiś błąd >.<

: 24 sty 2014, 19:10
autor: Zaklinacz Cieni
Kalhair również spojrzał w górę. Jego matka powiedziała mu, że gdy smok odejdzie do zaświatów, jego dusza zalśni jako gwiazda na nocnym niebie. Odtąd nie potrafił się zachwycać tym widokiem. Wydawał się mu on przygnębiający.
– Cieszę się, że ci się podoba. Rozejrzyj się uważniej. Na wschodzie znajduje się stado Ziemi, na północnym-zachodzie stado Ognia, a trochę dalej stado Wody. – Wskazał mu kierunki łapami. – Zauważysz od razu, że najwięcej lasów jest po stronie Ziemi, pustyń w Ogniu, a rzek w Wodzie. Stąd wzięły się ich nazwy.
Uśmiechnął się lekko do syna, widząc, że ten bardziej troszczy się o członków stada niż o siebie.
– Bez obaw, młody, dla nich też znajdzie się miejsce. Każdy wybierze taką grotę, jaka będzie mu pasować.
Dolina Smoków Cienia obfitowała w rozmaite jaskinie i jamy. Kalhair nie wątpił, że każdy z nich znajdzie dla siebie idealne schronienie.
– Masz rację, nic nie trwa wiecznie – powtórzył, mrużąc bladoczerwone ślepia. – Dlatego musimy być gotowi. Co do naszych terenów, tak, nie mamy ich wiele. Poszerzenie granic nie tylko ułatwi nam polowania, ale też polepszy pozycję Cienia wśród innych stad.
Niech Ant poczeka, a sam sobaczy, co szykuje Kalhair. Wolne Stada czekają naprawdę... ciekawe czasy.
– Smoki z naszego rodu są krzyżówką północnego z pustynnym. Dlatego możemy mieć zarówno łuski, jak i futro. Twój dziadek dokładnie jak ty. – Dobrze, że Antrasmer był za młody, żeby podejrzewać swojego wuja o swoje ojcostwo. Tylko tego by brakowało... Nie, Kalhair za bardzo ufał Talaith i nie dopuszczał do siebie tej myśli, nawet jeśli w rzeczywistości Antasmer przypominał bardziej Mawgana niż swojego dziadka.

: 24 sty 2014, 20:08
autor: Spojrzenie Mroku
Pisklak słuchał słów ojca. Po chwili jednak powiedział:
-Mama mi o tym mówiła.
Zachował się trochę niegrzecznie tak krótko podsumowując temat, informując przy okazji że był on niepotrzebny. Po chwili przyszedł mu do łba pewien pomysł.
– Tato? Dziadek był przywódcą, ty jesteś przywódcą, a wujek zastępcą... Czy to oznacza... że ja zostanę przywódcą albo zastępcą?!? -zapytał się nagle.
W sumie było to logiczne. A może to tylko zbieg okoliczności?

: 01 lut 2014, 18:16
autor: Zaklinacz Cieni
Kalhair sapnął cicho, powstrzymując się jednak od wywrócenia oczami. Nie zdziwi się, jeśli jego roztargnione młode zapyta o to jeszcze jednego członka rodziny, a potem oświadczy, że to było niepotrzebne, bo od dawna wszystko wie.
Zaklinacz nie przypuszczał, że Antrasmer zacznie się tak szybko interesować przywództwem w stadzie. Płowy przechylił łeb na bok, zastanawiając się nad odpowiedzią. W Stadzie Cienia władza od zawsze należała do jednej rodziny, ale nie musiała przechodzić z ojca na syna.
– Niekoniecznie – powiedział wprost. Kalhairowi zdecydowanie brakowało delikatności. – Równie dobrze władzę może objąć twoje młodsze rodzeństwo albo dzieci Kheldera.
Uśmiechnął się chytrze.
– Rangi przywódcy nie dostaje się za nic, trzeba sobie na nią zasłużyć. I nie jest to coś, co można określić w paru zadaniach do wykonania. Po prostu żyj tak, żeby stado mogło być z ciebie dumne.

: 01 lut 2014, 20:51
autor: Spojrzenie Mroku
Ant przysłuchiwał się słowom ojca głęboko się nad nimi zastanawiając. Nie pomyślał że może w przyszłości mieć rodzeństwo. Tak samo nie myślał że Uśmiech też może mieć potomstwo. Nie było to jednak coś, czym pisklak by się przejął. Ojciec bywał często bardzo zajęty, a przecież był magiem, a nie łowcą, którym chciał zostać Ant. Mag ma ciężkie życie, pełne walk, lecz obowiązki nie pochłaniały tyle czasu co obowiązki łowcy, który potrafił spędzić kilka dni na polowaniu bez przerwy. To sprawia że obowiązki łowcy i przywódcy są trudne do pogodzenia
-Rozumiem -rzekł krótko, po czym, wciąż patrząc się na góry, dodał:
-Dam z siebie wszystko tato. Obiecuję że będziesz ze mnie dumny
Antrasmer miał mało czasu by porozmawiać z często zajętym obowiązkami ojcem i powiedzieć mu coś ważnego, od serca. Kochał swojego tatę i lubił z nim spędzać czas.
-Tato? -zagadnął po chwili malec- Ponoć każdym stadem opiekuje się jakiś bóg. A kto opiekuje się nami?
Pytanie nie brało się znikąd. Słyszał dużo ciekawych rzeczy o bogach od Uśmiechu i miał nadzieję że opiekunką ich stada jest Lehea i Nenya. Bardzo spodobały mu się te dwie boginie

: 05 lut 2014, 12:20
autor: Widząca Łuska

Czyż to nie jest okrutne?
Zostawić swoje pisklę w środku puszczy, z góry stwierdzając, że nie będzie z niego pożytku. Z góry uważając, że to co znajduje się w małym jaju, pokrytym niezdrowo białą skorupką, nie wyrośnie na silnego smoka.
Niektórzy postępowali w ten sposób z wieloma potomkami. I prawdopodobnie mieli rację. Smoki nie były istotami zbyt sentymentalnymi, nawet swoich partnerów wybierały bardziej w celach poszukiwania okazji do wzmocnienia stada silnymi genami.
Małe jajo leżało skryte pomiędzy korzeniami wysokiego drzewa od dwóch dni. I nie wyglądało na to, że ktoś się nim zainteresuje.

: 05 lut 2014, 18:47
autor: Uśmiech Szydercy.
Jak dobrze, że to jego rodziciele nie pozostawili samego sobie, gdy jeszcze siedział w jaju, co jednak z pewnością by zrobili, gdyby wiedzieli, jaka bestia się z niego wykluje. I nie byłoby to niczym dziwnym, smoki rządziły się swoimi prawami, lecz stado Cienia miało własne, jeszcze bardziej barbarzyńskie i okrutne. Nie próbowali zwalczyć w sobie zwierzęcych instynktów.
Białe jajo przykuło uwagę Kheldara. Smolisty samiec zbliżył się doń i przyjrzał uważnie. Zbliżył doń łeb i obwąchał, a potem przystawił doń ucho. Ze środka nie dochodziły żadne odgłosy, a zapachu nie znał. Jednak nie sądził, by było smocze – takie są zawsze kolorowe, nieprawdaż? W sumie nie był pewien, znał się na rodzicielstwie jak Instynkt na polowaniu – czyli w ogóle. Jajo było małe, białe... zapewne gryfie. Może miało już jakiegoś rozwiniętego zarodka w środku? Tak czy siak, będzie z niego dobra przekąska. Mały kawałek mięska tudzież jajecznica. Nie pogardzi niczym.
Chwycił jajo w łapę i podrzucił nim kilka razy, zaciskając nań czarne szpony, po czym wzbił się w powietrze, lecąc do swej groty.

zt