Porywisty Kolec
: 05 kwie 2023, 0:05
Khamsin po całym rozpoczęciu się akcji z najeźdźcami dość długo jak na siebie nie wiedział, jak zareagować. Próbował zająć swój łeb czymś przyziemnym, i to dosłownie, spędzając większość czasu na wykopywaniu groty w piaskowcu na jednej z pustyń Słońca. Nie potrafił się jednak do końca wyciszyć, więc w pewnym momencie w jego łbie zaczął kiełkować pewien pomysł. Nie wiedział, czy to, na co wpadł miało w ogóle łapy i skrzydła, ale z drugiej strony... co mu szkodzi spróbować?
Pewnego dnia ponownie wkroczył do Świątyni dość wolnym krokiem, lecz z nieco spiętym ciałem. Rozejrzał się ponownie po ogromnej przestrzeni, układając sobie to, o co chciał się zapytać tutejszego boga wojny już od paru dni. Czuł się gotowy, ciągle sobie powtarzając, że przecież nic się nie stanie, jak się nie uda. Najwyżej ktoś inny ze stada Słońca wymyśli lepszy sposób na spowolnienie nadmorskich najeźdźców.
Minął przejście do Ciasnej Groty, by skierować się finalnie w stronę Niszy Zadumy, a tam... zatrzymać się przed pomnikiem Viliara.
Łowcy nadciągali z morza. Viliar jest jednym z dwóch bogów, objawiającym się, według dostępnej aktualnie Khamsinowi wiedzy, w postaci smoka morskiego. Łowcy przynosili ze sobą wojnę. Viliar jest bogiem wojny. To on był najodpowiedniejszym bogiem, do zadania pytania na temat, który nurcił półpustynnego od niedawna.
Tylko... w jaki sposób zacząć swoją modlitwę? W swoim życiu do tej pory najczęściej zwracał się do boga mającego pod opieką wielką pustynię wschodnią i był on dość... miły i "łatwy" w rozmowie. Z tego, co dowiedział się do tej pory o Viliarze, ta "rozmowa" zapewne, jeśli w ogóle do niej dojdzie, będzie drastycznie inna...
– Dzień dobry. – Pięknie, wspaniałe, oryginalne powitanie na zaczęcie modlitwy do boga, który zapewne do nadmiernie uprzejmych nie należał. Ale słowa już padły, więc aby nie robić dalszej siary Khamsin po prostu kontynuował swój monolog, składając głęboki pokłon w stronę kamiennej podobizny boga wojennej morskości przed kontynuacją zanudzania swoim ciągłym, tym samym tonem głosu, którego nie potrafił zmieniać.
Jego pysk zastygnięty w pasywno-agresywnym wyrazie pyska nie wyrażał żadnych emocji (co akurat ciężko było u niego zmienić), ale resztę ciała miał trochę zesztywniałą, lecz nie telepiącą się na wszystkie strony ze strachu. Koniec końców na razie się nie bał. Ciągle miał podejście typu: "jak się uda to fajnie, jak nie, to trudno. Przynajmniej próbowałem".
– Przybyłem tu, aby zadać jedno pytanie związane z najeżdżającymi nasze ziemie łowcami smoków. – Uniósł w końcu łeb z pokłonu i podniósł swoje czarne ze srebrnymi źrenicami ślepia na posąg Viliara – Skoro twa wyrzeźbiona w skale sylwetka sugeruje, iż jeśli chodzi o formy terenu, najbliżej twego serca znajdują się morza i oceany, być może znasz bardzo dobrze tutejsze szerokie wody na zachód od Wolnych Stad. Jeśli tak, to chciałbym cię prosić, o potężny bogu wojny – rozłożył lekko na moment skrzydła, by dodać swoim słowom jeszcze trochę wielkości – choć o skrawek twej boskiej wiedzy na ich temat. A konkretniej o to, czy znasz może jakieś gigantyczne i niebezpieczne stworzenia z pobliskich wód, które po obudzeniu bądź przyprowadzeniu mogłyby pomóc nam choć trochę naruszyć linię frontu nadpływających łowców smoków od zachodu. Tylko wyobraź sobie. – Nie mógł się powstrzymać i podskoczył przednimi łapami o szpon w górę w tym momencie – Olbrzymi stwór z morskich głębin – znów rozłożył swe skrzydła, powadził wzrokiem po suficie komnaty i przeciągnął prawą, przednią ze szczątkowymi błonami łapę po łuku przed sobą – łamiący całą hordę drewnianych konstrukcji dwunogów na szerokim morzu jak burza piaskowa – kontynuował ciągle swym monotonnym głosem, ale dodając do tego więcej swoich ruchów. Teraz klepną w posadzkę wcześniej uniesioną łapę wraz z pacnięciem latawcem z błon na końcówce jego ogona w ziemię – niszczącą wszystkie, nawet najstarsze kaktusy z całej pustyni. – przytaknął. – To musiałby być wspaniały widok pełen przemocy, której, według mojej skromnej wiedzy lubisz. – poklepał się skrzydłami po grzbiecie parę razy. Zrobił parę uderzeń serca ciszy na to, by przełknąć ślinę i dołożyć sobie w głowie jeszcze parę zdań, którymi pewnie musiał już kończyć swoje wywody.
– Jeśli dysponujesz tą wiedzą i możesz się nią podzielić, z wielką chęcią ją przygarnę i przekażę innym smokom, które mogłyby podjąć się zadania przyprowadzenia takiego stwora i nastawienia go przeciwko najeźdźcom. Ja sam z wielką chęcią również chciałbym w takiej ewentualnej ekspedycji pomóc, jednak niestety nie dysponuję zdolnościami smoków morskich i nie potrafię przetrwać zbyt długo głęboko pod wodą. – dodał potem z lekko zwieszonym w dół łbem.
W zasadzie to... na razie tyle mówił. W ciszy czekał na to, czy bóg wojny jakkolwiek zareaguje na zapewne dość losowy z jego perspektywy występek do niego jakiegoś zagranicznego morsko-pustynnego smoka. Miejmy jednak nadzieję, że patron wojny nie dysponuje wiedzą na temat poprzednich smoczych wcieleń. Chyba dusza Błyska miała dość... złe stosunki z czerwonołuskim zwłaszcza po tym, jak zaczęła zadawać się z Mrokiem.
Pewnego dnia ponownie wkroczył do Świątyni dość wolnym krokiem, lecz z nieco spiętym ciałem. Rozejrzał się ponownie po ogromnej przestrzeni, układając sobie to, o co chciał się zapytać tutejszego boga wojny już od paru dni. Czuł się gotowy, ciągle sobie powtarzając, że przecież nic się nie stanie, jak się nie uda. Najwyżej ktoś inny ze stada Słońca wymyśli lepszy sposób na spowolnienie nadmorskich najeźdźców.
Minął przejście do Ciasnej Groty, by skierować się finalnie w stronę Niszy Zadumy, a tam... zatrzymać się przed pomnikiem Viliara.
Łowcy nadciągali z morza. Viliar jest jednym z dwóch bogów, objawiającym się, według dostępnej aktualnie Khamsinowi wiedzy, w postaci smoka morskiego. Łowcy przynosili ze sobą wojnę. Viliar jest bogiem wojny. To on był najodpowiedniejszym bogiem, do zadania pytania na temat, który nurcił półpustynnego od niedawna.
Tylko... w jaki sposób zacząć swoją modlitwę? W swoim życiu do tej pory najczęściej zwracał się do boga mającego pod opieką wielką pustynię wschodnią i był on dość... miły i "łatwy" w rozmowie. Z tego, co dowiedział się do tej pory o Viliarze, ta "rozmowa" zapewne, jeśli w ogóle do niej dojdzie, będzie drastycznie inna...
– Dzień dobry. – Pięknie, wspaniałe, oryginalne powitanie na zaczęcie modlitwy do boga, który zapewne do nadmiernie uprzejmych nie należał. Ale słowa już padły, więc aby nie robić dalszej siary Khamsin po prostu kontynuował swój monolog, składając głęboki pokłon w stronę kamiennej podobizny boga wojennej morskości przed kontynuacją zanudzania swoim ciągłym, tym samym tonem głosu, którego nie potrafił zmieniać.
Jego pysk zastygnięty w pasywno-agresywnym wyrazie pyska nie wyrażał żadnych emocji (co akurat ciężko było u niego zmienić), ale resztę ciała miał trochę zesztywniałą, lecz nie telepiącą się na wszystkie strony ze strachu. Koniec końców na razie się nie bał. Ciągle miał podejście typu: "jak się uda to fajnie, jak nie, to trudno. Przynajmniej próbowałem".
– Przybyłem tu, aby zadać jedno pytanie związane z najeżdżającymi nasze ziemie łowcami smoków. – Uniósł w końcu łeb z pokłonu i podniósł swoje czarne ze srebrnymi źrenicami ślepia na posąg Viliara – Skoro twa wyrzeźbiona w skale sylwetka sugeruje, iż jeśli chodzi o formy terenu, najbliżej twego serca znajdują się morza i oceany, być może znasz bardzo dobrze tutejsze szerokie wody na zachód od Wolnych Stad. Jeśli tak, to chciałbym cię prosić, o potężny bogu wojny – rozłożył lekko na moment skrzydła, by dodać swoim słowom jeszcze trochę wielkości – choć o skrawek twej boskiej wiedzy na ich temat. A konkretniej o to, czy znasz może jakieś gigantyczne i niebezpieczne stworzenia z pobliskich wód, które po obudzeniu bądź przyprowadzeniu mogłyby pomóc nam choć trochę naruszyć linię frontu nadpływających łowców smoków od zachodu. Tylko wyobraź sobie. – Nie mógł się powstrzymać i podskoczył przednimi łapami o szpon w górę w tym momencie – Olbrzymi stwór z morskich głębin – znów rozłożył swe skrzydła, powadził wzrokiem po suficie komnaty i przeciągnął prawą, przednią ze szczątkowymi błonami łapę po łuku przed sobą – łamiący całą hordę drewnianych konstrukcji dwunogów na szerokim morzu jak burza piaskowa – kontynuował ciągle swym monotonnym głosem, ale dodając do tego więcej swoich ruchów. Teraz klepną w posadzkę wcześniej uniesioną łapę wraz z pacnięciem latawcem z błon na końcówce jego ogona w ziemię – niszczącą wszystkie, nawet najstarsze kaktusy z całej pustyni. – przytaknął. – To musiałby być wspaniały widok pełen przemocy, której, według mojej skromnej wiedzy lubisz. – poklepał się skrzydłami po grzbiecie parę razy. Zrobił parę uderzeń serca ciszy na to, by przełknąć ślinę i dołożyć sobie w głowie jeszcze parę zdań, którymi pewnie musiał już kończyć swoje wywody.
– Jeśli dysponujesz tą wiedzą i możesz się nią podzielić, z wielką chęcią ją przygarnę i przekażę innym smokom, które mogłyby podjąć się zadania przyprowadzenia takiego stwora i nastawienia go przeciwko najeźdźcom. Ja sam z wielką chęcią również chciałbym w takiej ewentualnej ekspedycji pomóc, jednak niestety nie dysponuję zdolnościami smoków morskich i nie potrafię przetrwać zbyt długo głęboko pod wodą. – dodał potem z lekko zwieszonym w dół łbem.
W zasadzie to... na razie tyle mówił. W ciszy czekał na to, czy bóg wojny jakkolwiek zareaguje na zapewne dość losowy z jego perspektywy występek do niego jakiegoś zagranicznego morsko-pustynnego smoka. Miejmy jednak nadzieję, że patron wojny nie dysponuje wiedzą na temat poprzednich smoczych wcieleń. Chyba dusza Błyska miała dość... złe stosunki z czerwonołuskim zwłaszcza po tym, jak zaczęła zadawać się z Mrokiem.