OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
- Jawor nie pamiętał tego miejsca za czasów, gdy było pustkowiem – był zbyt młody. Mimo wszystko, interesowało go czasem, ilekroć wybrał się w nowe miejsce, jak wyglądało ono zanim postawił łapę na jego ziemi. Albo zanim zrobił to ktokolwiek ze smoków jego stada, albo smoków Wolnych Stad w ogóle. Ile zdążyło się zmienić, a co pozostało takie samo? Niestety, nie było mu dane się o tym przekonać, czy chociażby wysłuchać czyjejś historii. Nie był pewien, czy zna kogoś, kto żył dostatecznie długo. Może jedynie kojarzył słonecznego staruszka, ale jedynie z widzenia. Swoje dni, poza doskonaleniem posługiwania się własną maddarą, jak na adepta przystało, spędzał na zwiedzaniu. Był już dostatecznie wyrośnięty, no i potrafił już walczyć, by matki nie obawiały się, że na terenach poza obozem spotka go coś złego. Zazwyczaj czuł jednak obecność któregoś z kompanów, ale prędko się dostosował i jakoś... przestało mu to przeszkadzać.
Postawił więc na tereny wspólne, na których jeszcze nigdy nie był. Polana była o tej porze dość urokliwa, bo niskie trawy, mchy i sporadycznie pojawiające się, niewymagające kwiaty kładły się jak dywany po okolicy. Aby się tu dostać, samczyk wpierw przekroczył umowną granicę stad, która teraz już nie obowiązywała, a kolejno przepłynął Tdarę. Z racji budowy ciała i ogólnie bycia wężowym, pływanie nie sprawiało mu kłopotu – wręcz przeciwnie! Przepadał za wodą, tym bardziej, gdy pogoda była odpowiednia. Ciągnął za sobą ciemny ogon, w którego łuski słońce prażyło najmocniej. Czuł jednak przyjemne ciepło pomiędzy swoimi łopatkami i na całym grzbiecie. Robił przystanki przez całą trasę, ale odpoczął dopiero na polanie, gdy nastało już popołudnie.
Othela