OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nagle ni z tego ni z owego adept usłyszał stuknięcie za sobą. Odwrócił się momentalnie, ale tam znów nikogo nie było. No ale wiadomo, że coś było. Nie było co prawda śladów, ale warstwa śniegu nie była w takim samym stanie jak naturalnie. To zaczynało Różanego nieco irytować, co dało się poznać po niezadowolonym grymasie na jego pysku. Ponownie wyszedł na polanę by bliżej zbadać miejsce skąd dobiegł dźwięk, a wtedy z boku w śnieg wpadła szyszka. Musiała spaść z jednej z okolicznych sosen, albo, co młody podejrzewał, zostać ciśnięta. Jego podejrzenia potwierdziły się gdy wkoło niego w śnieg wpadły dwie inne, a na koniec czwarta szyszka uderzyła jego samego w bark prawej łapy. Zielonołuski natychmiast zadarł wzrok w górę, szukając żartownisia który ciskał w niego szyszkami. Zwężył ślepia, przeczesując wzrokiem korony sosen. W końcu dostrzegł coś, co przy pobieżnych oględzinach uszłoby za zgrubienie na pniu, jednak Tehenbi miał powody, aby podejrzewać że to po prostu jakiś zaznajomiony ze sztuką kamuflażu smok.–Barrrrrdzo zabawne! – Adept warknął głośno przez zaciśnięte kły, z odpowiednią dozą sarkazmu w głosie, rozmiatając śnieg ogonem gwałtownie wymachując nim w lewo i w prawo, licząc że ten dziwny smok bawiący się we wredną wiewiórkę go usłyszy.