Strona 1 z 31

: 10 sty 2014, 19:28
autor: Moderator
Ogromna skała wznosi się nad okolicą i widoczna jest od zachodnich wód po wschodnie góry Wolnych Stad. Ze wzajemnością ze szczytu widać okoliczne tereny, a nawet cienką linię morza za jednym ze stad. Skała jest naga, stalowo-błękitna w słońcu, matowa, ale gładka i mieszcząca na swym szczycie kilkoro smoków. Blisko podstawy Skały widnieje spora Polana. Widać zeń też przerwę między drzewami, gdzie płynie Błękitna Rzeczka i skraj jeziora.

: 10 sty 2014, 23:15
autor: Okopcona Łuska.
Okopcona Łuska

Wysłany: 2014-01-05, 11:07
A: S: 1| W: 2| Z: 4| I: 1| P: 2| A: 2
U: S,L,MP,A,O,MA,MO: 1| P,B,Śl: 2| Kż,Skr: 3
Atuty: Ostry Wzrok
Mruknęła cicho obserwując go. Kolejny głodny hmm? No nic, to nawet fajnie.
Przywołała z swojej kryjówki spory kawał mięcha , po czym położyła go przed Słodkim, odsuwając się nieco w tył jednocześnie.
– Smacznego. W ramach przeprosin za wpadnięcie, mogła go nakarmić, zwłaszcza że i tak szkoliła się na łowcę więc karmienie to był jej obowiązek.
– Ziemia nie ma żadnego łowcy? – Zapytała po jakiejś chwili. W sumie nigdy nie słyszała, by ziemia na chwile obecną takowego posiadała, ale z drugiej strony, to wydawało się z lekka niemożliwe

Słodki Kolec

Wysłany: 2014-01-06, 11:31
A: S: 1| W: 2| Z: 1| I: 2| P: 1| A: 2
U: B,S,Pł: 1
Atuty: Szczęściarz
Samiec od razu pochwycił mięso i połykał je tak szybko jak tylko mógł pilnując by się przypadkiem nie udławić tym. To by dopiero było! Jednak na szczęście nic się takiego nie stało a całe mięso co do najmniejszego kawałka szybko znalazło się w brzuchu adepta. Uśmiechnął się delikatnie w podziękowaniu i wylizał pazury. Gdyby nie ona zdechł by z głodu! Na pewno nie jest taka jaka była w umyśle Muffina. Przestał się trząść i "ogarnął się".
– A-aktualnie nie mamy chyba żadnego ł-łowcy ale kilka smoków z Ziemi s-się już na nich szkoli. – Zatrzymał się na chwilę i wziął wdech – J-ja też bym chciał b-być łowcą ale nie wiem do k-kogo udać się po nauki. A skoro w sta-stadzie nie ma łowcy to i n-nie mam mistrza, który mógłby m-mnie czegoś nauczyć. – Dodał po chwili i zasmucił się nieco. On zna bardzo mało smoków i tylko dwa czy trzy z ziemi... Ale cóż ma poradzić skoro nie potrafi zawiązywać znajomości? Najchętniej to by siedział lub się uczył i nic innego nie robił jednak tak się niestety nie da.

: 12 sty 2014, 18:24
autor: Mrucząca Łuska
No, pora na kolejny trening! Lotos przybył dziarskim, raźnym krokiem pod Błękitną Skałę, by potrenować swoje umiejętności biegu. To prawda, że ćwiczył to już kiedyś, całkiem niedawno, ale uznał, że to jeszcze za mało. Teraz doszlifuje swoje umiejętności. Nie to, żeby bardzo lubił biegać... zdecydowanie bardziej preferował lot, kochał go wręcz. Uwielbiał tę wolność, szum wiatru i uczucie, jak gdyby było się panem całego świata...
...ale teraz musiał zająć się bardziej przyziemnym zajęciem, jakim jest trening swoich łap. Pocieszał się myślą, że po ukończonych ćwiczeniach zafunduje sobie przelot nad całymi terenami Ziemi. Już się cieszył na tą myśl, tym żwawiej zabrał się do roboty. Najpierw pozycja gotowości... zabawne, że niemal do każdej czynności należy przybierać określoną pozycję, najczęściej bardzo podobną. Tak jak i w tym przypadku. Ugiął dosyć mocno łapy, ale nie przesadnie, długi, giętki ogon uniósł i usztywnił – nie będzie plątał się mu między nogami, nie potknie się o niego, ale też będzie pomagał w balansowaniu i zachowaniu równowagi. Błoniaste, granatowe skrzydła przycisnął do boków, by jak najbardziej zmniejszyć opór powietrza, a łeb i długą szyję opuścił w dół, by tworzyła z kręgosłupem i ogonem jedną, prostą linię. Teraz zaczął biec, miarowo odpychając się łapami od ziemi; ustalił sobie jedno tempo, by nieco ułatwić sobie trening. Łapy przy kontakcie z ziemią od razu uginały się, by po chwili znowu odbić się i zrobić miejsce dla kolejnych. Ogon kołysał się delikatnie na boki, balansując i kontrolując równowagę pisklęcia.
Dobra, koniec tego dobrego! Teraz pora na nieco szybszy bieg, a konkretniej – szaleńczy galop!
Lotos zarył pazurami tylnych łap w zmarzniętej ziemi, wybijając się mocno do przodu i wyciągając przed siebie przednie kończyny; skrzydła cały czas trzymał mocno przyciśnięte do boków, a ogon uniesiony. Wiatr huczał mu w uszach, szarpał na grzywę granatowych piór i fioletowe futro. Gdy lądował na ziemi, błyskawicznie dostawiał do przednich łap tylne i wybijał się ponownie, sadząc długie kroki. Uśmiechnął się wesoło do siebie, przygotowując się do skrętu. W pewnej chwili, gdy lądował na ziemi po kolejnym 'skoku', zmienił nagle kierunek i przekręcił swoje ciało w prawo, ryjąc mocno w śniegu. Wychylił swoje ciało niebezpiecznie pod kątem i wygiął ciało w delikatny łuk, ogon kierując w przeciwną stronę dla zachowania równowagi, po czym znowu wyskoczył do przodu w szaleńczym biegu. Mroźny wiatr bił go po pysku, sypiąc płatkami śniegu do oczu, spod łap uderzających o ziemię wzbijały się tumany białego puchu, migoczącego w świetle Złotej Twarzy. Lotos zaczął coraz wolniej przebierać kończynami, jednocześnie rozłożył skrzydła, bo zwiększyć opór powietrza. W pewnej chwili ponownie wygiął swój tułów na kształt łuku, jednocześnie przechylając się lekko w bok; w ten sposób przebiegł pełne kółko, ugniatając je w śniegu. W końcu zatrzymał się już całkowicie, by usiąść na śniegu; oddychał ciężko, pochylił łeb. Zaraz wróci do obozu, tylko chwilę odpocznie...

: 26 sty 2014, 14:50
autor: Gra
Wyblakłego czekała kolejna nauka, a tym razem nauczycielem miał być jego ojciec, z czego adept bardzo się cieszył. Szybko znalazł odpowiednie miejsce, po czym usiadł na śniegu, owijając przednie łapy ogonem. Mediacja wprawdzie nie była mu potrzebna do tego, żeby zostać łowcą, ale może się w przyszłości przydać, więc skoro ma okazje to czemu miałby jej nie wykorzystać? Rozglądnął się, czekając aż przybędzie tu Wody.

: 26 sty 2014, 14:54
autor: Znamię Chaosu
Tak, mediacja jest czyms, co przydaje sie tylko i wylacznie w momentach, gdy faktycznie nie ma innego wyjscia. Wyblakly proszac go o nauke tejze umiejetnosci nieco zdziwil Nieposkromionego, bowiem malo kto juz go prosil o nauki, ale coz sie dziwic, skoro ostatnimi czasy byl...jaki byl. Bagienny smok szedl powoli, w kierunku Blekitnej Skaly, rozgladajac sie za synem, a gdy go dostrzegl, nieco przyspieszyl, by znalezc sie w odpowiedniej juz odleglosci, czyli mniej wiecej, pol ogona. Wtedy usiadl i lekko skinal lbem Wybklaklemu.
-Jak tam nauki?
Zagadnal wpierw, bowiem w sumie malo rozmawial z synem, a takze z innymi smokami. Potrzebowal takiej krotkiej wymiany zdan.

: 26 sty 2014, 15:16
autor: Gra
Adept widząc, że Wody już przybył skinął do niego łbem na przywitanie.
Cześć tato – przywitał się, jednocześnie delikatnie przechylając łeb na bok – Dobrze, już niewiele mi zostało. Musze tylko nauczyć się kamuflażu i lotu lub pływania.
Całą resztę już potrafił, łącznie z umiejętnościami potrzebnymi do osiągnięcia rangi łowcy. Pozostał już tylko kamuflaż, który ćwiczył razem ze swoim mistrzem, tak samo znalazł już sobie nauczycieli od lotu i pływania. Potem jeszcze tylko test i będzie mógł zostać łowcą! A teraz czas na mediacje. Wyblakły wpatrywał się swoimi czarno-białymi ślepiami w ojca, czekając aż zaczną, a może Wody będzie chciał jeszcze z nim porozmawiać? Nie przeszkadzałoby mu to, nie rozmawiał z nim zbyt wiele, więc chętnie by to zrobił, teraz lub gdy już skończą naukę.

: 26 sty 2014, 15:34
autor: Znamię Chaosu
Pokiwal z wolna lbem, w odpowiedzi na "raport" syna. Coz, dobrze wiedziec, ze stado sie rozwija i brnie do przodu, mimo ciezkich czasow. On jednak sie cofal, cofal sie ciagle i mial ochote juz po prostu zniknac. Wiedzial jednak, ze jeszcze go potrzebuja, a poki go potrzebuja, musi trwac. Gdy juz nadejdzie dzien, ze przestana go potrzebowac, bedzie mogl zginac, jak zamierzal juz od dawna. Nieposkromiony znow sie zamyslil i zamilkl na dlugi czas. Po tej ciszy potrzasnal lbem, besztajac sie w myslach, za roztargniecie. Teraz skupil sie tylko i wylacznie na Wyblaklym. Mediacja. No dobrze...Pomyslmy, jaki problem moglby zadac swojemu synowi. Chcial byc Lowca, tak? No dobrze, a wiec wymysli cos, co bedzie odpowiednie dla tej rangi. Przedtem jednak zamierzal zapoznac Wyblaklego z ogolnym pojeciem Mediacji.
-A wiec wpierw musisz wiedziec, ze mediacja, jest to umiejetnosc rozwiazywania konfliktow, badz przekonywania kogos do swojej racji. Podaj mi przyklad, przy jakich rangach i okolicznoscach, jest ona uzyteczna?
To byla pierwsza czesc zadania, zaraz jednak potem bagienny zadal kolejny problem Wyblaklemu.
-W stadzie sa dwa glodujace smoki, Uzdrowiciel i Kleryk. Ty jednak nie masz odpowiedniej ilosci pozywienia, by wykarmic ta dwojke, a sam rowniez odczuwasz juz glod. Poza Toba, w stadzie nie ma juz zadnego Lowcy, ktory moglby zaopatrzec ich w jedzenie, co zrobisz? Dodam, ze reszta stad jest w konflikcie z Twoim stadem i nie kwapia sie Ci pomoc.
To jak na poczatek mediacji bylo bardzo trudne pytanie, sam Nieposkromiony chwile sie zastanawial nad odpowiedzia, nim zadal synowi to pytanie.

: 30 sty 2014, 11:13
autor: Gra
Wyblakły zastanowił się przez chwilę. Musiał odpowiedzieć na dwa pytania z czego drugie było dosyć trudne... Ale jakoś musi sobie poradzić, prawda? Pomyślał, a gdy już znał odpowiedź zaczął mówić.
Mediacja najbardziej może się przydać przywódcy i zastępcy. W końcu oni odpowiadają za stado i starają się rozwiązać wszystkie konflikty z innymi. A co do okoliczności... Przed wojną, gdy jedno stado nie chce do niej dopuścić, lub gdy jakiś smok złamie zasady, na przykład przekroczy granicę, co mogłoby narobić problemów pomiędzy jednym stadem a drugim.
Pierwsze miał już za sobą, miał nadzieje, że wszystko było dobrze. Zastanowił się nad kolejnym, której jednak trochę czasu mu zajęło, ale w końcu domyślił się jaka może być odpowiedź.
Skoro nie mam mięsa dla siebie i innych głodujących smoków, a w stadzie nie ma łowców, to mógłbym spytać inne smoki czy czasem nie mają przy sobie mięsa. W końcu też polują, a czasem zdarza im się okazja kiedy zdobędą więcej pożywienia niż jest im potrzebne. Jeśli nie byłoby nikogo takiego to jedyną opcją byłby chyba powrót do polowania, żeby jak najszybciej coś upolować – odpowiedział spokojnym głosem.
Na inny pomysł nie wpadł, więc powiedział tylko to co udało mu się wymyślić. Cierpliwie czekał aż jego ojciec zacznie mówić, cały czas wpatrując się w niego swoimi dwukolorowymi ślepiami.

: 30 sty 2014, 23:55
autor: Znamię Chaosu
Pokiwal lbem na pierwsza odpowiedz Wyblaklego, po czym ze skupieniem wysluchal kolejnych slow syna. Coz, moze i jego rozumowanie nie bylo idealne, jednak nie bylo tez zupelnie zle. W koncu w pewnym sensie rozwiazal problem.
-Zapomniales tylko o jednym. Pozostale smoki, z innych stad maja mieso, jednak sa z Twoim stademw konflikcie, nie chca Ci pomoc. Najlepszym sposobem, byloby wpierw danie miesa Uzdorwicielowi. Jest on piorytetem stada. Kleryk to dopiero uczen, niestety czasem brutalna prawda moze uratowac wiele istnien pozniej. Jednak by nie doprowadzic do smierci zadnego z tych smokow, wlacznie z Toba, jakich argumentow uzylbyc, przykladowo, by przekonac smoki, aby daly Ci pozywienie?
Zapytal, w koncu ten problem mial wiecje, niz tylko jeden problem do rozwiazania, prawda?

: 01 lut 2014, 17:45
autor: Gra
Zamyślił się. Faktycznie, pominął to, że inne stada też mają mięso. Odrzucił jakąkolwiek opcje z nimi ze względu na stosunki, a gdy bardziej się zastanowił – można by było coś z tym wykombinować.
Mógłbym poprosić smoki z innych stad o mięso, a w zamian obiecać im, że pomożemy im gdy będą w potrzebie. Nasz uzdrowiciel będzie leczył ich smoki, a gdy oni nie będą mieli pożywienia to my się z nimi podzielimy – odpowiedział.
Uznał, że tak by było w porządku i inne stado podzieliłoby się z nimi mięsem, więc miał nadzieje, że taki przykład będzie dobry. Cały czas wpatrywał się w ojca, czekając aż ten odpowie. Mediacja wcale taka łatwa nie była, ale adept chciał się jej nauczyć, kto wie, może przyda mu się w przyszłości?

: 03 lut 2014, 17:24
autor: Znamię Chaosu
Pokrecil przeczaco lbem.
-Masz w pewnym sensie racje. Jednak oferujesz duzo wiecej, niz otrzymujesz wzamian. Dobrym argumentem moglaby byc wymiana pozywienia za kamienie szlachetne. Albo zaciagniecie dlugu, ze splata, z malym dodatkiem. Jako gest twojej dobrej woli. Jesli smoki nadal bylyby niechetne, moglbys zaproponowac cos w zastaw, na przyklad kamienie szlachetne. Wtedy i jedna i druga strone otrzyma to, czego chce. A przy okazji ci, ktorzy pozyczyli ci pozywienie beda mieli zabezpieczenie na wypadek, gdybys nie chcial splacic dlugu.
Oznajmil spokojnym glosem, po czym zamilkl, zastanawiajac sie nad kolejnym problemem i jego rozwiazaniem, gdy juz taki mial zadal kolejne pytanie synowi.
-Jestes Wojownikiem, a smok z innego stada poprosil Cie o pomoc w walce z drapieznikami na polowaniu. Musiales przekroczyc granice cudzego stada. Jednak smok, ktory poprosil Cie o pomoc, wezwal tez Przywodce swojego stada. To byl podstep, by wywolac konflikt. Jestes oskarzony o nieprawne przekroczenie granicy, a ten, ktoremu pomogles wyrzeka sie, ze przybyles tu mu pomoc. Co powinienes zrobic, jakie argumenty przytoczyc, by oczyscic sie z tych zarzutow?

: 07 lut 2014, 14:32
autor: Gra
Powoli pokiwał łbem słuchając słów ojca. No faktycznie, oferował trochę za dużo, więc nie byłoby to zbyt dobre... Przy następnym pytaniu będzie musiał się trochę bardziej zastanowić. Zamyślił się, gdy Wody już je zadał. Też za łatwe nie było, więc musiał trochę się nad nim potrudzić. Gdy już to zrobił, zaczął mówić:
Powiedziałbym, że nie miałem żadnego powodu, żeby przekraczać ich granicę. Nie chciałem zabijać zwierząt będących na ich terenach ani kraść niczego innego... – przerwał na chwilę. A co, jeśli i tak by nie uwierzyli? – Jeśli to nie wystarczy, to przy pomocy magii mógłbym pokazać im swoje wspomnienia i udowodnić to co się stało... Z tego co wiem to takie coś jest możliwe, a nawet jeśli bym był wojownikiem to i tak muszę potrafić posługiwać się maddarą, więc nie byłoby z tym zbyt dużych problemów.
W końcu co innego mógłby zrobić? Żadnych innych argumentów nie mógł wymyślić, a taki sposób byłby najlepszym dowodem.

: 07 lut 2014, 15:37
autor: Znamię Chaosu
Pokiwal z wolna lbem.
-Tak, masz racje, rozwiazanie ze wspomnieniami byloby najrozsadniejsze, a jak zauwazyles, nawet wojownik zna podstawy magii, a takie sa potrzebne tylko do polaczenia umyslow i przekazania wspomnien. To w koncu nic trudnego, prawda?
Usmiechnal sie blado do syna, po czym zastanowil sie nad kolejnym problemem. Nie mial nic do dodania, jesli chodzi o ten incydent ze stadem.
-Mamy sytuacje taka, ze jeden smok zabil drugiego na arenie, nie bylo to umyslne dzialanie, jednak Przywodca smoka, ktory zginal chce, by winowajca poniosl kare, co jako Prorok badz Przywodca stada, do ktorego nalezy morderca moglbys zrobic, by kara nie byla krzywdzaca, a satysfakcjonujaca drugiego Przywodce?

: 10 lut 2014, 15:15
autor: Gra
I kolejne pytanie nad którym musiał chwilę pomyśleć. Oj, nie chciałby, żeby taka sytuacja wydarzyła się naprawdę. Był łagodnym smokiem, nie chciał nikogo karać, ale wtedy byłoby to konieczne.
Zamordowanie innego smoka to raczej poważna sprawa, lecz on zrobił to przypadkowo, więc kara powinna być lżejsza. Dlatego na pewno nie zdecydowałbym się na karę śmierci dla tego smoka, w końcu obydwoje wiedzieli jak może się to wszystko skończyć i wyrazili zgodę na pojedynek, więc nie byłoby to zbyt dobre. Jednak jakaś kara musi być i zdecydowałbym się na... Może zdegradować tego smoka z rangi czarodzieja lub wojownika do adepta? Lub jeśli nim jest, wstrzymać się z ceremonią, a dorosłą rangę mógłby uzyskać dopiero wtedy gdy przywódcy obydwu stad uznali, że znów na nią zasługuje – powiedział, po czym przerwał na chwilkę – Ewentualnie można byłoby się spytać przywódcy zamordowanego smoka jaką karę proponuje i wtedy to z nim uzgodnić, jeśli proponował by coś nieodpowiedniego.
W taki sposób nie ucierpiałby, a kara i tak byłaby wciąż dość duża i raczej wystarczająco za to co zrobił. Nauczy się też, żeby następnym razem bardziej uważać podczas zwykłego pojedynku na arenie.

: 12 lut 2014, 18:42
autor: Znamię Chaosu
Pokrecil przeczaco lbem.
-Taka kara nie odniesie oczekiwanego skutku. Zdegradowany smok bedzie czul sie pokrzywdzony, a platanie w sprawy Twojego stada innego Przywodcy, nie jest rozsadnym wyjsciem.
Zaraz potem zamilkl, wazac slowa. Skinal lbem, uznajac, ze to jest sedno sprawy i to wlasnie tu trzeba ukarac smoka.
-Ja bym z delikwentem postapil inaczej. A mianowicie na czas, ustalony, powiedzmy od dwoch do czterech ksiezycy, zakazalbym temu smokowi walczyc na arenie, dodatkowo, poza wyzwaniami ze stada zamordowanego, zakazalbym mu walczyc ze smokami z tego stada. Jest to rozsadna kara, a Przywodca zabitego smoka bedzie mial pewnosc, ze zaden smok nie zginie juz przez tego smoka, chyba, ze ktorys z nich bedzie chcial tak ryzykowac i wyzwac do walki delikwenta.
Pokiwal lbem.
-To tyle z podstaw.

//raport

: 12 lut 2014, 19:42
autor: Gra
Pokiwał głową. Niezbyt dobrze mu poszła ta nauka, ale też strasznie źle nie było. Kiedy naprawdę będzie w takiej sytuacji, będzie musiał bardziej się nad tym wszystkim zastanowić.
Dziękuje, tato – powiedział, po tym, gdy Wody oznajmił, że to już koniec nauki.
Wprawdzie było już po wszystkim, jednak adept nie ruszał się z miejsca. Powoli poruszał końcówką ogona, który był owinięty na jego łapach i wpatrywał się w ojca, co jakiś czas zerkając gdzieś na bok, ale nie odzywał się ani słowem. Już iść, czy może jednak zostać i jeszcze chwilę z nim porozmawiać? Chciałby spędzić z nim trochę czasu, jednak nie wiedział co mógłby powiedzieć. Dlatego jedynie siedział i patrzył się na Przywódcę, czekając aż ten coś zrobi.

: 20 lut 2014, 12:38
autor: Ciernisty Kwiat
Różany przybył tu powolnym truchtem, rozglądając się dookoła. To dosyć obszerne miejsce wyglądało na puste. Idealnie. Mógł teraz potrenować swoje umiejętności w dziedzinie obrony. Zdecydowanie przyda mu się to, jako że szkolił się na wojownika. No ale przed czym miał się bronić? Musiał sobie wyobrazić jakiegoś przeciwnika. Chociaż na razie potrenuje sobie po prostu ruchy obronne. Najpierw przeturlanie się. Przyjął pozycję gotowości, uginając lekko łapy i mocno dociskając skrzydła do swych boków, po czym ugiął mocniej lewe łapy, zaś prawymi się odepchnął, tym sposobem turlając się na lewo. Wstał najszybciej jak mógł, w końcu w prawdziwej walce nie mógł sobie pozwolić na zwłokę. Następny cios mógł nadejść bardzo szybko po poprzednim. Od razu powrócił do pozycji gotowości. Gdyby na przykład ktoś próbował zaatakować jego łapy, lub też zaatakować go po prostu od dołu, młody smok uznał że najbezpieczniej byłoby odskoczyć. Czas spróbować wykonać taki skok w praktyce. Odskok w bok wymagał mocniejszego ugięcia łap, po czym adept wybił się gwałtownie je prostując, trochę pod kątem, by uskoczyć w prawo. Wylądował na ugiętych łapach, otwierając lekko pysk by złapać głęboki oddech. A gdyby atak nadchodził centralnie od góry, poza odturlaniem się mógł jeszcze wykonać ślizg do przodu. Ponownie przybierając pozycję gotowości, młody samiec wypiął się lekko w tył a następnie odepchnął się tylnymi łapami z dużą siłą, przednie zaś zginając i układając wzdłuż ciała. Prześliznął się po śniegu na brzuchu, dość gładko, dzięki miękkiemu wilgotnemu puchowi. Nie byłby to zbyt dobry pomysł na unik gdybym walczył na szorstkiej kamienistej glebie – pomyślał adept. Mógłby się w ten sposób sam pocharatać. No ale na śniegu czy na lodzie taki unik był genialny, bo wykorzystywał śliskie podłoże na swoją korzyść. Jakie jeszcze mogły być uniki? Na mniej skomplikowane ataki mogłyby wystarczyć szybkie proste uniki pojedynczymi kończynami czy częściami ciała. Popróbował szybko przestępować z łapy na łapę, czy też błyskawicznie przemieszczać ogon to na jedną, to na drugą stronę – gdyby na przykład ktoś chciał chwycić go zębami. Poćwiczył takie same szybkie, aczkolwiek płynne ruchy szyją, ona też mogła być celem ataków. Mimo to szyja nie była ogonem, nie mógł zbyt gwałtownie nią machać, bo mógłby sam siebie uszkodzić, toteż dobranie właściwego rytmu takich ruchów zabrało mu trochę czasu. W końcu musiał także poćwiczyć jeszcze jedną pozycję. Gdyby ktoś zaatakował na przykład jego przednie łapy, samo wstanie na tylne łapy mogło być skuteczną obroną. Spróbował odbić się z przednich łap i stanąć tylko na tylnych. Musiał przyznać że ciężko było w takiej pozycji zachować równowagę, toteż ćwiczył nim udało mu się opanować w miarę stabilne stanie w tej pozycji. I pomyśleć że niektóre istoty muszą się tak przemieszczać cały czas. Biedne stworzenia.

W końcu poza samymi ruchami postanowił przećwiczyć obronę w reakcji na jakiś atak. Wyobraził sobie innego smoka o łuskach pozbawionych koloru, szarych, który zamachnął się uzbrojoną w szpony łapą na jego pysk. By się przed tym obronić błyskawicznym i płynnym ruchem młody smok obniżył szyję razem z łbem, by smocza łapa przeleciała ponad nim. Zaraz potem wyimaginowany przeciwnik przeprowadził kolejny atak. Próbował go podciąć ogonem. W reakcji Róża wybił się błyskawicznie z ugiętych łap, gwałtownie je prostując, by skoczyć wysoko i wylądować dopiero gdy ogon przeciwnika przeleci pod jego łapami. Lądowanie adepta było głośne, bowiem sam sporo ważył, było to cechą jego rasy. Właśnie dlatego lubił mieć ziemię cały czas pod łapami. No ale pomijając ten fakt, twór jego wyobraźni już chciał mu przyłożyć z pięści prosto w pierś. By uniknąć potencjalnie bolesnych obrażeń młody adept ugiął przednie łapy i wybił się, stając na tylnych łapach i mimowolnie cofając się kilka kroków by umknąć z zasięgu pięści swego przeciwnika. Wyimaginowany smok doskoczył jednak do niego i chciał wykonać od góry cięcie pazurami, by wydrapać różanemu ślepia. Na to samiec natychmiast przechylił się w przód i po opadnięciu na cztery łapy płynnie przeszedł do przeturlania się w bok, pozwalając pazurom przeciwnika z jego wyobraźni wbić się w ziemię tam gdzie niedawno stał. Róża natychmiastowo podniósł się gdy szarołuski zaczął dosłownie na niego szarżować. To był prosty atak, a na proste ataki były proste uniki. Adept wykonał lekki, niski odskok w bok gdy przeciwnik był już całkiem blisko, sprawiając że ten mało że go nie trafił, to potrzebował przebiec jeszcze pewien dystans by wyhamować i zawrócić. Teraz wyimaginowany smok otworzył pysk i zionął szerokim strumieniem ognia pod łapy adepta. Pamiętając trening podstaw z Marzeniem młody smok wyskoczył w powietrze i zaczął machać skrzydłami, unosząc się wyżej, nie lądował jednak po tym jak przeciwnik skończył ziać. Tamten wzniósł się także w powietrze, ścigając adepta. Wzleciał jeszcze wyżej i chciał uderzyć ogonem w skrzydło Różanego, a sam adept, by tego uniknąć złożył skrzydła i przechylił się do przodu, rozpoczynając pikowanie w kierunku ziemi. W końcu z głośnym hukiem wylądował na mocno ugiętych łapach, przeciwnik z jego imaginacji zniknął. Róża przysiadł przygarbiony i zaczął lekko sapać, a gdy już odpoczął, wstał i oddalił się z tego miejsca. Nie szukał tu niczego więcej poza miejscem na trening.

: 13 kwie 2014, 17:51
autor: Złota Łuska
Moje nie do końca wykształcone jeszcze łapki przyprowadziły mnie, gdzieś. Miałam dosyć tych wszystkich leniwych gadzin, więc postanowiłam się wyrwać z obozu. Skoro lada moment przejdę ceremonię, to nikt nie powinien mieć z tym problemu. Z resztą, ten niezrównoważony i leniwy gad i tak by się tym nie przejął. Przeciągnęłam się więc i usiadłam, pozwalając odpocząć moim zmęczonym łapom. Co prawda mogłabym tu przylecieć, ale lepiej pozwiedzać. Dostrzega się więcej rzeczy. Owinęłam łapy moim długaśnym, żółtym ogonem i tak sobie siedziałam, wpatrując się w chmury.

: 13 kwie 2014, 18:14
autor: Bławatek
Los już tak sprawił że Eliksir Euforii także się tu znalazła. Czy to dobrze, czy to zle? To się zarutko zobaczy. Uzdrowicielka przyszła tutaj...na spacer? Tak, na kolejny spacer. Nie lubiła siedzieć długo w swojej grocie. Wolała poznawać nowe okolice i nowe smoki. Na ogół kogoś udawało jej się napotkać na swojej drodze. Tak zdarzyło się i tym razem. Ujrzała jakieś złotołuskie pisklę. Nieznane jej. Podeszła bliżej. Sądząc po zapachu pochodziło ze stada Cienia. Ciekawe czy ich młodzież jest taka sama jak i dorośli? Oby nie. Uświadomiła sobie w pewnym momencie iż najmniej poznanych przez nią smoków pochodzi właśnie z tamtąd. – Cześć. Mogę się dosiąść? – Zapytała. Ale usiadła nie czekając na odpowiedz.

: 13 kwie 2014, 18:22
autor: Złota Łuska
Uniosłam lekko łeb, gdy usłyszałam kroki jakiegoś smoka. Po dokładniejszych oględzinach doszłam do wniosku, że to samica. Już miałam jej odpowiedzieć, gdy ta po prostu usadowiła swój zad na ziemi nieopodal mnie. Wówczas moje ciało zareagowało samo. Na moim pyszczku pojawił się uśmieszek, który miał w sobie mnóstwo jadu i kpiny. Także moje ogromne, błękitne ślepka kpiły z tej samicy. – Skoro pytasz o pozwolenie, powinnaś poczekać aż odpowiem. Skoro udajesz, że mnie szanujesz, to rób to do końca. – mój głos słodziutki, aż przesłodzony, szczerze mówiąc. No bo naprawdę, czy oni wszyscy myślą, że mogą mnie tak traktować?