Strona 1 z 41

: 10 sty 2014, 19:27
autor: Moderator
U podnóża skał znajduje się mała, zaciszna polanka. Otoczona z trzech stron lasem, z jednej przylegająca do skał. Miejsce to ewidentnie nie nadaje się do treningów, a jedynie rozmów czy spotkań. Mogą odbywać się tu zarówno poufne spotkania, jak i luźne pogawędki, mieszczą tu się jednak tylko trzy postawne smoki, nie jest to miejsce do trenowania.

: 12 sty 2014, 13:06
autor: Bławatek
Wysłany: 2014-01-06, 12:22
A: S: 2| W: 2| Z: 2| I: 2| P: 1| A: 3
U: W,B,M,P,A,O: 1
Atuty: Silny
Na małej polance nagle pojawiła się szara postać. To Wodna adeptka. Zapomniana Łuska. Dziś znów nauka. I to rzeczy którą powinna już dawno umieć. Skakanie. Wszyscy z jej młodszego i rówieśniczego rodzeństwa już to umieli. Ona o dziwo nie. Trochę jej było wstyd. Toż to podstawa. Niezbędna. I (co dla niej najważniejsze) przydaje się w walce. Musi to umieć. Wzięła się za siebie i umówiła z Ognistą smoczycą. Właśnie na nią czekała.


Wysłany: 2014-01-06, 21:47
A: S: 2| W: 1| Z: 1| I: 2| P: 1| A: 3
U: W: 1| Skr,Śl,Kż: 2| S,B,L,MP,MA,MO,A,O: 3
Atuty: Szczęściarz; Chytry Przeciwnik
Umówiła, jak umówiła. Znaczy wyszła z prośbą o smoczycę, a ta jakoś tak nie mając zbytnio nic do roboty postanowiła się pojawić na jej prośbę i przyleciała centralnie w miejsce, o którym była mowa. Niebieska nie była jakaś ogromna, ale zdecydowanie była większa od młodszej adeptki.. Gdy bezpiecznie opadła na ziemie i złożyła już skrzydła siadając, przypatrzyła się łusce, ale nic nie powiedziała. Czekała, jak tamta zacznie rozmowę.


Wysłany: 2014-01-07, 15:57
A: S: 2| W: 2| Z: 2| I: 2| P: 1| A: 3
U: W,B,M,P,A,O: 1
Atuty: Silny
I faktycznie niebawem na polanę przybyła, a raczej przyleciała drogą powietrzną Ognista. Zapomniana Łuska z zazdrością patrzyła jak tamta zgrabnie ląduje. Sama Irv nie umiała latać. Nie z lenistwa. Musi się z kimś w najbliższym czasie umówić. Ale na razie nie będzie tym zawracać łba Rozmarzonej. Zacznie od skakania. – Witaj. To zaczynamy? Chciałabym się dziś jeszcze z kimś spotkać. Nie to że mi się śpieszy, ale nie lubię się spuzniać. – Powiedziała spokojnie. Chciała w ten sposób zasugerować rozmówczyni by nie przeciągały. Nie lubiła tego.


Wysłany: 2014-01-08, 18:54
A: S: 2| W: 1| Z: 1| I: 2| P: 1| A: 3
U: W: 1| Skr,Śl,Kż: 2| S,B,L,MP,MA,MO,A,O: 3
Atuty: Szczęściarz; Chytry Przeciwnik
Ona chciała coś sugerować i tak dziwnie się do niej zwracała? Starsza smoczyca poczuła się lekko zdegustowana, ale tego nie okazała. Tylko zmrużyła bardziej oczy niekoniecznie zadowolona rozpoczęciem tamtej i przypatrywała się teraz z delikatnym chłodem – wiesz przeciąganie przeciąganiem.. na nie zwracać mi nie musisz uwagi.. Mogłabyś się chociaż przedstawić, bo z tego tylko co od Ciebie otrzymałam wynikała chęć uzyskania pomocy w nauce skoku... a czy do tego należy dobre wychowanie, by imię zostawiać dla siebie? – dała w bardzo spokojny sposób reprymendę tamtej... i zerknęła zaraz w las, jakby była lekko znudzona, a tak naprawdę na razie tamta zarobiła u niej minusa – ja mam na imię Rozmarzona, chociaż to niedługo ulegnie zmianie. – westchnęła delikatnie – jak już się przedstawisz.. to powiedz mi.. czym jest skakanie


Wysłany: 2014-01-08, 19:10
A: S: 2| W: 2| Z: 2| I: 2| P: 1| A: 3
U: W,B,M,P,A,O: 1
Atuty: Silny
Ups! Rzeczywiście zapomniała się przedstawić. Na ogół nigdy jej się to nie zdarzało. Choć nie uważała tego za jakiś straszny przejaw złego zachowania niektórzy przywiązywali do takich kulturalnych spraw wielką wagę. Postanowiła okazać skruchę. – Bardzo cię przepraszam za ten przejaw braku dobrego wychowania. Nie zrobiłam tego specjalnie. Słowo. Nazywam się Zapomniana Łuska. – Westchnęła. – Skakanie to czynność fizyczna. Przeskakując możemy ominąć jakąś przeszkodę na naszej drodze. Skacząc możemy zrobić unik w walce albo zaatakować. Pozwala nam na przebycie jakiejś szczeliny w ziemi do której moglibyśmy wpaść, albo wąskiego strumyka tak że nie musimy płynąć bądz brodzić w wodzie. Dzięki skakaniu łatwiej nam jest uciekać na przykład przed drapieżnikiem bo nie musimy omijać przeszkód dookoła tylko je przeskakiwać.Skakanie to po prostu wybijanie się na zadnich łapach i omijanie górą przeszkód.


Wysłany: 2014-01-09, 22:49
A: S: 2| W: 1| Z: 1| I: 2| P: 1| A: 3
U: W: 1| Skr,Śl,Kż: 2| S,B,L,MP,MA,MO,A,O: 3
Atuty: Szczęściarz; Chytry Przeciwnik
Westchnęła cicho, słysząc słowa wyjaśnień. Ich w żaden sposób nie oczekiwała, jednakże postanowiła na razie puścić w niepamięć początek słuchając odpowiedzi młodszej smoczycy. Gdy ta zaś wypowiedziała, co miala do powiedzenia kącik pyszczka Rozmarzonej delikatnie się wygiął w uśmiechu. Zwłaszcza, gdy szło o ostatnie zdanie. Jej zdaniem nie do końca miało się do skakania, ale po co prostować adeptkę... zaraz sama się przekona jak wygląda pozycja do skakania – no więc dobrze.. teorie jakąś znasz.. tak więc pora pokazać Ci jak wygląda to w praktyce, chociaż za trudne to nie jest – mruknęła krótko i nie przedłużając wstała, lekko ugięła łapy, w tym tylne bardziej, uniosła ogon, a skrzydła przycisnęła do boków. Tutaj dała jej nieco się temu przypatrzeć, a następnie wyskoczyła w górę raz, pokazując skok, który polegał na jednoczesnym wyprostowaniu wszystkich kończyn i odbiciu się od ziemi. Przez jakiś czas trwała w powietrzu pomagając sobie ogonem, a gdy dochodziła do ziemi przechyliła się tak by to przednie łapy miały pierwsze styczność z ziemią, a tylne do nich dołączyły potem. No i dodatkowo obie pary były ugięte dla złagodzenia wszystkiego – spróbuj sama – zerknęła na młodszą.


Wysłany: Wczoraj 16:37
A: S: 2| W: 2| Z: 2| I: 2| P: 1| A: 3
U: W,B,M,P,A,O: 1
Atuty: Silny
Pilnie przypatrywała się temu co robi Rozmarzona. No dobra, teraz kolej na Zapomnianą. Obawiała się że nie da rady skoczyć tak z miejsca. Z rozpędu na pewno pójdzie jej lepiej. Cofnęła się nieduży kawałek i ustawiła w pozycji do biegu. Wzięła rozpęd i w odpowiednim momencie spróbowała skoczyć. Tak ja wcześniej Ognista ugięła wszystkie cztery kończyny w tym tylne bardziej. Skrzydła przyciśnięte. Ogon w górze. Następnie gwałtownie wyprostowała wszystkie cztery nogi. Nagle znalazła się w górze. Ledwo zdążyła się z tego ucieszyć a już pędziła ku ziemi. By nie połamać sobie przy tym nóg wyciągnęła bardziej przednie łapy by one pierwsze przyjęły impet uderzenia. Gdy tamte dotknęły podłoża szybko dołączyły do nich tylne. Od razu dalej biegła. Potem znów skoczyła powtarzając te same czynności co wcześniej. Uginanie łapy i rozprostowywanie ich. Krótkie unoszenie się w powietrzu i opadanie na przednie łapy, potem tylne. Z każdym razem starała się by skok był wyższy i dłuższy. Starała się robić to swobodnie i lekko. Tak by nie stanowiło to dla niej wysiłku, ani czegoś trudnego. Swobodnie, w końcu to najzwyklejsza rzecz na świecie. Chyba szło jej coraz lepiej choć o tym zadecyduje jej nauczycielka.


Wysłany: Wczoraj 20:24
A: S: 2| W: 1| Z: 1| I: 2| P: 1| A: 3
U: W: 1| Skr,Śl,Kż: 2| S,B,L,MP,MA,MO,A,O: 3
Atuty: Szczęściarz; Chytry Przeciwnik
/nie napisałaś o wybijaniu się z odpowiednich łap :P

"I po co ta młoda robiła rozbieg?" zastanawiała się Rozmarzona przypatrując się zmaganiom przedstawicielki wody, by po kilku owych razach po prostu zwyczajnie jej przerwać – no dobrze chyba starczy.. chociaż jak widzę jesteś do tego nieźle zapalona.. prawie jakbyś była ognista, chociaż w to nie uwierzę – powiedziała, patrząc jej prosto w oczy, jej własne nieco błysnęły. Po chwili jednak skierowała wzrok na coś innego – skok nie tylko dotyczy skoku w górę i opadania.. lecz jednym ze skoków jest także skok w przód. Tu spróbuj wybić z tylnych łap .. no, ale wpierw zobacz jak ja to robię – znudzona trochę akurat uczeniem tego jednakże skakanie dla sportu czymś złym na pewno nie było. Tak więc ponownie przybrała odpowiednią pozycję uginając łapy, przyciągając skrzydła do ciała, i ogon unosząc, a następnie wybiła się z tylnych łap w przednim kierunku i wykonując skok balansowała odpowiednio ogonem, aby utrzymać równowagę, co również też robiła, gdy już dotykała ponownie ziemi opadając wpierw na łapy przednie, potem tylne. Znalazła się tylko kawałek dalej niż była. I teraz odwróciła się tak, aby widzieć Zapomnianą i czekała, jak ta to zrobi.

Dodano: 2014-01-12, 13:06[/i] ]
No dobra spróbuje tym razem skoczyć z miejsca. Przecież nie zawsze może mieć możliwość i miejsce by się rozbiec. Na przykład w walce. Przeciwnik nie będzie na nią czekał. Ponownie przybrała odpowiednią pozycję. Ugięła łapy, przycisnęła skrzydła do ciała, uniosła ogon, pochyliła łeb. Przygotowała się. Wzięła oddech i mocno wybiła się z dwóch tylnych łap, ale bardziej w przód niż tylko w górę. Wysunęła przednie łapy bo to na nie ma upaść najpierw. Gdy znalazła się w powietrzu balansowała ogonem odpowiednio na boki dla utrzymania równowagi. Nawet gdy opadła na przednie łapy następnie tylne, nadal mogła się wywrócić więc nie przestała ruszać ogonem, robiąc jak najdokładniej to co wcześniej Rozmarzona Łuska. Gdy z powrotem stanęła na ziemi odwróciła się do Ognistej. Czy tym razem dobrze?

: 12 sty 2014, 15:26
autor: Rozmarzona Łuska
Uśmiechnęła się do niej z aprobatą. Tak zdecydowanie o to jej właśnie chodziło i to też miała zrozumieć jej uczennica, dlatego postanowiła też jej to powiedzieć – bardzo dobrze.. a więc – młoda czarodziejka, no prawie, bo jeszcze bez ceremonii wyobraziła sobie, jak przed smoczycą pojawia się tyczka, ale w pewnej odległości nad ziemią. Była ona materialna i żeby na nią wskoczyć wypadało odpowiednio się wybić, no i oczywiście później panować nad równowagą, żeby nie spaść – spróbuj na to wskoczyć.

: 12 sty 2014, 15:50
autor: Bławatek
W takim razie kolejny skok. Przyglądała się temu co robi Rozmarzona. Ech, ta magia. Ona za nią nie przepadała. Ale bez protestów wykonała polecenie Ognistej. Stanęła w odpowiedniej odległości od tyczki. Nie za blisko by po wybiciu się nie przeskoczyć nad tyczką tylko na nią wskoczyć. Ale i nie za daleko, by móc tam dosięgnąć łapami. Ustawiła się w tej samej pozycji co zawsze. Łapy ugięte, łeb na dole, ogon w górze, skrzydła przy bokach. Skierowała wzrok na przeszkodę, oceniając jej wysokość i to jak mocno musi się wybić. Ugięła łapy. Napięła mięśnie. Wybiła się mocno, ale nie przesadnie. Gdy znalazła się w górze nad wysokością tyczki.Wyciągnęła przednie łapy w stronę przeszkody. Zaczęła opadać. Dotknęła szponami przednich nóg przeszkody i mocno się jej przytrzymała wbijając pazury. Potem dołączyły do nich tylne łapy. Trzymała się kurczowo. Starała się utrzymywać równowagę. Jej ciało kiwało się w przód i w tył. Bez przerwy manewrowała ogonem na boki balansując. Było jej bardzo niewygodnie, ale nie schodziła. Obróciła się w stronę nauczycielki. Jak długo ma tu jeszcze siedzieć?

: 12 sty 2014, 16:59
autor: Rozmarzona Łuska
Możesz zejść, dobrze Ci to wyszło – zawyrokowała po krótkiej chwili, bo przecież długo jej tam trzymać nie będzie.. jednakże tyczka nie znikała, bo Rozmarzona w myślach miała jeszcze jedno ćwiczenie, to które jej mama sama kazała zrobić, gdy była mała . Jednakże zamierzała je nieco zmienić. Podtrzymując nadal twór magicznej tyczki, wyobraziła sobie, że w pewnej chwili od niej powstaje kamień. Kamień równie materialny jak tyczka. Miał być on tak daleko, by Zapomniana Łuska mogła wpierw przeskoczyć tyczkę, a później kamień.. – to będzie twe ostatnie ćwiczenie. Spróbuj przeskoczyć najpierw tyczkę, potem kamień.. – czekała na to co zrobi młodsza smoczyca, dalej podtrzymując twory magią.

: 12 sty 2014, 19:03
autor: Bławatek
Odetchnęła z ulgą i ostrożnie zeskoczyła z tyczki. Nie była zbyt wysoko. Z powrotem przeszła z drugiej strony tyczki. Znowu wyjściowa postawa. Łapy rozstawione, ugięte. Łeb pochylony, ogon uniesiony. Skrzydła przy bokach. Stanęła w tej samej odległości co poprzednim razem. Ugięła łapy jeszcze bardziej. Szybko je rozprostowując wybiła się w tylnych łap w górę i jednocześnie do przodu. Przednie łapy uniosła wyżej. Najpierw nad tyczką przeleciał łeb i szyja w tym samym czasie co przednie łapy. Potem tors i brzuch. Na końcu tylne nogi które podkurczyła by także nie zahaczyły o tyczkę. Potem ogon którym balansowała na boki by się spaść w nieodpowiednim momencie i przeskoczyć tak jak trzeba. Zaczęła opadać po drugiej stronie przeszkody. Pierwsze dotknęły gleby przednie łapy, Potem tylne. Nie zatrzymując się ani na chwilkę przebiegłą tą małą odległość pomiędzy tyczką i kamieniem i znów bez zatrzymania, od razu wybiła się z tylnych łap i wyskoczyła jednocześnie w górę i na przód. Tak samo jak wcześniej wyciągnęła w górę przednie łapy. Gdy nad tyczką przelatywały tylne nogi tak samo jak poprzednim razem podkurczyła je by się nie zaczepiły o kamień. Balansowała przy tym cały czas ogonem. Opadła najpierw na przednie łapy, potem na tylne. Zadowolona z siebie skierowała wzrok na Rozmarzoną Czy ma wykonać jeszcze jakieś ćwiczenie? W każdym razie w końcu (mimo że miała już 8 księżyców)umiała skakać!

: 12 sty 2014, 23:48
autor: Rozmarzona Łuska
Uśmiechała się z całą życzliwością teraz do Łuski. Cóż – chyba ta nauka jednak Rozmarzonej się podobała, a raczej uczenie młodszej od siebie, nawet jeśli dobijającym faktem było to, że Zapomniana zrobiła owe przeskoki lepiej niż gdy w jej wieku Rozmarzona próbowała uczynić to samo, ale przecież wodna nie musiała się o tym dowiedzieć. W każdym bądź razie zdaniem ognistej śmiało mogła się już jej uczennica chwilowa, pochwalić, że uzyskała kolejną umiejętność – Dobrze, a nawet bardzo dobrze.. Możemy uznać, że umiesz już skakać. Pouczyć Cię jeszcze czegoś? – zapytała.

/Złóż raport z Skoku I

: 01 lut 2014, 12:56
autor: Błędny Ognik
Swędzi swędzi strasznie swędzi !
Samiec nie przestawał drapać się po kapryśnych łuskach. Był zły. Nie mógł skupić się na polwaniu, rozmowie. Jego szczytem szczęścia i jedynym pragnieniem było drapanie łusek.
Te Wolne Stada to mają choroby. W jego stronach jak się chorowało to się umierało, a nie przeżywało takie katusze.
Żałosne, żałosne żałosne.
Wezwał medyka rykiem. Byle kto aby ktoś mu w końcu pomógł albo go dobił. W rozdrapanej agonii było mu to obojętne.

: 01 lut 2014, 13:07
autor: Esencja Przeszłości
Jak zwykle szybowałam gdzieś nad terenami zwanymi wspólnymi, kierując się w granice Bliźniaczych Skał. Szukałam odpowiedniego miejsca, aby nieco odpocząć. Nie dawno wróciłam z Wyprawy, która nie przyniosła mi nazbyt wiele szczęścia, ale nie mogłam narzekać. Taka pora roku, cóż poradzić?
Wtedy do mych uszu doszedł wzywający ryk, a moje uszy przylgnęły do czaszki. Zmarszczyłam nos, zastanawiając się, które zwierzę skalpują. Zniżyłam Lot, dostrzegając niewielką polankę, a pośród wszechobecnej bieli zieloną sylwetkę... Nie znałam tego smoka, tego byłam pewna, chociaż jego widok budził mgliste wspomnienia. Zniżyłam lot i opadła trzy ogony od samca, wzburzając sporą zamieć swymi rozłożystymi skrzydłami. Otrząsnełam się ze śniegu i zbliżyłam się do samca spokojnym, pełnym gracji krokiem, sprawiając, że śnieg niemal nie skrzypiał pod mymi łapami. Spojrzałam na samca czarnymi ślepiami, a na moich gadzich wargach odmalował się nieco ironiczny uśmiech.
Czemu tak ryczysz... Brzmisz, niczym zarzynany tur – odezwałam się swym cichym głosem, nie spuszczając spojrzenia z zielonego.

: 01 lut 2014, 13:25
autor: Błędny Ognik
Smok drapiący się po głowie tylną łapą jak pies, bo przednia już go rozbolała spojrzał na Maddare spode łba nie zdolny w takich okolicznościach do zbytniego myślenia a co dopiero kłamstwa.
On samice kojarzył. Po pojedynku z siostrą go leczyła. Pamiętał wszystko jakby przez mgłę w końc był nieprzytomny a gdy wstał odlatywała więc.
Och tak bardzo swędziało.
– Abyś usłyszała. – powiedział pomiędzy jednym drapnięciem a drugim. Nie był taki milutki i przejmy jak zwykle. Był podirytowany. Z tą chorobą niczego nie znajdzie na polowaniu więc po co szukać?
Spojrzał na samicę.
– Zaraz oszaleje. Mam grzybicę... chyba. Pomożesz? Grr.. – powiedział, kończąc swoją wypowiedź warknięciem na własną łapę. Teraz to ona go zaswędziała. Dziadostwo.

: 01 lut 2014, 13:32
autor: Esencja Przeszłości
Spojrzałam z niejakim zainteresowaniem na samca, bardziej uważnie. Dostrzegłam, w sumie ciężko było tego nie dostrzec, jak ten drapie się zawzięcie. Zmrużyłam lekko ślepia, lustrując go bacznymi, czarnymi ślepiami. Dopiero teraz zaczynałam go kojarzyć... Walczył na Arenie z podobną sobie smoczycą. Ach, no tak. Słysząc jego słowa, uśmiechnęłam się przekornie, ale skinęłam głową.
Postaraj się nie ruszać i nie drapać, bo Cię skrępuję – odezwałam się złudnie wesołym głosem, a następnie przywołałam gałązkę lawendy i macierzanki.
Gałązkę podsunęłam pod nos zielonemu.
Pożuj, poczujesz się znacznie lepiej – mruknęłam, patrząc, jak samiec wkłada gałązkę do paszczy. Skinęłam z zadowoleniem głową, a następnie utarłam gałązkę macierzanki, dla puszczenia soków i zbliżyłam się do samca, nakładając papkę na zainfekowane miejsca, łuski i skórę.
Kołysałam przy tym miarowo ogonem. Nie zabierając łap z jego ciała, przelałam w niego swą Maddarę, skupiając ją na ogniskach zapalnych. Usunęłam wszystkie bakterie i wirusy, które powodowały chorobę skóry, następnie pozbyłam się zainfekowanych łusek i łuszczącej się skóry, a potem poczęłam odbudowywac tkanki skóry, namnażając ją, aby była zdrowa, elastyczna, wytrzymała, wrażliwa na dotyk, temperaturę, czyli taka, jak reszta skóry, a na koniec przyspieszyłam odrost zdrowych, zielonych łusek. Tchnęłam Maddarę w swe dzieło i zabrałam palce, obserwując uwaznie samca.
/Szcześciarz

: 11 lut 2014, 19:13
autor: Zuchwały Kolec
Zuchwały zjawił się tutaj po chwili. Przysiadł na miękkiej ziemi, po czym uśmiechnął się zadowolony. Tego mu właśnie brakowało, chwili ciszy i relaksu.
Jednak nie przyszedł tu odpoczywać, miał zadanie do wykonania. Musiał się nauczyć co nieco o magii precyzyjnej, a pewne smoczyca z Ognia zgodziła się mu powiedzieć to i owo. Tak więc czekał, aż przyleci. Ziewnął głęboko, myśląc jak długo pójdzie ta nauka...

: 27 lut 2014, 18:50
autor: Krzyk Honoru
Szedłem ramie w ramie z tatą. Szczerzyłem się jak głupi ciesząc się na kolejny trening. Na prawdę chciałem nauczyć się czegoś nowego i czułem, że to będzie magia.
-Czego się dziś nauczymy, tato?– zapytałem spoglądając na wielką, czarną postać obok mnie. Zawsze zadziwiało mnie to, że tata jest taki wielki. Szedł wyprostowany z dumnie uniesionym łbem, ale wcale nie wyglądał na zarozumialca, wręcz przeciwnie, jak zwykle wyglądał na spokojnego, przyjaznego tatusia. Ojciec szedł nieco przede mną, uśmiechał się łagodnie, jak ktoś, kto czuje błogie szczęście. Zerknął na mnie łagodnym spojrzeniem.
-Myślę, że czas na atak. Tylko zero magii!– zastrzegł i zaśmiał się widząc moją minę. Musiałem wyglądać przerażająco, zważywszy na ogólny stan mojego pyska. A ponieważ mina nieco mi zrzedła na wieść o walce fizycznej, jestem pewien, że wyglądałem przerażająco. Widząc radosną minę ojca zirytowałem się. On to zrobił specjalnie! Chce, żebym uczył się tych niepotrzebnych rzeczy, a przecież ważniejsza jest magia! Wybiegłem przed ojca i zatrzymałem się jakieś cztery ogony przed nim. Uśmiechnąłem się łobuzersko i nie czekając na przyzwolenie ojca ruszyłem na niego do ataku. Wyskoczyłem w górę i pomagając sobie skrzydłami ustawiłem się tak by znaleźć się nad tatą. Ustawiłem się nieco pod kątem i z całej siły naparłem na klatkę piersiową biednego staruszka swymi tylnymi pazurami. Chciałem by siła uderzenia sprawiła, że tata straci równowagę i upadnie, no a przy okazji nabawi się kilku siniaków. Jestem pewien, że na moim pysku malowało się zacięcie. Musiałem zdusić warkot, gdy natrafiłem na próżnię. Ojciec zrobił unik, a ja spadałem teraz swobodnie w dół. Gdy tylko dotknąłem łapami podłoża ustawiłem się wygodniej i wziąłem głęboki wdech. Wciągnąłem rześkie powietrze nosem tak, by w płucach zgromadziła się odpowiednia ilość kwasu. Dopiero poczuwszy w pysku ten nieprzyjemny posmak otworzyłem go szeroko i plunąłem w kierunku oczu ojca. Dziwnego, niezidentyfikowanego koloru substancja w błyskawicznym tempie przemierzyła dystans nas dzielący , a mimo to kwas nawet go nie drasnął.
-Nie gorączkuj się tak synu. Wiedz, że tylko spokój może ci pomóc.– powiedział łagodnym głosem staruszek. Był skupiony, nie uśmiechał się, ale mimo to w jego oczach widziałem miłość, nie czułem, by ojciec mi dokuczał. Wiedziałem, że to wszystko jest dla mego dobra, dlatego skinąłem posłusznie łbem, odetchnąłem głęboko i zaatakowałem po raz kolejny. Tym razem postanowiłem użyć zmyłki. Doskoczyłem do ojca symulując atak z lewej strony, aby w ostatniej chwili odwrócić swoje ciało tak, by pokryty kolcami ogon dosięgną prawego boku ojca. Widział jak tata się cofa, ale nie zrobił tego zbyt szybko. Mój ogon zetknął się z twardymi, zrogowaciałymi łuskami ojca, który stęknął i zgiął się z bólu.
-Przepraszam!– wykrzyknąłem przerażony. W jednej chwili klęczałem przy ojcu zaniepokojony. Ależ ja jestem głupi! Przecież mogłem zrobić mu krzywdę! Ojciec pokręcił łbem i zaczął się śmiać dając mi znak, bym walczył dalej. Wyprostował się i odsunął kawałek, dając mi miejsce do ataku. Nie byłem przekonany czy to dobry pomysł, tata miał nieco kwaśną minę. Patrzył na mnie w pełni skupiony, a gdy wahałem się dłuższy moment odchrząknął znacząco i uderzył dwa razy ogonem ponaglając mnie.
Miałem przyspieszony oddech, nie tylko z wysiłku, ale także strachu. Marszcząc oczy i nos czułem, jak blizny układają mi się fałdami na pysku, czasami cieszę się, że nie musze patrzeć na ten obraz. Szkoda tylko, że inni muszą mnie znosić.
Tym razem zdecydowałem się, że zaatakuję w klatkę piersiową ojca. W tym celu doskoczyłem jednym susem do staruszka i już w powietrzu zamachnąłem się łapą tak, że gdy opadałem na ziemię, moje pazury miały przeciągnąć się po całej długości klatki piersiowej taty kalecząc znacznie. Tym razem jednak tatuś odskoczył w odpowiednim momencie i moja łapa natrafiła na próżnię, co w sumie zamiast przyjąć z ulgą, zirytowało mnie.
Wybiłem się do góry. Chciałem zaatakować z powietrza. W tym celu odbiłem się mocno od ziemi i zamachałem trzykrotnie swymi wielkimi fioletowymi skrzydłami. Gdy znalazłem się wystarczająco wysoko nad ojcem złożyłem skrzydła, by nabrać prędkości. Powietrze świstało mi w uszach, chłodziło pysk, gdy tak spadałem w dół. To było niesamowite uczucie. Ale nie mogłem się rozpraszać. Będąc o długość łapy od ojca wygiąłem się tak, by tylnymi łapami uderzyć wprost w kręgosłup ojca. Chciałem powalić go swoim ciężarem i jednocześnie zadać rany pazurami, wbijając się w twarde łuski.
-Znów się gorączkujesz.– upomniał mnie ojciec, który szybkim, zwinnym ruchem, ale pozbawionym chaosu i niepewności wykonał unik i stał teraz obok mnie. A ja gramoliłem się z ziemi. Nie zdążyłem się odpowiednio ustawić i zamiast wylądować pewnie na łapach, wylądowałem na zadku
-Wcale że nie!– wykrzyknąłem głośno strasząc pobliskie ptaki. –Jestem spokojny!– wrzeszczałem i z furią wymalowaną w oczach (tego jestem pewien) znów ruszyłem na biednego staruszka. Doskoczyłem do niego. Wygiąłem się w łuk, jak najmocniej umiałem i pozwolił, by mój ogon pofrunął w kierunku łap ojca. Chciałem by go to zabolało, nie chodziło o to, by zwalić go na ziemię, ale jedynie narobić siniaków, niewielkich ran ostrymi kolcami znajdującymi się na ogonie. Problem był taki, że tata wyskoczył do góry i uniknął mojego ciosu… po raz kolejny.
Westchnąłem zmęczony i rozdrażniony.
-To na nic.– stwierdziłem i jakby dla potwierdzenia wykonałem kolejny atak. Wyskoczyłem w górę i zamachałem dwa razy skrzydłami. Chodziło mi o to, by mój ogon spadł pod kątem w miejsce, gdzie zaczynają się skrzydła. Spróbowałem nadać moim ruchom nieco więcej harmonii, chciałem, by były pełne gracji, ale mimo to ogon natrafił na próżnię, a tata znów uniknął mojego ciosu.
-Proponuję byśmy skończyli. Na nic się zdadzą twoje treningi, jeśli nie będziesz panował nad emocjami. Najważniejszy jest spokój.– mówił łagodnie tata, zagarniając mnie pod swoje skrzydło. Poczułem ulgę wiedząc, że to już koniec tej męczarni.

: 21 maja 2014, 19:37
autor: Bławatek
Przyleciała drogą powietrzną na miejsce czyli Polankę w pobliżu Blizniaczych Skał. Przypomniała sobie że chyba kiedyś już tu była. Ale nie pamiętała dokładnie po co. . Nie lubiła się spózniać, więc dlatego wybrała szybszą drogę komunikacji. Przez grzbiet miała przełożoną skórzaną, trochę już startą torbę. Nie ma się co dziwić. Przetrwała ona już cztery pokolenia Uzdrowicielek. Wylądowała i od razu zaczęła rozglądać się za Zachodzącą Łuką. W końcu była z nią umówiona. Gdzieś tu musi być. Eliksir Euforii w myślach już szykowała spis ziół jakich powinna użyć.

: 02 cze 2014, 15:12
autor: Zabójczy Umysł
Rozejrzałam się. No i gdzie ten KrzyHonoru? Przecież powinien tutaj być! z tego calego poirytowania – na moje wezwania trzeba sie stawiac – zmarszczylam swoj nieskazitelnie piekny pyszczek. kilka zmarszczek tutaj, kilka tam, i za niedlugo bede musiala zaiwestowac w blotna maseczke. W sumie, to nie bylby glupi pomysl. Piekniejszym zawsze mozna byc. A wic ejaki z tego moral? mozna sie krzywic do woli. I ja wlasnie z tego korzystalam. Ha! Po chwili, rozejrzalam sie jeszcze raz. I jeszcze raz. Oczywiscie, z zwezonymi slepiami. Nie zamierzalam byc zaskoczona, co mi sie pare razy zdarzylo, wiec bylam czujna