OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Był uzależniony. Uzależniony od dobra własnej rodziny. Jego serce przepełnione było radością, kiedy miał z kim ją dzielić, a pogrążało się w żalu, kiedy pozostawał sam. Tak było od zawsze, ale dopiero teraz pozwolił sobie na zrozumienie tego fenomenu. Czemu? Bo po raz pierwszy był całkowicie rozdarty. Całą młodość spędził pragnąc miłości, a kiedy odnalazł ją u schyłku życia nie potrafił wypuścić jej z łap. Trzymał mocno, z całych sił... a jednak i tak okazał się zbyt słaby. Znów doświadczył straty, ale takiej, której nie potrafił zaklasyfikować do żadnej z wcześniej utworzonych kategorii. Nie był bowiem zupełnie samotny, ale i tak miał w sercu ogromną dziurę. Serenada odeszła. Tundroth również zniknęła. Tuylith zaś spała od księżyców i nic nie wskazywało na to, by planowała się obudzić. Utracił trójkę swoich najbliższych i tęsknił za nimi każdego dnia. A jednak nie został tu sam. Wciąż miał synów. Dwóch. Nie. Trzech. Najmłodszego z nich bowiem nigdy nie widział, ale był świadom jego istnienia. Wiedział od najstarszego z ostałych się przy nim dzieci, że ten wykluł się w dniu, w którym ich dusze zostały rozerwane na dwoje, jakby pojawił się tylko po to, by spróbować ich scalić na nowo. Tiishoyr zaśmiał się gorzko na samą tę myśl. Jak mógł ją do siebie dopuścić, skoro odejście Celeste wciąż tak boleśnie kłuło jego wnętrze? Był okropny... Ale nigdy też w to nie wątpił. Zgniły od środka. Czy jego partnerka wreszcie to dostrzegła i dlatego uciekła? Wcale by się nie zdziwił gdyby to wszystko było jego winą. Jak zwykle miał w sobie skłonność do zamartwiania, nawet jeśli dzisiejszy dzień miał być szczęśliwy. Wreszcie miał poznać najmłodsze ze swoich piskląt, które i tak zdążyło znacznie odrosnąć od ziemi. Omszały westchnął, świadom faktu że takie zaszycie się w grocie było skrajnie nieodpowiedzialne z jego strony. A jednak nie mógł cofnąć czasu, który spędził na bezsensownej egzystencji, którą dzielił jedynie między sen a polowanie. Od kiedy stracił połowę rodziny nie robił nic poza tym, ale w końcu nadszedł moment by się zreflektować. Wszak nie mógł odmówić Obejmującemu, kiedy ten oznajmił, że Celeste pragnie go poznać. Musiał się stawić w wyznaczonym miejscu i czasie jeśli nie chciał... jeśli nie chciał stracić kolejnych bliskich.Zastąpię Cię mu, Serenado. Zastąpię...
Wyszeptał w pustkę, unosząc łeb ku niebu. Nie potrafił się zmusić do spojrzenia na drewnianą figurkę, którą trzymał w łapach. Prezent, który sam wyrzeźbił, a który niemal doprowadzał go do płaczu. Och, stary on. Taki stary, a wciąż taki głupi. Na nowo przeżywał najlepsze z dawnych wspomnień, czekając cierpliwie.
Celeste