OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zwrócił uwagę na wyciągnięty przez samca pojemnik i przede wszystkim jego zawartość. Pszczeli wosk. Potrafił rozpoznać produkt pracy owadów, z którymi styczność miał niemalże każdego dnia. Poruszył delikatnie nozdrzami, wychwytując woń topionej substancji, mieszającej się teraz z rybim fetorem. Światła cenił sobie spokój Małego Świata i jakiekolwiek bestialstwo skierowane ku maluczkim owadom było w jego oczach skrajnie krytykowane, w związku z czym zaczął zastanawiać się nad tym, w jaki sposób Su pozyskuje wosk.Uchylił pysk i powziął krótki wdech, chcąc zapytać, lecz kolejne słowa czarodzieja przymknęły mu szczękę na powrót. Miał błędny tok myślenia, w oczach najpewniej każdego postronnego obserwatora. Izolowane środowisko było bezpieczne dla otoczenia, ale nie dla samego smoka.
– Dlaczego. – Cofnął uszy. – Przecież dobrze zrobiłeś. Obcowanie z magicznymi przedmiotami jest ryzykowne i sądzę, że zawsze powinieneś mieć obok jakieś wsparcie, bo nie wiesz, co może się wydarzyć. Mój brat na przykład... ostatnio również zdobył bransoletę. Założył ją na łapę i od tamtej pory nie może zdjąć. Wykrywa ona obecność ludzi i za każdym razem zadaje mu rany. Takie paskudne oparzenia na które nie działają zioła. Póki co nie jest to zbyt dotkliwe, ale kto wie czy z czasem ta bransoleta nie zacznie sięgać głębiej i cała zabawa nie będzie go kosztować kończyny. – Nie wysilił się nawet na westchnięcie. Wiedział, że ciekawość była pierwszym krokiem do bram Aterala, a jednocześnie gdyby nie ona, smoki nie rozwijałyby się i nie odkrywały nowych rzeczy. Niekiedy podjęcie ryzyka było jedyną słuszną decyzją, jeśli planowało się ruszyć naprzód. Mimo to... warto było się zabezpieczać w ten czy inny sposób, coby nie obudzić się z łapami w sidłach.
Przyjrzał się w międzyczasie zapieczętowanemu już przedmiotowi. Dwubarwna kula z drewna pełna okropnego smrodu. Przesunął palcami lewej dłoni po chropowatej powierzchni, a opuszkami prawej nacisnął mocniej, poprawiając uchwyt. Wyciągnął ramię ku Su i podał mu zabezpieczoną w nietypowy sposób bransoletę, w zamian przyjmując kawałek ryby. Sam nie wiedział, czy teraz miał na nią ochotę... cały ten zaduch przewracał mu wnętrzności. Spojrzał na kawałeczek i, mimo wszystko, zajadł się nim. Zawsze robił to z czystej kurtuazji, niezależnie czy był to obiad u niziołków, czy u dzieci Gringottów. Wychował się w domu, w którym posiłku u mamusi nie można było odmówić. Grunt to szacunek wobec czyichś starań, nieprawdaż?
Smak łososia był jednak przyjemny i kojący. Jeden z jego ulubionych i... oh. Oh. Heh, a więc to tak, Su. Próbował go w ten sposób udobruchać? Wbić się głęboko w gusta, które poznał tylko i wyłącznie dzięki Uessasowi? Co chciał w ten sposób osiągnąć? Poczuł lekką frustrację po raz kolejny. Sam pozbawiony był tego typu wiedzy. Po co mu była? Dla samego faktu. Może również znalazłby się w sytuacji, w której mógłby to wykorzystać, nie musiałby się głowić, nie musiałby kojarzyć. Irytowało go to, ponieważ proces poznawania się był z założenia żenujący i płytki - Su zaś udało się go uniknąć.
Jego pysk pozostawał jednak niewzruszony, odrobinę znużony, nawet pomimo tych wszystkich kotłujących się w środku emocji. Przymknął ślepia i kiwnął łbem.
– Mhhh. Jasne, możemy się przejść – zgodził się, sięgając po torbę z ziołami i kilkoma bibelotami, po czym ruszył za Su, zdając się na kierunek, który wyznaczy.
ZT?
Obca Idea