Strona 1 z 1
: 03 paź 2020, 21:29
autor: Strażnik
Nie musiał mieć specjalnego humoru, żeby wzywać smoki na Skały Pokoju, bo jak już się zorientował, oczekiwanie na przypływ euforii byłoby dla niego, w sensie dosłownym – wieczne.
Znalazłszy odrobinę czasu poleciał na szczyt i usadowił się na nim wygodnie, by na miejscu poczynić ostatnie przygotowanie do spotkania. Kilka podarowanych mu przez bogów kryształów ułożył przed sobą, powtarzając imiona osób którym miały zostać przekazane.
Nic trudnego – szepnął do siebie, czując łagodny wzrost ciśnienia w piersi. A jednak, niezależnie od ilości wystąpień, nigdy nie czuł się gotowy. Spotkanie Młodych udowodniło mu to ponad wszelką wątpliwość. Ale czy to oznaczało, że zamierzał się poddawać i bezrefleksyjnie podchodzić do swojego obowiązku? Nie. Jego upokorzenie było testem, a tych nie miał nigdy dosyć. Odchrząknąwszy do samego siebie w końcu uniósł łeb i z pomocą Sennah wezwał na szczyt wszystkich, którym należały się gratulacje. Tym razem jednak... nie tylko tych.
Dla zebranych Strażnik był taki jak prezentował się zawsze, w dostojnej pozie, z neutralnym wyrazem pyska, jakby nic go nie interesowało, ani nie poruszało. Gdyby ktoś skinął mu łbem, odpowiedziałby prawdopodobnie tym samym, ale poza tym zamierzał milczeć aż do zgromadzenia się wszystkich.
: 04 paź 2020, 1:29
autor: Bandycka Groźba
Bandycka była akurat relatywnie niedaleko – polowała z Batou na granicy. Usłyszawszy wezwanie Proroka, postanowiła sprawdzić co się dzieje, chociaż bez zbytniego entuzjazmu. Porwała więc swojego kompana w szpony. Zatoczyła krąg nad Skałami Pokoju i obniżyła lot, rzucając niedźwiedzia na skała z niedużej wysokości. Batou gruchnąć o skały jak worek kartofli, ale nie stała mu się zbytnia krzywda – jedyne co to odpadło od niego kilka skalnych odłamków. Ciała żywiołaka nie mógł zranić atak fizyczny, więc wojowniczka mogła się z nim obchodzić niezbyt delikatnie. Do jej umysłu napłynęła pytająca myśl: czy będzie tutaj żarcie? Sama chciałaby to wiedzieć. Nie wykonała żadnego ruchu wobec Proroka. Po prostu położyła się nasłuchując przybycia reszty.
: 04 paź 2020, 9:23
autor: Pikujący Upiór
Hebog również się zjawił. Minęło co prawda parę księżyców od ostatniej wizyty na Skałach Pokoju, jednak drogę pamiętał znakomicie. Przybył, na zmianę składając i rozkładając skrzydła dla szybszego lądowania i ładnie uderzył wszystkimi czterema łapami o ziemię.
Spojrzał krzywo na proroka, a następnie zauważył Mimir, którą nieraz leczył. Nadal czuł się nie za dobrze po nieudanym leczeniu siostry, a tutaj jeszcze i to spotkanie.
– Dzień dobrhy! – przywitał się z entuzjazmem i szczerząc kły, udając, ze bardzo się cieszy z tutejszego zebrania.
Usiadł z większym dystansem od wojowniczki, owijając ogon wokół swoich czarnych łap. Miał nadzieję, że nikt nie będzie się go zbytnio czepiał.
: 04 paź 2020, 10:04
autor: Mgliste Wody
Przybył. Jak to zwykle miał w zwyczaju, gdy go wzywają. Po co? Być może po nadanie zasłużonych nagród za osiągnięcia jego żywota, długiego i męczącego. Wylądował ciężko na skale, zgrzytając o nią pazurami. Zaraz potem otrzepał się z pyłu osiadłego na jego łuskach i uśmiechnął się do obecnych już Plagusów. Zaraz potem usiadł sobie w bliżej nieokreślonym miejscu i wbił ślepia w proroka. Co też tym razem wymyślił?
: 04 paź 2020, 11:25
autor: Barbarzyński Pogrom
Khardah, jak zwykle tego nie robił, tak i teraz nie brał ze sobą Cherubina, który pełnoetatowo zajmował się dbaniem o perfekcyjny stan ich składnika. Nie rozumiał, czego ten tak zwany prorok mógłby chcieć od ich kompanów, ale nie pytał.
Po prostu przyleciał, poświęcając zdecydowanie więcej uwagi rodzinie niż Strażnikowi. Otarł się ze zgrzytem o bok Mir, przechodząc obok niej, a Iluna przywitał ich zwyczajowym, braterskim szturchańcem. Rozsunął pysk, zerkając na ich młodego, niedawno mianowanego Uzdrowiciela. Na końcu, już bez większego zainteresowania, obrzucił wyczekującym spojrzeniem proroka, mrużąc czarne ślepia przecięte czerwienią. Liczył, że jego stada nie zajmie to na zbyt długo.
: 04 paź 2020, 21:22
autor: Ruda Ciocia
Nadejście Piastuna który wybudził się ze snu zapowiedziała Mortadelka. Biesica pojawiła się jako pierwsza na zebraniu i warknęła ostro by zwrócić na siebie uwagę przybyłych smoków. Jej ślepia rozglądały się po zgromadzonych Plagijczykach, raportując Chochlikowi kto przyszedł i z przykrością nie odnotowała obecności Wiedźmy. Cóż, może Mahvran nie miała się po co to zjawić? Biesicy jednak jej brakowało i cicho liczyła że ta się zjawi.
Sam Piastun wylądował chwilę później, dość leniwie jak na niego bez jakiś przesadnych akrobacji powietrznych. Nie czuł się jeszcze pewnie w powietrzu.. W ogóle we wszystkim co teraz robił jakby to odcięcie z rzeczywistością podczas snu trwało aż za długo.. W sumie tak było, wylądował jednak miękko trochę przed Prorokiem, któremu kiwnął głęboko łbem na przywitanie. Sam rozejrzał się po zebranych, uśmiechając się do nich słabo i sam zaczął rozglądać się za miejscem w którym mógłby przysiąść. Ponieważ Berlinka gdy wylądowała za nim zdążyła już podejść do Khardaha i męczyć go swoimi przymilasami, tykaniem dzióbkiem w bark i takie tam, właśnie obok niego Chochlik zamierzał się ulokować. Idąc nie zapomniał o Hebogu, który.. Wyrósł. Dałby sobie łeb uciąć że stał się już pełnoprawnym klerykiem a może i nawet uzdrowicielem? Głupio było mu że przespał tak ważne dla jego wychowanków chwilę bowiem z tym że obierali sobie drogę która mroziła mu krew w żyłach dawno się pogodził. Mijając go lekko otarł się policzkiem o jego policzek na przywitanie z lekkim uśmiechem a potem podszedł do Barbarzyńcy. Jemu ukłonił się nisko w geście szacunku jako do nowego Przywódcy Plagi a potem klapnął sobie obok..
Khardah przywódcą.. A dopiero był małym, czerwonym niedźwiadkiem!
– Jak wiele mnie ominęło? Obudziłem się kilkanaście uderzeń serca temu.. – powiedział cicho do Wojownika, poprawiając grzywę i mając nadzieje że ten streści wychudzonemu Piastunowi wydarzenia z ostatnich księżyców..
Bo raczej jeszcze nie zaczynają, skoro większości smoków z ich stada nie ma.
: 05 paź 2020, 20:32
autor: Żałobna Pieśń
Oh, a któż to mógł zjawić się po rudym piastunie? Oczywiście, że jego różowowłosa córunia. Szarlatanka ostatnio przymusowo wypoczywała więc nie zbierała się na zebranie zbyt długo. Nie pojawiła się jednak od razu boo... Zwyczajnie dziadzio Strażnik nie był dla niej zbyt interesujący to też nie czuła swoistego... Pośpiechu by na skałach się znaleźć. Dochodziła to tego jeszcze jedna sprawa... Havrun nie lubiła wspinaczek. Niestety organizator nie pomyślał, że ktoś może mieć kompana, dla którego góry są "fe".
W każdym razie mało- wielka parka w końcu pojawiła się na skałach. Wzrok leżącej na lewiatance uzdrowicielki... Momentalnie uciekł w kierunku ojca. A więc... Nie spał... Kamień spadł z serca uzdrowicielce, która westchnęła cicho. Nie podeszła jednak do piastuna widocznie zajętego rozmową z jej bratem. Panie zajęły miejsce przy... Mimir, którą Szarlatanka trąciła ogonem w prawe udo szczerząc przy tym drapieżnie kły.
: 07 paź 2020, 2:40
autor: Rój Nocy
Spóźnił się ale miał swoje usprawiedliwienie. Po pierwsze mieszkał daleko od terenów wspolnych. Po drugie targał ze sobą wielkiego węża, który owinął mu się wokół grzbietu. To wszystko ani trochę nie pomagało. W końcu jednak dotarł i wylądował z dala od reszty, siadając po cichu z tyłu. Nie witał się z nikim, po prostu przybył, po czym usiadł w miejscu, niemalże nieruchomo, wpatrując się w Strażnika.
: 07 paź 2020, 10:36
autor: Infamia Nieumarłych
I ona przybyła bez pośpiechu, gustownie spóźniona, z tym że w jej wypadku było to celowe. Nie zamierzała zjawiać się od razu na zawołanie niczym wierny pies. Nie, kiedy wzywającym był tutejszy prorok.
W końcu jednak wysunęła się spomiędzy krzewów, wchodząc wyżej, na Skały Pokoju. U jej boku wędrował tylko jeden żywiołak. Morkvarg, z natury zgryźliwy i pałający do smoków szczerą pogardą, nadawał się do takiej okazji jak ta wprost idealnie. Uformowany z kory drzewa, paproci, liści i mchu wilk szedł kawałek za smoczycą, ze schylonym łbem, wodząc po zebranej gromadzie nieufnym spojrzeniem jadowicie zielonych oczu.
Mahvran podeszła do Iluna, ocierając się o niego skrzydłem, po czym bezceremonialnie przysiadła sobie przy Khardahu, trącając jego rogi swoimi własnymi w dosyć głośnym, klekoczącym odgłosie powitania. Kompan zaś położył się po jej drugiej stronie, po czym zamarł niemalże w posągowym bezruchu.
: 07 paź 2020, 22:31
autor: Obnażony Kieł
W końcu pojawiłem się także i ja, chociaż bliżej mi było do grupy spóźnialskich niż tych pierwszych. No cóż, ważne że przynajmniej dotarłem, prawda? Z łoskotem opadłem na skały i składając skrzydła przywitałem się z zebranymi Plagijczykami, proroka obdarzając pobieżnym spojrzeniem ciekawych oczu. Ostatecznie jednak nic się nie zmieniło, a na piedestale wciąż siedział ten sam smok co ostatnio, więc całkiem szybko straciłem zainteresowanie. Potem wmieszałem się w swoich, przysiadając między nimi i sadzając Kluchę obok siebie.
: 09 paź 2020, 2:30
autor: Barbarzyński Pogrom
Witał się z każdym, odpowiadając na pozdrowienia i otarcia. Gdy rogi wywerny zgrzytnęły o jego własne, rozsunął pysk w lekkim uśmiechu i wyciągnął łeb, by skubnął lekko zębami podstawę jednego z rogów Mah. Prawie jak pisklak, a nie dorosły, wielki gad.
Przeniósł spojrzenie na Burdiga, który przysiadł przy nim. Parsknął pod nosem, potrząsając łbem.
– Dobrze cię widzieć bardziej przytomnego. Ukłony są miłe, ale zbędne. Kojarzą mi się z tymi nadętymi, napuszonymi gadami-bogami, które sądzą, że należy im się jakaś cześć – stwierdził. Stado było i będzie zawsze w pierwszej kolejności jego rodziną. A on był przede wszystkim wojownikiem, który miał je chronić. Na obecnej pozycji nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. – Ciężko mi stwierdzić, od którego wydarzenia zacząć opowiadać. Ostatnio chyba nie było szczególnych dramatów... dla odmiany, bo po niedawnych księżycach wydawały się wręcz cholernie nieprzyjemną normą. Co pamiętasz jako ostatnie sprzed drzemki?
: 13 paź 2020, 12:14
autor: Córa Mitu
Poszło wezwanie, to i przyszła Syma. Niewiele było trzeba, zapraszając samicę, poza cierpliwością – sporo czasu zawsze mijało pomiędzy "usłyszała" a "postanowiła zakończyć drzemkę i wykaraskać się z jakiejś zatęchłej dziury i przylecieć". Mimo przeprowadzki ciężko było zrezygnować ze starych nawyków.
Zostawiła Solankę gdzieś przy zbiorniku wody, nie wiedząc, czy na miejscu będą takie luksusy i zjawiła się, kłaniając się krótko najpierw swoim, potem gospodarzowi. Pora zasiąść przy reszcie i zobaczyć, o co halo.
: 14 paź 2020, 9:05
autor: Strażnik
Przy ogólnym czasie oczekiwania, jaki Strażnik narzucił sobie i smokom, raczej trudno mówić o spóźnieniu większości z przybyłych. Siedział cierpliwie, licząc i powtarzając w myślach ich pisklęce imiona, jakby mijanie dnia było mu zupełnie obojętne. Gdy jednak dostrzegł odpowiednią ilość łbów i zadecydował o rozpoczęciu, szybko odnotował nieobecność jednego zasłużonego gada, którego Sennah wskazała mu przed spotkaniem. Zmrużył ślepia na chwilę, rozważając nad tym spostrzeżeniem. Koniec końców nie zamierzał fatygować się by ponowić wezwanie. Jeżeli ktoś świadomie odpuszczał przyjęcie tytułu, mógł to zaakceptować takim, jakim było. Nie oznaczało to, że traktował podobne sytuacje obojętnie, bo w swojej paranoi wszystkie postawy widział jako komentarz do swoich kompetencji, lecz rozumiał jednocześnie, jak trudno było go zadowolić. Szukając pozytywów – wciąż były na szczycie smoki którym nie należał się żaden tytuł, a więc wezwanie w sprawie kompanów nie było im obojętne. Nie wiedział czy zdoła w tej kwestii zaspokoić ich ciekawość, czy jedynie bardziej ich do siebie zantagonizować, lecz nie zamierzał z racji samego lęku rezygnować ze swoich postanowień.
Pierw jednak musiał zająć się tytułami, których to stado niewątpliwie gromadziło najwięcej. Zastanawiał się z czego to wynika i czy bycie silnym, pełnym autodyscypliny gadem miało jakiś łatwy w realizacji przepis, który jednocześnie nie okaleczał psychiki zaangażowanego. Względem siebie smoki zdawały się dość przyjazne, więc nawet mając w swoich szeregach paru tajemniczych samotników, dzisiaj Plaga nie odstawała prezencją od pozostałych grup. Być może tylko do momentu gdy nic nie mówił?
– Dziękuję za wasze przybycie – odchrząknąwszy odezwał się donośnie, żeby zwrócić na siebie uwagę. Jak zawsze, jego głos był niski i przesiąknięty chrypką – Nie wezwałem was dziś wyłącznie ze względu na tytuły, ale to od nich pragnę zacząć – Tutaj wyciągnął łapę po jeden ze złotych kamieni przed sobą i kontynuując, kilka razy obrócił go w szponach – Khardahu. Najwyraźniej zasłużyłeś na uznanie nie tylko w ślepiach bogów – Nie mógł w prawdzie wiedzieć jak przebiegła jego ceremonia, czy jaką obietnicę złożył Pladze, ale na potrzeby Spotkania, Sennah była łaskawa przekazać swojemu posłańcowi nową rangę wojownika – Dostatecznym, nawet jeśli nie jedynym sposobem na wyrażenie szacunku wobec bogów, zawsze będzie podążanie ścieżką rozwoju i przyjęcie gratulacji, jakie mają wam do zaoferowania. Wasza siła i zdrowie są bowiem świadectwem potęgi tak samo dla was samych, jak dla nich. Z każdym kolejnym kryształem, kwarcem, iskrą i wyleczonym kalectwem zacieśniacie niemożliwą dla wielu innych więź – Wbrew pozorom, nie mówił tego prowokacyjnie, bowiem samego siebie próbował usilnie przekonać do podobnych wartości – A zatem przewodniku Plagi, przez wiele księżyców nauk, dowiodłeś przed swoimi smokami, że zasługujesz na tytuł Mentora. Za dzielenie się swym doświadczeniem, zarówno z młodymi jak i dorosłymi członkami Plagi, bogowie stworzyli kryształ, który – gdy naładowany – uchroni cię przed wszelkimi chorobami – trzymany wcześniej kamień powędrował w bańce pod przednie łapy samca. Nie tylko on jeden, bowiem do kolejki szybko dołączył następny – srebrny, który ułożył się tuż obok – Za swoją cierpliwość w zdobywaniu kamieni szlachetnych otrzymujesz także tytuł i kryształ Kolekcjonera. Jego moc wzmocni twoją wytrzymałość, gdy w istotnym momencie walki będziesz jej potrzebował. Choć nie warto rezygnować z nagrody, niewątpliwie udowodniłeś że jesteś w stanie obejść się bez dodatkowego wsparcia, jako że bogowie dostrzegli w tobie Niezwyciężonego – tytuły podkreślał innym tonem, tak że smoki nie miały wątpliwości, kiedy nawiązywał do ustalonego nazewnictwa – ...Za liczne potyczki, które zdołałeś wygrać nie otrzymując żadnych obrażeń. Gratulacje – Niezbyt nisko, ale zauważalnie, Strażnik skinął samcowi łbem. Nie miał na jego temat żadnej opinii, lecz tak samo w przypadku pozytywnej, jak negatywnej potrafił utrzymać racjonalny, z jednej strony oschły, ale wciąż pełen szacunku ton.
Później zwrócił się do Czarnoskrzydłego – Ilunie. Podobnie jak poprzednik, otrzymujesz wyróżnienie Mentora i Niezwyciężonego. Obyś dalej walczył i uczył, dopóki nie braknie ci sił – Kolejne kiwnięcie głową, a także podarek w postaci srebrnego kryształu przed łapami. Brakowało mu tutaj jego kompana, którego przecież nie wahał się zabierać na wyprawy, więc przez chwilę zmartwił się jego potencjalną śmiercią. Ale nie miał na to wiele czasu.
– Symo – zwrócił się do niej powoli – Za twe wyprawy, pod patronatem Sennah, otrzymujesz wyróżnienie Włóczykija, które pozwoli ci w przyszłości wnosić mniejszą opłatę za jej błogosławieństwo – Tej też kiwnął lekko, by na podsumowanie skierować wzrok na trójkę wybranych gadów – Hebogu, Griiraseothcie i Mir. Widząc waszą chęć i wytrwałość do nauki, bogowie pragną dodatkowo wesprzeć was pobłogosławionymi przez siebie kryształami Pojętnych Uczniów – Jak nie trudno się domyślić, każdy z błękitnych kamieni spoczął przed swoim nowym właścicielem.
– W kwestii tytułów, to wszystko –
– Nim jednak rozejdziecie się znów do swoich zajęć... – odchrząknął, lekko zmieniwszy ton. Przy rozdawaniu tytułów brzmiał całkowicie pewnie, a teraz choć nie dało się nazwać go zagubionym, czy nieprzygotowanym, mówił z bardziej słyszalną ostrożnością
– Wielu z was związało się już, bądź zwiąże w przyszłości z innym zwierzęciem – zerknął kątem ślepia na Mahvran, ciekaw czy pochwycił jakkolwiek jej zainteresowanie. Być może mogła uznać, że będzie powtarzał to samo co wtedy, przy niej – Widziałem różne podejścia do tej relacji, jednak cechą dość wspólną zdaje się utrzymywanie jej prywatności. Niezależnie od tego czy pokazujecie się ze zwierzętami wśród innych, czy polujecie z nimi, czy wędrujecie na wyprawy – krąg smoków zainteresowanych ich życiem, bądź znającym imiona zawsze jest niewielki. Nawet wewnątrz stada.
Jesteście przyzwyczajeni do szybkiego, surowego życia, jak każdy drapieżnik zresztą, lecz kultywujecie też wspólną historię, ryjecie w skałach imiona tych którzy do was należą, żeby znały ich przyszłe pokolenia. Czym są zatem kompani, jeśli nie są częścią waszej historii?
Chciałbym wiedzieć od ciebie Khardahu, czy na ten moment od któregokolwiek z was, czy wasza kultura jakkolwiek uwzględnia stworzenia, których życie fundamentalnie zmienia się, wraz z powstaniem więzi. Czy jest to coś więcej, niż widzi się powierzchownie, czy błędem z mojej strony jest zakładać, że spełniają więcej niż funkcje estetyczne i użytkowe? – Pod koniec nieco wyostrzył ton, zyskując na pewności. Wstęp uformował mniej więcej tak, jak sobie zaplanował, lecz to od zebranych zależało, czy zamierzali wdawać się w dyskusję. Nikt nie zabraniał powrotu do swoich zajęć, bowiem nawet gdyby ktoś od razu odwrócił się i odleciał, Strażnik nie uczyniłby żadnego komentarza. Plaga tymczasem nie była jedynym stadem z którym zamierzał omówić kwestie kompanów, ale postanowił zaryzykować pierwszą rozmowę właśnie z nimi, żeby ocenić jak grupa reaguje w takich sytuacjach.
: 19 paź 2020, 12:36
autor: Barbarzyński Pogrom
Spotkanie przebiegało tradycyjnie, raczej niezbyt interesująco, ale spokojnie. Pogrom zmarszczył tylko lekko pysk w reakcji na jeden szczegół – ale nie skomentował, czekając, aż prorok dokończy. Nie uważał patetycznych przemów za konieczność, a same "tytuły i wyróżnienia" interesowały go właściwie tyle co nic. "Bogowie" mogli nim gardzić, podziwiać, stawiać za wzór albo przeklinać – i latało mu to koło zada, dopóki nie utrudniało mu życia. Kryształy były jednak zdecydowanie przydatne. Nawet jeśli niektóre z nich mogłyby wymagać zgłoszenia reklamacji, jak pewna błyskotka, która sprawiała, że wszystkie kamienie szlachetne nagle znikały mu z drogi, zamiast je podwajać.
Zbystrzał dopiero, gdy nadanie tytułów się zakończyło, a Strażnik zatrzymał ich jeszcze. Samo sformułowanie pytania sprawiło, że pysk samca wykrzywił się, a on stłumił w gardzieli kpiące parsknięcie, od którego tylko lekko zadrżało jego cielsko. Patrzył z nutą politowania, jak prorok produkował się, tak dobierając słowa, jakby byli dzikimi, wściekłymi zwierzętami czyhającymi na odgryzienie mu kończyn – jedna po drugiej. Nie wspominając nawet o tym, że wyszedł z tego tym samym straszliwy bełkot i gdyby potencjalny słuchacz nie wyraził szczerej chęci zrozumienia, mógłby mieć spore problemy z pojęciem, o ch*j tak naprawdę prorokowi chodziło.
Wypuścił powietrze głośniej, mierząc go spojrzeniem, które nagle stało się zdecydowanie bardziej przeszywające. Trudne do zniesienia w swojej intensywności i jakby... zimniejsze, co kontrastowało z czerwienią jego łusek i tą przecinającą czarne ślepia.
– Nie mamy żadnego powodu, by odpowiadać na to pytanie – oznajmił wprost. W jego głosie nie było żadnych negatywnych emocji, tylko lodowaty spokój, rzeczowe stwierdzenie faktu. – Nie jesteś ani członkiem naszej rodziny, ani nikim dla nas wartościowym, żebyśmy spowiadali ci się z kodeksu. Moglibyśmy zabijać tych kompanów bez mrugnięcia ślepiem i wciąż byłaby to tylko nasza, prywatna sprawa. Jeśli chcesz wyciągnąć informacje, musisz postarać się znacznie bardziej, "proroku".
Zmrużył ślepia, nie odrywając spojrzenia od rozmówcy. Rozsunął nagle pysk krzywo.
– ...a wypowiadając bez naszej zgody imiona, którymi posługujemy się wewnątrz Plagi, nie okazujesz nam szacunku. Nie bez powodu mamy też zewnętrzne imiona, które nadajemy sobie tylko po to, by znały je Wolne Stada – kontynuował. – Można używać naszych prawdziwych imion, jeśli sami na to zezwolimy, ale wyciąganie ich z zadu nie pokazuje twojej kultury, tylko jej brak. A sądząc po tym, jak śmiesznie ostrożnie dobierasz słowa, powinno ci na tym zależeć.
Zerknął na resztę Plagijczyków i ruchem łba zezwolił, by ci wracali do własnych zajęć, jeśli nie mieli niczego do dodania. Sam rozłożył skrzydła, ale czekał jeszcze, jakby łudził się, że padnie jakikolwiek sensowny argument. To jest inny od "jestem prorokiem" albo "bogowie tak chcą".
: 22 paź 2020, 20:15
autor: Strażnik
Liczenie na przyjaźniejszą reakcję byłoby na jego stanowisku dosyć naiwne, szczególnie biorąc pod uwagę jak burzliwą relację miał z tym stadem. Na swój sposób cała Plaga była jak Kazes, powierzchownie niereformowalna, ale rzeczywiście po prostu ponad jego zdolności społeczne i cierpliwość.
Kazes?
Nie ten sam.
Słuchając Khardaha, zachował tę samą, sztywną pozycję, choć bordowy napakowany samiec nie mógł mieć wątpliwości względem uwagi, jaką mu ofiarowano. Strażnik mógł spoglądać na innych oceniająco, lecz nigdy nie lekceważył ich przestrzeni na wypowiedź. Nawet wtedy jednak, jak wynikało z końcowych uwag plagijczyka, mógł się zwyczajnie mylić.
– Względem imion – zmieniłem swoją manierę specjalnie pod was, jako że będąc wyłącznie w towarzystwie swoich oraz moim, możecie odciąć się tedy od członów narzuconych kulturowo. Nie zwrócono mi o to dotąd uwagi, lecz jeżeli taka jest wasza preferencja nie ma powodu abym się do niej nie dostosował. Nie usłyszycie już swoich pisklęcych imion – wyjaśnił spokojnie, choć nie było w jego głosie niepotrzebnej skruchy ani łagodności. Uzasadnienie Barbarzyńskiego było prawdę mówiąc całkiem intuicyjne, bo Strażnik wcale nie znał ich imion "po znajomości", a bezpośrednio od Sennah, która mogła bezceremonialnie ich podglądać. Jeżeli znajomość ich pisklęcych mian mogła być z perspektywy plagijczyków manifestacją braku prywatności, najwyraźniej po prostu skończyła się ich cierpliwość. To nie zmieniało faktu że ich prywatne słówka znał, ale na przyszłość zachowa to dla samego siebie.
– Jeśli mowa o kompanach. Chciałbym prędzej zasugerować pewną aktywność, niźli narzucić wam konkretne postępowanie. Bądź co bądź korzystacie z dobrobytu, który oferuje wam terytorium przejęte setki księżyców temu, jeszcze nim Cień był tu jakkolwiek znany. Nie jesteście oderwani od rzeczywistości, która dotyka pozostałych – tak jak was otoczonych boską opieką, toteż nie ma powodu bym przynajmniej nie próbował zrozumieć waszej grupy – Jakże kontrastowało to z podejściem, które miał, gdy pierwszy raz stawił się przed Szydercą. Nie dbał o to jak go potraktują, nie dbał o chłód i aurę wyższości jaką emanował, ani o to że spoglądał z góry na to co zostało po ich grupie. Dziś było to inne stado, a więc nowi, bądź bardziej doświadczeni, dojrzali członkowie. Zmienił się też on, choć nie rozumiał dlaczego, ani czy na lepsze. Był w każdym razie mniej nieostrożny, bo choć stąpał po cienkim lodzie, nie miał do stracenia tak wiele, jak gdy nosił miano Opiekuna. Było to w jego postawie wyczuwalne, bo na każde słowo kładł wyraźny nacisk, głównie ze względu na swoje manieryzmy, a nie obawę przed porażką. Toczyli pojedynek, ale nie na śmierć i życie.
– O ile właśnie tego chcecie – na chwilę odwrócił wzrok od Barbarzyńskiego i powiódł nim po pozostałych – Możecie wrócić z powrotem do stada. Byłoby to marnotrawstwem czasu, z którego skorzystaliście aby tutaj przybyć, lecz rzeczywiście nie miałem wam do zaoferowania nic, poza dyskusją oraz analizą więzi. – Skończywszy tę wypowiedź, wrócił znów do Barbarzyńskiego – Jeśli właśnie to miałoby mieć miejsce, byłbym wdzięczny za osobną dyskusję z tobą, przewodniku. Być może to uczyni przyszłe spotkania mniej męczącymi, zwłaszcza że wolałbym traktować wasze stado przez pryzmat waszych zasad, a nie tych zewnętrznych. – Czy właśnie tego chcieliby bogowie?
: 24 paź 2020, 16:55
autor: Barbarzyński Pogrom
– Nie jesteś jednym z nas, byśmy mogli "odciąć się od członów narzuconych kulturowo" – sprostował krótko Khardah, cytując jego słowa z lekkim, kwaśnym skrzywieniem pyska. – Robimy to we własnym towarzystwie. I w towarzystwie tych, którym ufamy i których szanujemy.
Dobrze, że nie orientował się w szczegółach, bo bardzo nie podobałoby mu się, że jakiś bożek, którego Plaga nie uznawała i wcale nie zapraszała do siebie, bezceremonialnie podglądał ich i wtykał nos w ich sprawy, a do tego przekazywał je obcym. Ich Stado bardzo ceniło sobie swoją prywatność.
Słuchał jego wyjaśnień w milczeniu, nie przerywając mu... jednak w końcu wypuścił ciężko powietrze przez nozdrza, nie wyglądając na zainteresowanego nawet w najmniejszym stopniu, a bardziej zmęczonego i zawiedzionego. Nie usłyszał żadnego logicznego argumentu. Znów bełkot, który nie prowadził do niczego i znów nawiązywanie do "boskiej opieki". Tak, jakby strażnik nie był w stanie zrozumieć, że dla Plagi był i zawsze pozostanie niczym więcej niż zwykłym, obcym smokiem, jednym z wielu, na którego wezwania przybywali tylko dlatego, że mieli z tego materialne korzyści. I jeśli chciał z nimi rozmawiać i liczyć na rzetelne informacje, musiał zdobyć tę możliwość na takich samych zasadach co każdy inny, losowy smok z nieprzyjaznego im stada, całkowicie porzucając swój wątpliwy autorytet. Zdobyć ich zaufanie i zainteresować. Nie, żeby było to jakoś szczególnie możliwe.
– Pozwól dać sobie dobrą radę – rzucił samiec, brzmiąc niemalże uprzejmie. – Nie próbuj. Nie masz żadnego powodu, by nas poznawać, a my nie mamy żadnego powodu, by ci to umożliwić. Nie chcemy od ciebie niczego poza tytułami i kryształami, które, niestety, ze względu na decyzje innych stad możesz nam dawać tylko ty. Oszczędzisz czasu i nerwów i sobie, i nam, jeśli po prostu zrezygnujesz z prób poznania nas i zajmiesz się czymś bardziej produktywnym. Nie wiem, może polowaniem, póki ładna pogoda.
Skinął mu lekko łbem, kończąc dyskusję.
– Dzięki za kryształy – rzucił krótko, a potem wybił się z łap i machnął silnie skrzydłami, by skierować się z powrotem na tereny stada, nie widząc tu niczego ciekawego dla siebie.
: 24 paź 2020, 17:46
autor: Strażnik
Jak kamieniem o skałę. Może właśnie tak czuła się Perła w ciągu ich ostatnich rozmów. Każdy miał swoje postrzeganie godności, którą naruszyć mogło choćby uniżenie łba. Nic dziwnego, choć zjawisko nad wyraz frustrujące. Wyzwanie boskie? Nie sądził by mieli aż taki wgląd w przyszłość, lecz gdyby uznał to, choćby w ramach eksperymentu myślowego, miałby przed sobą nie lada ambitną trudność.
Plagijczycy mieli swoje nastroje i osobowości, lecz w żaden sposób się nie wyhylali. Może chcieli mieć po prostu spokój? Debaty były im nie w smak, ale że nic lepszego nie mógł im zaoferować, na komentarze Barbarzyńskiego jedynie skinął łbem. Szkoda.
Gniew oczywiście odczuwał, bo choć potrafił dobrze ukryć emocje i długo czekać na zrealizowanie pragnień, był jednocześnie osobą bardzo niecierpliwą, a każda porażka wyżerała go od środka. Choć nie zmarszczył nosa, ani wrogo nie zmrużył ślepi, to pozwolił aby przy następnym wydechu z jego pyska wydobyła się kwaśna kwasowa para, która szybko rozeszła się w powietrzu. Nienawidził tej pracy gruczołów, lecz być może bez niej musiałby zacząć rzeczywiście bawić się w emocjonalną ekspresję.
– Zastanówcie się nad swoimi kompanami. Co czyni waszą więź i czy korzystacie z pełni jej potencjału. Nie powinniście unikać myślenia z samej obawy o utratę swojej tożsamości – Rzekł do pozostałych, choć żadnego odzewu nie oczekiwał. Spakował tylko nadmiar kamieni które przed siebie wyłożył i zamierzał poczekać aż wszyscy się rozejdą.