Strona 46 z 52
Szmaragdowe ustronie
: 25 maja 2023, 19:56
autor: Szczurzy Pan
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Jego ulubione wiadomości mentalne... Sprawiały mu coraz mniejszy ból głowy, ale wciąż były wrzodem na ogonie. Szczęśliwie przy tym, ile smoków tutaj używa takiego prymitywnego sposobu komunikacji, syczał na nich nieco mniej niż zwykle.
Niemniej, treść i nadawca tej wiadomości byli intrygujący, Zhelre nie spodziewał się wezwania innego niż na ceremonię.
~ Zaraz będę. – odparł lakonicznie, choć nie miał chłodnego głosu. Ot, żołnierski, wyuczony zwyczaj.
Nie był najszybszym wężem w dziejach, jeżeli chodzi o poruszanie się na lądzie, toteż Proszek musiał wykazać się odrobiną cierpliwości nim dostrzeże w trawie Mglistego. W końcu jednak przybył, intensywnie strzelając językiem i badając okoliczny teren. Łowcze ślepia rozglądały się po okolicy, chcąc pewnie wyszukać tych dziwnych woni, których zwykł nie czuć pod wodą – i tak do momentu, gdy nie stanął przed Czarodziejem.
Skinął mu sztywno łbem. Fizycznie nie przywykł do tego gestu.
– Witaj, Aazghulu. – rzekł powoli, tylko i wyłącznie z tego powodu, że usiłował sobie przypomnieć jego Mgliste imię.
– Dobre miejsce na odpoczynek po bitwie. – rozejrzał się lekko wokół. Nawet jak na brak wody, to miejsce nie było najgorsze.
Wrócił wzrokiem do Proszka.
– O czym chciałeś porozmawiać? – zapytał, wygodnie kładąc swoją pierś na pętelce swego cielska, jakby się w nim rozsiadał.
Proszek
Szmaragdowe ustronie
: 27 maja 2023, 13:35
autor: Huragan Popiołów
Nie przeszkadzał mu fakt, iż musiał poczekać. Wręcz przeciwnie. Był w stanie dzięki temu zanurzyć się w przyjemnych wspomnieniach pierwszego spotkania Veir, które również miało miejsce w tej okolicy. Rozłożył się wygodnie na ziemi, lewy kikut układając w miarę równolegle do ciała, a głowę podpierając łapą z drewnianą protezą palca od Władczyni.
Jedyne co mogło mu przeszkadzać, to owady latające wokół i siadające na jego ciemnych łuskach. Chyba zapowiadało się na deszcz, bo robiły się bardziej uciążliwe niż zwykle. Odgonił je puchatą koncówką ogona. Spojrzał na kępę zielonej trawy. Nie potrzebował nawet używać maddary by dostrzec jej soczysty kolor. Nawet w czerni i bieli miejsce to prezentowało się niesamowicie. Były Rejwach przymknął oczy, czekając.
Wspominał pierwsze spotkania smoków Mgieł i to jak ostrożny był wobec nich. Jak obawiał się, że na każdym kroku będą pragnęli wypruć mu flaki. Pasterz karmił ten strach, opowieściami o "Złych Plagusach, którzy porywają i jedzą pisklęta". Teraz ta cała wizja bawiła go, choć i jednocześnie martwiła, że tak łatwo wszyscy dawali się wmanipulowywać w tę propagandę.
Szelest wyrwał go z zamyślenia. Uniósł pysk, oczy kierując w stronę z którego dochodził dźwięk.
–Witaj, Zhe... Poławiaczu. Wybacz, nie jestem pewny czy dobrze pamiętam, a nie chcę pomylić – uśmiechnął się przepraszająco. – Chciałem zapytać się ciebie... To może być dziwne pytanie, zwłaszcza, że to nasza pierwsza rozmowa, ale... Często przyjmujecie obcych? – zapytał, a jego ogon przesunął się po ziemi nerwowo.
// Poławiacz Szczurów
Szmaragdowe ustronie
: 09 cze 2023, 17:56
autor: Szczurzy Pan
Zhelre nie mógł wiedzieć, jakie podejście mają Ziemiści wobec Mglistych. Ba – z ledwością się domyślał, że Słońce nie jest im wrogie, choć ostatnie niewywiązanie się z pomocy w trakcie ataku na obóz ludzi podsuwało mu pewne wątpliwości. Natomiast Ziemistych nie znał wcale. Kojarzył z wyglądu jedną samicę, jeszcze z czasów Spotkania Młodych... ale nic ponad to.
Wiedział za to, jakie nastroje są w Mgłach. I czuł się z nimi dobrze.
Wygodnie ułożony, łeb miał niżej od bagienno-północnego. Nie było widać po łowcy żadnego spięcia ani stresu, ani w związku z ostatnimi wydarzeniami – jakby odnalazł tam swój cel – ani w związku z rozmową. Bycie ignorantem zwykle było dla morskiego korzystne, bo niewieloma problemami musiał się przejmować.
Ale nie umknął mu fakt, że to Aazghul jest tutaj nieco... nerwowy?
Strzelił językiem.
– Zhelre. Każdy przekręca to imię, już przywykłem. – odparł obojętnie. Emocje związane ze słym słuchem u pozostałych smoków już przeżył i teraz jest mu zwyczajnie wszystko jedno. Powiedzieliby na niego "Zhelkfde" i zapewne by odwrócił w ich stronę łeb.
Ignorancja była też czasem przydatna dla osób trzecich – Zhelre nie oceniał tego, na jaki temat jest pierwsza, druga czy ostatnia rozmowa. Miał w sobie zbyt dużo wpojonych żołnierskich zasad i wychowania, by zwracać uwagę na takie detale – liczyło się dla niego to, co zostanie przekazane. A skoro ktoś chciał się z nim spotkać tylko w tym celu – w porządku. Jeżeli zechce porozmawiać o czymś innym – niech będzie.
– Hm... Częściej, niż pojawiają się u nas pisklęta. – zastanowił się przez chwilę. Mało kto był ze sobą spokrewniony w Mgłach – jedynie rodzina Gerny była czymś, co nie rozpadało się i ich latorośle nie pochodziły z zewnątrz, a z ... wewnątrz.
– Mamy może dwie pary, które od czasu do czasu przyprowadzą jakieś swoje pisklę. Reszta Mgieł pochodzi spoza tych terenów, łącznie ze mną. – rozwinął, by przedstawić jakoś skalę sytuacji.
Po chwili rozmyślań w zasadzie można było dojść do wniosku, że to dość przykra sytuacja. Jego dawne stado było w dużej mierze rodziną z krwi, nowe pokolenia pojawiały się w obrębie stada... Tutaj wygląda to inaczej.
– A Ty? Urodziłeś się w Ziemi, czy też nie jesteś stąd? – zapytał nagle. Nic nie wiedział o Aazghulu, a teraz to chyba dobry moment, by go lepiej poznać. Nie miał jednak wątpliwości co do niego w kwestii zaufania – ot, zwyczajna iskra ciekawości przełamująca jego obojętność.
Huragan Popiołów
Szmaragdowe ustronie
: 17 cze 2023, 18:42
autor: Huragan Popiołów
– Zhelre – powtórzył. – Postaram się zapamiętać.
Kolejna odpowiedź zaskoczyła go. W Ziemi bardzo często pojawiały się nowe pisklęta, zawsze było głośno i wesoło. Mgły w porównaniu do niej zawsze wydawały mu się martwe. Choć nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Były cichsze, spokojniejsze, miały zupełnie inny klimat.
Czy to możliwe, że to co chyba zrobił Hrasvelgowi nie przekreśliło go w ich oczach?
Podniósł głowę do góry w zastanowieniu. Patrzył chwilę w niebo, a potem znów zerknął na Zhelre.
– To ciekawe, że mimo wszystko jesteście tak zgrani – końcówka ogona owinęła się wokół cienkiej brzozy. – To dzięki temu kodeksowi? – Nie był ślepy. Widział, że sporo smoków pałało tu do siebie niechęcią, choć mimo tego były dosyć zżyte w działaniu. No może poza córką Mahvran, która zdawała mu się być wyjątkowo nadęta. Proszek nie pamięta walki z ludźmi
Na kolejne pytanie kiwnął głową.
– Tak. Jestem synem Sekcji Zwłok. Podejrzewam, że robienie zamieszania mam w genach – westchnął. – Tak jak i niestabilność. Ale nigdy nie poznałem swojego ojca. Podobno był ze Słońca. Zabawne, bo nie pamiętam, bym kiedykolwiek spotkał smoka z tego Stada.
Chwilę później usłyszał głos Mahvran w swojej głowie. Spojrzał na Zhelre, marszcząc pysk.
– Też to słyszałeś? Może powinniśmy to sprawdzić...
// Poławiacz Szczurów
Szmaragdowe ustronie
: 23 cze 2023, 23:21
autor: Szczurzy Pan
Nie miał tak naprawdę rzetelnego porównania jak wyglądałoby stado bez udziału Kodeksu czy też po prostu jasno postawionych praw i granic. Dla morskiego zmieniło się tylko środowisko – prawa zostały takie same, jak wpojono mu je w dzieciństwie. Całkiem zgrabne zrządzenie losu, że po ucieczce trafił właśnie do tego spośród trzech stad, które miało najwięcej wspólnego z jego dawnymi stronami.
Zhelre... Znów nostalgia uderzyła do głowy.
Uniósł swój łeb wyżej, a ciało się naprężyło w geście skromnego przeciągnięcia się i rozluźnienia mięśni. Grzebień zaklekotał, nim ponownie osiadł na grzbiecie wężowego, a sam Zhelre w końcu westchnął. Cóż on mógł wiedzieć o tym...
– Tak bym obstawiał. Smoki nie umieją na dłuższą metę prowadzić swoich żyć po równej ścieżce, jeżeli tej ścieżki nie wskaże się im prawami, obowiązkami i zakazami. Tutaj możesz liczyć na to, że nie braknie Ci mięsa pod nosem, że skaleczenia będą opatrzone a Twój zad będzie pod ochroną tych, którzy umieją walczyć. Niezależnie od tego, jakie ktoś ma wobec Ciebie osobiste problemy. Wolę natomiast wierzyć – pewnie naiwnie – że to kwestia wdzięczności za opiekę i schronienie nad łbem. Nie sra się tam, gdzie się je. – opowiedział dość powoli, znajdując sobie w międzyczasie moment na złapanie reszty myśli i słów.
Sekcja Zwłok. Widział ją raz w życiu, bardzo pobieżnie i można powiedzieć, że praktycznie jej nie zna. Parokrotnie też przemknęło mu to niedorzeczne imię przez uszy, zwykle jednak bez szczególnie pozytywnego kontekstu. Nie miał niestety zamiaru dopytywać o takie rzeczy – z ledwością znajdywał zainteresowanie członkami własnego stada, by choć spojrzeć na kogoś, kto nie należał do Mgieł.
– Zabawne też jest to, że ja nie znam nikogo z Ziemi. – lekko wyszczerzył zęby w uśmiechu. Z oczywistych względów nie wliczał Proszka w Ziemię.
– Dopóki Twoje robienie zamieszania nie dogania głupoty takiego Hrasvelga – do którego miał bardzo osobiste pretensje od pierwszego spotkania
– ... i nie szarpie zaufania, masz pewność, że wszyscy będą Cię traktować jak równego siebie. – uśmiechnął się ponownie, już mniej szczerząc zęby. A przechylony łeb delikatnie wskazywał Czarodziejowi, że Zhelre właśnie traktuje go tak, jak pozostałych Mglistych. Z szacunkiem i zaufaniem.
I wtedy dotarła mentalna wiadomość również do niego. Skwasił się wyraźnie, nie lubiąc tej formy komunikacji za żadne skarby. Okolicę spowił cień i odległe krzyki, które Zhelre już niedawno słyszał. Pomarańczowe ślepia wyjrzały w górę dostrzegając... Na wszystkich bogów...
– Co do wszystkich lewiatanów... – wypowiedział powoli, pieczołowicie wręcz, przebijając się przez szok.
Przeniósł wzrok na Aazghula.
– Wasi bogowie wyglądają jak statki, czy mają wariackie poczucie humoru? – zapytał bez ogródek, zdawałoby się, że nie było to retoryczne pytanie.
– Chodźmy. – dodał niezależnie od zadanego pytania, ruszając w stronę ... czymkolwiek to nie było.
A przyznać trzeba, że Zhelre miał duszę na ramieniu i kilkunasto-tonowy głaz na sercu.
Huragan Popiołów
//zt, przejście tutaj:
viewtopic.php?p=573336#p573336
Szmaragdowe ustronie
: 13 lip 2023, 21:02
autor: Minoderia Mirażu
- Nigdy nie widziała siebie w roli rodzica. Tym bardziej nie teraz, gdy jej sytuacja życiowa nie należała do najciekawszych. Wprawdzie tak, wciąż żyła, a także miała pewne zapasy pożywienia, lecz tułała się na cudzej ziemi, zdana na łaskę obcego przywódcy. W każdej chwili mógł zakazać jej wstępu na słoneczne tereny, a wtedy... cóż, nie bardzo miałaby co ze sobą zrobić. Nie spodziewała się również, by spotkanie nieznajomego samca zaowocowało wydaniem na świat potomstwa. Och, jak bardzo uderzył ją brak dostatecznej wiedzy, który pozwoliłby jej spodziewać się tego, co miało nadejść.
Powitanie jaja sprawiło jej pewien problem. Nie należało to do najłatwiejszych zadań, zaś ból, który odczuwała w trakcie, był dość intensywny – szczęście w nieszczęściu, że nie zajęło to zbyt wiele czasu. Jajo było jedno. Nie była na tyle doinformowana, by zmartwić się tym faktem. Gdy pierwszy szok minął, Sytherai zaczęła przeszukiwać chaotycznie błądzące po jej łbie myśli, rozważając nad tym, co powinna zrobić. Rozsądek naturalnie kazał jej odrzucić jajo, rozbijając je o pierwszy lepszy kamień, ciskając nim z całym impetem zawartym w zredukowanych, wężowych łapach. Zaniechała jednak takiej wersji wydarzeń – i wcale nie było to objawem wielkoduszności, jaka obudziłaby się w niej za sprawą mistycznego, macierzyńskiego instynktu. Zwyczajnie uczuła, że postępując w ten sposób, postąpiłaby podobnie jak smoczyca, którą, w swoim mniemaniu, słusznie pozbawiła życia. Skazałaby pisklę na jedno, bez możliwości zmiany. Ona, oskarżona o morderstwo, została odrzucona od grupy, którą zwała rodziną. Miałaby skazywać pisklaka na to samo wyłącznie dlatego, że nie chciała bawić się w matkowanie? Myśl o tym wywołała prychnięcie, zupełnie tak, jakby absurdalnym był w ogóle zarodek podobnej idei. Przyciągnęła jajo bliżej siebie i trwała z nim tak, dbając skrupulatnie. Uważała, cokolwiek przy nim robiła, aby nie naruszyć delikatnej, wapiennej struktury, a także by jajo nie wyziębiło się podczas nocy z przelotnymi opadami.
Klucie i pierwsze księżyce życia klutka były dla niej czymś nowym. Chwała niebiosom, że wylazło zdrowe. Naturalnie, po automatycznych odruchach wypełzłej z jajka samiczki, domyśliła się, co należy zrobić by umożliwić jej zaczerpnięcie powietrza, pomóc jej stać na nieprzyklejających się do wszystkiego za sprawą jajecznej mazi łapkach i tym podobne. Obserwowała córkę i karmiła ją niewielkimi porcjami mięsa czy napotkanych, drobnych owoców. Radziła sobie, będąc z samej siebie poniekąd zadowolona. Życie samotnika było ciężkie, a odchowanie pisklęcia w niesprzyjających warunkach – jeszcze gorsze! Ale oto była, poradziła sobie samodzielnie nie tylko z kluciem, ale także wykarmieniem i postawieniem na łapy malucha. Zdawała sobie jednakże sprawę, że im samiczka robiła się starsza, tym prędzej należało podjąć słuszną decyzję o jej przyszłości. Nie chciała robić z niej wyrzutka, nawet, jeśli zatrzymanie smoczęcia przy sobie miało pewne plusy. Bywała niesłuszna i nieempatyczna, ale wykorzystywanie nieświadomego, młodego życia było dla niej powyżej granic tego rodzaju kompetencji.
Ojcem oczywiście musiał być Grad. Z nikim innym nigdy nie była. Samiec nie wiedział jeszcze o niczym, nie powiedziała mu. Obserwując jednak smoczątko bawiące się pewnego dnia czymś z wyraźnym zaciekawieniem, stwierdziła, że najlepszym wyborem będzie przekazanie pałeczki w wychowaniu jej właśnie Gradowi. Nie obchodziło jej, czy chciał tego pisklęcia. Miał zabrać je ze sobą. Wychować, żeby nie stała się żadnym dzikusem, wyrzutkiem, społecznym odpadkiem. By nie stała się nią. Żeby nie padła z głodu, gdy jej apetyt wzrośnie, a Sytherai nie będzie w stanie wykarmić ich obu. Potrzebowała stada.
~ Gradzie. Spotkajmy się, proszę, w centrum Szmaragdowego Ustronia. ~ przekazała, mając nadzieję, że mentalne wiadomości działają tu na tyle sprawnie, by posłyszał ją z terenów jego stada.
Wężowa wylegiwała się na puchatej trawie ustronia, pod jednym z większych, rozłożystych drzew. Córkę, którą nazwała Seaynah, w skojarzeniu z jej głębinowomorskim kolorem, przypominającym jej egzotyczne, kolorowe wody z dalekich stron, zabrała oczywiście ze sobą. Pozwoliła jej dokazywać i bawić się w większych kępach trawy, obserwując ją kątem oka w milczeniu. Wzdychała co jakiś czas, z wyczekiwaniem rozglądając się wokoło, nierzadko zadzierając łeb ku górze, by wypatrzeć znaną już, masywną sylwetkę skądkolwiek miałaby nadciągać.
Szmaragdowe ustronie
: 13 lip 2023, 21:45
autor: Malachitowa Noc
Sea nie zdawała sobie sprawy z tego, jak jej pojawienie się na świecie skomplikowało życie rodzicielki. Nie przeczuwała nawet, jakie myśli oraz rozwiązania w ten czas przychodziły do łba jej matki, jednak gdyby nawet, na ten moment, nie wielkie miałoby to dla niej znaczenie. Nie miała za wiele wyraźnych wspomnień z tych pierwszych księżyców życia. A przynajmniej z pierwszych dwóch, które opierały się głównie na szukaniu jedzenia podsuwanego przez opiekunkę, czy snu w jakimkolwiek zakątku, w którym się akurat zatrzymywały.
Pamiętała jednak ten wszechobecny upał, żar lejący się z nieba, sprawiający, że każdy oddech zdawał się mozolną pracą i przyjemny cień pod rozłożystymi konarami drzewa. Cichy głos matki, tłumaczący jej co jakiś czas o świecie, który je otaczał, niczym cicha kołysanka. Niekończące się wędrówki, czasem przewijające się postaci innych stworzeń mniej lub bardziej podobnych do matki, ale pachnących tak różnie, że aż niezrozumiale.
Sea w tych pierwszych księżycach raczej bezrefleksyjnie przyjmowała to, co zsyłał jej los oraz wola jej matki. Jednak z czasem świat, w którym żyła, począł interesować ją bardziej. Przez kolejny księżyc chłonęła więc wiedzę, którą dzieliła się jej opiekunka, a także przekuwała niekończące się harce w naukę. Z czasem coraz szybciej biegała, ale też i dłużej, łatwiej omijając wszelkie przeszkody, a nawet mniej bojaźliwie taplała się w płytszych stawikach i źródełkach, chociaż do samej wody raczej miłością nie zapawa nigdy.
W ostatnich dniach coś się w powietrzu zmieniło, otaczająca je aura jakby zgęstniała, a sama mama, i tak dosyć milcząca, zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Sea więc obserwowała ją uważniej, kryjąc się pośród krzaków, próbując nazwać to nieprzyjemne uczucie.
Niepokój.
Im bardziej jednak krążyła, a nawet próbowała zagadywać, tym bardziej zdawkowe odpowiedzi dostawała. Sfrustrowana, miętosiła w pysku grzywę, nie wiedząc, jak rozumieć to dziwne zachowanie.
Dzisiejszy ranek miał dostarczyć odpowiedzi małej samiczce. Gdy matka zarządziła jedną z licznych wędrówek, Sea już z mniejszym zmartwieniem ruszyła za nią, skupiając się na eksploracji wonnego zagajnika. Tyleż było tu możliwości, nie wiedziała na czym spojrzenie zawiesić, więc starała się badać wszystko po kolei. Krzewy obsypane kolorowym kwiecie, roje wielobarwnych owadów, które wciągały ją wgłąb krzewin, aż w końcu przysiadła jakieś kilka ogonów od matki, na pagórku porosłym wysoką, miękką trawą. Rozłożyła nieco pierzaste skrzydła, strzygąc długimi uszkami, nasłuchując rozkosznych trelów buszujących w koronach drzew ptaków.
Jakiś czas później zerwała się jednak na równe łapki, otrząsnęła się, niczym zmoczony kocur i pognała do swej rodzicielki, która wzdychała od czasu do czasu, jakby zadumana. Wsunęła się pomiędzy jej przednie łapy, jak zwykła robić nie raz i nie dwa, ocierając się bokiem o jej pierś. Zaciągnęła się znajomym zapachem, a następnie przewaliła na grzbiet, padając na jedną z łap mamy, zerkając na nią błyszczącymi ślepkami, z zabawnie przekrzywionym łebkiem. Splątana grzywa walała się wokół niej.
– Mamo, spójrz, jestem tutaj – zaczepiła rodzicielkę wesołym głosikiem, pacając ją łapką po piersi.
Przekręciła się na brzuszek, kładąc pyszczek w zgięciu jej łokcia.
– Wydajesz się smutna, mamusiu, i czekasz... Czemu czekasz? Poznamy dzisiaj kogoś nowego? – ciągnęła swój wywód, nieco podekscytowana, chociaż zmarszczyła przy tym pyszczek w zmartwieniu.
Dotąd poznawanie nowych było fascynujące, jednak dzisiaj nie była tego taka pewna. Czuła się, jakby coś ją pętało, tak dziwne emocje osiadły w powietrzu.
Szmaragdowe ustronie
: 14 lip 2023, 1:01
autor: Minoderia Mirażu
- Nie przywiązywała się do nikogo, może za chorym wyjątkiem toksycznej relacji, jaką dzieliła z przybranym bratem. Od czasu do czasu kierowała swoje myśli ku samcowi, jak gdyby była w stanie odgadnąć, co ten porabia i jak się ma. Nie widziała go od momentu, w którym rozstali się na tych terenach, co było co najmniej dziwne. Nie wydawało jej się, by dołączył do któregoś ze stad, ponieważ jego woń wciąż była tutaj obecna. Mimo to, Sytherai nie czuła przywiązania jako takiego do kogokolwiek innego – zdrowej, rodzinnej więzi, czy chociażby przyjacielskiej, która popycha do okazywania empatii, wzajemnego szacunku i chęci przebywania we własnym towarzystwie. Mimo to czuła, że ten niewielki pierwiastek, hasający teraz nieopodal niej, był wyrwaną jej cząstką. Na myśl o oddzieleniu jej od siebie nie czuła się komfortowo – tak, jak to początkowo zakładała. Pozbędzie się problemu, zapewni jej przyszłość i umyje łapy, bowiem postąpiła słusznie, tak, jak zrobiłaby to dobra matka. Nie była w stanie określić, dlaczego pewna część jej wnętrza nie chciała oddawać pisklęcia jego ojcu. Wychowa ją samodzielnie, w bezpiecznych granicach stada, z daleka od matki? Czuła poniekąd, że w pewien sposób to byłoby najlepsze rozwiązanie. Ona mogłaby zapomnieć o pisklęciu, o Gradzie.
Nie wiedziała, że daje po sobie cokolwiek znać. Być może niedługi okres ciąży i samo wychowywanie klutka osłabiło nieco jej czujność, pozwalając jej regenerować siły kosztem przywdziewanych każdego poprzedniego dnia masek. Z zamyśleń wyrwały ją poczynania latorośli i jej piskliwy, pisklęcy głosik. Pozwoliła jej otrzeć się i rzucić małe ciałko pomiędzy przednie łapy, układając łapę na brzuchu smoczątka, jakby odpowiadając tym samym na pacnięcia. Zamiotła za sobą ogonem, kiedy samiczka ułożyła się odwrotnie i poczęła zadawać jej pytania. Orzechowe ślepia wpatrzyły się w zielone odpowiedniki, a Sytherai uśmiechnęła się nieco, by nie martwić pisklęcia o wiele bardziej, aniżeli to było konieczne. Nie wiedziała, jak prędko dzieci się rozwijają. I kiedy stają się na tyle świadome, by zacząć zadawać problematyczne pytania.
– Nie jestem. – smutna, znaczy się. Wężowa szyja wygięła się w bok, by smoczyca mogła ułożyć łeb tuż przed pisklęcym, niewielkim ciałkiem. – Widzisz, Sea – masz nie tylko matkę. Dzisiaj chciałabym, żebyś w końcu poznała też swojego tatę. Powinien przyjść tutaj niedługo. Tak myślę.
Ostatnie słowa wymamrotała, a jej ton wskazywał na chęć wymuszenia na samej sobie przekonania. Uniosła łeb i rozejrzała się raz jeszcze, zanim nie powróciła wzrokiem do córki, po której łuskach na łebku ostrożnie przesunęła palcem, zaraz odsuwając jeden z kosmyków zmierzwionej grzywy z jej pyszczka.
Seaynah
Szmaragdowe ustronie
: 14 lip 2023, 10:25
autor: Grad Skał
Ostatnio jego życie układało się w same czarne niczym otchłań stosy zmartwień. Mahvran z dnia na dzień okazywała coraz większe niezadowolenie jego poczynaniami. Zakazała mu nawet wstępu na arenę jeśli nie przeprosi (z ziołami w łapie!) Hermesa. Odsunięcie go od stadnych uzdrowicieli było kolejnym ciosem. Jeśli jednak wiedźma myślała, że to go powstrzyma przed zaniechaniem bitek. Parsknął wkurzony.
W każdym razie jedyny płomykiem w tym całym gównie okazały się być narodziny Gafy i spotkanie Sytherai. Wiecznie nabuzowany samiec znajdował ukojenie w energicznych ślepiach córki i tlących się wejrzeniu samotnej samicy. Co prawda nie widywał jej często… ale uznał, że to dla jej dobra. Był od niej starszy, był wybuchowy, z takim bagażem jak jego tylko by jej ciążył. I oto pewnego dnia odezwała się do niego.
– Gafa lecę potrenować, nie zabij Lhatarka jak mnie nie będzie, co?
rzucił do córki i wyszedł w pośpiechu. Czy było mu źle, że jej kłamie? Nie. Nie powinna interesować się takimi rzeczami, jeszcze nie. Może nigdy.
Poza tym zawsze dobrze mówił o jej matce, a tu nagle miałaby poznać jakąś inną samicę? Nie, za dużo tłumaczenia. Może też straciłby w jej ślepiach.
Przybył drogą powietrzną, lądowanie jak zwykle w jego wypadku było mało eleganckie. Ciężkie łapska zetknęły się z ziemią, a ogon który walnął o glebę wzniósł tylko więcej pyłu. Machnął opalizującymi skrzydłami i złożył je podchodząc jednocześnie do Sytherai. Nie widział jeszcze malucha w jej łapach. Nie wiedział też, że inny wścibski maluch podąża za nim.
– Sytherai jak tam zdrowie pchełko.
rzucił uśmiechając się pod nosem. Może nie powinien tak rozpoczynać rozmowy? Czy zabrzmiał jak zdesperowany obleśny staruch? Zacisnął pysk po czym szybko dodał krótkie
– Wybacz.
Pył opadł, a on dostrzegł w końcu inny kolor na jej łapach. Zmarszczył brwi. To kompan jakiś? Bardzo, bardzo głęboko pod twardą czaszką wiedział, że to pisklę. I bardzo, bardzo głęboko usłyszał swój poirytowany głos.
“Znowu?”
Nie, to nie było pisklę i na pewno nie było jego. Przecież leżał z nią tylko raz! Czekał jednak na co to powie. Jego wzrok nie był wystraszony czy zniesmaczony. Stał po prostu jak wryty i gapił się na malucha.
Sytherai Seaynah Waląca Łuska
Szmaragdowe ustronie
: 14 lip 2023, 19:45
autor: Ostra Jazda
- – Dobraaaa, tylko na kolację wróć bo nieznośny jesteś jak sobie nie pojesz po tym treningu – w odpowiedzi, zanim Wojownik wyruszył usłyszał chichot swoje córci, dobiegający z takiej jej własnej części groty. Oczywiście dalej właziła mu do wyra, czasem żeby go wcześnie obudzić a czasem bo po prostu przy tacie było jej cieplej ale większość czasu spędzała już jednak w swojej części groty.
Kiedy usłyszała że odleciał a łopot skrzydeł przestał wydawać echo, przeszła sobie do głównej części Zimnej Groty. Spojrzała na Lhatarka a potem westchnęła ciężko.
–... On serio myśli że ja jestem jakaś.. Przygłupia? I węchu nie mam? I ślepa jestem? – jej ton nie miał jakiejś znacznej pretensji, bardziej brzmiał na znudzony. Owszem, pewnie Aoha chciałby żeby zawsze była uroczym, niezdarnym pisklęciem ale to na swój sposób było też zgubne – Młodziki często widziały i słyszały więcej niż by się dorosłym wydawało a on sam uczył ją by dobrze obserwować. Mama to samo. Więc jak miała nie zauważyć pewnych sygnałów, nawet jeżeli były jakiś czas temu? A jeszcze jak od razu go z tym skonfrontowała, udawał idiotę.
Podrzuciła kawałek suszonej sarniny do góry, częstując nim Lhatarka.
Mieli raczej negatywną relację ale dla dobra Gradu, powinni teraz zakopać topór wojenny.
– Zabawimy się, co? W Łowce. Niech nie myśli że mnie oszuka, chooodź będzie śmiesznie – zachichotała do feniksa a potem sama wyszła z groty i.. Wzbiła się do lotu.
Lhatark prowadził ją jak po sznurku, chyba przekupiony mięsem a może całym tym jej gadaniem że zrobią sobie na wojownika zasadzkę? Dał jej znak kiedy powinna wylądować, żeby czasem nikt jej nie zauważył na niebie a ona tym razem była bardzo posłuszna. Wylądowała miękko, dotykając łapami trawy. W locie poprosiła feniksa by skorzystał ze swojej magii i przekazywał jej całą rozmowę.
– Pchełko? Pffff, jaki flirciarz o ja Cię nie mogę – zaśmiała się cichutko do ptaszyska a potem zaczaiła w pobliskich krzaczorach. Były na tyle gęste że ciężko było ją dostrzec a jeszcze fioletowe kwiaty.. No była wręcz niewykrywalna! Była kawałek dalej od całego miejsca ale dobrze widziała szczegóły.
Ślepia spoczęły na wężowej.
– Uuu. Jaka ślicznotka.. – gwizdnęła cichutko, choć dobrze wiedziała że futrzaste i drobne potrafią być niezłymi ziółkami. Reeina była tego świetnym przykładem, choć im starsza Gheina była, tym jakoś bardziej udzielało jej się trochę zachowań uzdrowicielki.
Śmieszki zakończyły się na tym, gdy zobaczyła mały punkcik miedzy smokami. Tata też się w niego wpatrywał ale że maluch był.. Mały, Walącej ciężko było wyłapać cokolwiek poza kolorem i grzywą.
– Ty paaaatrz. Dzieciatą sobie przygruchał... – oj gdyby Gienia miała beziki, to właśnie by je żarła.
Sytherai Grad Skał Seaynah
Szmaragdowe ustronie
: 14 lip 2023, 20:15
autor: Minoderia Mirażu
- Wiek Gradu, szczerze powiedziawszy, był dla niej najmniej istotny. Nie przywiązywała wagi do minionych księżyców cudzego życia na tyle, by przejmowało ją to w jakiś sposób. Szczerze powiedziawszy doceniała doświadczenie, o ile potrafiło się je przełożyć na wiedzę i odpowiednio z niego korzystać, udowadniając jego faktyczną wartość. Nigdy więc nie zastanawiała się nad tym, a z racji nieotrzymania takiej informacji, pozostawała nieświadoma faktycznego wieku smoka. Wizualnie również było to ciężkie do oszacowania, więc nie pozwalała, by zaprzątało to w jakimkolwiek stopniu jej myśli.
Speszyła się nieco jak niepoważna młódka, która nie skończyła jeszcze dwudziestu księżyców. Uniosła łeb, kiedy zbliżył się i uśmiechnęła się nieco krzywo. Nie chodziło o pseudonim, którym uraczył ją już któryś raz. Szczerze powiedziawszy fakt, że wymyślił nazwę indywidualnie dla niej, odmienną od jej imienia, czyniąc z tego pseudonim, którym wyłącznie on ją nazywał, był dość miły w odbiorze. Nawet, jeżeli pchłą czuła się bardziej w negatywnym tego słowa znaczeniu, to potrafiła dostrzec, co Grad miał na myśli, nazywając ją właśnie w ten sposób. Rozwarła pysk, by odpowiedzieć mu, jednak głos ugrzązł jej w gardle i ostatecznie nie wydała z siebie żadnego dźwięku. W końcu bowiem spojrzenie samca zwróciło się ku ich wspólnemu, jak miał się zaraz dowiedzieć, potomkowi, zaś kamienny, obojętny wyraz, w połączeniu z wydatnymi rysami cechującymi pysk Mglistego, wywołało pewne niezidentyfikowane uczucie mniej więcej na wysokości żołądka Sytherai. Po raz pierwszy przemknęło jej przez myśl – co jeżeli jednak faktycznie nie zabierze pisklęcia ze sobą? Nie zechce otoczyć go należytą opieką, pozwalając mu na życie w stadzie? Zadrżała, zaś złość wzrosła w jej wnętrzu, nawet kiedy Grad niczego jeszcze nie powiedział. Zacisnęła łapy na gruncie i wzięła głębszy oddech.
– ...To nasze pisklę. – zaczęła spokojnie, nieustannie obserwując pysk górskiego w poszukiwaniu najdrobniejszych nawet na nim zmian. Zmrużyła ślepia i westchnęła cicho, kierując wejrzenie ku pisklakowi. Nie było niczemu winne. Zasługiwało na stado. – Ja... Nie powiedziałeś mi, że tak się stanie. – nie chciała, by zabrzmiało to pretensjonalnie, toteż zaraz dodała prędko, zanim samiec zdołał się odezwać. – Ale to nic nie zmienia. Zajęłam się nią jak mogłam przez tę parę księżyców. Nazwałam ją Seaynah. Nie wiedziałam, kiedy będzie dobry moment, żeby Ci powiedzieć, więc czekałam.
Spojrzała na niego raz jeszcze, orzechowymi ślepiami o ciepłej barwie, które jednak cechował teraz hardy, pewny siebie wzrok, dla którego sprzeciw był czymś absurdalnym.
– Gradzie. Zabierz ją ze sobą. Do Mgieł. Do stada. – dźwignęła się na przednich łapach i podniosła się do siadu, choć w dalszym ciągu zmuszona była spoglądać ku górze, by spotykać spojrzeniem ślepia Gradu. – To zapewni jej lepszą przyszłość, lepszy rozwój. Będzie bezpieczna i zawsze syta, niezdana na czyjąkolwiek łaskę, a zostanie częścią społeczności, od której dostanie tyle samo, ile do niej wniesie. Nie stanie się wyrzutkiem tułającym się po okolicy tylko dlatego, że ktoś jej na to pozwoli. Odpadem, którego życie toczy się, choć niewiele zmienia. Nie wiem jak długo byłabym w stanie zapewniać jej to, co niezbędne.
Poczucie obowiązku było dla niej czymś nowym, bowiem tym razem niewiele rzeczy miało dla niej znaczenie. Większy jednak interes miała w tym, by nie stać się przedłużeniem łapy przybranej matki, aniżeli w utrzymaniu klutka przy życiu, zapewniając mu tym samym nabieranie doświadczenia. Nawet, jeżeli było to powiązane, nie wiązało się to z macierzyńskimi uczuciami.
Pingi
Grad Skał | Seaynah | Waląca Łuska
Szmaragdowe ustronie
: 15 lip 2023, 19:40
autor: Malachitowa Noc
Ciężko było się dziwić dorastającemu pisklęciu, że szybko musiało się nauczyć rozpoznawać zagrożenie – nawet to płynące z mniej oczywistego źródła, którym był rodzic z krwi.
Gdyby nie wnikliwa obserwacja, spora część młodego przychówku po prostu padłaby łupem drapieżników, nawet pomimo opieki dorosłych osobników. Zwłaszcza one, żyjące poza marginesem ochronnego stada – nie żeby to cokolwiek miało mówić małej Sea. Owszem, możliwe że mama wspominała coś nie coś o tutejszych zasadach, a może nie. Najważniejszą dla niej szkołą życia było zewnętrze. Rozległe lasy i jeziora, łąki i niewielkie pagórki, po których wędrowały. Dla niej był to bezkres. Naiwne stworzonko.
W każdym razie, gdy tylko nie eksplorowała akurat mijanych zakątków, obserwowała swoją mamę, uczyła się, chłonęła jej postawę do mijanych obcych. Podświadomie wiedząc, że to ważne, że tylko w ten sposób pozna zasady funkcjonowania w tym świecie.
Wiotki ogon to wił się, to uderzał na boki, kiedy łeb matki spoczął bliżej niej. Zachichotała wyciągając łapki przed siebie, chwytnymi paluszkami łapiąc za nozdrza rodzicielki. Wygięła szyję, zaglądając w jej ciepłe, brązowe ślepie.
–Naaprrawdę? – upewniając się , co do smutku.
Zastrzygła uszami, marszcząc skórę nad barwami, troszkę zbita z tropu.
Nie bardzo rozumiała sens wypowiedzi swej mamy, że ma jeszcze tatę. Jakiego tatę? Czym jest tata w ogóle?
Prychnęła, potrząsając łebkiem, a gdy głowa mamy wróciła na miejsce, pociągnęła delikatnie za kępkę jej grzywy.
– Ale jak mogę nie mieć tylko ciebie, mamo? Zawsze byłaś tylko ty i ja, no i czasem ci inni... Tata, to tak zabawnie brzmi, ale co dokładnie znaczy? – paplała jedno przez drugie, gubiąc czasem słowa, to nieco się jąkając, jeszcze nie nawykła do płynnego mówienia. Ale bardzo starała się być dokładna, ze skupieniem artykułując kolejne głoski. Strzyknęła w końcu językiem, nie do końca ukontentowana, ale mająca nadzieję, że mama doskonale ją zrozumie. Wszak potrafiła wszystko, nawet czytać w jej myślach, gdy jeszcze nie potrafiła mówić, ale dziwnym trafem jedzenie zawsze pojawiało się przed nią na czas, a ciepły, silny język masował obolały brzuszek. Sea nie znała innego życia, ani zachowań, więc chcąc nie chcąc, nasiąkła nieco matczyną rezerwą. Jednak, jak to pisklę, jednocześnie łaknęła uwagi, akceptacji do tego, kim się stawała, gdy poznawała świat. Miało się jednak okazać, że nie zna go w ogóle.
Uszy samiczki zadrżały, nozdrza poruszyły się, a skrzydła odruchowo przykleiły do boków, gdy wychwyciła hałas. Potężne łup-łup rozchodziło się w powietrzu, niosąc zmianę ciśnienia charakterystyczną dla nadlatujących obcych, chociaż znowu nie widywała tego nazbyt często. Czasami tylko obserwowała ze swojego schronienia kołujące gadziny w przeróżnych kształtach, wielkościach oraz kolorach, zadziwiona taka różnorodnością i zafascynowana.
Wielka sylwetka wychyliła się znad koron drzew, omijając poszczególne konary i zdawało się, że zmierza ku nim.
Samiczka syknęła, podwijając wargi, bardziej jednak wystraszona, niż rezolutna w tym momencie. Przylgnęła bliżej matczynej piersi, siadając z początku przykulona. Kiedy wielki smok wylądował, posyłając ku nim drobiny kamieni oraz zasłonę pyłu, uniosła skrzydło, aby nim się przesłonić.
Serce w drobnej piersi waliło wściekle, aż miała wrażenie, że dudniący puls ogłuszy ją, a skoro był tak głośny dla niej, zaczęła się martwić, że i obcy może go usłyszeć. Przełknęła więc ciężko ślinę, wzięła głęboki wdech i wyprostowała się w siadzie, uważnie obserwując obcego, próbując być odważniejsza, niż w rzeczywistości. Nie mogła przecież wiedzieć, czego się spodziewać, ale podświadomie też nastawiła każdy zmysł, aby obserwować matkę. Węszyła więc w powietrzu, próbując rozpoznać docierające do niej zapachy, ale też nasłuchiwała. Mama nie zdawała się być wystraszona, nie czuła kwaśnego zapachu charakterystycznego dla tego uczucia.
No dobrze. Mama mówiła, że ktoś ma przybyć. Ktoś kto nazywa się tata. I niby on ma być też jej, tak jak jej mama, chociaż za nic nie rozumiała, co to oznacza w praktyce, bo niby skąd?
W łebku jednak snuła, że musi być ważny, bo mama była dla niej ważna. Tylko w jaki sposób ten obcy ma być ważny? Tego pojąć nie mogła.
Westchnęła sfrustrowana, w końcu stawiając na wesołość. To przeważnie pomagało, nawet przy mamie. Przekrzywiona więc łebek, uśmiechając się nagle szeroko, tylko czasem po jej grzbiecie przebiegał dreszcz niepokoju.
Słuchała znajomego tembru głosu swej rodzicielki, a gdy ta wstała, samiczka nieco przezornie cofnęła się wgłąb kolumn maminych łap. W końcu nigdy nie wiadomo, prawda?
Pierwsze słowa niezbyt docierały do Dwa, dopiero kolejne wzmianki sprawiły, że rozwarła szeroko pysk. Nie bacząc już na nic, wysunęła się spomiędzy łap matki, wspięła się na tylne łapki i oparła o matczyną łapę.
– Jak zabierz? Dlaczego zabierz? Nie może, muszę być z tobą – zaczęła zaskoczonym głosikiem – Zrobiłam coś nie tak? To o to chodzi? Mamusiu, nie oddawaj mnie, postaram się być lepsza, będę bardziej posłuszna, nie będę się już tak oddalać, zawsze zjem wszystko bez marudzenia, będę lepiej się uczyć. Naprawdę będę lepsza. Kto będzie z tobą, mamo? Nie możesz tu zostać sama... No i nie znam tego... Tata. – z początku głos samiczki był pełen zapału, ale z każdym słowem wkradało się w niego coraz więcej rozpaczy. Na koniec zetknęła niepewnie na siedzącego samca, to na matkę, a jej uszka oklapły.
Smoczę w żadnym razie nie rozumiało matczynych pobudek, nie rozumiało dlaczego ma ją opuścić. Dlaczego ma zostawić za sobą wszystko to, co zna. Czuła się, jakby zrobiła coś naprawdę złego i mama chciała ją ukarać, tak jak raz wlazła do lisiej nory, nie wiedząc, że mieszkają tam takie stworzenia. Mama wtedy bardzo się gniewała, chociaż pewnie też się bała, ale tego samiczka przecież nie wiedziała.
Sytherai Waląca Łuska Grad Skał
Szmaragdowe ustronie
: 16 lip 2023, 16:02
autor: Grad Skał
Nasze... oczywiście, że nasze. Przecież tylko on w życiu miał tyle szczęście prawda? Szczęki zacisnęły się mimowolnie nieco mocniej, a gdy samica nieopatrznie dodała, że jej nie ostrzegł... cóż wtedy pojawiła się też zmarszczka między ślepiami. Wziął odpowiedzialność za ich spotkanie, wytłumaczył jej jak to będzie. Zaopiekował się nią wtedy. Czy to faktycznie była jego wina, że zapomniał napomknąć o pisklętach? Cholera.
Przepaść między nimi była jeszcze większa niż się obawiał. I jak ta młoda poradziła sobie z wychowaniem pisklęcia skoro tak niewiele wiedziała o życiu. Na bogów.
Aoha uniósł łeb i spojrzał w niebo jakby szukał tam odpowiedzi na swoje pytania. I co miał zrobić? Milczał, co chyba nie wróżyło dobrze. Milczał jednak po to by usłyszeć po co go wezwała. Domyślał się teraz, ale chciał to usłyszeć z jej pyska. I proszę. Padło. Zamknął ślepia i opuścił w końcu łeb. Miodowe oczy padły na samicę, na jej smukły pysk.
– To, że potrafiłem zaopiekować się tobą nie oznacza, że umiem zająć się pisklęciem. Sama widzisz jak wyglądam. Naprawdę chcesz mi powierzyć to maleństwo?
mówiąc to rozłożył lekko swoje skrzydła. Grad był dobrze zbudowany, ale jego ciało zdobiło też wiele blizn po licznych walkach. Wgłębienia w łuskach miały nieco jaśniejszy odcień, były szersze na udach i węższe na szyi, błony na końcach były nieco postrzępione.
Złożył skrzydła i spojrzał na Sea która zareagowała jak większość piskląt.
– Nie powiedziałaś jej, że przyjdzie zły smok i ją zabierze? Sytherai.
westchnął wypowiadając imię smoczycy. Była sprytna, ale brakowało jej wiedzy na tak wielu polach. Czemu do jasnej cholery czuł się za nią odpowiedzialny?
Aoha zamarł na moment i warknął odwracając się za siebie. Wstęga dymu opuściła jego nos.
– Lhatark, zrobię z ciebie obiad.
powiedział lodowato czując obecność kompana nieopodal. Skoro on tu był to kto był z Gafą?
– Gdzie Gafa, miałeś jej pilnować.
ostatnie słowo niemal utknęło mu w gardle gdy feniks spojrzał na adeptkę ukrytą w krzakach obok niego. Ślepia kompana przekazały Gradowi to co widział.
– Gafa...
wykrztusił. Nie dobrze. Bardzo nie dobrze. To był tragicznie zły moment.
Sytherai Waląca Łuska Seaynah
Szmaragdowe ustronie
: 16 lip 2023, 16:34
autor: Ostra Jazda
- Każde zdanie zagęszczało w jakiś sposób atmosfere jeszcze bardziej. Gdy samica wypowiedziała zdanie to "Nasze pisklę" to Młódka zrobiła tak wielkie ślepia iż wyglądała, jak gdyby powtykała sobie tam bursztyny. Zaczęła jeszcze bardziej przyglądać się małej i.. Hah, posłała feniksowi wieeeelki uśmiech! Wszyscy w Mgłach mieli rodzeństwo lub takowo się traktowali a Gheina jako jedynak czuła się tak, jak gdyby coś ją omijało. Co prawda nie znała się na byciu "tą starszą siostrą" ale miała tak dużo wzorów do naśladowania iż była gotowa wylecieć z tych krzaków, szerząc głośne okrzyki radości.
Tylko że tak szybko jak Sytherai zapaliła w niej tę radość, tak szybko ją zgasiła.
Odwróciła łeb, wbijając w nią swój wzrok i z każdym kolejnym zdaniem wbijała szpony w ziemię. Jak ona w ogóle tak mogła?? Lhatark mógł zauważyć że napięła mięśnie, szczerząc kły.
Owszem, jej matka również oddała ją tacie pod opiekę lecz patrząc na jej tryb życia, karierę i to jak DALEKO żyła ona od Gradu w jakiś sposób po prostu poukładała sobie to w głowie. Szczególnie że wiedziała iż gdy podrośnie, będzie mogła ją odwiedzić. A ta tutaj? Wolała wybrać bycie, jak sama nazwała "wyrzutkiem" niż po prostu dołączyć do ich stada i być przy swoim dziecku?
Reakcja małej – jak się okazało siostrzyczki – nie była lepsza. Czyli, nawet nie posiliła się na to żeby wytłumaczyć jej to wcześniej? Tylko postawiła ją przed faktem dokonanym?
– Co za ścierwo.. – warknęła, chowając zębiska. Nie mogła jednak niczego zrobić.. Po pierwsze była stanowczo za mała a po drugie... Nie chciała robić tacie przykrości. Lubił ją a patrząc po sobie wiedziała że raczej nie odmówi przyjęcia pisklęcia pod swoje skrzydła i da mu najlepszy dom, jaki kiedykolwiek będzie miało.
A ona jako starsza siostra i przyszły piastun bardzo chętnie mu pomoże!
...I wojownik zaczął gadać. A Gafa dopiero co się uspokoiła, próbując nie zabić Sytherai wzrokiem z krzaczorów. To ten dolał oliwy do ognia. Spojrzała znów na ptaszysko.
– .. No debil. Słyszysz co on ględzi? – zapytała retorycznie i była gotowa na kolejne rozwinięcie się całego scenariusza, kiedy to Tatko odwrócił się w stronę krzaczorów w których siedziała. Oho, Lhatark już ją wydał? A może po prostu samo to że był w pobliżu ją wydało? Nie rozumiała jeszcze całej tej koncepcji więzi..
Grad wyglądał, jakby zobaczył ducha a Młódka podniosła się, otrzepała i jak gdyby nigdy nic, rezolutnym jak zwykle krokiem wyszła z zarośli, prezentując się wszystkim tu obecnym.
– No ja. Masz mądrzejszą córkę niż Ci się wydaje. A Lhatark w sumie nie jest taki zły – zachichotała, podchodząc do Aohy. Otarła się bokiem pyska o jego łapę w geście miłego przywitania a potem siadła sobie na zadku.
– Gheina. Mogę zapewnić że Tatko umie zająć się pisklęciem, tylko brak mu wiary w siebie – bo ma wielkie serducho, którego mu nie zdeptasz bo już się nie obudzisz – Hej, Mała spokojnie. Nikt na siłę Cię tutaj nie będzie zabierał, wiesz? Choooociaż, chętnie pokazałabym Ci jakie mamy suuuuper wielkie groty i przepiękne wodospady! O, a wiesz jak Tata super bije się na arenie? Jest najlepszy! Wszystkich kładzie! – miała miły, trochę łobuzerski ton i wydawało się że ta cała wiadomość o tym iż Tatko ma inne dziecko z inną samicą, nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Chciała sprawić by Mała, jeżeli już ma być zabrana nie odbierała tego jak wyrwanie ją żywcem w objęć matki przez obce smoki a.. Coś na kształt długiej, bardzo przyjemnej wycieczki.
Sytherai Grad Skał Seaynah
Szmaragdowe ustronie
: 16 lip 2023, 17:06
autor: Minoderia Mirażu
- Ruda grzywa opadła na jej ślepia, gdy zwiesiła łeb i kątem ślepi spoglądała ku pociesze, która zawodziła opierając się o jej łapę. Otwierała raz po raz pysk, aby odpowiedzieć Sea, ale zamiast tego milczała, ryjąc ziemię szponami. Własne wspomnienia uderzyły ją wystarczająco mocno, kiedy pisklę usiłowało przekonać ją rozmaitymi argumentami. I w tejże chwili sama dostrzegła odrosłą od ziemi siebie, błagającą przybraną matkę, by nie odrzucała jej. To był wypadek, niesłusznie mnie sądzisz.
– N.. Nie, Sea. Nic nie zrobiłaś źle. To... dla Twojego dobra. Wszystko jest dobrze. – wydusiła z siebie cicho, nieco oszołomiona nawrotem przeszłości. Pozwoliła Gradowi mówić, a gdy sugerował oszacowanie swojego wyglądu raz jeszcze, spojrzała. Wodziła ślepiami po muskularnym ciele, rejestrując każdą, niewielką nawet bliznę. Nie dbała o to, jakim smokiem był. Pewnie założyła, że bez względu na wszystko, to właśnie życie w stadzie było dla Seaynah najlepszą opcją. Nuta rozczarowania w jego głosie, kiedy zadał pytanie, na które znał już odpowiedź, sprawiła, że samotniczka skuliła się nieznacznie. Zamknęła oczy i odwróciła pysk, przysłuchując się jedynie szumowi własnej krwi dudniącej w uszach. Zaczął boleć ją łeb.
Uniosła ku niemu ślepia, gdy odezwał się znowu, zdawać by się mogło – do swojego kompana. Niedługo po tym, jak się okazało, miała przyjemność poznać... córkę Gradu. No tak, nic o nim nie wiedziała, toteż nie mogła się dziwić, że informacja taka jak ta doszła do niej przypadkiem. Zamrugała kilkukrotnie, gdy młódka się odezwała, wpierw nakreślając powiązanie z górskim, a kolejno zwracając się do pisklęcia. Zacisnęła kły i wzięła głębszy oddech, zanim nie odezwała się znowu.
– To nie tak, że chcę całkowicie przerzucić obowiązek na Ciebie. Przez te kilka księżyców dałam sobie radę, wiem jednak, że w przyszłości będzie tylko trudniej. Dlatego... – przesunęła pazurami po ziemi. – Chciałam, żeby stała się częścią stada. Dla tego wszystkiego, o czym mówiłam. Powinna to mieć, powinna móc dorosnąć bez obawy o głód i własne życie. Nie chcę, żeby zaszczuta błąkała się po terenach wspólnych. To nie znaczy, że... Nie chciałabym mieć żadnego udziału w jej życiu. Chciałabym ją widywać. Uczyć. Zależy mi jedynie na tym, by znalazła się w stadzie.
Znowu ostrożnie nawinęła kosmyk grzywy córki na jeden ze swoich palców i pogłaskała ją po łebku.
– Jeżeli nie zgadzasz się na coś podobnego, zrozumiem to. – dopiero teraz zwróciła łeb w kierunku fioletowej smoczycy. Obrzuciła ją spojrzeniem, zanim się nie odezwała. – Sytherai. A to Seaynah. Być może to już wiesz.
Pingi
Grad Skał | Seaynah | Waląca Łuska
Szmaragdowe ustronie
: 17 lip 2023, 11:45
autor: Malachitowa Noc
Czułam się zagubiona, wszystko to, co działo się wokół wykraczało poza granice mojego poznania. Stres robił dziwne rzeczy z moim ciałem. Mięśnie drżały niekontrolowanie, łapki zdawały się wiotkie i zbyt słabe, aby mnie utrzymać, serce dziko waliło w piersi, a pomimo tego, że oddychałam naprawdę szybko, zdawało mi się, że powietrze w jakiś przerażający sposób gubi swoją właściwą drogę, nie niosąc żadnej ulgi.
Zaczęłam delikatnie wachlować skrzydłami, wodząc nic nierozumiejącym wzrokiem pomiędzy mamą, a tatą. Nie umiałam pojąć, czego oczekuje ode mnie moja opiekunka, która była wszystkim, co znałam w dotychczasowym życiu. Pojęcie rozstania wydawało mi się czymś strasznym, wyjętym żywcem z jednego z niespokojnych snów. Zawsze wtedy miałam u boku matkę właśnie, która potrafiła w zaczarowany sposób odgonić każdy smutek, strach czy ból.
Wielki samiec spojrzał jakoś tak dziwnie na mamę, przez co ta wydawała się zaniepokojona. Nie umiałam zbyt dobrze czytać takich sytuacji, dla mnie liczył się skutek, a nie przyczyna. Nastroszyłam się więc, jednak już jego kolejne słowa zbiły mnie z pantałyku. Zamrugałam powiekami, przekrzywiając łebek.
– Naprawdę jesteś złym smokiem? – spytałam wprost, nie mogąc pogodzić w sobie tych wszystkich sprzeczności przekazu.
Zaczęłam się więc zastanawiać, mama przecież nie chciałaby dla mnie źle, nawet jeżeli zrobiłam coś złego, prawda? Nie oddałaby mnie komuś, kto zrobiłby mi krzywdę... Naprawdę chciałam w to wierzyć, zwłaszcza, że miał być kimś tak ważnym, jak mama.
Czując palce mamy buszujące pośród mojej grzywy, rozluźniłam się widocznie, przysuwając łeb bliżej jej łapy, aby chłonąć pieszczotę, z mojego gardła wyrwało się pełne przyjemności świergolenie.
Samiec nagle powiedział coś w stronę krzaków, więc chcąc nie chcąc, zaintrygowana, spojrzałam również w ich kierunku.
Chciał zrobić z kogoś obiad... Może faktycznie był zły? Ale... może to coś smacznego? Na samą myśl, zakołysałam ogonkiem, niemal już czując smakowite kąski na podniebieniu. Wtem, zza kaskady fioletowych kwiatów, wychynęła... równie fioletowa samiczka. I była o wiele mniejsza od pozostałej dwójki, nieco większa ode mnie! Nigdy nie widziałam kogoś zbliżonego do mnie wzrostem.
I jak to pisklę, skupiłam się właśnie na tym fenomenie. Obserwowałam jak samiczka zbliża się do samca, który zwał się tatą, jak ociera się o jego łapę. Hmm... robiła tak, jak ja...
Kiedy piękne, złociste ślepia nieznajomej skupiły się na mnie, zastrzygłam uszami. Zerknęłam najpierw na mamę, potem tatę, a w końcu znowu na przybyłą, a na moim pysku odmalowywał się coraz szerszy uśmiech. Była piękna! I taka łagodna... i tak nie wiele większa ode mnie! Podniosłam się trochę nieśmiało na cztery łapki, a ogon zawadiacko kołysał się za mną. Zbliżyłam się parę kroczków do niej, węsząc. Zarówno ona, jak i tata, pachnieli dosyć podobnie, a jednak różnie. Ale w całej tej gamie wyczuwałam jeszcze coś, co mnie żywo interesowało, a czego jeszcze nie potrafiłam nazwać.
– Czym są wodospady? – spytałam, robiąc jeszcze jeden kroczek ku samiczce, tym samym znajdując się mniej więcej po środku, pomiędzy mamą, a pozostałą dwójką.
– To coś z wodą, prawda? Nie przepadam za wodą, sprawia, że piórka na skrzydłach stają się ciężkie... ale... On walczy, tak? Ale dlaczego? Czy to znaczy, że jest zły? Bije innych? – mój głos z początku był raczej sceptyczny, nacechowany pewną dozą zabawnego obrzydzenia na wzmiance o czymś, co miało kontakt z wodą, jednak następnie pojawiła się w nim ciekawość, ale też... zmieszanie.
Sytherai Grad Skał Waląca Łuska
Szmaragdowe ustronie
: 17 lip 2023, 13:21
autor: Grad Skał
Widział jak samica zaciska szczękę. To nie było dla niej coś naturalnego, zazwyczaj starała się być figlarna, za wszelką cenę maskowała to co naprawdę czuję. Może pisklę nieco naruszyło jej grę? Przyglądał się jej uważnie samemu stojąc spokojnie, nie marszczył już brwi ani nie wzdychał.
– Widzę, że dałaś i to bardzo miło z twojej strony iż uważasz, że małej należy się pełna micha i bezpieczeństwo. Ale to samo mogę powiedzieć o tobie.
jego ton był poważny, zaczął do niej podchodzić. Chciał przejąć się Sea, ale Sytherai jak zwykle odpychała od siebie pewne sprawy. Zatrzymał się przed samicą i uniósł łapę ku jej policzkowi. Mimo sporej masy i dużej siły, dotyk kciuka był muśnięciem na jej pysku.
– Mówiłem ci już, nie każdy samiec będzie jak ja. Myślisz, że będziesz w stanie obronić się przed kimś podobnym do mnie? Pamiętasz to?
ostatnie słowa wypowiedział szeptem. Chciał by przypomniała sobie jak leżeli po wszystkim na trawie nad rzeką. Jak było miło i delikatnie. Zabrał łapę.
– Mała będzie bezpieczna w Mgłach, chociaż przez ludzi słowo bezpieczeństwo jest względne. Co jednak z tobą.
Spojrzał w dół na małą samiczkę ku łapy Sytherai.
– Każdy widzi zło inaczej sikorko. To zależy od smoka. Twoja mama dostała ostrzeżenie, że jestem zły, a mimo to...
uniósł znów wzrok na samotniczkę i... uśmiechnął się lekko? Chyba tak. Kącik gradowego pyska uniósł się w górę.
~
– Lhatark to serio straci wszystkie pióra.
warknął w odpowiedzi na słowa córki, na co feniks skrzeknął i machnął skrzydłami. Lhatark raczej nie przejmował się takimi groźbami. Wiedział, że Aoha go potrzebował bardziej niż sądził. Kto inny tak skutecznie krążył nad jego "maleństwem" kiedy wyłaziła poza grotę? No on! W dodatku od wielu księżyców znosił koszmary samca oraz wszystkie jego rozterki o których nie wiedziało światło dnia.
Okazało się, że Gafa była jak prawdziwa prawa łapa. Pojawiła się i od razu wzięła sprawy w swoje łapki. Może ten pomysł z głupim piastunem nie był taki zły? Od razu jakoś... nawiązała kontakt z Sea. Odchrząknął unosząc wzrok na Sytherai.
– To moja córka, jej matki nie ma w Wolnych Stadach.
poczuł, że powinien to dodać.
– Jak widzisz jest bardzo dosadna i bezpośrednia.
dodał jakby dając Sytherai do myślenia jakim rodzicem był.
Sytherai Seaynah Waląca Łuska
Szmaragdowe ustronie
: 17 lip 2023, 14:24
autor: Ostra Jazda
- Spojrzała jedynie na samice, która przedstawiła jej się imieniem i podała też imię jej Młodszej siostry. Kiwnęła jej głową, ponieważ nie zamierzała w żadnym wypadku wtrącać się im do rozmowy, wierząc że Tata weźmie to w swoje łapy. Powstrzymywała się by nie zareagować śmiechem na jego kokietowanie, choć w jej umyśle musiał podobnie zachowywać się w stosunku do mamy.. Albo.. Nie, między tą dwójką musiało być bardziej brutalnie i gorąco – Gheina już wiedziała jaka jest jej matka.
Ale teraz, niech rozmawiają sobie dalej a ona zajmie się Młodą. Na jej pytanie wodospady zachichotała i klapnęła na brzuchu tak by się na nim położyć i podparła się łapą.
– Wodospady to takie rwące rzeki które spadają do innej rzeki z gór najczęściej. Możesz wejść mi na grzbiet, wtedy wzbijemy się do góry i pokaże Ci jeden, niedaleko. Możemy podziwiać z góry, niekoniecznie od razu trzeba tam wskakiwać na główkę – uśmiechnęła się do Małej a wtedy zaczęła ona pytać ją o tatę. A raczej o jego, hm zawód?
Gheina westchnęła jedynie a potem cmoknęła w powietrze.
– Słuchaj, możesz spotkać najpiękniejszą i najbardziej puchatą smoczycę czy tam smoka świata z pięknym uśmiechem bez ani jeden blizny a może się okazać największą kurwą, która po nim chodzi. – mlasnęła jęzorem, niczego sobie nie robiąc z tego że przeklina. Przekleństwa towarzyszyły jej od pierwszych kroków na tym świecie, więc dla niej były czymś normalnym, pojawiającym się w mowie – To jest zły smok. Tata się bije ale dla sportu ze smokami, które chcą się z nim bić by ćwiczyć umiejętności. O i bije się też, gdy musi chronić stado czy swoją rodzinę. – czy mała zrozumiała taki przekaz? Miała nadzieje, choć mimowolnie przysłuchiwała się toczącej miedzy dorosłymi rozmowie...
No nie.
To fakt chyba że samce nie mieli wyczucia. "Jej Matki nie ma na wolnych stadach". SERIO? To jak powiedzenie "Słuchaj, mam inną babę poza stadami, co z oczu to z serca". Gheina o mało nie przywaliła sobie w łeb.. No miała się nie odzywać. Ale... Może pociągnąć rozmowę z Sea, prawda?
– Wiesz, moja mama jest duuużo większa od tatka, wysoka, umięśniona i kolczasta! Wygląda jakby mogła Cię zabić jednym walnięciem, za to że bije się na arenach dostaje różne ciekawe przedmioty. I to nie są miłe walki, mama często jest pokiereszowana – zaczęła – Ale gdy przy niej byłam, często brała mnie na wycieczki i mocno przytulała do snu, po prostu wiedziałam że nie zrobi mi nigdy krzywdy. Została daleko, za granicami tego miejsca bo po prostu bicie się to jej taka.. Praca. Przez którą jest bardzo zajęta i której nie mogłaby tu robić na tych samych zasadach. – będąc już trochę w Mgłach, Gienka wiedziała że takie walki, jakie prowadziła Upojna skończyłyby się tu szybką degradacją do jajka a Matka dodatkowo tam miała już niezłą sławę... Tęskniła za nią czasami, jednak miała od początku tłumaczone dlaczego miało być tak a nie inaczej. A życie z Tatą było.. Szczęśliwe. Dlatego też Młódka była jej nawet wdzięczna za taką a nie inną decyzję.
No I opowieści o Matce może przekonały trochę Sytherai że nie ma się co martwić jakąś smoczycą zza bariery, cholera mać tato.
Grad Skał Sytherai Seaynah
Szmaragdowe ustronie
: 17 lip 2023, 17:45
autor: Malachitowa Noc
Zerknęłam na tatę, kiedy zwrócił się w moim kierunku. Prawe ucho uniosło się, niczym u ciekawskiego psowatego, a wargi podwinęły, tym razem jednak w uśmiechu odsłaniającym końcówki kłów. Ton, którym się do mnie zwracał, był przyjemny, jego głos niósł w sobie jakieś dziwne poczucie bezpieczeństwa, a strach który dotąd czułam, ulatniał się tym prędzej. Im dalej odchodziło widmo oddzielenia, tym bardziej pochłaniały mnie możliwości, płynące z poznania tych dwóch, bądź co bądź, obcych osobników. Nie potrafiłam jeszcze rozróżniać zależności rodzinnych, bo idea rodziny wydawała mi się obca – świadomość, że może się na nią składać więcej smoków, niż tylko ja i mama- wiedziałam jednak, czułam, że może właśnie nastał dzień, gdy przestaniemy być samotne, a poczucie zagrożenia zniknie.
W tamtym właśnie momencie, jeszcze nie zupełnie zdając sobie z tego sprawę, zaczęłam postrzegać tego monstrualnego samca, pobrużdżonego masą blizn – świadectwem jego siły – jako naszego opiekuna, kogoś, kto mógł nas ochronić. W moim sercu zrodziła się nadzieja, że być może od dzisiaj w ślepiach mojej matki pocznie błyszczeć szczęście, a nie obawa.
Przeniosłam swoją uwagę na piękną istotę przed sobą, będącą półtora raza większą ode mnie, a gdy ta się położyła, zbliżyłam się do niej truchcikiem, porzucając śledzenie rozmowy dwójki dorosłych. Byłam wtedy tylko pisklęciem, które łatwo rozproszyć, dla którego na dłuższą metę, nie liczyły się losy świata, nawet gdyby ginął.
Zaczęłam krążyć od jej prawego boku, węsząc ku niej z zainteresowaniem, a moje uszy podrygiwały, wyławiając jej słowa. Skubnęłam zaczepnie krawędź jej skrzydła, a następnie uskoczyłam, niczym niesforny szczeniak.
– Naprawdę dałabyś radę mnie dźwignąć? – spytałam z dozą niedowierzania, ale i podziwu, jeżeli faktycznie umiałaby to zrobić.
Jak by to było wzbić się w powietrze i móc w końcu ujrzeć świat, w którym dotąd żyłam?
Podejmując nagłą decyzję, podbiegłam do niej i zaczęłam wspinać się na jej bark, odbijając się od jej łapy wyżej. Szło to dosyć niezgrabnie, ale wspinaczka po matczynych górach dała mi nieco doświadczenia. Gdy umościłam się pomiędzy barkami samiczki, schwyciłam za długie pióra na jej karku.
– Lećmy więc! – zarządziłam, niczym dowódca smoczego oddziału. Jednak wtedy coś innego przyszło mi do łebka.
– Kurwa? To ktoś kto jest nie miły, tak? – upewniłam się, marszcząc nosek. – Wiesz... mam zatem nadzieję, że tata nas obroni i mama będzie szczęśliwsza... ale zastanawia mnie... skoro jesteś córką taty, kim jesteś dla mnie, skoro mama mówi, że to też mój tata... nie bardzo rozumiem co to tak naprawdę znaczy. Bo mówisz, że mam inną mamę... a skoro moja nią nie jest dla ciebie... wszystko to jakieś dziwne i naciągane.
Zaśmiałam się jednak, próbując sobie wyobrazić mamę, o której mówiła fioletowa samiczka.
– I twój tata się nie bał? Wydaje się straszna, z tego co mówisz.
Waląca Łuska
Szmaragdowe ustronie
: 18 lip 2023, 18:55
autor: Minoderia Mirażu
- Widząc, że córka zainteresowała się drugą samiczką, mentalnie odetchnęła z ulgą. Spostrzegła również, że tak, jak można było się tego spodziewać, prędko porzuciła strachliwą postawę i poczęła przekonywać się do dwójki obcych. Skupiła się na słowach Gradu, pozwalając mu zbliżyć się do siebie i dotknąć jej policzka. Delikatnie oparła pysk na masywnej łapie, przysłuchując się jego mowie. Westchnęła cicho w odpowiedzi, zaś niewielki dreszcz przemknął wzdłuż jej długiego kręgosłupa, kiedy smok zadał jej pytanie, wcześniej przywołując wspomnienie. Och, jak mogłaby nie pamiętać początku swojego upadku! Pokiwała powoli głową, zupełnie jak gdyby była przy nim nad wyraz nieśmiała. Odsunęła łeb, gdy sam zabrał łapę, zaś na wzmiankę o ludziach ponownie skinęła łbem. Nawet, jeżeli problem bezpośrednio jej nie dotyczył, bowiem nic jej tutaj nie trzymało – cóż, do tej właśnie chwili – zdawała sobie sprawę, jak wielką szkodą mogą okazać się ludzie. Odwzajemniła jego uśmiech, kiedy tłumaczył córce błahą z pozoru kwestię. Opuściła na nią wzrok i odprowadziła ją spojrzeniem, gdy ta zbliżyła się do starszej córki Gradu.
Jej matki nie ma w Wolnych Stadach.
Czy coś nadal łączyło go z tą obcą dla niej smoczycą? Zdecydował się na zbliżenie się do niej, ponieważ rzekoma partnerka mogła być tymczasowo (bądź nie, wszak mógł ją odwiedzać) daleko stąd? Nie powinna się tym teoretycznie przejąć, bowiem to nie ona robiłaby coś złego w obliczu takiej sytuacji, jednakże dziwne ukłucie wewnątrz niej dało jej do myślenia. Nie chciała być opcją, nawet jeśli z górskim na ten moment nie łączyło ją nic poza ulotną chwilą przyjemności i maleńkim pisklęciem. Jednym uchem przysłuchiwała się temu, co opowiadała Gheina, choć nie do końca ją to przekonywało. Nawet, jeśli nie była przykładną matką i, być może, partnerką również, nie mogło to przekreślać żywionych do niej uczuć samca.
~ Jej matka, to znaczy Twoja partnerka? ~ zapytała ostrożnie, kierując mentalną wiadomość bezpośrednio do Gradu. Tak, by był jej jedynym odbiorcą. Maddarowy głos Sytherai nie zdradzał żadnych emocji – ani nadziei, ani rozczarowania, ani niczego podobnego. Był neutralny, jak zazwyczaj, gdy nie wymuszała na sobie przebojowości.
– Wiem, Gradzie. Do tej pory nie spotkałam nikogo, kto zechciałby mnie skrzywdzić, ale nie wykluczam takiej możliwości. Co jednak miałabym innego zrobić, jeśli nie to, co do tej pory – próbować przeżyć? – skrzywiła się odrobinę i zerknęła ku córce ponownie. Zawiesiła na niej na chwilę spojrzenie, po czym wzrok jej ślepi ponownie wrócił do miodowych odpowiedników Mglistego. – Może nie jestem najsilniejsza, ale biegam dostatecznie szybko. Wtedy po prostu dałam Ci fory.
...i pokazała mu język, jak niepoważna młódka.
Pingi
Grad Skał | Seaynah | Waląca Łuska
Szmaragdowe ustronie
: 19 lip 2023, 17:13
autor: Ostra Jazda
- Gheina zachichotała i pokiwała łbem.
– Bez problemu mała, jestem.. Powiedzmy że trochę większa niż normalny smok w moim wieku. Po mamie – dodała. No, Tata też był wielkim samcem ale geny olbrzymów zdecydowanie nie wychodziły od niego a właśnie od Matczynej strony. Adeptka leżała tak sobie aż siostra nie wdrapała się na nią a potem podniosła się powoli, mając na uwadze że mogła się jeszcze dobrze nie usadowić i zlecieć.
– Mhmm, mhmm. Już, muszę się rozpędzić – zachichotała w odpowiedzi na mały rozkaz, obróciła się łbem do dorosłych i zaraz rozpędziła by mocno odbić się od ziemi dopiero w momencie, gdy czuła że Sea się trzyma. Mocno. Z Gafy nie był lotnik spokojny a wyczynowy, to też od razu zaczęła mocniej bić skrzydłami by jak najszybciej wzbić się coraz to wyżej i wyżej. Zależało jej na tym by być na takiej wysokości aby rzeczywiście widzieć wodospad. Pułap i "spokojne" ułożenie złapała dopiero po chwili, choć mknęła przez chmury niczym maddarowy pocisk.
~ Ehe, Kurwa to ktoś zły. – odpowiedziała jej w łebku, mentalnie sunąć ku najbliższemu wodospadowi. Mama będzie szczęśliwsza? Gheina delikatnie zmarszczyła nos ale nie skomentowała tego ~ Nie zwalaj wszystkiego na Tatę. On ma.. swoje problemy. To naszym zadaniem jest być silnymi i niezależnymi, żeby nie zwalać na niego zbyt wielu obowiązków – taa, dla Gafy taka kolej rzeczy była oczywista. Tata urabiał się po łokcie żeby była bezpieczna, miała zawsze co jeść i dałby się za nią żywcem pokroić ale w głowie jej się nie mieściło, iż miałaby siedzieć na zadzie i pachnieć, kiedy on odpieprzał za nią każdą robotę. Na kolejne pytania lekko się zaśmiała.. Że też ona musi teraz tłumaczyć się z tego że Wojownik lubi sobie pochędożyć.
~ Jesteśmy siostrami bo mamy jednego tatę a dwie różne mamy. Ale to dalej bycie siostrami, płynie w nas ta sama krew mimo wszystko. – zniżyła lot i trochę zwolniła by leniwie sunąć w górze, tuż nad przepięknym widokiem rwących rzek choć.. Wszystko z tej odległości wyglądało przepięknie, tereny układały się w różnorakie pasma, tu przepiękne góry, tam przecudne laski.. Gafa zwróciła uwagę siostry na wodospad, znajdujący się tuż nad nimi i zaczęła go leniwie okrążać.
~ Mamy się bać? No coś Ty. Stoczył z nią pojedynek i co prawda podobno go przegrał ale bardzo mojej mamie zaimponował tym jak walczy. No a że przypadli sobie do gustu to pojawiłam się ja – zachichotała w myślach mniejszej samiczki.
Były w powietrzu i trochę się oddaliły, choć towarzyszył im Lhatark więc Gienia była spokojna że rozmowa dorosłych odbywa się w spokoju a Samotniczka nie pomyśli sobie że ta próbuje utopić jej córkę. Ah, no właśnie.
~ A jaka jest Twoja mama? – zapytała Seaynah. Czas rozpocząć kolejne śledztwo.
Seaynah