Strona 5 z 17
: 09 sty 2018, 19:55
autor: Feeria Ciszy
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Słysząc chichot Gryzącego, sama nie mogła powstrzymać kolejnej żywej reakcji. Przewróciła dwukolorowymi ślepiami, po czym lewy kącik ust uniósł się w uśmiechu...
Och, oczywiście, że wiedział... Jej uśmiech jedynie się poszerzył, gdy Elesair kręciła lekko łbem.
Pokiwała głową, na znak, że zrozumiała. A więc będą udawać, że się będą mordować? OK.
Wyciszona na ani jedną chwilę nie spuściła z pozycji bojowej, toteż jej skrzydła wciąż pozostawały dociśnięte do boków, a ogon pilnował równowagi.
W pierwszej chwili, brązowołuska chciała wypróbować kolejnego cięcia łapą, ale zaraz przypomniała sobie o tym, że przecież walka może być bardziej różnorodna. Więc może tak... Rogi? Czemu by nie?
Smoczyca ugięła nieco mocniej łapy, po czym energicznie odbiła się od ziemi, chcąc doskoczyć bliżej Adepta. Pierwsza oznaka szykującego się ataku. Gdy tylko znalazła się w odpowiedniej odległości, pochyliła nieco niżej łeb i wyrzucając go do przodu, szybko przesunęła w górę. Gdyby atak się udał, jej rogi przejechałyby wzdłuż piersi Gryzącego, tworząc co najwyżej płytkie nacięcia. Gdy tylko skończyła, głowa powróciła na swoje miejsce, z którego kark oraz gardło były odpowiednio osłonięte. Przez cały czas, ogon utrzymywał równowagę, a szpony na krótką chwilę wbiły się lekko w ziemię dla lepszej stabilności.
Jak oczekiwała, tym razem ognisty będzie... Bardziej przygotowany na atak i nie musiała się martwić tym, że
rzeczywiście coś się w końcu stanie.
: 13 sty 2018, 14:17
autor: Obnażony Kieł
Zaczynaliśmy teraz nieco niebezpieczniejszą część nauki, dlatego nie zamierzałem już się śmiać. Teraz musiałem być skupiony i gotowy do szybkich reakcji, dlatego wpatrywałem się w samicę czekając na jakikolwiek ruch, który pokazałby mi, że ma zamiar atakować. Miarowo oddychałem, stałem przygotowany... także Wyciszona raczej już nie musiała się martwić o moje zdrowie. No i swoje przy okazji, bo pogryzienie jej nie było moim celem. W końcu mięśnie samicy napięły się, a ta odbiła się od ziemi skacząc w moim kierunku. Widząc, że tym razem jej łapy pozostają na ziemi przeniosłem wzrok wyżej spodziewając się, że będzie chciała mnie ugryźć. A tu proszę, bardziej kreatywnie! Jej przyozdobiony rogami łeb już zmierzał ku mojej piersi, więc prędko ugiąłem łapy i odbiłem się od podłoża, wykonując niski i niezbyt daleki skok w prawo, który pozwolił mi się oddalić od niej na tyle, żeby nie zarysowała moich łusek. Już jedno uderzenie serca później, żeby przypadkiem nie dać jej zbyt wiele czasu na odpoczynek, zarzuciłem ogonem w jej kierunku. Chciałem przejechać wieńczącym go kolcem mniej więcej na środku jej prawego boku powodując płytką i niezbyt obficie krwawiąca ranę, która mimo to mogłaby nieco doskwierać.
: 25 sty 2018, 19:02
autor: Feeria Ciszy
Wszelka irytacja czy radość ustąpiły miejsca skupieniu. W czasie prawdziwej walki nie powinna sobie pozwalać na jakieś wybuchy śmiechu... Ale to nie była jeszcze prawdziwa walka. Przynajmniej nie musiała się tym przejmować aż tak!
Co nie zmieniało faktu, że całość wciąż pozostawała pewnego rodzaju pojedynkiem. A przecież, w czasie pojedynku trzeba było też się bronić. Sam atak nie mógł poprowadzić smoka ku zwycięstwu.
Tak po prawdzie, to nie od razu domyśliła się co zamierza ognisty. Przecież to była dopiero jej pierwsza walka... Ale miała nadzieję, że jej refleks wystarczy, by nie polała się teraz krew. Dlatego też, gdy tylko odpowiednia zapadka wpadła na swe miejsce, a Elesair miała mglisty obraz skutków ataku samca – była gotowa do obrony.
Kolejny unik. A jakże by inaczej! Brązowołuska ugięła mocniej łapy, po czym energicznie odbiła się nimi od ziemi. Skoro Gryzący atakował jej prawy bok, to smoczyca zamierzała odskoczyć w przeciwną stronę.
W locie, Kleryczka przechyliła się nieco w lewo, by nadać skokowi prędkości. Przy lądowaniu znów ugięła lekko łapy, by czynność wyszła łagodniej. Sam odskok miał nie być nazbyt wysoki. Chciała raczej, ażeby był daleki. Wciąż pamiętała nauki Daimona na temat tego, jak daleki, czy jak wysoki miał być smoczy skok... I kto by pomyślał, że to może być aż tak bardzo przydatne? Kto by pomyślał, że w czasie walki w ogóle było tyle miejsca na niezbędne rozmyślania? To nie było po prostu bezmyślnie rzucanie się w wir cięć i uników. Tutaj smok planował każdy ruch, na kilka uderzeń serca przed jego wykonaniem.
Zakładając, że unik rzeczywiście się udał, ziemista miała teraz okazję do wymierzenia własnego uderzenia... Czy też raczej cięcia, bowiem to na tym skupiały się ataki oparte na zręczności.
Kreatywność kreatywnością, ale jak jeszcze mogła zaatakować, by nauczyciel mógł sprawdzić jak wykonuje kolejny z ataków? Coś, czego jeszcze nie próbowała...
Ogon?
Może fakt, że powtórzy to tuż po przeciwniku nie będzie czymś złym. Bądź co bądź, ona też posiadała własne kolce na swej kończynie równoważnej.
Dla pewności, że gdy ogon będzie zajęty czymś innym, ona po prostu nie straci równowagi, brązowołuska wbiła swe szpony w ziemię. Stojąc twardo na ziemi, wzięła niewielki zamach, po czym gnany siłą rozpędu ogon, miał polecieć w stronę Gryzącego. Kolec na zwieńczeniu jej kończyny przejechałby płytko po udzie samca, tym samym lekko rozcinając mięśnie. O ile oczywiście, atak by się udał. Bądź co bądź, jedną z części nauki ataku i obrony, był pojedynek, w którego naturze nie leżało ranienie się nawzajem.
: 26 sty 2018, 12:42
autor: Obnażony Kieł
Wyciszona odskoczyła daleko po za zasięg mojego ogona. Na szczęście udało jej się to zrobić wystarczająco szybko, żeby uniknąć rany. Uśmiechnąłem się z aprobatą, ale po chwili uświadomiłem sobie, że wciąż walczymy i powinienem być przygotowany na atak. Szybko powróciłem do pozycji wyjściowej i obserwowałem kleryczkę czekając na jej ruch. W końcu jej mięśnie drgnęły i tym razem jej ogon pomknął w moim kierunku. Widząc, że samica chce dostać się do mojej łapy wziąłem się za obronę. Prędko ugiąłem kończyny i odbiłem się od ziemi. Wykonałem niski, ale dość daleki skok do tyłu, żeby uniknąć jej kolca. Wylądowałem miękko, uginając łapy dla amortyzacji. Już chwilę później ponownie przymierzałem się do własnego ataku. Doskoczyłem do lewego boku smoczycy, po czym wyrzuciłem przed siebie łeb z obnażonymi kłami. Zamierzałem wgryźć się w nasadę ogona ziemnej, w razie powodzenia zostawiając po sobie ból i całkiem obfite krwawienie.
: 30 sty 2018, 19:03
autor: Feeria Ciszy
Szło na prawdę dobrze. Mimo to, Elesair postanowiła na razie ignorować wszelkie wybuchy emocji ze strony nauczyciela. Również drogę do własnych emocji tymczasowo odłączyła, by ją nie rozpraszały. Chciała całkowicie się skupić na walce... Co tak po prawdzie, było dla niej niezwykle ciężkie. Czy tego chciała, czy nie, gdzieś za żelazną kurtyną, jej dusza dalej żywo reagowała na wszystko co działo się wokół. Kto jak kto, ale ona to raczej nigdy nie powstrzyma tego całkowicie.
Kolejny jej unik, bowiem i tym razem zamierzała odskoczyć, miał być w prawą stronę. Byle dalej od szczęk Gryzącego. Odskok miał być raczej długi, jak wysoki.
Kleryczka ugięła mocniej łapy, po czym energicznie odbiła się nimi od podłoża. Przechyliła się lekko w prawą stronę, a jej ogon pilnował równowagi. Przy lądowaniu, ugięła łapy nieco mocniej. Miejmy nadzieję, że w tej chwili, będzie już pewnie stać na łapach!
Nie usłyszała żadnego sygnału od Adepta, który miałby znaczyć, że to już koniec. Jak długo będą tak walczyć z powietrzem? Nie miała pojęcia, ale jeszcze nie dotarła do granic swej wytrzymałości. Była wytrwała niczym ziemia, po której stała... No, a przynajmniej tak można było powiedzieć by nadać całości poetyckiego wydźwięku. Bądź co bądź, Wyciszona nie była najwytrzymalszym smokiem pod barierą. Do tego było jej niezwykle daleko...
Chcąc mieć lepsze pole manewru, brązowołuska nieco się obróciła, by stać naprzeciw samca. Nie chciała jednak, aby obrót był jedynie zmarnowaniem, dlatego też, postarała się ażeby była to niezwykle szybka akcja. Chwilę przed tym, jak stanęłaby bezpośrednio przed Gryzącym, Elesair gwałtownie się zatrzymała i wbiła szpony w ziemię, dla utrzymania lepszej równowagi. Wtedy, po raz kolejny pochyliła nieco niżej łeb i "wzięła nim zamach". Chciała w ten sposób zarysować na piersi ognistego poziomą linię krwi... Oczywiście, krew była niczym innym, jak śladem po jej rogach. Zręcznie wykonana rana.
: 15 lut 2018, 13:57
autor: Obnażony Kieł
Już prawie, już prawie... i jednak nie. Ogon Wyciszonej umknął mi sprzed nosa równie szybko co jego właścicielka. Jej unik był szybki, zręczny. Jak na ten etap nauki praktycznie idealny. Mruknąłem z uznaniem i powróciłem do pozycji gotowości, czekając na jej ruch. I w sumie długo nie musiałem czekać. Czyżby kleryczka wczuła się w swoją rolę? Jej mięśnie napięły się i już znajdowała się przy mnie. Zamachnęła łbem celując w moją pierś... i trafiła jedynie na powietrze. Czemu? Cóż, zorientowałem się w sytuacji na tyle szybko, że zdążyłem odskoczyć. Mój skok nie był zbyt spektakularny. Po prostu taki zwykły, niski i szybki odskok do tyłu. Chwilę po jego wykonaniu ponownie skoczyłem do przodu, żeby znaleźć się tuż przy samicy. Doskoczyłem do jej lewego boku, po drodze unosząc łapę. Miałem zamiar przejechać pazurami po boku samicy, zostawiając po sobie rozległe ale płytkie cięcia.
: 28 lut 2018, 19:16
autor: Feeria Ciszy
Hmh... A więc jeszcze chwila? Jeszcze trochę powalczą. Dobrze. Niech więc będzie i tak!
Elesair próbowała nie zachwycać się tym, jak dobrze jej szło, choć oczywiście nie potrafiła całkowicie stłumić tego uśmiechu, który nieustannie czaił się na jej wargach. Szło tak dobrze, że to aż podejrzane. Ale nie będzie narzekać...
Kolejny unik miał być odskokiem w prawą stronę. Unik szybki, choć raczej niski. Miał być daleki, a nie nad wyraz wysoki.
Wyciszona ugięła nieco mocniej łapy. Następnie, energicznie odbiła się nimi od ziemi. Zawarła w ten ruch zarówno zręczność jak i nieco siły. Bądź co bądź, jakoś musiała się od tej ziemi wybić, prawda? Skrzydła pozostawały przyciśnięte do grzbietu, gdy Kleryczka próbowała uskoczyć przed szponami Gryzącego. Jej ogon usilnie pilnował równowagi. Przy lądowaniu ugięła lekko kończyny, ażeby lądowanie było łagodniejsze.
Teraz czas na atak.
A więc łapa? Tak, szponami też można.
Brązowołuska nie przejmowała się faktem, że w tej chwili, to kolejne ich ataki były coraz podobniejsze do siebie. Musiała wszystkiego spróbować, nieprawdaż? Tak więc, tym razem padło na łapę.
Wyciszona zrobiła krótki, szybki krok w miejscu, tak, by mieć lepszy punkt wyjścia do ataku. Następnie uniosła swoją lewą, przednią łapę i usztywniła ją w nadgarstku. Szybkim ruchem, jej łapa poleciała ku barkowi Adepta. A tak, na wszelki wypadek, by rana nie była zbyt głęboka... Choć córka Daimona szczerze wątpiła w to, by rzeczywiście miała powstać jakkolwiek rana. Skoro Ognisty zdołał uniknąć jej pierwszego ataku, to teraz, gdy jest przygotowany, na pewno też da radę.
Cięcie miało być szybkie, a gdyby doszło do skutku, płytkie. Zręczny ruch usztywnionego nadgarstka miał sprawić, że jej pazury rozcięłyby skórę przeciwnika. W ten sposób powstałaby czerwona szrama, którą musiałby leczyć Płomień lub ona sama... O ile byłaby t,o oczywiście, prawdziwa walka.
: 28 mar 2018, 9:40
autor: Szczyt Potęgi
Przybył w to miejsce aby... no właśnie, co?
Długo jej nie widział, a strzał skrzydłem na zebraniu ognistych dowiódł, że musiała być na niego bardzo zła. Nie wiedział jednak dokładnie za co- to znaczy, domyślał się, oczywiście- niemniej nie zdawał sobie sprawy co musiała przejść jego partnerka nim wrócił do aktywnego życia na terenie Wolnych. Do tego zadanie od bogów i ciągłe uganianie się za kamieniami... eh, co jeszcze?!
Smok przyleciał nad sosnowy bór, krążąc nad połaciami drzew niczym latająca góra, która postanowiła powstać razem z korzeniami i poszybować. W momencie gdy znalazł dogodne miejsce do lądowania, opuścił nieco skrzydła poddając się grawitacji, a następnie w lekkim truchcie zadudnił łapami o podłoże, by na powrót przywitać matkę ziemię. Zaraz potem wezwał do siebie smoczycę, którą nie tak dawno nazywał księżycem swojego życia.
No, pytanie tylko czy ten księżyc będzie miał jeszcze ochotę dla niego świecić.
Bo jak nie, to chyba czeka go przeprowadzka do krasnoludzkich kopalń.
: 28 mar 2018, 11:57
autor: Aria Negacji
Usłyszała, jak ten tłuścioch ląduje. Impakt był tak ogromny, że odczułaby go wiele mil za barierą. Nikt inny nie był tak bardzo pozbawiony gracji jak On. I w jednej chwili nie wiedziała czy ma ochotę go znaleźć i przetrącić mu szczękę, czy jednak przytulić. Zadecyduje jak zobaczy jego gębę.
Pognała przed siebie, rzecz jasna drogą lądową. Wolała nie latać nad lasem bo mogłaby nie znaleźć dobrego miejsca na zasadzkę. Wyczuła jego obecność nieopodal, więc zwolniła. Rozpoczęła podchody. Skradała się pod wiatr, zupełnie jakby polowała na sarnę. Ostrożne, zwinne łapy nie pozwoliły sobie na najmniejszy błąd. Smoczyca zmniejszała odległość dzielącą ją od zwie.. khm, partnera, na którego wyskoczyła zza wielkiej śnieżnej zaspy. Wylądowała na jego grzbiecie.
Mógł zdecydowanie odczuć zmiany w Arii, fizyczne. Mięśnie nie były takie wiotkie jak podczas jej medycznej kariery. Ruchy sugerowały o wrodzonej, ale też wyćwiczonej gracji. Pazury, którymi chwyciła jego masywne barki, zdecydowanie były ostrzejsze niż ostatnio. Musiała dbać o swoje ciało odkąd stało się jej głównym atutem oraz bronią.
– Jesteś gnojkiem, wiesz o tym? – syknęła mu do miejsca, gdzie jego łeb wyłapywał dźwięki, a potem polizała go w tym miejscu czule. Mimo wszystko. Nie umiała się chyba na niego złościć. Na zebraniu po prostu chciała zwrócić na siebie uwagę. Nie wyszło.
: 29 mar 2018, 8:02
autor: Szczyt Potęgi
Dał się podejść. Trzeba przyznać, percepcję to ten samiec miał nie najlepszą. Zwłaszcza pośród drzew, wśród których nie zawsze czuł się zbyt komfortowo. Za bardzo kojarzyły mu się z plugawymi sheilven o spiczastych uszach, z którymi krasnoludy od wieków toczyły wojny oraz zaogniały wieloletnie waśni. Z jednej strony popierał sprawę, ponieważ jako smok wychowany przez panów górskich hal, był zobowiązany do czucia się jako krasnolud. Ale teraz należał do stada Ingeitum– miał swoje śluby i własny rozum, każący mu z czasem przemyśleć to, co robi. Z różnym skutkiem.
Gdy go opadła, nie umknęło uwadze Szczytu, że doszło do pewnych zmian w anatomii jego partnerki. Była bardziej rozbudowana, umięśniona, a drobinka, którą poznał kiedyś na pustyni... gdzieś zniknęła. Cholera, od kiedy to trening uzdrowicieli przynosił takie efekty?!
W każdym razie, raz powalony chwycił Arię za lewą łapę obydwiema swoimi, a następnie używając siły, wykręcił ją, przenosząc cały ciężar na tamtą stronę, by być na górze. Zaraz potem diametralnie zwolnił uścisk, delikatnie obejmując kończynę samicy. Była szorstka jak wulkaniczny pumeks. No, może nie aż tak, niemniej od ostatniego ich spotkania poczuł wyraźną różnicę.
– ...A ty się spasłaś.
Odbił piłeczkę, patrząc na nią swoimi pomarańczowymi ślepiami, przywdziewając sztuczny wyraz wyrzutu.
: 04 kwie 2018, 13:30
autor: Aria Negacji
Zapomniała. Argh, zapomniała ile ma krzepy. Mogła zmienić profesję, mogła się wyuczyć.. ale nie przeskoczy biologii. Tak więc partner w takim starciu ją skutecznie rozbroił (no i się niespecjalnie broniła..). Przynajmniej do momentu w którym miała wylądować na grzbiecie na ziemi. Wtedy zręcznie wysunęła swoje wciąż smukłe nadgarstki spod jego uścisku i odsunęła się w bok. Sapnęła. Nie walczyła dotąd z taką kupą mięsa jaką był Szczyt. Skłamałaby jednak mówiąc, że nie nakręcało ją to. Zawsze chciała z nim zawalczyć, ale wiedziała jaka będzie odpowiedź gdyby o to poprosiła.
– Bzdura. – Zaprzeczyła, zadzierając pysk i kręcąc nim na boki. – Może to ty schudłeś, więc wszystko wydaje się szersze? – machnęła ogonem i przypadkowo klepnęła go jego kamienny pośladek.
Dziwne, nie poruszyła dotąd drażliwego tematu jego zniknięcia. Które wpłynęło na jej zniknięcie. Ironia.
: 08 cze 2018, 16:55
autor: Zmierzch Gwiazd
Zbyt długo już pozostawała w odmętach swojej groty, odizolowana od świata zewnętrznego. Przecież jest prorokiem, powinna pokazywać się innym smokom, czuwać nad nimi, roztaczać opiekę, po prostu być, kiedy jej potrzeba.
Wyleciała z Wyspy na Jeziorze o świcie, kierując się do Szklistego Zagajnika. Kiedy była młoda nigdy nie sądziła, że będzie mieszkać na terenach innych, niż Ziemi... Pomijając fakt, że wykluła się na terenach stada Wody, bo zalegała jeszcze wtedy mgła.
Smoczyca wylądowała, a kompan, który trzymał się na jej grzbiecie podczas podróży zeskoczył, czmychnął gdzieś w bok, korzystając z momentu. Zmierzch Gwiazd natomiast powoli szła przed siebie, zagłębiając się w Sosnowy Bór, wędrując bez celu.
: 08 cze 2018, 17:12
autor: Barwa Szkarłatu
Niedaleko wylądowała Ognista Łuska. Była nieco zmartwiona. Latanie dodawało jej otuchy bo bardzo to lubiła, ale no..widać było zmartwienie na jej pysku. Nie zauważyła że jest sama. Chodziła sobie po okolicy i wdychała leśne powietrze aby nieco się uspokoić. Rany. Co by tutaj zrobić ze sobą. Potrzebowała nauk ale stado Cienia ma samych młodych członków. To nie jest takie proste by to ogarnąć.
: 10 cze 2018, 0:10
autor: Zmierzch Gwiazd
Rozglądnęła się dookoła gdy tylko do jej uszu doszedł trzepot skrzydeł innego smoka. Nie sprawiło jej większych trudności, aby wykryć smoczycę. Ruszyła wolnym krokiem w jej stronę, z daleka zauważając jej dziwny grymas na pyszczku.
Pierwszy jednak którym dobiegł do Cienistej był jej żbik. Deidara wyskoczył z zarośli, tuż pod jej łapy i złapał jej prawą dłoń. Najwyraźniej spodobały mu się pazury adeptki, bo przykrył je swoimi drobnymi łapkami, jak to koty mają w zwyczaju, gdy się bawiły. Załaskotał samiczkę swymi wąsami, gdy zbliżył łeb przyglądając się jego obiektowi zainteresowań.
Prorokini dopiero po chwili doszła na miejsce, zatrzymując się jakieś kilkanaście szponów od niej. Wyczuła tą woń stada cienia, tak odmienną od jej własnej... Bo Zmierzch nie pachniała żadnym stadem, a jednocześnie pachniała wszystkimi.
– Przepraszam za niego. – miała na myśli oczywiście swojego kompana, który mógł przestraszyć Łuskę, gdy ta wzięła go za zwykłego drapieżnika – Zauważyłam smutek na twym pyszczku, czy coś się stało? Może mogłabym ci jakoś pomóc?
Wpatrzyła się w nią swymi soczyście zielonymi oczami, niczym dwa szmaragdy, o kolorze identycznym, jak jej futro.
: 10 cze 2018, 12:26
autor: Barwa Szkarłatu
Smoczyca zaskoczyła się kiedy podbiegł do niej kot. Żbik! No żbik jak nic! Co dziwniejsze, zwierzę nie atakowało nieco wystraszonej smoczycy tylko zachowywało sie jakby chciało się bawić. Wtedy usłyszała głos. Poderwała się nerwowo i skinęła przybyłemu łbem. Więc to jego kompan. Ciekawe. – Nic...nic sie nie stało. Trochę...trochę się martwię. W moim stadzie jest tyle młodych smoków, że nie tak łatwo jest znaleźć kogoś do treningu. – Westchnęła. Sama nie wiedziała czemu mówi to obcemu..jakoś tak. Samo wyszło.
: 19 cze 2018, 0:21
autor: Zmierzch Gwiazd
Pierwszy raz widziała smoczycę na oczy, jednak jako prorokini czuła się w jakiś sposób z nią związana. Zmierzch opiekowała się w jakiś sposób wszystkimi stadami pod barierą, dlaczego więc miałaby nie pomóc tej dopiero co spotkanej smoczycy?
– Trenować można nie tylko ze smokami z własnego stada. Na terenach wspólnych pełno jest dobrych dusz, które nie odmówią pomocy. Od tego również są granice. Gdy nie możesz znaleźć nauczyciela wśród swych pobratymców, musisz poszukać pomocy u obcych.
Żbik stracił zainteresowanie szponami Ognistej Łuski, podszedł więc do Zmierzchu i położył się u jej łap, zwijając w kłębek, licząc na pieszczochy.
– Jak ci na imię?
Zapytała delikatnie przeczesując futro kotowatego prawą, okaleczoną łapą.
: 19 cze 2018, 8:01
autor: Barwa Szkarłatu
-Rozumiem, ale zwyczajnie musze mieć mało szczęścia. Malo kto ma czas na to. – Zaśmiała się jednak ośmielona zachowaniem smoczycy. Czuła się już nieco pewniej. – a właściwie z takich poszukiwań to szukam tylko kogoś kto nauczyłby mnie się skradać. Ah. I nazywam się Ognista Łuska. – Mało wyszukane imie jak na smoka Cienia, ale jednak w przyszłości ma się to zmienić.
: 27 lip 2018, 22:46
autor: Kurzy Kolec
Nieba wrzały na przemian oślepiającą bielą i cieniem burzowych chmur. Zdawały się śpiewać pieśnią zdziczałych stworzeń, tak wygłodniałych, że już sam ich głos powalał i rozszarpywał kruchą zwierzynę; a obecność ich była tak ciężka, tak nienaturalnie silna i śmiertelna, gorąca, że gdy tylko chciały się zbliżyć do poległych, ich mięso i kości obracały się w pył. Tak też poruszało się teraz sklepienie – widniało w miejscu, gdzie widniało od początku początków, a jednak zdawało się dusić swoim niewyobrażalnym ciężarem każde najmniejsze życie ku ziemi.
Mitzkievitch od czasu swojej ceremonii mało ruszał się za granice nowego domu. Uznał burzowe dni za znak, że trzeba poszukiwać. Inspiracji, historii... Natura wokół uznała je za znak do życia; a żyła tak bezwstydnie i barbarzyńsko, że nie była w stanie krzyczeć już głośniej o swojej racji. Coś w głębi duszy kazało adeptowi iść, żyć, szukać – nawet, jeśli kroki w bagnie męczyły, a przytłaczające niebo na pierwszy rzut oka nie zachęcało.
Drzewom często udawało się chronić tymi pod spodem przed deszczem – niby nie z żadnej dobroci serca, a czystej zachłanności, ale ciężko było nie docenić ich gestu. Kurzy trafił do sosnowego boru, gdzie razem z pamiątką po poprzednim opadzie widniała nadzieja ochrony przed parnym powietrzem. Nie było aż tak źle, jak sobie czucie tego wmawiał, toteż wybawienie dało się dopaść bez większych problemów.
: 27 lip 2018, 23:17
autor: Dzika Gwiazda
Kurzy Kolec od pewnej chwili mógł poczuć na sobie czyiś wzrok. Dzika leżała na jednej z grubych, sosnowych gałęzi. Jej zielone łuski trudno było dostrzec pośród wszechobecnej roślinność, zaś silny zapach szpilek i żywicy mieszał się zapachem jej stada. Taki naturalny kamuflaż sprawiał, że mogła bez większego wysiłku obserwować sobie toczące się w dole życie. Jej uwagę zwrócił wędrujący niespiesznie smok. A zdecydowanie nie był to byle jaki smok – mimo tego, że był wyraźnie młodszy, był od niej większy i to sporo. Czyżby był to jeden z tych olbrzymich gadów, o których tyle słyszała ale jeszcze żadnego nie widziała? Przez chwilę zastanawiała się co robić: porozmawiać z nieznajomym czy nie ryzykować i pozwolić mu przejść. Nie wyglądał na wojownika, jego ciało chociaż wielkie nie miało wyraźnie zarysowanych mięśni czy szczupłej gibkości. Nie oznaczało to, że był brzydki, wprost przeciwnie, miał w sobie jakiś taki czarujący magnetyzm. I może właśnie z tego powodu przywódczyni postanowiła podnieść zadek i zapoznać się z nietypowym obcym.
Gałęzie zaszeleściły i zatrzeszczały, gdy zielonołuska podniosła się i zeskoczyła na ziemię. Jak na dorosłego gada zrobiła to zaskakująco cicho i zręcznie opadając na ściółkę kawałek przed nieznanym jej smokiem. Potrząsnęła rogatą głową, otrzepując się ze szpilek. Pociągnęła nosem, wciągając w nozdrza woń popiołu. Ach, więc nie był samotnikiem? Szkoda, chętnie widziałaby takiego olbrzyma w swoim stadzie.
– Czołem nieznajomy. Szukasz odrobiny wytchnienia w leśnej głuszy? Mi też duchota daje się we znaki. – zagadnęła pogodnym tonem, przyglądając mu się bliżej. Wyglądał naprawdę intrygująco: kremowy pysk, ciemne rogi, biała pręga i czarne jak noc ciało.
: 29 lip 2018, 14:46
autor: Kurzy Kolec
Adept zakotwiczył pazury w podłożu i jakby skłonił się lekko w tył, cofając całym ciałem prócz niezmiennych łap. Przypatrzył się napotkanej trochę ze zdziwieniem jej stylem wejścia i trochę jakby urażony faktem, że ktoś przeszkodził mu w jego drobnej podróży. Był to... smok. Najzwyklejszy smok, nie żaden posłaniec borów i nadnatury? Kurzy skłonił się jeszcze bardziej, tym razem wzrokiem i lekko głową wędrując ku górze, szukając gdzież to w koronach tak wielkie stworzenie mogło sobie znaleźć kryjówkę.
Szybko spojrzał ponownie na napotkaną, gdy ta się odezwała. Za ciałem cofnął i łapy, stojąc teraz cały jakiś krok dalej niż jeszcze chwilę temu, w końcu ostrożności nigdy za wiele. Strażniczka boru nie zwiastowała jednak chęci obrony swojego, jeśli jej było.
– Burzowe dni pozornie kusiły obietnicą chwilowego chłodu, a tu proszę... – westchnął dość głośno a brzmiał z ulgą, jakby tylko czekał by komuś poskarżyć się na karygodne zachowanie pogody. – Ciekawym jednak jest, jak każdy z dni potrafi zadziwić na swój własny sposób – za przykład posłużyć może obecny parny dzień – z sosen zamiast szyszek, spadać zdają się smoki. – podłapał pogodny ton smoczycy, choć tylko na moment.
– Jestem Kurzy Kolec, uczeń Ognia. – ukłonił się nieznacznie. Charakterystyczny iglasty zapach mieszał się mu się z deszczowym powietrzem, nie był jeszcze jakoś wybitnie wyczulony na te stadne.
: 30 lip 2018, 21:57
autor: Dzika Gwiazda
Uśmiechnęła się lekko na jego słowa o smokach spadających z drzew.
– Dla kogoś kto większość życia spędził w lesie, to niekoniecznie takie takie niezwykłe. Jestem Dzika Ziemia, łowczyni i przywódczyni stada Ziemi. – przedstawiła się, uderzając się łapą w pierś z głuchym stukotem. Przeszła kilka kroków i usiadła sobie w cieniu, wypuszczając z nosa chmurę zimnego powietrza, które osiadło na jej zielonych łuskach setkami drobnych kropel wody. – Nietypowy z ciebie ptaszek, Kurzy Kolcu. – Dzikiej wyszedł niezamierzony żart, bowiem smoczyca nigdy nie słyszała takie słowa jak "kura". Ostatnie o czym mogłaby pomyśleć to hodowlane ptactwo. – Nieczęsto widywałam tutaj smoki twojej rasy, a mam już trochę księżyców na karku. Na kogo się szkolisz? Z taką posturą świetnie nadawałbyś się na wojownika. – stwierdziła, przyglądając mu się ciekawsko. Nie mogła mu jednak odmówić manier: potrafił czarująco, wręcz poetycko dobierać słowa, przywitał ją i przedstawił się tak jak wypadało. Cóż za intrygujący jegomość.