Strona 5 z 8
Spotkanie 11
: 09 maja 2025, 12:49
autor: Wichrogłos
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Obserwował bezsilnie całe zgromadzenie. Przez chwilę wydawało mu się, że całe Wolne Stada zbiegły się na boskie wydarzenie... lecz Vunnud był zbyt osłabiony by poczuć cokolwiek w związku z tym, z perspektywy swojej osobistej, czy też swojej stadnej. Zdawało się, że wszystkie siły życiowe samca skupiają się na tym, by nie stracić Nariego spod swego barku. Balansował, poprawiając bezładne kończyny, ogon lekko zaplótł wręcz wokół przyjaciela, jak gdyby odpowiadając mu na pytanie: "nie teraz". Albowiem nie ujrzał go, nie wcisnął swoich bezdusznych ślepi w pytające oczy Uzdrowiciela, zwyczajnie zerknął pokątnie by w ogóle dać mu znać, że jeszcze tu jest. Duchem i ciałem, jest mu obecny.
Tak samo, jak Hyralia. Ino przeleciał okiem po jej sylwetce, starał się mruknąć, zaczepić... lecz dźwięku nie było, utknął w zaschniętej gardzieli. Bezduszny, zmęczony wzrok powiódł dalej, ale niedługo bez celu. Musiał wrócić.
Muśnięty wiadomością mentalną, jakże znanym głosem, wziął głęboki wdech. Pierś uniosła się spazmatycznie. Wąż charknął, ale ujrzał nadawcę z ulgą. Uśmiech Nieskalanego Wiatrem był jakoby złoto wśród traw, igła w stoku siana, którą udało się znaleźć. Zmrużył w niemym pozdrowieniu ślepia. Przez moment wyglądał jak spiżowy posąg, zamarłszy w tej pozycji. Wszystko w Vunnudzie pragnęło by wojownik Ziemi patrzył. Obserwował, zauważył, zrozumiał – żeby spostrzegawczość wzięła górę, wskazując mu każdy mały symbol zmęczenia na pysku Pojętnego. Trzymał tę pozycję nienaturalnie długo, a cichy krzyk o atencję był głośniejszy niż jakakolwiek rozmowa wśród zebranych. Nim jednak wrócił do bezradnej walki z ciężarem swego ciała, zmusił się do lekkiego uśmiechu, który to bardziej wyrazem bólu się ostał nim czymkolwiek innym.
Nari mógł odczuć jak jego przyjaciel wciska się w bark. Gargantuiczny wąż pochylił łeb, kryjąc się za firaną swego włosia. Każdy oddech wydawał się starannie dobrany, jak gdyby Czarodziej zastanawiał się, czy w ogóle warto łyknąć powietrza raz jeszcze. Zadrgało, ziemia buchnęła, a ten nie zauważył, ino dygnął w strachu. Czy był pochłonięty jakąś emocją? Czy też może patrzył w swoją nicość, we wspomnienia nikłego bólu? Czy też po prostu jego umysł nie wyrabiał z wymęczeniem organizmu po tylu księżycach, że utknął w ciele i myśli po sobie nie pozostawił? Nie wiadomo, lecz cokolwiek to było, tłamsiło Vunnuda.
A stłamszenie... jak łapą odjął, zniknęło.
Raptowny, urywany wdech.
Pstrokate oczy rozwarły się z szokiem, łapiąc odlatującego motyla. Włochaty pysk podążył za jego ruchem, bark odkleił się od drugiego, błony zaklekotały. Nie zachwiał się.
Umysł cięty jak brzytwa, to i szept uciekł z gardzieli samca. Lecz co to było?
Schwycił Naranleę w okowy wzroku – równie dobrze mógł teraz umrzeć. Ujrzał ją niczym snop dziennego światła w celi, jakoby symbol dla heretyka, jak gdyby echo raz posłyszanego głosu. Nie było w niej piękna, ni w motylu uroku. Było to dzikie wołanie naprzeciwko dogmatom zakorzenionym w sercu Czarodzieja, chwila pierwotności niezbadanej; równie dobrze można było ją przyrównać do stania na krawędzi.
Zajaśniał w odpowiedzi. Pierwszy raz od dziesięciu księżycy, spod fioletowych łusek wyszła złota łuna, poświata morskich genów. Patrzył na nią w niepojętym uczuciu. Czy był wdzięczny, czy też gniewny?
Czujny, z lekka wystraszony wzrok obejrzał teren. Szybko, w popłochu, oczęta starały się nadrobić stracony czas. I widział komu Naranlea skinęła, i komu też odpowiedziała. Widział tę, która zostanie prorokinią, na Wiankach ujął ją w pamięć i nie wyrzucił ni razu. Dziwna, pisklęca fascynacja tego czasu to rzecz, której nie wyrzuca się ot tak. O połowie łba białego, mała północna musiała przyjąć brzemię Bogini Magii. Nie było co do tego wątpliwości.
Trzech Bogów, widzi jednak trzech Bogów. Stąd strach.
Nie przywitał się z Kammanorem, obrzucił go wzrokiem wyzywającym. Nie wzrokiem przeciwnym, acz bardziej – pozbawionym wrogości. Bóg Siły zdawał się funkcjonować jako zły omen. Mimowolnie, lewa łapa Vunnuda szukała wplecionych w fale włosów wisiorków... albowiem ostał się tylko jeden, kammanorowski. Westchnął cicho, puszczając z objęć ogon Nariego – horgifellski znikł. Horgifell nie istniał tutaj, nie było babki-Veir, był tylko nieskłębiony cień obu panteonów.
Tylko bogowie wiedzieli na jakim rozdrożu stał Wichrogłos, próbujący w głowie zjednać dwa odrębne wierzenia.
Parsknął, nie wiadomo po co. Czyżby próbował od siebie odgonić nagłą żywość umysłu? Nie było czasu się zastanawiać, informacje leciały z pyska Bogini.
Odszukał wzrokiem Strażnika, czując swego rodzaju ból. Wrażenie, że rozmów mieli niemało... przebiegło po kręgosłupie samca. Ale przecież nigdy nie rozmawiali, nie spojrzeli na siebie, Strażnik nigdy go nie zauważył, a dalej jego odejście wiązało się ze swoistym żalem. Jakkolwiek prorocy nie byli obcymi w mianie Kodeksu, tak to może długa kadencja drzewnego odbiła swe piętno w tęsknocie Vunnuda.
Nagle spiął się cały.
Bulgot.
Odszukał strachliwie Wasaka Mszystego, następnie odnalazł Mistrza-Przywódcę Harmonijnego. Wdech, wydech, źródło węża stało się rozedrgane i paniczne. Oznaka wojny – topór niezgody – runęła na Mglistych ze słów Bogini. Czy to chora ambicja rozkazała Vunnudowi wydać pierwsze wyrazy oporu? Czy też integralność stadna, swoisty patriotyzm? Heretyczność?
Musnął płetwą Hyralię Hardą, barkiem otarł się o Jaśniejącego. Do umysłów tych czterech smoków wpiła się maddara niczym wygłodniały bazyliszek.
Niecała sekunda.
- A jednak wbrew uczuciom Vunnuda: sielska błogość na miarę tej, co spowija granice rzeki Tyral, rozgościła się w głowach odbiorców. Mrukliwy szum obijającej się o skały wody, prędki widok z oczu przelatującego nad nią ptaka. Strzelał z szelestem skrzydłami, nie śpiesząc się wcale. Intuicja mówiła, że zmierza do miejsca znanego wszystkim smokom – Świątyni. Biały kruk zapikował, zniknął w odmętach Czarnej Groty... i milkliwie krakanie dobiegło ich wszystkich, wskazując na Drewnianą Figurę Aterala.
Nie spodziewał się, że Jaśniejący i Harmonijny zrozumieją. Ale Wasak i Hyralia mogli od razu pochwycić niuanse przekazu.
Nie było co się puszyć przed Bogami, jeśli mogą od łapy odjąć ból i śmierć odgonić. Nie było co odwracać grzbietu i modlić się wyłącznie do tych, którzy zwalczeni zostali i w pył odwróceni, nawet kaplicy nie mają. W zdaniu Vunnuda, pomóc Mgłom mógł teraz wyłącznie inny Bóg Wolnych, bardziej im przychylny.
- :: Budowniczy Ruin, Skaza Granatu, Onyksowa Pieśń, Warkocz Komety // Nieskalany Wiatrem
Spotkanie 11
: 09 maja 2025, 17:21
autor: Bezczas Gwiazd
Gwar rozmów się ciągnął; wydawało jej się, że jakiś łeb za nią się obraca, ale nie odnalazła tego pojedynczego gapia po kilku następnych krokach. To zresztą dołożyło się tylko do ścisku w piersi. Dawno nie była w centrum. Odzwyczaiła się.
Ziemia zadrżała pod Kammanorem – no tak. Będzie miała dzisiaj towarzystwo, niezależnie od tego, ile mieszanych uczuć ten fakt w niej wzbudzał. Skłoniła ponownie łeb, czując się coraz mniej obecna w swoim rozedrganym – przez lądowanie boga, z pewnością – ciele.
Słowa Naranlei z trudem gnieździły się w jej łbie; stała dostojnie i nieruchomo, by przynajmniej ciałem osiągnąć względne opanowanie. Drgnęła dopiero na dźwięk swojego imienia.
Głęboki oddech.
Nie przemyślała tego momentu za mocno. Wyobraziła to sobie raz, gdy pomyślała: no tak, będzie ten moment, w którym na zebraniu przyjmę nowe imię. Nie przygotowała sobie mowy. Miała jakieś wyobrażenie, ale... mniejsza. Ogon Kirima musnął jej łapę. Niespiesznie podniosła się z ziemi i wspięła na płaską skałę, w duchu przytłoczona bliskim towarzystwem dwóch boskich sylwetek... i obecnością trzeciej w zebranych przed jej wzrokiem. Uessas. Przed nim również skłoniła łeb, co wyglądało jednocześnie, jakby witała się z całą publiką. Niech i tak będzie. Frędzle na czerwonym szaliku na moment zetknęły się ze skałą, nim uniosła z powrotem głowę.
Kotołak usiadł obok jej przednich łap, szykowny i zadowolony z siebie; jedwabna kokarda była obwiązana wokół jego szyi.
Przebiegła spojrzeniem po smokach. Nieznajome sylwetki; znajome. Lawina i Świst, Triada i Strażnik, Słoneczni, a wśród nich Jara. Rytm. Nikomu nie powiedziała, co ją czeka, zduszona poczuciem, że to zbyt duży balast, by dzieliła się nim sama. Nie była nawet pewna, czy może; choć to była tylko wymówka względem głębszych efektów, jakie jej zmiana pozycji będzie miała... na wszystko. Bała się konfrontacji, więc teraz konfrontowała się ze wszystkimi na raz. Czy będą tylko zaskoczeni, czy poczują się oszukani? Veir. Veir z pewnością nie będzie szczęśliwa. Ale czy to zrozumie? Tym gorzej, że zaraz obok niej stanie Pielgrzym... ale nie widziała Mglistej w zgromadzeniu. Jedno małe miłosierdzie. Tymczasowa ulga.
Tyle bezsensownych obaw w związku z decyzją, którą i tak podjęłaby w taki, a nie inny sposób. Weź odpowiedzialność za siebie.
Wzięła głęboki oddech.
– Narani, dziękuję za ten zaszczyt. Kammanorze, Uessasie i pozostali bogowie – dziękuję za uznanie. – Odwracała łeb ku wspomnianym bogom, oficjalnie się do nich zwracając. Nie nadto pompatycznie, ale i nie tkliwie. Zwykła uprzejmość. – Smoki Słońca, Ziemi i Mgieł – część z was już mnie zna, ale tym razem chciałabym was powitać ze swojej nowej pozycji jako... proroka Naranlei. Od teraz będę reprezentować wolę bogów i widzieć się z każdym z was na waszych stadnych ceremoniach. Będę służyć radą i refleksją również przywódcom, zastępcom i każdemu, kto zechce ze mną porozmawiać. W związku z tym przyjmuję nowe miano: Bezczas Gwiazd. – Nie podnosiła zanadto głosu. Mówiła spokojnie, choć wiedziała, że po fakcie jej łapy będą drżeć z przejęcia. Pamiętała przemawianie przed tłumem, ale nie przed takim. Nie przed wszystkimi stadami.
Spotkanie 11
: 09 maja 2025, 17:44
autor: Nieme Przekleństwo
Wzrok Hektycznego niemal momentalnie wbił się na zbliżającą się do Naranlei smoczycę. Czyżby to ona miała zostać nowym prorokiem? Ech, to i tak było bez znaczenia. Bez względu kim okaże się nowy wybraniec, wężowy i tak pewnie spróbuje w jakiś sposób do niego lub niej zagadać. Teorie w tym miejscu były niepotrzebne.
Jeszcze jedna myśl na szybko przeleciała przez jego umysł. Teraz gdy Naranlea wybrała proroka, to czy jako jej oddany wierny powinien być posłuszny również i jemu? Dziwna niepewność zaczęła powoli przeradzać się w istną mieszankę różnych, skrajnych uczuć. Co, jeśli prorok bogini okaże się istną porażką? Co, jeśli będzie go mimowolnie nienawidził? Czy wtedy narazi się w jakiś sposób Pani Magii? Jego szpony wbiły się delikatnie w ziemie.
Czy właśnie opanowała go pokrętna zazdrość?
Naranlea zaczęła przemawiać, a jego wcześniejsze ustalenia okazały się poprawne. Gorzki Miód? Pierwszy raz w całym swoim życiu usłyszał to imię. Jego uszy drgnęły również i na informacje o tym, że granice jego stada miały być otwarte na nowych proroków. Dla niego nie robiło to żadnej różnicy, lecz dobrze znał wagę kodeksu, którym się kierowali. Zapewne wielu jego towarzyszom pomysł ten niezbyt się spodoba. Pozostało mieć nadzieję na to, że również i jemu się przy okazji nie dostanie.
Nowy prorok rozpoczął przemówienie, a wzrok wężowego ponownie wwiercił się w jej sylwetkę, głęboko analizując każdy jej ruch. Zgodnie ze zwyczajem, była ona na pewno smokiem znacznie starszym od niego i pewnie wszystkich jego przyjaciół razem wziętych. Mimo tego zdawała się dziwnie niespokojna. Brakowała jej odwagi i spokoju kogoś, kto z dumą odbiera tak ważny tytuł. Potrafił to jednak zrozumieć. W obliczu tak wielkiego tłumu i wydarzenia każdy mógłby się zestresować.
Zauważył również i to, że smoczyca rozgląda się po tłumie. Na całe szczęście on był dla niej zupełnie nieznajomym: drobnym dzieciakiem niewartym uwagi. Przynajmniej to da mu trochę więcej spokoju, jeżeli chodzi o analizowanie jej z odległości.
Spotkanie 11
: 09 maja 2025, 19:33
autor: Jarzmo Brzasku
O mało się nie skuliła gdy gargantuiczny samiec trzasnął o ziemię. Kolejne bóstwo zagrzmiało na skałach. Pewnie w normalnych okolicznościach przeraziłaby się jeszcze bardziej, lecz teraz… ktoś inny sprawił, że serce spadło jej do żołądka.
Naranlea wywołała Arel, a Jara została… zignorowana.
Zignorowana.
Zignorowana.
Zignorowana.
Jarzmo Brzasku gapiła się szeroko otwartymi ślepiami w sylwetkę Gorzkiego Miodu. Słowa Naranlei obijały się jak kościelny dzwon po jej czaszce.
Zignorowana.
Płochliwe spojrzenie Miodu omiotło ją tylko na chwilę, by zaraz potem uciec.
Nic nie powiedziała.
Prorok.
Nawet się nie przywitała.
Prorok.
Będzie żyć wiecznie.
Prorok.
Będzie pupilkiem bogów.
Prorok.
Znowu.
Znowu to samo.
Musiała być przeklęta.
Zacisnęła zębiska.
Pieprzeni Bogowie Wolnych Stad.
Poczuła ucisk w gardle. Klatka piersiowa ją gniecie. Ciśnie, wali, uderza. Gniecie, gniecie, gniecie.
Płytki oddech. Szybki oddech. Szybki oddech.
Brak oddechu.
Dusiła się.
Ledwie łapiąc wdech przez zagryzione szczęki.
Wdech.
Wdech, wdech, wdech, wdech, wdech.
Za dużo wdechów.
A jednak nie mogła przestać.
Anyż spróbował ją dziobnąć w szyje. Brak reakcji. Ugryzł, pociągnął za jeden z kryształowych kolców. Nic nie dało. Smoczyca zignorowała ptaka.
Stała najbardziej nieruchomo jak tylko mogła. Najsztywniej, najciszej, najneutralniej.
A jednak przednie łapy poczęły jej drgać, a pazury werżnęły się w ziemię.
Nieregularnego szybkiego oddechu trudno było nie zauważyć na wypiętej, kolczastej klatce piersiowej.
Mięśnie policzków zaczęły ją boleć od żelaznego uścisku.
Oczy jej się zaszkliły.
Fiołkowe poblaski z tęczówek odbiły się po białych łuskach polików.
// No to ten... :I .... żona ping: Bezczas Gwiazd
oraz Banda Assemble! Naga Magia Przejściowy Kolec Pomroki Przedświtu Miętusowy Kolec
Spotkanie 11
: 09 maja 2025, 20:50
autor: Naga Magia
- Kiwnęła Jarusi głową bardzo pogodnie na jej stwierdzenie.
– Mhmm, mieliśmy walkę! Skowyt to bardzo miły gość – wyszczerzyła kiełki, na ten moment gdzieś.. spychając to, co stało się z Kirimem. Zapyta o to później, kiedy to już.. skończy się to spotkanie. Tak, teraz trzeba siedzieć grzecznie!
No i siedziała, póki nie wylądował Kammanor! Oczywiście że wielki Bóg Siły budował respekt, jednak Lamba aż się zapowietrzyła by pisnąć, zatkać sobie zaraz jednak pysk a potem pomachać mu bardzo intensywnie lewą łapą. Kammanor! TO SAM KAMMANOR! O rany ale był wielki! A jaki piękny! Musi go spytać co stosuje na łuski ze tak się mieni!
Słuchała przemówienia Bogini Magii w ciszy, poważnie.. I prawie znów wybuchła entuzjazmem – PANI ARELCIA! PANI ARELCIA PROROKIEM! O BOGOWIE CO ZA DZIEŃ WSPANIAŁY DZIEŃ!
Odwróciła się z szerokim uśmiechem do Jarusi i po prostu nagle go straciła.
~ Jarusia? – zapytała mentalnie, dyskretnie. Przysunęła się niepozornie do Jarzma bliżej, delikatnie splatając swój ogon z jej, dociskając swój bok do jej i na końcu delikatnie wsunęła brzeg pyska pod jej żuchwę, tak by nie wchodzić Anyżowi w paradę a by być przy niej. Przy jej ukochanej Jarusi, Opiekunce Bandy.
– Shhh, shhh Jaruś spokojnie. Chcesz się przejść? – wyszeptała spokojnie, choć wewnątrz nie była spokojna. Wcale a wcale!
Spotkanie 11
: 09 maja 2025, 21:46
autor: Czarołykacz
Mysz słuchał przez cały czas, w myślach próbując sobie zapamiętać potencjalne pytania, którymi mógłby potem kogoś pomęczyć. O bogów, o proroków... Ale zastrzygł ciekawiej uszami, gdy usłyszał, jak bogini przywołuje do siebie Arel. Zaraz jednak jego ciekawskie spojrzenie, które nie mogło się dzisiaj za długo na niczym skupić, przeskoczyło na Jarę.
I okazało się, że jednak jeszcze posiada zdolność skupiania się. Kleryk wbił spojrzenie w Wojowniczkę, lekko przekrzywiając łebek i próbując zrozumieć co widzi.
– O. – Nagle odpowiednie zapadki w mózgu wpadły w odpowiednie miejsca.
To, przez co przechodziła Jara wyglądało jak coś, co znał już bardzo dobrze. Zbyt dobrze. Czasem bywały księżyce, gdy nie mógł przeżyć dnia bez tego uczucia.
Ale Jara? Ich odważna Jarusia?
Gdzieś z tyłu głowy pamiętając, że jest to oficjalna sytuacja, Myszka delikatnie dźwignął się na łapy i z gracją podszedł bezszelestnie do Jary. Niczym kot, otarł się o jej bark z pytającym pomrukiem.
Wtedy do jego uszu doszedł szept Lamby i Kleryk natychmiast podchwycił, odruchowo kładąc łapę na barku Jary i lekko ją głaszcząc.
– Mam ze sobą zioła. Możemy się przejść, może wypić coś na uspokojenie? – dorzucił również szeptem, który mogły usłyszeć tylko najbliżej stojące smoczyce.
Odwrócenie myśli często na niego działało, toteż spacer wydawał się bardzo dobrym pomysłem. Pójdą, pogadają, może jakąś miętę lub melisę zaparzy... Pogadają.
Wszystko, byleby Jara nie czuła się tak okropnie.
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 0:25
autor: Skaza Granatu
Hisseth trochę zaciął się czując język Lamby na swoim policzku. O ironio pierwsze, o co się martwił to fakt czy sobie go nie pokaleczy o jego kolce. Zaraz jednak wrócił do rechotania, zwłaszcza gdy smoczyca jakby nigdy nic powiedziała, że uczył ją latać tata. Chyba nie zrozumiała, że to było pytanie bez odpowiedzi.
Na jej przeprosiny posłał jej krzywy uśmiech, kiwnął łbem w odpowiedzi na jej zajęcie miejsca blisko niego. Był rozbawiony, chociaż powoli słoneczna banda otaczała go z każdej strony. Czuł się odrobinę otoczony.
Zaraz jednak wojowniczka się przedstawiła, a on z szacunkiem kiwnął jej nisko łbem, poważniej. Był ciekaw reakcji w stosunku do jego nowego stanowiska.
– Skaza Granatu, wojownik i aktualny przywódca stada Mgieł.
Przyglądał się nawet ich reakcjom specjalnie.
Zaraz jego uwagę przykuł huk pojawienia się kolejnego Boga. Hisseth zmrużył ślepia, przyglądając się gigantowi. Oto był wzór wojownika, wielki, umięśniony, dumny. Podejrzewał, że może mieć do czynienia tylko z Kammanorem. Miał więc przed sobą trójkę bogów. Naranlee, Kammanora i Uessasa.
Wyprostował się dumnie, a Lamba siedząca obok mogła poczuć, jak mięśnie wojownika napinają się pod łuskami.
Kiedy Bogini Magii zaczęła mówić, nie spodziewał się tego co może się wydarzyć dalej. Na informacje, że Strażnik Gwiazd zrezygnował, zamrugał, niekoniecznie się tego spodziewając. Znaczyło to przede wszystkim, że z tej funkcji dało się zrezygnować, że nie była ona wiążąca do końca życia, jak do tej pory sądził. Lecz bogini mówiła dalej i w momencie padnięcia jej dalszych słów, świat dla niego na chwilę zamarł. Nie wyłapał przez to, że bogini użyła słowa następców, zamiast następcy. Chmurka czarnego dymu wyrwała się z jego pyska i pofrunęła wysoko, gdy parsknął cicho bez humoru. Był zły, był zszokowany. Zdawało mu się, że nie mógł oddychać, dusił się własnym dymem i ogniem wewnątrz własnego ciała. Jakby wąż ściskał go dookoła ciała, łamiąc żebra, przebijać płuca.
Jego kolce nastroszyły się na jego grzbiecie. Przez chwilę jednak jeszcze milczał, czekając na odpowiedź samej nowej prorokini. Potem do jego łba dotarł przekaz Vunnuda, czerwone ślepia odszukały kuzyna. Być może zrozumiał, co sugerował, jednak na ten moment nie do końca pojmował, co się dzieje wokół niego. Odszukał wzrokiem wszystkich mglistych na spotkaniu, których widział.
Jeszcze w tym momencie nie dotarło do niego, że proroków ma być dwóch, toteż zwracanie się do Aterala jeszcze nie wydawało się rozsądnym argumentem.
Potem gdy Gorzki Miód obrała nowe imię w jego łbie nastała cisza. Hisseth Harmonijny podniósł się i postąpił kilka kroków w przód, nie wiedział jeszcze, co miał powiedzieć.
Oddalił się od bandy, być może zwracając już na siebie uwagę, ale nie chciał, by w razie czego im też się oberwało. Bo spodziewał się, że jemu mogło. Nie mógł jednak siedzieć gdy bogowie tak widocznie się mylili i próbowali nakładać swoją wolę na jego stado, burząc do tej pory zachowany porządek, osłabiając je. Był teraz przywódcą, którego obowiązkiem było go bronić.
Skaza uważał się za religijnego smoka. Wierzył w Horgifellijski panteon, wierzył. Bogowie Wolnych Stad raczej mało mieli w sobie z wiary. Nie wierzył w nich, nie pozostawiali na to miejsca. Wiedział, że istnieją, przepotężne istoty mieszkające w świątyni. W tym momencie była to zaleta. Bogowie Wolnych mogli odpowiedzieć od razu.
Nie był jednak wariatem, by od razu rzucać się do Bogów.
Najpierw skierował swoją uwagę na nową prorokinię.
Mówił głośno, pewnie, nawet jeśli w środku płonął, nie zamierzał dać tego po sobie poznać. Czerwone ślepia zostały wlepione w prorokinie kiwnął jej łbem jeżeli ich spojrzenia by się skrzyżowały. Musiała zrobić coś, by zostać prorokiniom i nie miał z tym problemu nawet jeżeli o niej nie słyszał, to nie o nią miał problem tylko o jej przyszłe obowiązki.
– Bezczasie Gwiazd, Stado Mgieł oficjalnie gratuluje Ci wstąpienia na nowe stanowisko i życzy owocnych księżyców w tej roli.
Zaraz jednak miała się skończyć ta miła część. Bo spojrzenie Skazy przesunęło się ku Naranlei. Miały zacząć się pytania. Przez całą wypowiedź jednak starał się utrzymać ton na wodzy. Nie zamierzał bogini oskarżać, ani na nią krzyczeć, przynajmniej na ten moment.
– Chciałbym jednak wiedzieć co oznacza sformułowanie Stary Porządek Narnaleo? Stado Mgieł nigdy nie wpuściło proroka na swoje tereny, co więc określasz jako powrót?
Był tak bardzo ciekaw, co miała w ten sposób na myśli. Spojrzenie miał skupione.
– Przez tyle księżyców, dłużej niż żyje, nie było problemów z wielka uroczystą ceremonią na skałach pokoju z rozdaniem tytułów, gdzie stada mogły dosłownie pochwalić się tytułami między sobą, a osiągnięcia jednostek mogły wybrzmieć dla każdego przybyłego. Co się zmieniło, czy któryś z Mglisty zrobił coś, co sprawiło, że postanowiliście nas ukarać? Wymusić na nas porzucenie własnego kodeksu dla obcego smoka, mimo że nie robimy tego dla naszych własnych smoków, albo uznać osłabienie stada z powodu podążania za nim. Wpuścić obcego nam smoka, który nie będzie prawdopodobnie przestrzegał naszych zasad. Jaką mamy pewność, że żadna informacja nie wypłynie wprost z naszego obozu w ten sposób, by spowodować atak gdy będziemy się najmniej spodziewać?
Zamilkł na moment, choć tylko po to, by wziąć wdech. Zagrożenie dla Mgieł, jakie mógł nieść prorok, był jednym z największych problemów. Smoki Mgły nie znały obecności proroka, tak samo sam Skaza.
– Co też z tymi z nas którzy oddają wam gorliwie cześć? Czy będą karani za ich wierność Stadu? Czy to nie prawa tego wymagają?
Nie chciał osłabiać stada, a tym właśnie było odcięcie się od kryształów i tytułów, które potrafiły niejednokrotnie uratować życie. Jednak narzucenie tego powodowało bunt i to nie tylko jego. Do stu diabłów, niedawno dopiero wszedł na urząd, chciał być tak dobrym przywódcą jak dziadek. Czuł presje, oczywiście, że czuł presje i stres. Był młodym przywódcą, najmłodszym chyba wśród trzech stad. Dlatego nie deklarował jeszcze decyzji, chciał odpowiedzi, potrzebował ich. Stał dumnie, choć jego mięśnie były napięte. Nie wiedział czego się spodziewać, ale też spodziewał się ataku w swoją stronę, był gotów się bronić, nawet jeśli nie miał szans. Ironicznie, czy to nie bogowie mieli zapewnić bezpieczeństwo? Jego ogon szarpał ziemię za nim, bujając się z lewej na prawą stronę. Kwestionował w końcu potężne istoty. Przeszło mu też przez myśl że gdyby jednak udało im się dogadać, z pewnością prorokini miałaby na sobie nadzór.
Naga Magia Jarzmo Brzasku Bezczas Gwiazd Naranlea Wichrogłos
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 3:24
autor: Łaknący Przyjemności
Czy przybyłem tutaj spóźniony? Jak zwykle... Ostatnie wydarzenia trochę mocno zajmowały mój czas. Ale wreszcie dotarłem na tak ważną rzecz. Wylądowałem na uboczu, za zgromadzonymi, dosłownie z momencie pojawienia się samego boskiego oblicza Kammanora. Naprawdę zdziwiło mnie tyle boskich person w jednym miejscu...
W spokoju przysłuchiwałem się słowom, jakie tutaj padały. Choć najbardziej zdziwiło mnie to, co powiedziała sama Naranlea. Nie samą ceremonią a wątkiem polityki granic mgieł, ale tutaj było... Choć czy słowa nowego przywódcy mgieł mnie bardziej nie zszokowały, a raczej pysk, który mówił, że nim jest. Sam Hiss był głową tego stada. Współczułem mu tego zadania. Miał nie lada orzech do zgryzienia. Sporo zyskać lub stracić... Tylko tutaj można to zaobserwować...
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 9:56
autor: Udany Połów
Zaprzestał już dalszych rozmów, kiedy przybycie Kammanora zatrzęsło niebem i ziemią. Zdawać się jakby oznaczało to początek spotkania, gdyż niedługo po tym powstała Naranlea do cna uciszając publiczność na czas przemowy własnej oraz...Arel.
Uniósł głowę wyżej i nadstawił uszy, aby wszystko słyszeć i jak najwięcej widzieć. Jasne spojrzenie padło na Bezczas Gwiazd w głębokim zastanowieniu przyjmując każde jej słowo. Był rad, że Naranlea wybrała właśnie ją. Był to wielki zaszczyt dla niej. Gorzki Miód niezaprzeczalnie przysłużyła się Słońcu jako przywódca. Również podczas wojny. Było więc adekwatne wybrać do roli smoka z doświadczeniem w sytuacjach podobnych do tych, w których będzie miał uczestniczyć prorok. Wszystko mu się zgadzało. Tylko martwił się o Gorzki Miód. Nie tym czy da sobie radę. Było to przecież oczywiście, że będzie należenie spełniać obowiązki wobec bogów, choćby nie wiedzieć ile by ją to kosztowało. Ale właśnie. Tylko czy nie stanie się to dla niej zbyt dużym obciążeniem dla niej samej. Przywództwo co prawda różni się od proroctwa. Nie mniej... znów nanosi na swoje barki odpowiedzialność. Ale może źle o tym myślał? A może znów gdzieś chciał się oszukiwać, że jak przestanie się zastanawiać, to wszystko będzie w porządku. Prawda i tak jest taka, że Arel podjęła decyzję. Jeśli nie będzie miała już mocy może zrzec się proroctwa jak Strażnik. Chociaż, mimo wszystko, wolałby, aby nie skończyła jak Strażnik. Dlatego nie pozostaje nic jak po prostu ją wspierać w tej decyzji. I jakby nie patrzeć, to naprawdę wielki zaszczyt. Będzie musiał jej potem pogratulować.
Na moment jego uwagę przykuł ruch na niebie. Nie zaskoczyło by go już, gdyby to był kolejny bóg. Nie zaskoczyło go też, że był to spóźniony smok. Pozdrowił Culliego ruchem głowy, po czym odwrócił ją spoglądając na, zdaję się, nowego przedstawiciela stada Mgieł. Tutaj już tylko słuchał.
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 10:35
autor: Naranlea
Nie zdążyła odpowiedzieć Bezczasowi Gwiazd, gdy rozbrzmiał głos młodego przywódcy
Skaza Granatu. Naranlea obróciła pysk w jego kierunku, pozwalając mu mówić.
–
Stary porządek to ten sprzed utraty Iskier Wieczności, gdy prorocy mogli swobodnie poruszać się po ziemiach wszystkich Wolnych Stad. Taka była od zawsze istota ich funkcji, aż do chwili, gdy bogowie zostali odcięci, a równowaga świata zaczęła chwiać się w posadach – odpowiedziała na jego pierwsze pytanie.
Unosząc prawą przednią łapę, rozczapierzyła blade palce. Spomiędzy nich wypłynęły wstęgi mocy, które wzniosły się nad zebranych i uformowały kształty tak nieskazitelne, tak doskonałe, że niemal można było uwierzyć, iż istoty z przeszłości znów stoją pośród nich – z ciała i kości, choć w nieco pomniejszonej formie. Nawet Ślepa Sprawiedliwość była w stanie to wszystko oglądać, aczkolwiek w swojej głowie, a nie własnymi oczami jak pozostali.
–
Stado Wody zostało napadnięte przez wrogie smoki zza pękającej bariery. Cień, wasi przodkowie, również został zinfiltrowany i miał być kolejnym celem. Pojawił się też Skalny Gigant, a niedługo potem Mrok o nienasyconym głodzie – opowiadała, sama wpatrując się w sceny z przeszłości.
Brutalna napaść na obóz Wody.
Dziesiątki smoków czterech stad, w tym ledwie wyszkoleni adepci, stawiający czoła
Gigantowi.
Nadejście
Mroku, który jednym oddechem zamieniał żywych w kamień.
Łowców smoków rosnących w siłę, gdy Wolni zostali osłabieni. Jak porwali młode pisklę z granic, a po jego
uratowaniu było trwale okaleczone.
Pozbawione błon na skrzydłach, pazurów, łusek, wysączone z krwi. Ledwie żywe.
Gdy przyspieszone sceny krwawych starć i śmierci zniknęły, bogini ponownie zwróciła spojrzenie ku przywódcy Mgieł.
–
W tamtym czasie nowym prorokiem został Strażnik Gwiazd, mianowany przez Kaltarela. Opiekował się nowo odrodzoną Sennah i pełnił swoją funkcję najlepiej, jak potrafił, nawet po odejściu Zimy. Rozdawał tytuły, utrzymywał kontakt ze wszystkimi stadami. Również z Plagą, która otwarcie się go wyparła. – Zrobiła krótką pauzę, pozwalając Skazie Granatu przyswoić nowe fakty. –
Spotkania na Skałach Pokoju były mu narzucone pod naszą nieobecność. Po powrocie postanowiliśmy przyzwolić na to do czasu powołania nowych Gwiazd.
Srebrne ślepia skupiły się na wojowniku.
–
Wolne Stada otrzymują od nas wiele, choć ci, którzy nie znają innego życia, mogą nawet nie zdawać sobie z tego sprawy – dodała miękko. –
Zwierzyny i innego pożywienia tu nie brakuje. Dajemy wam drugą szansę po śmierci. Leczymy wasze kalectwa. Podarowaliśmy wam kwarce, które pozwalają rozwijać się szybciej, niż uczyniłyby to całe księżyce treningów. Drapieżniki nie dobijają poległych. Złe duchy o sile przerastającej waszą nie niepokoją tych ziem. Zioła lecznicze rosną nawet zimą. Dostajecie kryształy za samodoskonalenie, dzięki czemu możecie stać się jeszcze silniejsi. – Mogła wyliczać dalej, ale poprzestała na tym. –
W zamian oczekujemy jedynie szacunku. A ten obejmuje także prawo naszego głosu do pojawienia się tam, gdzie boska wola ma być wyrażona.
Usiadła obok Kammanora i złożyła skrzydła, by światło dnia odbijające się od ich błon nie raziło zebranych.
–
Tak jak smoki zobowiązują się do lojalności, prorok zobowiązuje się do neutralności. Jeśli kiedykolwiek jego działania stałyby w sprzeczności z tym, do czego został powołany, to on poniesie konsekwencje, a nie stado, które go gościło.
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 13:31
autor: Triada Herezji
__
__Jej wzrok jeszcze przez chwilę spoczywał na Ojcu, jakby powątpiewała w jego odpowiedź. Nie wypowiedziała jednak swoich wątpliwości na głos – nie, kiedy spotkanie akurat ruszyło.
Czy nowy Prorok ją interesował? Nie.
Przybycie kolejnych bogów także nie.
__Za to komentarz Naranlei wobec Mgieł zdawał się być przeznaczony do otrzymania gwałtownego odzewu od stada. Nie wiedziała, skąd to przekonanie; być może jakaś bardziej stara część jej duszy po prostu wiedziała, że współstadni nie zaakceptują takiego podejścia ze strony bogów. Ta niepodważalna pewność co do nieuchronności tej reakcji przez chwilę nawet i ją lekko zaskoczyła – ale szybko przestała się nad tym zastanawiać. Nie zabierała też głosu, bo i nie widziała ku temu potrzeby, chociaż na jej pysku pojawił się cień lekkiego grymasu. Jakiekolwiek szanse na otoczenie szacunkiem Naranlei pękły niczym szklana fiolka po zużytym eliksirze.
Mimo to, pozostawała cicho, akceptując swój nowy pogląd na świat.
Była bowiem tylko obserwatorem.
Na razie.
__Opuściła jedynie towarzystwo Ojca, w ciszy stając z miejsca i za grzbietami zebranych podchodząc bliżej współstadnych, siadając w ich kręgu, za plecami Hissetha. Niewypowiedziana forma poparcia i podtrzymania strony, której zamierzała się trzymać – nawet, jeżeli nie miała jeszcze okazji faktycznie poczuć się zaakceptowaną przez stado, w którym spędziła większość życia.
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 14:03
autor: Dolina Paproci
Klapnięta na jeszcze drobnym ciałku brata, wsunęła nos w jego mięciutkie futro, wdychając jego zapach. Było w tym coś uspokajającego i pocieszającego, przytulenie było dla uzdrowicielki szczególne, kiedy chciała wyrazić pozytywne, ale i też negatywne emocje. Nie chciała jednak obarczać Rasha swoimi problemami. – Wiesz, czasem denerwuje mnie widok zakochanych – mruknęła słowa również przeznaczone dla jego uszu. Może nie wyraziła się bezpośrednio, ale miała nadzieję, że brat zrozumie. Puściła go lekko od razu uśmiechając się do reszty. – Przepraszam, że przeszkodziłam w rozmowie z Twoimi znajomymi – zmierzwiła szponami grzywę Baraniego, aby poprawić, jego nieswornie opadające na oczy, kosmyki grzywy.
– Tak, Baranek jest moim młodszym bratem – uśmiechnęła się do Hektycznego. – Bez przesady, nie jestem aż tak stara żeby się czegoś wstydzić – zażartowała i klapneła zadkiem na ziemi.
Wtedy już skupiła się na biegu spotkania, nie tylko Naranela zaszczyciła swoją obecnością, ale również dwójka innych bogów, w tym jeden z nich był tym odpowiadajacym za ... miłość. Dolina zwiesiła na chwilę chłodne spojrzenie na boską, weżową sylwetkę. Zaś kilka uderzeń później, zwróciła zielone tęczówki przed siebie, aby patrzeć w nicosć i po prostu słuchać to, co miała do powiedzenia bogini.
Miała okazję wynieść z tego coś więcej, krótką aż brutalną historię Wolnych stad. Nie szczególnie sie tym interesowała, nie obchodziły ją aż tak odległe czasy. Przynajmniej aż do teraz. Bogowie wędrujący między smokami? Tak po prostu? Słuchała dalej.
Nie wysuwała głosno swojej opinii, ale czy smok wybrany spośród innych może być neutralny, nawet kiedy ma rodziny i przyjacioł? Złozone przysięgi konkretnemu stadu? Czy to już ich nie obowiązuje jako, że zostali wybrani wolą bogów? Dolina przymknęła lekko ślepia pogrążona w zadumie.
Hektyczny Kolec Barani Kolec
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 14:23
autor: Onyksowa Pieśń
przez dłuższy czas trwała sobie w tej zmęczonej formie hibernacji, gdy nagle wydarzyło się... cóż, stanowczo za dużo rzeczy na raz.
Najpierw do zebrania dołączyły kolejne boskie istoty. O ile przybycie Uessasa nie było specjalnie głośne i Hyralia może nawet przegapiła by je, wpatrzona bezmyślnie w jeden punkt, gdyby nie fakt, że było coś takiego w srebrzystym smoku, co przykuwało jej uwagę. Może to zapach, a może po prostu miała słabość do wężowych...
Przybycia Kammanora zaś już nie dało by się zignorować tak po prostu. Huk na dobre wybudził ją z odrętwienia, a resztki melancholijnego zmęczenia rozpierzchły się, na moment pozostawiając samicę w szoku – jak gdyby ktoś zdarł jej sprzed oczu zasłonę, za którą próbowała się chować.
Ogromny smok lądujący z takim impetem na chwilę przesłonił jej świat. Był większy niż ktokolwiek kogo widziała, a przecież wychowywała się wśród olbrzymów. I jeśli kiedyś uważała, że Hisseth może być niepokonany, to co do tego tutaj po prostu nie mogła mieć wątpliwości...
I to już było naprawdę wystarczająco wiele, by ten dzień wpłynął na młodą wciąż Hyralię, ale wydarzenia nawet na chwilę nie zamierzały zwolnić. Gdy tu przybywała, miała mgliste pojęcie o tym, co się dzieje. Nigdy nie spotkała Proroka, a sprawy 'zewnętrznych bóstw' niespecjalnie jej dotykały. Tych wewnętrznych zresztą też, ich istnienie po prostu akceptowała, przyjmując ich istnienie za pewnik i część ich własnej kultury. Przyszła, w każdym razie, bo dostała wezwanie i chciała zrozumieć jego cel.
Będąc za młodą, by rozumieć większość tego co mówiła Naranlea, ale też już wystarczajaco przytomną, by skupić się na jej słowach, próbowała zlepić je w całość. Pamiętała jak dostała kryształ od różowej bogini kilka księżyców temu. Pamiętała jak inne smoki też dostały. Ale tam nie było żadnego Proroka, chyba że bogini pełniła wtedy jego rolę... To się dalej nie kleiło.
No dobrze, wiec teraz będzie się to działo na terenach stada, w porządku... zaraz, ale...
Nim zdążyła, poczuła muśnięcie czyjegoś ciała. Drgnęła, a potem rozpoznała w intruzie vunnudową płetwę. Zanim zdążyła wyrobić sobie opinię co sądzi o jego dotyku w tym momencie, dopadł ją obraz.
Z obrazami Vunnuda to było tak, że zrozumienie ich zajmowało zawsze dłużej, niż wymagał komfort rozmowy. Nie mniej choć nieme, czesto przekazywały więcej, niż dało się wyrazić słowami.
Dopiero gdy błogi obraz rozlał się po jej umyśle, zrozumiała jak bardzo jest spięta. Każdy mięsień na jej ciele napięty był do granic możliwości. Rozluźnienie ich było teraz bardzo trudne, właściwie bolesne.
Szukała odpowiedzi, której mogła by udzielić, jednak kiedy obraz Vunnuda – jedyna rzecz w tym momencie, która w swej dziwaczności, była dla niej czymś znajomym i normalnym – na chwilę odwrócił jej uwagę od okalającej ją Rzeczywistości, usłyszała głos swego brata.
Wyprostowała się i wbiła w niego blade oczy. Wątek, który straciła nim zdążyła go rozszyfrować, powrócił – tym razem w wargach jej brata. Klocki, które mozolnie próbowała ze sobą zestawić, nagle zaczęły same wskakiwać na swoje miejsce, budując obraz, który zaczynał budzić niepokój.
Być może nie doceniała wartości kryształów, dziwnego daru, który pewnego dnia dostała i dalej nie rozumiała dlaczego. Rozumiała za to kodeks, który przecież na własnej ceremonii obiecywała respektować, każdy obiecywał. I kiedy bogowie byli tak obcy, a Prorok był tylko słowem, znaczenie praw, które każdy Mglisty miał przestrzegać, było najwyraźniejszym, czym Hyralia mogła się kierować.
Teraz spojrzała na Naranle'e. Hisseth rozmawiał z bogiem, w dodatku w towarzystwie dwóch innych. I chociaż słowa jej brata były wyważone, stawały w opozycji do boskiej decyzji, a Hyralia instynktownie odczuwała to za iskrę, która mogła zaraz trafić na bardzo łatwopalny materiał.
Na razie jednak najwyraźniej tak się nie stało.
Kolejne słowa do wysłuchania, kolejna wiedza do przyswojenia. Wydarzenia historyczne, o których nie miała pojęcia, nie miała też pojęcia jak mają się do faktu funkcji Proroka.
Z jednym mogła się zgodzić – nie zdawała sobie sprawy z tego, ile bogowie mogą robić dla mieszkańców tych ziem. Czemu miało by nie być zwierzyny? Czemu miało by nie być ziół? Każda z rzeczy, którą wymieniała, była dla Hyralii całkiem normalna, nawet jeśli poza krainami świat mógł wyglądać całkiem inaczej.
Na to by objąć rozumiem całość tych wydarzeń była stanowczo za mało doświadczona. Skołowana, nie była pewna czy może się w ogóle wypowiedzieć, a jeśli nawet by mogła – ocena tej sytuacji przerastała jej możliwości. Bo chociaż, być może rozumiała za mało, wynikało to głównie z jej niewiedzy w wielu tematach tu poruszanych. Ale będąc tego świadomą, mogła stwierdzić dwie rzeczy: że to dobry czas by dawać mówić tym, którzy wiedzą więcej i wspierać tych którym ufa. A potem – nadrobić zaległości w wiedzy, które teraz ciążyły jej wyjątkowo – jakby przyszła na wojne, nie przynosząc ze sobą żadnej broni.
Gdy więc Triada drgnęła, obserwowała ją chwilę, a potem sama uniosła swe cielsko (na chwilę zachwiawszy się na łapach) by opuścić towarzystwo i wymijając wszystkich po okręgu, usiąść za swym bratem, nieopodal wyverny, na tyle by żadna z nich nie odczuwała specjalniue naruszania przestrzeni osobistej. W międzyczasie wysłała jeszcze szybką wiadomość do Hermesa. Ta forma komunikacji wybitnie Hyralii nie szła, więc do smoka dotarła głównie emocja: ważne, niepokojące, pilne, a także obraz miejsca, gdzie odbywało się zebranie.
Nie mogła się wypowiedzieć. Ale mogła spróbować dać wsparcie.
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 16:21
autor: Sięgający do Nieba
Odebrał sygnał, a jakże. Nie planował się tu pojawiać, gdyż impreza mianowania proroka mało go interesowała. Bardziej ciekawiło go co stało się ze Strażnikiem niż kto zostanie nowym prorokiem, gdyż jednego był pewien: nie miał to być nikt z Mgieł. Piekło prędzej zamarznie niż jego stado zacznie być równo traktowane.
Nie wiedział o co chodzi, wyczuł że wnuczka się niepokoi i tyle wystarczyło. Po drodze mruknął mentalnie do Pomiot, że na skałach dzieje się coś szczególnego, a widząc na miejscu Hissetha, który wyglądał na co najmniej zaniepokojonego oraz gromadzące się za nim smoki Mgieł wylądował za nimi i ostatnie kilka kroków przeszedł piechotą prostując się i stając obok Hyralii. Nie pytał. Nie interesowało go – jeszcze – O co chodziło, tego dowie się później. Z jego głębi wydobył się cichy powitalny pomruk na znak, że jest na miejscu i służy wsparciem. Rogaty łeb uniesiony był wysoko, a chłodne, spokojne oczy utkwione w fioletowej smoczycy, z którą najwyraźniej rozmawiał Hisseth; co jakiś czas spoglądał też w kierunku wnuka starając się zorientować, co dokładnie się wydarzyło i jaki był powód tej rozmowy.
Obecność bogów nie zrobiła na nim wrażenia. Mogli być więksi, mogli by gigantami, ale sam rozmiar charyzmy nie zastąpi, przynajmniej w jego oczach. Jeśli zaś mowa o Veir, to chyba na razie wolał jej nie wzywać. Obawiał się, że jego partnerka szybko straci nerwy w obecności istot, których nie darzyła sympatią.
Onyksowa Pieśń Czarci Pomiot
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 16:36
autor: Bezczas Gwiazd
Ruch. Zanim zdążyła skończyć swoją skromną przemowę, już zauważyła, że w tłumie coś się dzieje; może to szósty zmysł, wyćwiczony inwazją, ceremoniami i pertraktracjami z Nową Trundią, podszeptywał, że nadchodzą komplikacje. Zawsze były komplikacje.
Czarna, kolczasta sylwetka poruszyła się między smokami; Mglisty. Przywódca. Póki szedł, jej spojrzenie jednak ześlizgnęło się na sąsiadującą mu do tej pory grupkę Słonecznych – Lambę i Mysz, którzy swoim fioletem ogarnęli większość sylwetki Jarzma. Na moment złote ślepia przylepiły się do tego obrazu. Jara wyglądała na... nieobecną. Pozostali – na zmartwionych. Nie śmiała zakładać, że chodzi o nią, ale próbowała swoim spojrzeniem przekazać pytanie.
Dopiero gdy Skaza się odezwał, z niechęcią przeniosła na niego wzrok. Usiadła niespiesznie na skale i podciągnęła ogon, z niewzruszeniem słuchając gratulacji. Jak miło – nie zdążyłaby nawet pomyśleć tych słów, nim Mglisty przestał ją adresować na rzecz bogini.
Nic dziwnego. Zawsze była lekceważona. Czy była adeptką, czy zastępczynią, czy przywódczynią. Czy prorokiem. Czy to przez jej miękką sylwetkę czy łagodną aurę – może bogowie wiedzieli. Może o to powinna była zapytać Naranleę, gdy miała okazję na pytania. Ogon Kirima zafalował; podczas gdy kocur krytycznym, lekceważącym spojrzeniem mierzył Skazę Granatu, Bezczas Gwiazd znów uciekła spojrzeniem do znajomej postaci Jary, gdy tak słuchała rozdętych jak brzuch podgniłej zwierzyny zmartwień przywódcy.
Później jednak skupiła się na magicznym teatrze Narani – nie tyle z szacunku do jej mocy i tworu, co z czystej, dojmującej ciekawości. Decyzja bogów z czegoś wynikała, a wszelkie ich motywacje liczyły się dla niej, skoro od teraz miała ich reprezentować.
W końcu spojrzała znów na czarnołuskiego – ślepiami spokojnymi, z twardym połyskiem. Przyszła wreszcie pora, by przyodziać nowe barwy i zaprezentować je wszystkim obecnym. Siebie jako prorokini Naranlei.
A może po prostu siebie, ale z celem.
– Skazo Granatu. Gratuluję objęcia przewodnictwa nad Stadem Mgieł – zaczęła spokojnie, neutralnie. – Przykro mi słyszeć, że mimo dwóch deklaracji neutralności, z dwóch różnych pysków, nadal wątpisz w intencje tego obcego smoka i nie śmiesz zapytać go wprost o nastawienie, mimo że stoi przed tobą i zadeklarował otwartość do rozmowy. – Nie była ozdobą, nie była figurką, na którą tylko czasem się patrzy. Mimo że szpony niebezpiecznie zaczepiały o skałę, w jej tonie nie było żadnego oskarżenia. Było to tylko stwierdzenie faktu. Znaczące. Nie warto mnie ignorować.
– Rozumiem, że zostałeś przywódcą dopiero ostatnio. Czy miałeś czas spotkać się z Rytmem Słońca lub Barwami Ziemi, by obawiać się agresji z ich strony? A jeśli nie, możesz się ich spytać, czy ich stada spotkało coś złego w związku z goszczeniem proroka na swoich ceremoniach przez ostatnie sto siedemdziesąt księżyców. Z własnego doświadczenia jako niegdysiejsza przywódczyni Słońca mogę powiedzieć, że Strażnik Gwiazd jedynie oferował mi wartościowe rady i wspierał mój autorytet na ceremoniach. – Nie była to stal, ale nie było to też nic miękkiego. Wpatrywała się bez ogródek w Skazę.
Skaza Granatu
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 18:23
autor: Jedno Słowo
Co jak co, ale widział ruch przy przywódcy i natychmiast zrezygnował z grupy rówieśników i spojrzał na Hektycznego, a potem Koszmarnego. Rairish był jednak pierwszy i to jego będzie najciężej wyciągnąć. A więc Vaelin się przepchnął nieco mocniej obok zgromadzenia i bez skrupułów położył łapę na ramieniu przyjaciela.
– Stado...– rzekł poważnie puszczając ramię Hektycznego- Idziemy.= rzekł niemalże rozkazem, aby jego przyjaciel nawet nie spróbował teraz tego przedyskutować. Byli oczywiście równi, ale w tej chwili nie można było dyskutować, gdy stado ich potrzebowało. Tak, wiedział jak Hektyczny postrzegał oddanie stadu, ale Vaelin musiał też zadbać o to, aby jego przyjaciel nigdy nie był postrzegany jako odludek, bo nie staje murem za Mgłami.
Czerwonogrzywy obrócił łeb w stronę Lethariona.
–Chodź...!– rzucił nieco łagodniej i nawet z lekkim uśmiechem, bo wiedział, że Koszmarny zdecydowanie nie będzie oponował i pójdzie może nawet szybciej, niż Vaelin z Raiem.
Gigant będzie prowadził ich i doprowadzi ich tak, aby stanęli zaraz za swoim przywódcą i byłym przywódcą. Wszyscy razem. Vaelin nie był przeciwny bogom, ale jeśli ktoś miał deptać jego świętość, wtedy będzie się temu sprzeciwiać, a Bogini najwyraźniej położyła łapę na kodeksie i oczekiwała, że Mgły się ugną. Nie! Miał nadzieję, że do tego nie dojdzie!
Hektyczny Kolec Koszmarny Kolec
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 18:46
autor: Nieme Przekleństwo
Hektyczny oczywiście nie potrafił sprzeciwić się Vaelinowi. Delikatnie uśmiechnął się w stronę całego zgromadzenia na pożegnanie, powoli podnosząc swoje ciało z ziemi.
— Porozmawiamy po tym wszystkim. Sytuacja robi się trochę napięta. — wytłumaczył, po czym odwrócił się w pełni do Słowa i ruszył tuż za nim, dołączając się do zgromadzenia mgieł.
Cała ta sytuacja była dla niego niezwykle nieprzyjemna. Czuł, jak dwie różne siły próbują walczyć w jego ciele, nie mogąc zgodzić się na kompromis. Czy powinien stanąć teraz ze stadem, wyprostować się dumnie i zignorować boski rozkaz? Może jednak powinien skulić swój ogon i pozostać wiernym sługą panteonu? Z uwagą wysłuchał słów swojego przywódcy, skupił się na pokazie Naranlei i na odpowiedzi nowej prorok. Nie potrafił jednak zgodzić się z żadną ze stron. Jego umysł do całego problemu zaczął podchodzić w znacznie odmienny i głębszy sposób. Szukał w pamięci jakiegokolwiek wspomnienia o tym, że jego stado przyjmowało na swoje tereny proroków, lecz niczego takiego nie odnalazł.
Pomimo tego targał nim dziwny wstyd. Czuł się, jakby zdradził zarówno stado, jak i bogów. Stał pośrodku, a jednak pewne słowa cisnęły mu się na usta. Adept spuścił delikatnie łeb i wbił wzrok w ziemię, dając się pochłonąć wstydowi.
— Naranleo… Błagam, musi istnieć jakiś kompromis… — wyszeptał jakby do samego siebie, nie potrafiąc dodać nic więcej.
Był i tak za młody, za mało doświadczony i zbyt głupi, aby mógł w jakiejkolwiek dyskusji podjąć próbę pomocy. Rozumiał obie ze stron. Bogowie dawali im wiele, stąd też logiczna jest chęć otrzymania czegoś w zamian. Mgły jednak nie do bogów miały problem, a do nieznanego im proroka, dla którego mieliby teraz naginać zasady świętego w ich oczach kodeksu. Przecież wcześniejszy porządek odpowiadał niemal każdemu. Czy naprawdę brak wstępu na tereny stada byłyby czymś aż tak problematycznym? Można było znaleźć kompromis: pozwolić na przebywanie proroka na ziemiach Mgieł tylko wtedy, gdy ktoś pilnował jego czynów. Organizować spotkania na granicy lub zwyczajny powrót do dawnych ceremonii na Skałach Pokoju. Boska gwarancja neutralności proroka była bezwartościowa w perspektywie tego, iż przecież prorok mógł zrezygnować ze swojego stołka, a jego wiedza na temat poufnych informacji o Mgłach pozostałaby z nim nadal.
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 19:32
autor: Perła Oceanu
Przybycie kolejnych bóstw? Cudownie, robi się coraz gęściej. Gdyby jej się chciało, przewróciłaby ślepiami, ale nawet na to nie miała teraz siły. Zwróciła uwagę na przybycie Łaknącego. Dobrze, że akurat na nią nie patrzył, bo jej mina mówiła dużo, może aż za dużo... Sytuacja na spotkaniu była jednak na tyle dynamiczna, że nie było czasu ani się przywitać, ani nawet dłużej nad tym rozmyślać.
Słowa Naranlei wzbudziły niemały opór w Perle. Jak zauważyła, na szcześćie nie tylko w niej – podobnie jak Triada i kolejni, podeszła teraz bliżej swoich sióstr i braci. Spojrzała znacząco na Hissetha i pomyślała, że dziadek dokonał właściwego wyboru, powierzając stado w jego łapy. Chciała, by czuł również jej poparcie w tej kwestii i wydawało się, że wszyscy mgliści byli tutaj jednogłośni. Równie zaskoczeni i oburzeni nowym porządkiem.
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 19:45
autor: Czarci Pomiot
Pod sklepienie czaszki wpełzły jej horusowe słowa, jak pieprzony pasożyt, który wdarł się bezprawnie do jej ciała. Jęzorem przejechała po ostrych zębach, czekając aż dudniące echo zostawi ją w spokoju i znów wróci swobodnie w otchłań swoich myśli. A jednak przesłanie nie chciało się od niej odczepić; z gnojkiem nie zamieniła choćby i słowa od księżyców, omijali się łukami tak szerokimi, że niewiele brakowało, a przekroczyliby granice innych stad; ich kontakt nie istniał. Teraz wyciągnął w jej stronę łapę i nie czyniłby tego bez powodu, prędzej by ją sobie odgryzł niż ją jej podał. Więc wstała, zostawiając śpiącą Kwitnącą w grocie i ruszyła na miejsce spotkania, ale nie dlatego, że wezwał ją jeden z bożków, nie nie. Liczyły się tylko słowa Przewrotnego.
Zsunęła się z nieba za jakiś czas i wylądowała na skraju zbiegowiska, by zaraz znaleźć sobie miejsce pośród agregacji mglistych pysków, każdego z których powitała skinięciem łba. Ale parła przed siebie, synowi darując po drodze nieco cieplejsze spojrzenie, aż w końcu siąść mogła koło Hermesa, wpierw bez słowa. Chłonąć zamierzała na razie same przesłanie tego spotkania, ale gdy tylko jej oczy wyszukały w tłumie dwójkę nietypowych postaci, z pewnością należących do panteonu, musiała się pochylić bliżej horusowych uszu i mruknąć, choć na tyle, by sąsiadujące Mglaki też usłyszały jej słowa.
– Prócz wybierania kolejnego proroka mamy tu kolejną interwencję nad Ziemnym, której konsekwencje poniosą wszyscy, czy ten etap mamy już za sobą? – Nie mogła się powstrzymać, choć aluzje zapewne i tak wyczuje jedynie Hermes, w końcu to też razem przechodzili. Z krzywym uśmiechem powróciła do obserwowania przemawiających jednostek, licząc, że zrozumie w końcu po jakie licho ją tu zawołano.
Sięgający do Nieba
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 19:51
autor: Oblicze Parszywe
Na pysku Lethariona pojawił się bliżej nieokreślony grymas. Ni to rozczarowanie, ni to zadowolenie, może bardziej zakłopotanie? Wszak praca nad czaszką szła mu istnie...
-Koszmarnie.
Odpowiedział, nieco rechotając pod nosem. Nie miał talentu, ale dobrze się bawił przy gmeraniu w kości. Barani miał szczęście, że starszy nie znał jego myśli, w przeciwnym razie doszłoby do ostrej wymiany zdań. Albo rękoczynów. Bo braci stadnych nie da skrzywdzić.
Chciał dodać coś jeszcze, ale zanim zebrał słowa, pojawiła się smoczyca wyraźnie starsza od zgromadzonych młodzików. Pochylił łeb, nie chcąc żeby jego rechot był zbyt wyraźny. Nie mógł się jednak powstrzymać przed drobnym chichotem na rodzinne czułości. Przynajmniej do czasu kiedy ogon Triady nie smyrnął Ziemnego futra. Poczuł ukłucie zazdrości. Może dotyk był przypadkowy, ale i tak nie odpowiadało mu, że to akurat Rashediah doznał tego zaszczytu. Zmrużył nieco ślepia i posłał Baraniemu wyzywające spojrzenie. Nawet fuknął w jego stronę, marszcząc nieco nos.
Nieco odwrócił wzrok na moment kiedy Lamba lądowała na Skazie. Jako prawilny Mglisty, już chciał biec z odsieczą, ale szybko okazało się, że to jednak nie był zamach, a zwykły wypadek. Fuknął kolejny raz.
A TO CO ZA WIELKA CHOLERA?! W odruchu uniósł górną wargę, ukazując zęby w stronę Kammanora. Co to za zbiorowisko się tworzyło? Miał być jakiś prorok, a zaczynał się istny pokaz bogów. I każdy z nich musiał mieć jakieś wielkie wejście. Młodzik ziewnął, rozluźniając się i zwyczajnie zaczął dłubać pazurem w zębach.
Bla bla bla bla, fioletowa pięknisia coś tam zaczęła gadać, ale do uszu Koszmarnego dotarła jedynie informacja o wpuszczaniu proroka na granicy i aż się w nim zagotowało. Z jakiej niby racji? Przecież byli obcy, a obcych się nie wpuszcza! Nie mogli znać położenia obozu i całej reszty! Nieco otwarty, żółty pysk zaczął syczeć. Niezbyt głośno, jednak wystarczająco żeby siedzący obok go słyszeli. Szurał pazurami w zniecierpliwieniu aż przemowa się skończy. Przecież nie będzie wchodził w zdanie jak jakiś dzikus. Głos zabrał przywódca Mgieł, więc młodzik milczał dalej, jednak całe jego ciało napinało się z każdą chwilą.
Nie zgadzał się. I to nie tyle z Hissethem, co z samą boginią magii. Szacunek kończył się tam, gdzie zaczynała się ingerencja w czyjeś życie. Jakie znaczenie miało co taki prorok sobie naobiecuje? Nie należał do ich stada, nie miał prawa łazić jak mu się żywnie podoba, siedzieć na ceremoniach gdzie są podawane ich prawdziwe imiona. To kompletnie naruszało ich prywatność. Było sprzeczne ze wszystkim co przysięgał.
Obserwował jak smoki z jego stada zbierały się w jednym punkcie, odsuwając się od pozostałych stad. Sierść na jego grzbiecie uniosła się w niemej groźbie.
Prychnął pod nosem i splunął pod łapy. Słowa Bezczesu Gwiazd dla niego nic nie znaczyły. Przecież każdy smok był inny, nawet jeśli Słońce i Ziemia nie ucierpiały przez proroka, to jaką miał pewność, że Mgły również zaznają tylko pozytywów? To tylko NIC nie znaczące słowa.
Zerknął na Hektycznego, a zaraz spotkał się wzrokiem z Jednym Słowem. Ich myśli były zgodne. I bardzo dobrze bo mógłby mieć problem z zaciągnięciem małego olbrzyma za ogon, albo wąsy. Rairisha również był gotowy zaciągnąć, na szczęście ten również ruszył z nimi. Napuszony, wściekły, z bulgotem w gardzieli stanął z przyjaciółmi obok pozostałych stadnych. Nowego proroka gromił wręcz spojrzeniem.
Spotkanie 11
: 10 maja 2025, 20:34
autor: Sięgający do Nieba
– Nie jestem pewien. Na razie mamy do czynienia z nową dyplomatką – mruknął sucho do Pomiot. Sam nie orientował się jeszcze do końca, co się tu dzieje. Domyślał się jednak po reakcji Powrotów Słońca, która reprezentowała sobą postawę urażonego pisklęcia pełnego kompleksów, że to ona została mianowana nowym prorokiem i wyniknął z tego jakiś nowy problem. Nie wykazywała zrozumienia, nie starała się nawet ku nim pochylić i choćby podjąć próby zainteresowania się sprawami Mglistych, ale pokazała, że potrafi się ładnie obrazić, a problemy jednego stada sprowadzić do kaprysu, który trzeba zadeptać. Wypowiedziała tylko kilka zdań, a Horus już doszedł do wniosku, że Strażnikowi wiele brakowało do ideału, aczkolwiek nowa prorokini nie dorastała mu do spodu ogona, zwłaszcza że zapamiętał ją jako jednostkę wyjątkowo uległą i skłonną do podążania na ślepo za innymi, tak jak podczas inwazji podążała za Pasterzem Ziemi pomimo jego karygodnego zachowania, choć nie miał z nią poza tym wydarzeniem styczności.
~ Nie będę się w to wtrącał dopóki nie uznasz, że tego potrzebujesz, Harmonijny, dlatego publicznie zachowam milczenie i nie będę wtryniał się w Twoje działania. Nie jesteś sam, jesteśmy z Tobą. Jeśli o zaufaniu i agresji mowa pragnę wspomnieć, że Słońce i Ziemia mają ze sobą sojusz przez co na pewno patrzą na te sprawy inaczej niż my, a także przypomnieć sprawę Aazghula Niebosiężnego, który za mojego życia został zamordowany na wyprawie poza tereny stad przez kogoś z dwoch pozostalych stad o czym dowiedziałem się od zaprzyjaźnionego duszka. Zabójca nigdy się nie ujawnił i równie dobrze może już nie żyć, to było wiele księżyców temu, jednakże wyciągnąłem z tego naukę o ostrożności, nawet nadmiernej. O ile nie uważam, by Rytm Słońca i Barwy Ziemi knuli przeciwko nam, tak nie ufam każdemu smokowi Ziemi i Słońca, które mogą działać na własną łapę bez wiedzy swoich przywódców, a nasz nowy prorok to smok, który byl przywódcą i przez dziesiątki księżyców należał do innego stada, a my go nie znamy. Na pewno ma przyjaciół, rodzinę i relacje, o których nie zapomni w dwa uderzenia serca; to naturalne, jesteśmy tylko smokami. Nie wierzę w zapewnienia o uczciwości, których gwarancją jest ładny uśmiech... o ile kiedyś ów uśmiechem zostaniemy zaszczyceni. A poza tym może mi ktoś wyjaśnić czego dokładnie od nas żądają? ~ Zwracał się głównie do wnuka, gdyż to jemu chciał okazać wsparcie, a jednocześnie przestrzec go przed nadmiernym zaufaniem, aczkolwiek jego cichy mentalny pomruk mógl usłyszeć każdy Mglisty, a ostatnie pytanie każdy Mglisty z wyjątkiem Hissetha, bowiem jemu nie zamierzal zawracać głowy i zmuszać go do wyjaśnień w takiej chwili; to mógł zrobić każdy inny obecny. Hisseth był młody, podobna presja mogła go mocno uderzyć, zwłaszcza iż nowa prorokini uderzała w jego brak doświadczenia. Uświadczył świeżą prorokinię przelotnym spojrzeniem, lecz jego wzrok prędko powrócił do Naranlei, gdyż to jej zdanie się w tym momencie liczyło, choć domyślał się, że nie musi przejąć się argumentami Hissetha, nieważne jak trafnymi.
Dla porządku: mentalka jest dla Mglistych, a pytanie do wszystkich oprócz Hissia, któremu Hermes nie chce zawracać głowy. pingi: Skaza Granatu Koszmarny Kolec Jedno Słowo Gwiezdny Tropiciel Czarci Pomiot Warkocz Komety Budowniczy Ruin
Perła Oceanu Wichrogłos Onyksowa Pieśń Hektyczny Kolec Triada Herezji