Strona 5 z 21
: 04 sie 2015, 23:33
autor: Pomyślny Kolec
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
/Dzięki!
Chrząkniecie wyrwało go z zamyślenia, ale nie zareagował gwałtownie. Ledwie obrócił pysk w stronę dźwięku. W lazurowych oczach odbiło się nieme pytanie. Odruch. Dopiero gdy skupił się na sytuacji, dokładnie przyjrzał się oddalonej postaci. Jemu często mówiono, że jest zbyt pstrokaty, ale nie mógł równać się z nieznajomą nawet w calu. Przy jaskrawych barwach piór, bledły nawet jego kolorowe łuski. Jednak mimo wielobarwności nie można było odmówić nieznajomej uroku. Była ptakiem strojnym w barwne piórka, który cieszy oko samym już wyglądem, jeszcze zanim zacznie śpiewać. Dzień był bardzo młodym samcem i choć życie za barierą nauczyło go naprawdę wielu rzeczy, to nie miał okazji nigdy skrystalizować swojego zainteresowania płcią przeciwną. Wprawdzie w stadzie był jednym z nielicznych samców, ale wtedy nie miał czasu zastanawiać się nad czymś takim. Tutaj miał zdecydowanie za dużo czasu na rozmyślania. I właśnie dlatego skarcił się za śmiałość myśli, które były w obecnych okolicznościach zupełnie nieodpowiednie. Nie, nie były sprośne, ale wskazywały na jego zainteresowanie, a przecież wcale nie chciał zaprzątać sobie myśli jakąś, nawet piękną, samicą. Miał na głowie dużo poważniejsze kwestie, a zauroczenie tylko by wszystko skomplikowało.
Nie starał się po woni określić z jakiego jest stada. Wiatr wiał w jej stronę, więc miał marne szanse dobrze określić jej przynależność. Z resztą nie musiał długo czekać, bo sama się zdradziła. Przez pysk Pomyślnego przemknął cień, ale zniknął razem z mrugnięciem powiek. Już po chwili samiec uśmiechał się łagodnie. Było to dalekie od szerokich uśmiechów jakie zwykły gościć na jego pysku, ale przecież ona go nie znała.
Pokręcił głową.
–
Czuję się dobrze. Wybacz, że cię zaniepokoiłem. Jak widzisz wszystko ze mną dobrze. – Kłamał, ale robił to z łatwością. Zbyt wiele czasu żył nie uzewnętrzniając negatywnych emocji, by mieć problem z ich ukryciem. Na chwilę wypiął pierś i wysoko uniósł brodę, chcąc poświadczyć tym swoje słowa. –
Mnie możesz nazywać Pomyślnym, Kolcem oczywiście. Albo Szczęściarzem. Ale to Nowy Dzień, jest imieniem jakie nadali mi rodzice. – Nawet powieka mu nie drgnęła. Patrzył prosto w pysk rozmówczyni i próżno mogła szukać w nim nieszczerości. Nawet ton głosu, miękki, acz głęboki, go nie zdradził. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, wszedł jej w słowo i ukłonił się z szacunkiem.
–
To zaszczyt poznać przywódczynię Życia. – Zamruczał.
Grał. Doskonale wiedział kim jest ta konkretna smoczyca i był pewien, że i ona wie o nim. Ale miał przewagę. Ona prawdopodobnie nie wiedziała, że on wie. I dobrze. Nie ufał smokom Życia, a kłamstwo Jesieni tylko utwierdziło go w przekonaniu, że smoki Życia namieszały Nocy w głowie. Sądził jednak, że im dłużej będzie grał nieświadomego, tym więcej pozna i zrozumie. I może nazbiera wystarczających dowodów, by uratować Noc ze szponów manipulatorów.
Nawet nie przyszło mu do głowy, że w kwestii przywódcy Życia mogło się coś zmienić, ale nic dziwnego, był uprzedzony. I nagle piękno stojącej przed nim smoczycy wydało mu się groteskowe...
: 05 sie 2015, 17:29
autor: Subtelny Gniew
– Właściwie to już byłą... – odpowiedziała z lekkim zakłopotaniem. Czy powiedziała coś nie tak? Ostatnio mogła być tak roztargnione, że zamiast swojego imienia powiedzieć, że nazywa się Lodówka (ptak taki). Toteż bez zbytniego roztrząsania tematu, postanowiła kontynuować rozmowę. Choć ta rysa na perfekcji robienia dobrego wrażenia na pewno ją zabije.
– To dobrze, ostatnio cieniście tak szaleją, że każde leżące stworzenie wydaje mi się ranne – kłamała nadal. No dobrze, podkoloryzowała. Było źle, ale ona właściwie zajmowała się tylko swoimi pisklakami i tylko to interesowało ją w gromadzie innych baraszkujących tu smoków.
Nowy Dzień! To właśnie tym imieniem przedstawiła go Chybiona, czy tam Ostatnia Noc. Nowy Dzień i Ostatnia Noc, już za pierwszym razem wydało jej się to poetyckie. Nawet pomyliła ich miana. Pomyślny Kolec, więc, Szczęściarz... Nie wiedziała, jak mu to wszystko powiedzieć. Zrobiła krok do przodu i znów przyłapała się na myśli, że samiec wygląda całkiem dobrze i że wcale nie odmówiłaby spędzenia tu jednej nocy po gwiazdami. Poza tym nie mogła nie pomyśleć, że w spojrzeniu Szczęściarza też jest to coś! Pewnie w jej spojrzeniu też kryło się delikatne to coś. Niby zaczerwienione, a tak naprawdę kłamliwe, pewne siebie TO COŚ. Bo Seraf taka była, nieświadoma że taka jest.
– Nie jesteś stąd, prawda? – spytała niby od niechcenia, pragnąc nie brzmieć zbyt nachalnie. – To znaczy nie z terenów wolnych stad...
: 05 sie 2015, 22:11
autor: Pomyślny Kolec
Zreflektowała się zasiewając w umyśle samca ziarenko zwątpienia. Nie był już tak pewny, że kłamała, ale z drugiej strony czego w życiu można było być pewnym?
Podniósł pysk i uśmiechnął się szerzej błyskając białymi kłami. W jego zachowaniu była pewna nienachalna nonszalancja. Właściwie wcale nie zachowywał się tak świadomie. Po prostu mieszanka nieufności i ostrożności idąca w parze z ostatnimi wydarzeniami i jego charakterem dawała dość nietypowy efekt. Nietypowy dla niego. Zwykle przecież był po prostu radosny.
Doszedł do wniosku, że skoro i tak wywiązała się rozmowa, to głupio tak prowadzić ją na odległość. Śmiało więc zmniejszył dystans postępując kilka długich kroków ku smoczycy. Zatrzymał się przed nią na wyciągnięcie łapy... no, może nieco dalej.
– Byłą? – Łuk brwiowy mu drgnął. – Zrezygnowałaś? – Uprzejme zaciekawienie nadało pyskowi samca łagodnej powagi, ale prysła ona wraz z pytaniem Jesieni.
– Aż tak widać? – Roześmiał się szczerze. – Dobrze wnioskujesz. Jestem spoza, jak tu mówicie, bariery. – Machnął łapą w bliżej nieokreślonym kierunku, zapewne chcąc zaznaczyć położenie owej bariery. Tak naprawdę wcale nie zdziwił się, że wiedziała skąd przybył. Przecież rozmawiała z Nocą – Ty zapewne przyszłaś na świat wśród Wolnych Stad. – Nie zapytał, stwierdził. Właściwie nie był tego pewien, ale co szkodziło mu strzelić? Poza tym, gdyby urodziła się poza Wolnymi Stadami, pewnie zupełnie inaczej sformułowałaby pytanie. No i widział w jej oczach zainteresowanie, którego nie potrafił nazwać. Toteż wywnioskował, że pewnie nie często spotykają dorosłego smoka, który przyszedł z za bariery więc jest dla niej niczym okaz smoka na wymarciu. Nawet spodziewał się pytania "Jak tam jest?" Albo czegoś w tym stylu.
: 06 sie 2015, 14:40
autor: Subtelny Gniew
W sumie ucieszyła się, że nie musi rozmawiać z nim, jak z obcym, w ogóle cieszyła się, że nie uciekł. W ten sposób mogła szybko dojść do tematu o Chybionej i o tym, że bardzo jej ją przypomina. Szkoda, że nie wiedziała, że on już dawno o niej wie. Stąd ten smutek, choć nie taki typowy, co zauważyła, razem z nonszalancją.
– Nie, właściwie byłam przywódcą tymczasowym, na czas nieobecności wybranego przez smoki – odpowiedziała od niechcenia. Ten temat przestał ją interesować. Przyłapała się na tym, że za dużo o tym myśli, że wszyscy za dużo o tym myślą i postanowiła się wycofać. – Tak, to znaczy czuć, widać, słychać... Potrafię poznać smoki zza bariery, zwłaszcza świeże, to znaczy dopiero przybyłe – czy jej się plątał język? Cudo natury smoczej. Tego jeszcze nie widziałem. W każdym razie rzeczywiście nie mogła dojść do słowa, w ogóle nie myśląc o tym, co dzieje się w rzeczywistości. Myślała o czymś całkiem innym i nawet nieświadomie oblizała dolną wargę. Tak samo nieświadomie, jak nazwała się Życiem, jeśli w ogóle się nazwała. – Mam córki, które przybyły zza bariery, a ostatnio... leczyłam kogoś, kto stamtąd przybył. Chybioną Łuskę, nie wiem czy ją znasz... – dodała, bardzo sprytnie przechodząc do tematu jego siostry. Trochę zainteresowania może sprawi, że wieść iż jest do niej bardzo podobny (odważyłaby się powiedzieć, że prawie identyczny), nie zachwieje psychiką tego biednego, młodego adepta.
– Tak – przytaknęła także. Chciała na tym skończyć, ale miała wrażenie, że spojrzenie Pomyślnego, jakby namawia ją do kontynuowania odpowiedzi. Czy miała rację czy nie, zaczęła się jąkać, by skleić coś sensownego, w rzeczywistości nie myśląc nad słowami, tylko nad tym, jak mu powiedzieć o Chybionej, i o innych sprawach, które interesują smoczycę w jej wieku, mimo, że nie chciała i nie powinna, a może nie powinna chcieć.
– Moim ojcem był Złudzenie Życia, dawny przywódca naszego stada, teraz przyjął imię Uskrzydlonego Marzeniami, i żyje wśród smoków Cienia – opowiedziała to bardzo obojętnie. Dziwnie jak na nią, lecz całkowicie naturalnie, jakby z automatycznego działa wyrzucającego historie na temat jej życia.
: 09 sie 2015, 12:01
autor: Pomyślny Kolec
– Rozumiem. – Odparł uprzejmie. Wprawdzie takie wyjście jakie zaprezentowała Jesień dziwiło go, ale wszystko tu było dziwne. Jak można było mianować zastępczego przywódcę? Może zastępcę, ale wywnioskował, ze nie była już nawet tym. Nie drążył jednak, swoje przemyślenia też pozostawił dla siebie. Skupił się natomiast na nieskładnej odpowiedzi i mimice rozmówczyni.
– Świeże? Zabrzmiało złowieszczo. – Starał się nie roześmiać, ale rozbawienie rozpaliło mu oczy. Smoczyca wydawała się sympatyczna, ale Pomyślny wciąż był ostrożny. Gdzieś na granicy świadomości zapaliła mu się czerwona lampka. Nawet nie spostrzegł się gdy Wolne Stada zaczęły go uczyć przesadnej ostrożności i nieufności. Nie chciał przed sobą przyznać, że okoliczności zaczynają na niego wpływać i zmieniać jego pogląd na własne życie, ale tak było. A już zupełnie się zaniepokoił, gdy wprost zapytała o Noc. Postarał się ukryć zaskoczenie i miał nadzieję, ze mu wyszło. Nie chciał się zdradzić.
– Chybioną Łuskę? Nie, nie znam nikogo takiego. – odparł nawet się nie zająknąwszy, bo w istocie uważał, że jej nie zna. Znał Noc, ale (i przyznawał to z bólem) gdy dołączyła do Życia stała się dla niego zupełnie obca. Wiec ta odpowiedź nie była w jego mniemaniu kłamstwem. Co najwyżej naciągnięciem prawdy. – Znam niewiele smoków z twojego stada. Właściwie, to... jesteś pierwsza. – Wzruszył barkami, a jasnozielone błony skrzydeł zawtórowały cichym szelestem. Naciąganie prawdy też zaczynało mu przychodzić coraz łatwiej.
Nie zdziwił się obojętności z jaką smoczyca mówiła o swoim ojcu. Obojętność była jedną z zasłon jakie sam stosował gdy nie chciał pokazać się od tej wrażliwszej, miękkiej strony. Więc ją zrozumiał. I gdyby tylko całe zdarzenie z Nocą, z Życiem nie miało miejsca, zapewne poddałby się empatii i nie drążył tematu, ale... zrobił to. Jego pobudki wcale nie były dobre.
– Dlaczego zdecydował się dołączyć do Cienia mając rodzinę w stadzie którego był kiedyś przywódcą? – Nie krył zdziwienia. Tutejsze związki między stadami napawały go coraz większym niepokojem i niechęcią. Nie potrafił się w tym odnaleźć, a może po prostu nie chciał? Chyba zwyczajnie uprzedził się do Wolnych Stad, a jedyne co go tu trzymało, to myśl, że jedyna bliska mu istota jest gdzieś niedaleko. Nawet, jeśli obecnie ktoś namieszał jej w głowie.
Usiadł, wnioskując, że zanosi się na rozmowę. Chyba, że uzdrowicielka nagle zrezygnuje, choć nie zanosiło się na to. Pomyślny uważnie obserwował jej zachowanie i szybko wywnioskował, że smoczyca czegoś od niego chce. Wcale go to nie zdziwiło. Smoki Życia były... dziwne. A on na domiar złego lubił igrać z ogniem i był zbyt ciekawy, by odpuścić.
: 15 sie 2015, 16:53
autor: Subtelny Gniew
Nie znał jej. Może powinna wypalić, że to jego siostra, bliźniaczka i że go szuka. Ale... Mogłaby go tylko przestraszyć. Uciekłby i Chybiona nie miałaby szansy, by go odnaleźć. Musiała zachować to dla siebie i powiedzieć Nocy, że znalazła jej brata. A na razie... chciała go poznać. Z początku dlatego, że był zaginionym smokiem, teraz, bo ją zaciekawił. Był ładny, uprzejmy i rzeczywiście, zanosiło się na rozmowę.
– Może jeszcze ją spotkasz – odpowiedziała tylko, a potem uśmiechnęła się delikatnie na wzmiankę, że jest pierwszą smoczycą Życia, jaką poznał. – Mam nadzieję, że nie jedyną. Smoki Życia bywają zadziorne, a ich zachowania niewytłumaczalne. Ale wszystko czynimy z namiętnej miłości – powiedziała, a na ostatnie słowa opadła jej szczęka. Chciała zabrzmieć poetycko, ale chyba przesadziła. Zaśmiała się cicho. – Gwałtownej inaczej. Powinieneś poznać Kaszmirowy Dotyk, to... – nie, nie będzie mówić, że to ojciec jej piskląt. Zła reklama. Oznaczałoby, że jest zajęta i stara. A miała dobrze wypaść. – Nasz Wojownik, najmilszy smok, jakiego znam. Znowuż Chybiona Łuska jest bardzo uczynna i oddana, a Leśny Życie, nasz nowy przywódca, jest może młody, niedoświadczony i nadgorliwy, ale wszystko to robi z głębi serca – opowiedziała szczerze.
Wtedy padło pytanie o jej ojca. Zamilkła na chwilę i spoważniała. Może nawet posmutniała? Chciała skryć to wszystko za płachtą zapomnienia. Ale nie było łatwo. Nie chciała też o tym opowiadać. I najchętniej zacięłaby się. Ale chęć podtrzymania rozmowy zmusiła ją do opowiedzenia kilku słów ze smutnym uśmiechem.
– Miał ciężkie życie, oddał je stadu i trudno było mu się pogodzić z decyzjami mojego rodzeństwa – odpowiedziała zgodnie z prawdą, nie wspominając, że ona także go skrzywdziła.
: 15 sie 2015, 22:05
autor: Pomyślny Kolec
– Nie wykluczone. – Przyznał, a potem roześmiał się wraz z Jesienią. "Namiętna miłość" to było coś nowego. Ale to "gwałtowna inaczej" wprawiła go w większe rozbawienie. Na chwilę odegnało ono widmo zmartwień i niewygodę tego spotkania. W myślach przyznał, że Jesień jest dość... specyficzna. Może dlatego, ze miała ukryte motywy? Tylko o dziwo zupełnie inne niż sądził.
– Jeśli tu zostanę, to zapewne kiedyś ich spotkam. – Odparł. Na wzmiankę o zaletach siostry jedynie się uśmiechnął. Nie starał się ciągnąc jej tematu. Nie dość, że zwyczajnie było mu przykro, to jeszcze mógł się zdradzić, że coś o niej wie, a tego nie chciał. Miał tylko nadzieję, że Jesień mówiła szczerze, chyba, że go przejrzała. W końcu wiedziała doskonale kim był. Miała przewagę. Zastanowił się dlaczego nie powiedziała mu wprost o Nocy? Może naprawdę coś knuła? Na razie jednak nie panikował. Starał się po prostu skierować rozmowę na inny tor.
– Na razie jedyną. Niejako jesteś teraz wizytówką stada. – Mrugnął do niej zawadiacko – Po tym spotkaniu zdecyduję czy będziesz jedyną. – Drażnił się. Potem smoczyca posmutniała, a że wydawała się w tym smutku szczera, Dzień poczuł się jak ostatni sku*wiel, że poruszył ten temat z premedytacją.
– Rozumiem. Czasem tak już jest, ze ciężko nam się z pogodzić z czyimiś wyborami, szczególnie jeśli ten ktoś jest nam bliski. – Uśmiechnął się pokrzepiająco i wstał. Nie ciągnął dalej tematu jej rodziny. Skarcił się w myślach za tak złośliwe postępowanie. Przecież wcale taki nie był... a może był, tylko o tym sobie jeszcze nie przypomniał? – Chodź. Ten żar z nieba mnie wykończy. – Machnął głową w kierunku najbliższego drzewa czy raczej cienia jakie rzucała jego korona. Schował się pod nią i poczekał aż smoczyca do niego dołączy. Ułożył się na chłodnej trawie w pół leżącej pozycji i śmiało rozłożył skrzydła. Upał mu dokuczał.
– Dlaczego wybrałaś drogę uzdrowiciela? – zapytał gdy się zbliżyła, a przedtem obserwował jej ciało w ruchu. Czy raczej opalizujące w słońcu skrzydła. To było tak urokliwe, że nawet pomimo uprzedzeń do niej, musiał to przyznać. Smoczyca może nie była piękna, ale miała w sobie coś, co sprawiało, że nadal spędzał z nią czas zamiast wykpić się jakąś wymówką i oddali by przemyśleć kwestię siostry. A może podświadomie szukał ucieczki od tego? Tak tez mogło być.
: 15 sie 2015, 22:20
autor: Subtelny Gniew
Cóż, Jesień zawsze uważała się za piękność. No może nie teraz, kiedy uważała się za kogoś po prostu bardzo skomplikowanego, ale jakby Velum powiedzieć, że nie jest piękna bardzo by się oburzyła. Jako narrator całkowicie obiektywny nigdy tego nie lubiłem, ale teraz jakbym za tym tęsknił. Przynajmniej było w tym więcej energii, zadziorności. I wszystkie te przygody!
Jesień pożegnała smutek, słysząc zadziorne słowa. Mimo wszystko miała wiele motywów, żeby tu podejść. A jeden wiodący prym chyba od początku wciąż ją tu przytrzymywał, mimo że mogła już dawno odlecieć. Słuchała więc Pomyślnego z ukrywanym zadowoleniem. Bo wszystko szło po jej myśli.
Nie nie powiem, jak się takie myśli nazywa!
Gdy adept zaproponował przejście do cienia. Nie dosłowne oczywiście, bo tym razem nie musiała się użerać ze Spojrzeniem Mroku albo Uśmiechem. Tym razem "użerała się" z kimś młodszym od niej a nie nad wyraz starszym. Właściwie ostatnio preferowała młodszych, co moim narratorskim zdaniem robi się dziwne.
Przeszła pod drzewo krokiem zwykłym dla niej, czyli pełnym gracji. Zawsze stawiała kroki, jak na wybiegu. Kiedy uczyła się biegać, uczyła się chodzić jeszcze ładniej. Teraz o tym nie myślała. Weszło jej to w nawyk, że chodziła płynnie i tanecznie, a każdy jej ruch był jakby oficjalny i estetyczny. Poruszyła trochę skrzydłami, by nie zesztywniały do reszty i usiadła obok adepta, sadzając zad, prostując się i podnosząc podbródek, by nie wydawała się zbyt niska.
– Moja mama była uzdrowicielką – odpowiedziała, wzruszając ramionami. – Chciałam być taka jak ona, i bardzo lubiłam zapach ziół, aż za bardzo. Uwielbiałam je wąchać. Poza tym nie lubiłam wojen, nie chciałam też ranić i zabijać, ani smoków ani zwierząt. Byłam bardzo pokojowa – opowiedziała ze zdziwieniem przypominając sobie te motywy. Wydawały się takie głupiutkie, a i tak weszły jej w nawyk. Gdy miała wybierać między owocami a mięsem, rzucała się na owoce. A jeśli nie umierała z głodu, podczas wyprawy ignorowała ślady zwierząt.
: 16 sie 2015, 16:17
autor: Pomyślny Kolec
Skoro Jesień nie zdecydowała się ułożyć na trawie na wzór Pomyślnego, to teraz patrzyła na niego z góry. Samiec uśmiechnął się gdy zajmowała miejsce obok i słuchał z uprzejmym zainteresowaniem udzielanej odpowiedzi.
– Faktycznie, uzdrowiciele mają bardzo charakterystyczną woń. – Przyznał jej rację węsząc w powietrzu. Dla niego ziołowy zapach był czymś nowym, ale nie postrzegał go jako wyjątkowo przyjemny czy też przykry. Tak po prostu pachnieli uzdrowiciele.
– Nie lubiłaś wojen i byłaś pokojowa. – Zaakcentował czas przeszły. W tamtym momencie chciał poszukać jej spojrzenia, ale przebijające się przez liście, ostre światło słońca go oślepiło. Zmrużył oczy i opuścił głowę, ale tylko na chwilę. Zaraz spojrzał pod innym kątem, tym razem mrużąc tylko jedno oko. – Co się zmieniło?
To nie tak, że Dzień bardzo interesował się Jesienią. Po prostu wiedział, że większość smoków lubi opowiadać o sobie, a zadawanie pytań dotyczących poglądów zawsze było odbierane jako coś pozytywnego. Tym bardziej jeśli rozmówca nie oceniał i wykazywał się szczyptą zdrowego zainteresowania, a te bez wątpienia Dzień przejawiał.
: 17 sie 2015, 15:40
autor: Subtelny Gniew
Wbrew temu, co myślał Pomyślny, Jesień nie lubiła o sobie opowiadać. Tłumiła emocji, jak długo się dało, a potem wybuchała przy rodzinie, jak bomba atomowa i czasem zachowywała się jak skończona wariatka. Ale dzięki temu na co dzień nie musiała wszystkim wspominać o swoich kłopotach. O tym, że straciła młodzieńczą miłość, która teraz objawiała się w ekstremalnych sytuacjach, do których niekiedy niezdrowo lgnęła. Jak gdy spędziła upojną noc z Widmem Poległych, i wtedy, kiedy dostała kolcem w łono i straciła nienarodzone dzieci. Odstresowała się na obcych smokach zwabionych jej powabnością, samcach, samicach, już nawet nie miało to znaczenia. Gdyby teraz zaczęła wszystkim opowiadać, że straciła całą rodzinę i została sama w stadzie, któremu oddała całą siebie, a które nawet jej nie ufało... wszyscy by zwariowali.
Znała odpowiedź na pytanie Pomyślnego gdzieś podświadomie. Nie lubiła wojen, ale niektórzy zasługiwali, by je przegrywać. Zdrajcy i okrutnicy. Gdyby została przywódca zapewne żadne z nich nie uchroniłoby się przed jej cichym z pozoru gniewem.
– Życie robi swoje – odpowiedziała jednak z uśmiechem. Jakby to była farsa. Fałsz skrywała doskonale. Potrafiła od czasu do czasu zauroczyć lśniącymi ząbkami i błyszczącym lazurem w oczach. Unikatowa smoczyca z kolorowymi plamami na ciele. Choć z czasem zdawała się bardziej różowa niż tęczowa. – A ty? Zamierzasz zostać wojownikiem, czy interesując cię bardziej, mhm, pokojowe tematy? – spytała.
: 29 sie 2015, 12:58
autor: Pomyślny Kolec
Zasadniczo się więc różnili. Pomyślny nigdy nie wybuchał. Nawet kiedy wewnątrz krew mu wrzała, kiedy gniew przyćmiewał zmysły, on stawał się na zewnątrz tylko spokojniejszy. Im spokojniejszy był, tym więcej emocji w nim grało. Choć kto wie, może kiedyś zdarzy się coś, co sprawi, że i on wybuchnie?
W kwestii zmienności charakteru przez zdarzenia, przez życie jak powiedziała Jesień, zgadzał się z nią. Już teraz miał wrażenie, ze utrata pamięci, żal, kłótnia z siostrą, poczucie osamotnienia... że to wszystko wpłynęło na niego, zmieniło. Na pewno stał się mniej wylewny i bardziej zamknięty. Ciężko było powrócić do dawnego siebie.
– Tak, życie robi swoje. – Mruknął w zamyśleniu i odwrócił wzrok. Przez chwilę patrzył na dryfujący po jeziorze kawał lodu, ale i on oślepiał go bielą. Przymknął oczy i uśmiechnął się leniwie.
– Pokojowe tematy? Tam skąd pochodzę jest się wszystkim po trochu. Tutaj jest łatwiej. Dobrze radziłem sobie jako łowca i chyba tego będę się trzymał. Kiepsko radzę sobie z magią, a wojowanie... – Wzruszył barkami. – Jak będzie trzeba to się obronię.
Z chwili na chwilę coraz swobodniej czuł się w towarzystwie Jesieni. Jej naturalność osłabiła jego czujność. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale pozwalał by tak się działo. Pamiętał jedynie by się nie zdradzić, a poza tym, nic mu nie szkodziło przez chwilę poczuć się spokojnym. Namiastka normalnej relacji być może wystarczy, by wyciągnąć go z dołka.
Zerknął na smoczycę i mimowolnie się uśmiechnął. Gdyby tylko nie była smokiem Życia, może przekierowałby tę rozmowę na inne tory, może nawet zainteresowałby się nią pod innym względem, ale uprzedzenia zakazywały mu podejmowania jakichkolwiek kroków w tym kierunku.
– Opowiedz mi jeszcze o smokach ze swojego stada. – Poprosił nagle. Gdzieś w środku chciał mieć głupią nadzieję, że może naprawdę myli się co do nich.
: 26 paź 2015, 16:40
autor: Chłodny Obrońca
Latał sobie spokojnie, niesiony przez prądy powietrza nad ziemiami Życia. Wypatrywał innych smoków i zwierząt. Uśmiechał się co jakiś czas do siebie widząc swoich braci czy siostry. Zajętych najróżniejszymi sprawami, nieświadomych, że właśnie przeleciał wysoko nad ich głowami. Widział też trochę smoków Wody. Piękny widok i chciałby, żeby zawsze tak było. Ale.. nie po to oblatywał te tereny szukał sobie spokojnego miejsca na naukę. No.. może nie do końca spokojnego, po prostu takiego bez świadków. Nie lubił uczyć się kiedy ktoś na niego patrzył. W końcu poza granicą Życia znalazł takie miejsce. Niezwykłe i piękne, wylądował ostrożnie na zlodowaceniu. Dobrze, że jego pazury były na tyle ostre, że zadziałały jak haki, dzięki czemu się nie ześlizgnął. To było idealne miejsce na naukę. Poszukał wzrokiem jakiegoś większego kawału lodu na granicy tej monstrualnej bryły. Swoją drogą intrygujący twór.. niby wytrzymały, ale gdyby walnął mocniej w niektórych miejscach.. mógł wpaść do lodowatej wody. Kiwnął jednak sobie głową. Odbił się od zlodowacenia i uniósł się w powietrzu. Potestuje ataki na jego granicy. Podleciał do krawędzi i zaczął się wyciszać.
Kiedy umysł adepta oczyścił się ze zbędnych myśli w końcu mógł przystąpić do działania. Na białej kartce swojego umysłu pojawił się płomień. Tak z pewnością atak musi zawierać ten element. Duża temperatura, zastanowił się przez chwilę przyglądając się nieświadomie swojemu ogonowi. To było to! Może.. nie sam ogon ale coś długiego i giętkiego. I musiało przy tym też huknąć. Sam nie wiedział co tworzy, ale coś mu łaziło po głowie. Nie ordynarny podmuch.. to za słabe.. długie i giętkie.. Nie, nie w tą stronę miał iść jego plan. Wtedy przypomniał sobie pikujące sokoły. Leciały wtedy niewiarygodnie szybko. To mogło zadziałać. Zmarszczki na wodzie.. szpony.. Pozornie nie związane ze sobą elementy pomogły Zimowemu stworzyć kształt. Sierp księżyca! Niemal wykrzyknął. Tego kształtu szukał. Wyobraził więc sobie sierp księżyca, tyle że.. niematerialny. Sierp zrobiony był z energii. Miał być żywym płomieniem, jakby… tu znów się zamyślił. Podmuch wiatru… Tak, płomień zgaśnie, a jeśli nawet nada mu cechę, by nie gasł.. i tak nic sam nie zrobi. Główkował jakby tu stworzyć idealny atak. Sierp ognistego księżyca, który jest energią nie prawdziwą rzeczą… niech ten płomień umie ciąć! Bo czemu miałby nie móc. Będzie leciał z prędkością lecącego sokoła, albo mocnego podmuchu wiatru. Miał ciąć jak najostrzejsze zęby smoka. Miał mieć kształt sierpa księżyca. Kolor i teksturę ognia skaczącego zazwyczaj wesoło w ognisku. Kiedy Zimowy wyobraził sobie w końcu jak miał wyglądać jego atak, musiał go teraz pchnąć do świata w którym sam się znajdował. Przymknął oczy i nagle przed nim powietrze zaczęło drżeć, robić się coraz cieplejsze. Płomyk zamienił się w kształt z jego wyobraźni. Jasny, mieniący się i bardzo gorący. Samiec skinął głową zadowolony z wyglądu tworu. Spojrzał teraz w ostry kant zlodowacenia. Jego celem było uciąć go tak, by spadł do wody. Zmarszczył brwi, teraz wyznaczenie trasy za pomocą maddary i.. mocnie pchnięcie. Jego ‘księżyc’ zawirował na początku po czym wystrzelił do przodu. Zimowy wzrok miał skupiony na punkcie w który miał trafić. Twór wydawał huk, jak wtedy kiedy smok zieje ogniem. Jeszcze kilka szponów i.. ognisty sierp wbił się w zlodowacenie jak kły smoka w świeże mięso. Kiedy dotknął wody zaczął zanikać. Kawał lodu trzasnął niemożliwie głośno i zaczął powoli zsuwać się ze swojego macierzystego zlodowacenia do wody, w którą uderzył głucho.
Woda zafalowała, a unoszący się nad nią smok, uśmiechnął się szeroko. Odetchnął też głośno ze zmęczeniem ale i satysfakcją. Udało mu się, a to było najważniejsze. Ciekawe jakie jeszcze twory z czasem nauczy się wymyślać. Na ten moment ten chyba był wystarczająco groźny. Zimowy odwrócił się i ruszył w kierunku legowiska. Zawsze kiedy naruszył za dużo maddary robił się nieco senny.. Senny and usatysfakcjonowany.
: 09 lis 2015, 20:43
autor: Złuszczona Łuska
Zablokowała skrzydła, pozwalając się nieść lodowatemu prądowi, który nadciągał znad jeziora. Wzniósł ją wyżej, i gdyby nie mgła, której kłęby wisiały tuż nad zmarzniętą ziemią – dostrzegłaby zmarznięty przeciwległy brzeg. Zatoczyła krąg. Wkrótce upatrzyła sobie niewielkie zlodowacenie, na którym przysiadła, opierając się skrzydłami po bokach.
Było na tyle duże, by kilka smoków mogło się tu zmieścić i na tyle stabilne, by wytrzymać ich ciężar. Zadowolona samiczka rozejrzała się kontrolnie jeszcze raz a potem przymknęła oczy i wyrównała oddech. Uzdrowicielka powinna zaraz przybyć.
: 11 lis 2015, 14:15
autor: Kruczy Śpiew
Wkrótce za smoczycą Ognia przybyła Sroka. Młoda Uzdrowicielka Wody wylądowała ostrożnie, uważając na składane skrzydła. Złuszczona wybrała dziwne miejsce. Czy jej stado nie preferowało ciepłego otoczenia? Przypomniała sobie Pożeracza Księżyca leżącego w wodzie i mimowolnie uśmiechnęła się – nie koniecznie. Za to Tryl na pewno była widoczna na zlodowaceniu z daleka. Nawet, jeśli jej pysk i kark przecinała biała plama, to reszta – głęboka czerń upstrzona kroplami czerwieni, mocno odcinała się od otoczenia. Cóż, przynajmniej Ognista z nikim jej nie pomyli. Takiego umaszczenia się nie zapominało.
~ Witaj. Jestem Kruczy Śpiew. ~ Przedstawiła się z uśmiechem. Trochę bawił ją fakt, że smoki wiedziały, kto jest Uzdrowicielem i wiedziały, do kogo mogą się zwrócić po pomoc... Ale często nie wiedzą, jak Ci medycy się nazywają. Co oczywiście nie było regułą, Złuszczona mogła od kogoś usłyszeć imię Wodnej. ~ A ty?
Spytała przyszłą podopieczną.
~ Jeśli jesteś gotowa, mogę zaczynać w każdej chwili. Czy ktoś przekazywał Ci już wiedzę związaną z ziołami?
: 16 lis 2015, 10:45
autor: Złuszczona Łuska
Młoda przyglądała się uzdrowicielce, oczarowana jej wyglądem – była niezwykle drobnym i zwinnym smokiem o pięknych łuskach. Wzrok młodej prześlizgnął się lekko wzdłuż długich rogów i zatrzymał na jej jasnych oczach.
Kiwnęła głową na powitanie, nieco nieśmiało oddając uśmiech. – A ja mam na Imię Złuszczona Łuska.
Spodobało jej się, gdy nauczycielka bez zwlekań przeszła do ważniejszych części, choć samiczkę nieco zawstydziła jej własna nikła wiedza w tym temacie.
– Nie, jeszcze nikt mnie nie nauczał o ziołach. – Gdy tylko skończyła mówić, poruszyła lewą łapą, w której cały czas miała zaciśnięty jakiś przedmiot. Jej kanciaste pazury uchyliły się, ukazując przejrzysty, błękitny kamień. Niezwykle młodą zauroczył i miała nadzieję, ze spodoba się Kruczej. Nawet fakt, że słońce skryte było za ciężką zasłoną chmur i nie oświetlało go odpowiednio, nie psuł jej humoru.
– Akwamaryn – oświadczyła krótko, uśmiechając się lekko i podając prezent.
: 22 lis 2015, 16:47
autor: Kruczy Śpiew
~ W takim razie zaraz to naprawimy. ~ Uśmiechnęła się pogodnie do smoczycy. Skinęła jej delikatnie łbem w podzięce widząc kamień szlachetny. Pamiętała, jak ona sama oddała Czerwieni Kaliny swoją pierwszą błyskotkę. ~ Jest wiele kryteriów, wedle których dzielimy zioła. Najbardziej podstawowym będzie miejsce, w którym je znajdziesz. W lesie zbieramy dziurawiec pospolity, jałowiec, jemiołę, kalinę, miętę, orzech włoski, ślaz dziki, topolę czarną i żywokost. Również muchomora, ale tylko w czasie deszczu. Dlatego nie warto narzekać na deszcz na wyprawie, ma on swoje plusy. Na równinach mamy babkę lancetowatą, chmiel zwyczajny, dziurawiec pospolity, imbir, kalinę, lawendę, lubczyk, macierzankę, melisę, nawłoć pospolitą, ostróżeczkę polną, rumianek pospolity, ślaz dziki, tasznik pospolity. Zioła rosną również na terenach podmokłych – bagnach, na moczarach przy rzekach. Są to chmiel zwyczajny, kozłek lekarski, lulek czarny, melisa i żywokost.
Odetchnęła głębiej, jako że cały wywód wypowiedziała niemalże na jednym oddechu. Trening od pisklęcia w gadaniu bez przerwy, tak denerwujący wszystkie smoki, teraz przynosił swoje efekty. Bez trudu wygrałaby konkurs na paplanie bez końca.
~ Nałożenie ziół to pierwsza część leczenia. Tworzą opatrunek, który w zależności od właściwości rośliny może zatamować krew, odkazić ranę czy uspokoić smoka. Dobieramy ich rodzaj i ilość w zależności od rany. Może być to rana lekka, na przykład zadrapanie, płytka ranka, pęknięcie kości albo delikatne oparzenie czy odmrożenie. W żadnym wypadku nie jest groźna dla smoka, ale nawet w nią może wdać się zakażenie, więc nie należy jej ignorować. Wystarczy na nią jedno zioło. Dalej mamy ranę średnią, jak głębsze rany z przerwanymi żyłami i krwotokiem, poważniejsze oparzenia i odmrożenia albo złamania zamknięte. Musisz użyć na nią przynajmniej dwa zioła, ale warto nałożyć przynajmniej cztery. Wtedy jest większa szansa, że zioła spełnią dobrze swoje zadanie. Czasem lepiej uszczuplić swoje zapasy a być prawie pewnym, że leczenie się powiedzie. Rana ciężka to już większe zagrożenie dla życia smoka. Dopiero na nią użyć możemy ziół uspokajających, które przy lżejszych obrażeniach nie przydadzą się w pełni. Rozpoznasz je po wielkości rany. Będzie to złamanie otwarte, bardzo duży krwotok przy rozerwanej tętnicy, głębokie poparzenie i odmrożenie z martwicą tkanki. Używamy na nie minimum trzy zioła, ale jeśli masz spore zapasy nie wahaj się wybrać pięciu. Później, czego nikomu nie życzę, mamy ranę krytyczną. To rozerwanie tętnicy szyjnej, rozległy krwotok wewnętrzny, odcięcie kończyny. Nawet po wyleczeniu takich obrażeń smok nie będzie już w pełni sprawny. Minimum cztery zioła... Ale przy takim zagrożeniu życia smoka nie można oszczędzać – sześć rodzajów będzie najlepsze.
Zatrzymała się na chwilę, dając smoczycy czas na przetrawienie tych informacji.
~ Powtórz proszę jakie wyróżniamy stopnie ran i ilu ziół nie możesz, a na pewno nie powinnaś, przy nich używać.
: 10 gru 2015, 16:03
autor: Złuszczona Łuska
Młoda przymknęła lekko powieki, gdy zorientowała się, jak dobrze jej się słucha Kruczego Śpiewu. Widać było, że smoczyca lubiła mówić. Jej głos łagodnie płynął przez zmarznięte powietrze, nie spieszyła się, ani nie zatrzymywała. Każde słowo miało swoje miejsce być może dlatego, że było powtarzane już dziesiątki razy przy innych naukach.
Złuszczona nigdy nie widziała Uzdrowiciela przy pracy i mało się znała na rodzajach ran. Dotychczas dzieliła je na te śmiertelne i nie.
Delikatnie kiwnęła głową na radę, by używać więcej ziół. Młoda była tak skrupulatna, że pewnie używałaby tej minimalnej ilości, co najwyraźniej nie było najbezpieczniejszym wyjściem.
– Na ranę pierwszego stopnia, taką jak zadrapanie, drobne pęknięcie czy oparzenie, wystarczy jedno zioło, odkażające? Nie powinnam dawać tutaj ziół na zatrzymanie krwawienia i uspakajających, bo nie ma to sensu.
Jeśli rana jest poważniejsza, to o więcej rzeczy trzeba się zatroszczyć i wszystko staje się bardziej skomplikowane. I wtedy stosujemy przynajmniej cztery zioła. Ale nadal nie uspokajające, choć już przydadzą się te na zatrzymanie krwawienia.
Najtrudniejsza jest rana trzeciego stopnia, czyli złamanie otwarte – młoda wzdrygnęła się, gdy wyrażenie ,,złamanie otwarte'' podsunęło jej nieprzyjemne obrazy do głowy.
– Początek jest ważny, trzeba ranę odkazić, zatamować krwawienie i podać smokowi zioło na uspokojenie. Pewnie dlatego, by nie utrudniał całego leczenia.
Ale samiczka przypomniała sobie, jak szybko biło jej serce, gdy się zdenerwowała, lub zbyt długo stawiała opór mocnemu wiatru. Czy smok szybciej się wtedy wykrwawiał?
Gdyby uspokoić szaleńczy jego bieg w walce o życie, być może zyskałoby się więcej czasu.
– Gdy mówisz, że trzeba użyć więcej ziół, to masz na myśli, że dać więcej z jednego rodzaju – na przykład zwiększyć ilość tych na uspokojenie, czy użyć dodatkowo innych? Są pewnie zioła, które mają podobne właściwości...
: 05 sty 2016, 23:56
autor: Kruczy Śpiew
Smoczyca wysłuchała uważnie odpowiedzi Ognistej, kołysząc przy tym koniuszkiem ogona. Pysk miała minimalne otwarty i wydawało się, że gdyby straciła choć odrobinkę skupienia, zaczęłaby nucić pod nosem.
Skinęła energicznie łbem gdy Złuszczona skończyła, ale na jej pysku pojawił się podejrzany uśmiech.
~ Prawie dobrze. Zauważ, że spytałam tylko jaka będzie zbyt mała ilość ziół na daną radę. A niekoniecznie o ich właściwości. Nadgorliwość u Uzdrowiciela może być niebezpieczna ~ ostrzegła uczennicę, ale zdecydowanie rozbawionym tonem. Przyganiał pisklak Wojownikowi, czyż nie? ~ Na ranę lekką możesz dać zioło tamujące krew. Możesz go użyć przy każdej ranie otwartej, bo wtedy siłą rzeczy będzie miało ono dostęp do naczyń krwionośnych. Nie przyda się natomiast przy takim złamaniu zamkniętym.
Czarne ślepia zaczęły przyglądać się uważnie chmurom na niebie. Śnieg sypał w najlepsze, rozjaśniając czarne futro. Może zostaną żywymi bałwanami? Nauka Uzdrowicielska trochę trwała.
~ Tak, mam na myśli rodzaje. Przy czym nie przesadzałabym z tymi uspokajającymi. Szczególnie mocny jest chmiel i jego zbyt duża ilość mogłaby doprowadzić do śmierci, ale o tym zaraz.
Trochę przykra śmierć. Nie z powodu rany, a roztrzepania uzdrowiciela... Ale z drugiej strony to ciekawy sposób na pozbycie się nielubianej osoby.
Kruczy Śpiew ułożyła przed sobą stosik ziół – po jednym z każdego rodzaju.
~ Zacznę opisywanie ziół ze względu na ich działanie. Na początek te które używamy przy krwawiących ranach. Najbardziej podstawowym ziołem, którego warto mieć zapas, jest babka lancetowata. Jest doskonała jako pierwszy opatrunek. Tamuje krwawienie i zapobiega infekcjom. Używasz do tego jak największych, soczystych i młodych liści rośliny. Podobnie jak w przypadku nawłoci pospolitej, którą najlepiej nałożyć zaraz po babce. Działa trochę słabiej, ale o wiele dłużej. Przydaje się też, swoją drogą, przy bólach głowy. Wtedy podajemy choremu napar z liści, oczywiście po przestygnięciu. Gdy smok straci już trochę krwi, trzeba pomóc jego organizmowi ją uzupełnić. Wtedy podajemy na przykład jemiołę – przygotowujemy gęsty napar z liści jemioły, którego ćwiartkę nakładamy na ranę, a pozostałą część smok musi wypić. Innym ziołem o podobnym działaniu będzie kalina – tu przygotowujemy wywar z owoców, szczególnie pomocny przy krwawieniach wewnętrznych. ~ Gdy smoczyca opowiadała o jakimś ziole wyciągała je delikatnie na łapie, pozwalając Złuszczonej je dokładnie obejrzeć i powąchać. ~ Zabrudzona rana jest niebezpieczna dla smoka, więc czasem możemy sięgnąć też po inne zioła dezynfekujące. Przydatnym ziołem jest topola czarna, która wypłukuje zakażenie z organizmu. Używamy jej sproszkowanej kory, z której przygotowujemy napar. Ale uważaj z jego ilością! Zbyt duża dawka może niebezpiecznie obniżyć temperaturę ciała, prowadząc nawet do śmierci. Działanie przeciwzapalne ma również rumianek pospolity. Używamy go szczególnie przy ranach delikatnych części ciała, na przykład oczu i powiek czy podbrzusza. Nakładamy na nie sparzone płatki kwiatów. Na infekcje dobry jest również orzech włoski. Skorupki suszymy i ścieramy, a następnie dodając niewielkiej ilości wody przygotowujemy maź którą nakładamy bezpośrednio na ciało i zostawiamy do wyschnięcia.
Ogon Sroki jeździł płynnie po śniegu, a jego końcówka zostawiała za sobą niepodobne do niczego, płynne ślady. Zupełnie, jakby działał z własnej woli, bo Wodna zdawała się nawet tego nie zauważać i nie przerywała nawet na moment.
~ Przydatne będą również dwa zioła, które między innymi ułatwiają gojenie się ran. Macierzanka, którą używamy na przykład na oparzenia, owrzodzenia, również zakażenia. Dobrze ulistnione gałązki musisz zmiażdżyć by puściły sok i nałożyć na ranę. No i żywokost, którego korzeń suszymy i ścieramy. Przygotowana z wodą maź musi być nałożona na ranę, a po wyschnięciu zeskrobana. ~ Przekrzywiła delikatnie łeb, kierując spojrzenie czarnych ślepi na Ognistą. ~ Pytania?
: 25 sty 2016, 14:57
autor: Lenara
Pokryte lodem kępy traw chrupały pod jej drobnymi łapami.
Krwawy blask słońca, które dopiero co rozpoczęło swoją codzienną wędrówkę w poprzek nieboskłonu, oblewał okoliczne pnie drzew. Kładł się ciepłą, złotawą łachą na śliskich, oblodzonych grzbietach skał.
Czerwono-pomarańczowe iskierki tańczyły na szczytach śniegowych czap, z wdziękiem ślizgały się po pociągłych kształtach zwisających z gałęzi sopli... Zielonołuska przysiadła na jednym z większych głazów. Zawinęła ogon dookoła przednich łap i podziwiała....
Majestat wschodzącego słońca zawsze poprawiał jej nastrój... O tak, tego potrzebowała. Poczuć jak złote promienie rozpalają ją do wewnątrz! Obserwować jak pomarańczowe pręgi światła, ślizgają się bo powierzchni jej zieloniutkiego ciałka. Przymknęła ślepia odchylając łeb lekko w tył... Chcąc tym jakże wdzięcznym gestem, zatrzymać trwającą chwilę.
– Elran La'Runa Aranel. – Wymruczała rozkładając skrzydła szeroko, po obu stronach żeber. Światło słońca "przebijało się" przez błony smoczycy. Chcąc nie chcąc uwidaczniając malownicze skupisko ciemniejszych, cieniutkich żył.
: 25 sty 2016, 18:54
autor: Złuszczona Łuska
Słuchała skupiona, czekając ze swoimi pytaniami, aż samica skończy opowiadać.
Wiedziała, że większość tych roślin rośnie tuż pod jej nosem, wiele z nich pamiętała, ale nigdy nie przypuszczała nawet, że mogą być tak ciekawe i ważne! Otworzyła pysk, zadając pełnym entuzjazmu głosem, pytanie:
– Jak działają zioła tamujące krew? Działają z krwią? Bo powiedziałaś, że muszą mieć dostęp do naczyń krwionośnych. Czyli same w sobie nie pomagają zasklepić się zdartej skórze, gdy nie doszło do zranienia naczyń i żył? Jeślibym to zioło wrzuciła do kałuży krwi, ta szybciej zakrzepłaby, czy raczej zioła pomagają się goić i nie ma to nic wspólnego z ich oddziaływaniem na krew? – Wiedziała, że to raczej nie ma znaczenia, ale ciekawiło ją to.
– Czemu gotowanie zmienia właściwości rośliny? Czy są rośliny, które tracą zupełnie właściwości, gdy się je zagotuje? Albo, na przykład, przestają, lub stają się trujące? – Aż wzdrygnęła się na tę myśl, że mogłaby kogoś w tak idiotyczny sposób zabić. Jej ciało stało się dziwnie odrętwiałe i ciężkie, gdy po raz pierwszy dotarło do niej, co na prawdę oznacza praca uzdrowiciela. – Powiedziałaś, że do orzecha włoskiego trzeba użyć wody, ale jakiej? Ciepłej, zimnej czy gotowanej? – Potrząsnęła łbem, bo pytanie zabrzmiało w jej uszach nieco głupio. Skoro Uzdrowicielka nie powiedziała, to pewnie nie miało to znaczenia.
– Opowiesz mi nieco o trujących roślinach?
Mimo, iż bardzo chciała poznać odpowiedź, nie była już w stanie siedzieć nieruchomo. Jej ciało zatrzęsło się i w kilka chwil młoda strzepała z siebie śnieg, który teraz opadał miękko dookoła niej. Rozejrzała się, nieco zaintrygowana, że niedawne opady zdążyły już ukryć ich ślady. Zastanawiała się, czy zapach także będzie niewyczuwalny.
Jednak ciąg jej rozbieganych myśli szybko się urwał, gdy znów usiadła, z lekko rozluźnionymi skrzydłami i ogonem rzuconym gdzieś za siebie. Mimo wieku i delikatności nie była elegancka, tylko nadal niechlujna i pełna entuzjazmu. Tak jak teraz – mimo ogromnej liczby nowych informacji jej zapał nie zmalał, tylko przybrał nieco inny wymiar. Stał się nieco dojrzalszy i noszący znamiona pasji. Bo tym się pewnie kiedyś stanie.
: 26 sty 2016, 16:22
autor: Azyl Zabłąkanych
Odkad Czerwien Kaliny zniknela, pozostawiajac swe stado bez opieki uzdrowiciela, Cien o wiele czesciej zwracal sie z prosba o pomoc do Azylu Zablakanych. Nie potrafila im odmowic; stala sie jedyna, ktora zdolna byla leczyc, a kazde dowiadczenie bylo cenne.
Czasem odnosila wrazenie, iz przesiaknela obcym zapachem, chociaz nie bylo to prawda. I nawet, jesli nie wahala sie, podazajac w miejsca, gdzie potrzebowano pomocy – zastanawiala sie, jak zeragowaloby na to jej stado. Spedzala w obozie mniej czasu, niz wczesniej; i nawet, jesli miala okazje, unikala rozmowy. Byc moze dlatego dzis wymknela sie z groty jeszcze zanim wstalo slonce, pograzona w szarosci nocy zmierzajacej ku koncowi.
Snieg chrzescil cicho pod jej lapami, lsniac czysta, nienaruszona biela. Wiatr porywal ze soba sniezne drobiny, wczepiajac je w dlugie piora i jasne futro. W jednym miejcu bylo krotsze, niz wczesniej; siersc, ktora otaczala swieza, subtelna blizne, nie zdazyla jeszcze urosnac.
Slad na lewym policzku, malenka pamiatka po wojnie. Kolejny powod, by wzajemne stosunki obu stad zaprzataly jej mysli, niosac ze soba ogrom zupelnie sprzecznych uczuc.
Ale... Czy powinna wahac sie w taki sposob? Czy nie powinna dazyc do tego, by wizja wzajemnej nienawisci... Zniknela?
Slonce wstawalo, a jego pierwsze promienie padly na jej sylwetke. Znieruchomiala, spogladajac na igrajace w swietle sniezne platki. Moze... Moze w ogole nie powinna sie tym przejmowac? Niegdys nie zwrocilaby na to uwagi.
Uniosla pysk, potrzasnela lbem. Tak; nie powinna juz o tym myslec.
Dopiero po chwili dostrzegla niewielka, zielonkawa postac, ktora – podobnie jak i ona sama – wpatrywala sie w gorejaca, rosnaca powoli zlota kule. Nie rozmawiala z piskleciem osobiscie, ale znala je. Trudno bylo zapomniec istotke, ktora zagarnela sobie czastke serca Chlodnego Oboncy. Mysl, iz ktokolwiek moglby probowac nazwac go ojcem uswiadamiala jej, jak szybko stali sie dziwnie dorosli.
Przygladala sie jej przez chwile. Podniosla sie powoli, ostroznie stawiajac lapy. Byla zwinna; jej kroki nie wywolywaly duzego halasu.
Przysiadla przy mlodce, obierajac miejsce przy kamieniu, na ktorym stala. Owinela lapy ogonem, spogladajac w horyzont.
– Elran La'Runa Aranel – powtorzyla, spogladajac na pyszczek mlodki. Poslala jej lekki usmiech. – Co to znaczy?