Strona 5 z 30
: 23 cze 2014, 8:34
autor: Pani Wojny
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zauważyła przychodzącego smoka i obserwowała jego kroki z zaciekawieniem. Kiedy usiadł, przekrzywiła łeb w bok. Wydawał się przybity z jakiegoś powodu.
– Dzień dobry? – powiedziała w jego stronę uprzejmym tonem, zastanawiając się, czy drugi smok nie wolałby raczej samotności i spokoju niż Runy zaczynającej rozmowę.
Uniosła ogon i porządnie targnęła jego końcówką, pozbywając się większości sopli. Jej pysk przybrał wyraz zamyślenia.
: 23 cze 2014, 10:14
autor: Nathi
Biały rzucił Wojennej nieufne spojrzenie spode łba. Wstał powoli, choć sprawnie, uważnie obserwując smoczycę. Zapamiętywał charakterystyczne cechy jej wyglądu. Nie powiedział tego na głos, ale jej wygląd zdecydowanie go zaciekawił. Nigdy dotąd nie widział smoka o tak kolorowych łuskach, może poza Obliczem Światła. Szczególnie ciekawe zdawały się być złociste wzory i grzywa, przypominająca mu ogień. Może to właśnie z tego stada pochodziła Adeptka? Nigdy dotąd nie spotkał smoka z Ognia, ale ten zapach nie przypominał mu ani jego stada, ani Cienia. Złocistym wzorom przypatrywał się trochę dłużej, ale po chwili uznał, że powinien jej odpowiedzieć.
– Tak? – spytał, jakby z założeniem, że przyszła do niego, jakby chciała jakiejś konkretnej rzeczy.
: 24 cze 2014, 7:08
autor: Pani Wojny
Runa uśmiechnęła się do drugiego smoka ciepło. Był większy od niej, i pachniał bardzo podobnie do Oka Zmierzchu – czyli pewnie pochodził z tego samego stada. Ciekawe czy był równie gderliwy...
– Jak się nazywasz? – zapytała uprzejmie – Ja jestem Wojenna Łuska – dodała mierząc wzrokiem większą od jej własnej sylwetkę drugiego smoka.
Czy to się kiedykolwiek zmieni? Czy zawsze już będzie najmniejszym i najbardziej niepozornym smokiem? Prychnęła pod nosem cicho, a jej spiczaste uszy lekko oklapły.
: 24 cze 2014, 11:41
autor: Nathi
Zmrużył oczy, gdy Wojenna uśmiechnęła się. Ani trochę nie miał zamiaru odwzajemnić uśmiechu. Nie rozumiał, co smoki chcą przez to osiągnąć. Przecież wtedy stawały się słabe, nieszkodliwe. On chciał, aby go szanowano, ale też bało. Miał na tym punkcie obsesję. Uniósł lekko łeb, ale wciąż patrzył nieufnie. Nogi miał lekko ugięte, jakby gotowy w każdej chwili do ataku, ucieczki, odlotu, lub wykonania dowolnego innego ruchu.
– Jestem Biały Kolec, Adept Życia, przyszły wojownik, uczeń samego Przywódcy, Złudzenia Życia. Kiedyś zastąpię go na tym stanowisku, aby potem zostać władcą wszystkich Wolnych Stad – powiedział, spoglądając w oczy Wojennej. Oczekiwał reakcji na jego słowa. Również na komentarz dotyczący jego imienia. Było proste. Można by pomyśleć, że jest zupełnie sprzeczne, ale tak naprawdę miało głębokie znaczenie, które nie każdemu wyjawiał.
– Wojenna? Tak ci śpieszno do wojny? Walki? Śmierci na polu bitwy? – zaciekawił się.
: 25 cze 2014, 7:53
autor: Pani Wojny
– Jeśli mi z powodu mojego imienia jest spieszno do wojny, to tobie do śniegu – odparła pogodnym tonem, nawet odrobinę niewzruszona deklaracjami Białego Kolca – A bycie przywódcą to ciężka praca. Myślisz, że podołasz? – zapytała, zastanawiając się, jak ktoś kto pochopnie wyciąga błędne wnioski o innych smokach na podstawie ich imion może kimkolwiek zarządzać.
Przekrzywiła łeb na bok.
Może ten smok nie wie na czym polega przywództwo. Czeka go więc brutalne obudzenie z marzeń pewnego dnia. Uśmiechnęła się ze współczuciem na tą myśl.
: 25 cze 2014, 11:08
autor: Nathi
Wzruszył barkami.
– Biel to kolor. Wiele rzeczy jest białych, a biel jest symbolem wielu rzeczy. Ale niewiele rzeczy nazywa się wojną, mylę się?
Przemyślał słowa Adeptki Ognia zastanawiając się, czemu miałby nie podołać. Chciał nim zostać odkąd wybrał się na pierwszą Ceremonię w swoim życiu. Był pewny, że żaden Przywódca nie miał zamiaru nim zostać tak wcześnie. Ale on przygotowywał się do tego i oswoił się z tą myślą. Z czasem wmówił sobie, że jest to coś pewnego, a każdy, kto stwierdzi inaczej zginie, gdy już dojdzie do władzy. Poza tym Złudzenie sam go wybrał na swojego ucznia. Dla Nathiego oznaczało to tylko jedno – chce go przygotować do przejęcia swoich obowiązków.
– Jeszcze pytasz? – oburzył się. – Jestem urodzonym przywódcą. Urodziłem się z zamiarem władania innymi. Złudzenie jest słaby. Nigdy nie zabił smoka. Ja zabiłem – spojrzał na Wojenną, jakby wyczekując jej reakcji. Z początku męczyły go koszmary, ale potem nabrał dumy z zabójstwa własnego brata. Czerpał z tego siłę. – Umiem decydować i zarządzać. Najpierw zrobiłbym w stadzie porządek. Skazał na śmierć tych, którzy na to zasługują. Którzy nie obdarzyli mnie szacunkiem lub osłabiają stado. Oko Zmierzchu... To nowe pisklę, Severine... Eliksir... Nie, ona już nie żyje... – wyliczał pod nosem. Na chwilę zamilczał, jakby się zastanawiając. – Potem umocniłbym stado jeszcze bardziej, każąc wszystkim intensywnie ćwiczyć. Zabroniłbym szkolenia się na magów, Maddara jest złem. Ograniczyłbym liczbę Łowców. A potem zaatakuję pozostałe Stada, jednocząc je wszystkie w jedno.
Gdy skończył, wypiął dumnie pierś, oczekując na podziw, czy zachwyt ze strony Wojennej.
– A w Ogniu? Jakiego macie Przywódcę?
: 26 cze 2014, 6:58
autor: Pani Wojny
Runa zachichotała, przyjmując to wszystko za doskonały żart.
– Ale jak zaatakujesz inne stada, skoro właśnie osłabiłeś swoje zabijając tych, którzy się z tobą nie zgodzili! – zapytała, strzygąc uszami, niezbyt przejęta tonem Białego Kolca – Jeśli aby władać musisz się ograniczać do zabijania tych, którzy się z tobą nie zgodzą, to o ile dobrze pamiętam te historie, idealnie nadajesz się na przywódcę Równinnych – jej pysk zadrgał, grożąc parsknięciem śmiechem, ale Runa jakoś się powstrzymała – Naprawdę uważam, że powinieneś co nieco zwolnić i zacząć od podstaw.
Mrugnęła przyjaźnie do Białego Kolca.
– Nigdy nie poznałeś Oceanu Ognia?
: 26 cze 2014, 10:21
autor: Nathi
– To nie tak – usprawiedliwił się. Otworzył usta, jakby chcąc coś dodać, ale zaraz je zamknął. Nie spodobało mu się odnalezienie takiego paradoksu w jego własnych słowach. Dłuższa chwila minęła, zanim znalazł odpowiedź. Mówił poważnym, choć smutnym tonem.
– Nic nie rozumiesz. Jak wszyscy – spojrzał na szczyt ściany wąwozu, a potem z powrotem na Wojenną. – Gardzą mną odkąd się urodziłem. Nie szanują, obrażają, a jako pisklę zaniedbywali. A ja? Nie miałem jak się bronić. Nie będę walczyć u boku takich smoków. Moje Stado będzie potężne bez względu na jego liczebność. Bo my będziemy gotowi do wojny. Tylko do niej – spojrzał na Adeptkę jak na przyszłego rywala, jakby badając jej możliwości w walce fizycznej. Zignorował uwagę o Równinnych.
Zaraz potem zmienił ton, jakby zapominając o tym, o czym poprzednio rozmawiali.
– Jesteś pierwszym smokiem z Ognia, jakiego spotkałem. Nie wiem nic o tym, jakie zasady u was panują i jakie rządy obejmuje wasz Przywódca – uznał, że warto dowiedzieć się o innych przywódcach, niż Złudzenie. Od zawsze go to ciekawiło.
: 28 cze 2014, 7:14
autor: Pani Wojny
– Jeżeli chcesz być zrozumianym, to zamiast użalać się nad sobą że tak nie jest, może powinieneś cofnąć się o parę kroków i zastanowić się jak mógłbyś wyrazić swoje myśli, aby być zrozumiałym? – Runa spojrzała na starszego smoka z sympatią w żółtych ślepiach – A może nawet zastanowić się, czy w twoich planach nie ma błędu i nie mógłbyś być w stanie zrobić tego inaczej, a lepiej?
Zastrzygła uszami, słysząc pytania Białego Kolca o jej stado. Nie, nie ufała temu smokowi. Nie miała ochoty zdradzać mu niczego poza imieniem jej przywódcy. Poza tym miała wrażenie, że te informacje i tak byłyby dla niego nieprzydatne.
– Jeśli twoje stado będzie gotowe tylko do wojny – zaczęła cicho – To wyginiecie podczas suszy. Mrozów. Deszczów. Rozsypiecie się niczym spróchniałe drzewo przy byle dotknięciu kłopotów. A jeśli chcesz, aby ktokolwiek za tobą podążał... Musisz popracować nad tym, by inni cię rozumieli. Inaczej nikt z własnym rozumem nie będzie posłuszny przywódcy, którego rozkazów by nie rozumiał do końca, oraz którego zamiary nie pokrywałyby się z pragnieniami i marzeniami innych członków stada. Smoki to nie bezwolne kamienie, które będą tkwić w miejscu i poddawać się działaniu mchu i deszczu – uśmiechnęła się wesoło – Jeśli dojdzie do tego, to raczej wolałyby żyć w innym stadzie niż tracić zdrowie i życie w walce, w którą nie są w stanie uwierzyć ani jej zrozumieć. I tak Stado Życia może przestać istnieć. Czy tego byś chciał? – przekrzywiła łeb, patrząc na Białego Kolca.
: 29 cze 2014, 19:28
autor: Nathi
Milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy chce coś powiedzieć. W końcu jednak się przełamał.
– Walki byłyby męczące. Ale czy nie warto poświęcić te kilka księżyców na intensywny trening, by potem stoczyć wojnę, podbić wszystkie tereny i stworzyć jedno, wielkie stado? Bez wojen, bez potrzeby jakiejkolwiek walki? Z nowym systemem? W którym każdy czułby się bezpieczny? Czy chwila męki, poświęcenia nie jest warta sukcesu i tysięcy księżyców pokoju, w idealnym świecie? – wpatrywał się oczekująco w oczy Runy, jakby nie chodziło mu tylko o odpowiedź na te pytania, jakby kryło się za nimi coś więcej. Temat, który Biały chciałby rozwinąć w zależności od odpowiedzi. Musiał w końcu zadać odpowiednie pytanie tak, żeby w końcu wyszło na jego.
: 30 cze 2014, 17:14
autor: Pani Wojny
Wojenna Łuska zamrugała ze zdziwieniem. Po raz pierwszy jej rozmówca zaczął mówić rozsądnie, a nie jak rozkapryszony pisklak. Uśmiechnęła się z dumą, zadowolona, jakby to ona się do tego przyczyniła.
– Biały Kolcu, problem jest taki, że nie jesteśmy wszyscy tacy sami – powiedziała spokojnie, z rozbawieniem, jakby ta odpowiedź była dla niej oczywista – Tak długo jak istnieje wiele smoków o różnych charakterach nie będzie wielkiego pokoju ani jednego stada. A gdyby tak się stało... to życie byłoby niezmiernie nudne – wzruszyła ramionami.
Biorąc pod uwagę, że z niektórymi w Ogniu Runa chciałaby się rozstać... Pomysł Białego Kolca wydał jej się bardzo nierealistyczną utopią. I bardzo dobrze, że nierealistyczną, przynajmniej według Runy!
: 30 cze 2014, 17:33
autor: Nathi
– Będzie – upierał się Biały. – Kiedyś były cztery stada – Ognia, Ziemi, Wody i Wiatru. Teraz są trzy i nic nadzwyczajnego się nie dzieje. A gdyby któreś ze stad się połączyły, lub któreś by upadło – powstałyby dwa. Naprawdę myślisz, że dwa stada nie mogłyby istnieć? Że rozpad jeszcze jednego doprowadziłby do klęski? Nie? Wtedy między nimi mogłaby wybuchnąć wojna, lub mogłyby się połączyć pokojowo. Wtedy istniałoby tylko jedno stado. Dlaczego miałoby nie funkcjonować? Władałbym całymi ziemiami Wolnych Stad. Słabe smoki zginęłyby na wojnie, zostaliby tylko najsilniejsi. I takie byłyby dalsze pokolenia. Jeden władca, więc wszyscy mieliby takie same warunki. Uważasz, że byłoby nudno? Świat nie kończy się wraz z barierą Naranlei... – zamyślił się, jakby wyobrażając sobie siebie, wiodącego smoki na podbój całego świata. To prawda, Z początku był tylko bezmyślnym pisklakiem, które chciało władzy, szacunku i posłuszeństwa. Biały nadal tego chciał, ale teraz wykształciła mu się wizja tego, co by stworzył. Podczas ostatniego spotkania z Cassandrą wymyślił wszystko, stworzył plan. To jedno pisklę Cienia już go poparło, co tylko dodawało mu skrzydeł. Patrzył na Wojenną czarnymi oczami, wciąż przywołującymi tak wiele negatywnych cech, ale tym razem była w nich nadzieja i pewność, że postępuje dobrze. Przez chwilę jakby zastanawiał się, czy chce wtajemniczyć ją bardziej, ale postanowił nie mówić wszystkiego.
– Zamiast zaprzeczać, uwierz, że mogę zbudować najpotężniejsze stado, jakie kiedykolwiek istniało. Zacząłem je budować. Ale potrzebuję innych. Dlaczego nie chcesz dopuścić do wiadomości, że idealny świat może istnieć?
: 01 lip 2014, 17:59
autor: Pani Wojny
Runa uśmiechnęła się do adepta dobrodusznie.
– Dla mnie to jest idealny świat – uniosła przednią łapę i zatoczyła nią krąg, mając na myśli obecną sytuację – Świat pełen barw, pełen okazji, pełen różnic, świat pełen przyjaźni i wrogości, gdzie każdy może zostać kimś, a nie tylko najsilniejsi – teraz uśmiechnęła się z nutą groźby – W twoim świecie nie ma przyszłości dla nikogo, kto ma inne zdanie niż ty. Więc dla mnie automatycznie nie jest to świat, w którym chciałabym żyć.
Naprawdę nie miała wrażenia, jakby Biały Kolec sobie to wszystko przemyślał gruntownie. No ale cóż. Jeśli ich przywódca był choć trochę podobny do dawnej przywódczyni Ognia, to wkrótce pozbawi Białego Kolca złudzeń, w taki czy inny sposób.
A jak nie przywódca, to samo życie pozbawi go złudzeń.
Co przywiodło na jej pysk pełen smutku uśmiech. Biedny młody adept.
: 02 lip 2014, 10:16
autor: Nathi
– Dlaczego ktoś miałby mieć inne zdanie niż ja? – upierał się Biały. – W "moim" świecie nie byłoby wojen, niebezpieczeństw. Wszyscy żyliby w jednym stadzie, mając do dyspozycji jednakowe tereny. Polowaliby w dowolnym miejscu, więc nie doskwierałby im głód. Pisklęta wychowywane byłyby w pokoju. Jedno stado łatwiej obroniłoby się przed niebezpieczeństwami, niż trzy różne. A gdyby była taka potrzeba, można by było wyruszyć poza barierę, gdy stado wystarczająco by się rozrosło. I to wszystko kosztem tylko jednej wojny. Inne zdanie, niż to, byłoby dążeniem do chaosu, nieładu, osłabiłoby smoki. Chcesz powiedzieć, że wolisz świat z takimi złymi smokami, niż świat, gdzie wszyscy żyją w zgodzie, mają takie same przekonania i są prowadzone przez jednego przywódcę? – nie rozumiał Wojennej. Nie dostrzegał jej poglądów. Miał idealną wizję, potrzebował tylko zwolenników. Tych, którzy go poprą, gdy nadejdzie na to czas. A tymczasem oni próbowali mu wmówić, że wolą świat taki, jak jest, pełen niedoskonałości! Może po prostu bali się zmian? Jak ich powinien przekonać? Biały naciskał coraz bardziej i bardziej. Zdecydowanie nie zapowiadało się, że ustąpi Runie.
: 02 lip 2014, 19:00
autor: Pani Wojny
– Nuuuuudaaaaa – wymruczała cicho Runa, z wesołym uśmiechem – Umarłabym z nudów, gdybym musiała tak żyć! Nikt nie może mieć innego zdania niż ty? A jeśli się mylisz i wygłupiasz, i przez tą jedną pomyłkę wszyscy zginą, bo nikt nie będzie miał innego zdania, lub w obawie przed śmiercią z twoich łap nie zdecydują się odezwać?
Prychnęła cichutko, po czym zgrabnie przewróciła się na grzbiet i zamachała łapami w kierunku nieba, patrząc na Białego Kolca do góry nogami.
– Nuuuudaaaa! – skwitowała jeszcze.
Ta rozmowa zaczynała ją męczyć. Jakżeby nie miała jej męczyć, skoro wszystkie logiczne argumenty zbywane były "bo ja tak chcę"? Przewróciła żółtymi ślepiami z rezygnacją.
: 03 lip 2014, 11:14
autor: Nathi
Biały zirytował się mocno. Nie podobały mu się ani trochę wygłupy Wojennej. I jeszcze ten radosny ton, wyśmiewanie wszystkich jego słów. Adept uznał, że Runa jest wyjątkowo niedojrzałą i niewychowaną smoczycą. Jak miał prowadzić dalej rozmowę? Mimo to nie zamierzał rezygnować.
– Przestań – upomniał ją. – Prowadzimy poważną rozmowę. A ty nawet nie starasz się zrozumieć. Nie słuchasz. Mówisz, że w moim stadzie nie byłoby miejsca na sprzeciwy, bo wszyscy by zginęli. A ja wcale czegoś takiego nie powiedziałem. Chcę stworzyć jedno, wiele stado dla wszystkich. To w tych stadach teraz jest mnóstwo ograniczeń i gróźb. Gdy dorosły smok chce opuścić stado, uznawany jest za zdrajcę i chcą go zabić. Nawet nie można się z nikim pokłócić i mieć odmiennego poglądu, bo Przywódca od razu grozi degradacją. Od zawsze mnie upominano, grożono i ograniczano. W moim stadzie tego nie będzie. Jeszcze przed wojną zemszczę się na złych. Nie tych, którzy mają inne zdanie, niż ja, tylko tych, którzy zabraniają mi mieć własne zdanie. A na samej wielkiej wojnie zginą ci, którzy nie będą chcieli oddać swoich ziem na rzecz pokoju – mówił pewnie, zdecydowanie i głośno, starając się zbyć wszelkie uwagi Adeptki mówieniem jeszcze głośniej, dopóki nie skończy. – Na tym przecież polegają wojny. Na zabijaniu dla swojej sprawy. I nie ma w tym nic złego. Gdyby ktoś tak uważał, to po prostu by nie walczył – dodał. Spojrzał jeszcze raz w złote oczy rozmówczyni, jakby ponownie starając się odgadnąć, dlaczego wybrała takie, a nie inne imię. Nie sądził, aby miała cokolwiek wspólnego z wojną. Była pokojowa i optymistyczna. Może szkoliła się na wojownika? Nie był pewny.
: 03 lip 2014, 17:17
autor: Pani Wojny
– A teraz zmieniasz znaczenie swoich słów, Biały Kolcu – powiedziała Runa, dalej leżąc na śniegu do góry nogami i nic sobie nie robiąc z faktu, że odsłania miękki brzuch przed nieznajomym z obcego słowa – A zanim zarzucisz mi, że nie próbuję ciebie zrozumieć, spójrz na siebie i zorientuj się, że ty nie spróbowałeś zrozumieć mnie.
Zwinnie wróciła do odpowiedniej pozycji. Otrzepała się ze śniegu. Jej ślepia przybrały poważny wyraz.
– Zanim zaczniesz cokolwiek zmieniać, musisz zrozumieć to, co już tu istnieje i dopiero wtedy się zastanowić, czy zmiany sa potrzebne. To tak jak z walką czy magią. Zanim przejdziesz do rzeczy, które cię interesują, musisz zostać mistrzem podstaw, by móc je wykonywać nawet przez sen – wzruszyła ramionami – Płynąc pod prąd bez żadnego sensu, ot, na przekór wszystkim, wiele nie zdziałasz.
Ale potem znowu się radośnie uśmiechnęła.
– Zrobisz co zechcesz, Biały Kolcu. Takie jest piękno życia!
: 07 lip 2014, 21:18
autor: Nathi
– Tylko głupcy nie zmieniają zdania. Po prostu rozwinąłem swoją myśl, niczego nie zmieniłem. Rozumiem to, co istnieje. Rozumiem, że jest nieidealne. I rozumiem, że ty nic nie rozumiesz. I tak, zrobię co zechcę. Bo to chcą wszyscy, ale jeszcze o tym nie wiedzą – odpowiedział Biały, wyraźnie zirytowany tym, jak Runa łapała go za słówka i mówiła wszystko z taką pewnością i radością. Ale on przecież wiedział, że nie miała racji. Tylko on ją miał. I zamierzał tego dowieść. Wiedział, że dalsza dyskusja z tą smoczycą nie miała już sensu. Nie przekona jej. Więc co tam jeszcze robił? Zrobił kilka kroków w kierunku Obozu Życia, po czym odwrócił się jeszcze na chwilę.
– Uparta jesteś, Wojenna Łusko. Kiedyś się jeszcze spotkamy. Zapewne na wojnie. Od ciebie zależy, czy staniesz po słusznej stronie – i, nie czekając na odpowiedź, ruszył przed siebie.
: 11 lip 2014, 21:20
autor: Pani Wojny
– Zawsze będę po słusznej stronie – odpowiedziała Wojenna Łuska, teraz już z jawną drwiną w głosie.
Nikt jej nie zmusi do walki po stronie idiotyzmów, przywódca czy bóg. Ona to wiedziała, inni pewnie jeszcze nie, ale to nie był problem. Życie im to wszystko pokaże.
Ona nie miała zamiaru stracić nad tym zbyt dużej ilości snu. Po co się martwić czymś, na co nie miało się wpływu, prawda?
Popatrzyła w niebo, medytując w milczeniu. Na jej pyszczku błąkał się łagodny uśmiech.
: 15 wrz 2014, 13:39
autor: Pradawna Łuska
Samica mając trochę wolnego czasu postanowiła poćwiczyć swoje umiejętności biegu. Postanowiła zacząć od definicji, którą bardzo dobrze znała jako dojrzała smoczyca.
~ Bieg jest codzienną czynnością, którą potrafią niemal wszystkie stworzenia na tym świecie. Przydatny na polowaniu, a właściwie niezbędny, aby dogonić ofiarę. Podczas walki także. Aby móc rozpocząć bieg, trzeba stanąć w odpowiedniej do tego pozycji ~ I zgodnie z tym przystąpiła do pierwszego zadania. Ugięła swoje smukłe, silne łapy, ale nie na tyle, by szorować brzuchem po podłożu. Nie chciała wrócić do obozu cała brudna. Długi ogon był wyprostowany, ale nie do końca sztywny. Ma pełnić rolę balansu i pomóc w odzyskaniu równowagi podczas biegania. Głowa nieznacznie pochylona, tak by razem z ogonem i kręgosłupem tworzyła linię prostą, ale jednocześnie nie przesłaniając sobie widoku. Po ustawieniu się Azlopea ruszyła. Najpierw truchtem, aby trochę rozgrzać swoje mięśnie. Następnie przystąpiła do szybkiego biegu, który zapewne nie raz może ocalić jej życie lub pomóc podczas polowania. Kiedy poczuła, że jej ciało jest wystarczająco rozgrzane do kolejnego zadania, postanowiła zająć się skręcaniem. Nie było tutaj zbytnio żadnych przeszkód, które mogłyby służyć jako granice do zwrotu, ale i tak jakoś sobie da radę. Wygięła ciało razem z głową w lewo. Łapy rytmicznie uderzały o młodą trawę. Ogon naturalnie poszybował w tym samym kierunku, aby utrzymać równowagę. Dopiero pod koniec skręcania na chwilę poleciał w prawo, a potem znów się wyprostował. Warto także uwzględnić fakt, iż adeptka zwolniła trochę podczas skręcania, aby nie poślizgnąć się na trawie, która była niezwyle zdradliwa. Oprócz trawy gdzieniegdzie widać było także błoto. Samica następnie całkowicie wyprostowała swoje ciało i postanowiła wykonać slalom. Wyobraziła sobie drzewa, widziała je oczami wyobraźni, którą miała rozwiniętą na całkiem wysokim poziomie. Następnie rozpoczęła bieg. Najpierw wygięła się w prawo, ogon poleciał w tą samą stronę, cały czas balansując. Następnie wyprostowanie i bieg na skos, by dobiec do drugiej przeszkody. Teraz także smoczyca zwolniła, aby uniknąć wypadku i bólu, który często chodzi w parze z wywrotkami. W ten sposób Plugawa pokonała wszystkie pięć drzew, o których następnie zapomniała, aby oczyścić umysł. Ostatnim zadaniem jakie widziała w swojej głowie było zrobienie ósemki. Utrzymując dość szybkie tempo najpierw wygięła swoje ciało w lewo, razem z ogonem. Utrzymując odpowiednie tempo wyprostowała się i biegnąc na skos dobiegła do kolejnego punktu, gdzie wykonała zwrot w odwrotnym kierunku. Następnie przyszła pora na bieg wytrzymałościowy. Plugawa starała się unormować swój oddech by nie męczyć się zbyt szybko, chociaż zmęczenie wcale aż tak jej nie doskwierało. Także sam krok wykonywała w jak najmniej chaotyczny sposób. Gdy biegła coraz szybciej, bardziej pochylała swój piękny łeb, po to by zwiększyć opływowość swojego ciała. Ogon bujał się w takt coraz szybszych uderzeń łap, które uderzały twardo i ziemię. Z każdym krokiem starała się zwiększyć tempo. Odliczała w myślach coraz szybciej, co pomagało jej utrzymać rytm. Biegła tak kilka minut zostawiając za sobą żłobienia po pazurach w miękkiej, wilgotnej ziemi. Gdy poczuła, ze mięśnie dostatecznie się rozgrzały, spróbowała poprawić swoją zwrotność w biegu. W tym celu skierowała sie dość szybkim truchtem w stronę drzew rosnących nieopodal. Wybrała sobie kilka na przeszkodę w postaci slalomu. Zwiększyła gwałtownie tempo i z impetem wpadła między drzewa, a jedno z nich szybko się do niej zbliżało. Azlopea zwinnie, co miała zresztą w genach, wychyliła się w bok ustawiając łapy po skosie i odbiła w prawo by za chwilę powrócić na tor wychylając się w lewo. Tym sposobem zrobiła dwa łuki dzięki którym szybko i zwinnie pokonała przeszkodę, która śmignęła jej tuż koło boku. Czekał ją jeszcze szpaler drzew więc nie zmieniając tempa biegu poczęła omijać kolejne przeszkody. Pod koniec długiego toru dyszała już głośno, ale z zadowoleniem stwierdziła, ze było to łatwiejsze niż się spodziewała. Teraz czuła, że zdecydowanie bieg szybkościowy jest jej bliższy. Uśmiechnęła się drapieżnie pod nosem i od razu postanowiła przejść do skoku. Nie zamierzała odpocząć, chciała wyrobić sobie wytrzymałość, zwłaszcza, że jest przyszłym wojownikiem.
_____________________________
Nie zwlekała więc i od razu przeszła do sztuki skakania. Ponieważ mogła uczyć się samodzielnie, postanowiła wykorzystać ten przywilej. Najpierw przypomniała sobie definicję.
~ Skok może mieć różnorodne zastosowanie. Od skakania przez przeszkody, blokujące drogę, aż po upolowanie zwierzyny. Aby prawidłowo wykonać skok, trzeba przyjąć odpowiednią pozycję ~ I zgodnie z tym Plugawa zabrała się do pracy. Ugięła łapy, pochyliła łeb, wyprostowała ogon i docisnęła skrzydła do ciała, ale niezbyt mocno, żeby nie krępowały ruchów. Wpierw skok wzwyż. To było najprostsze. Wystarczyło odbić się wszystkimi kończynami do góry od ziemi. Azlopea balansowała także swoim ogonem, aby nie stracić równowagi i nie wylądować na plecach, co z pewnością byłoby bolesne.Wszystko poszłoby dobrze, gdyby nie to, iż ssmoczyca przez przypadek rozłożyła swoje skrzydła, przez co straciła równowagę i nawet ogon jej nie pomógł. Zrobiła fikołka w powietrzu i twardo wylądowała na plecach. Nie było to bolesne, ale samica nie była zachwycona. Westchnęła ciężko. Przez pewien czas leżała w bezruchu, po czym podniosła się i złożyła skrzydła, otrzepując się. Postanowiła spróbować jeszcze raz. Łapy ugięte, aby odbić się wysoko. Głowa pochylona, ale nie na tyle, by była poniżej barków. Ogon wyprostowany, ale nie sztywny, żeby odpowiednio balansował. I te nieszczęsne skrzydła, które musiała docisnąć mocniej. Skupiała się na nich bardziej, żeby znowu nie zaliczyć wypadku. Uzbierała w sobie maksymalną ilość sił, która drzemała w jej mięśniach i wybiła się w górę. Tym razem spokojnie udało jej się wylądować, uginając łapy i amortyzując upadek. Teraz skok w przód. Ta sama pozycja, ale trochę inne zasady. Podczas skoku adeptka pochyliła swoje ciało do przodu, aby polecieć jednocześnie wzwyż i w przód. Następnie ugięcie silnych, smukłych łap i lądowanie. Tu poszło bez problemu. Ale teraz czas podnieść poprzeczkę. Samica rozejrzała się po terenie wokół siebie i nieopodal zauważyła średniej wielkości kamień, obok którego był większy. Postanowiła wykorzystać te przeszkody do swojej nauki. Podbiegła do nich szybko. Ponownie ustawiła się w pozycji do skoku, pamiętając szczególnie o swoich skrzydłach, które na początku przysporzyły jej problemów. Ponownie uzbierała w sobie siłę i wybiła się w górę, pochylając jednocześnie swoje muskularne ciało. Łapy wyprostowała, ale tylko na chwilę, ponieważ tuż przed lądowaniem musiała je ugiąć. Problem w tym, że zrobiła to trochę za późno – zanim zdążyła prawidłowo je zgiąć już była na ziemi, przez co nie udało jej się uniknąć bólu łap. Widocznie dzisiaj nie sprzyjało jej szczęście. A może to wynik braku wprawy? Ciężko powiedzieć. Ale cierpliwa adeptka się nie poddawała – to nie było w jej stylu. Zamiast tego postanowiła postarać się jeszcze bardziej. Nie przeszła do większego kamienia postanowiła pokonać najpierw ten mniejszy. Ponownie pochyliła łeb, zgięła łapy, wyprostowała ogon i docisnęła skrzydła do boków. Zamknęła na chwilę oczy, by zebrać w sobie siły. Uda się. Wystarczy uwierzyć w siebie. Cholera jasna, skąd nagle w jej plugawym łbie wzięło się tyle optymistycznych tekstów? Oj, niedobrze, coś się złego dzieje. Następnie wybiła się z całych pozostałych jej jeszcze sił i pochyliła do przodu. Tym razem wszystko poszło bez zarzutów. Ogon balansował w powietrzu, dzięki czemu samica utrzymała równowagę. Łapy ugięły się prawidłowo tuż przed lądowaniem. W ten sposób udało się wykonać skok. Teraz ostatnia, najtrudniejsza przeszkoda. Kamień był większy od poprzedniego, wiec przeskoczenie go wymagało więcej wysiłku i poświęcenia. Smoczyca jednak da sobie radę. Kiedy wróci do groty, będzie wiedziała, że potrafi skakać na tyle, ile to potrzebne i wyruszy na polowanie. Znowu przyjęła tą nudną ale niezbędną pozycję. Łapy, głowa, ogon, skrzydła. Wszystko prawidłowo. Teraz ostatnie zadanie, jednocześnie najważniejsze. Wybiła się znacznie mocniej niż poprzednio. Pilnowała wszystkiego. Aby skrzydła były przy ciele, głowa była pochylona a ogon trzymany prosto. Będąc w powietrzu patrzyła prosto, nie w dół, aby się nie rozproszyć i uderzyć w ziemię. Przed lądowaniem ugięła łapy i wylądowała delikatnie i – do pewnego stopnia – z gracją na ziemi. Ach, nareszcie się udało. Spojrzała na przeszkody które zdołała pokonać i przystąpiła do kolejnej nauki, tym razem lotu.
_______________________________
Zabrała się więc do pracy. Postanowiła wystartować z rozbiegu. Przyjęła więc pozycję do biegania. Ugięte łapy, pochylona głowa, wyprostowany ogon. Skrzydła przy ciele. Wtedy też rozpędziła się najbardziej jak mogła. Był to sprint. Szaleńczy, niczym u konia wyścigowego. Był to jednak bieg krótkodystansowy, gdyż po kilku sekundach smoczyca ugięła łapy mocniej i podniosła łeb, po czym wybiła się w górę rozkładając skrzydła. Machając nimi wznosiła się w górę coraz szybciej, aż po chwili uznała, iż jest na odpowiedniej wysokości i stanęła w powietrzu, zagarniając powietrze. Najpierw lot prosto. Samica ustawiła ciało poziomo i machając skrzydłami spokojnie leciała przed siebie. Co pewien czas przestawała nimi machać, żeby dać odpocząć mięśniom. Po pewnym czasie postanowiła wykonać slalom w powietrzu. W tym celu wygięła swoje ciało w prawo, czyli kierunek skrętu. Prawe skrzydło poszybowało w dół, a lewe w górę. Ogon poleciał w lewo, aby ciało mogło utrzymać równowagę. W ten sposób skręciła w prawo, po czym wyprostowała lot. Lecąc nieco na skos, tym razem wygięła się w lewo, w przeciwieństwie do ogona. Po wykonanym slalomie adeptka postanowiła zrobić ósemkę. Skręciła więc wpierw w lewo, wyginając ciało w tym kierunku razem z głową. Łapy były dociśnięte do ciała, żeby to nabrało aerodynamiki. Ogon poszybował w prawo, a prawe skrzydło poleciało w górę. Następnie wyprostowanie ciała i lot na skos. Tak, latanie było piękne. Każdy smok obdarzony skrzydłami powinien poczuć tą radość, wynikającą z możliwości latania. Biedne smoki bezskrzydłe... Nigdy nie poznają radości płynącej z korzyści płynących z możliwości lotu. Ale taka wola bogów. Wracajmy jednak do nauki Azlopei. Teraz skręciła w prawo. Następnie zrobiła to samo w drodze powrotnej i znalazła się w punkcie wyjścia. Plugawa kilka razy machnęła kończynami by wznieść się wyżej, a potem ustawiła ich front bardziej ku dołowi by zagarniać powietrze także za siebie i w efekcie poruszać się do przodu. Rozpędziła się całkiem porządnie, a gdy zdecydowała się zakręcić zablokowała skrzydła w stawach przechylając całe ciało w jedną stronę, tak by jedno skrzydło znalazło się wyżej niż drugie. Ogon zagięła w stronę w którą skręcała i wykonała gładki skręt. Ta nauka zaczęła ją już nudzić i męczyć, fizycznie i psychicznie. Zupełnie nagle skierowała front skrzydeł bardzo mocno w dół ustawiając się głową do ziemi i zagarnęła powietrze za siebie, a potem... do połowy złożyła skrzydła. Tak, miała zamiar zapikować i wyszło jej to całkiem zgrabnie. Zablokowała skrzydła w stawach, podkuliła łapy, wyprostowała szyję i czuła jak powietrze nie stawia wielkiego oporu. Ziemia bardzo szybko zaczęła się zbliżać, a serce napędzane adrenaliną zabiło smoczycy dwa razy mocniej. Plugawa nie miała jednak zamiaru lądować, jeszcze nie. Tuż nad ziemią wygięła ciało ku górze rozkładając szybko skrzydła i łapiąc pod nie powietrze, które nie pozwoliło jej spaść. Wyrównując lot uderzyła skrzydłami i wzniosła się wyżej. Szkoda, ze nie dało się w ten sam sposób nabrać wysokości. Dotarcie na ten sam pułap z którego wystartowała zabrało jej więcej czasu niż pikowanie. Samo pikowanie bardzo jej się spodobało. Może kiedyś wykorzysta to do polowania na zdobycz? Teraz jednak wypadałoby potrenować to, co smoczycy zawsze wychodziło nie najlepiej czyli lądowanie. Zwykle kończyło się to potężnym łupnięciem w ziemię, tym razem samica spróbowała wykonać lądowanie lekko. Zbliżyła się do jednego z wysokich drzew, a gdy była już nad nim skierowała ciało ku dołowi i zablokowała rozłożone skrzydła. Chciała lotem ślizgowym zbliżyć się do ziemi. Gdy była kilkanaście szponów od jej łap, podniosła przód skrzydeł i tym samym zmniejszyła opływowość swojego ciała, co zaowocowało niemal kompletnym wytraceniem pędu. Wyciągnęła więc łapy, które po chwili dotknęły ziemi całkiem lekko. Zrobiła jeszcze kilka kroków z na wpół rozłożonymi skrzydłami by na koniec złożyć je luźno. Obejrzała się za siebie i uśmiechnęła cynicznie. Czuła jak mięśnie piersi i skrzydeł zdecydowanie się rozgrzały.
: 31 paź 2014, 22:59
autor: Szeptucha Roju
Rhan szukała miejsca, które chociaż odrobinę przypominałoby jej ciemności jaskiń, które przynosiły jej nieco spokoju. Co prawda na powierzchni żyła już od przeszło dziesięciu księżyców – nie miała pojęcia, kiedy ten czas upłynął, niczym wartki strumień będący poza naszą kontrolą – ale nadal wolała nie widzieć ogromu przestworu nieba, jakoby ten miał ją zaraz pochłonąć.
Do swego celu, mało trafnie zresztą, wybrała rozległe Puszcze, zwane Dziką, gdzie jakoby zadomowił się klan Spiczastouchych spoza Bariery. Matka opowiadała jej o ich przybyciu, sama bezpośrednio brała w tym udział. Zupełnie nie rozumiała, czemu musiało się to skończyć ich osiedleniem tutaj. Stwory te, łyse niczym Skaveni, wzięli sobie prawo do skrawka Puszczy, jakoby było ich własne, do tego ich Szamanka zgarniała wszystkich rannych, znana z braku niepowodzeń w swej pracy.
Smoczyca mimowolnie zastanawiała się, jaką tajemnicę skrywa Ostroucha... Tajemnicę swych powodzeń.
Prychnęła schodząc stromym zboczem wąwozu usłanego wielobarwnym dywanem liści, pod którym znajdował się równie miękki, co wilgotny mech. Czy tu wszystko musiało być wilgotne i zimne? Czy tylko na skrawku pustyni należącej poniekąd do Ognistych, mogła zaznać nieco skwaru?
Przeklęta kraina.
Spojrzała na gąszcz częściowo wyłysiałych drzew i ryknęła wyzywająco, chcąc zwrócić uwagę pewnego Łowcy, który uratował jej skórę już dwukrotnie, może zechce i trzeci raz.