Strona 5 z 31

: 21 lut 2015, 19:06
autor: Charyzmatyczny Kolec

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Widząc jej uśmiech, mimowolnie sam go u siebie wywołał. Przy niej nie mógł się smucić.. cóż, może powinien udać się do Iskry?
Słuchał jej jednak uważnie, patrząc na nią zaskoczony. Posądzono przywódcę cienia o coś tak nikczemnego? W sumie się nie dziwił.. nie przepadał bowiem za Cienistymi. Mieli w sobie coś wrogiego.. nie można im było ufać. W dodatku zaginiona Fala była jego siostrą.. tym bardziej Ursus pragnął dowiedzieć się prawdy. Nie przerywał jednak samiczce, dowiadując się o tym, że Lilia odeszła, a sama Iskra popadła w letarg, który trwał cztery księżyce. To doprawdy niepokojące wieści.. Strata piskląt musi boleć.
– Podzielam Twoje zdanie. Strata potomstwa chyba boli najbardziej.. – Mruknął, spoglądając w dal i przyglądając się odległym lasom. Kiedy nastał dzień, w którym dorósł? Czuł się nieswojo, będąc adeptem w tym wieku.
Charyzmatyczny nie potrafił sobie wyobrazić takiej straty. W sumie nie potrafił sobie również wyobrazić siebie w roli ojca.
Nigdy nawet o tym nie myślał..
Po jego grzbiecie przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który natychmiastowo go ożywił. Wzmocnił swoje tępo tak, jakby chciał zmyć z siebie to dziwne uczucie.
I to prawda, nie znał jej tajemnicy. Nic nie wiedział o snach, w których przeżywała swoje poprzednie życia? A może były to tylko iluzje? Kto wie..
– Cóż, jesteśmy istotami społecznymi.. – Rzekł poważnie i przerwał w pewnym momencie, spoglądając na jej wesoły pyszczek.
Wszystko co dobre jednak kiedyś się kończy, o czym właśnie przekonał się samczyk. Biegnąc z przodu obrócił łeb w stronę Ulotnej, nie zauważając że zaraz wbiegnie w potężną górkę śniegu.
Po zaledwie jednym uderzeniu serca poczuł, jak w coś uderza. Było to jednak miękkie, więc od razu domyślił się, że wpadł w śnieg.
Zdziwił się jednak, gdyż wcześniej nic się przed nim nie znajdowało..
Zaskoczony wylądował całym swym cielskiem w śnieg, wywracając się.
Cóż.. czasem się zdarza.
Mróz mu jednak nie przeszkadzał. Zimno nie było dla niego aż tak odczuwalne, jak dla wielu smoków. Tak czy siak nie tylko on miał wylądować w tej kupce śniegu.. a może jednak smoczyca zdążyła się w porę zatrzymać, nim na niego wpadła?

: 24 lut 2015, 9:00
autor: Zorza Północy
Czuła podświadomie, że wbrew pozorom, Ursusa naprawdę interesowało to, co mówiła. Widziała to po jego dużych, szafirowych oczach. Był w nim też przebłysk niepokoju. Sama nie wiedziała jednak, iż tak naprawdę cała ta sytuacja dotyczy go bardziej, niż innych członków Stada. Nie miała pojęcia o ich pokrewieństwie.
Zielone, morskie ślepia samiczki zamigotały, gdy usłyszała jego słowa. Skinęła leciutko głową, przebierając nagle raźniej łapami. Wyciągała się wręcz w powietrzu, aby móc dorównać samcowi w biegu, ale nie było przecież tajemnicą, iż biegaczka z niej żadna. Brak koordynacji ruchowej nie pomagało w zachowaniu gracji, jednak młodej nigdy to specjalnie nie przeszkadzało. Czasami faktycznie pragnęła być jak matka, czy też Velum, ale zawsze w końcu dochodziła do wniosku, iż nie można być ideałem, być może był jakiś zamysł Bogów, iż stworzyli ją taką, a nie inną?
Uśmiechnęła się pod nosem zadziornie, obserwując galopującego Ursusa. Podziwiała jego lekkość, pomimo większej masy ciała, to, jak bordowo brązowe łuski odbijają promienie Złotej Twarzy, migocąc niczym kamienie szlachetne. Zawsze zazdrościła smokom łusek, gdyż ona cała składała się wyłącznie z futra i garści piór.
A potem samiec spojrzał ku niej, a ona odpowiedziała rozbawionym spojrzeniem. I trach! Wpadł w jej pułapkę, a ona wybiła się z zadnich łap i skoczyła za nim z niczym nieskrępowanym śmiechem. Opadła tuż koło niego, przekręcając się na grzbiet, a ramieniem prawego skrzydła klepnęła go w bok.
Wygrałam – wydyszała z rozbawieniem i pewną satysfakcją, obracając łeb ku niemu, aby sprawdzić, czy aby nie gniewa się czasem na nią za ten mały fortel.

: 27 lut 2015, 21:02
autor: Charyzmatyczny Kolec
Samiec wypluł z pyska śnieg wytworzony przez czarodziejkę. Spojrzał na nią kątem oka z wesołym uśmiechem, śmiejąc się. Słysząc jej słowa, wystawił jej język.
– Niebawem robimy rewanż? – Mruknął, otrzepując lekko skrzydła z śniegu tak, aby spadło to na samiczkę. Nie skrywał przy tym zadziornego uśmiech.
Ułożył się wygodniej, leżąc tym razem na plecach. Czasem spoglądał na Ulotną to na niebo, a w jego oczach dało się dostrzec radość. Dawno tak się nie bawił.
– Na Złotą Twarz, pamiętam jak dopiero się poznaliśmy. Byliśmy tacy młodzi.. nie to co teraz.. – Burknął z udawanym westchnięciem. Dobry humor mu dopisywał, tego było mu właśnie dawniej brak.
Przeciągnął się lekko na bok, aż w pewnym momencie strzeliła mu kość udowa.
– Eh.. starość nie radość. – Mruknął ponuro, patrząc w szafirowe oczy smoczycy po czym leniwie zaczął skrobać szponem w ziemi. Ostatnimi czasy dosyć ciężko tak robił.. taki nawyk.
Ursus nie czuł się dorosły. Cały czas przeżywał wszystko jako.. młody smok. Jego myślenie się nie zmieniło, choć ostatnio stał się coraz bardziej leniwy.
Nie, w sumie już zaczął prowadzić małe pojedynki na arenie.
Walka pozwalała mu zapomnieć i przygotowywać się.. dawała wytchnienie, którego mu brakowało. Oby tylko udało mu się zaliczyć test u Zabójczej, a wtedy stanie się tym, kim pragnął zostać. Czarodziejem.

: 14 kwie 2015, 21:35
autor: Migotliwa Aura
Drzwo, które było tak stare, że wręcz pamiętało czasy, gdy jeszcze smoki stąpające kiedyś, były tylko pisklętami bardzo zainteresowało młodą Kleryczkę. Samiczka bowiem odwiedzała tereny wspólne bardzo rzadko. Tym razem trafiła w bardzo piękne miejsce. Chciała jednak tu się pouczyć, a konkretnie magii tworzenia. Wiedziała, że w stadzie Ognia jest Czarodziejka, Wierna Przysiędze, która to niedawno otrzymała rangę. Była niewiele starsza od niej, więc domyślała się, że smoczyca jest zdolna. Teraz wystarczyło poczekać na Ognistą.

: 15 kwie 2015, 17:40
autor: Azyl Zabłąkanych
Wkrótce potem spośród drzew wyślizgnęła się sylwetka młodej Ognistej czarodziejki. Niewysokie, lecz długie, smukłe ciało zakończone chwytnym ogonem smoka drzewnego, czerwonawe, wydające się być bordowe w cieniu drzew łuski. Gdy podchodziła, Lśniąca Łuska mogła zauważyć stopniowo coraz więcej szczegółów – pierzaste, ciemne skrzydła przyciśnięte szczelnie do boków, jasna stercząca i opadająca po bokach łba grzywa, która przy końcach niczym ludzkie warkocze spięta była kamieniem. A na końcu ślepia – błękitne, jasne, z jaskrawą, niespotykaną, białą źrenicą.
Gdy Wierna Przysiędze dostrzegła obcą smoczycę pod drzewem, uśmiechnęła się delikatnie. Zapewne to właśnie ona miała być tą, którą będzie miała okazję pouczyć magii – tego, co najbardziej kochała.
Jak znalazła się w odległości niecałego ogona od Cienistej, skinęła jej łbem.
Wierna Przysiędze – przedstawiła się. – A przyjemność mam z, jak przypuszczam, Lśniącą Łuską?
Przysiadła na ziemi, owijając łapy ogonem.
Prosiłaś mnie o naukę magii precyzyjnej, nie ma sensu tego przedłużać – stwierdziła pogodnie, acz zdecydowanie. – Wytłumacz mi, czym według ciebie jest maddara. Swoimi własnymi słowami – powiedz mi, co o niej wiesz, czego się spodziewasz.
Jasnym było, iż Kleryczka zapewne nie mogła wiedzieć wszystkiego. Czarodziejka była jednak ciekawa, ile zna faktów na temat jednej z najbardziej podstawowych dla przyszłego medyka umiejętności. Gdyby informacje, które zaraz usłyszy miałyby być niepełne, Wierna Przysiędze zamierzała je uzupełnić.

: 15 kwie 2015, 19:27
autor: Migotliwa Aura
Lśniąca wypatrzyła sylwetkę smoczycy, a potem przyglądała się coraz to nowszym, dostrzeganym przez nią szczegółom. Była jakaś dziwna ta smoczyca. Była wręcz ogniem w mniemaniu albinoski, tak różnobarwna...piękna. No i tego po cichu jej zazdrościła. Ona bowiem była nieskazitelnie biała i tylko krwistoczerwone ślepia odznaczały się jakimkolwiek kolorem. Młoda uśmiechnęła się lekko i skinęła łbem na potwierdzenie słów Ognistej i ucieszyła się, że samica od razu przeszła do konkretów.
– Magia precyzyjna to podstawa każdej następnej magii. To magia tworzenia, kształtowania. Ale to tylko jedna część tej magii. Czarodzieje znają bowiem tylko taki rodzaj magii precyzyjnej. Zaś ona służy w mojej profesji, bo jestem Kleryczką, do odbudowywania. Do tworzenia nowych tkanek, przyspieszania zrastania się kończyn, skóry, łusek. Dzięki magii leczę, odnawiam ciało smoka.
Oznajmiła, a w jej głosie czaiła się nutka melancholii, jakby wyczekiwała bardzo długo na tą naukę.

: 17 kwie 2015, 17:21
autor: Azyl Zabłąkanych
Słuchała uważnie słów, które wypowiedziała Lśniąca. Wiedziała wystarczająco wiele jak na kleryka – Wierna Przysiędze chciała jednak uzupełnić jej wiedzę o inne, istotne szczegóły.
Maddara to siła, darowana smokom przez Naranleę w zaraniach dziejów, magia niezbędna do smoczej egzystencji. Drzemie w każdym z nas, używana nawet do tych najprostszych, prozaicznych rzeczy, takich jak odsyłanie kamieni szlachetnych do groty. Gdy przecenimy swoje możliwości i zużyjemy jej za dużo, może skończyć się to nawet omdleniem. Także nie stworzy niczego za nas, więc używając jej trzeba pomyśleć o wszystkich szczegółach.
Smoki, które uczą się posługiwać Maddarą muszą odnaleźć w sobie jej Źródło – gdyby nie to, żaden z nich nie potrafiłby użyć magii prawidłowo. Jednak jest w tym pewien haczyk – tak naprawdę nikt nie wie, gdzie ono się znajduje. Przedstawiciele Wolnych Stad analogicznie wiążą maddarę z inteligencją i umysłem, i właśnie tam je "umiejscawiają". Każde źródło jest jednak inne. Niektórzy wyobrażają je sobie jako światło o różnych barwach, pozostali jako ciepło, a jeszcze inni, przeważnie Wojownicy, jako energię, którą tak naprawdę ona jest. Sama również musisz przystąpić do tego zadania. Wycisz się, zamknij oczy, oddychaj spokojnie i głęboko. Musisz odsunąć od siebie wszelkie bodźce zewnętrzne, które utrudniają koncentracje. Skup się na swym wnętrzu, poczuj, jak w twych żyłach pulsuje życie, poczuj moc, która w tobie drzemie. Gdy uda ci się odnaleźć źródło, skiń łebkiem.
Cały czas mówiła dość wolno i spokojnie, jednak teraz, przystępując do części praktycznej, jej ten stał się jeszcze łagodniejszy. Postępowała tak, jak jedna z czarodziejek Życia, gdy poznawała u niej tajniki posługiwania się maddarą – już teraz starała się wprowadzić Lśniącą Łuskę w nastrój, który umożliwi jej łatwe nawiązanie kontaktu – bądź zwyczajne odnalezienie, jak mówią niektórzy – Źródła. Nie było to trudnym zadaniem, tym bardziej, gdy Kleryczka będzie niedługo posługiwać się maddarą na co dzień, jednak każdy z adeptów, który spotykał się z procesem tworzenia po raz pierwszy potrzebował nieco czasu. Nikt nie mógł wiedzieć od razu, o jakie uczucie dokładnie chodzi, ani jak sam smok wyobraża sobie jego własną energię.
Ogon, którym oplotła łapy, poruszał się spokojnie, gdy Wierna z delikatnym, łagodnym uśmiechem czekała na znak dany od Lśniącej Łuski.

: 18 kwie 2015, 13:47
autor: Migotliwa Aura
Lśniąca musiała ugryźć się w język, by nie przerwać Wiernej. Jej medyczna wiedza po prostu się odezwała i już chciała dodać, że nie tylko omdleniem, ale i śmiercią może skończyć się nadużycie maddary. Ale w końcu to już tylko wiedza medyczna, a nie sama wiedza o maddarze. Dlatego albinoska w skupieniu dalej słuchała słów Wiernej. Widać było, że smoczyca darzy wręcz czcią tą tajemną energię. Gdy nadszedł czas zadania, Lśniąca podążała za głosem Ognistej, zamykając ślepia. Potem uspokoiła się i wyciszyła. Skupiła się na swoim równym oddechu, czuła jak jej mięśnie się rozluźniają. Pozwoliła wszystkim zbędnym myślom odlecieć, skupiając się jedynie na swoim oddechu i głosu Wiernej. Po chwili była już wystarczająco wyciszona. Lśniąca nie zwracała uwagi na zapachy, dźwięki, no oprócz głosu Wiernej, który to był jej przewodnikiem po jej umyśle. Dopiero gdy kazała jej się zagłębić w sobie, Lśniąca zupełnie wyłączyła wszelkie zmysły, skupiając się na swoim oddechu. Wraz z każdym wdechem zagłębiała się coraz bardziej we własne wnętrze, swój umysł. Szukała tam tej tajemniczej energii. Przez jakiś czas widziała jedynie ciemność, a wszechogarniająca cisza była już prawie nie do zniesienia. Wtem jednak oczom Lśniącej ukazał się rój białych motyli. Motyli tak świetlistych, że raziły jej ślepia. Jednak ich blask po chwili przygasł, a delikatny trzepot skrzydeł odczuwała w swoim wnętrzu niczym łaskotanie. Uśmiechnęła się pod nosem i skinęła krótko łbem. To było chyba to. W końcu żaden smok nie ma w swoim wnętrzu świetlistych motyli.

: 28 kwie 2015, 22:37
autor: Słodycz Zbawienia
W międzyczasie jednak Wierna musiała coś załatwić. Postanowiłam ją zastąpić gdy dowiedziałam się, że to kleryczka. Choć raczej postanowiłam to za dużo powiedziane. Kurama kilkoma mruknięciami mnie tu przygnał. Torba z ziołami przewieszona przez szyję powinna być wystarczającym wyjaśnieniem dla Łuski. Usiadłam na ziemi, a mój kompan przycupnął obok mnie, czujny bardziej niż zwykle. Wszak to Cienista.
Siedziałam nieco przygarbiona, a pusty wzrok wlepiony miałam w jakieś miejsce na ziemi. Mimo to wiedziałam, że Lśniąca zrobiła co należy. Mimo to nie odezwałam się normalnie. Wciąż nie byłam w stanie odnaleźć mięśni odpowiedzialnych za mówienie. W zamian posłużyłam się magią, a wokół rozległ się nieco chłodny, obojętny, jakby odległy głos pozbawiony wszelkich emocji. – Aby skorzystać z magii musisz mieć w umyśle coś, w co przeniesiesz cząstkę swojej energii. Wyobraź więc sobie coś, co pierwsze przyjdzie ci na myśl. To coś musi mieć jakiś kształt, kolor, barwę, zapach, wielkość. Musi się gdzieś pojawić. Musisz to sobie wyobrazić, jak najdokładniej. A później przelać w to wyobrażenie trochę magii.

: 29 kwie 2015, 20:55
autor: Migotliwa Aura
Lśniąca otworzyła ślepia i popatrzyła zdumiona na Uzdrowicielce, która chyba zmieniła zdanie, albo co jej tam po głowie chodziło i stwierdziła, że jednak ją pouczy. Wizyta na granicy była więc tylko sprawdzeniem? Lśniąca wzruszyła barkami ledwo zauważalnie i wysłuchała swojej drugiej nauczycielki. Widok zwierzęcia lekko ją zaniepokoił, ale kocur nie okazywał agresji, więc mimo ostrożności rozluźniła się ponownie skupiając na zadaniu. Ma sobie coś wyobrazić? No dobrze. Wyobraziła więc sobie to, z czym miała do czynienia odkąd ledwo uzyskała rangę Kleryka. Zioło. Zioło piękne według niej. Między Uzdrowicielką, a nią miała wyrosnąć z ziemi rozłożysta, niewysoka roślina o dość szerokich liściach. Liście te były barwy soczystej zieleni, miały swój naturalny blask i delikatny meszek na górnej stronie, a gładkie na dolnej stronie. Były dość cienkie, delikatne i giętkie. Poruszane wiatrem nie stawiały oporu. Na liściach widoczne były proste zgrubienia, żyłki. Same liście pachniały...no jak liście, czyli trochę ziemią, trochę wilgocią, no i trochę jak trawa. Z krzaku złożonego z kilkunastu liści wyrastały pojedyncze pałki. Pałki te miały swoje źródło wśród liści i były proste, dosyć grube. Nie były sztywne, ale nie były też tak giętkie, jak liście. Ta łodyżka była także koloru soczystej zieleni a na jej wierzchołku znajdował się kwiat w kształcie malutkiej szyszki, stworzonej z kilkudziesięciu drobnych, zielono-brązowych wypustek. Gdy się dotknęło tych wypustek, sypały się malutkie, brązowe nasionka. Po wypełnieniu wszystkich poleceń młoda zaczerpnęła tej dziwnej energii, którą poczuła i tchnęła odpowiednią porcję w swoje wyobrażenie, aby się pojawiło takie, jak sobie to wyobraziła. Babka lancetowata. Spojrzała wyczekująco na Ognistą smoczycę.

: 29 kwie 2015, 22:59
autor: Słodycz Zbawienia
Czekałam. Choć to było raczej jak zwykłe siedzenie. Ostatnio nie byłam w stanie... nie byłam w stanie zrobić wielu rzeczy. Nie przejmowałam się też tym, co Cienista może pomyśleć o mnie, o moim zachowaniu. Jedyne, czym się przejmowałam to Kurama i zioła. Dostrzegłam roślinę. Całkiem niezłe odwzorowanie. Uniosłam prawą łapę i lekko się przechyliłam. Odnalezienie mięśni łap stało się łatwe. Robiłam to bardzo często, gdy leczyłam. Delikatnie dotknęłam rośliny, która stawiła opór. Dobrze. Po chwili udało mi się znaleźć także kolejną grupę mięśni. I skinęłam powoli łbem. Zabrałam łapę i położyłam ją na grzbiecie Kuramy, zatapiając pazury w jego miękkiej sierści. Chwilę później w powietrzu znowu dał się słyszeć ten pusty, nijaki głos. – Niech babka będzie widoczna. A teraz stwórz coś jeszcze. Niewielkiego ptaka. Niech krąży wokół babki. – poleciłam, wykorzystując do komunikacji magię. – Staraj się nie skupiać na detalach babki. Masz ją w umyśle. Patrz na nią teraz jak na całość. Została stworzona, wystarczy ją utrzymać w takiej formie, w jakiej ją widzę. – dodałam.

: 01 maja 2015, 16:11
autor: Migotliwa Aura
Lśniąca była zaniepokojona tym, co robi Uzdrowicielka Ognia. Jej ruchy, jej kompan. Oni oboje wydawali się...chorzy? Albo coś w tym rodzaju. Bystre, krwawe ślepia podążały jednak za ruchami tej smoczycy, skupiając się umysłem na swoim tworze. Wysłuchując z uwagą tych magicznych słów skupiła się na kolejnym tworze, w podświadomości utrzymując swój pierwszy twór. Wyobraziła sobie dość małego ptaszka. Który spokojnie mógłby zmieścić się w jej jeszcze małej łapie. Ptak ten więc był wielkości wróbla. Lśniąca dokładnie wyobraziła sobie główkę ptaka, pokrytą różnobarwnym pierzem. Piórka były małe, puszyste, miękkie i gładkie. Były w barwach tęczy. Okrągła główka posiadała małe, czarne oczka ptaka. Oczka te były niczym błyszczące paciorki. Były symetrycznie rozstawione po bokach główki tegoż ptaszka. Oczy te od czasu do czasu pokrywały się cielistymi, przejrzystymi powiekami. Łepek kończył mały, prosty dzióbek, ostro zakończony. Dziób miał widoczne nozdrza, był gładki i czarny. Dalej znajdowała się bardzo krótka szyja, dzięki której ptak mógł obracać główką to na lewo, to na prawo. Oczywiście podczas ruchu piórka się mierzwiły, lekko unosiły, jak to przy rychu bywa. Dalej znajdowało się dość szczupłe, zgrabne ciałko ptaka. Lśniąca wyobraziła sobie, jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada w dół, jak przy oddechu. Cały tułów ptaka Lśniąca pokrywała coraz to większymi piórkami, szczelnie przylegającymi do ciała. Zadbała o ich fakturę, taką, jaką na łbie i postarała się, aby nie były jednolitą masą. Piórka oczywiście były w barwach tęczy. Dalej Kleryczka stworzyła ogon. Ogon ten był prostokątnego kształtu. Był cienki i stworzony z długich, sztywnych piór. Ptak mógł spokojnie poruszać tym ogonem w dół i górę, a także na boki. Pióra tak jak uprzednio, miały barwę tęczy. Teraz Lśniąca przeszła do stworzenia łapek. Wyrastały one z tułowia ptaka. Nóżki były czarnej barwy, cienkie, z widocznymi łuskowatymi zrogowaceniami skóry. Wieńczyły te dwa, cienki patyczki łapki ptaka. Łapki te miały dwa, chudziutkie paluszki skierowane do przodu, zakończone ostrymi, czarnymi, zakrzywionymi szponami. I jeden paluszek z tyłu, także zakończony szponem. Łapki były w dotyku twarde, szorstkie, a pazury lekko błyszczały i były niesamowicie twarde i ostre. Ptak bez trudu się na nich opierał i nimi poruszał. Dalej Lśniąca skupiła się na skrzydłach. Miały być silne, proporcjonalne do ciała ptaka. Zaczynały się od małych piórek przy nasadach, aż w końcu przechodziły w duże lotki, na zakończeniach skrzydeł. Miały one opływowy kształt. Pióra były take, jak pióra ogona. Sztywne, mocne. W barwach tęczy. Ptak swobodnie mógł nimi machać. Po stworzeniu ptaka, zadbaniu o jego elementy ruchowe, przeszła do jego zapachu. Ptak miał pachnieć słoneczną polaną, a także pierzem. Lśniąca wyobraziła sobie, jak ptak ten pojawia się na jej wyciągniętej łapce i odbija się, wzlatując. Ptak miał polecieć do jej pierwszego tworu, babki i krążyć nad nią, od czasu do czasu machając skrzydłami. Po zakończeniu wyobrażenia Lśniąca przelała maddarę w swój twór i podtrzymując poprzedni czekała na to, co się wydarzy.

: 04 maja 2015, 12:05
autor: Słodycz Zbawienia
Obserwowałam Lśniącą we wszystkich etapach jej pracy. Jak to zwykle na samym początku bywa, wyobrażenie sobie wszystkiego ze szczegółami zajmuje trochę czasu. Ale nie śpieszyło nam się. Gdy ptak się pojawił, przyjrzałam mu się uważnie. Machał skrzydłami. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Ślepia nie było martwe.
Dość szybko odnalazłam mięśnie odpowiedzialne za łeb i szyję, i kiwnęłam lekko kleryczce. A po chwili w powietrzu znowu rozległ się ten obojętny ton. – Wprowadź ptaka w przestrzeń babki. Niech na niej usiądzie, albo oderwie kawałek liścia. I tutaj tak, jak wcześniej. Masz już twór, skup się na jego utrzymaniu i ruchach. Patrz jednak na całokształt, nie detale. Niech obie iluzje na siebie oddziałują.

: 04 maja 2015, 18:22
autor: Migotliwa Aura
Lśniąca przyjrzała się ptakowi, a potem babce. Podtrzymując obie iluzje i ich właściwości zmusiła iluzję ptaka, aby zanurkował w dół, ku babce. Jego skrzydełka delikatnie wachlowały powietrze, unosząc jego ciało w stabilnej pozycji. Ciałko ptaka wyginało się, gdy ten opadał w dół i odpowiednio układało, aby imitować prawdziwe ruchy ptaków. Dopiero gdy wyrównała przy użyciu kolejnej porcji maabddary lot ptaka, by ten zbliżył się na wyciągnięcie dzióbka do babki sprawiła, aby ptak lekko skubnął jeden z liści babki, wyrywając kawałek z tego tworu. Jednocześnie skupiła się też na iluzji babki, by w miejscu, gdzie iluzja ptaka rwała jej liść, odpowiedni kawałek został oderwany, a z postrzępionych, mięsistych brzegów liścia miał wypłynąć lepki, gęsty płyn, zlepiając zranione miejsce. Sama babka zaś miała lekko się zatrząść pod wpływem oderwania z niej kawałka liścia. Po odfrunięciu przez ptaka lekko do tyłu, ptak miał wciąż unosić się w powietrzu na wysokości babki, a w jego dzióbku miał pozostać kawałek liścia o poszarpanych brzegach. Wypływający z niego płyn sprawił, że dzióbek ptaka lśnił pięknie, zaś piórka jego podgardla zostały zlepiony przez ów płyn. W powietrzu zaś miał unieść się intensywniejszy zapach zranionej rośliny. Cały czas tłoczyła odpowiednio małe porcje madadry aby wprawiać korekty w swoje iluzje i ich ruch.

: 24 cze 2015, 9:23
autor: Fantazjotwórcza
Prastare Drzewo. Cichej spodobało się to miejsce. Takie ciche i spokojne. Co prawda w powietrzu czuć było jeszcze woń smoków z innych stad, które pewnie jakiś czas temu tu były. Adeptce to jednak nie przeszkadzało. Usiadła pod drzewem w miejscu, gdzie gałęzie nie ocierały się o jej łeb. Wzięła głęboki wdech po czym wytworzyła potężny impuls. Miał rozejść się jak fala na całe tereny Wolnych Stad. Do kogo był skierowany? Do smoka, a raczej smoczycy ze stada Wody o której słyszała, że jest bardzo dobrą czarodziejką. Nie pamiętała niestety jej imienia. Jako, że nie chciała wzywać wszystkich z tamtego stada to miała być to ta smoczyca, która wiedziała o magii o wiele więcej niż ona i mogła ją dużo nauczyć. Tchnęła w to maddarę i czekała. Czy potężna nieznajoma się zjawi? Miała nadzieję.

: 24 cze 2015, 18:47
autor: Zabójczy Umysł
Pomysł z magicznym impulsem może i był dobre ale ... no właśnie jest to ale. Do mojego (zamkniętego) umysłu nie docierało nic co wiązało się z rozmowami mentalnymi. Zresztą i inne wzywacze na mnie jakoś nie działały. Na szczęście (lub i nie szczęście, jak kto tam woli) zawsze miałam nosa do zjawienia się tak gdzie ktoś potrzebował się czegoś nauczyć. No, czasami się zdarzało, że niektórzy ryczeli ale to już była inna bajka. Albo też i inna historia. – Zabójczy Umysł – krótkie przedstawienie zostało poprzedzone – a jakże – krótkim zlustrowaniem sylwetki smoczycy. Ognistych jakoś nie dane było mi uczyć. – To Ty mnie ... hm ... To Ty próbowałaś się ze mną skonsultować? Czułam jakiś dziwny napór na umysł. Z tego miejsca – cóż, trochę to było naciągane ale co zrobić? Oczywiście o tym, że byłam gdzieś w pobliżu (w końcu to nie pierwsza moja nauka magii na terenach wspólnych w ostatni czasy) jakoś nie dane mi było wspomnieć. Bo i po co? Życiorys mój piszecie, czy co?

: 24 cze 2015, 19:55
autor: Fantazjotwórcza
Cicha się przestraszyła. Napór na umysł. Ojej. A to boli? Oby nie. W sumie Cicha tego nie wiedziała. Musiała się spytać.
– Nic ci się nie stało? Nie chciałam cię skrzywdzić impulsem. – Odezwała się nagle. Tak, wciąż nie lubiła dużo mówić ale jeśli chodzi po życie innego smoka... to już co innego. – Cicha Łuska. – Dodała po chwili. Prawie zapomniała się przedstawić.
Na pytanie smoczycy jedynie pokiwała potakująco łbem. Potrzebowała nauk jeśli chciała być silniejsza i móc w jakiś sposób być kimś ważniejszym dla stada niż przeciętnym, nic nie znaczącym czarodziejem.
– Chciałabym, byś nauczyła mnie Magii Ataku. – Odezwała się krótko. Jej głos był cichy i spokojny ale mimo wszystko czarodziejka powinna go dobrze słyszeć. Adeptka wstała. W końcu jeśli samica postanowi ją nauczać to chyba nie powinna się uczyć na siedząco. Na stojąco będzie jej o wiele wygodniej. Teraz pozostało jej czekać. Ciekawe czy smoczyca zgodzi się ją nauczać...

: 25 cze 2015, 12:43
autor: Zabójczy Umysł
Eh, te smoki. Tylko by dziekowaly i przepraszaly! Agdzie i dobrze Ci tak albo cos w tym stylu?!
– Nic mi sie nie stalo
Skomentowalam nieco zdziwiona. Jak to moglo bolec? Mnie bolec? Czy jak wpadniesz na drzewo albo jakas inna sciano- podobnoa przeszkode to pytasz sie czy go to boli? No wlasnie! Z umyslem jest tak samo. N dobra, podobnie. Niewazne. Czas przejsc do sedna sprawy. Ale nim jednak przejdzkemy musimy – to znaczy ja musze – rozwiklac jedna sprawe.
– Cicha Luska bo jestes ... cicha? Spokojna?
Pytanie a takze i moment po pytaniu zostal porzedzony usmiechem Takim, ktory ja tylko potrafie. Ot, taki wyszczerz a la Ja!
– I tak nie mam co robic wiec moge poswiecic Ci ..
Kroytka przerwa. Na chwile zawahania, na moment narastajacego niepokoju, c bedzie dalej etc.
– Nim jednak zaczniemy rotkie przypomnienie. Po pierwsze, Nie tworz zadnych ozdobnikow w postaci chmurek czy czego podobnego. To raczej podchodzi po nauke magii precyzyjnej a nie magii ataku. Od razu tworz wlasciwy atak. Jesli chcesz zaatakowac mnie deszczem kwasu, po prostu to zrob. Wyobraz sobie jak z nieba spada deszcz z odpowiednimi formami – krople, sopelki i tak dalej i tak dalej. Po drugie, Ogranicza Cie twoja wyobraznia. Jesli chcesz atakowac tylko podstawowymi tworami – kula, kolec, pnacza, dysk – to nic nie stoi na przeszkodzie abys to robila. Ale pamietaj, ze predzej czy pozniej skoncza sie pomysly. Bo tak zawsze jest. Po trzecie i zarazem ostatnie, Tworz ataki z wlasciwosci, materialow, ktore znasz badz tez ktore dotykalas, wachalas, patrzylas na nie. Dzieki tem lepiej odwzorujesz ow rzecz w swojej iluzji.

I to chyba bylo by na tyle. Oczywiacie o szczegolach nic nie mowilam bo to bylo raczej oczywiste, czyz nie?
– To tyle z mojej strony, teraz twoj ruch.
Odpowiednim gestem dalam znac Lusce do rozpoczecia ataku.

: 25 cze 2015, 18:47
autor: Fantazjotwórcza
// Następnym razem postaram się bardziej opisać atak ;_;

Samica pokiwała tylko łebkiem na pytanie. Chwilę później usłyszała kolejne słowa czarodziejki i znak, że może atakować. Oczywiście nie mogła tego zrobić. Nie bez przygotowania.
Samica wyciszyła się. Pozbyła się wszystkich zbędnych myśli zostawiając tylko tą o Stadzie, o którym zawsze trzeba było wiedzieć i o nim pamiętając oraz o tym, co właśnie tu robiły. Czyli uczyły się walcząc... O! Tak to można nazwać. Co dalej, co dalej? A no tak! Kilka głębokich oddechów dla całkowitego wyciszenia i uspokojenia. Teraz była gotowa. Nie miała zamiaru zacząć z czymś prostym. Wyobraziła sobie więc igiełki. Mnóstwo maleńkich lecz dość długich igiełek. Nie miały gładkiej powierzchni. Były gładkie, by mogły wbić się jak najgłębiej w ciało smoka zadając mu jak największy ból. Lód, z którego były zrobione miał być tak twardy, by nie zniszczyły się od razu gdy uderzą o łuski. Miały za zadanie wbić się głęboko w grzbiet, a dopiero tam mogły pęknąć jeszcze bardziej uszkadzając grzbiet przeciwniczki. Niby prosty atak a jednak bardzo bolał. Do tego były to lodowe igiełki więc jeśli się nie wbiją to możliwe, że chociaż spowodują odmrożenia czy coś w tym stylu. Cicha tchnęła w swój twór cząstkę maddary i czekała na efekty.

: 26 cze 2015, 11:51
autor: Zabójczy Umysł
//Spoko. Taki post takze moze byc ;) Ale tak z innej beczki – w pewnym momencie zdarzylo Ci sie sprzeczne zdanie. W jednym zdani piszesz, ze nie byly gladkie a w drugim, ze jednak sa gladkie xD Sprobuj takze zaznaczac gdzie tj z jakiej wysokosci, ile centymetrow, metrow (liczac na smocze wymiary) znajduje sie twoj cel od mojej postaci

Fakt. Sitem jednak nie zamierzalam. Brrr. Taki atat jest brutalny. Moze nie szybka smierc ani nic takiego (np. bolesbna jak w przypadku palenia sie) ale jednak niezbyt przyjemny. Setki jak nie tysiace malych irytajacych cusiow wbijaja sie niespodziewanie w twoje cialo. Nawet ugryzienie niektorych owadow nie wydaje sie takie zle, biorac pod uwage atak Cichej. No ale przezorony zawsze ubezpieczony, czyz nie? Nad swoim grzbietem roztoczylam tarcze – polkolista – ktora miala zatrzymac te fajne inaczej igielki. Tarcza miala byc wykonana z odpornego na kruszenie oraz pekania kamienia.
Jesli Cicha byla dobra obserwatorka mogla dostrzec znak, ktory mowil dalej. Jesli nie byla .. no coz. I tak wiedziala co ma robic.

: 26 cze 2015, 15:22
autor: Fantazjotwórcza
// Ops xd Miały byc gładkie tylko gdzieś to" Nie" przypadkiem wrzuciłam ;_;

Dobrze. Teraz również coś ciekawego. Wyobraziła sobie stożek. Był niematerialny i miał się pojawić dosłownie przed pyskiem samicy. Ostro zakończona część stożka skierowana była ku dołowi, a jego szeroka podstawa ku górze. Cóż może zrobić taki stożek? A no niestety nic. Cicha wyobraziła sobie wirujący wokół niego wiatr. Okropnie gorący wiatr, który wiał z jak największą szybkością. Jednak mimo wszystko Cicha nie chciała zdmuchnąć czy ocieplić łuski czarodziejki. Wyobraziła sobie więc, że razem z tym wiatrem wirują wokół niematerialnego, niewidzialnego stożka węgielki. Dokładniej było to podpalone, gorące suche drewno, które co prawda samo w sobie się nie paliło jednak panująca wewnątrz nich temperatura była... huh... okropnie wysoka. Miały za zadanie rozbić się z ogromną prędkością o ciało smoczycy poważnie je oparzając. Oczywiście dla ciekawego efektu jedne drewienka były większe inne mniejsze. Te mniejsze rozbijały się od razu, a większe uderzały cały czas bez przerwy raniąc przeciwniczkę. Takie ogniste mini-tornado. Ot co! Atak miał nie być szeroki, a bardzo wysoki. Tornado powinno poparzyć i uszkodzić pysk oraz ewentualnie również pierś samicy. Cicha tchnęła w swoje wyobrażenie maddarę po czym od razu przeszła do myślenia nad kolejnym atakiem. Chyba spróbuje zrobić coś prostego. w końcu czasem te najprostsze ataki są najbardziej efektywne.