Strona 5 z 33

: 27 paź 2014, 21:35
autor: Pryzmatyczna Łuska

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Uśmiechneła się znacząco do Mo... Glinianego Kolca.
– Miło mi coś poznać Gliniany Kolcu. – stwierdziła z udawaną powagą. Przymrużyła oczy.
– Ty też dla mnie zostaniesz Mokradłem, mój przyszywny bracie. – powiedziała wystawiając koniuszek różowego języka.
– Zostanę czarodziejką, Zmiana Nastawienia nauczyła mnie już podstaw magii, a moja mistrzyni to Zabójczy Umysł. – aż zamruczala na myśl o maddarze. – A ty kim chcesz zostać i kto jest twoim mistrzem? – nie ma to jak pseudo oficjalna wymiana informacji między przyjaciółmi.

: 27 paź 2014, 22:03
autor: Gliniany Kolec
Ja? Ja chciałbym zostać Łowcą. – powiedział bardzo cicho, ale dodał po chwili już zwykłym, pewniejszym głosem – zostanę Łowcą! Moim mistrzem jest nasz łowca. Czarodziejem więc? Umiesz... hm... wymagikować?... coś fajnego? – spytał mrużąc oczy dlatego, że nie wpadło mu do głowy lepsze słowo zamiast "wymagikować". – wyczarować? – powiedział po krótkiej chwili zastanawiania się. Czary zazwyczaj wyglądały wręcz zjawiskowo, może i Lilka potrafi zrobić coś niesamowitego?

: 27 paź 2014, 22:35
autor: Pryzmatyczna Łuska
Lilia usmiechneła się tajemniczo a nad głową Mokradła pojawiło się coś wymagikowanego. A dokładniej ptak z wody, miał długą szyje, na której była osadzona mała główka zakończona ostrym dziobem, szyja była wygięta w ,,S" i przyczepiona do owalnego tułowia, z wielkimi rozłorzystymi skrzydłami. Ogon ptaka był podobny do pawiego, w kształt stożka. Wodne stworzenie miało też dwie chude nóżki, zakonczone trzema palcami. Powoli machał skrzydłami skrzydłami, ochlapujac Mo wodą. Był wielkosci łabędzia, i zawieszony trzy szpony nad smokiem. Woda była chłodna.
– I co?

: 28 paź 2014, 21:02
autor: Gliniany Kolec
Mokradło obserwował uważnie stworzenie przypominające ptaka. Było z wody... zimnej wody!
No, trzeba przyznać, że jest ładne! – powiedział do Lilki wesoło, po czym potrząsnął głową otrzepując się po ochlapaniu. Gdyby ptak go nie ochlapał, adept próbowałby pewnie teraz go dotknąć.
– też chciałbym pokazać ci coś ciekawego, ale chyba nie mam czego... bieg, skok, pływanie? – zażartował. – a trudno się tak czaruje? – spytał po chwili.

: 28 paź 2014, 21:23
autor: Pryzmatyczna Łuska
Ptak i cała woda która była na Glinianym nagle znikneła, bez śladu. Lilia uśmiechnęła się pociesznie.
– Nie, czarowanie jest bardzo łatwe. Wystarczy że to sobie wyobrazisz, bardzo szczegółowo i dokładnie, a potem przelejesz do wyobrażenia maddare. – powiedziala z usmiechem na pysku. Nagle wokolo Mokradla, pojawiły się rubinowe płomienie, wysokie na pół adepta. Wydzielały przyjemne ciepło, ale po włożeniu do nich łapy nic się nie stanie.
– A może cię naucze magii precyzyjnej? – powiedziala i włożyła łapę do ognia. Ot tak dla pokazu.

: 28 paź 2014, 21:34
autor: Gliniany Kolec
Spojrzał jak adeptka wkłada łapę do ognia i nic się jej nie dzieje. Gliniany spojrzał z nieufnością na płomień przed sobą, przyglądając się dokładnie jego kształtowi i kolorowi, po chwili sam wyciągnął łapę w jego stronę. Machnął dwa razy przez płomień. Och ta magia! Nic nie parzy! Nauki z Pryzmatyczną? Może być ciekawie!
Hmm... jasne, bardzo chętnie się z tobą pouczę! – powiedział z entuzjazmem.

: 29 paź 2014, 23:23
autor: Pryzmatyczna Łuska
Wszyszczeżyła kiełki w uśmiechu, po czym ogień zniknął. Wciagnela powietrze do płuc, a na jej pysku nie było żadnego wyrazu.
– Najpierw powiedz mi wszystko co wiesz, o magii, jakie ma ograniczenia właściwości i do czego służy. – powiedziala spokojnie. Chyba tak się to zaczynało, prawda? Lilia usiadła sobie wygodnie, czekając na odpowiedź Mokradla.

: 30 paź 2014, 21:15
autor: Gliniany Kolec
Och, teoria! Teorie bywały czasem nużące, ale czy istniało coś, co Mokradło lubił bardziej niż obserwacje? No cóż, obserwacja to jedno, a opowiadanie o zaobserwowanych rzeczach to co innego. Gliniany też sobie usiadł, na przeciwko Pryzmatycznej. Wziął głęboki oddech zastanawiając się chwilę i szykując do mówienia.
Ogólnie magia? Więc... czy ma jakieś ograniczenia? Hm... nie wiem. Mówiłaś, że wystarczy sobie coś dokładnie wyobrazić. Więc czy jedynym ograniczeniem jest nasza wyobraźnia? Ale i sama magia chyba nie jest niewyczerpalnym źródłem? A służy do wielu rzeczy, jak na przykład walka, leczenie, przenoszenie rzeczy takich jak jedzenie czy kamienie. I... można też czarować coś dla pokazu! Szczerze nie mam nawet pojęcia czym ta magia może być. Jakimś stanem, duchem, siłą, czy może po prostu... może po prostu jest. – Odpowiedział. W sumie to ciekawy temat, ta magia.

: 04 lis 2014, 0:15
autor: Pryzmatyczna Łuska
Pokiwała głową.
– Tak, magia jest ograniczona tylko naszą wyobraźnią, ale jednak każdy smok ma swoje poklady energii i to od tego zależy jak długo możemy jej używać. Jest też kilka ciekawych rzeczy, każdy smok ma swoją blone ochronną z maddary, która nie pozwala na bezpośrednią ingerencje w czyjeś ciało bez dotyku, a także im większa odległość pojawienia się czaru od czarującego, tym większe prawdopodobienstwo że zaklęcie osłabnie. – powiedziala jednym tchem.
– A teraz pierwsze zadanie, musisz oczyścić umysł z wszelkich myśli i emocji, ma tam być pustka. Ja to sobie wyobrażam jako biel, inni jako niebo, ty wymysl coś co łatwo ci będzie przywolac. – tak wlasnie brzmialo pierwsze zadanie.

: 04 lis 2014, 21:09
autor: Gliniany Kolec
Oczyścić umysł z emocji i myśli... Jeśli o emocje chodzi, to nie ma problemu. Adept szybko potrafił uspokoić je wszystkie. Zazwyczaj nawet nie miał czego się pozbywać, gdyż jakiekolwiek emocje były lekkie i krótkotrwałe, a sam smok spokojny. Ale co z myślami? To one zazwyczaj gromadziły się nadmiernie i rozpraszały. Gliniany zamknął oczy, machnął ogonem, przekładając go z lewej strony na prawą i wziął głębszy oddech, wypuszczając powietrze po chwili. Tak zazwyczaj pozbywał się zbędnych myśli. Ale co z resztą? Oczy zamknięte – ciemność. Ale ciemność jednolita przywoływała z pamięci różne obrazy, a te pojawiały się i przyprowadzały ze sobą kolejne myśli. Hm, hm, czym zasłonić ciemność i wyciszyć się? Mokradło doznał olśnienia! Wtedy, tam – pod wodą. Gęstą, chłodną, o ciemnym kolorze. Powoli wyobraził sobie tamto miejsce. Właściwie to był tylko kolor... może brązowawy, ciemniejszy na dole, przechodzący wyżej łagodnie w jaśniejszy. Ale kolor nie był ważny! Adept pozbył się wszyściuteńkich myśli, nawet tych najmniejszych. Pojawiła się na króciutką chwilę jedna – wrócić tam kiedyś – ale i ona szybko gdzieś zniknęła. Gliniany poczuł się spokojnie, dużo spokojniej niż kiedykolwiek.
Przywołane – powiedział otwierając oczy. Spokój nie zniknął, kolor w głowie nie zniknął, nie zmącił się żadnymi myślami.

: 04 lis 2014, 21:22
autor: Pryzmatyczna Łuska
-Mhm. Teraz wyobraź sobie kule, wszystkie szczegóły, kolor, waga, zapach, faktura, miejsce pojawienia, wszystko co może mieć rzeczywista rzecz. Narazie tylko wyobraz to sobie. – mówiła bardzo spokojnie, bez wyrazu, aby nie rozproszyć Mokradla. Wiedziala że pierwsze próby są trudne do zrobienia czegos od tak. Ciekawe co wymyśli jej przyjaciel.

: 04 lis 2014, 21:46
autor: Gliniany Kolec
Spojrzał w bok, mrużąc lekko oczy. Wyobrażona kula była raczej mała, miała szpon średnicy, może troszkę więcej. Nie miała konkretnego koloru. Zupełnie jakby ktoś zawiesił w powietrzu szkiełko, kroplę wody... Można było dostrzec przez nią zniekształcone drzewa w tle. Obraz nie był jednolity, on falował, drgał! Zupełnie jakby z każdej strony kula była atakowana niewidzialnymi kropelkami deszczu czy silnym wiatrem. Wisiała tak ogon, może półtora od Mokradła i może z półtóra od Lilki, tak z boku, z prawej. Była tuż nad ziemią, jakąś łuskę nad nią. Ale Mokradłu nie podobała się jego kula. Nie miała koloru! I choć Adept nie lubił nadawać konkretnych kolorów, tak teraz zdecydował się... na ciemno zielony. Całkiem ciekawy kolor. Kula nadal zachowywała cechę kropli wody – była trochę przeźroczysta. Obraz widoczny przez nią był teraz zielony! Jakby Gliniany miał teraz do niej podejść i ją podnieść, byłaby ciężka jak tajemnicza dynia sprzed groty! I hm, pachniałaby podobnie. Delikatny, lekko słodkawy zapach, już starty i wywiany przez wiatr. Tak, teraz kula jest lepsza. Smok widząc oczyma wyobraźni swoją kulę, uśmiechnął się lekko jakby sam do siebie.
Kula gotowa.– oznajmił nie spuszczając wzroku z miejsca, w którym wyobraził sobie kulę.

: 04 lis 2014, 21:55
autor: Pryzmatyczna Łuska
– Dobrze, teraz coś co nie jest bliżej określonym zadaniem. Znajdź źródło maddary. Każdy smok ma swoje źródło, może być uczuciem, dźwiękiem, obrazem, czymkolwiek. Ale poczujesz gdy je znajdziesz. Następnie przelej maddare do wyobrażenia swojej kuli. – wciąż mówiła bardzo spokojnie. Oh, znalezienie źródła! Pryzmie zajęło to dłuższą chwilę, a był to pryzmat, (tak pryzmat), odbijający jej myśli i uczucia. Ciekawe jak poradzi sobie z tym Mo.

: 05 lis 2014, 19:11
autor: Gliniany Kolec
Źródło? "Może być uczuciem, dźwiękiem, obrazem, czymkolwiek"... Gdzie zacząć poszukiwania? Chyba najlepiej tam, gdzie się skończyło. Gliniany zamknął oczy, przywołując ciemno-jasny kolor. Ale kolor szybko przeistoczył się w coś więcej... W miejscu, gdzie ciemność zlewała się z jasnością możnabyło dostrzec fale. Delikatne, niewielkie fale... Po chwili przeleciał mały bąbelek powietrza. Za nim następny, większy, a zaraz potem – kilka kolejnych. Nagle przeleciało coś większego! Dużo większego! Przeleciało jak pocisk, trudno było dostrzec co to konkretnie było – otoczone bąbelkami, falami... refleksami światła. Powędrował wzrokiem dalej, w górę, ku jasności. Ciemny kolor rozmył się i rozjaśnił, coraz bardziej i bardziej – ale nie przeistoczył się w biały. Urwał się się nagle i bez jakiegokolwiek rozmycia pojawił się błękit. Granica między jasnością – która teraz iskrzyła się i falowała delikatnie – i czystego błękitu była dobrze widoczna. Niebo i woda. A niedaleko i ląd. Na gładziutkim piasku pojawiła się łapa. Zostawiła ślad, psując idealnie gładki piasek. Czy to... Tak, to łapa Glinianego! Jego własna łapa... i to nie jedna, zaraz pojawiły się następne. Najwyraźniej to i on sam przeciął wtedy tamten kolor. Ale teraz nie widział już siebie – kształtu owieniętego światłem i powracającego na powierzchnię. Widział tylko swoje łapy, jak to zwykle – na co dzień nie widzi siebie całego. Adept przeszedł jeszcze kilka kroków przez plaże i jakimś cudem znalazł się gdzieś pośród lasu. Obejrzał się dookała – po plaży czy wodzie ani śladu! Tylko błękit nieba, tak jasny i czysty, przedzierał się przez prześwity między liśćmi drzew. Zaczął iść przed siebie, powoli... Jednak jednym krokiem mijał z dziesięć drzew! Jaka szkoda, że w prawdziwym życiu nie może poruszać się tak efektownie. Ale teraz był w swoim wymyślonym lesie. Wymyślonym to nawet za duże słowo, ten las po prostu się pojawił! Rosły w nim same ciekawe drzewa – tylko te, które Mokradło kiedyś dokładnie obejrzał. Gdy tylko spojrzał na któreś, ukazywały się wszystkie szczegóły – liście, faktura kory, kolory. Ale Adept nie zatrzymywał się na obserwację drzew. Szedł cały czas przed siebie. Szczerze nawet nie miał pojęcia gdzie idzie, on po prostu szedł... Korony drzew były z każdym krokiem rosły gęściej, wpuszczając coraz mniej światła. W lesie było dosyć ciemno, chłodno i... wilgotno. Gdzieś w pobliżu była woda. Czuł to! Ale czuł tylko obecność wody. Niczego niesamowitego nie czuł... Och, a jeśli idzie w złym kierunku? Jeśli nie znajdzie swojego źródła? Albo, co gorsza, minął je nieświadomie i teraz błądzi? Przed nim, niedaleko, pojawił się prześwit. Światło było ostre, rażące, oświetliło roślinność dookoła. Nie dało się dostrzec, co jest za światłem... Ale Gliniany przyspieszył kroku. Nie ma czasu, światło musi być znakiem! Kilka skoków do przodu oraz ten najdalszy, przeskakujący przez jasny "portal"... Adept znalazł się na polanie, gdzie było już jasno i ciepło. Ale nie byle jakiej polanie! Na samym środku był pień... Pusty w środku. Obracając głowę smok mógł dostrzec postacie smoków. Lekko rozmyte i jakby trochę przeźroczyste. Jakby mgła... O, można było bez problemu rozpoznać te smoki! To Ćmienie, rodzicie Lilii, jej rodzeństwo, siostry Mokradła. Najbliżej były Lilia i Tehanu. Najprawdopodobniej uczyły się czegoś... Jak wtedy, księżyce temu! Gliniany powoli minął te dwie smoczyce, oddalając się zarazem od wszystkich. Gdy odwrócił znów głowę, nie było już nikogo... Zniknęli. Wszyscy. A sam Adept stał pod drzewem. Uniósł głowę wysoko, ogarniając wzrokiem całe drzewo. Ciemny pień szybko pokrył się gałązkami. Te zaś pokryte były igłami. Gałęzie wygięte w łuk, do góry i z szyszkami. Drzewo było ogromne, naprawdę. Rzucało cień obejmujący całego smoka. Gdzieniegdzie pojawiały się słabiutkie smużki światła. Gliniany położył się pod tym drzewem i zaczął przysłuchiwać się naturze. Nie było słychać niczego, nawet ptaków. Ale pojawił się wiatr. Ciepły, przyjemnie owiewający pysk. Oraz gałązki, które zaczęły jakby szumieć. I Mokradło spróbował naśladować ten dźwięk, cichutko mrucząc. Mruczenie i szum przerodziły się nagle jakby w... pieśń. Pieśń, która przyszła naturalnie. Adept nie musiał jej wymyślać, ona po prostu brzmiała. I Była piękna! Według Glinianego oczywiście. Po chwili zamilkł, chcąc się jej przysłuchać. Wizja drzewa czy polany rozmyła się i zalała błękitem nieba. Teraz liczyła się tylko melodia. Która mimo braku wiatru, drzewa i mruczenia nadal była. Na rozmytym błękicie pojawiła się kula. Mała, przeźroczysta... Po chwili zalała się kolorem i zmieniła w kulę, którą wyobrażał sobie wcześniej. Światło zdawało się przykrywać kulę, więc Adept skupił wzrok tylko na niej. Po chwili stała się wyraźna. Można było dostrzec przez nią tamto drzewo. Wyobrażona kula miała falować... I falowała. Trochę jakby do melodii.
Gliniany otworzył oczy. Sceneria się zmieniła, pieśń ucichła. Ale jedna rzecz nadal była tak, jak w jego wyobraźni... Kula. Ona tu była! Wisiała dokładnie tam, gdzie miała wisieć. I była dokładnie taka, jaka być miała! Adept uśmiechnął się szeroko. Spojrzał na Pryzmatyczną, potem znów na twór... Ta kula była naprawdę!

: 08 lis 2014, 18:50
autor: Pryzmatyczna Łuska
Uśmiechnęła się radośnie, widząc kulkę. Ciekawe jak wygląda jego źródło, sama doskonale pamięta to dziwne chodzenie po umyśle.
– Brawo Moka! Już umiesz magie precyzyjną. Chcesz atak i obronę? – zapytała zadowolona. Nareszcie nauczyła czegoś kogoś i to jeszcze z udanym skutkiem.


//Raport MP I – pisze bo chciałaś ty Dzbanku. ;p

: 12 gru 2014, 1:30
autor: Zorza Północy
Ailla była podekscytowana. Tatuś oznajmił jej, że znalazł dla niej Nauczyciela, który zechciał nauczyć ją tych kilku umiejętności, na które on sam nie miał czasu. Samiczka przywykła już dawno do tego, że nie powinna oczekiwać od rodzicieli dużej uwagi, gdyż ci byli zapracowani. Nauczyła się z tym żyć, chociaż czasami krnąbrne poczucie samotności dopadało tą małą, kiedy kolejny dzień mijał bez bliskiego towarzystwa. Chociaż ostatnio poznała piaskowofutrą Ważkę, która wydawała się bardzo miła, a do tego z chęcią z nią rozmawiała, odganiając nudę.
Ogarnęło ją jednak teraz dziwne uczucie, a miewała je dosyć często...
Wędrowała przez cały dzień, biegnąc ile sił w łapach, dopóki nie brakło jej tchu. Czasami jednak zwalniała, przechadzając się leniwym krokiem, chłonąc jasnymi ślepiami widoki, za którymi tęskniła. Tak, tęskniła, chociaż było to dziwne, śmieszne, skoro widziała to wszystko pierwszy raz swymi nowymi ślepiami. Zapewne nigdy nie uświadomiłaby sobie swej tęsknoty, gdyby ponownie nie ujrzała znajomych pagórków, opuszczonych siedlisk, rozległych lasów i jezior. To miejsce było idealnym do życia, tutaj pomimo domowej wojny Stad i niesnasek nadal miało się poczucie, iż jest to dom, miejsce do którego zawsze warto wracać. Nie rozumiała tego, ale własnie tak było.
Nie od razu zdała sobie sprawę, iż zaczęło zmierzchać. Ogniste Ślepię wisiało coraz niżej nad horyzontem, a im bliżej było zanurzenia się w ziemi, tym gorętsze pomarańczowe i czerwone barwy kładły się na firmament nieba. Ze wschodu dostrzec można już było soczysty granat nocy, usłany pierwszymi migotliwymi oczyma przodków, ale na zachodzie nadal jeszcze majaczyła jasność, mieszająca się z jasnym fioletem.
Samiczka uwielbiała tą porę, pomiędzy dniem a nocą, w tej chwili zawsze czuła, że wszystko jest możliwe, bo nawet po największych trudach dnia, przychodziła noc i czas odpoczynku. Chociaż nie dla niej.
Uśmiechnęła się pod nosem, poruszywszy lekko ogonem, a następnie uniosła kosmate uszy i spojrzała w kierunku wielkich drzew rosnących w tej okolicy. Nie rozumiała, dlaczego jej serce tak dziwnie mocno bije, a sama odczuwa pewne uczucie zażenowania, a może rozbawienia?
Powiodło jeszcze spojrzeniem po krzewach, ale nikogo nie zastała. Czyżby była pierwsza?
Otrząsnęła się, kiedy poprzez jej grzbiet przepłynął dreszcz, nie był zbyt przyjemny i nie rozumiała reakcji własnego ciała.
Nadęła policzki i klapnęła zadkiem w jedną z zasp, kręcąc łebkiem na bok i mamroczac coś do siebie pod nosem.

: 12 gru 2014, 2:13
autor: Śnieżny Kolec.
Nad ciemniejącym zarysem drzew pojawił się czarny punkt, który rósł z każdym potężnym uderzeniem skrzydeł. Ich szum było słychać coraz wyraźniej. Zwiastun przybycia. Po kilku chwilach kolczasta sylwetka wojownika ciężko zwaliła się na trakt. Oto on, Zamęt we własnej osobie. Nastroszył kolce i wykrzywił się paskudnie. Było zimno, a on nienawidził chłodu. Mimo to i tak nigdy nie zamieniłby swoich łusek na pióra i futro. Łypnął ślepiami na lewo i prawo w poszukiwaniu tego nieszczęsnego ucznia i o zgrozo dostrzegł go. To nie było trudne. Włochata jaszczurka siedziała kilka ogonów przed nim, odznaczając się paskudnym, zupełnie nie smoczym różem, na tle bieli śniegu. Khantar parsknął widząc to... coś. Parsknął, a potem nie wytrzymując roześmiał się złośliwie. Pokręcił łbem niedowierzająco. Przecież mógłby zmieść tę jaszczurkę jednym uderzeniem. Świetnie! Będzie musiał uważać, żeby jej nie uszkodzić... co za strata. Ruszył ku niej z opuszczonym łbem. Nastroszył kolce jeszcze bardziej, a w półmroku, na tle czarnej sylwetki pojawił się cały garnitur ostrych kłów ukazanych, rzecz jasna, w uśmiechu. Tak, chciał pokazać się od jak najlepszej strony.
– Córka Złudzenia, ta? – Chropawy, głęboki głos zaatakował miękkie, włochate uszy samiczki. – Dawaj, nie będziemy strzępić jęzorów. Przyjmij pozycję do walki.
Suche polecenie bez żadnych wskazówek, no może była jedna. Samiec sam ustawił się w wyjściowej pozycji, robiąc to już chyba bardziej z odruchu niż chęci zademonstrowania.

: 12 gru 2014, 14:07
autor: Zorza Północy
Ailla szybko odgoniła niepewność, nie powinna w tej chwili dać się rozproszyć obawom i tym dziwnym emocjom, których zupełnie nie rozumiała! Przecież była w tym miejscu po raz pierwszy w życiu!
Potrząsnęła łebkiem, a słysząc huk lądującego ciała, a następnie trzaski łamanych gałęzi i głośne sapanie, poderwała się z ziemi, obracając się błyskawicznie ku dźwiękom.
Stała na lekko rozstawionych, ugiętych łapach, jedna z przednich łap była nieco przed drugą, ogon uniesiony, skrzydła przy bokach, szyja wyciągnięta, a łeb obniżony.
Długie uszy drgnęły, ślepia zwężyły się, kiedy wyczekiwała dostrzec osobnika robiącego taki raban.
Dostrzegła...
Drgnęła przerażona, widząc zwalistą ciemną sylwetkę najeżoną setkami mniejszych bądź większych kolców, paszczę pełną zębisk, rozluźniła się tylko odrobinkę. Otwarta paszcza świadczyła o tym, że samiec nie wzniecał pożogi w swym ciele, ale to nie oznaczało, że mogła się czuć bezpiecznie. Wszystko w samcu krzyczało, że jest zagrożeniem!
Zaczęła się mimowolnie zastanawiać, czym zawiniła ojcu, że skazał ją na Nauczyciela, któy zdawał się chętny do tego, aby przetrzepać jej skórę!
Zreflektowała się jednak szybko i skłoniła przed samce smukły łeb, na którym widać było już pierwsze zaczątki wyrastającej zielono morskiej grzywy, pióra zaś przerzedziły się, nie wyglądało to w tej chwili najpiękniej. Sama wchodziła w wiek, gdzie jej ciało stawało się niezgrabne, kończyny zbyt długie, a koordynacja opłakana. Nagły wzrost ciała nie pomagał jej w zachowaniu tego typowego pisklęcego uroku, oprócz niezgrabności.
Uniosła ślepka, patrząc morskimi tęczówkami na samca, który przyjął podobną pozycję do jej własnej.
Tak, nauczycielu – szepnęła już mniej piskliwym głosikiem, ale nadal pisklęcym.
Dlatego szybko poprawiła swą pozycję, upewniając się, że łapki ma rozstawione i ugięte, ogon uniesiony, a szyję nieco obniżoną i wyciągniętą, skrzydła przy bokach. Cały czas starała się zapanować nad nerwowym biciem serca, nie wiedziała czego się spodziewać. Ale zamierzała dać z siebie wszystko, prócz powodów do śmiechu.

: 12 gru 2014, 15:57
autor: Śnieżny Kolec.
Khan z łatwością potrafił rozpoznać w rozmówcy lęk i wszelką niepewność. Usatysfakcjonowany reakcją wyszczerzył się jeszcze bardziej, a potem przyjrzał się, pożal się bogom, postawie jaszczurki. To zrozumiałe, ze na pierwszy raz nie mogła ustawić się idealnie, tak jak nie mogła idealnie bronić się i atakować, ale to nie przeszkadzało Khanowi wyrazić dezaprobaty wykrzywieniem pyska. Pazurzasta łapa pacnęła młodą w dół pyska, tym samym zmuszając, by nieco uniosła głowę. Potem kontynuując ruch, samiec uderzył wierzchem łapy kolejno w prawą i lewą przednią łapę, nieco bardziej je rozstawiając. Dopiero po tym cofnął się i spojrzał w morskie ślepka gorejącymi fioletem oczami. Szaleńczy uśmiech ozdobił mu pysk.
– Atakuj. – Wycharczał.

: 12 gru 2014, 17:02
autor: Zorza Północy
Samiec przerażał w pewien sposób Aillę. Chociaż tutaj wstawka "pewien" zupełnie nie była potrzebna. Było w nim coś takiego, co sprawiało, że stawała się nadzwyczaj czujna, czuła dreszcz przebiegający po plecach. I te ślepia, fioletowe, bez widocznej źrenicy, przez co nie miała pewności, czy patrzy na nią, czy w nią.
Przełknęła ślinę i ściągnęła łopatki, obiecując sobie, że nie da się zastraszyć. Powinna być mu wdzięczna za to, że chce ją uczyć.
Kiedy zbliżył się do niej, uniosła łeb razem z pacnięciem, które go poderwało.
Wysunęła długi rozwidlony jęzor, oblizując się nerwowo, końcówka uniesionego ogona drgała nerwowo.
Poczuła, jak rozstawia jej przednie łapy, co niemal skończyło się przewróceniem.
Odetchnęła drżącym haustem, słysząc polecenie.
Atakuj.
Ale, na litość Immanora, jak? Zupełnie nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Przymrużyła powieki, przypominając sobie częste wygłupy Chrapy i Wyrwija. No dobrze, to nie miała być zabawa.
Mlasnęła jęzorkiem, a następnie ugięła mocniej łapki i skoczyła do przodu, zupełnie pozbawiona pewności siebie. Uniosła przy tym przednią prawą łapkę, rozszerzając szponiaste paluszki. Atakowała frontalnie, zamierzając prostym cięciem dosięgnąć najbliższej części ciała samca, czyli piersi.

: 13 gru 2014, 20:29
autor: Śnieżny Kolec.
Mała łapka uderzyła w pierś, pazurki zahaczyły o szorstką łuskę i nawet jej nie drasnęły.
– Mocniej, pewniej! – warknął, ale nie dał jej ponowić ataku. Spojrzał na młodą oblizując pysk, jakby miał ochotę zaraz ją zeżreć. Uśmiechnął się paskudnie i bez ostrzeżenia podniósł mocarną łapę celując w pysk samiczki. Zamachnął się od niechcenia od prawej do lewej. Jeśli mała nie odskoczy, a on nie powstrzyma ciosu w porę mógłby nie tylko zostawić na delikatnym, futrzastym pyszczku długie szramy, ale nawet przetrącić kruchy kark. Oczywiście Khan nie chciał jej zabić. Tego by mu brakowało! Postarał się jednak, żeby wyglądało to poważnie. Niech w ciele małej zagra adrenalina, niech poczuje smak walki, oswoi z poczuciem zagrożenia.