Strona 37 z 39
Księżycowa łąka
: 24 sty 2025, 12:23
autor: Odebrany Oddech
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Oddech nie spieszyła się z odpowiedzią, uśmiechając się jedynie lekko pod nosem, jakby jego słowa bawiły ją bardziej, niż chciał to pokazać. Jej łapy pozostały pewnie osadzone po obu stronach jego głowy, a ogon delikatnie drgnął, przecinając śnieg za nią.
-Może uczyli, może nie- odparła z udawanym namysłem, pochylając się nieco bliżej, aż ich pyski dzieliło zaledwie kilka oddechów.
-Ale kto by chciał prosić, skoro miałam to na wyciągnięcie łapy?– dodała cicho, niemal szeptem, jednak jej spojrzenie pozostało pełne zadziorności. Po chwili odsunęła się nieco, lecz nie opuściła pozycji. Jej waga wciąż mocno naciskała na jego klatkę piersiową, a futro na szyi lekko zjeżyło się od emocji. Widać było, że cieszyła się chwilą triumfu, ale jednocześnie była gotowa na to, że Urok mógłby spróbować odwrócić sytuację.
Urok Milczenia
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 13:25
autor: Siewca Gór
Kiedy pochyliła się jeszcze niżej kiedy dzieliło ich pyski kilka oddechów Ramzy czuł się jakby coś szumiało mu w głowie. Nigdy wcześniej nie czuł się podobnie, ale też nigdy wcześniej nie był aż tak blisko z samicą, sam. Jasne widział swoich rodziców i znał szczegóły – aż za dobrze. Ale co innego widzieć w wieku dziesięciu księżycy, a co innego czuć kiedy miało się już księżyców dwadzieścia pięć.
Zacisnął zęby i zmrużył lekko swoje stalowe ślepia skupiając całą uwagę na zieleni oczu Tanki. Jej rozbawiony ton odpowiedzi gdzieś musnął jego ucho, ale to ta bliskość najbardziej na niego wpływała. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale słowa nie były aż tak ważne – czy to czuł zawsze ojciec? W sumie tak to mu opisywali przy posiłkach... Poruszył pyskiem i bez ostrzeżenia zetknął ich nosy nadal pochłaniając ją swoim spojrzeniem. Zrobił to mniej więcej w połowie jej drugiej wypowiedzi. Trwał tak przez chwilę dopóki nie zdał sobie sprawy co się stało i co mogło się jeszcze stać.
Pocałowali się.
Jego ogon sam zaczął muskać jej ogon, a podbrzusze wygięła się by móc chociaż raz dotknąć jej brzucha.
Zaklął w duchu i w ostatnim momencie wylał sobie zimną wodę na łeb, w umyśle rzecz jasna. Bo jeśli dalej by tak to szło to mógłby zrobić coś bardzo, nieodpowiedniego.
Wyciągnął łapy i złapał ją za ramiona odsuwając powoli swój pysk.
– Tanka.
Musi być odpowiedzialny, musi być lepszy. Na rany bogów ileż siły go to kosztowało by się na nią nie rzucić.
Mimo iż trzymał jej ramiona mimowolnie gładził kciukiem jej futro.
– Powinnaś ze mnie zleźć.
Brzmiał poważnie, mówił tonem jakby kogoś karcił. Chociaż czyny mówiły co innego.
Odebrany Oddech
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 14:08
autor: Odebrany Oddech
Nie dał jej dokończyć zdania, a cisza, która zapadła, miała w sobie coś nieoczekiwanie intymnego. Zamarła, kiedy ich nosy się zetknęły, a jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu. Czy to właśnie był jej pierwszy pocałunek? Uczucie było dziwne, nowe, ale jednocześnie przyjemne, jak ciepło rozlewające się od środka, które stopniowo roztapiało jej wcześniejszy brak pewności.
Zamiast odsunąć się, stała w miejscu, analizując wszystko, co się właśnie wydarzyło. Dotyk jego ogona, który powoli owinął się wokół jej własnego, wywołał u niej delikatny, cichy pomruk. Było w tym coś, czego nie potrafiła w pełni zrozumieć, ale jednocześnie coś, czego wcale nie chciała zatrzymać. Wszystko w niej zdawało się odczuwać tę chwilę bardziej niż zwykłe spotkanie – serce biło szybciej, a futro na jej karku zdawało się lekko unosić.
Obserwowała jego pysk, uważnie badając wyraz jego oczu, jakby chciała odczytać więcej, niż mówiły same gesty. Jej uśmiech, wcześniej pełen energii i zaczepności, teraz złagodniał, stając się czymś spokojniejszym, niemal ciepłym. Kiedy w końcu znalazła głos, jej słowa były ledwie słyszalnym szeptem, który mimo wszystko brzmiał z zaskakującą pewnością.
– Chyba powinnam... ale nie chcę– Po tych słowach ponownie uniosła pysk i delikatnie zetknęła ich nosy, tym razem z własnej inicjatywy. Było w tym coś bardziej świadomego, a jednocześnie naturalnego, jakby jej ciało samo wiedziało, co robić. Przechyliła się lekko w jego stronę, opierając na nim część swojego ciężaru. Nie chciała się wycofać – wręcz przeciwnie, chciała zatrzymać ten moment na dłużej.
Urok Milczenia
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 15:28
autor: Siewca Gór
Cóż kto wiedział, że od pierwszego pocałunku do czegoś więcej przechodzi się tak szybko... W sumie mógł się po sobie tego spodziewać skoro był synem swoich rodziców.
Ramzy jednak bardzo starał się być kulturalny i opanowany. Trzymał ją przecież z dala. Powiedział, że ma spadać.
Kiedy jednak jej ogon owinął się wokół jego, a potem wyszeptała te słowa... Zacisnął łapy nieco mocniej na jej ramionach i po czym przerzucił ją z warknięciem na bok tak, że siłą rzeczy wylądowałaby na plecach. Sam natomiast zerwał się na swoje łapy i przemieścił tak, że to on nad nią górował. Postawił łapy po obu stronach jej głowy jak ona wcześniej i pochylił się całym ciałem nad nią.
Otarł swoim brzuchem o jej podbrzusze wypuszczając z nosa obłok ciepłego powietrza. Jego kolczasty ogon odnalazł jej puchaty i splótł je razem mocno.
– Ja też nie chce.
jego wzrok stanowczo pociemniał, a z gardła znów wydobyło się niższe warknięcie. Może gdyby był starszy łatwiej byłoby mu się opanować, ale teraz? Przecież ona sama go nęciła! Błysk w oku, wijąca się postawa, te słowa... Dawała więc czemu miał nie wziąć? Przecież mogli się zabawić, byli młodzi. To jak z walką, ale... inaczej.
Z tą myślą Ramzy obniżył swoją sylwetkę jeszcze bardziej i złączył ich zwinnym ruchem. A to co poczuł, cóż, teraz doskonale rozumiał czemu rodzice tak chętnie to robili. Ale to rozpatrywać będzie później... na razie miał pod sobą jedną z piękniejszych samic jakie widział i nie zamierzał tego zmarnować.
Pochylił łeb i zaczął podgryzać jej szyję za szczęką podczas gdy dołem ciała zaczął poruszać.
Odebrany Oddech
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 16:17
autor: Odebrany Oddech
Oddech reagowała na każde działanie Ramziego z wyczuwalną ostrożnością, ale też otwartością na chwilę, która ich połączyła. Gdy jego łapy mocniej docisnęły jej ramiona do ziemi, nie próbowała się wyrywać – wręcz przeciwnie, jej ciało stopniowo rozluźniało się pod jego naciskiem. Ciepły dotyk jego brzucha, ocierającego się o jej podbrzusze, wywołał w niej lekkie drżenie, które jednak szybko ustąpiło miejsca zaskakująco naturalnemu odprężeniu.
Kiedy kolczasty ogon Ramziego mocniej splotł się z jej puchatym, odpowiedziała instynktownie – jej ogon przesunął się delikatnie, jakby jeszcze bardziej chciała wzmocnić tę więź, a jednocześnie zaakceptować jego dominującą pozycję.
–W takim wypadku ta chwila należy do nas– Stwierdziła po czym wzdechnęła z przyjemności.
Ramzy pochylił się bardziej, a ciepły oddech na jej szyi był sygnałem, że to nie koniec. Gdy zaczął podgryzać jej szyję, uniosła łeb, odsłaniając ją jeszcze bardziej, jakby zachęcając do kontynuacji. Jej ruchy były delikatne, niemal nieśmiałe, ale wyraźnie współgrały z jego gestami. Czuła, jak jego ciało porusza się nad nią, a mimo to nie próbowała przejmować kontroli – raczej dopasowała się do tego rytmu, pozwalając mu prowadzić.
To była dla niej nowość, ale w tej chwili nie miała wątpliwości, że podjęła właściwą decyzję.
Urok Milczenia
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 16:41
autor: Siewca Gór
To była chyba dość spora nowość dla ich obydwojga, samiec jednak czuł się tak naturalnie. Jakby znalazł się we właściwym miejscu i wykonywał prawidłowe ruchy. Zwłaszcza, że samica pod nim reagowała w tak słodki sposób. Miał ochotę pożreć ją w całości w odpowiedzi na jej słowa ruchy i dźwięki. Kiedy wyczuł, że nie przeszkadza jej co robi, wręcz przeciwnie... przyspieszył co jakiś czas powarkując. W pewnym momencie złapał ją nawet na nasadę szyi, bliżej ramienia. Wbił zęby na tyle mocno by poczuła, ale nie dość mocno by zrobić jej krzywdę. Ruchy stały się silniejsze. Czuł, ze za chwilę na prawdę stanie się z nią jednością mimo, że przecież fizycznie bliżej nie mogli już się znaleźć. Trzymając ją zębami w końcu pchnął ostatni raz i zastygł na chwilę czując jak satysfakcja zarazem go wypełnia jak i opuszcza. Czuł jak i ona drży. Czy czuła się podobnie dobrze co on? Puścił jej ramię i zaczął je teraz lizać nadal będąc z nią złączony. Upewniając się, że wszystko było dobrze. Dopiero po dłużej chwili cofnął się wyswobadzając się z jej objęć i padając na śnieg obok.
Czuł jak cały paruje, a lodowaty śnieg świetnie koił to co właśnie przeżył.
– Wow.
nie było to zbyt kreatywne, zwłaszcza jak na jego pysk, ale na prawdę w tej chwili nie potrafił wydusić z siebie więcej. Było mu idealnie. I taki rodzaj walki z Tanką też chyba przypadł mu do gustu.
Odebrany Oddech
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 17:34
autor: Odebrany Oddech
Oddech leżała pod nim a jej oddech wciąż był ciężki, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytmie powoli wracającego spokoju. Zmrużyła lekko oczy, czując, jak chłodny śnieg pod jej bokiem kontrastuje z ciepłem, które wciąż pulsowało w jej ciele. Kiedy Ramzy zaczął lizać miejsce, które wcześniej ugryzł, jej ogon delikatnie drgnął, a z gardła wyrwało się ledwo słyszalne mruknięcie, bardziej odruch niż świadoma reakcja.
Podniosła lekko łeb, spoglądając na niego z czymś, co mogło być mieszanką zadowolenia i zmieszania. Przez chwilę milczała, jakby próbowała znaleźć odpowiednie słowa, ale żadne nie przychodziły jej do głowy. W końcu tylko lekko poruszyła się, zbliżając nieco do niego bokiem po obruceniu na brzuch, jakby chciała podzielić się z nim swoim ciepłem.
– Mogłabym się przyzwyczaić – mruknęła ledwo słyszalnie, bardziej do siebie niż do niego, po czym powoli zamknęła oczy. Jej ogon leniwie przesunął się po jego boku, jakby jeszcze raz chciała poczuć jego obecność, zanim zapadła w chwilowy spokój.
Urok Milczenia
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 17:44
autor: Siewca Gór
Leżał sobie w śniegu, studząc się kiedy poczuł muśnięcie jej skrzydła, a potem ogona. Znów go zaczepiała?
Plecy chłodziły się w zaspie, miał zamknięte ślepia i ledwo powstrzymywał uśmiech który pchał mu się na pysk. To jak wcześniej szybko oddychała, jak mruknęła gdy użył języka oraz to co robiła teraz.
Dał umysłowi jednak się pozbierać. Nie mógł lecieć dalej na instynktach bo nie zaprowadzi go to do niczego dobrego. Jej słowa odbijały się teraz w nim kiedy tak leżał oddychając coraz spokojniej.
W końcu wstał i otrzepał się ze śniegu zsypując część na nią. Wyglądało jakby chciał odejść.
On jednak pochylił się nad nią kiedy Tanka pozbywała się puchu z mordki. Bez ostrzeżenie znów zetknął ich nosy kiedy jeszcze miała przymknięte ślepia (przez śnieg który na nią opadł). Mogła poczuć jego ciepło.
– Musiałabyś się przyzwyczajać? Aż tak przeze cierpiałaś?
szepnął z chrypką barwiącą jego głos. Zsunął nos z jej nosa ku jej policzkowi, a następnie zagłębieniu za szczęką by tam znów uszczypnąć ją zębami.
– Sądziłem że ci się podobało.
ciche warczenie trafiło wprost z jego pyska w jej futerko porastające miejsce za szczęką.
Odebrany Oddech
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 18:01
autor: Odebrany Oddech
Tanka drgnęła, gdy zimny śnieg spadł na jej łeb, powodując krótkie, zduszone sapnięcie. Potrząsnęła gwałtownie głową, zrzucając biały puch z mordki, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła ciepło jego nosa na swoim. Wstrzymała oddech, kiedy zetknęli się pyskami, a jego bliskość sprawiła, że jej ogon lekko poruszył się w śniegu, rysując drobne wzory.
Nie odpowiedziała od razu, zaskoczona jego słowami i gestami, a gdy poczuła delikatne uszczypnięcie za szczęką, cichy, ledwie słyszalny pomruk wyrwał się z jej gardła. Obróciła nieznacznie łeb, spoglądając na niego z mieszanką lekkiego zakłopotania i rozbawienia.
– Nie cierpiałam – powiedziała w końcu cicho, prawie jakby odpowiadała bardziej sobie niż jemu. Jej wzrok przez moment wędrował po jego pysku, po czym delikatnie dotknęła jego szyi czubkiem nosa.
– Może nawet za bardzo mi się podobało – Uniosła się na łapy, jakby chciała ukryć, jak bardzo jej serce wciąż biło szybko, a ogon otarł się o jego łapę, zanim zatrzymał się na śniegu. Sama lekko podgryzła łuski na boku jego szyi. Może to ona go porwie?
Urok Milczenia
Księżycowa łąka
: 27 sty 2025, 20:43
autor: Siewca Gór
Słysząc pomruk uśmiechnął się z satysfakcją pod nosem i kontynuował jeszcze przez chwilę. Słodka tortura. Czując potem jej nos na swojej szyi oraz jej odpowiedź zaśmiał się lekko.
– Za bardzo mówisz.
Rozbawiła go i czuł, że ma ochotę znów rzucić ją na śnieg. Ah młodość i ten brak nasycenia... Cofnął jednak pysk i spojrzał w jej zielone ślepia.
– Ty też jesteś niczego sobie.
powiedział to tonem nieco niższym, stojąc nadal blisko. Jego ogon również zdradzał odczucia jakie nim miotały. Nie potrafił utrzymać go w miejscu bo sunął co jakiś czas po śniegu jakby pragnąc znów opleść się z ogonem Tanki. Ramzy jednak zyskał już nieco świadomości umysłu. Uniósł przednią łapę by pogładzić nim policzek samicy kiedy tak podgryzała łuski jego szyi.
– Widzę, że dobrze się bawisz, ale ja muszę już spadać. Odezwij się czasem.
powiedział nadal trzymając łapę na jej policzku by po chwili go unieść ku górze przerywając tym samym pieszczotę. Dotknął nosem jej nosa i puścił jej oko po czym odsunął się patrząc w górę. Wątroba właśnie leciała do niego rozumiejąc, że mogli się już zbierać. Opuścił łeb i spojrzał znów na Tankę.
– Miłego wieczoru, moja droga.
pochylił lekko głowę i znów puścił jej oko po czym odwrócił się tyłem i zaczął odchodzić. Ilość satysfakcji jaką czuł z tego spotkania... na bogów. Chyba będzie się uśmiechał jak dureń jeszcze przez kilka godzin.
/zt
Odebrany Oddech
Księżycowa łąka
: 28 sty 2025, 0:14
autor: Odebrany Oddech
Tanka nie powstrzymała lekkiego uśmiechu, gdy usłyszała jego śmiech i zobaczyła, jak trudno mu było ukryć własne emocje. Jego komentarz, choć krótki, wywołał w niej mieszankę zawstydzenia i rozbawienia. Gdy podniósł łapę i dotknął jej policzka, uniosła łeb, pozwalając mu na ten gest, a jej ogon przesunął się powoli po śniegu, jakby zdradzając resztki napięcia po ich wcześniejszej potyczce.
– Ty zawsze wiesz, jak popsuć zabawę – mruknęła pół żartem, kiedy jego łapa odsunęła się od jej policzka, a on zapowiedział swoje odejście. Nie mogła ukryć lekkiego żalu w spojrzeniu, które spoczęło na nim, gdy zaczął się odsuwać.
Kiedy zetknęli się jeszcze nosami, a potem posłał jej kolejne oczko, przewróciła teatralnie oczami, choć w kącikach pyska czaił się cień uśmiechu. Obserwowała go w milczeniu, gdy jego postawa nabierała typowej pewności siebie. Nawet jego odejście zdawało się pełne nonszalancji.
– Miłego lotu, Ramzy – rzuciła na koniec, gdy tylko wzniósł się w powietrze. Patrzyła za nim przez chwilę, zanim odwróciła się w przeciwnym kierunku. Na jej pysku wciąż malował się ledwie widoczny uśmiech, a lekko podniesione futro na karku zdradzało, że emocje wciąż w niej tliły się żywo.
Urok Milczenia
//ZT
Księżycowa łąka
: 17 mar 2025, 13:23
autor: Budowniczy Ruin
// Nowy wątek; nauka Magii Precyzyjnej
Zgodnie z obietnicą, którą Budowniczy złożył kilka księżyców temu, piastun zorganizował dzień na pomoc
Jemiołuszkowi w odnalezieniu Źródła jego maddary. Umówił się z rajskim na spotkanie na Terenach Wspólnych, gdzie zabrał ze sobą
Rairish'a, który zawsze otwarty był na wspólne wyprawy i nauki.
Droga była daleka, a pokonać musieli ją pieszo. Wyruszyli skoro świt, by zdążyć jeszcze tego samego dnia. Umówionym miejscem miała być otwarta przestrzeń nieopodal Pola Pojedynkowego, kawałek za lasem przy Błękitnej Skale. Smoki nazywały ją Księżycową Polaną, gdyż nocami była ponoć niezwykle urokliwa. Ale nie dlatego ją wybrał. Wybrał, bo za dnia przeważnie było tu pusto, a prócz traw i kwiatów, niewiele rzeczy tu rosło. Łatwo więc było się tu odnaleźć. Dodatkowo miejsce słynęło z ciszy – jedynymi dominującymi tu zimowymi dźwiękami był szmer strumyków ukrytych pod śniegiem.
Przybyli na Polanę po południu, gdy słońce zdążyło już nagrzać powietrze i powoli zaczynało wydłużać ich cienie na ziemi.
–
Jemiołuszek pewnie gdzieś tutaj już jest. Widzisz go? – Zapytał Rai'a, uważnie lustrując otoczenie w poszukiwaniu znajomej sylwetki.
Rairish Jemiołuszek
Księżycowa łąka
: 17 mar 2025, 14:17
autor: Nieme Przekleństwo
Młody szybko poruszał się tuż za Wasakiem. Jego wcześniejsze, ciężkie ruchy stopniowo ustępowały, dając miejsce na o wiele zgrabniejsze poruszanie się. Któż, by się spodziewać, że wraz z wiekiem Rai zacznie poruszać się znacznie zgrabniej, niż gdy był jeszcze malutkim pisklęciem. Pokonanie tak dużego odcinka nie sprawiło mu większych problemów. Nadal jednak ubolewał nad tym, że nie mógł po prostu wzbić się w powietrze i tutaj przylecieć. Teraz był już niestety zdecydowane zbyt duży, aby inne, dorosłe smoki mogły go przenieść. Ech, kiedyś na pewno w jakiś sposób zdobędzie te skrzydła i nie będzie musiał już całe dnie spędzać na spacerach w jedno miejsce.
Rai już od samego początku wyprawy wiedział, że do nauki miał dołączyć również i Jemioł. Już po drodze zaczął Wasakowi tłumaczyć, by ten pod żadnym pozorem nie zwracał się do niego jego prawdziwym imieniem, a w razie potrzeby wołał do niego „Toshiyr”. Mały błąd z przeszłości nie został jeszcze przez niego poprawiony, a im dłużej się nim przedstawiał, tym ciężej było mu zacząć temat z poprawieniem go. Zresztą Rai zaczynał powoli nie przepadać za swoim prawdziwym imieniem. Rairish brzmiało tak… dziecinnie. Nie słychać było po nim, że jest to imię należące do jakiegoś potężnego smoka, wręcz przeciwnie. Jego zdaniem wiele smoków uśmiechnęłoby się pod nosem, słysząc o tym, że mają walczyć z jakimś „Rairishem”.
— Jeszcze nie, ale na pewno już jest na miejscu. — stwierdził bez zbędnego zastanawiania się, również rozglądając się po okolicy.
Księżycowa łąka
: 20 mar 2025, 18:03
autor: Melancholijny Kaprys
Jemiołuszek dobrze pamiętał swoją pierwszą naukę z Budowniczym, który był pierwszym Piastunem, którego poznał młodziak. Mglisty od początku zdobył sympatię malca, również rajski bardzo dobrze pamiętał, że pewnego dnia Wasak nauczy go tej niesamowitej magii, którą mu pokazał podczas ich piereszego spotkania. Był ogromnie podekscytowany.
Wiedział, że pewnie nie będzie to łatwa nauka, ale z pewnością bardzo ciekawa, nie miał ku temu żadnych wątpliwości. Razem z kompanem tatka, bo nie z nim samym, dotarł na umówione miejsce. Tereny wspólne... pewnie jeszcze parę księżycy i będzie mógł sam po nich podróżować. Powoli zostawiał za sobą żałosny okres, w którym był zdany na starszych, czy ich kompanów. Lada moment i będzie pełnoprawnym, zdolnym smokiem, który poradzi sobie, nawet z głupim kuroliszkiem. Nie będzie nikogo potrzebował.
Rozejrzał się po okolicy. Piastun wraz z towarzyszem powinien już tutaj być. Kiedy dostrzegł kto będzie brał wraz z nim nauki, uśmiechnął się delikatnie do siebie. Ponownie się spotykali.
Podbiegł truchtem pełnym gracji, z ogromną delikatnością i finezją przy każdym ruchu, zupełnie jakby ciągle ktoś go obserwował i oceniał, czy na pewno porusza się w odpowiedni sposób. Posłał ciepły uśmiech do obu smoków.
— Miło was widzieć. — Zaćwierkał ucieszony i przysiadł sobie obok nich. Zapewne oboje już chwilę się za nim rozglądali, więc tym bardziej dobrze, że udało mu się ich wypatrzeć.
— To jak, zaczynamy? — Jemiołuszek był zdecydowanie bardzo podekscytowany.
Budowniczy Ruin Hektyczny Kolec
Księżycowa łąka
: 21 mar 2025, 9:32
autor: Budowniczy Ruin
Na widok zbliżającego się z gracją Jemiołuszka, Budowniczy mimowolnie się uśmiechnął. Kto by pomyślał, że nawiąże kiedyś tak przyjazną relację ze smokiem z innego stada? Każdą taką znajomość cenił sobie na wagę złota.
– Ciebie również Jemiołuszku. I jak najbardziej, zaczynamy. – Bo wbrew pozorom wcale nie mieli aż tak wiele czasu, jakby się mogło wydawać. Poszukiwanie Źródła potrafiło trwać, acz znał przypadki niemal natychmiastowych postępów.
Poprowadził uczniów w miejsce, gdzie słońce roztopiło większość śniegu, po czym odpiął rzemienie pod skrzydłami i rozłożył tam dwa futra z alpak. Były miękkie i całkiem nieźle blokowały wilgoć z ziemi. Zaprosił ich gestem, by zajęli miejsca. Sam usiadł naprzeciw, na gołej ziemi. Będzie mógł sobie pochodzić później.
– Na początek trochę teorii, jak zawsze. – Zaczął spoglądając to na jednego, to na drugiego.
– Niemal każdy smok posiada naturalną zdolność manipulowania czymś, co zwiemy maddarą, albo, po prostu, magią. Maddarę smok czerpie ze Źródła umiejscowionego w sobie. – Dla podkreślenia słów postukał się szponem w swój czarny łeb.
– I tutaj zaczynają się schody, bo u każdego smoka Źródło objawia się inaczej, inaczej je odkrywa i inaczej z niego czerpie. Dlatego moja rola tutaj ogranicza się tak naprawdę do wsparcia w poszukiwaniach. Znaleźć swoje Źródło każde z was musi samo. – Wyprostował się unosząc łeb wyżej i uśmiechnął zachęcająco.
– A teraz poproszę was o coś co w całej widocznej tutaj ekscytacji wydaje się niemal niemożliwe. O spokój, wyciszenie i skupienie na sobie. – Przemawiał spokojnie, a uśmiech przybrał lekką, łagodną formę.
– Zamknijcie oczy i skupcie się na swoim oddechu. Pozwólcie myślom płynąć i otwórzcie się na bodźce z zewnątrz. – Zaczął wstęp do smoczej medytacji, którą tak bardzo lubił.
Przez kilka minut powtarzał proste zadania: by zrobili wdech, albo wydech, by skupili się na szumie wody, na promieniach słońca na skórze, na myślach, które pojawiają się w głowie. Wszystko po to, by skoncentrowali się na sobie.
– Źródło to coś instynktownego. Będzie was do niego ciągnąć. I choć początkowo możecie go nie dostrzegać, to będziecie do niego intuicyjnie wracać. Bądźcie czujni na powracające doznania. Czasami trzeba przejść jakiś proces myślowy, poczuć coś, albo doświadczyć jakiś emocji, by się ujawniło. Dajcie sobie czas i cierpliwie eksplorujcie siebie. – Przemawiał spokojnie i naturalnie. Monotonnie, acz wyraźnie. I czekał.
Jemu odnalezienie własnego Źródła zajęło pół dnia i wiele prób. Nie mówiąc już o wykorzystaniu go w praktyce – próba wyczarowania zwykłego kamienia kosztowała go ból głowy ze zmęczenia.
Jemiołuszek Hektyczny Kolec
Księżycowa łąka
: 21 mar 2025, 16:46
autor: Nieme Przekleństwo
Ogon wężowego niemal momentalnie zamachnął się w lewo i prawo na widok Jemiołuszka. Czuł się znacznie bardziej komfortowo, ucząc się w towarzystwie kogoś, kogo bardzo dobrze już znał.
— Witaj. — rzucił radośnie do rówieśnika.
Dziś jednak dwójka nie miała czasu na to, aby oddawać się rozmową. Przyszli tutaj w końcu w celach nauki! Jeśli będzie taka potrzeba, będą mogli przecież całą lekcję omówić już po jej zakończeniu.
Tkanie Madarry było dla Rairisha czymś wyjątkowo ważnym. Chciał kształcić się w końcu na czarodzieja, a to właśnie ta umiejętność była w tym fachu najważniejsza. Miało być to również i pierwsze wykorzystanie magii w całym życiu młodego adepta. Wężowy pragnął dać z siebie wszystko podczas nauki.
Wysłuchał więc z ogromnym skupieniem słów Wasaka i momentalnie spróbował uspokoić się, gdy tylko ta prośba padła. Musiał odnaleźć źródło? Brzmiał oto dla młodzieńca trochę… dziwnie. Dotychczas był przyzwyczajony do doświadczania wszystkiego w sposób fizyczny. Wiedział, że coś istnieje, bo mógł to zobaczyć, poczuć lub usłyszeć. Źródło nie brzmiało jak coś takiego.
Delikatnie podrapał się szponem po głowie, zastanawiając się, w jaki sposób miałby to osiągnąć. Być może wystarczy trochę skupienia i zagłębienia się w swoje własne myśli?
Hektyczny więc spokojnie usiadł, oplótł swoje ciało ogonem i przymknął oczy. Rezygnacja ze wzroku jedynie wyostrzyła jego pozostałe zmysły. Jego uszy delikatnie poruszały się w stronę otaczających go dźwięków, nos wychwytywał wcześniej skryte zapachy, a łapy skupiały się na teksturze trawy. Wszystkie te bodźce również musiał w jakiś sposób zignorować, co okazało się znacznie trudniejsze.
Czas umykał, a Rairish dopiero stopniowo zaczynał ignorować bodziec za bodźcem. Jego umysł mimowolnie kierował się w stronę krainy snów, jakby uważając, że smok po prostu zdecydował się uciąć sobie drzemkę. Wężowy jednak walczył z tym uczuciem, starając się je w jakiś sposób. Senność była przecież bardzo bliska uczuciu pełnego wyciszenia, czyż nie?
W końcu młodzieniec poczuł pierwszy trop swojego źródła, za którym odruchowo zaczął podążać myślami. Był to wyjątkowo słodki i kojarzony przez smoka zapach. Jego przyjemna woń koiła jego umysł, prowadząc go głębiej. Idąc za tym śladem, Rai prędko odkrył kolejne uczucie, którego wcześniej nie doznał na łące. Był to cichy szum drzew oraz krzewów, spleciony z głośnym szelestem świerszczy. Dźwięk niby głośny, lecz spokojny w swojej naturze. Ostatnie czego doznał to widok małego, błękitnego światełka unoszącego się w pustce. Wyglądało trochę niczym świetlik, który chciał poprowadzić gdzieś smoka.
Ten oczywiście dalej dał się ponieść swoim myślą w poszukiwaniu źródła, aż w końcu pojedyncze światełko doprowadziło go prosto tam, gdzie chciał dotrzeć. Otaczająca go ciemność w końcu została rozświetlona, a jego oczom ukazał się piękna polana, przypominająca coś na wzór dzikiego ogrodu róż.
Rośliny te rosły dosłownie wszędzie, lecz nie były one zadbane. Nachodziły na siebie, miały wiele pousychanych gałęzi oraz przekwitłych kwiatów. Jednak nawet dzikie i pozbawione opieki prezentowały się majestatycznie w blasku księżyca. Były jeszcze nieokiełznane i niedotknięte smoczą łapą – zupełnie jak Maddara która tkwiła w Rairishu. Wymagała jeszcze wielu księżyców nim stanie się czymkolwiek określonym, lecz nie było to zadanie niemożliwe. Fundamenty już istniały, zostało jedynie wzięcie się w garść i posprzątanie ogrodu.
Wężowy swoim umysłem starał się zbadać jeszcze bardziej otaczające go miejsce. Rosły tutaj róże w niemal wszystkich kolorach, nawet tych nieistniejących w rzeczywistości. Większość z nich odziana była grubymi i jakże niebezpiecznymi kolcami. Niektóre z nich jednak na skutek setek krzyżówek, które między tymi roślinami zaszły utraciły swoje ostre wypustki. Były bezbronne i nagie, lecz w świecie pozbawionym szkodników mogły rozwijać się tak jak reszta.
Źródło to było prawdziwie piękne, a Rairish niemal się w nim zakochał. Ten stan nie mógł jednak trwać wiecznie, gdyż w końcu młodzieniec został z niego wybudzony. Co było tego przyczyną? Oczywiście, że jego ogon, który w całej tej radości ponownie zamachnął się najpierw w lewo a później w prawo, uderzając swojego właściciela prosto w pysk.
Niezadowolony mruknął coś do siebie, łapiąc się łapą za głowę. Jednak to nie uczucie nieprzyjemnego mrowienia bolało go najbardziej, a uczucie… tęsknoty.
Minęło zaledwie kilka sekund, a Rai czuł się, jakby jego kochanka została mu zabrana na kilkadziesiąt księżyców. Jego ciało czuło się dziwnie... niepełne. Brakowało mu jej towarzystwa, jej woni i jej przyjemnego dotyku. Gdyby tylko mógł, prawdopodobnie znów spróbowałby się dostać do tego miejsca, lecz teraz wolał podzielić się swoimi obserwacjami z nauczycielem. Nie był w końcu pewny, czy to, co zobaczył, na pewno było całym tym źródłem, czy może po prostu przysnęło mu się w trakcie lekcji.
— Widziałem coś… coś nie do opisania słowami. Pole dzikich róż w środku nocy. Były takie piękne, chociaż nieźle zarośnięte. Czułem ich słodki zapach, mogłem dotknąć ich liści. To wszystko było takie… takie prawdziwe. — rzucił półszeptem do Wasaka, nie wiedząc za bardzo czy Jemiołuszkowi udało się już osiągnąć to samo.
Jemiołuszek Budowniczy Ruin
Księżycowa łąka
: 23 mar 2025, 14:00
autor: Melancholijny Kaprys
Nauka w miłym, przyjemnym towarzystwie zawsze szła dużo lepiej i przyjemniej. Nie spotkał jeszcze piastuna, którego by nie polubił, jednak Budowniczy Ruin zyskał wyjątkową sympatię rajskiego już podczas ich pierwszego spotkania. Bardzo lubił jego chęć zdobywania wiedzy, tak samo tą Toshiego. Uważał, że byli pod tym względem bardzo podobni i to jak najbardziej uważał, że ich do siebie zbliżało. Podobieństwa nie zawsze sprzyjały lepszej komunikacji, ale między tą trójką uważał, że działało jak najlepiej. Uśmiechął się ciepło do Mglistych smoków, po chwili skupiając swój wzrok głównie na starszym z nutką troski.
— Z twoim skrzydłem już lepiej? — Zapytał przypominając się o ich ostatnim spotkaniu, które nabrało nieoczekiwanego, nieprzyjemnego zwrotu. Przez cały ten czas wracał do tego myślami, mając nadzieję, że Wasak jakoś się z tego wylizał. Nauka była ważna, ale musiał zapytać, wcześniej nie miał do tego możliwości.
Ruszył zaraz wraz z rówieśnikiem za Piastunem i gdy dotarli do miejsca przebiegu nauki, usiadł sobie wygodnie i zamienił się w słuch. Wolał się nie zaczynać rozgadywać, zawsze będą mogli po skończonej nauce przysiąść do rozmowy. Bardzo na to zresztą liczył, z obojgiem uwielbiał gawędzić i wiedział, że teraz gdyby zaczął, to nieprędko by skończył, a skoro nauka mogła potrwać długo, to lepiej było pozostawić to na później
Zamienił się więc w słuch i skupił na słowach piastuna.
Magia była niesamowita, piękna i pasjonująca. Urokliwe było to, że każdy smok posiadał inny obraz, indywidualny. Niosło to oczywiście za sobą trudności w nauce, ale gdyby było to takie proste, nie byłoby tak samo niesamowite.
Uśmiechnął się pod nosem na słowa Wasaka o skupieniu się na sobie i o niewpadanie w wir ekscytacji i żywych rozmów. Zerknął to na rówieśnika, to na piastuna. Kim by był, gdyby tego nie uszanował? Poza tym ciągle miał w głowie obiecaną pogawędkę zaraz po nauce, której nawet z nimi nie ustalał, a sam nie był już malutkim pisklęciem, które nie potrafiło się uspokoić i okiełznać własnej ekscytacji.
Nie czekając dłużej, przymknął ślepia, co ogromnie pomogło w wyostrzeniu uwagi na odczucia, na świat go otaczający, to jak go odbierał resztą zmysłów. Ciepłe promienie słońca przyjemnie ogrzewające jego ciało. Jego oddech był spokojny, opanowany, równomierny, jakby skupienie przyszło mu z ogromną łatwością. Szum strumienia, liści były kojące, dawały uczucie beztroski i bezpieczeństwa. To skutecznie pozwoliło mu skupić się na swoim wnętrzu, swoich myślach i tym, co może skrywać jego cząstka magii. Nie musiał się obawiać, że coś ich zaatakuje, nie musiał wysłuchiwać zagrożenia, mógł w spokoju podążać w niemal duchową wyprawę. Nie było to jednak takie proste. Czuł, jakby błądził, a dręczące go myśli, że robi wszystko nie tak, że ciągle się gubi i nie ma żadnego punktu zaczepienia, skutecznie wyprowadzały go z równowagi. Było to iście irytujące, ale wiedział, że musi się z tym zmierzyć. Zupełnie sam.
Wracał na początek parę razy za każdym razem przekonany, że da radę, że musi. Nie mógł siebie zawieść, jednak presja i ambicja młodziaka grała na jego niekorzyść, kiedy efekty jego pracy nie przychodziły natychmiastowo. Musiał się co kroć uspokajać i opanować burzliwe emocje. Kiedy dał sobie na to więcej czasu, okazał większą cierpliwość względem samego siebie, poskutkowało to dostrzeżeniem czegoś, był to już jakiś postęp, za którym dał się porwać. Wokół była pustka, ciemność, nicość. Ciężko mu było opisać, czym była ta nicość. Nie wydawała się ani ciepła, ani chłodna. Pośrodku jednak zauważył iskierkę światła, mieniącą się różnorakimi kolorami. Skupił się na niej, badawczo przyglądał, aż zaczął się do niej przybliżać. Ta jednak zaczęła przed nim uciekać. Nie… ona go zaprowadzała gdzieś. Nie wydawała żadnego dźwięku, była niema, ale czuł jej intencje kiedy się zbliżył nieco bardziej, zmniejszając między nimi dystans.
Sam nie wiedział, jak miało i jak mogło wyglądać jego źródło, a mimo to był zaskoczony tym, gdzie iskierka go doprowadziła. Uważał się za smoka iście spokojnego, opanowanego, wyrafinowanego! Pełnego ogłady i samokontroli.
Znajdując swoje źródło, zaczął jednak wątpić w samego siebie i własną opinię na temat swojego spokoju, bowiem jego źródło jakby wypełniało go całego. Czym to było? Ciężko było mu to opisać, jednak wiedział, że musiał, potrzebował je poznać bardzo dobrze. Bez tego nie będzie mógł tkać maddary. Nie wiedział, czy było, ale wydawało się piekielnie chaotyczne. Żywa masa rozciągająca się wzdłuż i wszerz po nim całym, z widocznymi brakami w postaci dziur, których brzegi wydawały się mieć inną teksturę niż całość. Mimo dziur całość wydawała się bardzo silna, stabilna i mocna w swojej konstrukcji. Była jednocześnie piękna, jak i przerażająca. Widział w niej wiele mieniących się kolorów, które tak samo były żywe, tętniące energią, wrażliwe i czułe na każde zbliżenie, dźwięk, jego własne emocje. Dużo spokojniej wyobrażał sobie swoje źródło, jako coś kojącego, przyjemnego, relaksującego, w końcu sam taki był, czyż nie? Tymczasem jego źródło maddary okazało się istnym chaosem pełnym skrajności, gotującym się i gotowym do natychmiastowego kontrataku, gotowym do działania i czekającym na najdrobniejszą nieprzyjemność.
Mieniące się kolory również wydawały się mieć znaczenie w jego źródle, czuł się, jakby był na zupełnie innej planecie, wszystko tutaj wydawało mu się tak… magiczne, fascynujące, budzące podziw jak i niepokój. Odczucia więc miał zupełnie sprzeczne, ale takowe również odbierał od swojego źródła.
Przybliżył się jeszcze bardziej, aby sprawdzić teksturę, chciał ją poczuć, zobaczyć, bo wydawała się jednocześnie miękka i twarda.
Zacisnął w tym samym czasie swoje ślepia, mocno marszcząc łuki brwiowe. Chwilę później otworzył oczy i jego wzrok spoczął na rozmawiającym Rairishu z Wasakiem. Nie podszedł od razu do nich, potrzebował chwili na poukładaniu myśli, co mógłby o tym wszystkim sądzić. Nadal miał sprzeczne odczucia co do tego co zobaczył. Westchnął jednak głośniej i podniósł się na proste łapy, jakby to całe rozczarowanie go zmęczyło i podszedł bliżej pozostałej dwójki.
— Wydaje mi się, że mi również udało się chyba dostrzec moje źródło. —
Budowniczy Ruin Hektyczny Kolec
Księżycowa łąka
: 24 mar 2025, 15:08
autor: Budowniczy Ruin
Troska Jemiołuszka była naprawdę miła. Budowniczy upomniał się w głowie, że przecież mógł zapytać o stan głowy malca! Oczywiście te kilka księżyców rozłąki to dość czasu, by guz zniknął – szczególnie, że ramie jego skrzydła też zdążyło już wrócić do normy.
– Jest jak nowe Jemiołuszku, dziękuję. – Odpowiedział z uśmiechem.
Potem była już lekcja i uczniowie pogrążyli się w transie. I, o dziwo, byli w nim bardzo wytrwali. Gdy skończył mówić i uznał, że dwójka dobrze sobie radzi, wstał i przeszedł się dookoła, ciesząc się oznakami nadchodzącej wiosny. Było je widać wszędzie – w śpiewie ptaków, w mokrym śniegu pod łapami, w nieśmiało otwierających się kwiatach. To miała być pierwsza wiosna w jego życiu i nie mógł się doczekać, aż rozkwitnie w pełni by ujrzeć piękno budzącego się spod śniegu świata.
Stracił trochę rachubę czasu, o czym przekonał się, gdy usłyszał głos Hektycznego. Już? Widać malec był naprawdę zdolny – dobrze, że wybrał ścieżkę magii. Budowniczy już podchodził do wężowego, by coś cicho odpowiedzieć, gdy zobaczył, jak zbliża się do nich Jemiołuszek. Rajski wyglądał na skonfliktowanego, co piastun przyjął jako tymczasowe problemy w poszukiwaniach.. ale nie! Jemiołuszek też twierdził, że na coś się natknął. Nefrytowe oczy spojrzały to na jednego, to na drugiego.
– Wygląda na to, że obydwoje macie wrodzony talent. Gratulacje. – Powiedział pogodnie, prawdziwie zadowolony z ich szybkich postępów.
– Zapamiętajcie drogę do swoich Źródeł. U Toshiego jest to wizja ogrodu pełnego róż, tak? A u ciebie Jemiołuszku? – Zapytał zaciekawiony, bo młodzik chyba nie podzielił się swoimi odczuciami.
Gdy były już znane unikatowe właściwości źródeł uczniów, Budowniczy kontynuował lekcję.
– Jeśli dobrze zinterpretowaliście sygnały swojego wnętrza, powinniście być w stanie czerpać maddarę z tych specjalnych dla siebie miejsc. Maddara podlega waszej woli i możecie ją formować niemal dowolnie. To trochę jak.. nauka biegu. Najlepiej zacząć od czegoś prostego i próbować. – Wyjaśnił, przechodząc do kolejnej części lekcji.
– W moim przypadku najłatwiej jest mi uformować to, co jest reprezentacją mojego Źródła, czyli mgłę. Można powiedzieć, że staram się po prostu przenieść to, co widzę w sobie, na zewnątrz. – Mówiąc to, u stóp bagiennego pojawiły się siwe wstęgi leniwych oparów. Piastun spojrzał na nie i rozpędził je machnięciem ogona. Jego maddarowa mgła była wprawdzie mieszanką dosłownie wszystkiego, czego doświadczył w swoim życiu, dlatego mógł z niej "wyciągać" pewne aspekty. Może u innych też to tak działało?
– Skoro Źródłem Toshiego jest różany ogród, proponowałbym próbę odtworzenia jednej z widzianych tam róż tutaj. – Poinstruował wężowego.
– Sprawa jest trochę bardziej skomplikowana w twoim przypadku Jemiołuszku, ale może coś ci się z twoim Źródłem kojarzy? Może spróbujesz nam zwizualizować tą jego abstrakcyjną naturę? – Zaproponował rajskiemu.
Hektyczny Kolec Najpiękniejsza Łuska
Księżycowa łąka
: 24 mar 2025, 16:02
autor: Nieme Przekleństwo
Obserwował delikatną mgiełkę wytworzoną przez nauczyciela, samemu zastanawiając się, w jaki sposób powinien podejść do tematu tkania madarry. Poznał już swoje źródło, a jego widok wykuł mu się w pamięci niczym tekst wydrapany w skalę. Ciężko będzie mu o tym ot tak zapomnieć. Jak jednak powinien wykorzystać je do stworzenia tego, o czym tylko zamarzył?
Podpowiedź Wasaka była bardzo pomocna. Najłatwiej będzie mu się skupić nad czymś, co zdążył już poznać w swoim źródle. Kwiaty w końcu nie brzmiały jak nic trudnego do stworzenia. Były zazwyczaj małe, drobne i łatwe do odwzorowania z pamięci.
Gdy tylko piastun zakończył tłumaczenie, Hektyczny momentalnie przeszedł do prób wykorzystania maddary. Skupił wzrok na jednym punkcie w ziemi i zaczął zbierać myśli. Wyobrażał sobie, jak jego twór miałby wyglądać. Rozmyślał na temat zapachu, jaki mógłby wydobywać się z jego kwiecia. Chwilę mu to zajęło i można było zauważyć, iż młodzieniec miał z tym znacznie większe problemy niż z odnalezieniem swojej madarry. Czuł dziwną presję, która położyła się prosto na jego barkach. Co, jeśli nigdy mu się nie uda, a magiczna roślina nigdy nie powstanie? Wtedy nie będzie mógł stać się czarodziejem. Widział oczyma wyobraźni wcześniej spotkany, różany ogród. W jaki sposób miałby niby wytworzyć coś równie wspaniałego, jeśli nie potrafił przyzwać nawet pojedynczej, drobnej łodygi.
I wtedy po kilku próbach i wielu uderzeniach podirytowanego ogona, wężowy zauważył, jak obserwowany skrawek ziemi delikatnie się porusza. Wybiło z niej drobne i delikatne pnącze. Nie przypominało ono jednak pięknych, żywych łodyg róż. Było suche, brązowe i pełne cierni, które nie pozwalały na dotknięcie rośliny. Wysokością ledwo sięgało łokci adepta, lecz pomimo wątłych rozmiarów zaczęło powoli piąć się w stronę łapy swojego stwórcy, jakby żądając jego atencji i dotyku. Nim jednak pnącze dokonało swojego celu, opadło bezsilnie na ziemię, prędko zamieniając się w kłębek dymu, który rozwiał wiatr.
Rai obserwował całe to zdarzenie z ogromną uwagą, sam zresztą nadal starał się kontrolować swoją maddare w taki sposób, aby pomóc roślince wytrwać jak najdłużej. Najprawdopodobniej każdy inny smok uznałby tę próbę za porażkę, lecz Hektyczny poczuł w sobie przyjemne ciepło. Szczere szczęście i adorację skierowaną do jego nieistniejącego już tworu. Brzydkie, suche pnącze jego zdaniem było równie przepiękne co całe krzewy ogromnych róż. Jakkolwiek to nie zabrzmi, poczuł dziwną dumę z wytrwałości rośliny, która dążyła do muśnięcia jego łapy aż do ostatniej chwili jej istnienia.
Ogon młodzieńca zamachnął się raz w lewo i prawo, aby zatrzymać się ponownie w jednym miejscu. Na pysku wężowego pojawił się radosny uśmiech, a jego wzrok zwrócił się w stronę nauczyciela.
— Udało mi się! To było wspaniałe, prawdziwie wspaniałe! — wymamrotał zadowolony, oczekując kolejnego zadania.
Najpiękniejsza Łuska Budowniczy Ruin
Księżycowa łąka
: 26 mar 2025, 1:28
autor: Melancholijny Kaprys
Zerknął w bok nadal zmieszany z wizją, którą dostrzegł. Jak mógłby to opisać? Nie było to łatwe… tym bardziej. Nie mogła mu się też trafić jakaś przyjemna, spokojna łąka? Niekoniecznie z różami, ale kwiaty bardzo lubił, więc czemu nie one?
— Wyglądało jakby żyło, ale… nie było to żadne stworzenie, ani nic podobnego… miało charakterystyczne dziury, jakby braki, ale też ciężko to opisać. To dość dziwne jednak, ale było bardzo kolorowe i chaotyczne. Wszystko było jakby w jakiejś przestrzeni, wiem, że była spora, ale nie wiem jak bardzo… — Przyznał, jednak opisanie tego słowami było ciężkie. Może z wizualizacją za pomocą maddary będzie łatwiej? W końcu dobrze zapamiętał, jak wyglądała ta struktura.
Zerknął chwilę na Rairisha, który wydawał się mieć dużo większą frajdę i dobrą zabawę z tej nauki. Nic jednak dziwnego, w końcu miał jakieś fajne urocze różyczki. Spojrzał znowu w bok i fuknął poirytowany. Świetnie. On też by chciał jakieś kwiaty. Bardziej by mu pasowały.
Nie był co prawda zły na Mglistego adepta, uważał, że jak najbardziej powinien cieszyć się z nauki i cieszył się, że dostał coś, co mu odpowiadało. Jednak był rozczarowany sobą. Aż było mu niedobrze.
Skupił się jednak na wykonaniu swojego zadania. Musiał wytworzyć coś na wzór swojego źródła. Uznał, że najłatwiej będzie to zobrazować po prostu na jakimś kształcie o strukturze jego źródła. Usiadł sobie, a przednie łapy wysunął przed siebie. W łapach na początku uznał, że będzie mu najłatwiej stworzyć twór z madary. Kiedy już to opanuje, będzie mógł tkać dużo ładniejsze i lepsze rzeczy. To było zło konieczne, które musiał przetrwać. Skupił więc się na przypomnieniu sobie dokładnym struktury źródła, tego, w jaki sposób mieniła się różnymi kolorami, jak drgała i falowała momentami, a czasami wręcz się gotowała i wykonywała chaotyczniejsze drgania. Nie było to proste zadanie. Próbował przypomnieć sobie jego zapach, to, jakie było w dotyku. Skupiał się tak samo na całokształcie jak i detalach. Musiał bardzo dokładnie sobie to zwizualizować. Od wizualizacji przeskakiwał również do swojej maddary, by przyjrzeć się, jak przebiega, jak w nim całym krąży i jak ją wykorzystać.
Z boku widać było, że młodzieniec ponownie był bardzo, ale to bardzo skupiony na swoim dziele, którego jeszcze nie było. Zadanie było ciężkie, ale nie nierealne do wykonania. Tak jak z bieganiem… potrafił to, tylko musiał wykonać pierwszy krok. Słowa Budowniczego bardzo pomogły, bo gdyby Jemiołuszek myślał, że nie wszystkie smoki tkają maddare, uznałby, że jest jednym z nich. Był jednak przekonany, że da radę.
W końcu w jego łapie zaczęła formować się kula, lewitująca na wysokość łuski, może półtorej nad łapami adepta, sama nie była wielka, była wielkości jego własnej łapy, a jej struktura uderzająco przypominała tą, którą widział. Nie była ona statyczna, ciągle była w ruchu. Ta jego wydawała się nieco spokojniejsza, niż tą, którą widział, ale chyba ten wariant najlepiej wrył się w jego pamięć, jakby wybuchy swojego źródła nie dopuszczał do wiadomości. Twór zajął mu dłuższą chwilę, ale uważał, że było warto, miał również słodko metaliczny zapach. Był przekonany, że smakuje podobnie, jak pachnie. Przyglądał się uważnie, jak wolnym ruchem masa się przesuwała, będąc jakby w ciągłym, spokojnym ruchu ruchu. Rozkojarzenie jednak skutecznie rozmyło twór. Naprawdę miał nadzieję, że uda mu się tkać dużo przyjemniejsze rzeczy. Znał je nad wyraz dobrze!
— Mi chyba też się udało, ale sam nie wiem… czemu moje źródło jest takie dziwne…? — Wymamrotał dalej niepocieszony. Nie uważał go za obrzydliwe czy ohydne. Na swój sposób było piękne, zwłaszcza przez to jak błyszczało kolorami, ale… liczył na coś innego.
Budowniczy Ruin Hektyczny Kolec
Księżycowa łąka
: 26 mar 2025, 14:15
autor: Budowniczy Ruin
Niewzruszony, piastun czekał na efekty pracy swoich uczniów. Tylko sporadyczne machnięcia końcówką ogona oraz ruch białych źrenic nefrytowych oczu zdradzały, że nie zamarł zupełnie. Uważnie przyglądał się postępom uczniów. Był to drugi trudny moment, acz miał nadzieję, że nakierowanie ich na coś związanego ze Źródłami, a nie jakiś inny, odstrzelony od nich przedmiot, trochę ułatwi im zadanie.
I nie pomylił się, acz efekty ich pracy trochę go zaskoczyły. Bo choć roślinkę wyczarowaną przez Rairish'a można było uznać za mizerną i uschłą, to jednak oddziaływała na otoczenie bardzo realistycznie – wykiełkowała z ziemi, rozrzucając ją na boki, po czym wzrosła ze wszystkimi szczegółami. Budowniczy mógł się wręcz założyć, że jeśli by jej dotknął, dotknąłby faktycznej rośliny. Zdumiewające!
Podobnie było z Jemiołuszkiem, nawet mimo tego, że jego twór był zdecydowanie bardziej abstrakcyjny. Nie dość, że był nieprzerwanie ruchomy, to jeszcze w pełni wizualny, kolorowy i roztaczał dziwną woń. Jak.. krew? Ciekawe. Ale piastun nie był nim zdziwiony – bo czym właściwie Źródło rajskiego różniło się od jego mgły? Jedno było nieokreśloną mieszaniną wspomnień i odczuć w formie leniwych oparów, a drugie drgającą, kolorową substancją o nietypowej woni. Właściwie, jak o tym teraz pomyślał, Źródło Jemiołuszka przypominało mu maddarę Vunnuda. Ona też wyrywała się i kąsała, jakby żyła własnym życiem.
Uśmiechnął się zadowolony do dwójki.
– Doskonale. Cieszę się, że ci się podoba Tosh. Zaraz poprubujemy z czymś trudniejszym. – Zachęcił młodego przyjaciela.
– A twoja maddara Jemiołuszku nie jest aż taka dziwna, jak mogłoby się wydawać. Jeśli chcesz, przedstawię cię komuś, kto trzyma w sobie coś, według mnie, podobnego. – Pocieszył drugiego ucznia, przedstawiając swoją propozycję.
– Ale teraz czas na kolejne ćwiczenie. Wybierzcie sobie z polany dowolną rzecz i spróbujcie odwzorować ją własną magią. Macie dowolność – kamyk, kwiatek, garść ziemi, albo śniegu, cokolwiek. – Rozejrzał się dookoła, jakby szukał czegoś dla siebie. Miejsce nie obfitowało w wymyślne twory, co było jego plusem.
– Pamiętajcie, żeby skupić się na szczegółach. Kształcie, rozmiarze i barwie. Ciężarze, twardości, fakturze. A nawet na takich rzeczach jak temperatura, wilgotność, zapach, czy ruch. – Wymienił, choć wiedział, że duża ilość szczegółów mogła początkowo być niezmiernie trudna do uchwycenia. Powołanie do istnienia zwykłego kamienia kosztowało go za pierwszym razem pół wieczoru prób i zawroty głowy. No, ale Rairish i Jemiołuszek nie byli nim. Miał wrażenie, że ma do czynienia z naturalnymi czarodziejami.
Hektyczny Kolec Najpiękniejsza Łuska