Strona 37 z 48

: 06 lip 2020, 18:14
autor: Szara Rzeczywistość

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

A jego mina wyrażała dokładnie to co zamierzał jej zrobić jeśli faktycznie spróbuje... Skończyło się rzucanie słów na wiatr, doskonale znał swoją przewagę nad nią, a poza tym ona wyglądała jakby lubowała w bólu. Oh, chętnie by jej pomógł z tym, jednak nie mógł obiecać, że taka zabawa by się skończyła... Łowca to nikt inny jak morderca, zabijał łapami wiele zwierząt, a smoki to też zwierzęta... nie? Żadna to różnica.
Upił się, trochę na pewno uderzył go alkohol, ale według niego sens zachował w słowach. Na prawdę wierzył, że ktoś oprócz niego miał wpływ na jego los, a jednak nie potrafił powiedzieć czy to bogowie czy jakaś inna osoba kierowała jego poczynaniem i bawiła się jego losem. Jeśli tak było to tak bardzo chciał mu podziękować co i go zagryźć... No ale mniejsza o to kto, ważniejsze pytanie ile... ile jeszcze będzie musiał znosić swój piekielny los?
Tak, stracił DUŻO. Calad nigdy nie powiedziałby, że stracił wszystko, gdyż dopóki potrafił poruszać własnymi łapami to nie utracił wszystkiego. Nadzieja? Nie tyle nadzieja co żelazne postanowienie, że się nie złamie, jeśli będzie trzeba to wypije cały alkohol na świecie dla zapomnienia o smutku, ale ten smutek w końcu przełknie, pozostawiając twardego jak kamień smoka, a czy bogowie mięli taki pomysł? Tego nie wiedział, ale do tego dążył. Może i jego los był przypieczętowany? To tylko jego myśli wypowiedziane na głos... Były tak samo wiążące co same słowa bez przypieczętowania krwią. Również mógł jej przedstawić pogląd na temat tego jak jego życie było niezależnie i ile rzeczy spieprzył w sowim życiu. Wygodniej było zrzucić winę na los i bogów. Wygodniej i mniej boleśnie.
Tak, był źródłem swoich nieszczęść. Mógł postępować inaczej, zostawić cholerną Eurith i ta pewnie zdechłaby zdecydowanie szybciej... a tak to przynajmniej jego spuścizna przeżyła... wykonał zadanie, które powierza natura.
Nie odezwał się nawet kiedy wstała, dopił szybkim haustem trunek i warknął kiedy przełknął. Fajkę wsadził sobie do pyska, odpalił ją i z bimbrem w łapie powoli się podniósł.
Spoglądał jeszcze przez chwilę na kupczynię z ponurą miną, aż po prostu ruszył w swoją stronę. Brzmiało to jak pożegnanie, a tym bardziej i on miał dość przepychanki słownej. W ciszy więc odszedł, znaleźć miejsce w którym będzie sobie mógł opróżnić butelkę bimbru.

: 29 lip 2020, 23:35
autor: Bandycka Groźba
Bandytka moczyła się w płytkiej wodzie na brzegu. Postanowiła odrobinę odprężyć się po szukaniu guza na arenie, więc leżała sobie w zacienionym miejscu, gdzie woda sięgała do kostek. Zaczęła drzemać rozkoszując się cichym szumem, przyjemnym chłodem jeziorka oraz ciepełkiem letniego, Złotego Pyska. Żyć, nie umierać, bić nie rozcierać!

: 30 lip 2020, 0:35
autor: Światokrążca
Tak tak, to był wyjątkowo przyjemny dzień. Światokrążca spokojnie pływał w głębinach Zimnego Jeziora, bo w sumie dawno go nie odwiedzał. A warto by było zobaczyć jak tam się miewają miejscowe ryby i wodorosty. Po spędzeniu tak dłuższego czasu, postanowił w końcu wyjść na brzeg by się powygrzewać w słonku. I tak powoli ponad taflę jeziora, zaczęło się coś wyłaniać, najpierw kolorowa kryza na łbie i grzbiecie, potem czubek głowy, czarny pysk, różowa szyja, kolorowa płetwa na ogonie. Kiedy jednak ślepia starca przyzwyczaiły się do ostrego słońca, tak kontrastującego z półmrokiem głębin, nagle cóż... okazało się, że wcale nie był sam, tylko jakiś ogon od niego wylegiwała się młoda samiczka. Westchnął tylko.

: 01 sie 2020, 19:48
autor: Bandycka Groźba
Bandycka balansowała na granicy snu i rzeczywistości, pozostając czujna. Wybudziły ją niewielkie zmiany w drganiach wody, która zaczęła wlewać się jej do nosa. Otworzyła złote ślepia, dostrzegając kolorowe, długie łuski wynurzające się z wody. Nie płynęły one jednak w jej stronę, więc jedynie podniosła zaciekawiona głowę. W Pladze nie było ani jednego, morskiego smoka, więc Mir dopiero pierwszy raz w życiu miała styczność z przedstawicielem tego gatunku. A i osobnik, który wyłonił się z wody wyglądał osobliwie – kolorowa baryła, z charakterystycznymi kikutami skrzydeł i płetwą ogonową. Samiczka powęszyła w powietrzu, wyczuwając słabą woń...błota? Ziemi? Nie była pewna, ale jeśli znów trafiła na smoka Ziemi to miała naprawdę do nich szczęście. Coś ostatnio często się z nimi stykała.
Hej, dziadku, jesteś może przypadkiem ze stada Ziemi? – zapytała, spoglądając w jego kierunku. Do czarta, on był taki stary czy tylko zmęczony życiem? Żeby nie było zaraz z tego jakiegoś ambarasu, że wyciągnie tu kopyta, a ją oskarżą że doprowadziła biedaka do zawału serca. – Miałabym pytanie o jednego z waszych smoków. W zasadzie to jednego z byłych smoków Ziemi. – uściśliła, nie zdając sobie sprawy że jak mało to stwierdzenie zawęża krąg podejrzanych.

: 04 sie 2020, 13:53
autor: Światokrążca
W czasie kiedy Światokrążca pływał po Zimnym Jeziorze, niewidzialny Gael szedł spokojnym krokiem po piaszczystym brzegu. Więc to były "tereny wspólne", ciekawe. Podniósł rogaty łeb, kopytem zahaczając o tafle wody. W tle na wyspie pośrodku jeziora majaczyła sylwetka dziwnej góry kształtem przypominającą driadę. Nie wyglądała na naturalną formację skalną, czyżby smoki postawiły tu ją w jakimś celu?
Obrócił głowę gdy Światokrążca wynurzył się z wody i zaczął jakąś interakcję z nieznaną mu smoczycą. Biały Jeleń podszedł bliżej, nie przybierając jednak widzialnej postaci. Był tutaj jedynie obserwatorem, a jego obecność zdradzały jedynie ślady na piasku.

Światokrążca podszedł bliżej fioletowołuskiego smoka.
No widzisz jajecznico tak się składa, że jestem. – odpowiedział samicy kpiąco uśmiechając się półgębkiem, lekko przy tym odsłaniając końcówki kłów. Morski wydał z siebie krótkie "mhm", wywrócił ślepiami i spojrzał na Bandydtke. – Który były smok Ziemi? – zapytał podnosząc jeden łuk brwiowy. Nie zapowiadało się na przyjemny temat.

: 09 sie 2020, 0:34
autor: Bandycka Groźba
Jajecznico? Mir zmrużyła lekko żółte ślepia i przekręciła głowę na bok, spoglądając na obcego zaciekawiony ptak na pełznącego po liściu robaczka. Dziadek był bardziej żywotny niż zakładała. Ton jego wypowiedzi oraz jego ciekawa fizjonomia sprawiły, że skupiła na nim całą swoją uwagę, nie dostrzegając małych śladów na piasku.
Przedstawia się imieniem Calad. Chudy, z granatową łuską i błonami na szyi, ten co teraz jest w Pladze. – opisała, zastanawiając się jak dużo byłych smoków miała Ziemia, skoro baryłowaty samiec domagał się doprecyzowania. Dobrze, że głuchy chociaż nie był. – Czy kiedykolwiek powiedział komukolwiek z was dlaczego opuścił Ziemię? – zapytała. – Nie zdawał się być u was przesadnie szczęśliwy i zazwyczaj nie wspomina dawnych czasów, jakby chciał was wyprzeć z pamięci. To jedna strona wydarzeń. – powiedziała, podnosząc łapę i kierując ją wdzięcznym ruchem w stronę samca, dając mu znać że może teraz odpowiedzieć. – Teraz chciałabym poznać wersję drugiej strony. – dodała. Nie chwaliła się kim jest i po co jej ta wiedza, nie było na razie potrzeby. Dziadek się nie przestawił, to ona też nie zamierzała być do przodu.

: 09 sie 2020, 1:56
autor: Światokrążca
Mmmmmh – stary samiec zmrużył ślepia w zastanowieniu – Wydaje mi się, że było kilka powodów, które sprawiły, że podjął taką decyzję... włączając w to mnie – uśmiechnął się złośliwie półgębkiem, ale te słowa niosły za sobą gorzki posmak, który zawisł w powietrzu. – Ale co było dokladnym powodem... trudno mi rzec. Nie dokońca potrafię zrozumieć – tu zapauzował jakby mientoloąc w myślach nowe imię – Calada.
Byłem wtedy przywódcą mojego stada, Trzęsieniem Ziemi, a on był Hojnym, a późnej Godnym Uczynkiem. Mam wrażenie, że od samego początku był bardzo... jakby to ująć... uparty? Zatwardziały w widzeniu świata tylko po swojemu? Bo spotkałem go niedawno i jedyne co się zmieniło to jego poglądy, ale równie nie dopuszczające perspektywy innych i pewne swej niezachwianej racji co wcześniej. – uśmichenął się drwiąco. – Za młodu był też wtedy strasznie idealistyczny, a mnie widział jako... wzór? Ojca? Bohatera nie jestem pewien, ale było to dla mnie trochę... niekomfortowe, chociaż tego nie okazywałem, bo uznałem, że taki porostu jego styl bycia. Szczególnie, że nikt nigdy nie zwracał się do mnie z takim hmm szacunkiem? Uznaniem? Sam zawsze zwracam się do wszystkich na równi nie ważne, czy to adept czy bóg. No i mam swoje za uszami i daleko mi do ideału, a jedyne co, to wykonywałem swoją robotę jako przywódca. Nigdy mi się nie marzyło by nim zostać, ale stado tego potrzebowało. Strasznie dusząca pozycja. Z jednej strony miło mieć możliwość tworzenia zmian własnymi łapami i tego, że nikt nie kwestionuje gdy przejmuje kontrolę nad sytacją ale tak trzeba uważać na słowa. – westchnął dramatycznie i delikatnie oparł prawą pobliźnioną łapę o pierś jak jakaś diwa.
Więc mamy naszego idealistycznego Godnego wpatrzonego ślepo w Ziemie... I we mnie, aż tu nagle do opowieści wkracza ktoś inny, tchórz i zdrajca, którego imię jest niewarte pamiętania i tworzy ryse w tym obrazie stada. Ah gdybym wiedział to co wiem teraz, postąpiłbym wtedy inaczej. Widziałem wtedy smoka, któremu trzeba pomóc i dać szanse, ale to były płonne starania, które zarysowało więcej stada. – zmarszczył pysk wyraźnie niezadowolony. Ale po chwili uśmiechął się szelomwsko do swojej rozmówczyni.
Nooo ale moja droga. Zanim opowiem coś więcej, przydałoby się byś ty również czymś się podzieliła. – dla dramatyzmu pstryknął palcami, a z nich poleciało kilka srebrnych iskier – Na przykład dlaczego pytasz o Calada i co cię z nim łączy, a także jak się nazywasz. – zmrużył ślepia wyzywająco i nie przestawał się uśmiechać.

: 14 sie 2020, 21:09
autor: Bandycka Groźba
"...wliczając w to mnie."

Hoho, zanosiło się na ciekawą opowieść. Bandycka była wyraźnie zaciekawiona na co wskazywały delikatne ruchy grzywy oraz końcówki ogona. Brzmiało na tyle ciekawie, że przez moment zapomniała, żeby słowa obcych smoków brać z przymrużeniem oka. Bo co broniło baryłkowatemu dziadkowi kłamać i ją bajerować? Na razie jednak skupiła się na samej opowieści, która wydawała się być całkiem wiarygodna. Bo wizerunek Calada wyrysowany słowami samca był całkiem podobny do tego, który sama znała.
Nie zmienił się wcale. – mruknęła, wspominając najpierw ich rozmowę na kurhanach, a potem także w jej grocie. Zamrugała żółtymi ślepiami, uświadamiając sobie, że ma przed sobą byłego przywódcę, a więc całkiem ważnego smoka. Obcy musiał być już starszym. Plaga była całkiem młodym stadem, oni starszych nie mieli. Najbliżej był chyba dziadek Khagar i Burdig, ale im jeszcze trochę brakowało.

Godny Uczynek. Ależ to dziwnie brzmiało, zupełnie jakby rozmawiali o innym smoku. Zmrużyła lekko żółte ślepia, słysząc o dodatkowej, trzeciej postaci tego dramatu. Robiło się coraz ciekawiej. Obcy samiec był jednak dobrym gawędziarzem, bo wiedział w którym momencie urwać historię tak, żeby nie pozostawić jej wyboru.
Jestem Bandycka Groźba, wojowniczka Plagi i córka Calada. Jego i Eskalacji Konfliktu. – przedstawiła się, a jej pysk rozciągnął się w uśmiechu odsłaniając białe kły. – Pytam o niego bo... próbuję się z nim dogadać. – odpowiedziała po chwili, jakby szukała właściwych słów. Ona także nie chciała zdradzać od razu wszystkiego, a już zwłaszcza tego, że poszło o autodestrukcyjne ciągoty ojca. – Próbowałam dwa razy i dwa razy nie skończyło się za dobrze, bo jest dokładnie taki jak opisujesz: uparty i niezachwiany w swoich decyzjach. Nie mogę go zrozumieć rozmawiając z nim, więc próbuję to zrobić rozmawiając z innymi smokami, z którymi miał kontakt. W Pladze i po za nią, zastanawiając się dlaczego zachowuje się tak, jak się zachowuje. – starała się to wyjaśnić z chłodnym, logicznym dystansem. Niezależnie od tego jak bardzo nie chciała się do tego przyznać przed sobą i przed innymi, martwiła się o ojca.

Ale wracając do ciebie, Dziadku Ziemi, twoje uszy nie są zbyt duże i pomimo tego co za nimi miałeś, Calad... – odruchowo posługiwała się plagijskim imieniem ojca. – Godny cię szanował. Co się zmieniło? Czy przez tego zdrajcę odszedł z Ziemi? Sądziłam, że zrobił to dla mojej matki, żeby być z nią w jednym stadzie.

: 28 wrz 2020, 12:02
autor: Symbol Pustki
Powoli kończył się już zachód słońca i miał nastać niedługo mrok. Bjallvar wykluł się w lecie, a dopiero teraz poznawał uroki wczesnej jesieni. Krótsze dni były dla niego zbawienne, nie znosił ciepła unoszącego się w powietrzu. Nagrzane łuski wołały o jakąś chłodną kąpiel, którą mógł sobie zafundować w zimnym jeziorze. Wywerna powoli zanurzyła się aż po brzuch, dalej sięgając łapami dna. Ten skrawek brzegu był dobrze ukryty przez różne szuwary, co powinno dać mu ułudę izolacji i spokoju.
Zakręcił się w wodzie i położył z pyskiem na brzegu. Z wody wystawała mu tylko głowa, część szyi i kolczaste wypustki na grzbiecie. Osiągnął już praktycznie pełną dorosłość ciała, więc zdążył nauczyć się tego jak się układać w wodzie by nie utonąć. Powinien pewnie udać się nad morze, ale było trochę daleko. Dalej czuł ból po oparzeniach z niedawnej walki, wolał więc odpocząć nim wróci do sie... na tereny Plagi. Wszak nie sypiał w obozie i nie miał konkretnego miejsca spoczynku.
Nie pozwolił sobie na drzemkę. Półprzymknięte ślepia obserwowały uważnie okolicę, a wrażliwy słuch badał wszystkie dźwięki które mogły świadczyć o potencjalnej zasadzce.

// Imbirowa.

: 28 wrz 2020, 12:58
autor: Słodycz Ziemi
Młoda postanowiła zrobić sobie dzień wolny od wszystkiego. Polowań, treningów, nawet spotkań z innymi smokami. Taki dzień tylko dla niej, dzień w którym skupiła się tylko na sobie. Każdy potrzebuje czasami takiego dnia, prawda? Naostrzyła sobie porządnie pazurki pilniczkiem, tak jak pokazała jej mamusia, wzięła długą kąpiel w źródełku, w tylko sobie znanym miejscu. A przynajmniej nigdy tam nikogo nie spotkała. Zawsze jej kąpiele były szybkie, goniło ją tysiąc rzeczy na raz. Dzisiaj jednak nawet do źródełka wrzuciła kilka lasek cynamonu i garść goździków. Już dawno odkryła, że korzenne zapachy dobrze na nią działają. Po takiej kąpieli jej łuski oraz grzywka otulała przyjemna woń, roztaczająca się wokół młodej. Pewnie niedługo będzie musiała ukryć ów zapach, tak samo kolor pomarańczowych łusek, gdy ruszy na kolejne polowanie, teraz jednak o tym nie myślała. Koniec dnia chciała spędzić w zaciszu, posiedzieć na piasku i popatrzeć sobie na fale marszczące powierzchnię jeziorka. Stąpała lekko, bezszelestnie oraz starała się mimo wszystko iść pod wiatr. Nawyk ten nabyła podczas ostatnich polowań. Obserwowała przybrzeżne szuwary i szukała dla siebie idealnego miejsca w którym mogłaby przysiąść. Nagle młodej mignął coś jakby znany kolor łusek. Zatrzymała się i zmrużyła ślepia by lepiej się przyjrzeć. Dojrzenie czegokolwiek było ciężkie, a ruch wodnych roślin jej tego nie ułatwiał. Zauważyła TE łuski chyba tylko jedynie dzięki naprawdę dobremu wzrokowi. Uśmiechnęła się wesoło do siebie, a na serduszku zrobiło się jej jakoś tak cieplej. Schowała się za pobliskim głazem, mając nadzieję, ze Plagijczyk jeszcze jej nie dojrzał. Imbirka zamknęła na chwilę ślepia i wyobraziła sobie motylka, tak pomarańczowego jak jej łuski. Przelała maddarę w twór, a owad zmaterializował się tuż przy niej. Młoda, nadal ukryta za głazem, skierowała motylka w stronę Bjallvara. Miał on przysiąść na nosku młodego smoka i nie dać się strącić nawet gwałtownymi ruchami łba. Czyż to nie piękna ozdoba dla tak ponurego smoczka?

: 28 wrz 2020, 13:07
autor: Symbol Pustki
Adeptka mogła próbować iść pod wiatr, ale intensywne zapachy miały to do siebie, że czuć je było mimo wsparcia natury. Co prawda węch nie był jego konikiem, jednak swąd tak intensywnej, nietypowej dla okolicy woni był zbyt oczywisty. Zmarszczył nozdrza i zwęził je w przecinki. Nawet nie interesowało go co produkowało taki smród, dopóki nie miał z tym bezpośredniej styczności. Zaraz zabierze go jakiś podmuch wiatru, racja?
Zamknięty na maddarę nie wyczuwał jej wibracji, gdy była używana z dala od niego. Nie rozpoznał więc w motylu niczego dziwnego, przynajmniej do czasu kiedy nie usiadł mu na nosie. Zazezował na twór, nie mając jednak ochoty nawet poruszać łbem by go z siebie strącić. Bo i po co? Wypuścił przy wydechu kłąb ciepłego powietrza przez nos, z odrobiną drażniącego dymu typowego dla często ziejących smoków. Ciemna mgiełka pochłonęła motyla. I albo owad zniknął wraz z rozmyciem się dymu, albo dalej siedział na łuskach wywerny. Niezależnie od rezultatu, Bjallvar się nie poruszył. Wręcz stracił to chwilowe zainteresowanie zwierzęciem i spoglądał znowu w przestrzeń, przed siebie.

: 28 wrz 2020, 22:48
autor: Słodycz Ziemi
Gdy tylko motylka owiał dym z nozdrzy, ten wzbił się w powietrze i zamienił w złoty pył, który opadł na pyszczek Bjallvara, by po kilku uderzeniach serca zupełnie zniknąć. No teraz to Plagijczyk na pewno się domyślił, iż ktoś używa magii. Zwykłe motylki bowiem nie wybuchały by stać się błyszczącym proszkiem. No przynajmniej z tego co wiedziała Goździk. Zachichotała cicho i wyszła ze swojego ukrycia, nie próbując już pozostać niezauważoną. Podeszła pewnym krokiem do starszego smoka, a jej błękitne ślepia lśniły wesoło. Nie wiedzieć czemu, lubiła go. Może ten jego sposób bycia? A może to, że nawet gdy próbował być groźny, wredny i nieprzyjemny, nigdy jej tak naprawdę nie skrzywdził. Generalnie czuła się przy nim dość bezpiecznie. Ale z drugiej strony, czy był smok, któremu młoda by nie zaufała w pierwszym odruchu? Raczej nie. Korzenna woń Imbirki wyprzedzała ją, zwiastując jej przybycie. Tak tak, to ona tak ślicznie pachniała. Już miała się przywitać z Bjallvarem, otworzyła nawet pyszczek, lecz słowa utkwiły jej w gardle. Przeraziło ją to, co widziała. Wokół smoka zauważyła krew, dobrze widoczną w krystalicznej wodzie, nawet pomimo zmroku. Młoda dla pewności zaciągnęła powietrza w nozdrza. Tak, to definitywnie krew. Skrzywiła się nieznacznie, ruch ten wywołał lekki ból. Sama miała obolały nosek po niedawnym spotkaniu z kokatrysem, a na jego czubku widoczne były jeszcze świeże blizny. Ha, przynajmniej zabiła to durne ptaszysko. Z małą pomocą tatusia. Jednakże rany, a zwłaszcza na skrzydle Bjallvara wyglądały dużo poważniej. Mimo, że ukryte pod wodą, nie można było ich nie zauważyć. Pochyliła się, niemal stykając się pyszczkiem z nozdrzami Plagijczyka. Chciała sprawdzić czy jest przytomny. Chyba jest...
– Bjallvarze, wszystko w porządku? Mam wezwać, mamusię? To wasza Uzdrowicielka, z Plagi, na pewno ci pomoże. Bardzo cię boli? – Zapytała z nieskrywanym współczuciem w głosie. Było jej szkoda tego smoczka, nienawidziła patrzeć na czyjąś krzywdę. Sama nie lubiła jej zadawać. To pewnie dyskwalifikowało ją z profesji Wojownika bądź Czarodzieja. Dopóki Basior nie doznał poważnej rany podczas pomocy na polowaniu, Imbirka współczuła nawet temu drapieżnikowi, który mając tak wiele ciężkich ran nadal stał i odczuwał ból. Młoda tym razem powstrzymała się przed próbą fizycznego pocieszenia smoka. Nie wiedziała, czy oprócz tych widocznych obrażeń, nie ma jakichś wewnętrznych. Przynajmniej tego się nauczyła od Basiora, że nie wszystkie rany są widoczne na pierwszy rzut oka.

: 28 wrz 2020, 23:13
autor: Symbol Pustki
Racja, nie wybuchały, ale to nadal nie było wystarczające by go poruszyć. Co najwyżej uchylił szerzej powieki czując nagły swąd na pysku, na znacznie większą skalę niż ledwie wyczuwalne odnóża owada. Już sam chichot zdradził mu kto go nawiedził, nawet nie musiał spoglądać w tamtym kierunku. Przesunął brodę nieco do boku, aby widzieć nadciągającą Goździk. Wolał mieć pełen obraz tego czy samica zaraz się na niego w przypływie pozytywnych emocji nie rzuci. Jednak się nieco zdziwił w środku gdy jej reakcja zmieniła się tak diametralnie... śmierdział, czy co?
... och, no tak. Krew dookoła która spłynęła mu z łusek na których zaschła po walce. Dla niego taki widok nie był niczym dziwnym, i myślałby kto, że dla łowcy który powinien codziennie podrzynać gardła też nie będzie. Cofnął nos jak tylko samica próbowała zbliżyć swój. Podniósł łeb, a woda ściekała kaskadą po błonie na jego szyi, aż przeobraziła się w pojedyncze strużki.
To efekt jej interwencji. – Powiedział beznamiętnie, może troszeczkę kąśliwie. Ha'ara albo nie miała takiego talentu jak wszyscy sądzili, albo zwyczajnie miał pecha gdy chodziło o leczenie się u niej. Tak czy owak, rany poważniejsze zawsze zostawiały blizny i nie miał o to żalu. Nawet lepiej, miał wymówkę by leżeć brzuchem do góry i nic nie robić. – Nic mi nie jest. – Dodał naprędce, nawet jeżeli nie do końca była to prawda, to wolał to od jej lawiny uczuć. Było to mniej zjadliwe od bólu mięśni. Nikt poza nią go tym nie uraczył w życiu, więc wydawało mu się to nie tyle osobliwe, co wręcz nienaturalne.
Podparł się zdrowym skrzydłem, aby przejść do siadu. Zatopił palce w piachu na brzegu i wsłuchiwał się w kapiącą z jego ciała wodę, która wracała do jeziora.
Strasznie śmierdzisz. – stwierdził, marszcząc nos. Rany, to naprawdę był ostry zapach, a im bliżej była, tym większe miał zawroty głowy. Zastanawiał się jeszcze czy jej "wyperswadować" siedzenie w otoczce takiego zapachu, czy może jej w tym "pomóc". Na przykład wrzucając ją niby to przypadkiem do wody. Głęboko, aż ten smród nie zejdzie...
Zaraz się tu udusi. Napęczniała mu pierś, w której próbował usilnie zebrać czyste powietrze sprzed chwili. Napiął się jak struna.

: 28 wrz 2020, 23:48
autor: Słodycz Ziemi
Zmarszczyła nieznacznie pyszczek i syknęła, bo obolałe nozdrza dały o sobie znać. Serio, powinna przestać, ale taki odruch. No bo jak to efekt interwencji mamusi? Ona jest przecież bardzo zdolna... Ale może Bjallvar się nie dawał? Przecież on unika każdego bliższego kontaktu jak ognia. No to wiadomo już, że to jego wina. Pfffff....
– Nooo... Moja mamusia... Dałabym sobie łapkę uciąć, że zrobiła wszystko co mogła by ci pomóc. Nie chciała cię na pewno skrzywdzić. Ty się pewnie wierciłeś, he? – Stanęła w obronie Uzdrowicielki, oj nie da jej obrażać nikomu. Zaraz jednak uśmiechnęła się delikatnie.. I na darmo. Warknęła do niego, słysząc, że.... ŚMIERDZI. Cóż za bezczelność! Nie oburzyła się jednakże na poważnie, a bardziej po to by pokazać swoje niezadowolenie. Uniosła swój długi ogon i trzepnęła nim o powierzchnię wody, tak, że rozprysła się ona na pysku Bjallvara.
– A co, może ty, oblepiony w krwi i kurzu pachniesz lepiej? Nie znasz się i dramatyzujesz! To jest zapach cynamonu i.. goździków. – W tym miejscu wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu. Kto by pomyślał, że tatuś trafi tak dobrze z jej pierwszym imieniem.
– Polecam. Bardzo relaksuje. Można podgrzać wodę i wówczas zapachy stają się intensywniejsze. Jeśli chcesz, mogę ci przygotować taką kąpiel. Tam obok jest źródełko wody, o którym nikt nie wie. – Rzekła zachęcająco, palcem łapy wskazując kierunek, z którego przyszłą. Nagle wyraz pyszczka młodej zmienił się. Wbiła spojrzenie błękitnych ślepi w Bjallvara, jakby się nad czymś zastanawiając. Ciekawe, czy Plagijczyk zaspokoi jej ciekawość? Czy może wyśmieje? Ale jak nie zapyta to skąd będzie wiedzieć?
– Ej, wiesz co, ja to mam do ciepie takie pytanko... – Zaczęła słodkim głosikiem, robiąc niewinną minkę.
– Skąd wiesz, że chce ci się chędożyć? To znaczy... No rozmawiałam o tym ostatnio z mamusią, no i wiesz zapytałabym jej, ale no ona jest samiczką. A ty samcem. Czy eee.... Wy czujecie jakoś inaczej? Proszę, Bjallvarze odpowiedz mi! – Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Możliwe, że była to też próba odciągnięcia jego uwagi od bólu skrzydła. Jak to się mówi, dwie pieczenie na jednym ogniu. Miała nadzieję, że dowie się czegoś z punktu widzenia samców, a przy okazji zajmie jego umysł czymś innym. Domyślała się, iż Plagijczyk nie powie słowa, że go coś boli, a będzie to raczej ukrywał.

: 29 wrz 2020, 11:48
autor: Symbol Pustki
Nadęła się jak żaba z tej złości, nie do końca rozumiał dlaczego. Może nie musiała do tej pory korzystać z pomocy medycznej i zwyczajnie nie wiedziała, że poważne rany i tak zostawiają ślady na jakiś czas, niezależnie od zaangażowania i starań uzdrowiciela? Nie jego rolą było jej to tłumaczyć, więc zostawił tę kwestię dla swoich myśli.
Byłem nieprzytomny. – Sprostował, i jeżeli to był żart z jej strony, to nie załapał. Nigdy się nie śmiał, więc i tak nie spotkałaby się z żadną reakcją tego typu. – Nieistotne. – Dodał prędko, nie chcąc marnować energii na wymianę zdań na tak bzdurny temat. Jeszcze żeby dotyczył kogoś (lub czegoś) interesującego...
Nadal się jednak kukuryczyła, teraz z innego tytułu. O rety, rozmowa z nią to jak wędrówka po równinie usłanej pułapkami. Jeden zły krok i tracisz łapę. W jego przypadku – chęć do życia. A ona i tak nie była u niego szczególnie wysoka. Zmrużył ślepia by uchronić je przed natryskiem wody, jednak poza tym się nie poruszył. Nie był z cukru.
Capisz jak moja ma... jak Mahvran. – Mruknął, nie chcąc się wdawać w także tę dyskusję. W ogóle nie chciał dyskutować, o niczym. Czy mogła już sobie pójść? Nie dość, że jej nienaturalnie wesoła aura przytłaczała jego chmurkę beznamiętności, to jeszcze roznosiła ten zapach tak bardzo podobny do Wiedźmy. Miał do niego ambiwalentny stosunek.
Na jej propozycję nic nie powiedział, jedynie jego pysk na moment wykrzywił się w niezadowolonym grymasie. Ani myślał wychodzić z tej wody, a już tym bardziej nie po to by zanurzyć się w czymś co miało sprawić że zacznie śmierdzieć nienaturalnie. Wolał stęchliznę, trupi jad i zaschniętą krew od ziołowych specyfików.
Potem zaczęła robić te swoje maślane oczy i już wiedział co się kroi. Miała zadać bardzo niewygodne pytanie, albo zrobić coś za co mógłby próbować urwać jej głowę. Przyjrzał się jej podejrzliwie, łypiąc na nią z dołu. I spodziewał się zasadniczo wszystkiego, tylko nie tego. Że co...? Kto jej...? Ach, no przecież. Tylko czemu jego o to pytała? Podobno miała tego całego tatusia, też był samcem. Niech jemu łeb zawraca. Ech.
Cóż, na pewno gdy patrzę na ciebie wiem, że mi się nie chce. – Odparł złośliwie i wymijająco, choć nie spodziewał się że zrozumie o co mu chodzi. I nawet nie rzecz w tym że była brzydka – bo znał paskudniejsze, na przykład tę grubaskę z Ognia – ale po prostu była jeszcze dzieckiem. Musiałby być chory na umyśle by podniecać się jakkolwiek jej osobą. Już pomijając fakt, że jego w ogóle nic nie ruszało. Wątpił, aby to co ma między łapami okazało się zdrajcą, który jako jedyny coś odczuwa w egzystencji Bjallvara.
...ale trafisz kiedyś na kogoś, kto ci to po prostu pokaże, odbierając to za zaproszenie. Wtedy nie będziesz już taka wesoła. – Przestrzegł, czy też próbował ją przestraszyć wizją gwałtu. Nie sądził jednak by do niej dotarło to przesłanie.
Zanurzył pysk w wodzie niczym czapla, a po chwili go wynurzył. Opłukał się z zapachu który naniosła na niego samica swoim zbliżeniem się sprzed kilku minut. Zaraz potem wyszedł jednak na brzeg, wymijając ją. Z dala od piachu, aż na trawę. Nie znosił piasku, wszędzie się wbijał, a wyciąganie go spomiędzy łusek było upierdliwe. Usiadł więc na trawie kawałek dalej, chcąc przeschnąć na słońcu. Lewe ramię skrzydła dalej było szczerniałe po ranie, ale się goiło – kwestią czasu było by wróciło do normalnej barwy i odzyskało pełnię sprawności.
Nie masz miejsca gdzie musisz być? – zagadnął, niby to przyjaźnie. Może jak jej przypomni o czymś, to Goździk sobie pójdzie i da mu spokój.

: 29 wrz 2020, 13:43
autor: Słodycz Ziemi
Pierwszy raz u Bjallvara widziała... Zmieszanie? Zdziwienie? Czy powiedziała coś nie tak? Ale skoro mamusia z nią o tym rozmawiała to chyba normalny temat, czy nie? Przekrzywiła łebek, jakby miało jej to pomóc lepiej zrozumieć samca. Nie bardzo przejęła się jego złośliwym komentarzem, bo też nie do końca wiedziała o co mu może chodzić. Niby dlaczego miałoby mu się chcieć chędożyć, gdy patrzył na nią? Chyba lepiej, że tak nie było? Och, zrodziło się nagle tyle nowych pytań w jej łebku!
– Eeeee no ty jesteś jakiś.. Stary. To może poszukaj sobie kogoś swoim wieku, co? – Rzuciła mu całkiem szczerze. To prawda, jej kolega z Plagi jakoś dziwnie szybko się starzał. W ogóle nie przypominał już jej rówieśnika. Błędny Kolec, Brzoskwinka, Ćmia Łuska... Wszyscy dorastali w miarę równomiernie, a ciało Upierdliwego zmieniało się znacznie szybciej niż ich. Co nie znaczy, że na gorsze. Młoda nie mogła przeoczyć tego, że z każdym spotkaniem był co raz bardziej.. Samczy. Postawa młodej natomiast była mieszana. Niekiedy baaaaardzo pisklęca, innym razem dziwnie dojrzała.
– Nooo to skoro teraz ci się nie chce, to kiedy ci się chce? Ej w sumie to nie zapytałam o coś mamusi jeszcze, to ty mi powiedz, ok? A można no... Samemu sobie chędożyć? Bez drugiej smoczycy lub smoka? A jeśli tak to pokażesz mi jak to się robi? – Dopytywała, bardziej z zaciekawieniem dotyczącym samego faktu czynności, niż w związku z jakimś podtekstem. A łatwiej jej było pytać kogoś, kogo traktowała na równi, niż powiedzmy tatusia lub Strażnika. Basior był jej opiekunem i ostoją bezpieczeństwa, a dziadek... Budził w niej za duży respekt i miał inne ważne tematy na łebku.
– Nooo... Ale dlaczego mam nie być wesoła? Mamusia mówiła, że to jest przyjemne i pogłębia więź między smokami. Dla ciebie to nie jest przyjemne? Nie lubisz? – Chciała jak najlepiej zrozumieć swojego rozmówce. Może coś go bolało podczas.. Tego? A może... Nie mógł? Różne są przecież przypadłości. Co do kolejnego komentarza o jej rzekomym śmierdzeniu tylko przewróciła ślepiami. Obserwowała go jak delikatnie stąpał po piasku i usadowił się na trawie. Uśmiechnęła się chytrze i w dwóch susach znalazła się tuż przy nim. Starała się nie patrzeć na ranne skrzydło żeby nie było mu przykro. Gdy znalazła się przy jego drugim boku, otarła się o niego przymilnie, chcąc zostawić na nim zapach cynamonu i goździków, a w ślepiach Imbirki zalśniły złośliwe ogniki.
– Nie martw się, nigdzie się dzisiaj nie spieszę. Mogę ci potowarzyszyć, bo pewnie ci smutno. – Mimo, że miała całkiem inne plany, bo tego dnia w ogóle nie chciała się z nikim spotykać, to gdy natrafiła na Upierdliwego, doszła do wniosku, że plany można zawsze lekko skorygować. Odsunęła się trochę od niego, wciąż jednak siedziała całkiem blisko.

: 01 paź 2020, 13:56
autor: Symbol Pustki
Stary. Ou. Tego nie słyszał jeszcze, ale coś w tym było. Często czuł się jak starzec w ciele młodego smoka. Może to te całe wspomnienia z poprzedniego życia o których tyle się mówiło? Sny, które naprawdę były wspomnieniami? Jej słowa skwitował tylko cichym parsknięciem. Przynajmniej wiedział, że uczepiła się jego zadu nie dlatego, że budziły się w niej te dziwne uczucia, tylko z innego powodu. Najwidoczniej drażnienie go było zajmujące, skoro robiła to tak często i naturalnie.
Nie szukam nikogo, i nie zamierzam nikogo mieć. – Sprostował stanowczo, patrząc na nią znacząco. Czas płynął różnie. Dziś była od niego młodsza, jutro mogło być na odwrót. Zabawnie działał ten świat. Starczy spojrzeć na Wiedźmę, która na ciele była jego rówieśniczką.
Ciągnęła jednak ten dziwny temat. Aż nie potrafił uwierzyć w to co słyszy. Chciała poznać metody na sam zadowalanie się? Po co? Swędziało ją między łapami? Nie, raczej nie, wtedy by coś z tym zrobiła. Sam nie miał takiej potrzeby, nigdy. Nic go do tej pory nie poruszyło na tyle, by to zmienić.
Pewnie można – wzruszył lekko barkami, niezbyt go to obchodziło. Nabrał powietrza w płuca. Dlaczego jeszcze nie odleciał ani nie odszedł? No tak, był po nieudanym leczeniu, więc i tak by go ta gaduła dogoniła. – Myślisz nad tym co powiesz, czy po prostu wypluwasz z siebie losowy potok słów...? – zapytał, mrużąc przy tym ślepia.
Druga kwestia wzbudziła w nim odrobinę obrzydzenia Ha'arą. Że też takie tematy poruszała z takim smarkiem. Skrzywił się i przysunął na zadzie bliżej piasku. Równie dobrze mógł dorzucić swoją cegiełkę. Skoro własna matka mieszkała jej w głowie, czemu by jako obcy miał być gorszy, mhm? Nakreślił szponem skrzydła okrągły, nieco jajowaty kształt w piasku.
To masz między nogami. Delikatne miejsce, uszkodzone mogłoby doprowadzić do tego, że nigdy nie będziesz miała piskląt – mruknął, a potem zrobił zamach i wbił szpon w środek okręgu, wiercąc nim i wygrzebując spod jasnej nawierzchni piachu tę ciemną, wilgotną. Rysunek się rozmył, wyglądał jak papka. – Wyobraź sobie, że ktoś robi z tym coś takiego. I bynajmniej nie szponem, tylko czymś co służy do tej rzekomej przyjemności. Robi to brutalnie, zadaje ci tylko i wyłącznie ból, przez który nie będziesz mogła siedzieć lub chodzić księżycami, a gdy jest po wszystkim to krew leje ci się między udami. Nie każdy będzie miał wobec ciebie czyste intencje. Niektórym zależy tylko i wyłącznie na zaspakajaniu samych siebie i swoich dewiacji. Nie masz pojęcia ile smoków drży z ekscytacji na samą myśl o zadaniu komuś bólu. – Po tych słowach zamilkł i dźwignął się na łapy.
Jedną z nich zadeptał rysunek, choć raczej nie był to żaden ukryty gest. Wzdrygnął się gdy w doskoku się o niego otarła, z jego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot. Obrócił łeb w jej kierunku i spojrzał bezpośrednio w jej ślepia.
... więc przestań przymilnie szczerzyć się do każdego napotkanego smoka, bo ktoś to kiedyś przeciwko tobie wykorzysta. I żadna zemsta twojej rodziny nie cofnie tego faktu. – Mruknął sucho, cofając pysk. Pewnie powinien jej nagadać bzdur, tak zrobiłaby Mahvran na jego miejscu, ale on nią nie był. Mógł być z jej krwi, z Plagi, mieć obojętny stosunek na praktycznie wszystko, ale niepotrzebnej, brudnej przemocy cielesnej nie akceptował. W ogóle nie akceptował cielesności, była obrzydliwa. A skoro mógł ją od tego odwieść to nawet dobrze. Im mniej smoków na przyszłość, tym lepiej.
Kolejne słowa nie spotkały się z jego entuzjazmem. Nie żeby kiedykolwiek coś takiego okazał.
Cudownie... – sarkazm wylewał się z jego pyska niczym kwas spomiędzy warg jego babki. – Ale nie jestem zainteresowany. Znajdź sobie kogoś, komu podoba się towarzystwo. W jakiejkolwiek formie. – Odparł ponuro.

: 01 paź 2020, 17:00
autor: Słodycz Ziemi
Nikogo nie szuka i nikogo nie chce mieć. Co to znaczy? Nie chce mieć piskląt? Partnera bądź partnerki? Przekrzywiła łebek obserwując go. A czy ona kogoś chce? W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiała. Miała mamusię, tatusia, Brzoskwinkę i Shirona... To były smoki dla niej najważniejsze. A i jeszcze ktoś!
– A ja mam już pisklę! Właściwie to ja i Brzoskwinka, moja siostra. Znalazłyśmy porzucone jajo no i gdy w końcu wykluła się z niej Ptasznik, tatuś powiedział, że to nasze pisklę. Noo... Ale chyba nie zajmujemy się nią za dobrze, bo większość czasu spędza z Lolitką, kompanką tatusia. – W trochę pokrętny sposób zmierzała do tego, że nie zawsze jest tak jak się chce. Ona też jakoś niespecjalnie poszukiwała jaja, którym będzie się zajmować, jednakże któregoś dnia znalazła Ptasznik w krzewach malin. I tak właśnie wężowa samiczka stała się jej rodziną. Młoda wróciła myślami do Bjallvara, który trochę wymijająco odpowiedział na jej pytanie. Wygląda na to, że on także nigdy nie próbował. To może to nie jest takie fajne? Z tym pytaniem wróci jeszcze do mamusi. Ona sprawia wrażenie smoczycy, która zna się na rzeczy. Zignorowała pytanie o potok słów. Sama się już domyśliła, że czasami mówi tak troszeczkę za dużo. Próbowała to kontrolować, naprawdę! Przeniosła za to wzrok na rysunek, słuchając z uwagą słów Plagijczyka. Nooo trochę śmiesznie to przedstawił, ale wiedziała już, że ma coś takiego między łapkami. Ukradkiem zerknęła w stronę zadu artysty, ciekawa co on w takim razie tam ma. A, że było dobrze ukryte i niczego nie dojrzała to skupiła ponownie wzrok na rysunku. Wzdrygnęła się słuchając barwnego i nieprzyjemnego opisu, połączonego z prezentacją wizualną. Noooo faktycznie tak by nie chciała skończyć.
– Ale to jest podłe! Wykorzystać tak smoka, który ci ufa... I jak sprawianie komuś bólu, może być przyjemne? To jest okrutne... – Brzydziła ją sama myśl o tym, że mogłaby kogoś skrzywdzić, nawet nieumyślnie. Żałowała przecież nawet ptaków, które ją poraniły, ale same wyglądały o wiele gorzej i przy tym jeszcze żyły. Nie mogła nawet wyobrazić sobie bólu, który odczuwały pocięte wiele razy przez smocze kły i szpony. A działała jedynie w samoobronie. To o czym mówił Bjallvar, o świadomym krzywdzeniu podczas tak intymnej czynności było szokiem dla młodej. Wpatrywała się w starszego smoka z niedowierzaniem. I jeszcze ktoś miałby wykorzystać to, że jest przyjaźnie nastawiona do smoków?
– Nooo... Ale to chyba ty powinieneś mieć obawy... Bo mi jeszcze nikt nic nie zrobił, oprócz tych durnych ptaków na polowaniu, a ty... No jesteś sobą, czyli niezbyt miły i... Prawie straciłeś skrzydło. – Zerknęła z ukosa na ranne ramię Wojownika. Może i daleko było do stracenia skrzydła, ale rany wyglądały naprawdę poważnie w mniemaniu Goździk. Na ostatnie słowa smoka, spojrzała na niego z przerażeniem. Nie dlatego, że na nią warkną, tym się w ogóle nie przejęła, jakby chciał ją skrzywdzić to miał ostatnio okazję, mógł ją zalać przecież ogniem. Jej przerażenie wynikało z tego, że miałaby wracać teraz sama, gdy się ściemnia. Po tym co jej powiedział? Próbowała przybrać odważny wyraz pyszczka, jednak dość nieudolnie. Młoda nie potrafiła kłamać, można było z jej mimiki czytać jak z otwartej księgi. Spojrzała w górę, próbując się trochę uspokoić.
– Te migające punkciki to dusze zmarłych smoków, a jak myślisz, czym jest ta rzecz, która co miesiąc zmienia kształt? Myślisz, że mieszkają tam bogowie? – Wskazała łapką najpierw na gwiazdy, a później na księżyc, który dzisiaj miał kształt rogalika. Bardziej niż rozmawiać o księżycu, chciała zatrzymać jak najdłużej Bjallvara, bo autentycznie bała się zostać teraz sama.
– Nie idź jeszcze. – Wymsknęło się jej ledwo słyszalnie i szybko przygryzła dolną wargę, jakby chciała zatrzymać słowa, które mogłyby się wysypać z jej pyszczka.

: 01 paź 2020, 17:50
autor: Symbol Pustki
To nie to samo. Opiekujesz się przybłędą, nie swoim dzieckiem. – Odparł, marszcząc nozdrza. – Sam będąc młodszym od obecnej ciebie znalazłem świeżo wyklute pisklę naszej zmarłej wojowniczki. Prawie go nie zadeptałem na śmierć. Przez przypadek, oczywiście. – Czyżby to żartobliwy sposób rozluźnienia sytuacji? Nie, raczej nie, on nie żartował z niczego.
Na jej zdumioną reakcję wzruszył ponownie barkami.
Takie jest życie. Spotkasz wiele różnych i dziwnych smoków. Także okrutnych. – Co prawda nie życzył jej tego, ale nie było co mydlić jej oczu. Lepiej być gotowym na podłość i ból, wtedy jest się przezorniejszym. Sam wyznawał tę zasadę. Myślał, że jak wyleje zimną wodę na jej łeb to trochę przygasi jej temperament, ale raczej nic z tego.
Potem nie do końca zrozumiał o co jej chodziło z tym skrzydłem. Zerknął na swój bark, gdzie rana po oparzeniu dalej się goiła. Była świeża, więc wyglądała brzydko – gorzej niż w rzeczywistości się czuł. Nie było tak źle, mhm? Zresztą, cały czas się uczył znosić takie niedogodności.
To była walka. Normalna rzecz dla wojownika. Raz się wygrywa, raz przegrywa. Przegrałem po raz pierwszy. – Oznajmił, bez krztyny triumfu w głosie. Zwyczajnie stwierdzał fakt, bo tylko dlatego nie widziała go w podobnym stanie ilekroć rozmawiali. – Daleko mi do utraty. Po płomieniach zostają ślady. Za kilka księżyców nie będzie tego widać.
Do łba by mu nie przyszło, że ją na tyle nastraszył, że chciała by robił za jej czujkę czy niańkę. Nie wyglądała na specjalnie wystraszoną. Z drugiej strony... on niezbyt umiał odróżnić takie reakcje u smoków. Zadarła pysk i zaczęła coś mówić, zupełnie niezwiązanego z dotychczasowym tematem. Bogowie, zmarli... co? Nawet nie spojrzał w górę gdy odpowiadał.
Nie wiem. Niezbyt mnie obchodzą bogowie, dla których jesteśmy tylko kupą mięsa na ich posługi. – Mlasnął z niesmakiem. – Jak cię to interesuje, pytaj proroka. Pewnie powinien to wiedzieć. – Zasugerował, bo może dzięki temu w podskokach poleci do Strażnika Gwiazd i on będzie miał w końcu spokój.
Zaczął czyścić błonę na zdrowym skrzydle, rozsuwając je w bok niczym ptak. Siedział na trawie i przerwał tę czynność w połowie gdy Goździk się coś wymsknęło. Właściwie to nigdzie się nie wybierał, nie bardzo mógł. Przynajmniej jeszcze. No i to ona go naszła, nie na odwrót. Jak już to powinien ją wygonić, a nie odejść.
Ehhh? – spojrzał na nią nierozumnie, pytająco. Co miała na myśli? Przecież nie mogła naprawdę lubić jego towarzystwa. Był dla niej paskudny. Ewentualnie była masochistką, ale skoro wizja bólu fizycznego tak ją odrzucała...

: 01 paź 2020, 21:41
autor: Słodycz Ziemi
O, a tego się po nim nie spodziewała. Bardziej tego, że zostawi pisklę na pastwę losu. Ale chociaż czy aby na pewno? Ciężko było jej rozgryźć tego smoka, raz zdawał się być bezduszny, a innym razem ostrzegał ją przed niebezpieczeństwem, zupełnie jakby w jakimś stopniu go obchodziła. Zamknęła ślepia, próbując sobie coś przypomnieć. Otworzyła je z delikatnym uśmiechem.
– Czy to ta mała biała puchata kulka, która była z tobą na Spotkaniu Młodych? Co u niego słychać? Awansował już na Adepta? – Zapytała z zaciekawieniem, przypominając sobie tego małego nieboraka, który ledwo co mówił.
– No i szczerze mówiąc nigdy jeszcze nie spotkałam okrutnego smoka. Czy ty... poznałeś takiego? Czy... Coś ci zrobił? – Zapytała cicho, szukając na jego pysku jakiegokolwiek zaprzeczenia bądź potwierdzenia. – A co do walk.. To gratuluję, musisz być bardzo zdolnym Wojownikiem. Twoje Stado ma szczęście. A mój tatuś łapy pełne roboty. Pomyślała w duchu. Swoją drogą ciekawe czy Plagijczyk miał już okazję walczyć z kimś z Ziemi. Zapyta później. Teraz minka jej nieco zmarkotniała na wzmiankę o tym, że powinna iść do Proroka.
– Tak zapytam dziadka Strażnika – Przytaknęła mu jakby z automatu. Nie ciągnęła już nawet tematu gwiazd i księżyca. No bo faktycznie teraz niezbyt miała ochotę go poruszać. Skrzywiła się tylko, gdy Bjallvar uznał, że są dla bogów jedynie kupką mięsa. Chociaż z drugiej strony... Bez mięsa smoki by nie przetrwały. Może podobnie bogowie nie istnieliby bez smoków? – Ale no jeszcze.. Nie teraz. – Dorzuciła szybciutko, bo nie chciała żeby Plagijczyk pomyślał, że sobie zaraz pójdzie, o nie. Nie w takim stanie, gdzie na byle szelest krzaka rozglądała się nerwowo, a panujący mrok zdawał się kamuflować niebezpieczeństwa, które po nocy mogą czyhać na młodą samiczkę. Przestępowała z łapki na łapkę i pierwszy raz zaczęła żałować, że coś jej się wymsknęło. Że też nie mógł jej akuratnie w tym przypadku zignorować, tak jak wiele razy wcześniej. Spojrzała na niego, rozważając w łebku czy nie pominąć tematu. Ale skoro już zaczęła to nie będzie się zachowywać jak pisklę.
– Nooo... Bo boję się teraz wracać sama, po zachodzie słońca, po tym co mówiłeś. No... A ty wyglądasz jakbyś się nie bał niczego. Więc wtedy ja też się nie boję. – Rzekła całkiem szczerze i zamilkła. Nigdy nie podejrzewała, że mówienie o własnych słabościach będzie tak trudne. Bo i nigdy wcześniej też niczego się nie bała. Nikt jej do tej pory nie powiedział jak złe potrafią być smoki, to i ona nie traktowała nikogo podejrzliwie.

: 01 paź 2020, 22:39
autor: Symbol Pustki
Pewnie by zostawił, gdyby nie należało do Plagi. Głupi kodeks mu nie pozwalał na pozbywanie się robactwa, a za takie właśnie uważał pisklęta. Sam był zresztą tak potraktowany jak tylko odrobinę podrósł, więc pewnych nawyków nauczył się z własnych doświadczeń. Był dla Wiedźmy mniej warty od kamiennego i wodnego psa.
Chyba tak. – Powiedział olewczo. Wiedział, ale to sprawy stada o których wolał na głos nie mówić. Im mniej wiedziały osoby z zewnątrz, tym lepiej. Nie posiadał tego wewnętrznego filtra który by był mu w stanie powiedzieć co wypada ukryć, a co można powiedzieć. Lubił swój język.
Uniósł łuk brwiowy na jej pytanie. Serio...? Naprawdę go o to zapytała? Spojrzał na nią jakby miała banana w uchu, a potem pokręcił pyskiem z zażenowaniem na tę farsę. Albo była wyjątkowo niedomyślna, albo on nie był wystarczająco odpychający by to zauważała.
Zwykle to o mnie tak mówią. – No dobrze, pewnie nikt tak nie mówił, ale jeżeli jej to powie wprost to może zastanowi się dwa razy czy powinna z nim spędzać czas, sam na sam, samotnie? Do głowy przyszedł mu obrzydliwy pomysł. Za obrzydliwy jak na jego standardy. Wyparł go więc szybko.
Wyczuł jej spięcie, nagłą zmianę atmosfery która zrobiła się dość gęsta. Mrok już praktycznie zapadł całkowicie, słońce zaszło za horyzontem. Nie byli smokami jaskiniowymi, więc w ciemności mieli ograniczoną widoczność. Księżyc pomagał, ale pewnie w tej chwili bardziej tworzył atmosferę grozy niż ułudę bezpieczeństwa – przynajmniej dla Goździk.
Nie przyszło ci nigdy do głowy, że to mnie powinnaś się obawiać? – zapytał beznamiętnie, jak zawsze, wpatrując się w nią z góry.
W pewnym momencie coś za plecami samicy coś zaszeleściło, a później głośno zahuczała. Była to tylko sowa, która pewnie wylatywała na nocny żer. Zerknął odruchowo w tamtym kierunku, nad odruchami bezwarunkowymi zapanować nie potrafił – nadal był byle śmiertelnikiem. Zrobiło się jednak dość upiornie, a jej strach podsycał tę atmosferę. Pewnie sama to robiła, podświadomie, parując stresem jak woda z gejzeru.