Strona 36 z 37
Polana
: 10 lut 2024, 23:32
autor: Zamszony Bór
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
To było... trudne pytanie. Jedno z tych, na które sam Tiishoyr nie miał odpowiedzi. Oczywiście słyszał pożegnanie partnerki, więc wiedział co skłoniło ją do odejścia, ale to nie zmieniało faktu, że nie rozumiał tej decyzji. Ani jej nie popierał. Serenada była jednak lekkoduchem. Takie miała podejście do życia, a on je po prostu... zaakceptował? Albo przynajmniej sam siebie chciał przekonać, że tak było. Nie mógł jednak tego powiedzieć synowi.
Nie wiem nie było czymś, co ten powinien był usłyszeć.
–
Wojna... – odparł więc, wzdychając cicho –
Wojna zmienia smoki – powiedział po prostu, w żaden sposób nie rozmijając się z prawdą. Serenada odeszła przez pojawienie się ludzi, bo pragnęła spokoju. Miała dość walki, którą wcześniej kochała. A może kryło się za tym także coś więcej? Poczucie winy? Cóż, nie jemu było wyciągać takie wnioski.
Potem milczał przez chwilę, nie będąc pewnym czy taka odpowiedź usatysfakcjonuje Celeste. Sam zresztą też potrzebował momentu wytchnienia. Wyraźnie się wówczas zamyślił, choć drgnął ponownie, kiedy syn podjął rozmowę. Och? Nie lubił walki? W takim razie mieli ze sobą coś wspólnego. Bowiem Tiishoyr bił się jedynie kiedy musiał. A jedynymi istotami których śmierci prawdziwie pragnął byli ludzie. Wciąż nienawidził ich z całego serca, a powody ku temu jedynie się mnożyły. Nie dopuścił jednak do siebie tych myśli, zamiast tego posyłając młodemu delikatny uśmiech.
–
Co w takim razie lubisz robić? – zapytał, chcąc nieco lepiej poznać syna. Na razie wiedział bowiem jedynie o tym co nie sprawiało mu radości, a także o jego dobrych relacjach z bratem. Dobrze by było więc dowiedzieć się czegoś więcej.
Zaś ostatnia uwaga Cesa spotkała się z delikatnym błyskiem w oku Tiishoyra. Łowca wygiął nieco szyję, żeby spojrzeć synowi w oczy, po czym potaknął krótko. Owszem, Serenada była zielona. Ale co do jednego samczyk się mylił. Mógł ją zobaczyć. I Tiishoyr zamierzał mu to udowodnić.
–
Mhm. Zamknij na moment ślepka, synu – powiedział, dając pisklęciu chwilę na spełnienie jego prośby. A kiedy tylko ten to zrobił, Omszały przesłał mu do umysłu wspomnienie. Krótki obraz, który zamigotał młodemu przed oczami. A przedstawiał on jego matkę, uśmiechniętą i roześmianą, z wiankiem kwiatów ułożonym na czerwonej grzywie. Ach, dzień jednego z ich licznych spotkań. Aż Tiishoyr również zamknął na moment ślepia, by przeżyć tę chwilę na nowo.
Celeste
Polana
: 17 lut 2024, 22:39
autor: Pamięć Zimy
Trzy słowa. Trzy słowa i zachowanie ojca na pytanie "Czemu?" wystarczyło by młody smok zrozumiał i zaczął płakać. Ale czemu płacze? Przecież nawet jej nie znał, a i tak popłynęły łzy małymi strumyczkami po pyszczku smoka. Siąpiąc wyciera pyszczek, ale wciąż jest zasmucony.
W momencie gdy Zamszony zapytał się co lubi robić, minka mu zrzedła – co lubi robić? Poza zabawą z bratem i pomaganiu, a raczej przeszkadzaniu w gotowaniu jedyne co lubił robić to bawić się kamykami. "No... nie wiem. Czasami kamykiem drapię kamyki i ścianę groty, albo bawię się z bratem. Nie lubię wychodzić na dwór za dużo – prócz wypadów z rówieśnikami lub bratem nie ma za dużo do roboty..." – kręci głową, kiedy o tym mówi.
Kiedy Zamszony Bór poprosił go o zamknięcie oczu wykonał to polecenie, a w momencie gdy poczuł jego magię i dostrzega wspomnienie matki podnosi głowę zaskoczony nagłym pojawieniem się obrazu i kręci głową. Matka była piękna – aż wstyd było mu teraz gdy myślał przez krótki moment że Wyśnione Szczęście jest jego mamą patrząc po podobieństwie. Jednakże... tak – pod względem cech Ciirioh był znacznie bardziej podobny do niej, przez co Celeste zrobiło mu się żal.
Gdy wcześniej udało mu się zatrzymać łzy, tak znowu zaczął płakać, bardziej niż wcześniej, sprawiając że z płaczem padł na ziemię zasłaniając pysk łapami, łkając i głośno becząc, nie umiejąc powstrzymać swoich emocji.
Polana
: 19 lut 2024, 13:29
autor: Zamszony Bór
Łzy... Mógł się spodziewać, że w końcu doprowadzi syna do płaczu. Nigdy nie był szczególnie utalentowany w okazywaniu emocji, dlatego teraz zamarł w bezruchu, bezradnie patrząc na smutek wymalowany na pisklęcym pysku. Ślepia rozszerzyły mu się gwałtownie, a mina mu zrzedła, kiedy zdał sobie sprawę, że ta emocja jest jego winą. Powinien inaczej odpowiedzieć na to pytanie. Uważniej dobrać słowa. Ale...? Ale jak? Czy jakakolwiek zmiana okazałaby się tą odpowiednią? Co mógł powiedzieć, żeby uzyskać inną reakcję? Nie miał pojęcia. Naprawdę nie wiedział. Może powinien po prostu już wcześniej uniknąć tego tematu? Nie powinien był wspominać o Serenadzie? Ale przecież Celeste był taki szczęśliwy, kiedy o niej słyszał... Zamszony westchnął ciężko, kierując skrzydło ku synowi. Chciał go dotknąć, pocieszyć... Ale nim zdołał to zrobić, to młody zdołał się już uspokoić. Rozpoczął opowieść o swoich zainteresowaniach, więc Tiishoyr opuścił łapę i odwrócił na moment spojrzenie. Ugh. Niezręczny jak zawsze.
Skupił się więc na opowieści syna, próbując odgonić kłębiące się w nim uczucia. Czuł, że... że powinien inaczej to rozegrać, ale skoro młody mówił już normalnie, to może nie było potrzeby do tego wracać? Obserwował go więc uważnie, a sama końcówka ogona podrygiwała mu nerwowo od czasu do czasu. Jedyna oznaka jego wątpliwości.
– Kamykiem o kamień? A może chciałbyś spróbować rzeźbienia w drewnie? Mógłbym pokazać Ci jak... jak robić takie figurki – odpowiedział, wskazując na wcześniej podarowany mu prezent. W końcu proces jego tworzenia był bardzo podobny do tego, co opisał samczyk. Z tym, że jeden z kamieni musiałby wymienić na drewno i już miałby jakieś małe zajęcie dla siebie. Kto wie, może by to polubił? Zaś reszta jego wypowiedzi skojarzyła mu się z Cebalraiem. On też preferował samotne siedzenie w grocie, co całymi księżycami martwiło Tiishoyra. Syn wyrósł jednak na zdrowego i utalentowanego łowce, więc nie widział w tym już żadnych problemów. Ot, taka cecha charakteru. Najwyraźniej krążąca w ich rodzinie. Tym samym Zamszony pokiwał powoli łbem, uśmiechając się delikatnie.
Do czasu. Znów bowiem popełnił błąd i to taki, którego nie dało się zbyt łatwo odwrócić. Dureń. Stary dureń! Zacisnął kły, wściekły na siebie i swoją własną lekkomyślność. Myślał, że robi dobrze, ale zdecydowanie się pomylił. Jak mógłby choćby pomyśleć inaczej, skoro Celeste płakał głośno? Tym razem łowca już nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Okrył malca skrzydłem, przypadając do ziemi tuż obok niego. Przytulał go, zamierzając go w ten sposób pocieszyć. Coś przecież musiał zrobić, bo ból syna rozdzierał jego serce. To samo, które i tak było już pełne tęsknoty... za tą samą smoczycą, przez którą młody wylewał teraz łzy. Nie tak powinno być. Nie tak. Ale teraz i tak nic nie dało się już zmienić. Omszały otworzył więc pysk i zamknął go ponownie, nie wiedząc czy powinien coś powiedzieć. Nie chciał pogorszyć sytuacji, dlatego jedynie głaskał syna po grzbiecie w uspokajającym geście. Może ten powinien po prostu... wypłakać z siebie wszystkie te uczucia? Albo je opowiedzieć? Tiishoyr nie zamierzał jednak na niego naciskać, uznając że ten odezwie się, kiedy będzie gotowy. Zerkał więc na niego ze zmartwieniem, samemu mruganiem powstrzymując łzy.
Celeste
Polana
: 24 lut 2024, 1:25
autor: Pamięć Zimy
Kiedy tak łkał zaczął czuć wstyd że płacze przed kimś kto jest jego ojcem, ale nie umiał się powstrzymać. W momencie gdy został przez niego przytulony skrzydłem od razu złapał go by się mocniej przytulić i pochlipić. To było dla niego za dużo i za nagle – żałował swoich pytań, ale bał się że jeśli ich nie zapyta to nie dostanie odpowiedzi, a teraz zbiera żniwa – emocje których nie miał możliwości poczuć z niewiedzy.
Na szczęście szybko łzy młodego smoka minęły – wstyd zaczął górować, przez co kiedy wreszcie otworzył oczy i dostrzegł co robi odsunął się i wyszedł spod skrzydła Tiishoyra, ocierając pysk i kłaniając się pokornie – "Przepraszam, nie powinienem był się tak rozpłakać." – mówi z lekkim zająknięciem, jako iż tylko siłą woli powstrzymuje emocje. – "Kamień potrzebuje więcej pracy i czasu, no i nie robi drzazg." – stara się odpowiedzieć na sugestię ojca – "Nie lubię drzazg. Ale tak – chciałbym zobaczyć."
Zamszony Bór
Polana
: 26 lut 2024, 22:11
autor: Zamszony Bór
Tiishoyr mocniej objął syna, kiedy ten pochlipywał w jego uścisku. Nie puszczał go, gładząc go delikatnie po grzbiecie w uspokajającym geście. Nie odzywał się przy tym, pozwalając Celeste na wypłakanie własnych emocji. Nie przerywał mu, skoro ten tego potrzebował. Przez ten czas siłą powstrzymywał łzy, żeby nie zawtórować synowi w płaczu. Ale pomimo jego usilnych starań, po policzku i tak spłynęła mu pojedyncza łza. Starł ją szybko, nim samczyk wyswobodził się z jego skrzydeł. Westchnął wówczas cicho, zerkając na niego smutno. Było widać, że Ces był nieco... zagubiony. W końcu czy aby na pewno miał za co przepraszać?
– Wiem, że jej nie znałeś, Celeste – odpowiedział, pozwalając sobie na kilka ostatnich słów dotyczących Serenady – Ale masz prawo za nią tęsknić. To żaden wstyd. Ja tęsknię codziennie – wyjawił, posyłając synowi delikatny uśmiech. Takie emocje nie były bowiem słabością. Przynajmniej nie według Tiishoyra. Strata była stratą, właśnie dlatego że bolała, a rodzina istniała po to, żeby się nawzajem wspierać. Zamszony chciałby zbudować z synem relację na tyle głęboką, by ten nie obawiał się okazywać przy nim swoich uczuć. By ten zachowywał się koło niego swobodnie. Najwyraźniej wciąż tego nie mieli skoro młodzik przepraszał go niemal za wszystko. Ale to nic. Wciąż mieli czas, by to nadrobić.
Po tych słowach zaczął gmerać w swojej torbie, w poszukiwaniu potrzebnych do rzeźbienia przedmiotów. Minęło kilka chwil, a przed nim stało już sporej wielkości drewienko i ostro zakończony kamień. Tiishoyr skinął więc na syna, by ten się przysunął.
– Dobrze. W takim razie wiedz, że im miększe drewno, tym lepiej – powiedział na wstępie, chwytając gałąź między palce. Drugim skrzydłem objął kamień, którym prędko zaczął wykonywać powtarzalne ruchy – Samo rzeźbienie nie jest trudne. Wystarczy skrobać, a warstwy same zaczną odchodzić. Twoje ruchy zaś nadadzą drewnu kształt. O tak – tłumaczył dalej, pokazując synowi wszystko na bieżąco – Od siebie, żebyś się nie skaleczył – dodał, a pierwsze wióry zaczęły już opadać na śnieg, odsłaniając spod kory jaśniejsze odcienie brązu. Omszały kontynuował przez chwilę tę czynność, specjalnie ustawiając się w taki sposób, by syn nie miał problemów z obserwacją jego działań – Proszę, teraz ty – odezwał się ponownie, podsuwając Celeste rozpoczętą rzeźbę pod nos. Uśmiechnął się przy tym zachęcająco, mając nadzieję że syn podejmie się tego wyzwania.
Celeste
Polana
: 02 mar 2024, 2:09
autor: Pamięć Zimy
Uważnie obserwował ruchy ojca, które pokazywały wprawę w kunszcie rzeźbienia w drewnie – ah, jakby mógł przenieść je na kamień! Kamienie są takie ładne i gładkie kiedy dobrze się walnie – nie tak jak drewno które robi drzazgi. Jednakże widok tego jak drewno zmienia kolor w trakcie żłobienia było dość interesujące – widok zmiany życia drewna było dość ciekawe.
Na prośbę by sam spróbował również odpowiedział z zaskoczoną miną – "O! Eee... Dobrze..." – po czym zabrał kawałek drewna i kamyk, po czym spróbował mimikować ruchy ojca. Skrobać od siebie... nie czuł się przy tym naturalnie – wolał stukać i wiercić w materiał, słyszeć chrupanie materiału zamiast jego szelest. Szło mu to skrobanie dość powoli, ale koniec końców dokończył, koślawie i bez wyobraźni, małą... kańciastą srokę? "Chyba nie wyszło mi to za dobrze..." – patrzy na to co stworzył na bazie tego co Zamszony Bór zaczął, przez co czuł wstyd myśląc że go zawiódł. – "Przepraszam... tworzenie w drewnie nie przemawia do mnie."
Zamszony Bór
Polana
: 03 mar 2024, 22:30
autor: Zamszony Bór
Zaś Tiishoyr przyglądał się synowi z uśmiechem, zadowolony że otrzymali szansę, by coś wspólnie porobić. Przyjemnie obserwowało mu się ruchy Celeste, dlatego mu nie przerywał. Ciekaw był, co ten zamierzał wyrzeźbić i jak mu to wyjdzie. Wkrótce drewno zaczęło przybierać kształt ptaka, na co Zamszony pokiwał z uznaniem łbem.
– Nonsens – odparł z rozbawieniem, przysuwając skrzydło do figurki, żeby ją złapać i obrócić kilkukrotnie. Przyglądał jej się przy tym z uwagą, oceniając pracę syna, swoim nieco bardziej wprawionym okiem. Owszem, była kanciasta. Ale to nic! – To bardzo ładna praca. Ja za pierwszym razem odważyłem się jedynie na wyrzeźbienie ptasiego łba. A ty stworzyłeś całą srokę! Jesteś ambitny – pochwalił syna, na moment kładąc mu skrzydło na grzbiecie. Nie krył też przy tym dumy, która rozświetliła jego spojrzenie. Nie zamierzał jednak na siłę zmuszać młodzika do częstszego rzeźbienia, skoro ten wyraźnie powiedział, że nie bardzo mu się to spodobało. Tiishoyr nawet aż tak bardzo się nie zdziwił. Zamiast tego po prostu się roześmiał.
– Rozumiem. W końcu nie jest to zbyt ekscytujące – stwierdził z rozbawieniem, świadom że pisklęta wolały raczej bardziej ruchowe zabawy. Rzeźbienie było zaś dobre dla niego. Staruszka, któremu strzykało już w kościach – Teraz jednak już wiesz jak to robić. Będziesz mógł pochwalić się kolegom – dodał, uznając że każda nabyta umiejętność mogła się prędzej czy później przydać. Nawet jeśli miałoby to być tylko chwalenie się wiedzą. Po chwili Tiishoyr ponownie przysunął skrzydło do syna, żeby z uśmiechem oddać mu figurkę. Pierwsze dzieło było wszak świetną pamiątką.
Celeste
Polana
: 06 mar 2024, 23:30
autor: Pamięć Zimy
"W takim drewnie nie da się zrobić szczegółów – duży kamień pozwala na więcej szczegółów, ale nie wiem jak dokładnie taki ptak wygląda." – mówi patrząc jak ojciec przygląda się figurce. Gdy poczuł skrzydło ojca na swoim grzbiecie na chwilkę się zjeżył, ale szybko futro wróciło do zwykłego puchu.
"Nie sądzę że jestem ambitny – po prostu nie wiem jak sroka wygląda, więc robię to co widziałem z daleka. Może Ciiriohowi się spodoba."
Zamszony Bór
Polana
: 07 mar 2024, 22:11
autor: Zamszony Bór
Zamszony uśmiechnął się lekko, słysząc o niemożności przedstawienia szczegółów w drewnie. I na to istniało rozwiązanie, choć to wciąż było niedostępne dla takiego młodzika, jakim był Celeste.
– Dlatego detale rzeźbi się z pomocą maddary. To znacznie precyzyjniejszy sposób. I skuteczny – wytłumaczył, przez chwilę zastanawiając się także nad umiłowaniem syna do głazów. Ciekawe skąd się to u niego wzięło? – Jestem pewien, że magia zadziała także na kamień – dodał więc, pozostawiając synowi tę wskazówkę na przyszłość. Na czas, kiedy ten już odkryje swoje źródło i nauczy się jak z niego korzystać.
Potem zaś ponownie pokiwał z rozbawieniem łbem. Ambitny i skromny. To było dobre połączenie. Tiishoyr nie skomentował tego jednak, zamiast tego tworząc przed synem iluzję niewielkiego ptaka. Sroka o białym i granatowym upierzeniu, zaczęła przemykać mu przed oczami, podskakując i zostawiając za sobą ślady na śniegu.
– Sroki to piękne stworzenia – odparł, samemu przyglądając się tworowi. Ten zaś obrócił ku nim smukłą głowę, zerkając na nich czarnym ślepiem – Jestem pewien, że Ciirioh ją doceni – dodał z uśmiechem, tym razem mając na myśli drewnianą figurkę. I faktycznie, nie miał ku temu żadnych wątpliwości. Bracia może i potrafili sobie czasem dokuczać, ale żaden z nich z pewnością nie wyśmieje pracy drugiego. Wszak od tego ma się rodzeństwo, żeby się wspierać, prawda?
Celeste
Polana
: 16 mar 2024, 23:28
autor: Pamięć Zimy
"Tak, z pewnością doceni... szczegóły za pomocą maddary..." – odpowiada lekko zamyślony, patrząc po budowie ptaka i jego wyglądzie – z pewnością udało by mu się odtworzyć tą czerń za pomocą sadzy i pyłu z ogniska... ale poczekaj – Cirrioh! Tyle czasu spędzili w tym miejscu że zapomniał że Ciirioh z pewnością czeka i się niecierpliwi na powrót do domu na kolację!
"O nie! Ciirioh!" – wykrzyczał gdy się opamiętał z zamyślenia – "On na mnie czeka! Ile czasu już mineło?!" – widać po nim zmartwienie, szczególnie gdy zaczął patrzeć po niebie za słońcem, które już dawno zmieniło położenie od kiedy zaczęli rozmawiać.
Zamszony Bór
Polana
: 17 mar 2024, 1:19
autor: Zamszony Bór
Zamszony zaś przypatrywał się synowi, przysłuchując się jego pomrukiwaniom. Nie przeszkadzało mu, że młody się zamyślił, dlatego nie próbował przerwać mu toku rozumowania żadnym następnym pytaniem. Po prostu z uśmiechem zerkał raz na białofutrego, a raz na maddarową srokę. W tej chwili był zadziwiająco szczęśliwy. Spędził z najmłodszym ze swoich piskląt znaczną część dnia, poznając go możliwie jak najlepiej. To go cieszyło, dlatego pozwolił sobie na rozbawiony uśmiech, kiedy Celeste przypomniał sobie o czekającym na niego bracie. Cóż, faktycznie było już późno, więc Tiishoyr chyba nie powinien dłużej zatrzymywać synów. Lepiej żeby wrócili do groty przed zmrokiem.
– Dużo – odparł po prostu, również zerkając na słońce. To najpewniej niedługo zacznie zachodzić, dlatego łowca wstał prędko, odcinając przy tym dopływ maddary do ptasiej iluzji – Chodź. Odprowadzę Cię do niego – zaoferował, chcąc wyłuskać z tego spotkania jeszcze choć kilka wspólnych chwil. Potem zaś faktycznie odnaleźli Ciirioha, więc Zamszony pożegnał się z rodziną, żeby wrócić do domu. Uśmiechał się w drodze, nieco podniesiony na duchu.
Porywczy Kolec
//zt
Polana
: 13 wrz 2024, 13:26
autor: Chochlik
Wychudzony młodzik, któremu nie udało się niczego upolować na terenach wspólnych (ale dziwne!), w końcu zemdlał z wycieńczenia. Czy w tym czasie postanowi go zjeść jakiś drapieżnik? Może wtedy nie musiałby się dłużej męczyć na tych ładnych, ale pozbawionych jedzenia terenach.
Polana
: 13 wrz 2024, 23:04
autor: Świat zza Chmur
Przybyłem najszybciej jak mogłem, z torbą pełną jedzenia. Żubrochmur obserwował jego starania już od jakiegoś czasu, zastanawiając się, cóż takiego próbuje wyczynić. Nic mi o tym nie mówił, bo nie uznał tego za istotne, a wtedy być może szybciej dostałby jedzenie... Ale na szczęście był na tyle rozgarnięty, aby mi powiedzieć o padającym ze zmęczenia niczyim (sądząc po zapachu) smoku. Reszty sam się domyśliłem na podstawie tego, co mi wysłał.
Wylądowałem nieopodal samca, podbiegając... Oddychał. Uf. Wyciągnąłem z torby kawał ładnie pokrojonego, odsączonego z krwi (większości) mięsa. Pomachałem nad smokiem, licząc że jego zapach go obudzi, a potem położyłem obok. Kiedy odzyskał przytomność, dałem mu też opal.
— Gdyby nie mój kompan, nie wiem ile byś musiał tu leżeć, aby ktoś przyszedł — westchnąłem. — Tu masz kamień. W Świątyni wymienisz go na mięso, będzie na potem. Co tu właściwie robisz? — zagadnąłem na koniec, rozglądając się, aby się upewnić czy faktycznie nie ma w pobliżu jakiegoś opiekuna. Nie pachniał jak tutejszy smok... Ależ jego rodzice byli nieodpowiedzialni.
//Karmię 4/4 mięsa
Chochlik
Polana
: 14 wrz 2024, 11:09
autor: Chochlik
Kiedy w końcu podniósł powieki, zobaczył przed sobą mięso. Ciężko mu było uwierzyć w jego prawdziwość, nawet czując nosem bardzo autentyczny zapach. Zwidy czy nie – młody wysunął łeb do przodu i wbił zęby w jedzenie. Na początku ledwo się ruszał, ale kiedy trochę wylądowało w jego żołądku, ożywił się na tyle, by odpowiedzieć na pytanie nieznajomego. "Co tu właściwie robisz?"
– Poluję – sapnął między kęsami. – Ale w tej okolicy nie ma nawet zająca. – Niezła "kraina obfitości", nie ma co. – Bierzecie całe mięso ze świątyni?
Chochlik mrugnął powoli ślepiami. Coś sobie przypomniał.
– ...dziękuję.
Ślad Chmur
Polana
: 14 wrz 2024, 23:25
autor: Świat zza Chmur
Yhm. Poluje. Sądząc po tym jak łapczywie je, idzie mu całkiem dobrze. Odsunąłem się nieco, aby dać mu nieco więcej przestrzeni, a żywiołak przystąpił do obwąchiwania; rzadko czuł samotnego smoka. Skinąłem mu na podziękowanie.
— Nie, polujemy. — Uśmiechnąłem się. — Jesteś na Terenach Wspólnych. Tu z jakiegoś powodu nie ma zwierzyny. Może za mocny smoczy zapach i zwierzęta wiedzą, aby nie podchodzić. — Wzruszyłem barkami. — Jeśli chcesz tu zostać, polecam dołączyć do jakiegoś ze Stad. Poznałeś już je? — Przekrzywiłem pytająco głowę.
Chochlik
Polana
: 09 lis 2024, 16:46
autor: Znośny Ziąb
Całe wydarzenie się skończyło, a smoki poszły w swoje strony; zostali maruderzy, on oraz Laryssa, która nadal drzemała oparta o jego bok.
Cóż za okoliczności. Nie dość, że nadal nie był pewny, o co w tym wszystkim chodziło, to ciepło ciała drugiego smoka wsiąkało coraz głębiej w jego łuski. Dadu, ten jeż, niezaprzeczalnie był jakąś magiczną istotą – zresztą po rozmowie z pomnikiem Lahae nie wątpił w istnienie takowych. Ten sen po jedzeniu też musiał być wywoływany magią; był częścią tej... "zabawy".
– Wstawaj. – Schylił nieco łeb, by pomruk trafił prosto do ucha Laryssy.
Nie przerywałby odpoczynku samicy, gdyby nie to, że wzbierał w nim dziwny ścisk. Było mu odrobinę za ciepło, trochę zbyt... Nie umiał nazwać tego uczucia. Jak przy ucieczce przed drapieżnikiem, ale bez strachu. Jakby żołądek miał się wywrócić na drugą stronę.
Przy tym, jak dużo przed chwilą zjadł, nie byłby to najlepszy obrót wydarzeń.
Laryssa
Polana
: 09 lis 2024, 16:59
autor: Laryssa
Cokolwiek jej się śniło, nie wyglądało na spokojny sen. Jej pysk przyjął w pewnej chwili poważniejszą minę, a jedna z łap drgnęła, kiedy próbowała, nadal przez sen, poprawić swoją pozycję. Nie wiadomo, ile by tak spała, gdyby dźwięk jego wibrującego głosu. Tym razem wzdrygnęła się mocno, w zupełnie inny sposób niż chwilę temu – pół na jawie, pół we śnie, próbowała unieść ciążące powieki i podniosła się szybko do pozycji siedzącej, aż strzyknęło jej coś w szyi. Skrzywiła się, rozmasowując obolałe miejsce. Podążyła wzrokiem dookoła, dopiero teraz przypominając sobie to wszystko, co miało miejsce jeszcze tego samego dnia wcześniej.
Jak dobrze, że smoki nie mogły spalić buraka. Nie publicznie.
Odsunęła się błyskawicznie od niego. Jej serce załomotało na samo wspomnienie tego wszystkiego. A może to była zaledwie część snu? Co nie tłumaczyłoby, skąd znalazła się tutaj, na polanie, z pełnym brzuchem i...
– H-hej – wymamrotała szybko, w końcu koncentrując rozproszone spojrzenie na Trzmielojadzie. Zmarszczyła nos i ściągnęła lekko brwi. Pachniał inaczej. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, pamiętała jego zapach z pierwszego dnia jej przybycia, nawet jeśli obydwoje bardziej przypominali zmokłe psy niż prawdziwe smoki. I przypominał jej o jej rodzinnym domu, chcąc nie chcąc. – To... to wszystko się... – nie umiała znaleźć odpowiednich słów. Wykonała okrężny ruch łapami (nadal częściowo ubrudzonymi w czekoladzie, czego jeszcze musiała nie dostrzec), licząc, że zrozumie.
W jej ślepiach czaił się dziwny niepokój.
Trwający Kolec
Polana
: 09 lis 2024, 17:57
autor: Znośny Ziąb
W bezruchu przetrwał przebudzenie się Laryssy; jedynie nieco się wyprostował, gdy z jego barku spadła dodatkowa waga. Łapy uczuły pewną ulgę, ale styczność łusek z zimnym powietrzem wydawała się dotkliwsza.
Powinien był skorzystać z okazji i sprawdzić dokładniej, jak miękkie było jej futro.
– Hej – odpowiedział zwyczajnie. Znowu była zakłopotana w jego obecności, hmh. Przekrzywił łeb, analizując jej niejasny gest. – Skończyło – potwierdził, wzruszając lekko skrzydłami. Im więcej czasu spędzał pośród smoków, tym szerszy był repertuar jego mowy ciała.
– Wszyscy już poszli. Dostałem to za zwycięstwo. – Uniósł łapę, by pacnąć nią lekko złotego pluszaka leżącego u jego stóp. W wibracjach magii ten uniósł się nad ziemię i polewitował przed łapy Laryssy. – Jeż powiedział, że to Larimar. Możesz go zatrzymać – objaśnił swoją intencję, zatrzymując badawcze spojrzenie na samicy. Uśmiechnął się półgębkiem, jakby zaczepnie. W końcu wygrał to "za nią", tak jak poprosiła.
Laryssa
Polana
: 09 lis 2024, 18:21
autor: Laryssa
Im bardziej jej umysł trzeźwiał, tym więcej szczegółów dostrzegała. Dorastał. Był większy. Mężniejszy, chciałoby się rzec. A jego rogi to już były perspektywicznie podobne do jelenich, zdecydowanie. Nie potrafiła nie pomyśleć mimochodem o tym, czy gdyby był prawdziwym jeleniem, czy walczyłby z innymi o swoją wybrankę. Ciekawe, czy były smoki, które naprawdę miały takie tradycje?
Co... Co ty robisz?
Ack! Zamyśliła się zaledwie na dwie sekundy, naprawdę, a już przychodziły jej do głowy jakieś kompletne bzdury. Poczuła aż wyrzuty sumienia, że sama siebie musiała upominać, żeby kompletnie z tej rozmowy nie odlecieć. I że... że w ogóle przyszło jej to do głowy. Jelenie. Humph.
– Skończyło. Notak. Jasne – powtórzyła, jak gdyby z pewnym niedowierzaniem, a jej łapy zawisły na krótką chwilę w bezruchu w powietrzu, nim przywołała je z powrotem pod siebie, do pozycji siedzącej. Wolała nie myśleć o tym, co się wydarzyło. O tym, jakie rzucał jej spojrzenia. I że zagadał akurat do niej, a nie do jakiegoś któregokolwiek ze swoich innych kolegów czy koleżanek.
Czy partnerki.
W punkt. O ile jakąś w ogóle miał. Chociaż przewidywała, że raczej nieciężko by mu było jakąś znaleźć.
– Och, moje gratulac... huh? – przerwała, zaskoczona na to, co właśnie zobaczyła. Znaczy, jakby pomijając, że właśnie zobaczyła, po pierwsze: pluszaka LARIMARA, po drugie: LEWITUJĄCEGO pluszaka Larimara, to jeszcze, po trzecie: PREZENT od Trzmielojada? W pierwszej chwili mogła jedynie mrugnąć ze zdziwieniem, otwierając pysk.
Przeniosła na niego wzrok. I nie ukrywało się w nim nic. Bardzo jasno było widać, jak bardzo zmieszana się czuła.
– Ale to twoja nagroda. To podarunek od samego Larimara – zaprzeczyła, kręcąc energicznie głową. – Jest specjalnie dla ciebie! Nie mogę go mieć, to ciebie pobłogosławił – dodała z ożywieniem i faktycznie wzięła pluszaka do łap, lecz jedynie po to, aby spróbować go włożyć w łapy Trzmielowi. Nie mogła co prawda powiedzieć, że trochę mu nie zazdrościła i z wielką chęcią by go przyjęła, ale... nie, tak nie wolno. Tak nie wypadało. Żałowała tylko, że nie widziała tego cudu na własne ślepia. Zaczynała mieć nieprzyjemne wrażenie, jakby Larimar specjalnie unikał spotkania z nią i nie była pewna, co powinna w związku z tym czuć.
Trwający Kolec
Polana
: 18 lis 2024, 16:52
autor: Znośny Ziąb
Przyglądała mu się – jako wprawny obserwator Trzmielojad nie miał co do tego wątpliwości. O co mogło chodzić? Czy chwilowa drzemka aż tak zamotała jej we łbie, czy może nie spodziewała się czegoś innego? Czy zdążył się zmienić...?
Może. Był jeszcze niewyrośnięty, gdy spotkał Laryssę po raz pierwszy. Sam nie czuł dużej różnicy, ale jakaś musiała być – jego kończyny były nieco dłuższe, pełniejsze. Tak samo rogi. Futro było bardziej zadbane i, cóż – suche, puszyste, a nie przygniecione wilgocią deszczu. Ledwo zwracał na te drobne rzeczy uwagę, ale może kapłanka była bardziej uważna niż pierwotnie jej przypisywał?
Uśmiechnął się pod nosem w jakimś niewyjaśnionym przypływie samozadowolenia. Wytrącając Laryssę z równowagi czuł się tak, jakby wygrał jakiś pojedynek, choć – jednocześnie było to z deka irytujące.
– ... Jeśli tak uważasz. Postawię go w lecznicy – namyślił się na głos, ujmując pluszankę z powrotem w łapy i odkładając na ziemię. Wzruszył przy tym skrzydłami. Domyślał się, że nie ma co dyskutować, gdy argumentem była wiara – zdążył zauważyć, że religijność wiązała się u smoków z silnym podtrzymywaniem trywialnych poglądów. Próba obalenia ich stałaby się podobna do walki z mantykorą. W zwycięstwie byłaby satysfakcja, ale koszt i ryzyko były niezachęcające.
– Więc. Nadal nie należysz do żadnego stada? – Przekrzywił łeb z badawczym zaciekawieniem błyszczącym w ślepiach. Znał co prawda odpowiedź.
Laryssa
Polana
: 24 lis 2024, 2:00
autor: Laryssa
Otworzyła lekko pysk, jak gdyby mając mu coś do powiedzenia.
Nie. Jest mój.
Ledwie zdążyła ugryźć się w język. W ostatniej sekundzie, naprawdę. Czuła się zmieszana, trzymając intensywnie wzrok, o sekundę za długo, na ślepiach Trzmielojada. Nadzwyczaj spokojnych. A może to tylko pozory? Cóż. Nie miał powodów się emocjonować, w przeciwieństwie do niej, na to wygląda. Zmusiła się do spuszczenia wzroku w bok, pozostawiając skrupulatnie pluszaka na skraju widoku. Nie odzywała się przez krótką chwilę. Poddała dłuższemu przemyśleniu jego słowa. Lecznicy. To brzmi zupełnie tak, jakby...
– Och, już wiem z czym mi się kojarzy! – wyrwało jej się, nim zdążyła przemyśleć swoje słowa. Zasłoniła sobie pysk łapą, zaskoczona. – Znaczy, nie. Nie należę. A-ale... – znów na niego zerkała, lekko od dołu, dużymi, badającymi ślepiami. Z pewnym nowym błyskiem. – Pachniesz jak moja mama – wymamrotała z pewną melancholią w głosie. I szczyptą niepewności. Czy powinno się mówić takie rzeczy drugiemu smokowi?
Jasne. Czemu nie? Jesteś zupełnie jak moja matka. Brzmiałoby o wiele lepiej, gdyby była martwa.
Co... co to w ogóle za... KTO normalny tak mówi?
Mimowolnie drgnęła. Praktycznie niedostrzegalnie.
Szybko ucięła te myśli w zarodku. Nie chciała ani źle wróżyć własnej mamie, ani porównywać Trzmielojada do swojej rodziny lub czegokolwiek lub kogokolwiek martwego. Był przecież żywy. Duży. Ciekawski. Analityczny! I przystojny. A trupy zdecydowanie takie nie były.
Znośny Ziąb