OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Słowa boga ją... zdziwiły. Z fascynacją, badawczym zaciekawieniem, uniosła spojrzenie nieco wyżej, skupiając je na powietrzu przed ołtarzem. Nie brała pod uwagę możliwości odmowy, choć teraz wydało jej się to tak oczywiste – tak proste do zaakceptowania.– Masz rację – mruknęła, głos sciszony przez wzgląd na obecność Mglistej. – Czy ja też mogę spytać czemu? – kontynuowała po chwili, błądząc wzrokiem w przestrzeni, a głos zdradzał tylko jej zaciekawienie. Nie spodziewała się, że by którykolwiek bóg chciał się dzielić swoim rozumowaniem z takimi smokami jak ona, ale nie miała nic do stracenia. Chyba. Może boski szacunek. Pytanie, czy robiło to jakąkolwiek różnicę.
Uśmiechnęła się lekko, wstrzemięźliwie – część z niej chciała się głupio wyszczerzyć na ten wyraz podziwu, lecz druga zaprzeczyć, podważyć wagę tego osiągnięcia. Nie pozwoliła jednak sprzecznym emocjom zawrzeć w napiętym konflikcie perspektyw; w końcu wszystkie z nich wskazywały na coś prawdziwego. Arena nie miała w sobie konkretnej wartości; na pewno nie zależało jej na aprobacie boga wojny. Jednak dotarcie tak daleko... to nie był częsty wyczyn. Obiektywnie.
A jeśli Veir widziała w tym sukces, nie miała zamiaru odbierać tej przyjemności ani jej, ani sobie samej.
– Jak zdobędę odwagę – dodała zgodnie, trochę nieobecnie, kiwając łbem na słowa otuchy. Nie wiedziała jeszcze, czy jej na tym zależy. Czy faktycznie chciała konfrontować się ze śmiercią.
Wysłuchała jej opowieści ze współczującym grymasem. Walki z ludźmi kosztowały ich wszystkich wiele.
– Przynajmniej możemy dzielić się ze sobą swoimi porażkami – zaoferowała z nutą goryczy i humoru, jak gdyby świadoma, że ta uwaga niczego nie poprawiała – niczego nie zmieniała, nic nie znaczyła w szerszej perspektywie – ale oferowała iluzję ulgi mimo wszystko. Jakby ułatwiała wybaczenie sobie.
Podeszła bliżej Mglistej, gdy Erycal rozpoczął swoją pracę na jej ciele; jeśli zachwiała się tylko na łapach, podparła barkiem jej bark. Czekała cierpliwie, ze zmartwieniem obserwując towarzyszkę – nigdy nie była świadkiem leczenia kalectwa, toteż nie dostrzegła różnic, uznała, że być może właśnie tak ma to wyglądać. Mimo wszystko nie wyglądało to przyjemnie. I z pewnością nie było.
– W porządku? – spytała cicho, ostrożnie, gdy wydawało jej się, że Veir wraca powoli do siebie.
Erycal, Ołtarz Wyniesionych




























