Strona 35 z 54
: 17 sty 2020, 15:18
autor: Eskalacja Konfliktu
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nie miała na nic nastroju, nawet na łowy czy walkę. Unikała jak ognia spotkań z rodziną czy znajomymi. Nie żeby tych drugich miała jakoś szczególnie dużo. Jedyną towarzyszką była jej Vhesira. Demonica lubiła zimną pogodę, więc nie przeszkadzała jej tułaczka po terenach wspólnych.
Tym razem Eurith wybrała sobie miejsce dość nostalgiczne. Heh, nieopodal poznała Godnego, prawda? Tylko czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie...? Wszystko się zaczęło sypać. Znowu. Zmęczona ekscesami codziennego życia po prostu położyła się na brzegu czarnego stawu, przednie łapy zanurzając po nadgarstki w lodowatej wodzie. Vhesira wsadziła do cieczy jedną z dłoni i podgrzała ją, roztapiając kry. Zbiornik nie był duży, więc szybko się ogrzał do stanu użyteczności. Rogata kompanka ułożyła się na brzegu i zamierzała się zdrzemnąć. Smoczyca zaś oglądała niechętnie swoje odbicie.
: 18 sty 2020, 0:45
autor: Czerwony Świt
Jaki piękny dzień na lot krajobrazowy! Tak na prawdę to wcale nie bo było zimno, nudno i lodowaty wiatr przeszkadzał w utrzymaniu azymutu, ale Pancerny wmawiał to sobie, żeby mieć choć cień motywacji do kontynuowania swoich wędrówek po krainie, lepsza nuda w terenie niż w obozie.
Więc podróżował sobie wzdłuż granicy, licząc na jakąkolwiek atrakcję i w końcu trafił na tereny wspólne, gdzie zobaczył jedyne miejsce gdzie jeszcze nie był. Czarny Staw widział tylko z daleka, w końcu były lokacje znacznie ciekawsze do odwiedzenia niż staw z czarną wodą, więc nie miał potrzeby fatygowania się w te konkretne miejsce.
Teraz jednak było inaczej, Adepta nurtowało jedno głupie i po prawdzie pisklęce w swojej naturze pytanie. Czy lód pod śniegiem też jest czarny?
Nie mógł się powstrzymać, wylądował na skraju zbiornika i zamiótł łapami śnieg z wybranego miejsca. Trochę szary jest, napewno ciemniejszy od normalnego. Po chwili wpatrywania się w lód jak ptaszysko w kamień, uderzył pazurem w taflę lodu, aby sprawdzić, czy to on jest szary, czy woda pod spodem... To nie było mądre posunięcie.
Naruszony lód pękał mu pod łapami, ale na szczęście Młody był na tyle żwawy, żeby umknąć na skrzydłach ku brzegowi. Niezręcznie byłoby przyszłemu wojownikowi utonąć w przeręblu, który sam wybił, na szczęście nikt tego nie wi... Tak, po rozejrzeniu się wokoło zobaczył samicę, która przeglądała się w roztopionej już wodzie. Nawet nie zauważył, kiedy cały staw wrócił do swojego stanu sprzed zimy. Zorientował się, że może to właśnie dzięki niej o mało nie wylądował w znienawidzonej przez siebie wodzie, więc podjął decyzję, żeby podejść i grzecznie zapytać, dlaczego właściwie roztopiła cały ten lód.
Zbliżał się ostrożnie, sygnalizując na wszelkie sposoby swoją obecność i czekając na pierwszy ruch Wojowniczki. Przestraszenie jej kompana byłoby kolejną głupią decyzją tego dnia.
: 18 sty 2020, 9:37
autor: Eskalacja Konfliktu
Nie dało się nie usłyszeć hałasów towarzyszącym łamanym lodom. Vhesira roztopiła lód i podgrzała wodę głównie w obrębie Eurith, te dalsze sekcje stawy mogły nadal być chłodne. Zalety maddary. Mogła tak zniekształcać rzeczywistość, jednocześnie nie powodując efektów ubocznych. Demonica i Eurth dopełniały się całkiem nieźle, nawet jeżeli wojowniczka nie przepadała za używaniem magii. U drapieżnika potrafiła to zdzierżyć. To za magami nie przepadała, uważała ich za leniwych. Póki jednak ich sposoby działały, zostawiała tę opinię dla siebie.
Smok z naprzeciwka zaczął się zbliżać. Kompanka leżąca kawałek dalej tylko świdrowała go spojrzeniem krwistych ślepi, niemniej nie zareagowałaby w żaden sposób dopóki nic nie groziło smoczycy. Lub póki sama jej tego nie rozkazała. Czerwonołuska dalej leżała, nie przyjęła obronnej pozycji. Albo czuła się na tyle beznadziejnie że jej było wszystko jedno, albo nie uważała brązowego smoka za zagrożenie. Nawet nie podniosła łba, jedynie nieco przesunęła brodę po ugiętym nadgarstku przedniej łapy. Wzrok wlepiła w sylwetkę drzewnego. Przypominał jej trochę proroka. Z tą różnicą, że nie rozsiewał wokół siebie tej dziwnej, nieprzyjemnej aury.
– Hm? – mruknęła od niechcenia, zmęczona już wszystkim co się w życiu działo. Czego jeszcze chciał od niej ten samiec? Bójki z powodu pochodzenia, bo była z Plagi? Cuchnęła stadem na kilometr, ciągle przebywała na ich terenach. Bo o co innego mogłoby chodzić obcemu.
: 19 sty 2020, 0:04
autor: Czerwony Świt
A ona co? Chora? Samica dalej leżała, a jej mruknięcie było jedyną oznaką tego, że w ogóle zwróciła na niego uwagę. Jej towarzyszka także nie miała najwyraźniej w zamiarach przepędzenia intruza.
Podszedł jeszcze bliżej by dokładniej oglądnąć leżącą. Dopiero wtedy zauważył, że Wojowniczka przypomina wrak smoka, albo była tak wyczerpana życiem, albo musiało się jej przydarzyć coś naprawdę złego.
– Witaj, jestem Pancerny Kolec – Zagaił nieco oficjalnie, chciałby jednak dowiedzieć się z kim ma właściwie do czynienia i wybadać reakcję samicy. Ustawił się tak, aby wiatr wiał w jego stronę, dzięki temu mógł wyczuć zapach rozmówczyni i dowiedzieć się o niej co nieco zanim w ogóle się odezwie, bo na specjalnie skorą do rozmów nie wyglądała. Szybko wyłapał pewien dziwnie znajomy zapach, ale przez chwilę nie mógł go rozpoznać. Pozwolił się wypowiedzieć najpierw jej, a dopiero po chwili zapytał nieco zbyt podejżliwie – Coś się stało? –
Zorientował się w końcu w śladzie zapachowym Plagi, właśnie stąd pamięta ten zapach, Rakta pachnie podobie, ale mniej intensywnie... przynajmniej tak było gdy się ostatnio widzieli, czyli naprawdę dawno temu. Ta samica chyba nie często opuszczała obóz.
: 19 sty 2020, 13:24
autor: Eskalacja Konfliktu
Chciałaby być chora. Wtedy jedna wizyta u uzdrowiciela mogłaby wszystko naprawić, byłoby w porządku. A tak musiała tkwić w marazmie w jakim się znalazła, bo nie było z niego sensownego wyjścia. W którym każdy byłby zadowolony. Heh, czy o tym mówił jej wtedy Quaz? Trzeba było słuchać starszych.
"Pancerny Kolec". Huh. Ciekawe na ile to było prawdziwe, czy faktycznie tak dobrze znosił ataki. Eurith zdarzało się znosić naprawdę wiele, nawet miecze wbite w brzuch. Ale wolała takie ciosy od tego, co ostatnio zaserwował jej los. Kłótnie z bliskimi. Rodziną, partnerem. Czy na pewno się do tego nadawała? Może powinna żyć w samotności. Jak inne drapieżniki. Demony, żywiołaki. Radziły sobie przecież dobrze.
– Eurith – wypuściła z nosa kłębek ciemnego dymu. Jeszcze czego, by mu podała to "imię właściwie". Eskalacja Konfliktu? Chyba nie w tym stuleciu.
Nie rozpoznała woni samca. Znaczy, na pewno nie był z Ziemi ani Plagi, więc zostały trzy inne opcje. Traktowała obcych z rezerwą, tak jak ją uczono. Może jednak powinna odejść od tych nauk, w końcu w innych aspektach życia się zupełnie nie sprawdzały.
– Przywróciłam boga Wojny do życia, a bóg na mnie nakrzyczał – powiedziała z udawanym przejęciem. Co prawda nie kłamała, tak właśnie było, ale nie to ją tak dołowało. Podniosła łeb i skrzyżowała przednie łapy przed sobą. – To ma znaczenie? Gdyby istniały remedia na nasze problemy, wszyscy byśmy je od razu łykali.
Po co rozmawiać o tym co cie trapi, skoro to nie pomoże, nie?
: 20 sty 2020, 11:49
autor: Czerwony Świt
W końcu samica się odezwała, ale odpowiadała dość krótko, chyba faktycznie nie miała ochoty na rozmowę. Eurith opowiedziała mu, że obudziła Boga – Co? Jak? – On szczerze się zainteresował, postanowił wyciągnąć z niej nieco więcej szczegółów. Wysłuchał też dalszej części wypowiedzi... i nie zrozumiał o co mogłoby jej dokładnie chodzić. Chyba miała poważniejsze problemy niż zmęczenie, czy choroba, a to sprawiło, że poczuł się dziwnie zobowiązany do pomocy, w jakikolwiek sposób. Gdyby powiedziała mu co ją trapi, zapewne oboje poczuliby się lepiej, ale wiedział, że to nie będzie takie łatwe – Na wszystkie problemy jest jakieś remedium, czy to odprężające zioła, czy spuszczenie komuś krwi. Pierwsza opcja działa chwilowo, a druga eliminuje problem na zawsze, tylko że niesie ze sobą raczej nieprzyjemne konsekwencje, jeśli przesadzisz. – Jeśli ktoś stoi ci na drodze zawsze można go usunąć, ale nawet ten narwaniec wiedział, że nic nie jest takie proste jak wygląda na pierwszy rzut oka, więc tylko czekał na odpowiedź Eurith.
: 24 lut 2020, 5:03
autor: Szara Rzeczywistość
Czarny staw. Nie bywał zbyt często na czarnych wzgórzach, jednak jaki miał wybór ? Alternatywą ostatnich dni był tylko obóz i własne leże. A jednak nie chciał znów tam przebywać, znów czuł się niewłaściwie. Wkładał wszystkie siły w to, aby postrzegano go... a zresztą, teraz już i tak nie miało to najmniejszego znaczenia. Co miało się posypać to się posypało.
Nie miał ochoty na polowanie, dlatego też jeszcze przed popołudniem postanowił zawitać nad stawem, który w tej chwili był mniej czarny niż przeważnie. Brak mrocznej aury tego miejsca był wkurzający. Teraz było to co najwyżej popielate jeziorko.
Od księżyca już nie działo się kompletnie nic co mogłoby spowodować, aby samiec poczuł się, że żyje. Co mu więc zostało? Ratować się tym co wydawało się chociaż czasem nieregularne. Wypady na wspólne tereny, próby otworzenia mieszanek ziołowych nabijanych do fajek, walki na arenach, może też picie miodu niebawem?
Na prawdę niegdyś uważał, że połknął świat... A jak się tylko okazało to świat połknął jego i wypluł, dając mizerny efekt. Pewnego dnia i to się skończy.
: 24 lut 2020, 11:43
autor: Eskalacja Konfliktu
Zostawiła za sobą zarówno obóz, jak i kompankę. Vhesira sama miała już dość natłoku informacji, a po dostarczeniu jej "prezentu" od łowcy, cóż, miarka się przebrała. Nastały ciche dni, a Eurith pozostawiona sama ze swoimi myślami, nie mogąc się nikomu z nich zwierzyć, powoli popadała w obłęd.
Spacerowała bez celu po wspólnych terenach. Co więcej, ilekroć wydawało się jej że widzi jakiegoś smoka na horyzoncie – od razu zmieniała kierunek. Nie chciała z nikim rozmawiać.
Wzgórza kojarzył się jej z bolesną nostalgią, przecież to w tych okolicach go poznała. Nie mogła funkcjonować. Nie chciała jeść – o czym świadczyło wychudzone ciało z lekko widocznymi żebrami pod twardą łuską –, nie sypiała za dobrze, z nikim nie rozmawiała. Nawet walka nie przynosiła jej żadnej radości, choćby z perspektywy adrenaliny. Nic. Była jak puste naczynie, do którego nie dało się nic wlać. Nic dziwnego, że wędrując obierała sobie takie bardziej ponure miejsca. Staw był jednym z nich. Co lepiej nie zdołuje, niż odbicie smoka w czarnej tafli wody?
Jakież było jej zdziwienie, gdy dotarła na miejsce. Ze wszystkich smoków spotkała tu akurat jego. Ironio. Biła się z myślami, jeszcze jej nie zauważył (ale pewnie mógł usłyszeć lub wyczuć). Stała za jego plecami. Nie wiedziała co robi, i pewnie nie powinno jej to obchodzić. A jednak ostatnie księżyce udręki robiły swoje. Samica powoli włóczyła zmęczonymi łapami, aż znalazła się tuż za łowcą. Tyknęła go pyskiem w lewy pośladek. "Hej, tu jestem".
Ale jednak milczała. Zwiesiła łeb. Pewnie nie powinna go zaczepiać, jego to mogło boleć równie mocno co ją.
: 24 lut 2020, 16:25
autor: Szara Rzeczywistość
Któregoś dnia się to skończy. Był...
Ten zapach. Nigdy nie pomyli go z żadnym innym. Intensywność woni wzrastała, ale się nie rozglądał. Nie potrafił wykrzesać z siebie uśmiechu, a nie chciał żeby widziała jego skwaszoną minę kiedy spojrzy na jej pysk... i to nie przez nią, a raczej resztę świata. Poczuł za zadzie jej pysk i przez to lekko się wzdrygnął. Cisza nie trwała za długo.
– Tęskniłem za Tobą
Powiedział nieco ocieplonym głosem, ale się nie obrócił w jej stronę. Sama zadecyduje czy zechce zostć za nim czy dołączy do niego pry tafli wody. Godny spoglądał na wodę równie mętnym wzrokiem jak mętne było samo jezioro. W ogóle czemu to powiedział? Był zawsze szczery wobec niej, ale również chcał tym przeprosić za podarek, którym dał jej przez jek kompana.
Teraz nie miał pojęcia co zrobić, co powiedzieć. Nie wiedział czego się spodziewać. Eurith przez ostatnie księżyce była tylko miłym wspomnieniem, które mimo wszystko było dobre. A teraz znów stanął przed brutlaną prawdą. Czy powinien w ogóle próbować, błagać o kolejną szansę?
: 24 lut 2020, 16:38
autor: Eskalacja Konfliktu
Teraz to bardziej smród, niż zapach. Thear słusznie spostrzegła, że Eurith była dość.. blada, jak na smoka. Łuski które opadały nie odrastały później w naturalnych, czerwonych barwach. Były brązowawe, matowe. Brudne. Smoczyca nigdy nie dbała szczególnie o aparycję i to, jak ją postrzegają. Jednak teraz sięgnęło to apogeum.
Wzdrygnął się? To nic. Szturchnęła go znowu, wierzchem nosa. Aż utknęła w marazmie w którym stała bez najmniejszego ruchu, stykając się nosem z pośladkiem samca. Dla postronnego obserwatora mogłoby to wyglądać dość nietypowo. On się nie ruszył, ona najwidoczniej też nie zamierzała. Ukradkiem wdychała jego zapach. Nie zapomniała, wręcz przeciwnie. To spotkanie było jak brutalne przerwanie odwyku od swoich uzależnień. Niestety, żadna terapia na świecie nie byłaby w stanie jej tego zrekompensować.
Serce gwałtownie przyspieszyło. Na całe szczęście samiec był łowcą, bo uzdrowiciel mógłby to bicie usłyszeć na drugim brzegu stawu. Tęsknił, za nią? Ale dlaczego? Znaczy, nie zapomniał? Była przekonana, że już ją zostawił za sobą. Nosił na sobie zapachy wielu smoków, pewnie w tym wielu samic. Nie mogłaby mieć mu za złe gdyby.. oh, kogo ona oszukuje. Oczywiście, że by miała. I gdyby tylko znalazła minimum potwierdzenia, ścigałaby te flądry po krańcach bariery.
Dopiero po jakimś czasie przerwała to brzydkie, denerwujące milczenie między nimi.
– Chciałam... – musiała aż odchrząknąć, by zwilżyć suchą gardziel. Nie rozmawiała ostatnio zbyt dużo. – ... chciałam cię przeprosić. – Dokończyła tę cichą, pewnie niespodziewaną wypowiedź. Miała dodać coś jeszcze, ale chwilowo zabrakło jej słów. No i nie była pewna, czy Godny po prostu sobie nie pójdzie, dając jej jeszcze ogonem w pysk na odchodne.
: 24 lut 2020, 18:03
autor: Szara Rzeczywistość
On jeszcze nawet na nią nie spojrzał. Zapach może i nie idealnie ten sam, ok... Ale jednak nadal charakterystyczny dla każdego smoka z osobna. On sam pachniał innymi smokami? Oh, być może myliła to z zapachem skór zwierząt, gdyż od trzech, albo czterech księżyców to tak na prawdę dotknął go tylko Teza no i Hiacynt, który mu wyznał miłość, od której Godnemu chciało się zwyczajnie zwymiotować, ale nie ze względu na Hiacynta, tylko fizycznej miłości. Teoretycznie mógł przyjąć do wiadomości, że ktoś może to lubić, ale skierowane w jego stronę sprawiało, że prędzej umrze, niż da się, albo wychędoży samca. To zresztą zdrowe i tematycznie zupełnie niepotrzebne w obecnej sytuacji.
Eurith oparła się o niego, czuł cieplejszy oddech na swoim zadzie i ani myślał się poruszyć. Sytuacja się zmieniła, kiedy usłyszał jej głos. Przeprosiny? Ale cóż miał jej wybaczyć?
Obrócił się powoli, a ze miał długi łeb to zrobił to tylko szyją. Na jego pysku malowało się zdziwienie. Chciała wybaczenia?
"Wybaczenie nie oznacza, że akceptujesz jej czyny. Nie wybaczasz jej dla niej. Robisz to dla siebie, żeby móc położyć cały ten ból na wieczny spoczynek i zacząć żyć na nowo."
Nawet nie wiedział, że tą myśl zachował dla siebie i teraz stał jak idiota, patrzył na nią... wyniszczoną. To przecież było przez niego.
– I ja przepraszam... Wiem, że jest Ci niemniej ciężko.
Zamilkł próbując ubrać jakieś dobre zdanie, aby nie poczuła się urażona. W głębi przecież wiedział, że sama sobie zgotowała ten los, sama podjęła decyzje przez którą teraz cierpiała.
– Nie umiem o Tobie zapomnieć. Dlatego właśnie dałem Ci ten koral. Chciałbym, żebyś i ty zawsze o mnie pamiętała.
Znów zamilkł i spojrzał nad jej łbem. Gdzieś uciekła na chwilę jego troska minionych dni, a mimowolnie jej obecność poprawiała mu humor.
: 24 lut 2020, 18:18
autor: Eskalacja Konfliktu
Chciała już kontynuować, gdy sobie to w głowie poukładała, ale tym razem to on ją zaskoczył. Przepraszał ją? Za co? Zwęziła nozdrza w przecinki. Aż tak to widać? Nie podejrzewałaby swojej kompanki o tę "zdradę". Bądź co bądź, uczucia Eurith były jej własnymi... a przynajmniej całe życie tego sobie życzyła.
Stała tak, tępo wpatrując się w przestrzeń za jego głową. Odchrząknęła cicho i uciekła spojrzeniem na bok. Więc przepraszał za ten koral? Nie rozumiała. Tak naprawdę dał jej coś pięknego, choć może ta krew była zbytnią przesadą. Pomysłową, ale przesadą.
– Ehm... – wydukała, biorąc po chwili głębszy wdech i wydech. – ... powiedziałam, że chciałabym przeprosić. Ale tego nie zrobię.
Przestąpiła z łapy na łapę. Znowu umilkła na dłużej. Zabierała się do tego wszystkiego na opak, jak wilk do jeża, prawdopodobnie osiągnie tym zupełnie odwrotny efekt niż zamierzała. Tylko czy to teraz w ogóle się liczyło. Zagryzła dolną wargę. Odliczyła we łbie do dziesięciu, a potem znowu spojrzała w jego kierunku. Nie, wróć. W jego ślepia.
– Nie będę przepraszać za to, że do tego doszło. Że cię spotkałam. Że znajomość z tobą wymusiła na mnie kwestionowanie wszystkiego w co dotychczas wierzyłam. Ostatecznie, paradoksalnie, to ty mnie ożywiłeś. Tylko dzięki tobie, i przy tobie, czułam, że żyję. Po raz pierwszy. A jednocześnie byłeś okropną osobą... – urwała, a łapska którymi miętosiła śnieg przed sobą na moment się uspokoiły. – ... dla mnie, dla kogoś z Plagi. I ze wszystkich wyborów jakie dokonałam w życiu ten pewnie okaże się najmniej właściwy czy logiczny, ale nie będę przepraszać za to, że się w tobie zakochałam.
Ugrzęzło jej coś w gardle kiedy wypowiadała te słowa na głos po raz pierwszy w swoim życiu. Nie licząc pijackiego wieczorka i wylewu uczuć w kierunku ojca, ale to jednak nie to samo co mówienie tego na trzeźwo. Zamrowiło ją w trzewiach. Zdawała sobie sprawę z tego jak to musi wyglądać. Niemniej, nie miała już nic do stracenia, więc równie dobrze mogła przestać to w sobie dusić.
Zerknęła w jego ślepia raz jeszcze.
– Kocham cię, Godny. – Powtórzyła, jakby zarzucała mu niedosłyszenie. Albo po prostu chciała pokazać, że potrafi to powiedzieć raz jeszcze, skierowane bezpośrednio do niego.
Cofnęła się o krok, zdając sobie sprawę z tego jak źle musi wyglądać to wszystko. Rychło w czas, mhm? Niemniej, wyrzucenie tego z siebie, na głos, do niego, było orzeźwiające. Jakby zrzuciła nagle całą masę i ciężar z pleców. Z drugiej strony, pewnie niedługo będzie dźwigać całkiem inny, ale to zmartwienie na jutro. O ile do jutra dojdzie, tak naprawdę niczego w życiu nie można było być pewnym.
: 24 lut 2020, 19:12
autor: Szara Rzeczywistość
Nie wiedziała jak dużo jej demonica pokazała mu, jak podświadomie przelewała w demona swoje zmartwienia i uczucia. Ale on to wiedział i przeżywał to od tamtej chwili dwukrotnie bardziej. Od dawna próbował tłumić pod gniewem swoją bezsilność. Próbował cokolwiek zrobić z tym, ale Eurith odcięła się od niego na długie księżyce w których słyszał o jakiś spotkaniach z Mętnym. Bogowie wiedzą co jeszcze i kogo widywała. Brak wierności? Przecież finalnie nie byli ze sobą od długich księżyców. Zbrukała go, odrzuciła w imię stada i on przyjął to dość... Spokojnie? Uznał, że ma rację, ale zwyczajnie nie miała. Pewnych rzeczy nawet gromada smoków dookoła nie zmieni, a już na pewno nie wewnętrznych uczuć i rozterki, która miota, targa i rozrywa serce na małe kawałki. Chciała przeprosić, a teraz nie? Już nic nie rozumiał dlatego na pysku wymalował mu się mars irytacji przez chwilę, gdyż miał dość tego, że każdy dookoła niego uważał, że może wylać w stronę samca swoje żale, wyzwać go, opluć i uznać, że zniesie to po cichu. Z jego godności imiennej już i tak nic nie zostało.
Cisza się przedłużała, ale on obrócił się całkowicie w jej stronę, stanął tak bez słowa i czekał.
"No dalej, pastw się nade mną"
Pomyślał z irytacją zaczynając czuć jak narasta w nim gniew. W jego ślepiach jednak nie było nic prócz szklistego odbicia samej samicy. Nie chciał, ale wilgoć ślepi sama napływała.
Jej słowa były tym czego się zupełnie nie spodziewał. W ciszy się jej przyglądał, a gniew zaczynał się zmieniać w bezsilność i smutek, a może radość?
Od kilku księżyców nie wiedział, czy jest w stanie pokochać swoje własne sponiewierane i dziwne serce. Chciał, by to ona zrobiła to za niego, by spojrzała, jak bije za żebrami i powiedziała: "Kocham cię".
Oh tak, rychło w czas, ale on nie był idiotą i zwyczajnie o tym wiedział. Wiedział, że jej uczucie musi dojrzeć, chociaż nie życzył jej tego bólu, który sama na siebie zrzuciła. Los jednak chciał, aby zrozumiała to dopiero po tym czasie... Dlatego też on nigdy nie spojrzał na żadną inną samicę, chociaż był pewny, że mógłby skłamać innej samicy o miłości i mieć pisklęta. Mógłby, ale on taki zwyczajnie nie był. Wierzył, że jeśli nie Eurith to on nawet nie spróbuje odnaleźć innego uczucia. W końcu się doczekał.
Ale po co miałby coś mówić? Lepiej zwyczajnie pokazać. Na pysku pojawił się lekki uśmiech, a ze ślepi wydostała się wreszcie łza. Wyczekiwał tego jak wierny kompan pod leżem smoka, ale w końcu się doczekał. Nic nie powiedział do niej, ale w myślach oczywiście musiał to skomentować. "Kocham cię tak, jak umiem, ale z pewnością nie tak, jak na to zasługujesz"
Podszedł powoli czule łbem dotykając jej szyi, a z następnym krokiem wsunął się dalej, objął ją szyją, bez słów.
: 24 lut 2020, 19:50
autor: Eskalacja Konfliktu
Stała i czekała. Tylko nie wiedziała na co. Śmiech? Radość? Łzy? Kpinę? Wszystkiego po trochu? Im dłużej samiec milczał, w tym głębsze samica popadała szaleństwo. Miała ochotę krzyczeć. "No już, odezwij się!". Prowokować do jakiejkolwiek wyraźniejszej reakcji. Nic takiego jednak nie nastąpiło. W środku, w brzuchu, działy się nieprzyjemne rzeczy – a dopiero co jadła. Robiło się jej niedobrze od tej ciszy. Nie znosiła tego. Czy on tak się czuł zawsze ilekroć z nią był, bo nie potrafiła wypowiedzieć na głos tego co czuje lub myśli? Jak on to znosił?
Odwrócił się, całkowicie. Oh? Czy to..? Zaraz, cz-czemu podchodzi? Chciał ją zaatakować? Nie, przecież by tego nie zrobił. Uspokój się. Niepewność wierciła samicy dziurę w trzewiach, a to wszystko zniknęło jak za dotykiem konsyliarzy, gdy poczuła go na sobie. Lekkie otarcie błękitnych łusek o czerwone, drobny gest, a tyle dla niej znaczył. Ślepia się jej zaszkliły. Czy to koniec, kres jej drogi, nauki? Nikt nie przygotował Eurith to dorosłego życia, a już na pewno nie do spraw sercowych. Uczono ją tylko jak zabijać i przetrwać. To drugie wychodziło jej dość miernie. Ojciec nie ostrzegł przed zagrożeniem wynikającym z siebie samej, lub innego smoka. Coś, co raniło mocniej niż szpony, żelazne miecze, czy gorejący ogień.
Dała się objąć. Przytulić. Co więcej, sama podeszła kilka kroczków by być jeszcze bliżej jego. Przytknęła nos do barku. Troszkę go zmoczyła łzami. Nie szkodzi, prawda?
– W nosie to mam – wybąkała, co mogło być niewyraźne przez schowanie pyska w jego barku. – To co powie przywódca, albo inni. Jeżeli coś ci będzie zagrażać, czy to atak łowców smoków, elfów, albo innego badziewia, i tak przekroczę granicę by cię uratować. Choćby to było ostatnie co w życiu zrobię. – Mówiła szybko, głos jej drżał. Dawno nie czuła tyle na raz, a do tego nigdy nie pozwoliła sobie aby te uczucia wychodziły na zewnątrz w takich ilościach.
: 24 lut 2020, 20:24
autor: Szara Rzeczywistość
Koniec? Oh, to zapewne koniec jeszcze nie był. Co najwyżej początek końca.
Trwał przy niej obejmował ją i milczał. Brakowało mu tego i chociaż zbliżenia były czasami jednostronne niegdyś, tym razem wydawała się być bardziej otwarta na niego. Zrozumiała, że uczuć nie dało się oszukać, mogła się zamknąć w sobie, jednak nie dało się zabić wszystkiego, a już na pewno nie ona to potrafiła.
Godny... Nie, Calad tego nie potrafił zrobić do końca i w głębi duszy wierzył, że ich rozstanie nie było czymś stałym, a raczej chwilą oddechu, chwilą żeby poukładać myśli.
Wtuliła się w jego bark i mogła zauważyć, że Godny nie był już tym samym, chuderlawym i małym samcem. Znów urósł w barkach, stał się znacznie doroślejszy przez te księżyce kiedy go nie widziała. A charakter? Spoważniał już dawno, a dla Eurith nigdy nie będzie oschły.
Na jej słowa cicho się zaśmiał i to nawet dość wesoło. Kiedy ostatni raz pozwolił sobie na taki szczery uśmiech pozbawiony ironii? Przynajmniej przy niej będzie mógł zdjąć maskę gbura. Chciał być dal niej jak najlepszy, a reszta... Tak, reszta niech zostanie w nosie.
– I pozwolisz mi, abym ja cierpiał, jeśli Tobie się coś stanie? Oh, ty egoistko...
Zaśmiał się nieco cofając łeb w tył, usiadł na tylnych łapach i przednimi złapał jej pysk, aby go unieść. Spojrzał w jej załzawione ślepia, a następnie polizał po poliku.
–Śmierdzisz, wstydź się.
Przecież nie zamierzał tak z nią tu stać. Nawet jeśli Godny lubił zwykłe, małe czułości to jednak trzeba było w końcu się od siebie oderwać.
Ogonem nieco nagarnął śniegu pod lewą przednią łapę, sięgnął po niego, nieco zgniótł w łapie , a potem nieuformowaną śnieżkę położył jej na łbie pomiędzy rogami. Z uśmiechem chwilę patrzył, a potem nieco przeczyścił jej łeb i łuski. Higiena to podstawa.
: 24 lut 2020, 20:38
autor: Eskalacja Konfliktu
Nie zwracała szczególnej uwagi na jego aparycję. Zaakceptowała to jaki był, a zresztą już raz pokazał z czego był ulepiony. Mógłby być wojownikiem, lepszym od niej samej. Wybrał jednak inną drogę, nie tracąc przy tym ani trochę. Właściwie to nawet mu zazdrościła. Ona czuła się w obowiązku zrezygnować z marzeń. Z tamtego pozwoliła sobie na to, z tego obecnego – nie. Nikomu nie da sobie tego odebrać.
Jego śmiech wprawił ją w dziwną konsternację, choć niezbyt długą. Nadal nie potrafiła uwierzyć, że to się dzieje. Tak po prostu ją przyjął z powrotem? A może to tylko sen? Lub iluzja? Obudzi się, i zda sprawę z beznadziejności swojej sytuacji. Oby jednak to nie był sen.
– To najwyżej zginiemy razem, przeciwko całemu światu – wyszczerzyła zęby w zadziornym uśmiechu, przez moment wracając do starej siebie. – Pociągniemy co najmniej kilka żyć za sobą. – Tego była pewna.
Chwycona za pysk spojrzała w jego oczy. On widział w złotych tęczówkach zmęczenie, pęknięte naczynka, ból. Powoli przemijały, ale dopóki w pełni nie uwierzy że to ma miejsce, nie będzie nigdy dobrze. Polizana po pysku nieśmiało się uśmiechnęła. Mina jej jednak zrzedła, gdy jej wytknął zapach. Oż ty.
– A co z "choćbyś tarzała się w łajnie, będziesz mi się podobać"? – wytknęła mu jego własne wyznanie, sprzed wielu księżyców gdy ją uczył co nieco o kamuflażu.
Potrząsnęła głową czując zimno między rogami. Przynajmniej nie wrzucił jej do stawu. Co nie oznacza, że ona tego nie zrobi. Skorzystała z chwili nieuwagi łowcy i wybiła się z tylnych łap, by przednimi pchnąć jego pierś. Stał blisko stawu, plecami do niego, idealnie się ustawił by do niego wlecieć. Najwyżej się troszkę zmoczy i zmarznie. Potrafił się przecież ogrzać, lubił maddarę znacznie bardziej od niej.
: 25 lut 2020, 5:18
autor: Szara Rzeczywistość
Teoretycznie aparycja była mało istotną rzeczą, jednak te drobiny, niuanse właśnie wynikające z pracy nad sobą... Godny od razu zauważył wychudzenie Eurith, nieco inną barwę łusek no i ta zmiana na pysku kiedy spojrzał na nią po raz pierwszy.
Czy chciałby być wojownikiem? I tak i nie, robił już i tak wiele, aby wytrenować się pod względem bojowym, uznając że powinien umieć poradzić sobie samodzielnie nawet z największym wojownikiem, ale również nie zatracić możliwości zdobywania ogromnych ilości mięsa. Tak to już jest, chyba każdy łowca marzył o posiadaniu zapasu mięsa tak dużego, że wykarmiłby na raz całe stado, a godnemu wiele nie brakowało- tym bardziej, że powrócił bóg łowów, jego swoisty patron.
Samiec pewnie nie uśmiechałby się, gdyby nie to, że faktycznie oczekiwał jej powrotu prędzej czy później. Tak na prawdę wiele już rzeczy zrobił, na wielu płaszczyznach los go zawiódł, ale tym razem nie chciał się pomylić i się nie pomylił. Skoro zgadzał się z jej osądem, że stado jest nawet ważniejsze, ale życie zweryfikowało to... To czemu miałby się na nią gniewać? Dziękował bogom, iż pozwolili jej zrozumieć, że decyzja była tylko i wyłącznie jej, a problemy i tak przyjdą same.
– Owszem, chociaż na pewno wolałbym się nie ścigać z Tobą kto zabije więcej.
Najprawdziwsza prawda, jeśli będzie miał szansę stanąć znów naprzeciw komuś o wiele silniejszemu to i tak stanie. Jej siostra, Mah... obraziła nie tylko jego, ale również wyśmiewała koncepcję posiadania takiego partnera przez Eurith. Jeśli łowca nie wierzył, że był odpowiednim dla niej partnerem to można było to przemilczeć, lecz zniewagi ze słów czarodziejki nie mógł sobie odpuścić. Konflikt na szczęście rozszedł się po kościach, przynajmniej na razie.
– Gdyż łajnem to i czasem śmierdzę ja. Poza tym mam nieco lepszy węch od ciebie, kochanie.
Siedział na tylnych łapach dodatkowo co raczej nie ułatwiało mu przy krótkim mocowaniu się. Moment walczył odpychając się na ogonie, ale finalnie wylądował na plecach z głośnym pacnięciem w wodę. Przez chwilę dopadł go szok ze względu na temperaturę wody, jednak to już nie pierwszy raz kiedy kąpał się i hartował w odmętach stawów i jezior za czasu białej ziemi.
Obrócił się na łapy i odpłynął nieco. W końcu też się wyłonił patrząc na nią drapieżnym wzrokiem. Myślała, że wygrała? W końcu wylazł z wody, cały ociekający i do razu doskoczył do jej prawego ramienia, ugiął przy niej łapy i sięgnął po lewą jej łapę, starając się również pchnąć jej bark, aby się wywróciła. Czy taka próba położenia jej nie przypominała czegoś?
: 25 lut 2020, 11:04
autor: Eskalacja Konfliktu
Nie potrafiła nie obrócić tego w dalszy żart.
– Nie? Dlaczego? – łypnęła na niego wyzywająco. – Łowcy się ścigają kto więcej zabije żubrów, wojownicy robią tak ze smokami. Choć zwykle nie ma się czym chwalić. Żubr jest łatwiejszy, w końcu się nie broni... – skrzywiła się okrutnie.
Obserwowała jak samiec wpada do wody, co było wyjątkowo satysfakcjonujące dla niej. Zwłaszcza po tym co powiedział. Miał lepszy węch? Pft, też jej coś. Potrafiła polować równie skutecznie co on, o ile nie lepiej. Była o tym przekonana. Akurat obrany przez nią styl walki nie odbiegał tak bardzo od łowieckiego. Gdyby walczyła jak, na przykład, Rakta, to może mogłaby mu przyznać rację. Poza tym szkoliła się pierwotnie na łowcę. Nauki mamy dalej w niej głęboko siedziały, nawet jeżeli to tylko podstawy.
– No nie wiem, nie wiem... – zacmokała, unosząc lekko ogon aby nim uderzyć w ziemię i wprawić śnieg w wirowanie na powietrzu. – ... inaczej byś wyczuł, jak bardzo mnie pociągasz, gdy jesteś taki zamoczony jak bażant.
Przez ułamek sekundy zmartwiła się czy może nie przesadziła, ale wszystko wydawało się być w porządku. Wojowniczka zadarła pysk gdy samiec wygramolił się ze stawu. Kiedy znalazł się przy niej, odruchowo cofnęła się w lewo, by ustawić się bardziej naprzeciwko samca. Co on kombinował? Za bardzo się jednak skupiła na jego pysku, znowu. Poczuła chwyt na nadgarstku, zaraz po tym jak dotknął jej barku. Szlag. Wywróciła się na śnieg, uderzając lewym bokiem o ziemię. Przynajmniej miała miękkie lądowanie. Choć zdecydowanie niewiele cieplejsze.
Od razu w geście obronnym przyciągnęłaby skrzydła do boków, chcąc się pod nimi schować niczym motyl. Taki swoisty kokon miał osłonić wszystko poza jej szyją i ogonem, musiała wyglądać w istocie całkiem zabawnie, ale przynajmniej nie da mu tej satysfakcji. A na pewno chciał ją odczuwać, że udało mu się ją zaskoczyć. Po raz kolejny.
– Tak łatwo to nie ma. – Kłapnęła szczękami w powietrzu.
: 25 lut 2020, 22:15
autor: Szara Rzeczywistość
Łowca się zaśmiał krótko, dla niego nie było większej różnicy, chociaż większość zwierząt zwyczajnie nie kontrowała ataków tak jak lubiły robić to smoki. Skąd o tym wiedział? Miał burzliwe ostatnie księżyce, które spędził również na walce.
–Przyjdzie czas w którym nawet dość mizerna paskuda w lesie sprawi Ci problem. Wtedy przypomnij sobie co mi teraz powiedziałaś. W lesie są też i drapieżniki w końcu
Nie żeby samiec lubił je atakować... Robił to tylko wtedy kiedy miał ochotę, albo zwyczajnie unikał narażania się na rany. Ostatnio jednak jego podejście nieco się zmieniło. Wyrabiał się pod względem walki, gdyż uważał, że może mu się to... bardzo przydać w przyszłości.
Teraz wiedział, że Eurith się myliła. Zwyczajnie się myliła. Stado nie było najważniejsze, a w tym stadzie nie trzymało go już zupełnie nic. Jeśli jej stado wymagało... to może...
Kiedy zaczął słyszeć kolejne słowa, poczuł coś czego dawno już nie było. Podniecenie.
I wtedy wylądował w wodzie i otrzeźwiał, ale jednak zalążek został.
Potem było już tylko nieco lepiej, gdyż zmarzł, ale przynajmniej miał ją na boku w pakunku z własnych skrzydeł. Stanął nad nią obserwując i myśląc.
Oparł się o nią przednimi łapami i się uśmiechnął.
– Oh, kochanie... wielki błąd.
I pchnął ją, przytrzymując łapami błony dociśnięte do ciała... i ją toczył jak kolę śniegu...
Starał się skierować ją od razu do wody... bo przecież nie da za wygraną tak prosto.[/b]
: 25 lut 2020, 22:39
autor: Eskalacja Konfliktu
– Dlatego mówiłam o zwierzynie łownej. Ona nie oddaje... no, zazwyczaj. – Słyszała od mamy opowieści o morderczych dzikach, ale uznawała je za marne opowiastki, by ją przestrzec przed niebezpieczeństwem z każdej strony. Ojciec natomiast wyznawał zupełnie inny rodzaj wychowania, i tak oto wyszła Eurith. Trochę niedorobiona, przynajmniej się jednak starała luki uzupełniać. Czasem po prostu z miernym skutkiem.
Nie dopytywała co u niego bo... nie wypadało jej. Chyba? Doskonale wiedziała, że nie było za dobrze. Jej też się nie układało. Teraz jednak, po tylu księżycach, widziała światło. Tylko na jak długo?
Łypała na niego nieufnym spojrzeniem, zwłaszcza gdy się tak oparł o nią. Bezczelnie. Miała już zaoponować, ale... zaraz, czy on ją... turlał po śniegu? Zwariował! Oczywiście, że się szamotała. Powarkiwała pod nosem, co jednak nie było całkowicie na poważnie (chyba). W pewnym momencie coś jednak uderzyło ją w łeb, tak mocno, że aż jęknęła skołowana. Nie znosiła przekazów maddary, zwłaszcza takich długich i skomplikowanych. Jej umysł był zbyt chaotyczny by przyjmować na raz takie informacje. Od razu rozłożyła skrzydła, a akurat podczas tego "ataku" była w fazie leżenia na brzuchu. Wbiła szpony w ośnieżoną ziemię i napięła mięśnie, zupełnie jakby obawiała się zdmuchnięcia przez wiatr.
– Malstrom...? – wymamrotała na głos, skołowana napływem informacji od morskiego samca. Dźwignęła się do siadu, zgarbionego. Posłała partnerowi przepraszające spojrzenie. – Daj mi.. chwilkę. Coś się chyba stało. – Chrząknęła cicho.
Zamknęła oczy. Musiała się skupić. Flannę? Gnoma? Woz.. wozu... język, wybrzeże. Gator. Informacje. Było tego zdecydowanie za dużo. Samica niespecjalnie chciała się dzielić odkryciami, które nawet nie były jej. W końcu to Mahvran i Rakta odnalazły tabor. Zastanowiła się chwilę. Jej przekaz nie był tak detaliczny jakby chciała.
"Tylko Gator. Lider taboru. Nie wiem więcej."
Potrząsnęła głową. Zapytałaby nawet o więcej, ale po pierwsze: nie chciała olewać Godnego, egoistka. Po drugie: Malstrom był wojownikiem i na pewno sobie świetnie poradzi w każdej sytuacji. Samica wzdrygnęła się jeszcze kilka razy, a potem obróciła łeb w kierunku łowcy jakby nic się nie wydarzyło.
– Na czym my to.. ach, tak – przypomniała sobie. – Uduszę cię za to, co chciałeś zrobić, wiesz? – uśmiechnęła się słodziutko.
: 26 lut 2020, 5:32
autor: Szara Rzeczywistość
Przepis na nieszczęście? Bardzo prosty. Wspomnij o rywalu jeszcze zanim dobrze zaczniesz się cieszyć z decyzji, którą podjąłeś chwilę wcześniej. Akurat teraz, nie można było trochę przed, albo po ich spotkaniu? Bogowie nie mięli dla niego litości.
Kiedy nagle wyprostowała skrzydła i wbiła pazury, Godny wręcz został odepchnięty i ciężko wylądował zaraz obok niej. Będąc przy Eurith to było ostatnie imię które chciał usłyszeć, dlatego też na pysku malowała się cała gamma humorów, od zdziwienia po złość, aż na irytacji kończąc. Zamknęła ślepia i łowca miał chwilę czasu, aby się ogarnąć. Zacisnął zęby i po raz kolejny zmusił się do przełknięcia goryczy. Nie znał ich relacji, ale wiedział, że jakieś były.
Samica była zajęta, dlatego samiec powolnym krokiem wrócił na samiuśki brzeg stawu i za pomocą maddary w ciszy zaczął się osuszać. Szlag trafił jego humor.
Taka jest okrutna prawda o świecie. Smoki są złośliwe, niewdzięczne i mają w nozdrzach twoje dobre chęci, a każdy dobry uczynek wraca jak złoty pysk, waląc prosto w naiwny łeb. MALSTROM był dokładnie tego samego typu smokiem. Jednym z wielu z Ziemi.
Eurith się oderwała wreszcie od przekazów mentalnych, a Godny właśnie akurat sobie wyobraził sytuację w której spędzają miło czas wtuleni w siebie, a w tym czasie samica rozmawia sobie z nim. To była obrzydliwa myśl, która na pewno nie poprawi mu humoru. Wpatrywał się w taflę wody i milczał. Nawet nie drgnął.
– Nic nie zdążyłem Ci zrobić.
Oznajmił tylko nie odwracając nawet wzroku w jej stronę. W sumie to stracił już ochotę nawet na zabawę, którą pozwoliła sobie przerwać akurat przez niego... Nic się nie stało? Skądże znowu.
– Ostatnio była ceremonia na przywódcę w stadzie. Twój Malstrom obrażał mnie publicznie przy wszystkich i być może dlatego też straciłem w oczach wszystkich. Bądź więc tak miła i nie wymawiaj jego imienia przy mnie.
Oznajmił lodowato kiedy spoglądał przed siebie na lekko zmrożone brzegi stawu. Miał na prawdę dość tego, że na każdym kroku musiał patrzeć na wszystko z boku, ale alternatywą była walka dopóki ustoi.