Strona 35 z 41
: 20 maja 2022, 7:50
autor: Zszargane Zaufanie
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Łeb wywerny machnął w powietrzu, nie trafiając smoczycy, która padła na ziemię. Brasom zauważył że lekko się poturbowała tym ruchem, choć mimo wszystko miałaby teraz ciekawą pozycję do wyprowadzenia ataku.
- Myśl gdzie stawiasz łapy - napomniał pisklę. - Instynkt jest dobry w walce, ale instynkt nie uczy się. Gdy myślisz gdzie idzie każda łapa, ogon, głowa, to możesz myśleć lepiej. Możesz się uczyć robić lepiej.
Odsunął się od ognistej, dając jej miejsce by wstać i czas na zadanie wszelkich pytań, zanim przejdzie dalej.
: 04 cze 2022, 17:19
autor: Migot Sadiru
Brasom oczekiwał pytań, ale Hess wcale nie miała na to ochoty, czy nawet i pomysłu. Wcześniej oczekiwał od niej akcji i tak samo traktowała to okienko. Nie mogła się bronić przed ciosem, który nie nadszedł, więc nadeszła odpowiedź w postaci ataku. Zamierzała się poprawić, oczywiście, bo tym razem już pozostała na ugiętych, elastycznych łapach. Rozwarta szczęka wystrzeliła do przodu, aby pochwycić w małe kiełki prawe ramię Brasoma. Miała go lekko ugryźć, bo nie chciała go ranić, a potem zaraz się wycofać, w oczekiwaniu na jakiś atak z jego strony. Nadal przecież to było szkolenie, a skoro jej dawał czas, to czego innego się spodziewał?
: 05 cze 2022, 12:47
autor: Zszargane Zaufanie
Takiej inicjatywy się nie spodziewał, ale szybko zareagował na atak pisklęcia. Schylił łeb w dół i prawo, by zasłonić szyją swoje prawe ramię. Kolczasta część jego szyi i grzbietu skierowana była w stronę pyska smoczycy, przez co próba ugryzienia skończyła się nieprzyjemnym pokłuciem. Na szczęście nie wkładała w to wiele siły, więc nic wielkiego jej się nie stało.
- Obrona to nie tylko bicie - skomentował swój ruch. - Obrona to też ustawianie tak, że się nie da uderzyć. Obrona to wystawienie innego lepiej chronionego miejsca, które nie da się zranić.
Rozluźnił nieco skrzydła i pochylił szyję, przygotowując się do ciosu.
- Obserwuj uważnie, jak rusza się przeciwnik. Zgaduj, która część cię uderzy. Teraz ty uderz mnie, żeby się obronić. Uderz w to co cię atakuje, żeby cię nie trafiło. Jeśli uderzysz w obronie mocno, to możesz nawet zranić. Ale nie bij bezmyślnie. Bij tak, żeby najmniejszym wysiłkiem, najbardziej zbić to co cię atakuje. Atakujący smok już się rusza i ty możesz użyć ten ruch.
Gdy skończył, natychmiast podniósł prawe skrzydło i machnął nim w stronę pyska smoczycy. Ramię opadło z góry w kierunku nosa pisklęcia, by mocno przyłożyć w końcówkę twardej kości czaszki. Samo skrzydło było złożone, a pazury daleko, więc raczej skończy się na siniaku, albo pękniętej kości.
: 12 cze 2022, 21:02
autor: Migot Sadiru
Hess ewidentnie skupiła się na ruchu i swoim zadaniu. Zwykle była po prostu rozgadanym maluchem, ale w tym momencie po prostu milczała, wydając z siebie najwyżej sapnięcia, czy warknięcia, gdy szykowała się do ruchu. Mała starała się uczyć i poprawiać.
Ognisty wydał jej polecenie, więc mruknęła na znak, że do głowy dotarło i skupiła się ponownie. Prawe skrzydło runęło w kierunku jej pyska. Samica napięła mięśnie, powstrzymując się lekko przed ucieczką. Kurczowo powtarzała w myślach polecenie, a jej lewe skrzydło nagle ruszyło do przodu. Jej skrzydlana "łapa" miała uderzyć w jego skrzydło od dołu, unosząc je lekko. Nie miała zablokować jego ciosu, ale chciała zbić go z toru, tak, aby przeleciał nad jej nosem. Jeśli dobrze pójdzie, to zaczepi najwyżej błony na szczycie jej czaszki. Po tym ruchu miała wycofać skrzydło i znów obserwować go, czekając na kolejne polecenie.
: 16 cze 2022, 14:53
autor: Zszargane Zaufanie
Skrzydło rzeczywiście zabolało go trochę, po odbiciu przez pisklę. Pewnie gdyby to była prawdziwa walka, to by mu coś połamała. W każdym razie, umiała już w miarę dobrze się bronić.
- Wystarczy - powiedział, podnosząc jedno skrzydło, żeby powstrzymać zapędy Hess do jakiegoś ataku. - Obrona to unikanie i obrona to blokowanie. Ty umiesz blokować i umiesz unikać. A jak umiesz blokować i unikać, to umiesz się bronić. Myśl dobrze gdy jesteś atakowana i dobrze się broń. Zasłaniaj ważne miejsca mniej ważnymi, zbijaj ciosy i przewracaj. To ważne jeśli nie chcesz bólu.
// raport Obrona 1
: 18 cze 2022, 11:55
autor: Migot Sadiru
Mała czekała w napięciu na kolejny atak, ale on nie odszedł. Zamiast tego usłyszała szereg bardzo miłych słów, więc uśmiechnęła się szeroko, szczerząc jasne ząbki.
– Dziękuję Brasom! Brasom dobrze uczysz! – Pochwaliła go w nagrodę i przysunęła się, aby zaraz się do smoka przytulić. Bez jakiejkolwiek zapowiedzi wsunęła łeb na jego ramię i objęła go delikatnie szyją. Delikatnie, bo i nie umiała przytulać wiwern, ale chciała spróbować i się odwdzięczyć. Nie mogła mu zresztą nic innego zaoferować.
: 28 paź 2022, 20:17
autor: Infamia Nieumarłych
Trzy dni minęły. Co za tym szło, Mahvran musiała rozstać się z przedmiotem, którego prawdziwą wartość poznała długo po jego otrzymaniu. Rozstanie się z iskrą bolało, bowiem była gotowa utkać wobec niej nowe plany, ale...
No właśnie, ale. Ale co? Nie powinna czuć się zobowiązana do czegokolwiek, wobec kogokolwiek, a jednak wystawianie Strażnika do wiatru wydawało jej się po prostu, w jakiś sposób, niekomfortowe. Była podirytowana, ale zacisnęła zęby i ruszyła na miejsce, o wyznaczonej porze, czyli gdy tylko słońce zniknęło za horyzontem. Podczas chłodu i mroku czuła się po prostu pewniej. Nie sprawiało to, że nagle emanowała spokojem, ale w ciemnościach łatwiej było ukryć pewne elementy mikroekspresji. A obecnie bardziej zależało jej na ukryciu samej siebie, niż na odkrywaniu proroka.
Nie odezwała się do niego podczas rozdawania stadnych tytułów, ale teraz rozmowa była już nieunikniona. I zapewne skończy się równie nieprzyjemnie, jak prawie każda z dotychczasowych.
Czarodziejka miała na szyi zarzuconą niezbyt dużych gabarytów torbę, częściowo schowaną pod skrzydłem, uszytą z białego futra smoka północnego – który kilkaset księżyców temu piastował względnie spokojną posadę przywódcy stada Życia. W torbie znajdował się ewidentnie jakiś ciężki, duży przedmiot, który zajmował prawie całą przestrzeń.
Przysiadła na trawie, wzdychając cicho, czekając aż samiec do niej dołączy. Pozwalała mu zacząć. Była złośliwie ciekawa, w jaki sposób przejdzie do sedna tematu.
Niðhörgg ostrożnie wylądował pomiędzy wywernowymi barkami, ogrzewając grzbiet samicy ogniem buchającym z jego piersi, skupiając się na ostrożnym pielęgnowaniu starych, postrzępionych miejscami piór.
: 28 paź 2022, 22:44
autor: Strażnik
Wędrując pod wierzbami pozwalał by gładkie, długie liście smyrały go po pysku. Od czubka nosa, naznaczone chłodem zielone tarcze, podkreślały jego kształt, znacząc świeżym, rześkim zapachem. Krążył trochę, jak oślepiony, nim nie zdecydował się podjąć wędrówki w stronę zapachu Infamii. Pośród ciemności, stała daleko pośród kolejnych drzew, słysząc wcześniej jak prorok błądzi bez celu, zamiast od razu do niej podejść.
Długo rozważał, nim podjął decyzję, choć do wniosków nie doszedł żadnych.
Oto była ona, Infamia i oto był on – Strażnik, przygotowujący się do realizacji zawartej umowy.
Nie cieszył się z tego, ale też nie bał tego co miało nastąpić. Nie świadomie przynajmniej, bowiem apatia wynikała głównie z przytłoczenia emocjami, których nie potrafił przetworzyć. Czy to możliwe by tak o dała mu tego, czego chciał?
Niedorzeczne. Nie do pomyślenia. Nie po to żył żeby dostawać, nie wtedy kiedy się tego spodziewał. Musiał zatem istnieć jakiś problem, szczegół którego nie zauważał.
Wolał być gotowy iż nawet teraz, gdy kazała mu czekać trzy dni, może stwierdzić że potrzebuje więcej czasu lub wręcz wycofuje się z danego słowa. Co mogłaby na tym stracić?
Znajomość. No jasne. Ale o ile ważna była relacja z nim, jeśli mogła wytrzeć mordy bogom?
W końcu zbliżył się na tyle, że wyraźnie widział ją i feniksa. Kawałek jasnego materiału mocno odznaczał się na tle piaskowego ciała samicy, więc jego wzrok szybko powędrował w jego kierunku. Na krótko jednak, bowiem szybko skupił się na jej czarnych ślepiach. Był spięty, jak zawsze i nic więcej nie dało się powiedzieć.
Nie potrafił wyrzucić z siebie żadnego zdania. Ani powitania, ani prośby, jak gdyby samo spojrzenie wystarczyło. Czuł się tak przerażająco obcy dla niej, nie tylko przez brak zaufania do jej prawdomówności, ale i asekuracyjne przeświadczenie, że nawet podążywszy za obietnicą, Infamia będzie czuła wobec niego niesmak, a potem nienawiść. Wykorzystał ją w końcu. Zmanipulował. Nie miałaby powodu jakkolwiek uwzględniać jego prośby, gdyby nie obawiała się perspektywy, w której już nigdy nie porozmawiają. Co jeśli od początku to planował? Czy nie mogłaby tego założyć?
Wyciągnął łapę do góry, wnętrzem ptasich palców odwracając ją ku niebu.
Nie był w stanie stwierdzić nic, dopóki nie zrozumie na czym stoi. Jeśli zamierzała wahać się a odpowiedzią, mógłby w tej pozycji postać całkiem długo.
: 29 paź 2022, 11:11
autor: Infamia Nieumarłych
Ułatwianie sobie życia zdecydowanie nie było czymś, co mieli we krwi. Może to znudzenie, może wrodzona złośliwość lub jakaś inna forma emocjonalnego upośledzenia. Nieważne. Liczył się raczej skutek – a skutek był taki, że oboje wiecznie czuli się, jakby stąpali po cienkim lodzie, uważając na to, co mówią, dopóki coś w nich nie pęknie i nie wylewają z siebie całej swojej wewnętrznej podłości.
Ciężko jej było zaakceptować to, że życie ze Strażnikiem było niemożliwe, a z drugiej strony nie potrafiła już sobie wyobrazić swojej egzystencji bez tak stałego elementu, jakim stał się on i te ich słowne utarczki.
Odwróciła leniwie głowę w jego kierunku, mrugając leniwie. Wyglądała na stosunkowo rozluźnioną, chociaż pewne spięcie było dostrzegalne w jej szczęce i uwydatnionej linii żuchwy. Zaciskała lekko zęby, poniekąd nieświadomie.
Obrzuciła jego wyciągnięte ku górze palce niezainteresowanym spojrzeniem, po czym, powolnym, nonszalanckim wręcz ruchem sięgnęła do futrzanej torby, zanurzając w niej nadgarstek. Po chwili wyciągnęła z niej ciężką, gładką kulę barwy piaskowego beżu. Wyglądała na drewnianą.
Chimeryczna położyła ją na ziemi przed sobą, wbijając ją dosyć mocno w ziemię – testament faktycznej wagi przedmiotu. Względna nonszalancja nadal była widoczna w posturze wiedźmy, chociaż trzy palce cały czas otulały magiczny przedmiot, skrobiąc lekko koniuszkami złocistych szponów o jego fakturę.
– Oddaję ci ten fragment iskry tylko i wyłącznie dlatego, że uznaję ciebie za mój wyjątkowy płatek śniegu. – Zaczęła w końcu, unosząc lekko prawy kącik pyska. – Lahae interesuje mnie w tym samym stopniu, co stan futra Zachodu Słońca. Ty jesteś już cenniejszy, dlatego to ciebie, wraz z chwilą obecną, uważam za swojego dłużnika.
Pogładziła kulę raz jeszcze, nim nie podniosła jej z ziemi, trzymając ją w stabilnym, długopalczastym uchwycie i wyciągając w kierunku Strażnika. Onyksowe ślepia wpijały się bezlitośnie w jego bladobłękitne odpowiedniki.
– Spłacisz, kiedy zażądam. – Powiedziała powoli, z naciskiem, przekrzywiając lekko łeb, jakby z zaciekawieniem, czekając na jego reakcję. W to, że weźmie iskrę nie wątpiła, ale była ciekawa skutków ubocznych.
: 29 paź 2022, 13:11
autor: Strażnik
Cztery szpony zgrzytnęły o gładką powierzchnię, gdy w ptasiej manierze uwięził przedmiot między grubymi paluchami. Mimo licho wyglądających nadgarstków, księżyce wspinaczki pozwalały mu poradzić sobie z ciężarem obiektu, nawet jeśli stanie z nim w ten sposób przez długi czas, dla nikogo nie byłoby komfortowe. Patrzyła w każdym razie na smoka, który trzy dni w równie dostojnej, co idiotycznej i niewygodnej pozycji, trzymał jajo Sennah. Nie takie boskie fragmenty miał zatem w łapach.
Wziąłby kulę niezależnie od słów, które do niego skierowała, na chwilę wyciszając wszelki rozsądek i wspierające go zmysły. Czy okłamałaby go dając fałszywy przedmiot? Pragmatycznie nie miałoby to żadnego sensu, chyba że chciała podroczyć się z nim i prawdę zamierzała zdradzić dopiero chwilę przed odejściem.
Odkładając kulę na ziemi, postukał szponem w jej fakturę, jakby chciał ocenić z czego jest zbudowana.
Skonfrontował się znów na Mahvran. Nie było w jego spojrzeniu gniewu, ani wdzięczności, zupełnie jakby waga obecnego wydarzenia w ogóle do niego nie docierała. Emocjonalnie stał idealnie pośrodku, między wdzięcznością, strachem, gniewem i niepewnością.
Czego od niego chciała w przyszłości? Czy mógł to zanegować, jeśli chciał być honorowy? Czy mogła oczekiwać od niego czegoś, na co nigdy nie byłby gotów?
Jak bardzo go nienawidziła? Ile godności było w tym co czynił? Ile argumentów, ile zaangażowania, a ile zwyczajnego, ślepego szczęścia?
– Hm... – mruknął do samego siebie. Zamiast ostrości, jego spojrzenie znów wydawało się zdradzać dezorientację.
– Istnieją oczekiwania, którym świadomie, w zgodzie ze sobą, nie będę mógł sprostać – rzekł, każde słowo ciągnąc w flegmatycznym namyśle, przyciszonym tonem.
– Rozumiesz co mam na myśli? – dopytał bez energii.
: 29 paź 2022, 14:01
autor: Infamia Nieumarłych
Oczywiście, że rozumiała. Po prostu nakładanie na niego ciężaru długu, którego forma spłacenia na chwilę obecną była bliżej nieokreślona, było jej sposobem na pogodzenie się ze stratą iskry. Czy przeszło jej przez myśl, by podrzucić mu fałszywy przedmiot? Owszem, ale za dużo elementów mogło pójść nie tak. Oszustwo trwałoby krótko. I pewnie zostałoby odkryte nie tyle przez Strażnika, co Sennah, która miała zdecydowanie lepsze wyczucie w aurze boskich przedmiotów, niż on.
Westchnęła cicho, patrząc na drewnianą, ciężka kulę, rozstając się z nią ostatecznie. Odstawiła nadgarstek na ziemię, lekko zniesmaczona. Wolała zyskiwać, niż tracić, ale pocieszała się tym, że w przyszłości będzie mogła zażądać czegoś od proroka. W granicach rozsądku.
Tylko czyjego?
– Nie obawiaj się. – Powiedziała miękko, chociaż z jakiegoś powodu jej zapewnienia o braku obaw brzmiały raczej jak dodatkowy powód, by te zaiskrzyły. – Czymkolwiek nie byłoby moje żądanie, będzie ono adekwatne do twoich możliwości i... Pozycji.
Uśmiechnęła się krzywo kącikiem pyska, po czym zrobiła krok w tył, jakby chcąc odseparować się od fragmentu iskry, który nadal ją kusił. Może zdołał jakoś wpłynąć na nią przez te kilkanaście księżyców? Może dlatego rozłąka była tak bolesna?
A może to po prostu jej pieprzona chciwość i świadomość potęgi tego przedmiotu?
– Nie byłeś pewien, czy dotrzymam słowa. – Stwierdziła nagle, patrząc mu w oczy z lekko rozbawionym wyrazem pyska. Po części był to blef, bo chciała wywołać w nim jakąś konkretną reakcję.
: 29 paź 2022, 14:44
autor: Strażnik
Nie był pewien czy istniało cokolwiek istotnego, co mógłby dla niej uczynić, jeśli zamierzał pozostać przy tym lojalny wobec siebie i swojej funkcji. Nie zamierzał jednak wzbraniać się przed samą ideą obietnicy, bowiem rzeczywiście był jej winien przysługę.
Wciąż czuł się trochę jak we śnie, pazurem wykonując kółka na szczycie lśniącego w ciemności przedmiotu. Nie potrafił skategoryzować tego co ma miejsce, a to sprawiało, że odruchowo wszystko pozostawiał w jej łapach. Musiał wytrącić się z tego transu, jeśli chciał powiedzieć albo poczuć cokolwiek wartego uwagi.
– Zawiodłem się już na wielu smokach – przyznał niechętnie, ale przez to w nieco bardziej pasującej do jego charakteru manierze.
– Skoro to fragment o który prosiłem, jestem twoim dłużnikiem –
Przełknął ślinę nerwowo. Czuł dziwny ucisk w gruczołach, choć nie potrafił stwierdzić dlaczego. Nie doświadczał wprost żadnego gniewu, jedynie niezdefiniowane napięcie, jak gdyby coś pozostawało nie tak. Jak swędzenie pod skórą albo niemożliwy do zaspokojenia głód. Nieznajdywalne źródło smrodu. Irracjonalny brak satysfakcji. Duszność.
Buchnął chmurą kwasu z pyska, pozwalając by na chwilę otoczyła jego łeb.
Mógłby równie dobrze narzygać jej przed łapy. Co za niezapomniany pokaz wdzięczności. Czuł się jak dziecko mające w głowie jakiś ważny koncept, ale nie potrafiące ubrać go w słowa.
Na jego pysku zarysowała się irytacja albo wręcz obrzydzenie, gdy w końcu odwrócił od niej wzrok i ostrożnie, przy pomocy magii, umieścił kulę we własnej torbie.
: 29 paź 2022, 15:12
autor: Infamia Nieumarłych
Nie rozumiała problematyki jego gruczołów kwasowych, toteż zakładała, że wypuszczanie żółtej, siarczystej chmury było u niego jakąś formą tiku nerwowego. Zapach, chociaż drażniący, nie był już dla niej nowością, toteż przyjęła obecność kwasowej chmury cicho, godnie, nie wzdrygając się nawet. No, może trochę drgnęła jej powieka, ale było to raczej niedostrzegalne w półmroku wieczoru.
Jej wzrok znów powędrował ku kuli, która zniknęła w czeluściach nowej torby. Samica przełknęła ciężko ślinę. W jej oczach lśniła chciwa tęsknota.
– Cóż. – Odchrząknęła cicho, jakby chcąc przywrócić się do porządku i w miarę spokojnego toku rozmyślań. – Skoro to już mamy za sobą, to czuj się zaproszony na spacer.
Nie czekając na jego decyzję, pozytywną bądź też nie, wyminęła go lekkim łukiem i ruszyła przed siebie, pomiędzy wierzbami, powoli sunąc po ziemi niczym serpentyna. Nie miała żadnych dodatkowych oczekiwań od tego spotkania, ale chciała się po prostu przejść i przewietrzyć umysł. Próba uspokojenia się w towarzystwie Strażnika była zapewne złym połączeniem, ale czuła się dziwnie uzależniona od jego towarzystwa od czasu do czasu.
: 29 paź 2022, 16:04
autor: Strażnik
O ile zazwyczaj wiedział do czego dąży, a zaledwie męczył się ze sposobem właściwego wyrażenia myśli, teraz dręczyło go zupełne przeciwieństwo. Byl gotów wysłowić się wprost, bez względu na jej potencjalną reakcję, lecz nic nie było adekwatne do tego co odczuwał. Ruszył za nią bezwiednie, bo i odmowa spaceru byłaby stanowiskiem, które wymagało konkretnego uzasadnienia.
Szli zatem w ciszy, jakby zmierzali gdzieś konkretnie, mimo że wcale tak nie było.
Może ją tym drażnił, a może zupełnie niczego nie oczekiwała, nie potrafił stwierdzić.
W czasie tego bezcelowego marszu, niedaleko przed jego nosem, zmanifestowała się czerwona ważka. Wyjątkowo jednak nie buchała żadnymi wulgarnymi myślami. Jej rubinowa forma skrywała w sobie nakładające się na siebie sykliwe szepty, dźwięki o pozornie ogromnym znaczeniu, lecz niemożliwe do rozszyfrowania. Rzecz jasna tylko on je słyszał, podczas gdy dla Infamii, świecący bladą czerwienią owad był równie bezwonny, co bezdźwięczny.
Naprawdę nie potrafił zrozumieć zupełnie nic?
Ważka wykonała zwinnie kilka ósemek, przenikając po drodze przez parę dotykających ziemi, wierzbowych gałęzi.
Rzeczywiście, nie była dla niego zupełnie niezrozumiała. Dostatecznie duże skupienie pozwoliło mu wyróznić przynajmniej jedno niewinne zdanie.
Czemu żebrzesz dziadu o atencję?
Prychnął do samego siebie.
: 29 paź 2022, 16:23
autor: Infamia Nieumarłych
Nie przeszkadzała jej cisza; przywykła do niej, a i była istotą, która czasem bardziej ceniła sobie samą obecność, niż nieklejącą się nijak rozmowę. Zadowoliła się więc przemierzaniem doliny u jego boku, wodząc pyskiem przy ziemi, wiecznie zgarbiona, niczym szykujący się do ataku drapieżnik.
Patrzyła przed siebie, jakby samiec był tylko dodatkowym elementem otoczenia, a nie żywym bytem; a przynajmniej dopóki nie wyczuła drgania skrzydełek maddary, a następnie dostrzegła znajomy, owadzi kształt krążący wokół Strażnika.
Przyjrzała się ósemkującej po okolicy ważce, nie zerkając jednak na brązowołuskiego.
– Dlaczego zawsze jest czerwona? – Spytała w końcu, przerywając względną ciszę wieczoru. Pytanie z pozoru niewinne, ale wiedziała, że barwy czasem mają konkretny wpływ na emocje, lub wprost przeciwnie – są ich symbolem. Jakkolwiek kolor sam w sobie wydawał jej się bardzo ładny, tak z jakiegoś powodu niezbyt pasował jej do Strażnika, więc pytanie zdawało jej się być na miejscu. I przy okazji nie było zbyt wścibskie w naturze, więc, jak na nią, zaskakująco przyziemne i... Przyjemne.
Normalne pytanie. Aż dziwnie się z tym poczuła. Jak ciekawskie pisklę podglądające rodzica.
Siedzący cały czas na jej grzbiecie feniks, zupełnie niezainteresowany smoczą rozmową, wpatrywał się martwo w rogatą koronę przed sobą, pełniąc rolę dodatkowego, ciepłego źródła światła.
: 29 paź 2022, 17:06
autor: Strażnik
Nerwowo przełknął ślinę, gdy przez otaczający ich szum i odgłosy kroków, przebiło się w końcu konkretne pytanie. Nie odpowiedział od razu, jak gdyby sam nie znał odpowiedzi i musiał wygrzebać ją z głębi swojego łba. Nie było to zresztą proste, jak wydawało się powierzchownie, bowiem sympatia do danej barwy nigdy nie wynikała z przypadku. Nawet jeśli nie pytała o źródło ów sympatii, nie potrafił z góry do tego nie nawiązać. Ale to dobrze, bowiem na chwilę znów odblokował się na tyle, żeby potrafić kognitywnie zlepić jakieś wnioski.
W związku z tym, oczywiście chłodny dreszcz ugryzł go w kręgosłup. Ze świadomością przychodziły nerwy, z nerwami zaś powracał do swojego wiecznie paranoicznego nastroju. Coś za czym niewątpliwie bardzo tęsknił.
– Rubinowa – mruknął. Nie chodziło o samą barwę, a jej połączenie z konkretną fakturą i drobnymi załamaniami światła.
– Mój... ojciec, zawsze je lubił – mimo zawahania, jego głos był w znajomej, stanowczej tonacji. Podobnie jak Infamia, nie patrzył na nic poza tańczącą w powietrzu ważką. Dziwne, że akurat teraz wzięło go na sentymenty. Miał wrażenie jakby jedynie się cofał, zamiast rozwijać.
: 29 paź 2022, 17:25
autor: Infamia Nieumarłych
Dosyć prosty, sentymentalny powód. Wyjaśnienie zdawało się zupełnie do Strażnika nie pasować, chociaż przecież miała powody by przypuszczać, że w jakiś sposób przeszłość nadal na niego wpływała. Zerknęła raz jeszcze na twór. Nie był idealny, i w swoim zawodowym spaczeniu dostrzegała wady w technice wykonania, ale postanowiła ugryźć się w język i nie dawać teraz samcowi rad dotyczących kontroli źródła. Raczej by mu to nie pomogło, a i szczerze wątpiła, by magia go aż tak interesowała, nawet jeśli nic nie powinno stać na drodze do perfekcji.
Zresztą, był prorokiem. Miał zupełnie inny wachlarz priorytetów. Tworzenie rubinowych ważek było formą odskoczni, a nie zawodem.
Na wzmiankę o ojcu spochmurniała nieco, mimowolnie wracając pamięcią do swojego własnego. Wątpiła, by utrata rodzica bolała Strażnika tak bardzo, jak ją, ale zdanie sobie sprawy, że kiedyś i on miał ojca zdawało się dziwnie... Irracjonalne.
– Mój przypominał mi rubiny. – Mruknęła jedynie, myśląc o krwistoczerwonych ślepiach i szkarłacie oblewającym liczne, zabójcze kolce na ciele Szydercy.
Znowu zapadła cisza. Tym razem to ona nie wiedziała, jak dalej ciągnąć tę rozmowę, niechętnie wchłonięta przez wspomnienia, toteż po prostu dbała o to, by iść naprzód. Zawsze naprzód. Znacznie lepsze od stania w miejscu. O niebo lepsze od bezcelowego cofania się.
: 29 paź 2022, 19:36
autor: Strażnik
Spojrzał na nią krótko, jakby zaskoczony, że skorzystała z okazji by nawiązać do swojego opiekuna.
Zabawne, że mimo pogardy jaką z trudem wyuczył się obdarzać ojca, przyrównanie czegokolwiek z nim związanego do Szydercy, irracjonalnie szarpnęło jego nerwy. Najwyraźniej wciąż więziło go dziecinne uzależnienie od trzymania zmarłego przywódcy na piedestale. Oby jego zgniłe kości obrosły dumą.
Pokręcił łbem, uderzony skojarzeniami do tego stopnia, że nie powstrzymał się przed chęcią sprostowania myśli.
– Polubiłem je, przez chęć posiadania z nim czegoś wspólnego. – kontynuował, choć brzmiał jakby nawiązywał do czegoś obrzydliwego.
– Z tego samego względu uważałem je potem za najbrzydsze. –
Co jej właściwie przychodziło z tego skrawka informacji? Miał wrażenie, że chciał by znała go bliżej, rozumiała w jakiś sposób, jeśli miał jakkolwiek jej zaufać. Być może wcale nie chciała żeby to czynił i satysfakcjonowało ją to zawieszenie w wiecznej niechęci, lecz niezdolność do odczuwania wdzięczności, gdy uczyniła coś dla niego, w jakiś sposób go dręczyła.
Nawet jeśli nie pozostawił jej wyboru na żadną inną decyzję, dostosowując ją i manipulując pod własny komfort. To jasne, że uczyniła go wprost swoim dłużnikiem, ponieważ za bardzo przytłaczała ją wizja niezbalansowanej gry. Brakowało jej punktów, więc desperacko łapała się czegokolwiek, a on coś pieprzył o dobrowolności i zaufaniu.
: 29 paź 2022, 20:44
autor: Infamia Nieumarłych
Powinna być w jakiś sposób zadowolona z tego, że dowiedziała się o nim czegoś nowego. Był to drobny, prawie nieistotny detal, ale Infamia nie negowała wartości żadnej wiedzy. Zwłaszcza, jeżeli dotyczy ona smoka, który obecnie był jej najbliższy. Czy tego chciała, czy nie. To nie ona wybrała, wybrały to za nią okoliczności, a ona owy wybór po prostu w ciszy zaakceptowała. Bo nie miała lepszych alternatyw.
Początkowo nie odniosła się do jego wypowiedzi – ale w pewnym momencie poczuła, jak nadepnęła na coś twardego. Zmarszczyła czoło w niezadowoleniu, tylko po to, by wygrzebać z ziemi malutki koral. Pokręciła lekko łbem, rozbawiona ironią losu.
– Śmiem twierdzić, że zdarzają się brzydsze od rubinów. – Mruknęła, ewidentnie nie będąc pod wrażeniem aparycji ciemnołososiowego kamienia szlachetnego. Skrzywiła się wręcz, ale słysząc ciche mruczenie ze strony feniksa, wyciągnęła palca ku górze by pozwolić mu chwycić znalezisko w dziób. Zaśmiała się cicho.
– Ale niektórzy z nas nie narzekają i biorą, co im się da. – Podsumowała, zerkając czule kątem oka na siedzące pomiędzy jej barkami ptaszysko, nim nie skupiła się znowu na krajobrazie przed sobą.
– Pasują do ciebie akwamaryny. – Odezwała się znów do samca, chociaż nie obdarzyła go nawet szczególnym spojrzeniem.
: 30 paź 2022, 12:51
autor: Strażnik
Jej powierzchowne podejście do tej materii powinno go zirytować, lecz przełknął pierwszy, nasuwający się na język komentarz, uznając go za nieadekwatny. Tym samym wrócił już w zupełności do bycia samocenzurującym się, kłębkiem nerwów.
– Nie twierdzę, że nadal są brzydkie – skomentował, przyglądając się jak Infamia ofiaruje swoje znalezisko feniksowi. Nie był zresztą ani materialistą, ani nie miał szczególnie artystycznej duszy. Jasne, uwielbiał drzewa i ich przeróżne kształty, lecz dlatego że wiązał z nimi istotną, emocjonalną wartość. Wszystko co powierzchownie ozdobne i kolorowe, lecz jej nie posiadające, było dla niego bladym tłem.
– Dlaczego akwamaryny? Bawisz się w estetyczne dostosowanie przedmiotów, pod akcenty w czyjejś aparycji? – pytanie wybrzmiało surowiej niż powinno, bo nie było nic złego, ani złośliwego w dostrzeganiu pewnych wizualnych korelacji. Niemniej...
Wciąż był rozdrażniony samym początkiem ich spotkania. Nadal nie podziękował jej, ani nie czuł wdzięczności lecz nie mógł wyłożyć pod to właściwego gruntu, ponieważ nie współpracowała. Ohhhh Strażniku, pasują ci chłodne, niebieskie kamienie, ponieważ masz oczy podobnej barwy. Co za wdzięczne spostrzeżenie, zacieśniające więzi, doprawdy.
Szczególnie budujące przyjaźń było też denerwowanie się, że nie podążyła w swojej wypowiedzi zgodnie ze scenariuszem, którego nawet on nie znał.
: 30 paź 2022, 14:11
autor: Infamia Nieumarłych
Parsknęła cicho, rozbawiona, błyskając w półmroku koniuszkami onyksowych zębisk. Aha! Podejrzewała, że przypisze jej tak proste rozumowanie, toteż jej sadystyczna cząstka osobowości od razu ucieszyła się, że chwycił przynętę. Nadal była niezadowolona utratą iskry i uznawała go w głównej mierze za winnego – toteż wbicie mu szpili zdawało się być dobrą perspektywę na nie tyle poprawienie sobie nastroju, co wyrównanie rachunków.
A wiedziała, że wbić w niego szpilę jest stosunkowo łatwo. Jak i w nią zresztą. Pasowali do siebie pod tym względem wprost wybitnie.
– Vídbláinn ma prawie identyczne ślepia jak ty, a jednak nie przypisałabym jej akwamarynu. – Powiedziała gładko, utrzymując to samo, stosunkowo leniwe tempo marszu. – Podobieństwo akcentów kolorystycznych twoich łap, oczu a tego kamienia jest wygodnym elementem, ale nie kluczowym. Przypisuję ci akwamaryn, bo jest zimny w odbiorze. Przyjemnie się na niego patrzy, ale zdaje się być pusty w środku. Nie dlatego, że jest próżny i nie oferuje głębi charakterem. Zdaje się nie oferować nic ciepłego emocjonalnie.
Czekała, aż Strażnik stwierdzi, że porównywanie aspektów smoczej psychiki do aparycji kamieni szlachetnych było iście idiotyczne, bo wydawało jej się to wprost nieuniknione. Cóż, jakoś sobie z tym poradzi. Swój punkt udało jej się raczej przekazać w sposób wystarczająco dosadny, a jednocześnie nie obrzydliwie wulgarny.
Ugryzła się na szczęście w język z drugą, bardziej przykrą uwagą, jaką była bezużyteczność akwamarynu w aspektach tworzenia eliksirów i run. To już byłoby zbyt dotkliwe, a z jakiegoś powodu nie chciała go zranić aż tak dogłębnie, przypisując mu bezużyteczność.