Strona 35 z 37

Polana

: 10 lis 2023, 2:12
autor: Cisza po Lawinie

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Potrząsnęła głową.
Nie, to nie był nikt z Wolnych. Zresztą… – przeciągnęła, podchodząc odrobinę bliżej żeby obie nie musiały nawoływać do siebie przez dystans. – Mnie oszukuje się tylko raz – albo aż. Uśmiechnęła się odrobinę zadziornie. Tak, nie była ponad ukręcania łbów tym, którzy jej zawinili. Fundamentalnie się tu różniła od Erlyn. Cechy uzdrowicielki przejawiały się u niej w bardziej zażyłych relacjach.

Kusiło powiedzieć, że nie zrobiła tego dla nich (lub niej), ale ugryzła się w język. Nie powinna traktować wszystkich z Mgieł tak ozięble. Małe szpilki bywały bardziej satysfakcjonujące, a ta, którą niebezpośrednio zafunduje wywernie była tuż za rogiem. I to za inicjatywą Mglistych! Nawet jej własne stado jej nie szanowało.
Gdyby ona z wami tam utknęła, wręcz bym się upewniła, że nie wyjdziecie – odparła całkowicie poważnie, choć w jej głosie rozbrzmiewało rozbawienie samą wizją takiej sytuacji. – Nie ma za co – właściwie powinna dziękować Kammanorowi, ale to by się raczej nie wydarzyło.

Mina jej zrzedła, gdy temat zszedł na Abellę i, cóż, Erlyn też. Dla piastunki nie był to łatwy kierunek rozmowy.
Nigdy jej nie spotkałam, ale widywały się z mamą parę razy nim przyszłam na świat – odpowiedziała. Na imię Brasoma przekrzywiła lekko głowę. Znała go z opowieści, ale najwidoczniej nikt nie wiedział u nich o jego odejściu z Plagi.

Wrota Dziejów

Polana

: 11 lis 2023, 17:07
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Rozumiem. Dobrze, że jesteś ostrożna. Zwłaszcza w tych czasach. – Odpowiedziała Wyśnionej. I ta z pewnością nie zdziwi się na następne słowa Sakralnej, gdyż Veir również darzyła Infamię coraz większą niechęcią. Przez moment pośrednio zaakceptowała ją na tym stanowisku. Może nawet darzyła lekkim szacunkiem. Bo może właśnie potrzebowali takiego chłodnego, zgniłego w środku przywódcy, gotowego zrobić to, co potrzebne? Takiego, który nie zawaha się? Niestety, Veir została brutalnie przebudzona, gdy ostatnio ulubieni sojusznicy Mahvran zaatakowali jej syna i kompana. A biedny samczyk zapadł w smoczy sen, pewnie przez szok. Dla Sakralnej był to duży cios i całą winą obarczała Infamię.
– Byłabym gotowa z nią tam zostać i przypilnować, by nigdzie nie wyszła. – Mogłaby zostać jej strażniczką więzienną, zaszczytne stanowisko. Oczywiście na tak długo, jak obie nie padłyby tam z głodu. Na pysku Veir pojawił się nawet delikatny uśmiech, chociaż ledwo widoczny. Sygnał, że odpowiedź raczej była szczera.
– Planowałam was odwiedzić, ale potem przybyli łowcy. Wybaczcie. Lubiłam twoją matkę i uważam, że została bardzo okrutnie potraktowana przez Wiedźmę. Ale nie musimy o tym mówić, jeżeli nie chcesz.– Powiedziała. Erlyn ciężko było odnaleźć się w stadzie, Mahvran się nią opiekowała... ale okazało się to czystą manipulacją. Tak naprawdę Odłamek Raju nic dla niej nie znaczyła, jak wszyscy. Veir może nie była świętą smoczycą, ale wiedziała jedno – była lepsza od tego starego, wyliniałego krzaka z pustyni.

Wyśnione Szczęście

Polana

: 12 lis 2023, 12:23
autor: Cisza po Lawinie
Nadęła policzki i nie powstrzymała cichego, wesołego śmiechu. Nie uważała się za złą osobę, ale niektóre czyny lub zachowania w każdym mogły przebudzić iskierkę Tarrama.
Pamiętam – pstryknęła szponami przedniej prawej łapy. – Mama opowiadała o tym co się stało. Ale widzę, że odzyskałaś już to, co ci niesłusznie odebrano? – przekrzywiła głowę, a niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu. Cóż to się stało, że wielka Mahvran łaskawie pozwoliła jej udać się pod Ołtarz Erycala?

Nadal nerwowo zaplatała na palec kępki sierści na szyi, wzrokiem błądząc wokół. Był to krępujący i ciężki temat, jednak z nieco innych powodów, niż można przypuszczać.
... tata zmarł, gdy byłam jeszcze mała – wypruła to w końcu z siebie. Żadna to wiedza tajemna. Bealyn zwyczajnie nie lubiła o tym rozmawiać. Nadal bolało. – Mama bardzo to przeżyła. Snuje się jak żywy trup, chowa za uśmiechami i chyba sądzi, że nie słychać jak płacze po nocach – wymamrotała.

Przeniosła spojrzenie z powrotem na Veir.
Wśród Wolnych łatwo o przedłużone życie, ale moim rodzicom tego odmówiono – skrzywiła się – ta szma—su—wiedź—ona wpierw zniszczyła stado taty, potem on nie mógł się odnaleźć w Słońcu i został na trochę samotnikiem. Chciał z powodu mamy dołączyć do was, ale cóż – wypuściła powietrze z płuc – "nie, bo nie" – zacytowała syczącym głosem.

Wiedziała, że istniała szansa na inny rozwój wydarzeń. Mogłaby nie przyjść na świat, gdyby Maros i Erlyn zostali na Wolnych. Mimo wszystko wolała, aby rodzice pozostali szczęśliwi, niż żeby rozłąka dotknęła ich tak szybko przez coś tak prozaicznego jak starość.

Ściskała między palcami trawę w nerwach. Zupełnie jak mama wtedy, choć nie mogła tego wiedzieć. Od tamtego czasu minęło pół smoczego życia, a Erlyn nabawiła się innych tików nerwowych, choć ten zawsze z nią pozostał i przerzucił się na córkę.

Wrota Dziejów

Polana

: 14 lis 2023, 23:36
autor: Ołtarz Wyniesionych
– Odzyskałam, chociaż jak zapewne zauważyłaś... mam czasami problemy z szybką wymową. – Powiedziała, chociaż w praktyce nie rzucało się to aż tak w uszy. Głównie różnica polegała na dłuższych słowach, Veir potrzebowała na nie więcej czasu, chociaż nie aż tak bardzo. Jedynie przeszkadzało to w tłumaczeniu jakichś poważniejszych spraw.
– Chciałam, żeby mój nowy język miał defekt. – Odpowiadała, zgodnie z prawdą. Nie zgadzała się ze swoją karą, dlaczego więc chciała żyć z wiecznym przypomnieniem tego momentu? Nauczka dla siebie. Musiała być gotowa i zawsze na to uważać. Historia lubiła się powtarzać. To jeden z filarów religii Horgifell.
– Szkoda. Nie zdążyłam go poznać. – Zaczęła, chociaż chyba stoczyła z nim jedną walkę, nigdy jednak nie była pewna, że to on był partnerem Erlyn. Pasował jedynie do opisu czarnego samca ze Słońca.
– Hmm, jak żywy trup powiadasz? – Rzuciła, po czym dosyć mocno się zamyśliła. Będzie musiała ją odwiedzić. Tak, na pewno to zrobi, teraz już wiedziała. Miała tylko nadzieję spotkać ją tam żywą.

– Gdybym jeszcze wtedy przewodziła stadu, na pewno bym go przyjęła. Nie wiem, co stało wtedy za decyzjami wiedźmy, ale podejrzewam, że długo nie będzie przewodzić stadu. Ostatnio robi się... nieostrożna. – Odpowiedziała, nie musiała wyjawiać takich informacji, ale to zrobiła. Mahvran przyjmowała smoki na lewo i prawo, nie patrząc kim są. Większość okazywała się dobrymi inwestycjami, ale na przykład Heluil? Nie została sprawdzona, praktycznie po jednej rozmowie otrzymała rangę, nikt jej wcześniej nie znał.
– Jak ci na imię? – Zapytała na koniec. Bo chyba wcześniej się jej nie przedstawiała? Albo Veir miała sklerozę na starość.

Wyśnione Szczęście

Polana

: 16 lis 2023, 10:14
autor: Cisza po Lawinie
Oh, tak? Rozjechały się jej uszy na boki, gdy to usłyszała. Nie zauważyła.
Niespecjalnie – przyznała szczerze, odrobinę zakłopotana. – Przywykłam do mamy – wyjaśniła. Erlyn po spotkaniu Marosa i rozkwicie ich relacji poprawiła wymowę, ale to wszystko nawróciło, gdy ta ropucha zgniotła jej pewność siebie jak nieistotnego insekta. Bealyn nie znała niejąkającej się uzdrowicielki.

Uśmiechnęła się krzywo na zapewnienia czarodziejki. Była przekonana, że każdy inny przywódca z odrobiną rozumu by to zrobił. Pokaźna kolekcja kryształów Marosa pokazywała, że samo to czyniło z niego cenny nabytek. Lepiej mieć taki atut u siebie niż u wroga. Co więcej, o ile miodem na uszy piastunki były obecne problemy wywerny, tak nie mogła się oprzeć przed komentarzem.
Co za pech – prychnęła. Poruszyła niemrawo łopatkami, wyczuwając ostrożność Veir. – Nie przejmuj się, znam kodeks. Nie sprzedam cię – choć to pewnie marne pocieszenie. – Chętnie dowiem się o jej upadku, gdy już nastąpi. Nim wypełni się mój los na ziemi, chciałabym spojrzeć na jej ścierwo z uśmiechem – uniosła kąciki pyska. Nawet jeżeli to będą metaforyczne zwłoki.

Ach. Imię! Z tego wszystkiego o tym zupełnie zapomniała.
Bealyn – była ciekawa, czy załapie analogię. Chyba jako jedna z niewielu osób mogła. Wymawiało się je "bee·lyn". Może jednak nie każdy mówił na Abellę tak pieszczotliwie? – A podług tutejszej tradycji... Wyśnione Szczęście – wymamrotała mniej neutralno-wesołym tonem.

Wrota Dziejów

Polana

: 17 lis 2023, 21:23
autor: Ołtarz Wyniesionych
Na moment zamyśliła się, myślała nad tym, czy chce wypowiadać następne słowa. Przypomniała sobie, gdyż w kwestii jąkania się Erlyn próbowała coś działać w przeszłości. Chodziła po górach Plagi, szukając odpowiednich ziół, ale popełniła przy tym wszystkim kategoryczny błąd, bo całość nie była potrzebna. Jedyne, czego potrzebowała Erlyn to przyjaźń i akceptacja, miłość także. Ze swoim partnerem musiała rozkwitać.
– Kiedyś próbowałam znaleźć jej na to zioła, ale to nie było dobre rozwiązanie. Po czasie zrozumiałam. – Przyznała ostatecznie. Może gdyby Veir od początku to wiedziała, to Erlyn nadal tutaj by była? Jakoś... kto wie.

– Mamy podobne marzenia. Właściwie wiele osób na to liczy. Wiedźma jest bardzo stara, o wiele starsza ode mnie... widziałam ją kiedyś, jakaś klątwa sprawiła, że przez jakiś czas wyglądała na tyle, ile naprawdę miała księżyców. Jak zasuszona mumia po trzystu księżycach w grobowcu.
– Odpowiedziała, lekko się uśmiechając, może nawet cichutko wchodząc w coś na wzór śmiechu. O dziwo miała kiedyś okazję, żeby ją zabić, gdy spadała z nieba, postrzelona przez ludzi. Ale wtedy była potrzebna na Inwazji. To nadal wyszkolona czarodziejka.

– Ładne imię. Podobne do tego należącego do twojej matki. Ja nadal korzystam z poprzedniego, Ołtarz Wyniesionych, mimo iż oficjalnie jestem Wrotami Dziejów. – Odparła na koniec. – Swoim dzieciom zawsze nadaję imiona na "V", albo "H'. Dorobiłam się już kilku. Może kiedyś poznasz jedno z nich? – Powiedziała jeszcze. Dobrze je wychowała.

Wyśnione Szczęście

Polana

: 19 lis 2023, 12:34
autor: Cisza po Lawinie
Wielu próbowało. Mama wspominała o jakimś czarnołuskim, który nie pozostawił po sobie pozytywnego wrażenia, gdy traktował ją jak ułomną. Pewnie gryzł już piach, bo nie mogła nikogo takiego się dopatrzyć, a zresztą Bealyn nie była aż tak małostkowa.

Kolejne słowa ją odrobinę zdziwiły, co zasygnalizowała przekrzywieniem głowy.
Czy w kodeksie nie było czegoś o rzucaniu wyzwania przywódcy, który się nie sprawdza i działa na niekorzyść stada? – upewniła się. Może coś się zmieniło? Erlyn opowiadała o tych zasadach, jednak zawsze podkreślała, że zasady zmieniały się jak w kalejdoskopie.

Czyli Veir przeszła w którymś momencie etap degradacji? Nie dopytywała nigdy, które imię odpowiada za co, ale jedno musiało być przywódcze... albo wręcz przeciwnie? Czy to w ogóle miało znaczenie?
O, to by ją zaskoczyło – uśmiechnęła się lekko. – Powtarzała, że powinnaś się dorobić potomstwa, ale jednocześnie pewnie nie znajdzie się w stadzie ktoś na tyle dojrzały, by zaskarbić sobie twoją sympatię – dodała.

Nadęła lekko policzki.
Wiesz... właściwie to ze względu na opowieści o tobie, zdecydowałam się zostać piastunem po przybyciu do Wolnych – przyznała cicho. Nie tylko tata miał talent do opowieści. Te od mamy były bardziej przyziemne, ale płynęły z nich pewniejsze nauki.

Wrota Dziejów

Polana

: 22 lis 2023, 23:53
autor: Ołtarz Wyniesionych
– To prawda, jest w kodeksie coś podobnego. Chyba jedyną osobą, która tego próbowała był Brasom, ale ostatecznie się wycofał. – Powiedziała i przez moment nieco pogrążyła się w swoich myślach. Sama kiedyś rozważała wyzwanie Infamii, lecz nie było smoka, za którym mogłaby się wstawić. Nie chciała władzy dla siebie. Horus by się nadawał, ale on nie chciałby przewodzić stadu. Wolałby być tymi ukrytymi, drugimi i najważniejszymi skrzypcami grającymi w przedstawieniu.
– Na szczęście znalazł się ktoś, choć długo byłam ślepa. Dużo... dużo zmienia to w życiu. Posiadanie partnera i potomstwa. Nadaje wszystkiemu sens, gdy już w życiu go brakuje. Może twojej matce uda się jeszcze znaleźć kogoś przed śmiercią? – Ponownie zrobiła krótką pauzę, dotykając palcami swoich obręczy na szyi. Miała podobny tik, co Erlyn i Baelyn. W przypadku Veir oznaczało to jednak, że wraca wspomnieniami do bolesnych wspomnień z młodości.
– Wiesz, nie każda matka się do tego wszystkiego nadaje, ale tobie życzę, żeby ci się udało. – Odpowiedziała, cofając łapę ze swojej szyi. Przez tę chwilę myślała o Visegre, jej rodzicielce. Czasami w jej głowie pojawiała się wątpliwość, czy jej matka zasługiwała na swoją karę. Wtedy jednak pojawiał się głos Wybrańca, który przypominał jej, że to musiało się tak potoczyć.
– Och, miło mi. To bardzo... odpowiedzialna i potrzebna funkcja. Na pewno bardziej szanowana w innych stadach. Ja ostatecznie zmieniłam rangę na czarodzieja, ale nadal nauczam pisklęta, wyszkoliłam też ucznia. Tobie również mogłabym zdradzić kilka technik. – Powiedziała, sugerując kilka wskazówek na koniec. Piastuni powinni sobie pomagać, a Veir po części nadal uważała się za takowego.

Wyśnione Szczęście

Polana

: 24 lis 2023, 0:10
autor: Cisza po Lawinie
Szkoda. Ale takie chwasty ciężko się usuwa. Zawsze odrastają – co pokazywał ród tego próchna.

Nadaje sens? Potomstwo i partner? Ugryzła się w język, żeby nie zaprotestować. Nie powinno się negować cudzego szczęścia, a najwidoczniej Veir znalazła je w rodzinie.
Raczej nie szuka nikogo. Nadal rozmawia z tatą... a przynajmniej próbuje – bardziej gadała do siebie, jednak nie mogła jej winić. Samotność dawała w kość. Bea często pluła sobie w brodę, że odeszła do Wolnych, ale przecież nie mogła żyć z matką przez taki czas. Dusiła się w tej depresji. Plus obietnica wobec ojca ją skutecznie zachęciła, aby zwiedzić coś więcej niż przystań wokół góry, gdzie zamieszkała Erlyn z partnerem.

Wzdrygnęła się na jej życzenia.
Oby nie. Nie chcę piskląt – były za dużą odpowiedzialnością.

Propozycja spowodowała u niej zakłopotanie.
W Ziemi nie ogranicza się do szkoleń i opieki nad dziećmi. Pomagam ze składzikiem oraz tępię drapieżniki blisko obozu. Nauczam raczej starsze smoki – wyjaśniła. – Ale chętnie kiedyś porozmawiam. Póki co... muszę iść. Mam do dokończenia wypracowanie na wykład w Ode Solen. Miło było cię poznać, Veir. Życzę tobie i twojemu stadu rychłego upadku zarazy, która was trawi – skinęła jej głową, po czym pożegnała się i odleciała. /zt

Wrota Dziejów

Polana

: 24 lis 2023, 3:31
autor: Ołtarz Wyniesionych
– To prawda... opowiadała o swoim rodzie kilka razy, jej potomkinie zdawały się być siebie warte. – Powiedziała, ciągle nie kryjąc swojej opinii o Infamii. Kiedyś byłaby bardziej ostrożna, a teraz? Co jej zrobi, jeżeli się dowie? Veir była jej potrzebna podczas napadu. Infamia teoretycznie również była im na wagę złota, była dobrze jednym z najlepiej wyszkolonych smoków, do tego uzbrojonym w liczne wspomagacze. Dlatego chwasty będzie się wyrywać, gdy już nie będą potrzebne. Co ma wisieć, nie utonie.
– Z tatą, hm? – Rzuciła, chociaż bardziej do siebie. Niedobrze. Chyba, że zdawała sobie sprawę z tego, że jest on martwy. Chociaż nie za bardzo ratowało to sytuację, mogła za daleko się w tym pogrążyć.
Na kwestię dzieci jedynie pokiwała głową. Veir nie zamierzała nikogo do tego zachęcać, ani zmuszać. Sama była w ciężkim stanie po utracie wszystkiego. Została w stadzie, które ją nienawidziło, ale po co? Nie łatwiej byłoby odejść i poszukać czegoś gdzieś indziej? Po co każdego dnia było wchodzić na miejsce spotkań ze wstydem i patrzeć na osobę, która była tego winna? I każdego dnia dławić się wodą i herbatą, gdyż nie miało się już języka. Wszystko przypominało jej o tych wydarzeniach i księżyc za księżycem przeżywała je na nowo, nie mogąc przerzucić myśli na inny temat. Wszystko prowadziło do tamtego zebrania. Veir pewnie nie wytrzymałaby tego długo, zwłaszcza po utracie Vesserany, która była jej jedyną podporą. Razem miały zabić Infamię. Dlatego dobrze, że udało jej się z Horusem. Teraz przynajmniej wie, dlaczego chodzi na ceremonie, broni stada i patrzy tej wiedźmie prosto w oczy.
– Rozumiem. Dobrze, że ta ranga ewoluuje. – Powiedziała. Sama jako piastun również dużo walczyła i szkoliła się w tym kierunku. – A tobie życzę, żeby ta zaraza do was nie dotarła. Do następnego złączenia ścieżek. – Pożegnała się w iście Horgifellski sposób i uniosła nieco łuki brwiowe na wspomnienie o jakimś Ode Solen. Pierwszy raz w życiu słyszała tę nazwę. Kiwnęła łbem Baelyn i przez jeszcze jakiś czas była w tym miejscu. Zaparzyła sobie herbatę i pomyślała na spokojnie o pewnych kwestiach.

//Zt też
Wyśnione Szczęście

Polana

: 08 sty 2024, 0:37
autor: Zamszony Bór
Był uzależniony. Uzależniony od dobra własnej rodziny. Jego serce przepełnione było radością, kiedy miał z kim ją dzielić, a pogrążało się w żalu, kiedy pozostawał sam. Tak było od zawsze, ale dopiero teraz pozwolił sobie na zrozumienie tego fenomenu. Czemu? Bo po raz pierwszy był całkowicie rozdarty. Całą młodość spędził pragnąc miłości, a kiedy odnalazł ją u schyłku życia nie potrafił wypuścić jej z łap. Trzymał mocno, z całych sił... a jednak i tak okazał się zbyt słaby. Znów doświadczył straty, ale takiej, której nie potrafił zaklasyfikować do żadnej z wcześniej utworzonych kategorii. Nie był bowiem zupełnie samotny, ale i tak miał w sercu ogromną dziurę. Serenada odeszła. Tundroth również zniknęła. Tuylith zaś spała od księżyców i nic nie wskazywało na to, by planowała się obudzić. Utracił trójkę swoich najbliższych i tęsknił za nimi każdego dnia. A jednak nie został tu sam. Wciąż miał synów. Dwóch. Nie. Trzech. Najmłodszego z nich bowiem nigdy nie widział, ale był świadom jego istnienia. Wiedział od najstarszego z ostałych się przy nim dzieci, że ten wykluł się w dniu, w którym ich dusze zostały rozerwane na dwoje, jakby pojawił się tylko po to, by spróbować ich scalić na nowo. Tiishoyr zaśmiał się gorzko na samą tę myśl. Jak mógł ją do siebie dopuścić, skoro odejście Celeste wciąż tak boleśnie kłuło jego wnętrze? Był okropny... Ale nigdy też w to nie wątpił. Zgniły od środka. Czy jego partnerka wreszcie to dostrzegła i dlatego uciekła? Wcale by się nie zdziwił gdyby to wszystko było jego winą. Jak zwykle miał w sobie skłonność do zamartwiania, nawet jeśli dzisiejszy dzień miał być szczęśliwy. Wreszcie miał poznać najmłodsze ze swoich piskląt, które i tak zdążyło znacznie odrosnąć od ziemi. Omszały westchnął, świadom faktu że takie zaszycie się w grocie było skrajnie nieodpowiedzialne z jego strony. A jednak nie mógł cofnąć czasu, który spędził na bezsensownej egzystencji, którą dzielił jedynie między sen a polowanie. Od kiedy stracił połowę rodziny nie robił nic poza tym, ale w końcu nadszedł moment by się zreflektować. Wszak nie mógł odmówić Obejmującemu, kiedy ten oznajmił, że Celeste pragnie go poznać. Musiał się stawić w wyznaczonym miejscu i czasie jeśli nie chciał... jeśli nie chciał stracić kolejnych bliskich.

Zastąpię Cię mu, Serenado. Zastąpię...

Wyszeptał w pustkę, unosząc łeb ku niebu. Nie potrafił się zmusić do spojrzenia na drewnianą figurkę, którą trzymał w łapach. Prezent, który sam wyrzeźbił, a który niemal doprowadzał go do płaczu. Och, stary on. Taki stary, a wciąż taki głupi. Na nowo przeżywał najlepsze z dawnych wspomnień, czekając cierpliwie.

Celeste

Polana

: 11 sty 2024, 15:32
autor: Pamięć Zimy
Gdy brat powiedział mu że wreszcie pójdą spotkać się z tatą, maluch był podekscytowany, jednakże w czasie podróży na obszar polan maluch zaczął się trochę niepokoić. Koniec końców kierowali się w kierunku miejsca gdzie maluch nie był, a kiedy dotarli na pustą polanę, dobre parę minut przed ustaloną godziną brat powiedział mu by siedział w miejscu i czekał aż tata przyjdzie. Oczywiście mrugnął mu na pożegnanie – dobry znak na to że brat wciąż go ma na oku i go pilnuje. Tak małe smoczątko siedzi sobie na polanie, patrząc na wszechobecny śnieg, jak i ugniatając go sobie w różne wzorki łapkami.

Zamszony Bór

Polana

: 11 sty 2024, 19:39
autor: Zamszony Bór
Celeste nie musiał długo czekać. W zasadzie nie czekał wcale. Zamszony był już bowiem na Polanie od kilku dobrych chwil, podczas których wpatrywał się niewidzącymi oczami w niebo. Nie widział go bowiem, pogrążony w swoich wspomnieniach. Drgnął dopiero, kiedy do jego zmysłów dotarł dźwięk skrzypiącego śniegu. Obrócił więc łeb pośpiesznie, rozumiejąc że jego synowie przybyli. Nie mógł więc dłużej odpływać myślami. Musiał istnieć tu i teraz.

Jego spojrzenie powędrowało najpierw do starszego syna. Przemknął po nim prędko wzrokiem, w którym było widać błysk dumy. Wyrosłeś, zdawał się przekazywać całą swoją postawą. Ciirioh stał się już bowiem dorosłym smokiem. I rangą i ciałem, co udało mu się jako pierwszemu z miotu. Dotrwał aż do tej chwili, co musiało świadczyć o jego sile. Najwyraźniej nie załamał się nawet po odejściu matki, skupiając się zamiast tego na opiece nad bratem. Zamszony wiedział, że nie tak powinno być. Żałował, że nie mógł być bliżej synów, ale nie miał wstępu na tereny Ziemi. Powstrzymał chęć zaciśnięcia kłów w reakcji na tę myśl. Zamiast tego uśmiechnął się do starszego i odprowadził go wzrokiem, kiedy ten odszedł kawałek, żeby dać im chwilę prywatności. A zatem...

Jego spojrzenie spoczęło na Celeste. Młody, który w zasadzie był już całkiem sporym młodzieńcem, mógł obserwować jak przez pysk ojca przebiega cała gama uczuć – od wzruszenia i radości po widoczną dumę. Siła uczuć na moment odebrała mu dech, dlatego dopiero po chwili wstał, żeby podejść do samczyka.
Mój synu – powiedział, patrząc na niego ciepło. Uniósł przy tym swoje skrzydło i z wahaniem przybliżył je do pisklęcia, kładąc palce na jego policzku. Pogłaskał go czule, po czym uniósł nieco jego łebek, żeby mogli spojrzeć sobie prosto w ślepia. A wtedy? Wtedy stracił głos na kilka kolejnych chwil. Z trudem przełknął ślinę – Twoje oczy... – wykrztusił po chwili – Masz oczy swojej matki – stwierdził z drżeniem, wpatrując się w nie jeszcze przez moment, nie powstrzymując przy tym wzruszenia. Serenado... Jego myśli ponownie pognały ku niej, kiedy dopatrywał się w młodym kolejnych podobieństw. Ta biel. To po nim, prawda? Bezwiednie dotknął swojego pióropusza, odnajdując wśród nich odpowiedni rząd. Tak, to zdecydowanie po jego linii rodziny. Nie powstrzymał kolejnego uśmiechu, kiedy zdał sobie sprawę, że jego pisklęta najwyraźniej lubiły wdawać się w dziadków. Szkoda, że i ich nigdy nie poznają. Oh... i te palce na skrzydłach. Powoli poruszył własnymi, rozumiejąc że samczyk najpewniej przejął też nieco jego wiwernich genów. Był śliczny. Nie. Przystojny. Takie określenie z pewnością bardziej spodobałoby się samczykowi. Prawda?

Wkrótce wykonał kolejny gest, ale zatrzymał się w pół kroku, nie będąc pewnym czy Celeste mu na to pozwoli. Chciał go bowiem przygarnąć do piersi, ale przecież ledwie się zobaczyli.
Naprawdę się cieszę, że w końcu Cię poznałem, Celeste – dodał szczerze, decyzję o ewentualnym przytuleniu pozostawiając synowi. Wolał na niego nie naciskać, pozwalając mu się powoli przyzwyczajać do jego obecności. Oczekiwał jego reakcji, w łapie wciąż kryjąc figurkę. Na nią przyjdzie pora za chwilę.

Celeste

Polana

: 12 sty 2024, 21:45
autor: Pamięć Zimy
Gdy młody pisklak został dostrzeżony przez ojca, jak i również został opisany że przypominał matkę, zjeżyło mu się futro. Mimo opowieści brata o tym jaki wspaniały jest jego ojciec, ciężko było mu to sobie wyobrazić, i nie wiedział jak się zachować gdy się spotkają.
Odsunął się chwilę po tym jak Zamszony odsunął łapę od jego policzka, po czym patrząc po potężnej aparycji ojca pokłonił się przed nim, tak samo jak robił to przed starszymi smokami (tak jak powiedziała mu babcia – zawsze trzeba szanować starszyznę).
Mimo tego że wiedział że jest jego ojcem... nie czuł nic – nie czuł takiego uczucia przywiązania jaki czuł to brata lub babci. "Witaj ojcze." – mówi z spokojem, kłaniając głowę, z której widać jak powoli wyjawia się drugi rząd czarnych rogów. "Mam nadzieję że zima ci nie doskwiera." – ostrożnie dobiera słowa. Mimo pokrewieństwa w obecnym stanie był dla niego obcą osobą, chociaż dostrzegał podobieństwa do siebie – piękne futro jak i rogi, które mimo swego perłowego koloru bardzo przypominały kształtem jego czarne rogi.
Koniec końców Zamszony Bór mógł dostrzec że jego syn był dobrze wyuczony, jednakże brak obecności matki i ojca coś sprawiło że jest mimo wszystko w swym dziecięcym głosie chłodniejszy w jego obecności.
Jednakże w momencie gdy Celeste dostrzegł małą figurkę w łapach wielkiego smoka mimowolnie zamachał z podekscytowania ogonem – już z daleka widział jak podobna jest do tej którą pokazywał i dawał się bawić Obejmujący Obłoki.

Polana

: 16 sty 2024, 21:04
autor: Zamszony Bór
Oh...
Chyba powinien był się tego spodziewać. Tak. Z pewnością zbyt wiele oczekiwał. Na moment w jego ślepiach pojawił się smutny błysk, kiedy syn cofnął się, zamiast podejść bliżej. Pokłon przyjął z jeszcze większym niepokojem, a ton samczyka... dopełnił obraz. Zamszony pozwolił by powieki na moment przysłoniły jego oczy, kiedy brał głęboki, drżący oddech. Nie tak wyobrażał sobie pierwsze spotkanie z synem, ale czy mógł mu się dziwić? Nigdy nie miał przy sobie żadnego rodzica, więc nie dziwne by było, gdyby czuł żal względem nich. Serenada odeszła, a on się zaszył żeby przecierpieć stratę. Nie przyszedł, żeby wcześniej wytworzyć z nim linię zrozumienia, więc teraz płacił za swój błąd. Wiedział to. Ale i tak zabolało bardziej niż przypuszczał.

Otworzył ślepia dopiero, kiedy Celeste się odezwał. Na pysku Tiishoyra pojawił się blady uśmiech, kiedy został nazwany ojcem, ale ten znów nieco przygasł po usłyszeniu pytania. Było nic nie znaczące. Ostrożne. Pełne grzeczności. Cóż... przynajmniej syn był dobrze wychowany. Pytanie tylko czy jego zachowanie wynikało z charakteru czy jednak swoistej wstrzemięźliwości w jego obecności. Teraz nie był w stanie tego stwierdzić. Co więc zrobił? Potaknął. Tak po prostu. W końcu miał futro, więc zima nie była dla niego najgorszą z pór. Potem zaś... milczał. Sam nie wiedział co powinien powiedzieć, żeby przekonać do siebie syna. Czy w ogóle istniały takie słowa?

Drgnął dopiero, kiedy spostrzegł podekscytowane machnięcie ogonem, a także miejsce gdzie padał wzrok młodzika. Och, a więc spostrzegł figurkę. No cóż, wydało się. Ale może to i lepiej? Rozwarł więc palce i przysunął niewielkie drewno w stronę Cesa, żeby ten mógł mu się lepiej przyjrzeć. Odchrząknął.
Ja... – zaczął, ale znowu zamilkł. Nie potrafił stwierdzić czy Celeste w ogóle chciał usłyszeć to, co on miał mu teraz do powiedzenia. Co jeśli tylko bardziej go tym skrzywdzi? Przemógł się po kilku chwilach – Żałuję, że nie poznałeś swojej matki – powiedział szczerze, a głos załamał mu się znacznie przy tych słowach – Ale pomyślałem że... że mógłbyś chcieć wiedzieć jak wyglądała. Proszę, zrobiłem ją dla Ciebie – powiedział, wyjawiając tym samym co przedstawiała figurka. A była to wierna kopia Serenady. Tak wierna, że brakowało jej jedynie kolorów, bo Tiishoyr nie potrafił barwić drewna. Poza tym niczym się nie różniła. Naprawdę. Nawet każde pióro u skrzydeł było zaznaczone, jakby Omszałemu bardzo zależało, by figurka oddała całe piękno oryginału. Nie mógł jednak tchnąć w nią życia. I to... to chyba było najgorsze.

Posłał więc synowi lekki uśmiech, w którym widać było pierwsze oznaki zdenerwowania. Czy Celeste w ogóle przyjmie figurkę? A może nie będzie chciał mieć z nią nic do czynienia. I czy... czy Obejmujący zdradził mu choć kilka informacji o matce? Nie wiedział bowiem, że starszy z synów unikał tego tematu jak ognia i w swej złości nie pisnął o Serenadzie nawet słówka. Bo skąd? Ciirioh mu się do tego nie przyznał, a on nie miał śmiałości by dopytać. Tym samym prezent przyszykował zupełnie w ciemno i miał nadzieję, że nie będzie tego żałował. Oczekiwał więc reakcji białofutrego.

Celeste

Polana

: 17 sty 2024, 15:40
autor: Pamięć Zimy
Figurka matki? Nie spodziewał się że to akurat będzie przedstawiać, ale podekscytowanie wzięło górę gdy młody smok szybko odebrał figurkę by przysiąść i szczególnie zacząć się jej przyglądać. Dostrzegł szczególne podobieństwa do jego brata – wiele ostrożnie wyciosanych piór i krótki dziób. W tak małej figure dostrzegał tak wiele podobieństw do brata, że przez chwilę myślał że figurka przedstawia Ciirioha, a nie Serenadę. Przez to powoli zaczął myśleć, że Ciirioh i Serenada to ten sam smok przez tą figurkę, mimo widocznych różnic.

"Jest piękna." – odpowiada po chwili, pozwalając sobie ochłonąć. – "Jak się nazywa?" – ostre pytanie którego Zamszony Bór z pewnością się nie spodziewał. Przez cały czas jak Celeste obcował z swoją rodziną nigdy nie słyszał imienia swojej matki. Jedynie co słyszał to "mama" lub "matka", lecz w momencie gdy zadawał pytanie jakie jest jej imię, nawet Ciirioh widocznie opierał się odpowiedzi, widocznie zraniony, a babcia zdecydowanie zmieniała temat lub beształa smoczka by nie przejmował się drobnymi sprawami.
Ostrożnie postawił figurkę na śniegu, któremu zrobił mały piedestał by się nie przewrócił.

Polana

: 20 sty 2024, 13:10
autor: Zamszony Bór
Kiedy samczyk bez wahania przyjął figurkę, Zamszony wyraźnie odetchnął. Uczucie ulgi pozwoliło mu się nieco rozluźnić, kiedy patrzył jak syn przygląda się kawałkowi drewna z widocznym zainteresowaniem. I tak, prawdą było, że Ciirioh był do niej podobny. Nie był to jednak identyczny smok. Mieli ten sam dziób i oczy, ale poza tym łeb Obejmującego zdobiły także rogi, których brak był widocznie zarysowany na figurce. Do tego ułożenie piór i futra było zupełnie inne. Obłoki był nimi zamiennie przyozdobiony, a Serenada szczyciła się bujną grzywą, która ciągnęła się przez cały jej łeb, grzbiet i ogon. Znacząco upodabniało to ją do gryfa. Jedynie kolory zaburzały tę percepcję. A że na figurce ich nie było, to trudniej było się wyzbyć tego wrażenia.

Zaś komentarz samczyka sprawił, że Tiishoyr uśmiechnął się lekko. Tak, miał rację. Serenada jest piękną smoczycą. Tak piękną, że nie mógł nie tęsknić za jej widokiem. Dlatego miał nadzieję że... że tam gdzie się udała też była szczęśliwa. No i pragnął wierzyć, że o nim nie zapomniała. Czy myślała o nim równie często co on o niej? Czy tęskniła?

A potem pytanie Celeste wyrwało go z zamyślenia. Zamrugał kilkukrotnie, jakby trochę niedowierzał, że akurat takie słowa padły z jego pyska. Nie zamierzał jednak pominąć ich milczeniem, zamiast tego ciesząc się, że zdołał zdobyć zainteresowanie syna.
Tak jak ty – odpowiedział, posyłając pisklęciu lekki uśmiech – Teraz ty nosisz nadane jej przy wykluciu miano – dodał, sprawiając wrażenie jakby chciał wyciągnął łapę i pogładzić futro malca, ale zdołał się powstrzymać – Zaś kiedy została wojowniczką, nazwała się Serenadą Poległych. Pasowało jej to imię. Lubiła śpiewać – wyjawił, a w jego oku znów pojawił się błysk dawnego wspomnienia. Żałował, że nie mógł dłużej słuchać jej głosu. Był dźwięczny i melodyjny. Po prostu... piękny.

Po chwili odchrząknął krótko, znów zerkając na syna.
Opowiedzieć Ci o niej? – zagaił, mając wrażenie że Celeste mógłby chcieć dowiedzieć się czegoś więcej. Pewnie miał sporo pytań, które gromadził przez księżyce.

Celeste

Polana

: 21 sty 2024, 15:57
autor: Pamięć Zimy
Na pysku Celeste można dostrzec poważny widok zdziwienia – ma tak samo na imię jak jego matka? Po główce smoka zaczęło się głębić wiele pytań, głównie z powodu czemu jego brat tak bardzo unika wspominania matki – szczególnie kiedy nazwał go po niej. Dla pamięci? Dla uhonorowania? A może z poczucia winy? Ciężko mu to stwierdzić, ale gdy ojciec zaproponował opowiedzenie o niej, pokiwał głową, a uszy skryte zza futrem drgnęły – "Tak, poproszę." – z chęcią chciałby o niej usłyszeć – może dowie się czegoś ciekawego? W sumie prócz Ciirioha i dziadkach nie wiedział za dużo o swoich krewnych.

Zamszony Bór

Polana

: 25 sty 2024, 13:06
autor: Zamszony Bór
A więc chciał słuchać. Dobrze. W takim razie Tiishoyr mógł mówić. Tak długo ile będzie trzeba, żeby młody był usatysfakcjonowany. Żeby... żeby zdołał poczuć, że jest blisko matki. Albo chociaż by odczuł, że choć trochę ją zna. Niedobrze było wszak nie znać własnych korzeni. To pozostawało w piersi pustkę, której w żaden sposób nie mógł zapełnić żądny wiedzy umysł.
Serenada była... odważna – zaczął opowieść, pozwalając sobie na cichy chichot – Brawurowa wręcz. Robiła co chciała i kiedy chciała, niewiele myśląc o konsekwencjach – dodał, mając tutaj oczywiście na myśli pamiętną walkę Celeste na arenie, która wyraźnie osłabiła jej ciało. Albo ich pierwsze spotkanie... ale ta opowieść nie była przeznaczona dla tak młodych uszu – Zdawała się być tak pewna siebie, jakby gotowa była podbić cały świat. Dużo się uśmiechała, śmiała i śpiewała, ciesząc się przy tym każdą chwilą. Ale... – tutaj wyraźnie się zamyślił, zerkając w dal – Ale w głębi serca pragnęła akceptacji. Czuła się odsunięta od własnej rodziny i to chyba gryzło jej wnętrze. Dlatego bardzo chciała piskląt. Swoich własnych. Byliście naszym wspólnym marzeniem – dodał, tym razem delikatnie gładząc futro syna. Krótko, żeby ten się nie zdenerwował, ale na tyle długo, by Ces mógł poczuć zawarte w tym geście uczucia – Niczego nie pragnęliśmy bardziej niż was, a Serenada długo się przygotowywała by was przyjąć. Od adepta plotła gniazdo, w którym teraz macie legowisko. Była z niego bardzo dumna – wyjawił, wspominając dzień, kiedy partnerka opowiedziała mu o swoim przedsięwzięciu. Na jej pysku malował się wówczas wyraz radości tak wielkiej, że Tiishoyr aż nazbierał gałęzi i futer, by wspomóc ją w dekorowaniu groty. Ciekawe czy te wszystkie przedmioty, które jej wtedy przekazał wciąż tam są? A może samica wzięła je ze sobą, kiedy odchodziła? Nie sposób było to stwierdzić. No, przynajmniej nie jemu – Walka zdecydowanie była jej żywiołem – podjął po chwili, nawiązując oczywiście do faktu, że Serenada była wojowniczką – Ale poza tym lubiła też gotować. Bywało, że przynosiłem jej zioła, bo eksperymentowała z przyprawianiem mięsa. No i kolory... Uwielbiała wszystko co kolorowe. Sama zresztą też była pełna barw – zakończył, nie mając na myśli jedynie futra i piór partnerki. Jej wnętrze i okazywane uczucia były równie różnorodne, co do tej pory wywoływało uśmiech na pysku Tiishoyra.

Celeste

Polana

: 26 sty 2024, 23:14
autor: Pamięć Zimy
"Czemu w takim razie odeszła, skoro tyle się napracowała?" – Pyta się ojca, jako iż dowiaduje się więcej o smoku który opuścił gniazdo które kochało jak i jajko nad którym również bacznie pracowała, by nie zobaczyć rezultatów swojej pracy.
"Nie widzę dużo sensu w walce." – kręci głową – "Brat ją uwielbia, ale czasami słysząc jego opowieści walki, które owszem są interesujące, sprawiały że czuję niechęć do samego zamysłu." – odpowiada z zniesmaczeniem, widać że nie jest skory do takich czynów.
"Szkoda że nie wiem jak wygląda naprawdę." – mówi patrząc po figurce. – "Tylko mogę zgadywać jak była kolorowa po bracie – też była zielona?" – pyta się przekrzywiając głowę.

Zamszony Bór

Polana

: 10 lut 2024, 23:32
autor: Zamszony Bór
To było... trudne pytanie. Jedno z tych, na które sam Tiishoyr nie miał odpowiedzi. Oczywiście słyszał pożegnanie partnerki, więc wiedział co skłoniło ją do odejścia, ale to nie zmieniało faktu, że nie rozumiał tej decyzji. Ani jej nie popierał. Serenada była jednak lekkoduchem. Takie miała podejście do życia, a on je po prostu... zaakceptował? Albo przynajmniej sam siebie chciał przekonać, że tak było. Nie mógł jednak tego powiedzieć synowi. Nie wiem nie było czymś, co ten powinien był usłyszeć.
Wojna... – odparł więc, wzdychając cicho – Wojna zmienia smoki – powiedział po prostu, w żaden sposób nie rozmijając się z prawdą. Serenada odeszła przez pojawienie się ludzi, bo pragnęła spokoju. Miała dość walki, którą wcześniej kochała. A może kryło się za tym także coś więcej? Poczucie winy? Cóż, nie jemu było wyciągać takie wnioski.

Potem milczał przez chwilę, nie będąc pewnym czy taka odpowiedź usatysfakcjonuje Celeste. Sam zresztą też potrzebował momentu wytchnienia. Wyraźnie się wówczas zamyślił, choć drgnął ponownie, kiedy syn podjął rozmowę. Och? Nie lubił walki? W takim razie mieli ze sobą coś wspólnego. Bowiem Tiishoyr bił się jedynie kiedy musiał. A jedynymi istotami których śmierci prawdziwie pragnął byli ludzie. Wciąż nienawidził ich z całego serca, a powody ku temu jedynie się mnożyły. Nie dopuścił jednak do siebie tych myśli, zamiast tego posyłając młodemu delikatny uśmiech.
Co w takim razie lubisz robić? – zapytał, chcąc nieco lepiej poznać syna. Na razie wiedział bowiem jedynie o tym co nie sprawiało mu radości, a także o jego dobrych relacjach z bratem. Dobrze by było więc dowiedzieć się czegoś więcej.

Zaś ostatnia uwaga Cesa spotkała się z delikatnym błyskiem w oku Tiishoyra. Łowca wygiął nieco szyję, żeby spojrzeć synowi w oczy, po czym potaknął krótko. Owszem, Serenada była zielona. Ale co do jednego samczyk się mylił. Mógł ją zobaczyć. I Tiishoyr zamierzał mu to udowodnić.
Mhm. Zamknij na moment ślepka, synu – powiedział, dając pisklęciu chwilę na spełnienie jego prośby. A kiedy tylko ten to zrobił, Omszały przesłał mu do umysłu wspomnienie. Krótki obraz, który zamigotał młodemu przed oczami. A przedstawiał on jego matkę, uśmiechniętą i roześmianą, z wiankiem kwiatów ułożonym na czerwonej grzywie. Ach, dzień jednego z ich licznych spotkań. Aż Tiishoyr również zamknął na moment ślepia, by przeżyć tę chwilę na nowo.

Celeste