Strona 34 z 54

: 24 paź 2019, 12:16
autor: Poszept Nocy

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

– Dokładnie tak! – Zawołał ochoczo chwaląc postępy Chmurki. Młódka wyprzedziła nieco jego instrukcje – sama zaczęła skręcać, radząc sobie z tym instynktownie – Bardzo ładnie. Balansuj ogonem aby pomóc sobie utrzymać równowagę. Zawróć by biec w moją stronę i wyhamuj tutaj stopniowo zwalniając.
Srebrne ślepia śledziły każdy ruch Chmurki, ale wyglądało na to że jego pomoc nie będzie potrzebna.

: 25 paź 2019, 0:22
autor: Lawina Obłoków
Chłonęła każde jego słowo jak gąbka. Teraz tylko musiała się starać, żeby nikt tej gąbki nie wycisnął. Żeby tylko ta wiedza została jej w główce. Zachęcana przez piastuna, dawała z siebie wszystko. Miała ogromną nadzieję, że mama będzie z niej dumna. To dla niej się tak starała. No i teraz również dla Ognistego. Ze starannością, ale jednocześnie nadal z pisklęcą nieporadnością, wprowadzała jego wskazówki w życie. Balansowała ogonem dla równowagi, a skrzydła docisnęła mocniej do boków, nie dając im szansy na utrudnienie biegu. W końcu, gdyby się poluzowały, mogłaby je o coś poobijać, albo — co gorsza — straciłaby równowagę i mogłaby upaść. Na szczęście Podszept wspomniał o konsekwencjach.
Łapka za łapką, łapka za łapką. Spokojny truchcik zmieniał się stopniowo w gwałtowniejszy bieg. Jednak nawet ta gwałtowność miała jakiś rytm. Przednie łapy uderzały o ziemię mocnymi ruchami, a tylne wypychały młodzika w przód, wyrzucając jednocześnie drobiny piasku i roślinności w górę. Niewidoczne póki co mięśnie, pracowały intensywnie pod warstwą skóry. Przy zakręcie na chwilę straciła równowagę, ale korzystając z rady nauczyciela, wspomogła się ogonem, szybko opanowując sytuację. Udało się. Zawróciła, galopując w stronę samca.
Ale pendzem!
Zaskrzeczała radośnie. Zbliżała się do wyznaczonego miejsca stopu. Stopniowo zwolnij, stopniowo zwolnij. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Tak jak przy truchcie nie było to wyzwaniem, tak w pełnym biegu, na jaki pozwalał jej wiek, było to już bardziej skomplikowane. Najpierw zaczęła lżej uderzać łapami, tak żeby wrócić ich rytmem do wcześniejszego stanu. Jej ruchy stawały się krótsze i spokojniejsze. Ciężar ciała powoli opierała bardziej na tylnych łapach i zadzie. Niestety nie uchroniło jej to od upadku na sam koniec. Leżąc na ziemi, śmiała się radośnie, niezrażona końcową porażką. W końcu to nie hamowanie jest najważniejsze! Przynajmniej ona tak uważała.

: 31 paź 2019, 9:02
autor: Poszept Nocy
Uśmiechnął się delikatnie gdy Chmurka wylądowała przed nim, choć nie koniecznie w takiej pozycji jakiej się spodziewał. Nie wyglądało jednak na to by coś sobie zrobiła. Wręcz przeciwnie, cieszyła się nowo zdobytą umiejętnością.
– Bardzo ładnie, Chmurko. Hamowanie przyjdzie z czasem. Uważaj tylko przy bieganiu po ostrych kamieniach. – Zwrócił się ciepło do małej, a jeśli potrzebowała pomocy z wstaniem to pomógł jej ostrożnie łapą.
– Chcesz ćwiczyć dalej czy wolisz odpocząć? Mogę Ci jeszcze pokazać jak się pływa i lata.

// Raport Bieg I.

: 01 lis 2019, 22:41
autor: Lawina Obłoków
Pochwalił ją! Naprawdę ją pochwalił! Jej oczka błyszczały radośnie, a serduszko biło szybko. Czuła się taka doceniona i szczęśliwa. Oczywiście skorzystała z jego pomocy. Szczerzyła się szeroko, dysząc przy tym ciężko. Po tak szaleńczym biegu, naturalne było, że się zmęczy, mimo wielkich pokładów energii. Teraz przynajmniej będzie wiedziała jak się rozładować. Nie chciała tak szybko zostawiać swojego ulubionego smoka, ale na latanie nie miała siły. Zresztą wydawało jej się, że mięśnie w skrzydłach miała zbyt słabe, na razie. Więc musiała odpuścić, chociaż z wielkim bólem, bo szybowanie wśród obłoczków to było coś, czego zawsze chciała spróbować.
Nie bardzo wiedziała czym to całe pływanie jest, ale brzmiało mniej męcząco, przez co od razu, ochoczo się zgłosiła. Jeszcze nie wiedziała co ją czeka.
Popywajmy!
Wysepleniła, podskakując w miejscu.
A co to pywanie?
Zapytała, patrząc na samca. W końcu dobrze by było wiedzieć, na co właściwie się zgodziła. Chociaż to nie było ważne. Ważne, że z jej ulubionym smokiem!

: 06 lis 2019, 14:25
autor: Poszept Nocy
– Pływanie to poruszanie się w wodzie tak, by nie dotykać łapami dna. – Wyjaśnił w prosty sposób Piastun. Zaangażowanie Chmurki było pięknym widokiem i zapewne jego wspomnienie byłoby zdolne do ogrzania smoczego serca w najzimniejszy wieczór Białej Pory.
– Zacznijmy więc, zanim zrobi się zimniej. – Mrugnął pogodnie do Chmurki i podszedł do brzegu Czarnego Stawu. Nie lubił wody i nie lubił pływania, ale nie zostawi przecież małej samej, prawda?
Wszedł więc tak by ciecz sięgnęła mu do piersi i stanął przodem do Chmurki.
– Wejdź na płyciznę tak by woda sięgnęła Ci do nasady skrzydeł. Złóż je i trzymaj przy bokach tak by nie przeszkadzały Ci w ruchu. Ogon trzymaj do połowy zanurzony i wyprostowany, a szyję lekko wyprostuj. Najważniejsze jest trzymanie łba nad powierzchnią wody. Jeśli się jej napijesz albo krótko zakrztusisz to nic Ci się nie stanie, ale nie będzie to przyjemne. – Powoli przekazywał młódce instrukcje i dawał jej czas na ich wykonanie. – Jak będziesz gotowa odepchnij się delikatnie od dna i zacznij przebierać łapami. Złącz palce i przednimi zataczaj koła, tak by wypychać wodę za siebie. Tylnymi wykonujesz ruch przypominający kopanie. Staraj się nie szarpać. Ruchy nie muszą być szybkie, ale powinny być jak najbardziej płynne. Wtedy woda będzie stawiała mniejszy opór.

: 06 lis 2019, 20:56
autor: Lawina Obłoków
Mina jej trochę zrzędła, kiedy dowiedziała się, na co właściwie się zgodziła. Jeszcze nie spróbowała, a już wiedziała, że to nie będzie jej ulubiony sposób poruszania. Da radę. Podszept będzie dumny, mama będzie dumna. Da radę. Musi dać. Skoro puchaty to potrafił, to ona też musiała. Co by był z niej za piastun, jak by nie potrafiła pływać?
Weszła do wody. Jedna łapa, druga. I kolejne dwie. Z każdym krokiem była coraz głębiej. Skrzydła trzymała przy boczkach, a ogon starała się utrzymywać wyprostowany i zanurzony do połowy. Płyty na jej ogonie wystawały ponad taflę wody, określając pozycję samicy. Wyprostowała szyję zgodnie ze wskazówkami. Musiała tylko utrzymywać łeb nad wodą, co w tym trudnego? Jest dzielnym pisklakiem. Na pewno jej się uda. Słowa piastuna uspokoiły ją. Rozluźniła mięśnie. Nic złego jej się nie stanie. Podszept był tutaj, a świat nie chciał jej skrzywdzić. Jej pewność siebie wskoczyła na wyższy poziom. Chociaż otaczająca woda nadal nie była zbyt przyjemna. Najpierw uniosła tylko jedną łapkę i ze złączonymi palcami, zaczęła nią poruszać pod wodą. A kiedy uznała, że właściwie to proste, odepchnęła się tylnymi łapami do przodu i lekko w górę. A potem… Niczym kamień, który wcześniej tutaj wrzuciła, zniknęła pod taflą wody. Krztusiła się i desperacko walczyła z żywiołem. Jak się okazało, pod wodą wcale nie dało się oddychać. Młóciła łapami ciecz, walcząc z żywiołem o każdy oddech. Walczyła aż… przestała walczyć. Przecież miała się nie szarpać. Jest bezpieczna. Nic się nie stanie. Uspokoiła ruchy. Głębokimi machnięciami łap w końcu wynurzyła nos. Niczym delfin wysmarkała zalegającą wodę z nosa. Mogła złapać oddech. W końcu. Zaraz za nosem wynurzyła się reszta kaszlącego pyska. Ale płynęła!
Ale tam byuo stlasnie!
Wysepleniła, kiedy już mogła się odezwać. Machała łapkami, nie chcąc znowu skończyć po tej drugiej stronie.
Ale z tobom to ja siem nie bojem! Niceeegooo
Wyszczerzyła kiełki w uśmiechu, a z pyska ściekała jej woda. Oblizała czubek nosa, chcąc go lekko osuszyć. Pełnymi zaufania ślepkami, obserwowała nauczyciela.

: 24 lis 2019, 20:49
autor: Mgliste Wrzosowiska
Samiczka niezbyt często opuszczała tereny Plagi. Lubiła po nich wędrować, szukając ziół czy kamyków, ale głównie badać nieznane zakątki, których było tak wiele!
Tym razem jednak, po odpoczynku, zabawie z pewnym czerwonołuskim wojownikiem i rozmowie z ojcem, miała ochotę zmienić otoczenie.
Tak po prostu, polatać nad terenami współnymi, poobserwować. Cztery ramiona skrzydeł uderzały rytmicznie, a kolorowe błony nabierały powietrza, mieniąc się, niczym płatki kwiatów.
Czaromgła sunęła za nią, jako sporych rozmiarów orzeł. Dotarła nad wzgórza, dosyć zamglone, co utrudniało lokalizację miejsca do lądowania. W końcu znalazła skrawek stabilnego gruntu, opadając miękko. Drzewa posiadały ciemne pnie, nagie, pozbawione liści wyglądały, jakby uśpieni strażnicy.
Zaciekawiona podeszła do ciemnej toni stawu, pochyliła blady pyszczek, a następnie napiła się chłodnej wody. Grzywa spłynęła po jej karku, na prawe ramię, migocąc oraz brzęcząc wplątanymi weń muszelkami oraz kolorowymi kryształkami. Czaromgła zamieniła się w gronostaja, owijając się na jej szyi.

: 25 lis 2019, 1:30
autor: Wysłanniczka Nieba
Odbicie Plagijki było bardzo wyraźne na czarnym zwierciadle Stawu. Jej smukły, jasny pysk. Lazurowe ślepia. Jaskrawe rogi. A między nimi... Pysk?
Mniejszy, bo znajdujący się dalej niż ten należący do Plagijki, ale bez wątpienia smoczy. I zerkający na dół. Błyszczały w nim dwa kolorowe punkciki ślepi.
Liana wylegiwała się na jednym z konarów zawieszonych nad Stawem. Przednie łapy zwisały bezwładnie po obu stronach drzewa, dyndając w powietrzu. One nie odbijały się tak dobrze – ich czerń łączyła się z barwą wody. Za to reszta była lepiej widoczna – zwłaszcza długie, malachitowe skrzydła złożone przy bokach.
Ogon mocno trzymał się drewnianej podpory, owinięty wokół parę razy. Liana zastukała jego końcówką – kolczastym trójzębem – w pień drzewa.
Lekkich łap i dobrych wiatrów, córko Nieba, dziecię Dymu. – Niski głos opadł powoli do uszu fioletowej smoczycy i jej kompanki. Słychać w nim było lekkie zaciekawienie.
Liana widziała, że ma przed sobą jeszcze młodziutką smoczycę. Ale za to jaką niezwykłą! Dopiero trzeci raz widziała, by ktoś był tak hojnie obdarzony przez Matkę. Błogosławieństwo Wichrów było rzadkie i nie bez wad, prawda. Za to jego piękno...
Fioletowołuska samiczka przypominała jej córkę – zapewne przez połączenie futra i łusek oraz widoczny w jej sylwetce urok podlotka.
A jednak, w tym wieku była już połączona z cieniem. To był nie lada wyczyn, który tylko zaostrzył ciekawość Pnącej.

: 25 lis 2019, 20:02
autor: Poszept Nocy
// Sorry, zapomniałam o tym temacie. Ignore us. xD

Woda nie była łatwym żywiołem. Jedni radzili sobie z nią lepiej, inni gorzej. A jeszcze inni, jak Poszept, musieli się tolerować nawzajem. Chmurka natomiast radziła sobie jak większość piskląt – nieco poobijała się na starcie, ale doskonale wybrnęła z ciężkiej sytuacji.
Poszept mógłby zareagować od razu i wyciągnąć ją z wody, ale wierzył że pisklęta powinny mieć szansę na samodzielne poradzenie sobie z problemem. Takim, z którym miały szansę oczywiście. Był tuż obok więc nie pozwoliłby jej utonąć, a tak Chmurka sama znalazła rozwiązanie i już po chwili utrzymywała się dzielnie na powierzchni.
Czuły uśmiech rozciągnął jego miękki pysk w odpowiedzi na wyznanie Wodnej.
– Strach nie jest niczym złym. To ostrzeżenie które daje Ci Twoje ciało. Bałaś się, bo gdyby nie udało Ci się wynurzyć mogłoby się to źle skończyć. – Odezwał się łagodnie, ciepło spoglądając na przebierające łapami pisklę. – Ale poradziłaś sobie doskonale i nie straciłaś głowy. Świetnie Ci idzie. A dno jest ładniejsze w trakcie Ciepłej Pory, do tego na pewno przyjemniejsze.
Mrugnął pogodnie.
– Ale na nurkowanie przyjdzie czas kiedy indziej, gdy woda nie będzie taka zimna. Teraz spróbuj przepłynąć się kawałek do przodu, mocniej przebierając łapkami, a następnie zawrócić do mnie. Musisz wygiąć ciało w łuk podobny jak w przypadku biegu, ale tym razem ogon powinien być na tej samej linii co reszta ciała.

: 25 lis 2019, 21:06
autor: Lawina Obłoków
A ty tes siem bois?
Chmurka zamrugała ślepkami, chcąc pozbyć się z nich resztek wody. Czy taki duży smok mógł się czegoś bać? Była strasznie ciekawa. Do tego naprawdę mogło coś jej się stać? Niee. Była przekonana, że z Poszeptem nic jej nie grozi. Czuła się przy nim bezpieczna. A do tego taka doceniona! Tak ją chwalił! Pewne było, że będzie to miało wpływ na późniejszą pewność siebie pisklaka.
Wienc jak bendzie Ciepła Pola to ponulkujemy? Nie lubiem wody, ale z tobom mogem nawet pywać!
Zagruchała radośnie z uśmiechem. Cały czas przebierała łapkami, nie chcąc znowu oglądać stawu od drugiej strony.
Dobla
Potwierdziła, że zrozumiała zadanie, po czym zaczęła mocniej przebierać wszystkimi łapkami. Szczególnie mocno wypychała się tylnymi kończynami. Jej ciało faktycznie zaczęło przesuwać się do przodu. Reszta zadania miała przypominać bieganie. Była pewna, że sobie z tym poradzi. Kiedy odpłynęła kawałek, wygięła ciało w prawą stronę. Ogon wygiął się w lewo, działając niczym ster, i pozwalając młódce skręcić. Trzymała go na wysokości reszty ciała, starając się pilnować, żeby nie był ani za wysoko, ani za nisko. Jej ciało pochyliło się lekko w stronę skrętu, po czym manewr został wykonany. Dalej płynęła zawzięcie w stronę nauczyciela.
Udało siem!

: 27 lis 2019, 13:09
autor: Mgliste Wrzosowiska
Samiczka chyba nie spodziewała się nikogo tu zastać. W pierwszym rzucie oka wyglądało, jakby miejsce było opustoszałe, chociaż dało się jeszcze wyczuć niezbyt stare zapachy innych smoków.
Zwilżyła pysk, ale w tym momencie do jej uszu dotarł głuchy stukot. Uszy zadrżały, a ona uniosła głowę, rozglądając się za źrodłem dźwięku, aż nie dotarl do niej głos.
Mrugnęła powiekami, aż wyłowiła na konarze piękną sylwetkę. Przypominała drapieżnego kota, uskrzydlonego, niczym jakaś Boginka.
Uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi.
Piękne powitanie, kocia gracjo. Witaj, zwą mnie Mgliste Wrzosowiska, a to moja towarzyszka, Czaromgła – przemówiła miękko, ciepło, wskazując na cienistego gronostaja, który uniósł łebek, patrząc ametystowymi ślepiami na zwieszającego się z gałęzi Miękkiego. Sporo ich tu było.
Pierwszy raz widzę smoka na drzewie, musze przyznać, że wyglądasz, jak umieszczona w naturalnym otoczeniu – dodała z lekkim śmiechem dźwięczącym w głosie.

: 29 lis 2019, 13:37
autor: Wysłanniczka Nieba
Kąciki pyska zadrgały, jakby niepewne, czy się unieść. Kocia gracja... Tak jej jeszcze nikt nie nazwał. Nawet ładnie.
Liana Ya-gwarani z Wędrujących Fal – przedstawiła się automatycznie, pochylając lekko łeb. – Zwą mnie także Pnącą Łuską. – Dodała, pamiętając o tutejszych zwyczajach. Takie imiona były nawet wygodne – łatwo było poznać, kto zajmuje jaką pozycję w hierarchii.
Dwukolorowe ślepia spoczęły na cieniu przez dłuższą chwilę. Nosić tak niebezpieczne stworzenie wokół szyi, w tak pozornie niewinnej formie.
Bo jestem – odpowiedziała prosto, tym razem pozwalając sobie na bezzębny uśmiech. – Jak każda leśna. Nie ma ich zbyt dużo na tutejszych terenach? – Uniosła pytająco łuki brwiowe.

: 30 lis 2019, 11:31
autor: Mgliste Wrzosowiska
Uszy samiczki zadrgały, a perłowe powieki częściowo przesłoniły czerwono lazurowe ślepia, gdy zastanawiała się nad czymś, próbując coś sobie przypomnieć.
Nagle uśmiechnęła się szeroko i aż przysiadła na jasnych łapach.
Ah, jesteś jedną z mam Szuwarku! Tym bardziej miło mi cię poznać, Liano! Co u Szuwarek? Dawno jej nie widziałam! – zakrzyknęła wesoło, przechodząc w pytający ton.
Szukała podobieństw do małej wodnej samiczki. Nie była pewna, czy to jej prawdziwa mama, chociaż Szuwarek chyba mówiła, że Fale ją znalazły? Ah, czemu te wspomnienia potrafiły się tak zacierać?!
Oh, znaczy wiem, że jesteś drzewną, tylko jeszcze nie widziałam takiego smoka. Trochę putynnych, górskich czy olbrzymich, nawet wężowe. Ale całe życie przede mną, aby poznać chociaż cząstkę naszego pięknego świata i mieszkające w nim osobistości – odpowiedziała ciepłym uśmiechem, ukazując końcówki jasnych kiełków.

: 24 gru 2019, 19:17
autor: Posępny Czerep
Smoczyca dostała bardzo subtelny sygnał od Burdiga. Wydawała się lekko zmartwiona, że będzie musiała się zakradać, żeby żaden nadgorliwy Plagijczyk nie przeszkodził jej w karmieniu kompanów kochanka. Jednak nie zamierzała zrezygnować i już po chwili niosła nad Czarny staw ubitego żubra, targając go częściowo po ziemi i co jakiś czas robiąc sobie przerwy. Wysłała Burdigowi informacje o miejscu, w które mają się udać jego kompani, a sama przystąpiła do pozorowania braku swojej ingerencji w cały proceder:
Zanurzyła żubra aż po łeb w wodzie, zmywając z niego swój zapach. Przez cienką skórę złapała go za róg, wy częściowo wyciągnąć truchło. Nie zabiła go w sposób, w który nie mogliby tego dokonać hipogryf czy bies, więc wierzyła, że sprawa nie będzie przesadnie podejrzana.
Na końcu potarła futro zwierzęcia piórem Chochlika, które wyskubała mu kiedyś na pamiątkę i wysłała mu myśl "W razie czego znalazłeś żubra niedaleko Czarnego Stawu i wysłałeś kompanów, sam obawiając się drapieżnika. Trzymaj się tam ciepło, tęsknię za Tobą" dokończyła miękko, po czym upewniła się, że nie zostawiła niczego po sobie i ukryła się na tyle daleko, by nikt jej nie zauważył – a by ona mogła zaczekać na sylwetki kompanów.

: 24 gru 2019, 20:10
autor: Ruda Ciocia
A może to i lepiej że nawet się nie widzieli? Na dobrą sprawę Burdig obecnie był w gorszym stanie psychicznym, niż Aank kiedy to pierwszy raz się spotkali. Pewnie i tak nie ukazałby jej tego wprost.. Chociaż Łowczyni potrafiła czytać między wierszami, skoro była w takiej sytuacji.
~ Dziękuje, kochana. Również tęsknie, uściskaj ode mnie Zew i małą Junko!~ – Oczywiście głos miał ciepły, może trochę przygaszony jakby chodziło tylko o różnice, między ich stadami.
Chwile później na horyzoncie pojawiła się wygołodniała biesica, która od razu zabrała się za przednią część żubra, pożerając ją z zapałem i szybkością aż do kości. A potem odstąpiła by puścić do jedzenia hipogryfiece.
Berlinka fuknęła jedynie, biorąc się za zadek. Pałaszowała ostrożnie swoją porcję ostrożnie, połykając każdy kęs z należytą celebracją. Oskubały, pomruczały z zadowoleniem jakby miały nadzieje że Perspektywa je usłyszy i odeszły. Jednak! Przy kościach zostawiły.. Jeden ze złotych kolczyków. W podzięce.


: 01 sty 2020, 18:00
autor: Śnieżna Zadyma
Nucąc pod nosem jakąś wymyśloną melodię, sunąłem nisko nad drzewami szukając umówionego miejsca. Wyżej nie leciałem, gdyż powietrze było dzisiaj wyjątkowo nieprzejrzyste i wszystko utonęło w gęstej mgle. Z racji tego, że w ogóle nie znałem tych terenów trochę zabłądziłem, a nie chciałem zawracać głowy Chochlikowi, bo miałem jeszcze trochę czasu.
Całe szczęście, że była zima. Dzięki temu widok na ziemię nie przesłaniały mi liście, a staw łatwo wypatrzę jako ciemną plamę na białym śniegu. No chyba, że staw zamarzł – co raczej było pewne – a lód pokrył świeży śnieg.
Pozostało mi więc lecieć nisko i najwolniej jak potrafiłem.
Po kilku nawrotach wreszcie zobaczyłem coś co na pewno było jego linią brzegową, bo rosły tu trzciny, które jak dotąd widziałem tylko na brzegach zbiorników wodnych. Tylko jak wylądować pośród tych drzew. Na lód bałem się wchodzić, bo nie znałem jego grubości, a ja jednak swoje troszkę ważyłem.
Okrążyłem staw nisko nad drzewami i zobaczyłem wąską przestrzeń pomiędzy czterema wierzbami, która uznałem za wystarczającą. Podleciałem do niej i zawisłem nad gałęziami stopniowo opuszczając się pomiędzy koronami. Raz zahaczyłem skrzydłem o gałęzie. Potem drugi, a potem kolejny raz. Śnieg spadał na ziemię i wirował wokół targany silnym wiatrem. W końcu zahaczyłem o ciut za twardą gałąź i już na dobre straciłem równowagę.
– Szlag! A żeby cię... – nie dokończyłem, bo wpadłem prosto w drzewo jeszcze rozpaczliwie próbując machnięciem wolnego skrzydła uratować się przed całkowitym okryciem się hańbą. Niestety zostałem pokonany. A drzewo aż się zatrzęsło ze zgrozy, gdy zwalisty smok umościł sobie na jego łbie prowizoryczne gniazdko.
Wyplułem z pyska gałązkę i potrzepałem łbem zrzucając z niego śnieg. Zaczekałem aż wierzba przestanie się kołysać. Byłem trochę zaplątany i rozkraczony i niewiele brakowało żebym sobie jeszcze uszkodził skrzydło.
Mamrocząc coś pod nosem, robiąc naprawdę wielką rewolucję w koronie nieszczęsnej wierzby ostatecznie spadłem na grzbiet w zaspę pod jej pniem.
– A... ła – stęknąłem nie mogąc się poruszyć. Patrzyłem w górę na wirujące w powietrzu śnieżynki i... moje łuski. Dramat, ale ostatecznie byłem już na ziemi.

: 02 sty 2020, 22:37
autor: Ruda Ciocia
A tam zawracać głowę, Burdig od tego był – Uczył! A ponieważ mieli już ze sobą przyjemność a Chochlik wiedział co się święci.. No cóż, nie sposób było odpuścić. Poza tym, jeszcze się utopi gdzieś a Piastuna zeżre sumienie. Nu, nu nu.
Dłuższą chwilę zajęło mu znalezienie Wędrownego przez beznadziejną pogodę. Pomogła mu w tym dosyć dobrze rozwinięty wzrok, który przez pobyt tutaj (I jedzenie odpowiednich owoców oczywiście!) znacznie mu się poprawił aż dziwota że nie jest jeszcze bardziej bogaty niż dotychczas.
Wylądował zgrabnie, dostrzegając już wcześniej nagie drzewa.. I roztrzaskanego na gruncie Soreia na którego bezpardonowo sobie zachichotał.
– Paskudna pogoda, hm? Załatwimy to szybko może.. – podszedł do Stawu, sprawdzając temperaturę wody. Część nie była zamarznięta, starczy im brzeg i trochę, szczególnie iż Piastun skupił maddare by trochę rozgrzać kawałek, jakiegoż to lód oszczędził.
– Pływanie nie jest skomplikowane. Skoro wiesz jak trzymać łapy w locie, podczas pływania trzymasz je tak samo. Łeb nad taflą wody, nie otwieraj go by Ci nie wpadła do pyska bo się zakrztusisz. I trzymaj go dosyć sztywno, może nie brzmi to zbyt wygodnie jednak pomaga. Skrzydła mogą być delikatnie ułożone na wodzie lub przy tułowiu, to zależy od preferencji. Ogon dobrze też jest mieć półsztywno tak aby końcówka pomagała w nawigowaniu ruchami. – kończąc wszedł do wody tak, aby dotykała mu ona klatki piersiowej, wcześniej oczywiście owijając grzywę na rogach.
– Patrz na moje ruchy, to złapiesz! – mrugnął, szczerząc kły i podkurczając zadnie łapy, odepchnął się podczas gry przednie przywarły najpierw do ciała a w momencie zwalniania zaczęły przebierać miarowo i zagarniać kłęby wody pod siebie, tak by zadnie znów miały od czego się odpychać. Skrzydła cały czas miał przy sobie a końcówka ogona balansowała, łeb zaś wbił się w Wędrownego, zachęcając do powtórzenia ruchu.

: 03 sty 2020, 5:48
autor: Śnieżna Zadyma
Na szczęście północni mieli grzywy zamiast kolców! Nawet nie próbowałem sobie wyobrażać jakbym się po takim upadku czuł z wbitymi w skórę, albo powyginanymi kolcami. Dramat. Ale nawet upadek z niewielkiej wysokości na śnieżną zaspę i miękką grzywę, nie należał do przyjemnych.
Dmuchnąłem sobie pod nos zdmuchując opadłe na pysk włosy. I wtedy zjawił się in on. Wyszczerzony popatrzył na mnie z góry i skomentował pogodę, zamiast mi pomóc.
Aż zaśmiałem się chrapliwie, ale to tylko wywołało kłucie w żebrach.
– Ała. Nie rozśmieszaj mnie! – obruszyłem się teatralnie. Choć kłucie w żebrach nie było udawane.
Jakoś się pozbierałem spod tego drzewa i doszedłem do brzegu jeziora wymachując skrzydłami, żeby zrzucić z grzbietu przyklejony śnieg. Mogłem sobie pomóc magią, ale nie lubiłem się nią wyręczać.
Gdy stanąłem na brzegu obserwowałem samca, jak ogrzewa wodę i topi cienki lód, a następnie wchodzi do wody.
I tak sobie patrzyłem co robi i słuchałem co mówi. Najciekawsze jednak było to jak pomysłowo owinął sobie grzywę wokół rogów. Pomyślałem sobie, że to chyba najlepiej zapamiętam z tej nauki, bo pływanie nie było moją mocną stroną. Ot, uznałem, że warto nauczyć się chociaż jakiś podstaw, na wszelki wypadek.
Instrukcja była prosta: łeb nad powierzchnią, ogon za ster, przednie łapy młócą wodę, a tylne odpychają ją jak podczas odbicia w biegu. Z tej perspektywy wydawało mi się to proste, ale praktyka pokaże.
Wszedłem powoli do wody pozwalając ciału przywyknąć do zmiany temperatury. Powietrze co prawda było chłodniejsze, ale i tak nie było zbyt przyjemnie. Wziąłem parę głębszych oddechów i odepchnąłem się od brzegu tylnymi łapami. Przednie podkurczyłem, a skrzydła przycisnąłem do boków, co było dobrym posunięciem. Ogon podążył za mną wyprostowany, ale rozluźniony. Kiwałem nim na boki zachowując równowagę. W trakcie lotu odgrywał mnie ważną rolę, gdyż do balansu używałem głównie skrzydeł, a tu, w wodzie, odpowiadał za kierunek i pochylenie ciała. Czyli coś jak awans?
W każdym razie odpłynąłem od brzegu. Intuicyjnie wstrzymując oddech zanurzyłem się prawie po brodę i zacząłem machać łapami. Ciut za szybko i niezbyt nierówno. O skoordynowaniu nie było mowy. Wypuściłem nosem powietrze, czego efektem była strata na wyporności i zacząłem nurkować. Próbowałem się jeszcze uratować mocniejszymi machnięciami łap, ale nic z tego. Ustawiłem pysk w górę i coś tam wycharczałem w stylu: Pomocy? No w każdym razie dotknąłem tylnymi łapami dna i wybiłem się wyskakując na powierzchnię jak spławik i znowu zniknąłem pod wodą. Obróciłem się do brzegu i znowu odbiłem od dna. I znowu pod wodę. Skończyłem tak sobie podskakiwać dopiero jak dotarłem na płyciznę. Wodna mgiełka wyprysnęła mi z nozdrzy. Byłem lekko roztrzęsiony, ale nie popłakałem się.
– No to chyba na dzisiaj koniec lekcji – powiedziałem, co brzmiało bardziej jak postanowienie niż propozycja. Miałem dość. – A z ciebie kiepski ratownik! – fuknąłem zdzielając go mokrą kitą na ogonie po głowie. Nie, nie byłem na niego zły. Ani trochę. Po prostu musiałem zwalić na kogoś całą winę.

: 04 sty 2020, 1:52
autor: Ruda Ciocia
Burdig przyglądał się Soreiowi, podnosząc jedną brew z ukontentowaniem. Co on właściwie wyrabiał? Zdaje się że bardziej nie.. Co tu się właściwie stało? Kiedy tak Wędrowny zanurkował, chociaż nie był o to proszony, Burek prawie dostał zawału, podpływając do miejsca w którym zniknął.. By zaraz potem być świadkiem teatralnego wyjścia.. Na który wybuchnął śmiechem.
– Jaki koniec! Mieliśmy się uczyć pływać, nie nurkować! Wracaj do tej wody i trzymaj się na powierzchni. Jeszcze skręcać się musisz nauczyć – rzucił, odpychając się znów na głębsze wody. Odepchnął się mocniej, pozwalając ciału rozpędzić i dalej balansował ogonem, tak aby rytmika ciała została zachowana. W pewnym momencie odchylił łeb delikatnie w prawo, by zaraz za nim dołączyć przednie łapy, wyprostowane sztywno i jedynie zahaczające o taflę wody a reszta ciała wygięła się w lekki łuk ku prawej stronie.
Niczym najlepszy pływak, Burdig wygiął resztę ciała w półkole i wykonał pełny skręt zawracając do Soreia z uśmiechem na pysku.
– O tak. I widzisz? Nie topię się. Powoli, zaufaj wodzie i bądź dla niej dobry a się nie utopisz. – stwierdził ze śmiechem, lustrując samca z ciekawością.

// po Twoim poście raport z Pływania I

: 04 sty 2020, 10:51
autor: Śnieżna Zadyma
Nie byłem przekonany, czy to dobry pomysł. Za pierwszym razem nie poszło mi najlepiej. Co prawda częściowo wykonałem ćwiczenie dobrze, ale prawie przez to nie utonąłem. Na szczęście asekurował mnie Burdig, ale ostatecznie udało mi się samemu wyratować.
– Podobno dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi – wymruczałem niezbyt zadowolony z upartości Chochlika, ale ostatecznie wróciłem do wody. Wszedłem do niej aż zakryło mi grzbiet i zatrzymałem się zawieszając wzrok na Burdigu.
Z bezpiecznej płycizny przyglądałem się ruchom złotego smoka. Jak odbija się od dna, jaką pozycję przyjmuje i jak oddycha. Jego spokój i opanowanie sprawiały wrażenie, że ćwiczenie było banalnie proste. Ale dla mnie nie było.
Gdy przyszła kolej na mnie kiwnąłem głową i popatrzyłem w dal, gdzie czekały na mnie głębokie wody. Stałem w miejscu przez dłuższą chwilę. Oddychałem miarowo i próbowałem oswoić się z tą myślą, że zaraz koszmar się powtórzy.
Odetchnąłem cicho przez nozdrza i wybiłem się do przodu powodując miękkie fale na powierzchni. Odpłynąłem od płycizny machając łapami naprzemiennie i kontrolując oddech. I było całkiem nieźle. Nie tonąłem. Płynąłem!
Ale to tylko połowa ćwiczenia. Bo nie można przecież płynąć w przód w nieskończoność i trzeba było w końcu zawrócić i zacumować do brzegu. Mój ogon służył głównie do zachowania równowagi, ale zaczął odgrywać istotniejszą rolę, kiedy pochyliłem się lekko na prawo i wygiąłem korpus w łuk. Szyja i ogon zadbały o to, żeby skręt był równy od początku do końca. Skręcałem powoli, a gdy już wykonałem połowę zakrętu i miałem po swojej prawej widok na złotołuskiego postanowiłem trochę poeksperymentować z tym swobodnym "szybowaniem". Zmieniłem synchronizację ruchów łap na taką, aby po jednoczesnym odepchnięciu się przednich łap, a zaraz po nich – tylnych, zrobić przerwę w ruchach i pozwolić ciału płynąć przy powierzchni siłą rozpędu. Kontrolowałem oddech i odpoczywałem w ten sposób. Wolno podpłynąłem do Chochlika, ale zamiast uśmiechu na pysku miałem wyraz zakłopotania.
– Jesteś świetnym nauczycielem – powiedziałem opierając łapy na dnie. Woda w stawie znowu znieruchomiała. Zrobiło się cicho.

: 17 sty 2020, 15:18
autor: Eskalacja Konfliktu
Nie miała na nic nastroju, nawet na łowy czy walkę. Unikała jak ognia spotkań z rodziną czy znajomymi. Nie żeby tych drugich miała jakoś szczególnie dużo. Jedyną towarzyszką była jej Vhesira. Demonica lubiła zimną pogodę, więc nie przeszkadzała jej tułaczka po terenach wspólnych.
Tym razem Eurith wybrała sobie miejsce dość nostalgiczne. Heh, nieopodal poznała Godnego, prawda? Tylko czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie...? Wszystko się zaczęło sypać. Znowu. Zmęczona ekscesami codziennego życia po prostu położyła się na brzegu czarnego stawu, przednie łapy zanurzając po nadgarstki w lodowatej wodzie. Vhesira wsadziła do cieczy jedną z dłoni i podgrzała ją, roztapiając kry. Zbiornik nie był duży, więc szybko się ogrzał do stanu użyteczności. Rogata kompanka ułożyła się na brzegu i zamierzała się zdrzemnąć. Smoczyca zaś oglądała niechętnie swoje odbicie.