Strona 34 z 42
: 29 sty 2021, 20:43
autor: Echo Zbłąkanych
OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Młody dbał o etykietę, chciał być odebrany jak najlepiej, ale bycie tak uprzejmym i czarującym trochę zaczęło go męczyć.. Podtrzymywanie białego liska zaczynało nieco nadwyrężać energię jego źródła, więc lisek znikła nagle, jednak bez żadnych upiornych dźwięków i przeistoczeń w jakieś wymyślne kreatury z koszmarów sennych. Głosy w głowie wyraziły sprzeciw, uznając, że to był dobry pomysł na zaczęcie ewentualnych wygłupów. Wianek podtrzymywał magicznie w ciągu dalszym, mogłaby odebrać jego zniknięcie jako afront, a chciał jeszcze na tą chwilę utrzymać tą bańkę nienagannych manier. Głosy podpowiadały mu, żeby zmienić wianek w coś innego, dla przykładu gniazdo z ptakiem środku, który zamiast głowy ma łeb jelenia, i beczy jak właśnie owe zwierzę w okresie rykowisk.. Znów Echo uznał, że nie jest to odpowiedni moment, co wywołało wrzawę na debacie.. Nadal utrzymywał kontrolę, jednak troszkę zaczynał nie dawać sobie z tym rady... Trzeba spożytkować część tej mocy, która buzowała w nim, zmęczyć się odpowiednio.. Zamówienie.. ma stworzyć JĄ? Hmm, poziom narcyzmu jak u jego brata, Mango, po kiego czorta ma tworzyć JĄ? Przecież wystarczy podejść do tafli wody, i widzi się swoją podobizę.. Jednak, obiecał i słowa dotrzyma.. chociaż go to trochę dziwiło.. W razie czego nieco urozmaicimy pokaz.
-Ależ oczywiście, już zabieram się do roboty! Jednak chwilkę to zajmie, gdyż stworzenie całego smoka, ze wszystkimi cechami, jest wieloetapowe.. musisz uzbroić się w cierpliwość.. – powiedział powoli, już mniej uroczym głosem, gdyż po prostu mu się nie chciało, jednak nadal bardzo uprzejmym, i lekko się ukłonił. Przyjrzał się samicy uważnie, świdrując ją zwrokiem.
Następnie zaczerpnął energii ze źródła, i zaczął tkać czar.. Nie było to proste, gdyż głosy podrzucały mu non stop różnych.. bardzo kuszących pomysłów. Jednak na razie ograniczył się do zamówienia, bez dodatkowych elementów.. jak mu sie nie spodoba, to zwolni całkowicie blokadę, i tyle..
Wpierw na śniegu przed nim zaczął materializować się wężowy kształ, następnie kończyny.. Na razie bezbarwne, przeroczyste.. Patrząc uważnie na Morę, zaczął dodawać kolory.. Od góry fioletowy, delikatny, od spodu beżowy.. Wzdłuż grzbietu zaznaczył filoletowe futro, bok pokrywały drobne, fioletowe łuski, które przechodziły następnie w beżowe podbrzusze. Ogon, również z futrem, w podobnych kolorach co reszta ciała, długi, smukły... Kończyny w identyczneh konfiguracji.. Głowa smukła, lekka, kolory identyczne jak wcześniej, ze wszystkimi cechami widocznymi przed sobą.. Po chwili nadał tworowi materialności.. I proszę, na przeciwko prawdziwej smoczycy ukazała się jej idealna kopia, nawet w takiej samej pozycji. I również miała wianek na głowie.. Głosy już nie mówiły, ale darły się, żeby z głowy maddarowego tworu wystrzeliła filoetowa macka.. Znużyło go tworzenie smoczycy, położył się na ziemi, jednak cały czas utrzymując czar, aby twór był stabilny, i miał zachowaną głębie kolorów i wszystko, co mu nadał...
-Nie potraktuj tego jako afront, jednak muszę trochę odpocząć, moje źródło magiczne też ma swoje ograniczenia.. Postaram się utrzymać jednak czar w ryzach. – powiedziałm nieco zmęczonym głosem. Głosy wyły i zawodziły, co mu nie pomagało.. Zobaczymy, co będzie dalej, jeżeli znów zspróbuje czegoś dziwnego samica, jak skok z przywaleniem w jego słabiznę, to idziemy na całość..
Wcześniej to były jedynie wygłupy, teraz będąc nieco zmęczony, kusiło go, żeby stracić kontrolę.. Oczywiście na zewnątrz nie okazał w ogóle tych myśli, był uroczy, miły, tylko lekko zmęczony..
: 29 sty 2021, 23:29
autor: Diamentowe Serce
Ucieszyła się bardzo, kiedy czarodziej zgodził się spełnić jej dziwaczne życzenie. Owszem, obserwowała jego zdumioną minę i reakcję na nietypową prośbę, ale na szczęście Echo miał w sobie dość dystansu i młodzieńczego zapału, aby eksperymentować z maddarą nawet, kiedy pomysły podsuwał mu całkowicie nieznany "głos" pochodzący od fioletowego węża udającego smoka. Dość szalone, nieprawdaż?
Mora pokiwała głową spojrzała uważnie na miejsce, gdzie twór magiczny zaczął powstawać. Ten proces był hipnotyzującym pokazem mistrzowskiego opanowania bursztynowego samczyka. Samiczka wstrzymała oddech z zafascynowaniem przyglądając się każdemu etapowi tkania czaru. Iluzja jej wężowej formy wywołała u niej odruch smutku. Owszem, była ładna. Nawet bardzo. Smoczyca podniosła zadek ze śniegu i spoglądając z ogromnym uśmiechem na Echo, przeszła przed nim ciągnąc swój długi ogon po ziemi, aby minąć samca i zasłonić mu przez chwilę widok na zmaterializowanego klona. Reakcja, jak i zachowanie Diamentu mogło wydawać się trochę dziwne, odkrywający jakieś drugie dno nietypowej prośby. Samiczka opuszczała wzrok z grzywy na łapy i unosiła go z powrotem na miękkie łuski pokolorowane w ametystowych odcieniach wzdłuż grzbietu, Oddaliła głowę do tyłu odginając smukłą szyję jak najdalej od tworu, aby spojrzeć nań z dalszej perspektywy. Stwierdziła słusznie, że nie jest tak źle. Że smoczyca wygląda wręcz egzotycznie. Ale nie sam wygląd się liczył.
Obeszła wyczarowaną kopię przechodząc nad jej ogonem. Spojrzała na jej/swoje tyły i stwierdziła, że jest teraz nawet jeszcze bardziej zgrabna niż za poprzedniej rasy.
Lecz nie po to męczyła czarodzieja, żeby zachwycać się swoim wyglądem. O nie.
– Jak już odpoczniesz, to podmień jej głowę na swoją – zaproponowała. Dziwaczna prośba, ale nie mogła się doczekać efektu. Dla śmiechu sama odważyła się zasięgnąć swojej maddary, aby zacząć tworzyć swoje pokrętne dzieło. Przyglądała się samcowi stojąc doń przodem w lekkim rozkroku. Mierzyła go wzrokiem od stóp do głów, zapamiętując każdy szczegół jego wyglądu.
– Też mam coś dla ciebie – zapowiedziała z łobuzerskim uśmiechem i sięgnęła do źródła swojej maddary. Zaczęła tkać swój czar. Był mały. Nie tak duży jak smok, ale odpowiadający w połowie naturalnym rozmiarom. Przed samcem pojawiła się... najzwyklejsza Ropucha. Trochę większa od swoich pierwowzorów, ale wciąż nie za duża. Ropucha miała pomarańczowy kolor – zbliżony do bursztynowego. Siedziała naprzeciwko Echa gapiąc się na niego swoimi... smoczymi oczami. Tak smoczymi. Bo dzięki wyobraźni Serca, ropucha była połączeniem smoczej głowy i żabiego tułowia. A czyj smoczy łeb miała zaszczyt nosić? Oczywiście, że Echa Zbłąkanych. Żabka uśmiechała się do czarodzieja, falując swoim podgardlem zbierając się do zarechotania, a gdy to zrobiła, pod gardłem Echa-żaby napęczniała cienka błonka tworząca maleńki balonik.
Serce zachichotała cicho obserwując swój żartobliwy wyczyn z maddary. Jej magia nie lubiła jej słuchać, ale tym razem się udało. Wystarczyło tylko podtrzymywać czar niewielką dawką energii.
: 30 sty 2021, 16:16
autor: Echo Zbłąkanych
Patrzył, jak samica przyglądała się tworzeniu swojej podobizny z maddary, łażąc wokół niej, i nawet przez chwile.. zasłaniając mu widok na twór! Zirytował się nieco, oczywiście tego nie ukazując, gdyż chciał wykonać czar jak najlepiej, bez żadnych wpadek, a ta mu tu łaziła przed nosem, no! Głosy także się oburzyły, mówiąc, żeby nieco poprawić wygląd maddarowej Mory. Hmm, mimo wszystko chyba jej się podobał powstały twór, nawet jeżeli czarodziej uważał, że mógł się spisać dużo lepiej, kolory nie miały wystarczającej głębi, przejście fioletu w kolor beżowy także dawało wiele do życzenia, łuski powinny być drobniejsze, futro bardziej dopasowane.. Jak zwykle podchodził do siebie bardzo surowo, nigdy nie będąc zadowolonym do końca ze swoich dokonań. To był drugi moment, w którym się zirytował, jednak nadal zachowywał pogodne usposobienie. Co, chce podmiany głowy? Cóż, niech będzie, luzujemy bariery, włączamy tryb śmieszka.. na całość. Pozwolił głosom stopniowo wypełniac swoją świadomosć, rozlały się po całym jego umyśle, z dźwiękiem triumfu, dopuścił też trzeci głos, który dołączył do wymyślania bzdur.. Jego wzrok zrobił się lekko szalony, rozbiegany, zwiastujący bardzo wyszukane... upiorne twory. Dźwignął się z ziemi, źródło zaczęło szaleć, krew szumieć w głowie. Czas na pokaz, kurtyna w górę!
Żaba z jego łbem, siedząca przed nim, tylko nakręciła go do działania.. Koniec samych zamówień, pora aktywnie włączyć się w twórczość.. niech żyje sztuka!
Głowa maddarowej Mory znikła, pojawił się jego łeb, jednak zamiast normalnych oczu, miał jedno czerwone oko, postawione dokładnie pośrodku głowy. Zamiast błon, ułatwiających pływanie, pojawiły sie krótkie, fioletowe macki, wijące się energicznie, druga głowa się zmaterializowała, była do głowa Mory, bez zmian, zaczęła się materializować trzecia.. Powoli, mozolnie, wynurzała się maddarowa kreatura.. Łeb był smoczy, jednak zamiast zwykłego pyska, był duży, pomarańczowy dziób, smoko-ptak krakał dość głośno. Więcej, więcej, jeszcze stwórz coś! Głosy doradzały mu stworzyć dense macabre z żabich szkieletów, ale na to się jeszcze nie odważył.. Nagle z fioletowej chmury wyskoczyły trzy smocze głowy, o całkowicie białych, śniętych oczach. na pajęczych nogach.. Głowy koloru zielonego, lekko trójkątne, z dużymi jęzorami. Biegały wokół rozmówców po okręgu, śpiewając: maddara, maddara, dobra dla każdego, i tego małego, i tego dużego. W krótkim czasie powstał niezły harmider.. Oczywiście Morze kompletnie nic nie groziło.
-Pozwoliłem włączyć się aktywnie w pokaz.. Lubię czasem tworzyć wizualizację koszmarów sennych, przerzucać ją do rzeczywistości.. Nie masz się czego obawiać, jeżeli nie pasują Ci takie twory, to zaraz zamienie je na coś innego. – powiedział dość beznamiętnym głosem, w kontraście do szaleństwa, które się rozpętało. Ukłonił się, czekając na reakcje samiczki. Nie chciał jej wystraszyć, tylko się nieco powygłupiać, noo...
: 30 sty 2021, 18:53
autor: Diamentowe Serce
Ocho! No to się zaczęło. Samiec oczywiście spełnił jej prośbę i to w sposób genialny! Diamentowe Serce była zachwycona, ale prawdziwe rozbawienie do łez nastało, kiedy zobaczyła drugie oko naciągnięte na czoło. Na to by nie wpadła.
Samiczka zaśmiała się gardłowo podziwiając jej wężowego klona z trzema głowami. Co ciekawe... nawet nie pomyślałaby o tym, że te twory były straszne. Co więcej! To ją tak rozbawiło, że łzy śmiechu same napłynęły jej do oczu. W sensie metaforycznym, rzecz jasna. Przysiadając na zadku zaklaskała w łapki ciesząc się jak małe pisklę. W jej oczach mógł dostrzec czyste, figlarne ogniki-chochliki. Mora nie cierpiała magii, ale ta była inna. Niegroźna. Wręcz przyjazna. Niewinna w swej formie przekazu.
Smoczyca o błękitnych oczach zwróciła swe spojrzenie na roztańczone smocze głowy z nogami jak u pająków. Serce aż zaniemówiła. Przykryła łapą pysk, ale to nic nie dało. Zaśmiała się w głos. Dawno się tak nie ubawiła.
– To... jest... naprawdę... dobre – pokazała pazurem na jednego stworka-pająka. Uspokoiła śmiech, żeby móc coś mu zaproponować.
– O! Poczekaj – ostrzegła z uśmiechem i popatrzyła na swojego stworka, smoko-żabę. Skupiła się na małej korekcie i siup! Ropucha doskoczyła do tańcujących pajączków. Stanęła na swoich łapach i zaczęła pląsać na nich niczym człowieczy błazen. Głowa Echa zaczęła śpiewać żabo-Echowskim głosem: Każda noga moja, ale głowa twoja. Tańczę sobie: la la la. Wężowa samiczka zachichotała.
: 30 sty 2021, 21:40
autor: Echo Zbłąkanych
Młodego zatkało.. Nawet głosy w jego łbie się zdziwiły. Algorytm zawiódł, przewidywania szlag trafił. Kogoś..rzeczywiście..bawiły...te bzdury? Nadal był podejrzliwy wobec tego nagłego entuzjazmu samiczki, większość smoków uważała go za delikatnie mówiąc dziwaka, niektórzy wręcz go nie cierpieli.. Dziwne uczucie, coś nowego.. Ktoś mógł podzielać takie szaleństwo. Nie żeby miał coś przeciwko, wcześniej nie umiał tego kontrolować, głosy i maddara rzucały mu się na mózg, powodując nawet groźne dla innych wydarzenia. Teraz chciał po prostu pogłupkować, nikt nie mówił mu, że ma przestać, to straszne, bla bla, jak tak można, bla, bla, bla, co za bzdury.. pffff ignoranci, nic więcej. Po chwili zaczął nieco ufać w to, że samiczce może się to podobać.. nieco się przekonał. Może pójść o krok do przodu z głupotami? Utrzymał cerbera, z takimi cechami jak, głowy Smocze na pajęczy nogach dalej śpiewały, lecz nie do końca.... Smocze głowy znikły na rzecz karpich głów, również ze śniętymi oczami, z wywalonym językami z okrągłych pyszczków, śpiewając dalej piosenkę o maddarze, taką jak wcześniej. Podobało mu się, że żaba z jego ryjem dołączyła do orszaku szaleństwa. Jednak pora na mały dodatek, swoistą wisienkę na torcie... straszną, ale życie bez odrobiny szaleństwa byłoby nudne jak flaki z olejem. Nagle z pobliskich krzaków, bezmiernych wyskoczyło piętnaście małych, humanoidalnych szkieletów, trzymając się za ręce. Każdy z nich miał płonące ogniki w oczach. Niektóre klekotały, inne śpiewały maddarową pieśń, z podziałem na głosy. Wleciały w wir szaleństwa, wszystkie twory trzymając się za ręce, zaczęły śpiewać i pędzić w szaleńczym wirze, po okręgu wokół dwójki smoków i cerbero-smoko-czegoś...
-Jestem niezmiernie uradowany, że bierzesz udział w tym pokazie. Tak samo jestem uradowany i zdziwiony, gdyż nie zawsze było to odbierane.. pozytywnie. Aktywne uczestnictwo jest dużo lepsze, niż bierna obserwacja. – powiedział uprzejmym, życzliwym głosem, po czym się ukłonił. No bo jak inaczej? Przecież każdy nowy twór jest jakby końcem aktu, po wykonaniu pokazu trzeba się ukłonić damie, czyż nie? Na koniec puścił do niej szelmowskie oko. Coraz bardziej zaczynał ją lubić, rozumiała go, i śmieszyły ją jego żarty, bardzo rzadki zbieg okoliczności...
: 01 lut 2021, 23:31
autor: Diamentowe Serce
Ona nie nazwałaby szaleństwem taką niewinną zabawę. Było to zwykłe przedstawienie skrzywionego poczucia humoru. Urzeczywistnienie paranoi, albo bardziej elegancko: ukrytych fantazji. Diament była daleka od udawania, odgrywania roli, robienia dobrej miny do złej gry. Dlatego Echo mógł poczuć się zmieszany, zaskoczony i nieufny. Bo spotkał kogoś, kto nie tylko śmiał się z jego maddarowych żarcików, ale w pewien sposób zaakceptował "jego głosy". Czy była pierwszą, która tak otwarcie to pokazywała? Co by było, gdyby jej zdradził o Ich istnieniu? Uznałaby go za świra? Bał się jej? Serce sprawiała wrażenie bardzo zainteresowanej jego fantazją.
Wraz z wyjściem z krzaków szkielecików, samiczka zdębiała. Co mu po głowie łaziło, żeby tworzyć takie śmieszne cudeńka. Kościotrupki z płomyczkami w oczodołach podśpiewywały chórkiem na kilka głosów swoją maddarową melodię. Niestety nie była w stanie tak bardzo skupić się na zabawie i kontroli swojej smoko-żaby, dlatego zakończyła swój twór w eleganckim stylu. Żabka weszła dostojnie w środek kręgu, przodem do smoków, a następnie złapała się lewą żabią łapą za głowę i pochyliła kłaniając się zdejmując sobie głowę z szyi i rozpłynęła się w powietrzu.
Samiczka popatrzyła na Echo ciekawa, czy podobał się mu ten jej mały, mało efektowny stworek. Uśmiechnęła się lekko i zanuciła cicho melodię, którą wyśpiewywały na głos dziwne stworzonka samczyka. Ogon podciągnęła do siebie i owinęła się nim spokojnie zerkając na Echo.
– Co ty wygadujesz? Są prześmieszne. Rozbawiłeś mnie jak nikt inny. Dziękuję ci i dziękuję losowi, że na ciebie wpadłam – przyznała i uśmiechnęła się łobuzersko na wspomnienie przypadkowego lądowania na smoku. – Przy mnie nie musisz się powstrzymywać. Twoje wizje są częścią ciebie. Nawet jeśli nazwałabym to szaleństwem, to tylko w pozytywnym sensie, bo dzięki temu jesteś sobą i czujesz się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Ja mogę podziwiać, ale wolę nie dotykać swojej maddary, bo czasami wymyka mi się spod kontroli i boję się, że może kogoś skrzywdzić – powiedziała i spojrzała na kościotrupki. Położyła łapkę na ziemi przy jednym, wnętrzem do góry i zachęciła trupka do wejścia na nią. Gdyby to zrobił, uniosłaby go na swej łapie i przybliżyła go sobie do pyska przyglądając mu się z uśmiechem i cieszącymi się oczami.
: 02 lut 2021, 19:49
autor: Echo Zbłąkanych
Nie był pewien, czy smoczyca mówi na poważnie.. Pierwszy raz ktoś nie próbował go "naprawiać", a mówił, że te wszystkie szalone rzeczy są częścią niego.. Ale może to prawda? Może faktycznie ciągle odnosił porażki w walce z tym, bo sam próbował zwalczyć... nie odłączną część siebie? Ha, od dzisiaj nikt nie będzie mu mówił co ma robić, bezczelni, zarzucali mu tyle różnych rzeczy, niektórzy nawet myśleli, że stanowi zagrożenie. Gdzie tu sprawiedliwość? Przecież nic nigdy nie zrobił nikomu, żadnej krzywdy.. fakt, czasem zdarzyło mu się postraszyć, zaskoczyć, ale nigdy nikogo by nie skrzywdził.. Zachowywali się wobec niego, jakby go nie znali, i po jednym incydencie, przekreślili go.. kazali odbudowywać zdruzgotane zaufanie, nie okazywali szacunku.. Do czorta z nimi! Za kogo oni się uważają, czemu ON ma odbudowywać z nimi relacje? Czemu ON ma się starać? Niech szlag ich trafi! Nic nikomu nie jest winien! Głosy nakręcały go jak mogły, coraz bardziej przejmując kontrolę.. ilość szkieletów podwoiła się, maddara dookoła smoków zaczęła wibrować, powietrze drżało trochę jakby temperatura się podnosiła. Do stworów dołączyły cztery nietoperze z głowami wilków, jednak nie miały oczu, lecz jedynie puste oczodoły.. Czuł się.. wspaniale, to szaleństwo go urzekało, ten pokaz był formą odskoczni, sposobem na rozładowanie emocji, które dusił w sobie od dawna.. Zakończenie żywota smokożaby skwitował śmiechem i oklaskami. Wyborne.
-Też się cieszę, że na Ciebie trafiłem, a raczej jak mnie powaliłaś, pojawiając się z nikąd – powiedział z szelmowskim uśmiechem. Tak jak wcześniej powiedział, bezpośredni sposób ma przywitanie, ale nadal uważał, że nie "nie ma miejscu", a raczej... ciekawy.. tak, to właściwe słowo. Młodego takie rzeczy nie ruszały.
-Rzadka opinia.. Powiedziałbym, mocno deficytowa. Wszyscy dookoła mówią mi, że musze to zwalczyć, ale to tak, jakbym musiał usunąć część swojej duszy. W takim razie, hamować się nie będę, jednak jeżeli Piękna Pani poczuje się zażenowana wygłupami, proszę dać znać, a repertuar ulegnie zmianie. – powiedział uroczym głosem. Cóż, modyfikacje w trakcie są jak najbardziej częścią spektaklu, tym bardziej, tak jak wspomniał wcześniej, aktywny udział w pokazie jest jak najbardziej doceniany. Kościotrupek wszedł na je rękę, lecz od razu zeskoczył, robiąc piruet w powietrzy, i klekocząc, zaczął biegać wokół niej, by następnie dołączyć do demonicznego orszaku.
-Więc masz problemy ze swoją maddarą.. jak one się objawiają? – zapytał zaciekawiony. No proszę, nie tylko on miał jakieś przeprawy z magicznym źródłem, czy innymi.. zjawiskami nie porządanymi. Może będzie umiał jej jakoś pomóc. Nieco się znał na rzeczy..
: 03 lut 2021, 0:03
autor: Diamentowe Serce
Nie odczuwała strachu przed czymś, co nigdy jej nie skrzywdziło, szczególnie jeśli to coś było zwykłym wytworem wyobraźni. Echo Zbłąkanych, był chyba najnormalniejszym ze smoków, jakiego kiedykolwiek spotkała. W dobrym tego słowa znaczeniu. Był miły, uprzejmy, ale w pewien sposób ostrożny, jakby nie chciał jej na początku zrazić swoją tajemnicą. A ta, okazała się nie tak straszną jak myślał. Jego nowa wężowa znajoma podziwiała jego maddarowe wyczyny i bawiła się, zamiast krytykować i strofować. Nie była też bezrozumnym pisklęciem, ani nie przejawiała oznak niedorozwoju. Kim więc była? Gdy Czarodziej popatrzył na nią, trudno było odnieść wrażenie, że to chwilowy nastrój. Jakieś obłąkanie, czy daleko idące kłamstwo.
Owszem, trochę się spięła, kiedy powietrze zaczęło drżeć i podnosić swoją temperaturę, a szkielecików zaczęło przybywać. Głowa zakręciła się wokół, a uśmiech zastąpił grymas ostrożności. To nie szkielety wytrąciły ją z zapomnienia, ale zwykłe przesycenie powietrza maddarą. Jednakże nic nie powiedziała. Spojrzała niepewnie na Ziemnego, czy wszystko z nim w porządku. Niepewna, czy to właściwe, podniosła łapę i położyła ją na łapie czarodzieja, chcąc go jakby uspokoić, albo przypomnieć, że tu była. Coś w nim było wielkiego, co cieszyło ją w środku. Był teraz sobą, ale musiała mu przypomnieć o tym, żeby nie zrobił jej krzywdy.
Delikatnie pociągnęła łapę do siebie ześlizgując ją z nadgarstka Echa.
– Zgoda – przytaknęła. Niekoniecznie w taki sposób będzie go hamować. – Dopóki jest bezpiecznie, to nie musisz się hamować. Zabawne są te kukiełki. Chyba będę twoją wierną widownią, bo masz nie tylko talent, ale jesteś też miły i uszynny – powiedziała. Miękkie spojrzenie pary lazurowych oczu spoczęło spokojnie na szkielecika, który wskoczył i zeskoczył z jej łapy. Słodkie maleństwo.
Łypnęła na niego jednym okiem, kiedy smok dopytywał o jej niechcianą umiejętność. Nie wiedziała jak to mu słownie wytłumaczyć. On, jako doświadczony Czarodziej, zapewne będzie wiedział więcej na ten temat, jeśli mu to pokaże. Trzymając maddarę w ryzach pozwoliła na chwilę osłabić swoją czujność. Bezkształtna energia z początku nie zareagowała na zluzowanie barier, jakby była zdziwiona nagłym odzyskaniem wolności. Serce popatrzyła na korowód szkielecików, które otaczały ją i... wtedy się zaczęło. Maddara ni stąd ni zowąd zaatakowała. Ale nie klasycznie, tworząc jakieś fizyczne twory. Zaczęła odpychać od Łowczyni energię Czarodzieja. Trupki zaczęły zanikać, padać bez sił i rozsypywać się w drobny pył natychmiast rozwiewany przez lekki powiew wiatru. Jej maddara zadrgała w powietrzu. Atakowała każdą nić energii po kolei niszcząc kościotrupki, aż wreszcie smoczyca zaczęła ściągać do siebie agresywną maddarę. Było to trudne zadanie, bo czuła jakby walczyła sama ze sobą, co sprawiało jej wielki żal. No, ale cóż. Nie mogła przecież tego kontrolować. To było poza jej kontrolą, dlatego musiała bezwzględnie zamykać niesforną magię w żelaznych okowach umysłu.
Samiczka popatrzyła na Czarodzieja niepewnie. Trochę przepraszająco.
– Taka moja natura. Jestem jakby przeciwieństwem ciebie. Ty kochasz swoją maddarę i robisz z niej najlepszy użytek. Moja potrafi tylko psuć – wytłumaczyła i popatrzyła w dół na jego łapy.
: 03 lut 2021, 10:38
autor: Echo Zbłąkanych
Hmm, chyba nieco przesadził. Zobaczył pewna zmianę w zachowaniu samiczki, nawet świadcząca o dystansowaniu się. Wyciszył nieco głosy, maddara przestała wibrować w powietrzu.. Szkieleciki zostawił, bo mu się podobały, lubił je tworzyć, i nie przewidywał, że to mogło być jakieś zródło niepokoju.. Poza tym był to rdzeń przedstawienia, którego nie miał zamiaru zmieniać, przynajmniej na razie.. Może by powiedzieć o swojej przypadłości? Nikomu poza swojemu mistrzowi nie mówił o takich problemach, może z wyjątkiem Mętnego.. tak to reszta prawdopodobnie nawet nie starała by się zrozumieć. Jej gest był miły.. Spojrzał na nią, jakby die ocknął z krótkiej nieobecności..
-Z mojej strony nie musisz się niczego obawiać, obiecuje nieco zbastować.. Miło mi, że uważasz mnie za uprzejmego, też jesteś bardzo uprzejma i kochana, doceniam. – powiedział szczerze, uprzejmie, bez zawoalowanych głupot, drugiego dna, czy czegokolwiek więcej. Po prostu stwierdzenie oparte na faktach.
O rany koguta, jej maddara zrobiła niezły bałagan, to znaczy, zupełnie zniszczyła pokaz.. powinien być zirytowany, ale czuł.. fascynację. Taka nie okiełznania energię, popchnięta na odpowiednie tory, mogła by przynieść wymierne korzyści..
-Nie powiedziałbym, że robie z niej najlepszy użytek, tworząc głupawe rzeczy, które ćwierkają, śpiewają i dokazuja dookoła. Są bardziej praktyczne zastosowania tej sztuki, ale po prostu lubię wygłupy. – powiedział, i uśmiechnął się zawadiacko.
-Niszczycielska maddara.. Wiesz, moja tez mi narobiła z początku bobu, gdy odkryłem swoje zródło, miałem wizje szalejącego pożaru, i zamiast czuć strach czułem fascynację. Był raz, gdy w złości spaliłem okazałą sosnę.. Jednak księżyce treningów przyniosły wymierne rezultaty i panuje nad tym w miarę, jest dobrze. Może recepta na Twoja przypadłość są tez treningi, wykorzystanie części tej energii, zużycie jej? Ja dodatkowo zmagam się z gł.. – mówił, mówił, i na koniec się zaciął. Czy na pewno mógł jej zaufać? Nie miał realnych powodów, żeby tego nie robić, jednak rechoczące głosy w głowie były sprawą dość delikatną.. Postanowił jednak zaryzykować.
-Pewnie weźmiesz mnie za totalnego świra, ale jak mam problemy ze swoim niestabilnym źródłem, to potrafię słyszeć jak do mnie.. przemawia. W większości przypadków podpowiada mi jakieś durne dowcipy, ale czasem potrafi być wyjątkowo złośliwe.. Jest to o tyle denerwujące, że ciężko to uciszyć. Jednak poprzez długotrwałą pracę, udało mi się to jakoś opanować.. Dotąd nie miałem za bardzo komu tego powiedzieć, dziękuje, że miałaś ochotę mnie wysłuchać. – jednak wyrzucił ten ciężar z siebie.. Cóż, weźmie go za świra, trudno, przynajmniej manto za sobą.. w większości przypadków okazywanie słabości mocno go irytowało.. Jednak teraz chyba tego potrzebował..
: 03 lut 2021, 21:33
autor: Diamentowe Serce
Smoczyca rozluźniła się. Jej spojrzenie złagodniało, kiedy udało się jej zapanować nad swoimi maddarowymi wybrykami. Popatrzyła uważnie na Echo, upewniając się, czy czarodziej gniewa się na nią za zniszczenie jego wesołej gromadki. A ten o dziwo nie nawrzeszczał na nią. Wręcz wyglądał na rozradowanego, chętnego do opowiedzenia o swojej przypadłości. I gdy zaczął mówić, smoczyca uniosła głowę spoglądając na niego z mniej więcej równego poziomu. Białe wąsiki przylgnęły do jej policzków, gdy lekki uśmiech wstąpił na jej pyszczek. Echo Zbłąkanych stał się dla niej kimś więcej niż przypadkowym znajomym. Od samego początku to poczuła. Bratnia dusza? Przyjaciel? Nie. Ani to pierwsze, ani drugie. Chciałaby umieć to nazwać. Było jej go żal, choć to wesoły czarodziej. Bogatszy od wszystkich czterech stadnych skarbców razem wziętych. Tak nierozumiany. Tłumiony. Zepchnięty na margines ze swoim darem. Smoczyca chciałaby umieć mu to wynagrodzić. Pewnie nie potrafiła, ale chciała dać mu tą cząstkę akceptacji, której pragnął.
– Nigdy nie nazywaj siebie świrem. Masz wspaniały dar, którego nigdy nie powinieneś chować przed światem, a jeśli smoki go nie akceptują, to... cóż – wzruszyła barkami. – Nie przestawaj szukać kogoś, kto cię zrozumie – uśmiechnęła się do niego ciepło. Przekręciła lekko głowę przypatrując się mu wdzięczna za miłe słowa.
– Dzięki maddarze możemy przekazywać sobie myśli i obrazy, a nawet całe wspomnienia. Czy jest możliwe, żebym zagościła w twojej głowie i usłyszała te... "głosy"? – zapytała ciekawa, czy się na to zgodzi. Bardzo chciała poczuć to co on. Może wtedy lepiej go zrozumie? Nie dla leczenia, strofowania, czy innych bzdurnych terapii. W jej ocenie Echo Zbłąkanych był przykładem wolnego, ale stłamszonego samca, którego miała okazję uwolnić. Owszem. Palenie drzew nie jest zbyt bezpieczne, ale każdy musiał nauczyć się kontrolować niszczycielskie zapędy żyjącej własnym życiem maddary, ale to była już przeszłość, do której nie powinien wracać.
: 04 lut 2021, 9:06
autor: Echo Zbłąkanych
Echo nie wiedział co o tym myśleć.. Tak jak wcześniej, nadal dziwiło go to, że smoczyca podchodzi tak „wyrozumiale” do tej jego przypadłości.. Lekki szok nadal trwał.. Czy można jej zaufać? W sumie trochę za późno, żeby teraz nad tym gdybać, gdy już jej powiedziałeś o swojej największej tajemnicy.. Młody generalnie był dość wylewny smokiem, jednak tylko do sobie znanych.. albo ze stada.. Chociaż czy to było właściwe? Być szczerym ze smokami ze stada.. Na pewno z częścią tak, było kilka smoków, które, w jego mniemaniu były gotowe go wysłuchać.. Nie nazwałby tego regułą, a raczej wyjątkami. To w takim razie czemu miał obiekcje z powiedzeniem o takich sprawach smokom z innych stad? Za dużo myśli ma raz.. Nie przepadał za niepewnością, nawet nie u innych smoków, ale u siebie.. To była oznaka słabości. Cóż, odkrył karty, trzeba grać dalej.. Czemu traktuje to jak grę? Przecież nie gra, teraz jest szczery do bólu.. Nie, dość, prowadzenie gierek i nie szczerości nie leżało w jego naturze, można się chwile powygłupiać, ale na dłuższa metę to jest.. odrażające. Poza tym lubił Diament, coraz bardziej, bo rozumiała go, akceptowała, w jaki sposób ją lubił.. tego jeszcze nie wiedział..
-Cóż, masz rację.. Jednak gdy tyle smoków dookoła nawet nie tyle mówiąc, a sugerując Ci to pośrednio, wpływają na Twój osąd.. siła sugestii. – powiedział dość wolno Echo. Nie przychodziło mu to łatwo, jednak zwracał się naturalnym, uprzejmym tonem. Mu było ciężko się wypowiadać, takiej gadule.. nowość!
-Wydaje mi się, że właśnie znalazłem. – powiedział uroczo w stronę Diament, uśmiechając się przy tym najuprzejmiej jak umiał. Cóż, taka prawda, okazała mu zrozumienie, akceptację. Nie znane, nowe.
Wejście do jego umysłu, hmm, śmiała propozycja. Nie wiedział, czy ufa jej wystarczająco.. Mimo wszystko, znali się dość krótko.. szlag, od kiedy był taki przezorny? Czy jego motto nie polegało na tym, żeby szaleć, polegać na spontanicznych decyzjach? Dobra, graj muzyko.
-Dobrze.. myśle, że może lepiej zrozumiesz naturę mego problemu.. Wpierw pokaże Ci mentalnie, jaka była wizja mego źródła.. u 8 księżycowego dzieciaka.. Widok będzie dość.. ciekawy. – powiedział, po czym przystąpił do.. akcji.
Otworzył swój umysł przed samiczka, jednak z początku nie udostępnił wszystkich myśli... Dał jej dostęp do swojego wspomnienia, dość starego. W umyśle pojawiła się chaotyczna wizja... Płomień trawiący las, trzask płomieni, ryk nieujarzmionej siły.. I ekscytacja, podziw.. na sam koniec płomień strawił wszystko dookoła, pozostał tylko żywioł, który wypełniał każdy zakamarek tej myśli, szalejąc, nie robiąc krzywdy odbierającemu, jednak starając się odkryć przed widzem prawdziwe piękno potęgi mocy.. Miał nadzieje, że nie zmieni o nim zdania.. Zaczęło mu aż tak zależeć na jej opinii? Hmm, ciekawe..
: 09 lut 2021, 5:00
autor: Diamentowe Serce
"Siła sugestii". Pomyślała, że to i tak dobrze, że Echo nie poddał się i dalej walczy o swój światek. Był niewątpliwie mniejszy niż na to zasługiwał, ale wystarczyło w nim zawrzeć kilku, prawdziwych przyjaciół i od razu robiło się w nim cieplej. Serce na jego stwierdzenie poczuła... ciepło. Było to enigmatyczne uczucie, które sprawiało, że popatrzyła na niego tak jakby osiągnęła szczyt marzeń.
Uśmiechnęła się miło i spuściła wzrok na jego uśmiech. Czy był uroczy? Tak. Z pewnością sprawiał takie wrażenie i chciałaby, żeby był szczery, tak jak jego słowa. Czarodzieja otaczała wyjątkowa aura, której nie spotkała dotąd u nikogo innego.
Wraz z wizją, którą ją przekazał, obnażył przed nią tajemnicę. Sekret każdego smoka: źródło maddary. Każdy ubierał maddarę na swój sposób. Można powiedzieć, że kreował ją, nadawał wygląd: kolor, wielkość, kształt... Ubierał coś niematerialnego w materialne skojarzenia. U Echa Zbłąkanych był to płomień. Łowczyni zamrugała szybko, podziwiając go z przesłoniętymi wizją oczyma. To nie było dla niej łatwe do zniesienia. Bała się ognia. Jego niszczycielskiej mocy, która nie znała litości, ani umiaru. Trawiła wszystko. Bezmyślnie, w niezrozumiałym gniewie. Wiecznie głodny, wiecznie groźny. Tak jak we wspomnieniu Echa. A gdy zabrało już pokarmu, szukało dalej, miotając się po zakątkach umysłu jak dziki zwierz schwytany w klatkę.
Smoczyca cały czas był ostrożna, choć to tylko wspomnienie, wizja, może wciąż aktualna, jednak tak realistyczna i nieokiełznana, że trudno jej było zachować spokój. Może nie okazała aż takiego zachwytu, jakiego się spodziewał, ale podsumowała to czymś czego się nie spodziewał: szacunkiem. Respektem wobec niego. Zamrugała szybko, ponownie odzyskując możność widzenia i spojrzała swoimi dużymi, rozumnymi oczyma wprost na stojącego niepewnie czarodzieja.
– Zawsze wyobrażałam sobie, że maddara przedstawia jakąś naszą cząstkę charakteru. Obnaża uosobienie naszej wartości. Jeśli się nie mylę, to to co mi pokazałeś świadczy o twojej niezłomnej naturze. Kiedy ktoś widzi płomienie, kojarzy to z gorącem i trawieniem. Z jego niszczycielską naturą. Ja też tak mam, niestety. Ale dzisiaj nauczyłeś mnie patrzeć na niego z innej perspektywy. Polubić jego stałość, siłę i ciągłą wolę walki. Ja na przykład cieszę się, że masz w sobie ten płomień, bo gdyby nie jego dzika natura, pewnie ugiąłbyś się pod naporem tych krzywych spojrzeń i nie potrafiłbyś szczerze cieszyć się z tego co ci w duszy gra – powiedziała. Nie mówiła tego by się mu podlizać. Zwyczajnie tak twierdziła i dzięki niemu odzyskała wiarę w siebie, bo te słowa dotyczyły również jej.
: 09 lut 2021, 10:04
autor: Echo Zbłąkanych
Miał pewne wątpliwości, czy zrobił dobrze, aż tak odsłaniając mrok w swojej duszy.. Do licha, czemu zaczęło mu tak nagle zależeć na sympatii tej samiczki? Nie wiedział, tak nagle z bycia dupkiem, i wredniakiem, przestawił swoje zachowanie na inny biegun? Coś w niej było, co powodowało, że nie potrafił być taki dla niej, dla innych smoków kontynuował by pewnie taką grę, to było nie godne. Okazała mu dużo więcej zrozumienia, niż wszystkie smoki ze stada razem wzięte, pisklaków nie liczył, i podrostków, bo dla nich takie szaleństwo mogło być atrakcyjne, jednak to dość krótki okres fascynacji. Nie odrzuci,, przyjaznego nastawienia samiczki dla wygłupów. Płomienie jakby ją poruszyły.. na szczęście nie przeraziły. Tym razem jednak jego celem nie było wywoływanie zachwytu, a podzielenie się z kimś problemem, pokazanie, że zaczęło się to już bardzo wcześnie, i miało przełożenie na jego obecne życie i problemy. Cholera, kto by pomyślał, że tak łatwo wpuści kogoś do swojej głowy? Jeszcze kilka chwil temu nie dopuściłby do takiej sytuacji, a tu proszę, robi wyjątki.. Ciekawe, nowe, nie znane. Zaczynał się powtarzać w myślach.. niech to szlag.
-Płomień, pożoga, zniszczenie.. To nie ja.. To coś, co we mnie siedzi, dale mi niezwykłą moc, czuje, jakbym mógł tkać czary z maddary właściwie bez przerwy, czasem lekko odpoczywając, sporadycznie. Jednak czy cena nie jest za wysoka? Ta ciągła walka o kontrolę, zmaganie się z tą energią, która chce się uwolnić.. Zaczynam być coraz bardziej zmęczony, chciałbym odpuścić sobie, uwolnić to.. ale wiem, że to skrzywdziłoby wszystkich dookoła, do tego dopuścić nie mogę. Jako czarodziej, nie mogę do końca stłumić tej energii, wyrzec się jej, bo nie będę mógł już być czarodziejem.. Nie chce tak, bo kocham maddarę i czary. To dodatkowo mnie rozdziera, męczy, jestem taki zmęczony już tym wszystkim.. – mówił, w kierunku samiczki, jednak patrząc trochę nieobecnym wzrokiem, nie skupiając się na niczym.
-Wiesz, dziękuje losowi, że trafiłem na Ciebie. Nie każdy potrafi słuchać, Ty masz ten dar. Nie łatwo mi przychodzi zaufanie komuś tak szybko.. tym razem jest inaczej. – mówił dalej, tym razem ogniskując wzrok na samiczce. O ironio, co to za spowiedź się robiła? Gdyby ten, kto mówi, był ktoś inny, a on stałby obok, no to irytowałby się, że tak łatwo wybebesza się jegomość. Co się zmieniło? Co się dzieje?
-Jeżeli chcesz, to też mogę spróbować zrozumieć Twój problem z maddarą. Z tego co mówisz, mamy podobnie. Możesz mi to pokazać, jeżeli masz ochotę. – powiedział szczerze, uśmiechając się do niej. On okazał jej dość duże zaufanie, czy ona ufa mu podobnie? Zobaczymy.
: 09 lut 2021, 23:40
autor: Diamentowe Serce
Trzeba było przyznać, że Echo miał wiele szczęścia, że poznał Serce. A to, że jego frywolne żarty i maddarowe figle, nie uderzyły w nią, jak to zwykle lubił robić, można by nazwać czystym cudem. A cud często kumpluje się z przeznaczeniem. Nawet Mora dostrzegała w tym spotkaniu jakiś z góry ustalony scenariusz. I gdyby tylko wiedziała, jak prosto udało się jej ujarzmić potęgę żywiołu, którą jak dotąd smok tak łatwo zyskiwał sobie nieprzychylność otoczenia... Ale nie wiedziała. Ba. Zyskała jego zaufanie, otwierając klatkę, którą zazwyczaj inni zatrzaskiwali. Zwróciła mu wolność. Pozwoliła rozłożyć skrzydła i poczuć się wolnym. Lecz czy to naprawdę wolność? Tak! Oczywiście, że tak. Otwierając przed nią swój umysł, zrzucił przed nią ciężkie kajdany tajemnicy, które go ograniczały. A co ona zrobiła? Patrzyła na niego nie jak pisklę, które cieszyło się ze sztuczek dwornego błazna. Było w tym spojrzeniu coś innego. Zrozumienie. Może bratnia dusza? Słuchała go, pewnie jak mało kto, bardzo uważnie. Nie popędzała go, nie komentowała, oceniała, czy wymądrzała się przed nim. Zwyczajnie wierzyła, że on sam już dobrze wiedział co skrywa w sobie. Ona tylko ze zrozumieniem mogła go słuchać i dziękować bogom, że przyprowadzili ją do Wolnych Stad, aby mogła zobaczyć czarodzieja, który na nowo definiował słowo "czarodziej".
Świadomie uniosła swoją łapkę i milcząc położyła ją na jego łapie. Przez ten dotyk wyraziła więcej niż byłaby w stanie ująć emocje w słowa. Z ciepłym uśmiechem, lecz skrytym trochę pod nieśmiałą niepewnością, pozwoliła ich oczom skupić wzrok na sobie. Niewiele ją obchodziło, co pomyślałby o nim, czy o niej, ktoś siedzący obok. Szyderców nie brakowało na świecie. Ale takich jak on... On był tylko jeden.
– Nikomu nie zdradzę to co mi powiedziałeś i pokazałeś. To będzie nasza tajemnica – rzekła dosyć cicho i puściła jego łapę, co by sobie nie pomyślał o niej źle. Nigdy nie miała nic przeciwko kontaktom fizycznym, bo uważała, że były one bardzo ważne. Czasem ważniejsze niż samo gadanie.
– Chciałbyś zobaczyć moje źródło? Nie boisz się? – zdziwiła się i przyjrzała się mu z lekkim pochyleniem głowy. Nie mogła uwierzyć, że po tym co mu pokazała, chciał ryzykować, żeby jej pomóc.
: 10 lut 2021, 12:48
autor: Echo Zbłąkanych
Powoli oswajał się z tym, że samiczka mu zaufała. Wierzył jej oczywiście, jednak po prostu było to mocno obce.. Zastanawiał się kim była dla niego Morka.. była dla niego tak uprzejma i miła, że nieco zbiło go to z tropu, nawet zdążył zapomnieć o incydencie z początku spotkania, gdy skoczyła na niego, depcząc mu po, noo.. wiadomo czym. Bardziej go to rozbawiło, a nie zirytowało.. i nie uszkodziło go! Wydawało mu się, że była kimś więcej, niż zwykłym przyjacielem.. Rozumiała go właściwie od razu, to coś znaczyło.. Chyba. Dużo myśli kłębiło mu się w głowie, jednak wiedział jedno na pewno... ta znajomość zrobiła się dla niego niezwykle ważna.. Jak los bywa przewrotny!
Położyła mu łapkę na łapie.. Wzdrygnął się lekko, jednak było to przyjemne.. Nie chciał, żeby jej zabierała. Położył druga łapę na jej łapce, okazując w ten sposób.. wdzięczność? Nie był zbyt dobry w odczytywaniu emocji, ale pomyślał, że może to właściwe zachowanie? Że może w ten sposób pokaże, że mu na niej zależy, że jest wdzięczny za nieoceniona pomoc? Spojrzał jej w oczy, uśmiechając się. Nie zawstydzała go to, bo niby czemu miała? To też chyba forma okazania.. sympatii?
-Wierzę Ci, mało kto okazał mi tyle dobrego serca ostatnio, i nie musisz zabierać łapki, przecież nie gryzę. – powiedział, uśmiechając się, wypowiadając ostatnie słowa. Tak, żart na rozładowanie nieśmiałości chyba był dobrym.. pomysłem?
-Nie, nie boje się. Ty mi pomogłaś, więc jakbym mógł odmówić? Cokolwiek to będzie, damy radę, razem. – powiedział do Mory, uśmiechając się uroczo. Wyzwanie! Nigdy nie zrezygnuje z wyzwania! Jeszcze to zadanie dotyczy spraw natury magicznej, więc jak on, czarodziej może się wycofać?
: 12 lut 2021, 19:44
autor: Diamentowe Serce
Popatrzyła na jego łapę, a potem podniosła wzrok do jego oczu. Odczuła ulgę, ale i miło się jej zrobiło. Nie każdy rozumiał takie małe gesty. Smoki bywały różne. Były takie, które reagowały na niespodziewany dotyk agresją, przesadną ostrożnością. Na szczęście były też takie jak Echo, który nie widział w tym geście wymyślonych podtekstów. Ten fakt dodał jej otuchy, ale wcale nie zmienił jej zdania o swojej maddarze. Używała jej z najwyższą ostrożnością i nigdy do walki. Bała się, że wyrwie się jej spod kontroli w chwili kiedy się rozkojarzy.
Ponownie skupiła wzrok na jego łapie. Zamyślona.
– Ale jak... Jakby wiesz... Nie atakuj, bo będzie tylko gorzej – powiedziała z wolna unosząc pysk by poważnie spojrzeć mu w oczy. Wierzyła, że Czarodziej jak nikt inny, wiedział kiedy odpuścić. Dopuszczenie Echa do wizualizacji jej maddary wiązało się z ogromnym ryzykiem, ale ufała, że smok nie zrobi niczego głupiego.
Zbliżyła głowę do jego głowy prawie stykając się z nim nosami. Samiec niemal poczuł jej ciepłą aurę na swoich łuskach. Jej oddech połaskotał go w brodę, a duże lazurowe ślepia otworzyły przed nim podwoje umysłu.
Mógł zanurzyć się w tę bezkresną toń i poczuć jak staje na środku zaśnieżonego lasu. Dokładnie w tym miejscu, gdzie teraz siedzieli, ale z tym wyjątkiem, że był sam. Leciutkie płatki śniegu wirowały w powietrzu, lecz w odwrotnym kierunku. Wznosiły się ku niebu ginąc na czarnym tle bezgwiezdnego nieba.
Nagle coś przemknęło obok smoka. Poczuł lodowaty podmuch na boku. Gdyby odwrócił głowę w tamtą stronę, znienacka musnął go drugi podmuch, tym razem z przeciwległego boku. Zupełnie, jakby ktoś się z nim bawił. Wiatr wysoko nad jego głową przeczesał skostniałe korony drzew. Setki gałązek zaczęło ocierać się o siebie, stukać, strzelać. Echo czuł wibracje w powietrzu, a także to, że był obserwowany. Bardzo uważnie. Niczym intruz.
Nagle tuż przed nim, pod jego łapami wybuchły biało-błękitne płomienie, które przeskoczyły zwinnie na trzy kroki dalej. "Lądując" na śniegu sprawiały wrażenie żywej istoty, bo rozlały się amortyzując upadek, a potem zebrały się w sobie i utworzyły czworonożną istotę. Zbyt krótko pozostawała w bezruchu, by mógł przyrównać ją do czegokolwiek. Owa "istota" spoglądała na niego – tak przynajmniej mogło mu się wydawać. Nagle znowu rozlała się na śniegu i niczym płynny ogień, sięgający smokowi aż do piersi, spłynął wartko w jego stronę. Zimno, piekące zimno otoczyło smoka, ale nie zrobiło mu żadnej krzywdy. "Badawczo" muskało jego łuski. Wycofywało się i znowu dotykało. Prowokowało? Zupełnie bez ostrzeżenia, zbiło się w jedno ognisko z którego stopniowo uformował się biały lis. Ledwie dwa skoki od Czarodzieja. Stal i patrzył na niego swoimi dzikimi oczyma, które mogły się wydawać łudząco podobne do oczu łowczyni. Jego skórę pokrywała gęsta plątanina płomieni. Czarodziej mógł się zachwycić pięknem tej formy maddary. Lodowe płomyki tańczyły na grzbiecie i głowie liska. Wydawało się Echu, że lis był równie zdziwiony obecnością Czarodzieja, co on dziwną formą, którą przybrała maddara łowczyni.
Sama Mora była zszokowana tym, co obserwowała w swoim duchowym zakątku. Po spodziewała się czegoś takiego od swojej maddary. Znaczy, znała tylko jej ognistą formę. Taką, która wszystko niszczyła. Łamała, kruszyła i zmiatała z powierzchni ziemi. Przerwała kontakt i cofnęła głowę.
– Czuję się jak wariatka – skomentowała. Co wydawało się jej nie w porządku – czuła złość na swoją maddarę, że była złośliwa wobec niej pokazując swoją ukrytą formę czarodziejowi. Przyjrzała się Echu uważni. Kim on był? Nigdy wcześniej nie spotkała kogoś takiego. – Tyle księżyców minęło, a ja dopiero teraz zobaczyłam jej prawdziwą formę. I, że cię nie skrzywdziła, to prawdziwy cud. Chyba powinnam być zazdrosna – burknęła niby obrażona, jednak powoli na jej pysk wpłynął delikatny uśmiech.
: 12 lut 2021, 21:09
autor: Echo Zbłąkanych
Echo uśmiechnął się na jej słowa. Lubił taką grę słów, bawiła go.. Oczywiście wypowiadając je, nie miał niczego złego na myśli. Bliskość, obce dość uczucie, ale nie przeszkadzało mu.. Gdy się do niego zbliżyła, i dotknęła go nosem o jego kulfona.. wzdrygnął się nieco. Znów, coś nowego, taki gest.. dość przyjemny? W sumie nie miał nic przeciwko, co mu tam. Obecność samiczki jakoś go uspokajała, sam nie wiedział czemu.. irytujące, ciekawe, fascynujące? Nie wiedział, jak do tego się odnieść.. ale po co w ogóle o tym myśleć? Dzieje się, jest ciekawie, czarująco.. I jeszcze do tego spektakle magiczne w postaci wizji źródeł! Ahh, przecież to sztuka nad sztukami, w różnych formach, bardziej poważnych, i również pod postacią bzdur, które tworzył dla samego faktu ich powstawania, bez większego celu. Mora chciała odkryć przed nim swoją maddarę.. duża doza zaufania, ciekawe.. Tak samo zaintrygowany był swoim zaufaniem do niej, jak i byciem obdarzonym czyimś.. Cóż, zobaczmy, co nam tam ma do pokazania.. Wizja wjechała z zaskoczenia.. E kurna, las, fajnie, ale ziiimno.. po co zima, jego wizja przynajmniej miała wysoką temperaturę.. Oczywiście wszystkie te bzdurne myśli pozostawił dla siebie, nie ukazując je łowczyni.. Skup się, pomóż, zrozum.. Rozejrzał się.. Coś jest nie tak,, płatki paskudztwa lecą do góry.. niby dziwne, ale w jego głowie odbyło się tyle sabatów stworów wyjętych z najgorszych koszmarów, apokalips, że ciężko było go zaskoczyć. Przysiadł, czekając na jakieś zmiany. Coś zaczęło wokół niego latać.. Ki czort? I to zimno..brrr. Pomyślał o użyciu maddary, ale nie mógł, bo był tam wyłącznie umysłem, nie ciałem, ale również nie chciał zakłócać wizji.. chciał ją zobaczyć do końca. Czuł się tu jak.. obcy, nie chciany, i te gałęzie.. coś się szykuje. Potem wszystko dość szybko nastąpiło, wybuch płomieni, ta bardzo dynamiczna, płomienna istota, która go badała. Szybko odgadł, że było to owe źródło.. Nie mógł mu się dokładnie przyjrzeć, ale wiedział, że było potężne.. i piękne. Badało go jakąś chwile, i było zimne jak cholera.. Ale nie przerywał.. chciał zobaczyć więcej, zdobyć wiedzę, pomóc, zrozumieć.. Niejednostajnie go badało, jakby sprawdzając.. co sprawdzając? Chciał wiedzieć! Jeżeli mu nie pokażę, zmusi go do tego! Jednak znów powstrzymał emocje, był tu doświadczyć, nie włączać się czynnie. Białe płomienie nie parzyły, a był ciekawskie.. potem pojawił się przed nim biały lisek, patrząc na niego ciekawsko. Przybrał formę ostatniego jego czaru.. Stwierdził, że nadal nie będzie ingerował, pozostanie biernym obserwatorem.. Dla Mory. Nagle kontakt się urwał, znów wrócił do świata realnego, to było.. piękne, taka potęga, ile można by zdziałać z jej użyciem!
-Nie jesteś żadną wariatką.. Twoje źródło jest bardzo osobliwe, bardzo silne, i.. mające własne zdanie, oceniające, badające.. pierwszy raz mam z czymś takim do czynienia... A mnie nie jest łatwo zaskoczyć, przy ilości szaleństwa, jakie mi własne ładowało.. Ono jest wyjątkowe.. Ty jesteś wyjątkowa. – podzielił się swoim zdaniem na ten temat, mówiąc szczerze, bez ogródek, tak jak uważał... tak jak było.
Była silna, nie zdawała sobie jeszcze z tego sprawy, a źródło nie jest odmiennym bytem, jest nią, częścią niej, która chce również być użyta, wykorzystana, a nie tłumiona.
-Musisz mieć świadomość, że Twoja maddara tak naprawdę nie jest czymś osobnym.. Tylko jest Tobą.. częścią Twojej duszy, która z jakiegoś powodu zachowuje się tak, a nie inaczej.. Czemu na mnie tak zareagowała, cóż, ja tego nie wiem, ale tak jak wspomniałem, to część Ciebie, także.. odpowiedzieć na to musisz sobie sama. – powiedział dość enigmatycznie.. Ale wszystko to, co mówił, było prawdą.. Zachowanie jej maddary było czymś podyktowane.. tylko czym? Może mu zdradzi tą tajemnicę?
: 14 lut 2021, 12:23
autor: Diamentowe Serce
Było coś przy tym samczyku, że czuła się swobodniej. Jakiś taki spokój, rozluźnienie. Coś, że czuła się wreszcie swobodnie. Choć ledwo go znała, miała wrażenie, że był jej bliższy niż ktokolwiek kogo wcześniej poznała. Czuła... jak to mówią "motyle w brzuchu".
Uśmiechnęła się do niego uroczo, kiedy trafiły do niej jego komplementy.
– Mówisz tak, żebym się zakłopotała, czy żebym się poczuła jeszcze bardziej głupio? – popatrzyła na niego spode łba i pacnęła go łapą po głowie. To był sympatyczny gest. Nie miało go to zaboleć, tylko zwyczajnie dać jej małą ulgę.
Potem wsłuchała się w jego teorię. Opuściła łapę na śnieg patrząc mu w oczy i uważnie słuchając tego co do niej mówił. A gdy skończył mówić nie odezwała się od razu. Musiała to przemyśleć. I z jej skupionego pyska można było wywnioskować, że coś w tej rogatej główce zaczęło się formować. Jakaś idea? Odkrycie?
Spuściła wzrok na jego pierś, potem znowu uniosła go na pysk samca. Wahała się, czy powinna to mówić, ale gdyby tego teraz nie zrobiła, mogłaby tego żałować do końca życia.
– Może... Bo tak sobie myślę, że jeśli jest osobnym bytem, ale powiązanym ze mną emocjonalnie, to może dlatego, że ci ufa, tak jak ja ufam tobie. Ale nie jak przyjacielowi, tylko... partnerowi. To znaczy, wiem, że nie jesteś moim partnerem. Nie zrozum mnie źle. Czuję, że chciałabym żebyś był nim, ale pewnie nie chcesz. Nie chcesz na pewno. Ale ja chyba wierzę, że... to może być przeznaczenie – zamilkła unosząc łapę i położyła ją na łapie samca. Odsłoniła się przed nim. Zaryzykowała. Bała się, że ją wyśmieje. No bo to było szaleństwo! Totalna głupota. Jakiś żart i nonsens. Dopiero go poznała. Prawie nic o nim nie wiedziała – jednak tak naprawdę już wiedziała o nim więcej niż ktokolwiek inny. Jednak z punktu widzenia czasu ich znajomości, to było jak rzucenie się w przepaść będąc nielotem.
– Nie musisz teraz odpowiadać. Może powinieneś to przemyśleć, albo uznać mnie za szaloną, ale nie umiem tego inaczej wyjaśnić – zamknęła się nareszcie. Zamrugała wolno wpatrując się spokojnie w oczy Echa.
: 14 lut 2021, 23:11
autor: Echo Zbłąkanych
Echo uśmiechnął się na jej słowa, chciał coś odpowiedzieć, ale został pacnięty bezceremonialnie w łeb! Jak to tak? W pierwszej sekundzie chciał się zirytować, ale zamiast tego zaśmiał się.. Czemu? Raczej spodziewałby się po sobie irytacji, albo przynajmniej długiej konsternacji.. A tu proszę, brechta się, jak jakiś głupek. Śmiał się jeszcze chwilę, później bardziej ze swojej niespodziewanej reakcji, niż z pacnięcia. Ale śmiech nie zmienił modulacji od początku do końca, był szczery i ujmujący.
-Ani jedno, ani drugie, wszystko to jest prawdą. – powiedział, uśmiechając się uroczo. No co? Prawda, sama czysta, niczym nie zmącona. Kolejne jej słowa, zbiły go totalnie z tropu. Stał, patrząc na nią, nieobecnym wzrokiem, kilka razy mrugając.. ŻE JAK??? Eeee, tego się nie spodziewał, serce zaczęło mu bić szybciej. Co robić, co robić.. Ona z nim, on z nią? Jego upośledzenie emocjonalne dawało o sobie znać.. Jednak na zewnątrz nie było to widoczne zupełnie, o dziwo, dość dobrze ukrył ten szok, uzewnętrzniając tylko troszkę zdziwienie. Coś musiał odpowiedzieć.. nie lubił nie znać odpowiedzi, irytowało go to, bardzo, niezmiernie.. Tyle emocji buzowało w nim w tym momencie, ale musiał coś zrobić.. Miał ochotę wstać i sobie pójść, ale wtedy okazałby się tchórzem, nic nie wartym śmieciem.. Czemu się aż tak tym przejmował? Raz, dwa, trzy, mówimy.. Albo, po co słowa. Podszedł do samiczki.. i ją przytulił, usiadł blisko, i przykrył skrzydłem.. Czy tak należało? Czy postąpił właściwie? Nie wiedział, znał się na czarowaniu do cholery jasnej, a nie na relacjach między smokami! Ale jakoś odczuł, że może jest tak.. właściwie?
-Muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłaś w tej chwili, aż mi słów w gębie zabrakło.. Że ktoś mi na tyle zaufał, że mógłby mnie uznać.. za partnera. Myślę, że muszę się z tym przespać, jednak nie mówię nie, po prostu.. potrzebuje czasu. Ostatnie księżyce były dla mnie niezwykle ciężkie, muszę sobie wszystko po kolei poukładać, przemyśleć, zacząć od nowa. Podejmowanie tak istotnej decyzji teraz.. nie byłoby właściwe, jednak chcę, żebyś wiedziała.. że jesteś mi niezwykle bliska, bliżej, niż.. przyjaźń.. muszę po prostu.. potrzebuje czasu... – przemówił po chwili, tak jak zaczął na początku mówić dość sensownie, to na koniec swojej wielkiej przemowy pogubił się, zaczął robić powtórzenia, jak jakiś nie dojrzały pisklak.. Bogowie, Immanorze, dodajcie mi sił.. Nie zmienił pozycji, dalej przytulał samiczkę, siedząc obok niej, ciesząc się.. chwilą? Był, tu, teraz, to się liczyło.
: 20 lut 2021, 0:07
autor: Diamentowe Serce
Błękitne oczy smoczycy wpatrywały się w niego. Nawet nie wiedziała jaką ulewę mieszanych uczuć właśnie wywołała u Echa. Obdarowali się wzajemnie wielkim zaufaniem, ale to ona chyba posunęła się ciut za daleko. Smoczyca siedziała zgarbiona jak te cielę. Nie, nie dlatego, że było jej smutno, czy coś. Taka budowa jej ciała. Miała ciut za długi korpus, żeby móc w wyprostowanej pozycji dotykać przednimi łapami ziemi. To było niewykonalne, dlatego mogła sprawiać wrażenie przygnębionej, kiedy podchodził do niej i siadał obok. Obróciła głowę w jego stronę, a następnie znowu popatrzyła przed siebie. Nakrycie skrzydłem skwitowała miłym pomrukiem. Była ciepłolubnym stworzeniem.
Niejako Echo przygotował ją na to co miał jej do przekazania, a i tak wiedziała, że zrobiła tym swoim pytaniem niepotrzebny zamęt. Wzięła głębszy oddech i energicznie pokiwała głową.
– Och tak, tak. Nie masz się o nic martwić. W sumie to możemy nawet teraz iść i to przemyśleć. Ze mną włącznie. Czasami gadam rzeczy niepotrzebne i nakręcam niezdrową dyskusję – uniosła łapą i uważając, żeby nie zranić pazurami błony jego skrzydła, pogładziła go po nim. Na wspomnienie jakie ona miała kiedyś śliczne skrzydła, zrobiło się jej przykro. Kolejna tajemnica, którą kiedyś przed nim odkryje.
– Wiesz... będę się już zbierała do siebie. Późno się zrobiło, a w stadzie pewnie już umierają z głodu bez jednego łowcy – zażartowała pochylając się do przodu. Wyszła z ciepłego okrycia i popatrzyła na Echo kołysząc ogonem w powietrzu.
– A teraz zrób jeszcze jakąś sztuczkę na pożegnanie – poprosiła rozpogadzając się. Och. Uwielbiała jego szalone sztuczki.
: 10 kwie 2021, 16:09
autor: Fioletowa Werbena
Aveli przemykała przez tereny Plagi, stąpając cichutko i ostrożnie, aby żaden nadopiekuńczy kompan nie odkrył, że ucieka gdzieś bez zgody mamy czy innego starszego smoka. Co prawda mogła wzbić się w powietrze i szybciej wymknąć się w nieznany świat, lecz po pierwsze nie lubiła latać, a po drugie ktoś mógł ją przyłapać. Ona sama raczej nie zauważyłaby czegoś takiego, ale zdawało jej się, iż inni dostrzegają rzeczy, które dla niej są niedostępne. Ma to chyba związek z tymi całymi oczami? Może kiedyś to zrozumie.
Po długim i męczącym biegu udało jej się wreszcie dotrzeć do miejsca, które nie pachnie jak tereny Plagi. Właściwie to nie pachnie jak żadne stado albo może jak każde po trochu. Musiała to być wspólna ziemia, gdzie wszystkie smoki mogły swobodnie chodzić i robić co im się żywnie podoba.
Aveli przystanęła, zaciskając mocniej zęby na swym przydługim kijku i z machnięciem ogona nasłuchiwała czy kogoś nie ma w pobliżu. Uważała się już za całkiem dużą, ale to nie znaczy, że nie była choć troszkę ostrożna. Nie wyczuła obecności żadnego smoka, ale za to do jej uszu doszedł przyjemny szum wody, więc skierowała się ku jego źródłu. Patyczek przeniosła do przedniej łapy i stukając nim o podłoże sprawdzała gdzie kończy się ziemia, a gdzie zaczyna wyszukiwana rzeczka. Nie miała zamiaru pływać, a zwyczajnie zanurzyć pazurka lub kilka.
Ostatecznie dotarła do Małego Wodospadu. Po zbadaniu terenu przysiadła przy wodzie, przemykającej pomiędzy skałami i wkładała i wysuwała łapę, napawając się tym dziwnym, lecz przyjemnym uczuciem biegu strumyka.