Strona 34 z 35

Pisklęca równina

: 11 kwie 2025, 10:40
autor: Melancholijny Kaprys

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Czując obecność nieznajomego smoka, przestał momentalnie nucić, jak i zaprzestał na moment rzeźbienia. Zerknął w stronę nieznajomego, czując od niego znajomą woń stada mgieł. Uniósł lekko łuk brwiowy, dając mu czas na wyplucie jakichkolwiek słów. Sam w tym czasie lustrował go spojrzeniem, poddając ocenie. Był... dość wysoki, zupełnie jak większość dorosłych smoków, jednak jego nieproporcjonalność świadczyła o tym, że był on również młody.

Strzyknął uszkiem, a końcówka ogona z niecierpliwości zaczęła mu latać. Dawał mu czas na odezwanie się, a ten nic. Westchnął w duchu i milutko się uśmiechnął.
— Cześć, mogę ci w czymś pomóc? — Zagaił, może biedaczyna się zgubiła, kto wie? Nie poznał jeszcze nikogo nieprzyjemnego ze stada mgieł, to też nie uważał, aby ten smok również miał jakieś nieprzyjazne zamiary, ale czujność wypadało zachować. Tym bardziej że zdążył się przekonać, że na przykład już taki Letharion potrafił być porywczy i niebezpieczny.
— Nazywam się Najpiękniejsza Łuska, ale możesz mówić do mnie Jemiołuszek. — Przedstawił się, nadal go uważnie obserwując.
— Wysoki jesteś, ale chyba nie jesteś dorosły, co? — Przechylił lekko pyszczek na bok, nie odrywając od niego spojrzenia. Dziwny był ten mglisty, kto wie, co mu w głowie siedziało? Po prostu podszedł bez słowa i się patrzył. Mało normalne zachowanie. Jednak nie zamierzał sobie wyrabiać o nim opinii tak szybko. Może po prostu był nieśmiały?

Jedyny Kolec

Pisklęca równina

: 11 kwie 2025, 21:26
autor: Jedno Słowo
Melodia się urwała, przerwał smokowi jego czas wolny i zrobiło się pewnie dziwnie, przynajmniej dla nieznajomego, bo w większej mierze Vaelin nie przejmował się tym jak dziwnie wyglądało obserwowanie kogoś z bliska. Robił to nagminnie i nigdy przy tym się nie odzywał, a większość obserwatorów w stadzie ignorowała go, a z czasem się zwyczajnie przyzwyczajali do jego zachowania. To nie tak, że był niemową, ale był ekstremalnym milczkiem.

Cześć– oznajmił w odpowiedzi nadal mając przekrzywiony łeb z dożą ciekawości, potem pokręcił łbem na 'nie' co było odpowiedzią na pytanie. W zasadzie w czym mógłby mu pomóc inny smok. Właśnie zaspokajał swoją ciekawość. Smok był w miarę rozgadany, co zawsze było lepsze od ciągłego milczenia z innymi. Vaelina ciężko było zaszufladkować, ciężko też pewnie ocenić smoka, który niewiele mówi i też nie ma zbyt dużej ekspresji w tym co robi.
Hm, Najpiękniejsza? Łuska? Jemiołuszek. Nic już nie rozumiał. Była... był... było? Zapatrzone w sobie? Nie wiedział czemu akurat takie imię mógłby nosić smok, który dopiero się rozwija, a i dla niedorosłego smoka jak on... piękno miało niepewne oblicze. Jemiołuszek, to było imię lepsze.
A on? Powinien przedstawić się jako adept? A może prawdzie imię? Jedno z dwóch prawdziwych imion? Skoro nieznany mu smok postanowił zdradzić imię pierwsze to i wypadało zrobić to samo. Vaelin więc podjął decyzję...
Kaniuk– kiwnął łbem jakby witając się. Oto imię nadane przez mamę Pomiot. Nie było kłamstwem, po prostu tylko mama Pomiot i bardzo wybiórczo Ebrill zwracała się do niego tym imieniem. Żadna tajemnica, ale najprawdziwsze i najczęściej używane imię wolał zachować dla siebie... przynajmniej przed praktycznie obcymi i to z innego stada.
Znów pokręcił łbem na "nie". Jemiołuszek na pewno zaczynał rozumieć, że ma przed sobą smoka, z którego wyciągnięcie słów to nie lada wyzwanie.
Niedługo...– oznajmił spokojnie, nawet lekko się uśmiechając, a potem lekko przekrzywił łeb, popatrzył na łapy poznanego smoka- To?– nadał tonacji pytaniu, powinno wystarczyć na to, aby rozmówca się domyślił, że chodzi o struganą figurkę. Czym była?

Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 12 kwie 2025, 22:16
autor: Melancholijny Kaprys
Zdawkowe i mocno okrojone odpowiedzi, jak i kiwanie, bądź kręcenie głową, kiedy tylko mogło zastąpić to jakaś odpowiedź dało klerykowi dużo do zrozumienia i mimo wszystko został zaszufladkowany w miejsce podobne do tego gdzie wrzucił Lethariona. Smok był dość... skrajnie małomówny. W dodatku jego głowa wydawła się być nieskalana myślą o konsekwencjach jego działań. Jakby nie pomyślał, że siedzenie i wpatrywanie się w kogoś obcego, zupełnie bez słowa mogło być dla wielu niekomfortowe, dziwne i niezrozumiałe. Do tego absurdalnie nieczułe. Małomówność więc nie wynikała z nieśmiałości, wstydu czy czegokolwiek podobnego. Prędzej z braku chęci otwarcia się, bądź jeszcze czegoś innego...
Oczywiście przypomniało mu się jego pierwsze spotkanie z Rashediahem. Ten północny pisklak zachowywał się podobnie. Bezwstydnie się na niego patrzył, nie odzywając się do niego słowe. Jednak z czasem diabelec zaczął używać większej ilości słów i tym samym zaczął ignorować Jemiołuszka. Dlatego Letharion dużo bardziej przychodził mu na myśl. Równie małomówny. Jednocześnie z tego samego stada pochodził Toshiyr, który był mocno rozgadany i chętny na dzielenie się swoimi przemyśleniami.
Pierwsze wrażenie więc już w Najpiękniejszej zapieczętował, choć młodzieniec podchodził do tej oceny z dystansem, chcąc oczywiście lepiej smoka poznać przed końcową opinią.
Pokiwał lekko pyszczkiem.
— W takim razie miło mi cię poznać Kaniuk. — Uśmiechnął się przyjaźnie do małomównego smoka. Zerknął zaraz na drewnianą figurkę i wrócił spojrzeniem na mglistego.
— Ah... to? Cóż to nic takiego. Jeszcze nie jest skończone, ale będzie to barakuda. Jedna jest gotowa, będą dla mojego wujaszka. — Uśmiechnął się zadowolony. Kiedy mówił o takich rzeczach, czuł się ponownie tak beztrosko, spokojnie. Nie miał tak wielu myśli nieprzyjemnych w głowie. Było to miłe i odprężające. — Mój wujek ma dwie takie rybki. Nazywają się Bara i Kuda. Zabawnie, prawda? — Mimo, że Jemiołuszek miał dobrą pamięć wzrokową i często wyrzeźbienie czegoś w drewnie nie stanowiło dla niego problemu, choć wiadomo, czasami było lepiej, czasami gorzej, ale akurat rybkom nigdy nie miał się okazji przyjrzeć uważnie. Mała rzeźba przypominała z grubsza kompanów Połowu, a na pewno z grubsza.

— Znam z twojego stada kilka smoków! Tak swoją drogą. — Dodał po chwili, cóż może akurat ich znał! A to zawsze jakiś punkt zaczepny był.
— Znam Budowniczego Ruin, jego najpewniej znasz bo to jednak piastun, więc jest na to spora szansa! Bardzo lubię mieć z nim nauki, ładnie opowiada. Na to, że znasz Hektycznego Kolca, oraz Koszmarnego pewnie też jest szansa, bo są w podobnym wieku. Masz fajnych kolegów bardzo w stadzie, u mnie przez długi czas nie było żadnych piskląt. Teraz są starsi adepci ode mnie, oraz bardzo młode pisklaki, a wiadomo, to nie to samo. Choć z jednym adeptem się lepiej dogaduje, jest klerykiem tak samo jak ja, wiec o tyle fajnie, bo możemy się razem uczyć. Nazywa się Przejściowy Kolec, zabawnie co nie? Ja sobie też wziąłem Najpiękniejszą Łuskę, żeby było trochę zabawniej. Od samego początku uważałem, że adepckie, przejściowe imiona są głupie, na szczęście nie będę go miał zbyt długo, też za niedługo już będę dorosły i będę miał nowe imię. Takie moje moje. — Uśmiechnął się zadowolony. — Znasz kogoś ze stada słońca? Jest tam parę naprawdę fajnych i miłych smoków. Mamy też od groma smoków, które przybyły spoza Wolnych Stad. Nie wszystkich znam ze swojego stada jednak... —

Jedyny Kolec

Pisklęca równina

: 13 kwie 2025, 6:34
autor: Jedno Słowo
Nic w tym złego, w końcu każdy się ocenia i to już od pierwszego spojrzenia. Czy myślał o konsekwencjach tak błahych? No nie, ale dopóki nikt nie okazywał sobie wrogiego nastawienia, nie powarkiwał, nie uciekał to chyba dobrze, nawet jeśli na pysku nowopoznanego miał pojawić się grymas niezadowolenia. Czy był nieczuły? Może po części, bo niewiele wydarzeń testowało tą czułość, niemniej nie było to tym samym co brak okazywania czułości.

No i zresztą smok utwierdził go w przekonaniu, iż robił wszystko dobrze, bo pomimo początkowego zaskoczenia, teraz wydawał się nawet zadowolony, bo się uśmiechał. I nie czarujmy się, ledwie wyciągnął z pamięci nazwę jakiejś ryby. W zasadzie nawet na lekcjach Wasaka o nazwach ryb... po prostu kompletnie nie zapamiętywał. Ryba to ryba, chyba że ryba jest delfinem czyli nie do-końca-ryba, albo jakieś morsy które nie były już rybami. Największy podział dla niego to na te, które atakowały i te które uciekały.
No i stąd znów lekko przekrzywił łeb w geście zastanowienia. Jak to 'miał' dwie rybki...? Vaelin nie wierzył w to, aby ktoś zdecydował się na kompanów w postaci zwykłych ryb, a więc... Wystrugał sobie, wrzucił do wody i udaje, że są jego? To niepokojące, wręcz dziwne! I jeszcze nazwał je jakby przeciął nazwę na pół jednej ryby? Czy ten jego wujek był chory od powietrza? Nieco szerzej otworzył ślepia i pokiwał lekko i niepewnie łbem na zgodę. Tak, było komiczne wręcz...

Nagła zmiana tematu znów sprawiła, że skupił się bardziej na słowach wypowiadanych, niż swoich dziwnych myślach. Początkowo wydawało się, iż konwersacja będzie całkiem spokojna i sobie 'pogadają', ale wtedy poczuł się jakby jako małe pisklę wskoczyłby w bardzo rwący prąd wody. Już w połowie wypowiedzi Vaelin uniósł lekko łapę w geście zatrzymania się i... czekał, bo co miał zrobić? Czekał na możliwość powiedzenia czegoś i jeśli nie powstrzymał ten gest Jemiołuszka do samego końca wypowiedzi to po prostu tak stał i czekał.
Budowniczy– powie w końcu, a potem wskaże łapa na siebie- Brat.
Potem w miarę możliwości wróci do pozostałych tematów... Jeśli jeszcze zdąży z pokręceniem łba na 'nie' to uczyni to przy drugim pytaniu z tego potoku słów, albo pierwszym poważniejszym. No bo czy był zabawny dobór takiego imienia?
W zasadzie się z nimi zgadzał, bo okres przejściowy tego imienia będzie bardzo krótki, w końcu już był gotów objąć dorosłą rangę. Nie był jednak kimś tak komicznym, aby się naśmiewać z wielopokoleniowej tradycji.
Pokaże łapą na Jemiołuszka- Pierwszy– a na resztę lekko pokiwał łbem na "tak", zachęcając do dalszej rozmowy. No Vaelin na swój sposób uczestniczył w rozmowie, nawet jeśli było tego niewiele.

Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 14 kwie 2025, 21:56
autor: Melancholijny Kaprys
Niesamowicie się zaskoczył kiedy oszczędnie w słowach Kaniuk powiedział, że Budowniczy Ruin jest jego bratem. Nie byli ani trochę podobni, ani z wyglądu, ani z zachowania. Sam jednak również ani trochę nie przypominał swojej rodziny, więc nie zastanawiał się dalej i szybko te myśli odrzucił na drugi plan.
— O no proszę! Masz świętego brata, bardzo bardzo go lubię. Jak dorosnę mam nadzieję, że dalej się będzie ze mną widywać, mimo że nie będzie musiał mnie już niczego uczyć... właśnie, jak wrócisz, możesz go ode mnie pozdrowić! — Uśmiechnął się do niego, kto by pomyślał, że ot, tak spotka rodzinę ulubionego Piastuna. I choć miał pewność, że Wasak go również polubił, tak jego młodszy brat wydawał się bardziej skomplikowany i zamknięty na innych. Ciężko mu było przewidzieć, czy się polubią i czy uda im się znaleźć przede wszystkim wspólny język przy takiej małomówności towarzysza.
Jednak skoro byli braćmi, to jego rówieśnik powinien być również przyjemną osobistością co Wasak. Tylko może potrzebował więcej czasu na otworzenie się? Mimo wszystko Jemiołuszek był dla niego obcy, a nie wszyscy byli tak śmiali względem obcych jak on i dobrze o tym wiedział, dlatego starał się dawać mu dystans i przede wszystkim czas.
— Macie dobre relacje z bratem? Pewnie taki starszy brat to skarb. Często z tobą gdzieś wychodzi, albo się razem bawicie? — Zapytał, chcąc mglistego nieco zachęcić do mówienia. Zresztą był ciekawy jak rodzeństwo działało u innych, bo spotkał się z różnymi opowieściami na ten temat.

— A więc mam zaszczyt być pierwszym słonecznym smokiem na twojej drodze. — Rzucił rozbawiony z cwaniackim uśmieszkiem, jednak była to również ogromna odpowiedzialność, przynajmniej tak sobie wmawiał. Jednak nikt nie byłby na tyle głupi, by przez pryzmat jednego smoka oceniać całe stado.
— O ile oczywiście chcesz się poznać, bo wiem, że nie wszyscy ze stada mgieł są tak pozytywnie nastawieni do innych stad jak twój brat, czy Hektyczny. Mgły to specyficzne stado, nie ze wszystkim co o nich słyszę się zgadzam, ale chyba jeszcze nie poznałem mglistego smoka, który by nie był fajny. — Przechylił lekko pyszczkiem w zastanowieniu. Co do braku chęci do poznawania, to adept gdyby chciał, to by chyba sobie poszedł, czyż nie? Sam nie wiedział. Ciche smoki były trudne, ale momentami intrygujące.
— Co lubisz robić? Możemy porobić coś razem, jeśli chcesz. Jestem całkiem dobrym towarzyszem do różnych rzeczy, co tylko dusza zapragnie. — Mruknął dumnie z zadziornym usmieszkiem patrząc na skrajnego.
— Tylko nie umiem się bić i nie lubie polować. — Dodał szybko, a jego figlarny wyraz pyszczka zaraz zniknął.

Jedyny Kolec

Pisklęca równina

: 15 kwie 2025, 5:07
autor: Jedno Słowo
Finalnie byli braćmi tylko przyrodnimi co pewnie wyjaśniłoby wszystko, jednak oszczędność w słowach to trochę przekręcała... Trudno. Vaelin lubił myśleć o Wasaku jako o bracie z krwi, zresztą jakie to finalnie miało znaczenie, skoro wychowywał się przy nim i to przede wszystkim brat, a nie mamy, skłaniały go do prób jakichś kontaktów z innymi. Kto wie czy bez niego w ogóle wychodziłby na tereny wspólne? Vaelin często widział siebie jako wojownika, który wychodzi z groty tylko po to, aby zawalczyć, odnieść rany i wrócić. Budowniczy już za pisklęcia pokazał mu jednak, że pomiędzy tym może też przeżywać inne przygody.
No... To sobie o tym pomyślał i pokiwał łbem na 'tak', nie używając więcej słów. Vaelin był po prostu słuchaczem i pewnie zawsze właśnie taki będzie. To pewnie rodziło jakąś tajemnicę i gdzieś tam na pewno ta tajemnica jest. Wojownik mógł być równie miły co kiedyś stać się potworem, który bez strachu po prostu byłby zdolny zabijać smoki w obronie stada. No... ale na tą chwilę nic takiego nie chodziło po jego myśli.
Logofobi i mutyzmu nie można było się od tak pozbyć, zresztą żaden smok raczej nie znał tych słów, a co dopiero sposobu na radzenie sobie z nimi. Vaelin wiedział, że przez to jest częściowo gorszy od innych, ale nie przeszkadzało mu to aż w takim stopniu, aby faktycznie czuł przez to dyskomfort.
Z przekonaniem kiwnął łbem i uśmiechnął się nieco mocniej. Nie dało się ukryć, że Wasak był skarbem, zresztą nie tylko dla niego. Pomagał wszystkim kiedy tylko mógł i był ogólnie dobry dla każdego. To sprawiało, że nie był jakoś wyjątkowy wobec niego, ale to nie szkodziło. Vaelin nie chciał od niego specjalnego traktowania, wolał aby był po prostu sobą.

Oczywiście było takie zagrożenie, że może nie polubić Słonecznego, ale nie wydawało mu się to jakoś bardzo prawdopodobne. Lubił sytuacje w których on słuchał, a rozmówca mówił. Czy oceniałby całe stado przez jednego smoka? Owszem, ale musiałby to być przywódca, który jednak kieruje takim stadem.
Na kolejne słowa nieco przekrzywił łeb i przestał się uśmiechać, zamieniając to w ciekawość.
Inne... jak... każde– mówił ze stosownymi przerwami na trzy uderzenia serca. Pewnie dłuższa jego wypowiedź by zajęła tyle co ich całe spotkanie, no ale to i tak było najdłuższe użycie kilku słów jakie mógł usłyszeć kleryk. Vaelin nie lubił stereotypów. Byli inni i po prostu nie byli w ścisłym sojuszu między stadami. Mogli ich nazywać 'specyficznymi', bo stanowili odrębną grupę z kodeksem, którego oni nigdy nie mieli i zapewne mieć nie będą. No fajnie, że przynajmniej znał też jego kolegę Rairisha.

Na pomysł zabawy... znów lekko się uśmiechnął, a moment później uśmiech zgasł. Prawda była taka, że polowanie i walka to były jego zabawy, czasami z Wasakiem tylko czytał historię wolnych, ale to nie przypominało zabawy, ruchu... Tak, zdecydowanie większość zabaw jakie znał to było ganianie się jako polowanie i przerzucanie się przez grzbiet jak walka. Teraz był zresztą ogromny i na próbę czegoś takiego to chyba klerykowi połamałby kręgosłup.
Nie... umiem– oznajmił spokojnie. Nawet kiedy Rairish pokazywał mu jakieś rysowanie, on był na tyle zainteresowany, że najwyżej krzyżyk narysował i to jeszcze krzywy. Nie miał żadnych talentów, ogromne łapy i zarazem też nie znał żadnych rzemieślniczych prac. Był wojownikiem, a nie zbieraczem kwiatków...

Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 15 kwie 2025, 19:42
autor: Melancholijny Kaprys
Było to całkiem zabawne, kiedy na pytanie na które Jemiołuszek myślał, że dostanie odpowiedź w nieco większej ilości słów, Kaniuk mu jedynie pokiwał, nawet się nie odzywając. No cóż, już nie będzie próbował od niego wyciągnąć dłuższych wypowiedzi. Tak długo jak odpowiedzi typu tak, lub nie będą im wystarczać, tak długo nie miał się czym zamartwiać. Brak konwersacji nie był problemem. Gorzej jakby w ogóle Mglistemu przeszkadzało, że słoneczny gada, ale chyba tak nie było.

Jednak jeśli już coś Vaelin powiedział, to uważnie słuchał. Także przyglądał mu się, aby wyłapywać każdy grymas, gest, bo chyba po tym najwięcej się dowie o tym co Jedyny Kolec myśli.
— Stada Ziemi i Słońca są trochę podobne. Znaczy jeśli chodzi o smoki i ich nastawienie. Choć myślę, że w stadzie Ziemi mają nieco lepiej... — Zastanowił się krótko. Mieli ładne tereny, to na pewno. Poza tym bardzo polubił przywódcę Ziemi! Ze swoim jeszcze nie miał okazji się poznać.
— Mgły się różnią dużo bardziej pod względem ogółu. No ale tak, tak, znam historię waszego stada i wiem, z czego się to wiąże. — Przyznał, choć nawet gdyby w słońcu to tak działało, chyba nie potrafiłby w nim tkwić z poczuciem, że ktoś ciągle czyha i go obserwuje, czy na pewno nie łamie zasad. Życie kodeksami nie było dla niego. Miał lekkie podejście do zasad, jeśli były głupie i bez sensu, nie wiedział powodu, by ich przestrzegać. A to mglistym by się nie spodobało.

— Ah! Nic nie szkodzi, jest sporo fajnych zabaw, mogę cię nauczyć. Możemy się pobawić w ganianego, w chowanego, w kamyczki, możemy się ścigać, na lądzie, w powietrzu... — Zastanowił się chwilę. — Możemy też zrobić wyścigi w wodzie! Tylko bez pływania. Wrzucimy do wody twoją korę, no i moją i zobaczymy, kto wygra! Możemy obstawiać zakłady, wygrany zgarnia wszystko. — Uśmiechnął się szeroko. — Niczym się nie przejmuj, coś na pewno wymyślimy.

Jedyny Kolec

Pisklęca równina

: 15 kwie 2025, 21:29
autor: Jedno Słowo
A on tam siedział niczym głupiec, który nie mówił, aby uchodzić za mędrca. W zasadzie traktował samego siebie dość krytycznie w myślach, ale nikt przecież o tym wiedzieć nie powinien. Był świadom, że to pysk zdradza to co najczęściej czuje, ale to też mógł ćwiczyć i oczywiście... ćwiczył, nawet teraz. Pozostawał więc z lekkim uśmiechem, bo dobrze czuł się przy gadatliwej istocie, niemalże gotowej mówić za niego i to nie było kłamstwo.

Temat stad jednak wywoływał wyblaknięcie uśmiechu.
Wszyscy... smoki– oznajmił spokojnie, chociaż nieco bardziej stanowczo, niż poprzednio. O co chodziło? O to, że jakie stado by nie było to jednostki są istotne, a ich zachowania nie definiowały całej grupy. No jasne, że mieli kodeks, ale on ich nie wiązał w coś czego zwykły smok nie mógł przeskoczyć. Inne stada nie rozumiały, iż dzięki kodeksowi każdy miał nieco większy cel w życiu, niż egzystencja w legowisku bez celu. Każdy dbał o wkład do stada i każdy winien być gotowy do reakcji na różne nieprzyjemności. Stado jak bracia i siostry- pomimo kłótni zawsze razem przeciw zagrożeniu. Słońce i Ziemia tego nie miały, bazowały na intuicji każdego smoka i na ocenie przywódcy. Kiedy przywódca jest zły? Kto to oceni? U nich przynajmniej kodeks podpowiadał...
Przyszłość... ważniejsza– dodał po cichym westchnięciu. Kiedy miały miejsce ostatnie wojny smoków? Vaelin wątpił bardzo, że za jego życia będzie zmuszony bronić, albo przejmować tereny jakiegoś stada. Było chyba stosunkowo niedawno po wojnie z ludźmi i raczej nikt nie szukał sporów... Zresztą Mgła była osamotniona, a dwa stada w sojuszu były zbyt mocne, aby ich atakować. Mgła więc ufała na tyle, że wspólne siły nie spróbują zniszczyć jego Mgły... ale zostawmy sprawy terenów komuś kto się tym zajmuje. On był tylko adeptem, niedługo wojownikiem. Zrobi co będzie trzeba.

Gry i zabawy... Najpiękniejsza wymieniał nazwy, a on nico sceptycznie patrzył na znacznie mniejszego smoka. Ganiany? Wleciałby w niego i by jeszcze krzywdę mu zrobił... Chowanego? On był ogromny i miał wielki biało- czerwony łeb niezbyt nadający się na teren równinny... Ściganie się też wydawało się raczej niezbyt sprawiedliwe. O ile oboje potrafili co nieco to wiele z tych rzeczy wygrałby przez swoją sprawność, tak uważał. No chyba, że Jemiołuszek był czarodziejem, ale jak na razie nie pokazywał jeszcze talentu... No ale takowy niewiele się zda jeśli zabawy miały być czysto fizyczne.
Kamyczki?– zapytał sceptycznie i nieco szerzej otworzył ślepia w geście zastanowienia-Wybierz– dodał po chwili, bo w zasadzie... Czy to kora czy kamyczki... zawsze to jakaś rozrywka, a on takowej jeszcze nie znał.

Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 18 kwie 2025, 13:10
autor: Melancholijny Kaprys
Pokiwał pyszczkiem, nie mogąc się nie zgodzić ze słowami Kaniuka, była to dalej wręcz szczypta słów, ale wydawało mu się, że jednak zrozumiał to, co mglisty chciał przekazać.
— To prawda, przyszłość jest najważniejsza, no i wszyscy jesteśmy smokami. Wspólnie żyjemy na Wolnych, więc trochę mnie dziwi podejście niektórych. Sposób działania Mgieł jest też dla mnie dziwny... oraz to, że podobno nie lubią oni smoków z innych stad, a na dobrą sprawę, poznałem jednak kilka sympatycznych i miłych mglistych, z którymi się polubiłem. Oczywiście, wiem tylko tyle, ile mi powiedzieli i sam na własnej skórze nie doświadczyłem tego jak to wygląda od środka, ale z opowiadań... nie brzmiało to kolorowo... i trochę jednak ten cały kodeks brzmi momentalnie absurdalnie. — Pokręcił pyszczkiem na boki, wzdychając cicho. Słyszał o historii stada Mgieł, a wcześniej Cienia i Plagi i tłumaczeń skąd się biorą takie, a nie inne zasady i podejście, lecz ciężko było mówić o chęci pomagania stadu, dokładania różnych cegiełek i angażowanie się w dobro grupy ze względu na strach przed konsekwencjami stawiania się. Przynajmniej takie było jego zdanie. Uważał, że jeśli smok nie robi tego z miłości i oddania z własnej woli, było to przykre. Mgły jednak chciały po części zaprzestać ciągłych wojen i walki z innymi, stad zmiana nazwy stada, jednak ich klimat nadal był dla niego za ciężki...

— Żyjemy w bardzo pokojowych czasach i oby tak zostało jak najdłużej, ale gdyby coś się zadziało... nie chciałbym działać jakkolwiek przeciwko swoim przyjaciołom. Przyjaciół mam we wszystkich stadach i... — Aż sam ciężko westchnął, kładąc uszy po sobie. — Nie umiem sobie wyobrazić, że musielibyśmy ze sobą walczyć. Bardzo bym tego nie chciał, a oni jednak byliby zmuszeni do tego. Na pewno zrobię wszystko, aby nie dopuścić do kolejnej wojny. — Przyznał, sam niewiele mógł, ale mógł zrobić to co w jego mocy i tak też planował. Jednak to były mocno czarne scenariusze. Póki co nic nie zapowiadało zmian pokojowego stanu.

— Ale może to tylko moje rozterki i głupie myślenie o ideałach. Fajnie by było żyć w świecie, w którym nie jestem gorszy z powodu moich słabych umiejętności w walce. — Przewrócił oczami, na szczęście nie był jedynym, który stronił od walki, lecz nadal była ich garstka, a sam jakby nawet chciał, czy byłby w ogóle jakkolwiek zdolny w tej dziedzinie...?

Temat zabawy gdy już padł, pozwolił Najpiękniejszej zepchnąć czarne myśli gdzieś na drugi plan. Miał decydować, co oczywiście nie było dla niego żadnym problemem!
— W porządku, w takim razie możemy zbudować malutkie statki i zrobić wyścig! Chodź. — Uśmiechnął się szeroko i zaraz pobiegł pozbierać leżące patyczki na ziemi. Rozglądał się również za korą, która byłaby idealną podstawą do ich zabawkowego statku. Jeśli Vaelin podszedł bliżej, położył zebrane rzeczy przed nim.
— Okej, okej teraz najlepsze! Znaczy... wyścig sam w sobie zdecydowanie też będzie ekscytujący, ale teraz możesz pobudzić swoją kreatywność! — Podał mu suchą korę z drzewa. — Teraz możesz dodać, co tylko chcesz. — Uśmiechnął się, sam z pomocą żywicy i lekko wyskrobanego pazurem dołeczka postawił patyczek jako maszy. Dodał maluteńką plecionkę ze stokrotek wokół niego, oraz kolorowe listki na sam szczyt, co by dodać jakiegoś ładnego akcentu.
Uśmiechnął się, patrząc na swoją skończoną łódeczkę i pomógł mglistemu z ozdobieniem własnej jeśli miał z tym problem.
— Okej, a teraz czas na wyścig! — Wzięli swoje rzeczy i podlecieli do najbliższej rzeczki, gdzie mogli puścić swoje drzewne statki.
— Gotowy?

Jedyny Kolec

Pisklęca równina

: 20 kwie 2025, 9:22
autor: Jedno Słowo
No więc zgadzał się, żeby też częściowo się nie zgodzić, prawda? Mgła to też smoki, a były oddzielane od tej grupy tylko dlatego, że miały bardziej rygorystyczne zasady. Samo to, że nie byli w tak ścisłym sojuszu i nie mogli poruszać się po terenach innych stad było już czymś dziwnym dla pozostałych dwóch stad. Nie było niczego złego w dbaniu o swoje tereny, posiadaniu własnych zasad, nawet jeśli komuś wydawały się tak bardzo absurdalne. No i tym bardziej kodeks nie nakazywał bycia kimś niemiłym. A historia? Wypadkowa wyboru kilku najważniejszych smoków na Wolnych tamtych czasów po prostu ciągnęła takie nieistotne jednostki za sobą. Pewnie przedstawienie historii też inaczej wyglądało u innych stad. W końcu kiedyś Cień stracił wszystkie tereny, odzyskała je jako Plaga i teraz byli Mgłą. Stracili tereny bo byli złymi smokami? A może to jednak złe smoki napadły na nich? Właśnie! Zależało kto przedstawi tą historię, bo żadna opinia nie była obiektywna!

Vaelin kiwnął barkami na całą wypowiedź Jemiołuszka. On nie widział problemu w pojedynku nawet z przyjaciółmi, bo po prostu musiałby ich pokonać, a nie chodziło o zabijanie ich. Wojny raczej nieczęsto kończyły się trwałą śmiercią walczących. Nawet walka z łowcami ponoć wcale nie zabiła tak wielu smoków... no i przecież przegrani nie zostawiali rannych na dobicie. Większość sporów była honorowymi pojedynkami, a nie podstępnymi atakami. No i Vaelin nie uważał, aby musiał kiedykolwiek walczyć o tereny z innymi stadami. Mgły były samotne, a pozostałe dwa stada miały tyle terenu wspólnego, że nie potrzebowały powiększać swojej przestrzeni życiowej. Jedyne co mogłoby się stać pewnie to jakiś pokrętny sojusz otwierający wszystkie tereny dla wszystkich.

Na kolejną wzmiankę lekko przekrzywił łeb na bok w geście zastanowienia.
Nie... gorszy– odpowiedział spokojnie i łagodnie. Sam bardzo dbał o rozwijanie swoich umiejętności walki, ale wcale nie uważał, aby ranga piastuna była czymkolwiek gorszym, a bez uzdrowicieli to nawet najlepszy wojownik po krótkim czasie stałby się jedynie wspomnieniem, które wykrwawiło się po jakiejś walce. Wielu wojowników walczyło na całego, bo wierzyło w umiejętności uzdrowicieli.

Więc podjął decyzję i Vaelin musiał wysłuchać planu słonecznego smoka. W ciszy poszedł za nim i popatrzył na przedmioty które mu postawił pod łapami. Przyjął korę do łapy i patrzył to na nią, to na smoka i jego pracę. Miał wykazać się kreatywnością...? To dość duże wyzwanie dla kogoś takiego jak Vaelin. Kiedy Jemiołuszek stroił swoją korową łódkę, mglisty zajął się bardziej praktycznym rozwiązaniem. Ostrożnie odłupał najgrubsze zrogowacenia kory i nieco wygładził spód swojej łodzi, aby była bardziej gładka. To nadal był tylko kawałek kory, jednak teraz z dołu czysty i zarazem lżejszy, chudszy. Dla ozdoby... położył niewielkiego liścia na korze i na liścia położył lekki patyczek. Toporna praca, ale i tak szczytowe osiągnięcie Vaelina.
Ze skupieniem smok kiwnął łbem i podszedł z łódką do wody. Włożył łapę do wody i poczekał na wystartowanie. Utrzymywał na pysku skupienie, jakby traktował to bardziej jako wyzwanie, a nie zabawę.

Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 26 kwie 2025, 11:54
autor: Melancholijny Kaprys
Być może kiedyś wspólnie będą mieli okazję do poważnych stadnych i smoczych tematów, póki co jednak Jemiołuszek nie był w stanie rozgryźć, o czym Vaelin myślał, co czuł i jakie były jego przekonania. Lubił dyskutować, ale opowiadanie i mówienie za dwóch nie było dla niego aż tak złe, nie przejmował się tym zbytnio. Małomownych kolegów też warto było mieć i nie uważał, żeby skreślanie kogoś przez małomówność było w porządku. Może nawet sam powinien zacząć mówić mniej przy innych...

Mglisty również dodał od siebie opinie na temat niewalczących smoków. Jemioluszek miał podobną, uważał wręcz, że pokój jest kluczowy. Mogliby się zacząć rozwijać, dokształcać, tworzyć wspaniałą przyszłość. A bójki? Walki? Wojny? To naprawdę było zbędne, choć niestety często nieuniknione. Walki, póki co głównie wynikały z zabawy i chęci sprawdzenia swoich sił, przeważnie nie były to potyczki, które miały rozwiązać konflikt, więc dążyli zdecydowanie ku dobremu.

Przyjrzał się łódce, która tworzył adept i spojrzał z powrotem na swoją, również chcąc wygładzić spód, ale przy jego kawałku drzewa było to niemożliwe. Na szczęście i tak spod nie był bardzo chropowaty, więc zdecydowanie szansę będą mieli wyrównane.
— całkiem fajne to rozwiązanie z tym wygładzeniem łódki. Mojej się chyba tak nie da. No ale musimy się cieszyć z tego co mamy, w końcu nie weźmiemy kory z drzewa. — westchnął cicho i pokręcił pyszczkiem na boki. Mogli liczyć jedynie na własne znaleziska. Mimo tego zabawa na pewno będzie ciekawa i przyjemna. Również włożył łapę do wody wraz z łódką w miarę blisko mglistego, aby ich start był jak najbardziej zbliżony do siebie.
— gotowy? Zasady są proste! Pierwszy na mecie wygrywa, metą jest tamto spore drzewo. — Wskazał łapą w tamtym kierunku. — Zawsze można urozmaicać zabawę jakimiś dodatkowymi zasadami, innymi utrudnieniami, ale skoro to twój pierwszy raz, to nie ma co szaleć. — Puścił mu oczko i zaraz się zaśmiał pod nosem, gdy byli już gotowi, puścili swoje łódki, a te pognały do przodu porwane przez prąd rzeki, który mocno decydował, która z łodzi będzie na prowadzeniu. Nie był to wynik, na który mieli ogromny wpływ i co mogłoby się wydawać przesądzone. Jedynie dobra wola rzeki mogła zadecydować o zwycięstwie! Przez co też wyprzedzające się co chwila statki były zadziwiająco ekscytujące. No, a przynajmniej Jemiołuszek się dobrze bawił, ostro kibicując swojej łódce.

Jedno Słowo

Pisklęca równina

: 26 kwie 2025, 18:48
autor: Jedno Słowo
Szanse na to na pewno były skromne, ale nie zerowe! Całe szczęście jednak większość smoków nie próbowała na Vaelinie wymuszać dłuższych wypowiedzi. Może właśnie przez to wojownik Mgieł zawsze będzie kojarzony z tajemniczością i nie było w tym kompletnie nic złego. Mimo było stanowić zagadkę dla innych, nawet jeśli nie było to celowe.

Owszem, były czasy pokoju, ale nikt nie chciał obudzić się zbyt późno jeśli faktycznie dojdzie do jakichś sporów między stadami, albo nadejdzie inne niebezpieczeństwo zza terenów ich stad. Teraz faktycznie walki były między smokami bardziej dla rozrywki, a kto chciał ryzykować życie to szedł na polowania, Katamu i arenę boga wojny, który już pewnie nie raz zabił zbyt pewnego siebie smoka. Czy to było dobre? Lepsze, niż ciągłe konflikty, ale czy faktycznie smoki się rozwijały?

Vaeln na pewno nie nazwałby swojej łódki 'fajną'. Była o... taka sobie, szczególnie na równinie, gdzie wiał silny wiatr, a smok nie uważał, aby jego twór potrzebował masztu. To, że ta jego trzymałą się jakoś w miarę równo z drugą łódką było istnym cudem. Może maszcik z liścia Jemiołuszka za bardzo znosił łódkę na pobocza i to ją hamowało? Jego bardziej sunęła z nurtem rzeki i tyle.
Finalnie niewiele musieli robić, a więc Vaelin po prostu podążał na drugim brzegu i obserwował wyścig kawałków kory. Nie wygra i to było pewne, chyba że po drodze będzie więcej skalistych uskoków... Wtedy pewnie masztowa kora się przewróci bokiem i tyle będzie z niej, a jego może jakoś popłynie dalej... Może. Czuł wewnątrz chęć rywalizacji i nie był kompletnym pesymistom, to też czuł napięcie przy końcówce tego wyścigu. No więc na kibicowanie Jemiołuszka, Vaelin po prostu szedł i obserwował. Jak się to skończy ?

Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 01 maja 2025, 21:51
autor: Melancholijny Kaprys
Łódki płynęły co chwila, jedna wyprzedzała drugą i tak w kółko, ciągnięte z nurtem rzeki, który młodzieńcom dawał pełen ekscytacji pokaz. Jemiołuszek podążał za małymi statkami, idąc wzdłuż brzegu. Pod koniec już zamilkł skupiony na wyścigu dwóch kawałków kory, wiele razy przez tą chwilę zmieniał zdanie z tego, że na pewno wygra, na to, że z pewnością przegra! Ciężko było przewidzieć wynik. Gdyby walczyli, wynik byłby oczywisty. Gdyby grali w chowanego? Najpewniej również byłby oczywisty. Gdyby sami się ścigali? Tak… nie byłoby efektu zaskoczenia.

Tutaj jednak co chwila predyspozycję na wygraną miał kto inny. Przez chwilę prowadziła jego łódka, przez chwilę łódka mglistego, aż w końcu! Łódka Najpiękniejszej dopłynęła do mety jako pierwsza, wygrywając tym wyścig. Uśmiechnął się zaraz pod nosem i przysiadł dumnie, posyłając samcowi delikatny, lekko zadziorny uśmieszek. Nie było to zwycięstwo znaczące, jednak dawało mu satysfakcję. Nie skakał, nie krzyczał. Po prostu siedział wielce zadowolony z siebie.

— Masz szczęście, że jednak o nic nie graliśmy, bo wygląda na to, że byś to stracił. Gorzej dla mnie, ale samo zwycięstwo nie jest najgorszą nagrodą. — Podniósł się na łapach, aby zaraz wbić się w powietrze i z gracją wylądować przy przyszłym wojowniku.

— Chyba że może… chciałbyś być mi teraz winny przysługę, z racji, że przegrałeś. — Mruknął i uniósł lekko pyszczek ku górze z cwaniackim uśmieszkiem. Dumny smok przyjąłby taką kolej rzeczy. Nie zależało mu na tej przysłudze, ba! Nawet nie miał pomysłu, lecz to nie był problem. Był ciekawy postawy Vaelina.

Jedno Słowo

Pisklęca równina

: 03 maja 2025, 6:44
autor: Jedno Słowo
Obserwował niewielkie kawałki kory z ciekawością, ale czasami przenosił wzrok na bardzo rozradowanego i rzucającego emocjami samca. Zaczął się zastanawiać nad tym jakby to było, gdyby był też tak wylewny. Byłby wtedy zupełnie innym smokiem w oczach innych? A może nie zmieniłoby się kompletnie nic?
Szedł sobie i dumał nad tym, aż w końcu dojrzał zmianę na pysku kolegi. Krótka radość, a potem spojrzenie na Vaelina (spojrzenia się spotkały) i ten łobuzerski uśmieszek. Spodziewał się wyniku, nawet nie musiał spoglądać w wodę, gdzie łódki popłynęły po prostu dalej.
Gratuluję– powiedział spokojnie i sam też usiadł. Nie wydawał się być zdziwiony, albo też zirytowany przegraną. W zasadzie wynik nie miał żadnego znaczenia, ale obserwacja zadowolenia drugiego samca była warta wysiłku.
Po jego słowach lekko przekrzywił łeb na bok. Nie patrzył na to w taki sposób, bo też nie założyłby się o nic istotnego. Czemu miałby stawiać na szali coś ważnego, a potem oczekiwać, że zwykły przypadek zdecyduje o losie tych rzeczy? Hazard był głupi. No więc nie skomentował tylko obserwował krótki przelot w jego stronę, a potem już nieco zgiął łeb, aby nie górować za bardzo nad Jemiołuszkiem.
Przysługa za przegraną? W sumie cóż mógłby chcieć od niego smok innego stada? Informacji o stadzie nie dostanie, bo to nie podlegało dyskusji, ale pomoc w jakiejś drobnej sprawie...? Żaden problem. Vaelin widział w tym nawet szansę na pewne przerwanie rutyny któregoś dnia w przyszłości, albo i zaraz.
Kiwnął barkami i pokazał na Jemiołuszka.
Chcesz?– zapytał spokojnie i lekko się uśmiechnął. Owszem, rzucił tym pomysłem, ale niekoniecznie właśnie tego chciał. Jeśli dostanie potwierdzenie to Vaelin tylko pokiwa łbem lekko na zgodę.

Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 04 maja 2025, 12:18
autor: Melancholijny Kaprys
Uśmiechnął się ciepło na gratulacje samca, choć oczywiście o jego wygranej przesądził zwyczajny przypadek, ale to nie przeszkadzało mu w cieszeniu się z wygranej.
W przeciwieństwie do Vaelina, Jemiołuszkowi hazard się podobał, szczęście raczej mu sprzyjało w większości, a i nutka oszusta i krętacza w nim kiełkowała w tego typu rywalizacjach. Ot to użycie magicznego tworu by jego łódka popłynęła szybciej, nie zawsze, lecz szczęściu czasami trzeba było pomagać, prawda? Tak długo jak nie zostanie przyłapany na gorącym uczynku, nikt nie musiał o tym wiedzieć.

Uśmiechnął się, machając lekko końcówką ogona z lejącym się włosiem, wprawiając je w ruch.
— Oh... oczywiście, że chcę. Cóż to za wygrana bez żadnej nawet najdrobniejszej wygranej, prawda? Niestety przed rozpoczęciem niczego nie ustalaliśmy, więc zobowiązany nie jesteś, lecz liczę na to, że jesteś bardzo porządnym smokiem i się zgodzisz. — Mruknął wpatrując się w Vaelina i starając się wyczytać jego postawę, na jak wiele byłby gotowy się zgodzić?
— Powiedzmy, że na przykład... w ramach przegranej, wybrałbyś się ze mną w przyszłości na wyprawę, aby mi pomagać? — Przechylił lekko pyszczek na bok z drobnym uśmieszkiem. Wiedział, że ten mógł odmówić, jednak miał nadzieję, że przyjmie taką przysługę i o niej nie zapomni. Jeśli jednak tak się stanie, miał dalej znajomych, którzy być może by się z nim wybrali. Zlustrował go spojrzeniem parę razy.
— Taki silny i odważny wojownik z pewnością byłby dobrym towarzyszem podróży...

Jedno Słowo

Pisklęca równina

: 04 maja 2025, 12:48
autor: Jedno Słowo
Nie wyczuł oszustwa bo i też nie spodziewał się, aby w tak prostej rozgrywce takowe spotykać. Może to byłaby nauczka na przyszłość, jednak jej zwyczajnie nie zapamięta. Co najwyżej będzie pamiętał, aby dalej grać, ale już bez zakładów. Dobrowolne poddanie się 'przysłudze' było równie dobrze zwykłą prośbą o pomoc. Vaelin nie uważał tego za jakiś znaczący problem, a ewentualną odmowę nawet nie postrzegał jako ujmę na honorze, skoro Jemiołuszek wiedział, iż wcale o nic się nie zakładali wcześniej.
No ale wojownik dostrzegał próbę manipulacji odpowiedziom, gdyż według tego co mówił Najpiękniejsza, jeśli odmówi to okaże się nieporządnym smokiem, może też bez honoru. Na to oczywiście czerwonogrzywy nieco zmrużył ślepia, ale chwilę milczał. W zasadzie nie musiał być przekonywany do podróży bo sam zamierzał za jakiś czas gdzieś się wybrać, ale nigdy nie odnajdywał odpowiedniego celu. Towarzystwo komuś jako ewentualna pomoc i ochrona... cóż, to dobry cel na pierwsze wyprawy.
No ale na ostatnie słowa Vaelin już przekrzywił łeb. Celowo mu przesładzał, aby zrozumiał sarkazm? Czy uważał, że musi łechtać ego innego smoka, aby ten poszedł z nim...? Stąd też Jedyny pokręcił łbem na boki w geście sprzeciwu, ale na słowa, a nie na odpowiedź, gdyż zaraz potem dodał.
Pójdę.
Po czym lekko kiwnął barkami. Pokazał na siebie łapą i lekko się uśmiechnął. Może i wiedział, że nie jest nikim ważnym dla świata, ale też był świadom swojej wartości.
Wiem... Wspaniały.

Najpiękniejsza Łuska

Pisklęca równina

: 04 maja 2025, 14:07
autor: Melancholijny Kaprys
Ucieszył się na zgodę adepta, na pewno będzie zabawnie, wspólnie wybrać się na wyprawę. W końcu co mogło pójść nie tak? Co prawda miał nadzieję, że Hektyczny i być może Koszmarny wybiorą się z nimi, ale gdyby z jakiegoś powodu nie mogli, nie będzie zmuszony rezygnować, bo Słówko mu obiecał pomóc! Dla pewności również popyta słonecznych, czy zgodziliby się w razie czego wybrać z nim.

— Świetnie! Więc jesteśmy umówieni, a jak w ostatniej chwili zrezygnujesz... — Zmrużył ślepia, próbując spiorunować go spojrzeniem, choć cienki i wątły kleryk musiał wyglądać komicznie, niżeli strasznie i przerażająco. — To pewnie będzie mi całkiem przykro. — Westchnął teatralnie, ale nic takiego nie powinno mieć miejsca. Nawet jeśli, to coś wymyśli. Będzie przygotowany na wszystko.

— Cieszę się, że jesteś taki pewny siebie! Nie mogę się doczekać zobaczenia ciebie w akcji! — Uśmiechnął się znowu beztrosko.

— Dobrze, będę już leciał. Miło było cię poznać, Kaniuk! Do zobaczenia wkrótce. Daj znać, jeśli usłyszysz o jakieś wspaniałej podróży! Bądź wyczekuj wiadomości ode mnie. Zgadamy się i wyruszymy! — Puścił mu oczko i podekscytowany myślą o tym, że jego wyprawa za tereny Wolnych Stad była już tuż tuż, potruchtał w stronę swojego obozu, oczywiście w głowie zaczynając planować już najmniejszy detal wyprawy, co powinni ze sobą zabrać, jak powinni się przygotować. Być może uda im się wyruszyć na jakąś misję w jakimś celu? Już nie mógł się doczekać!

//zt
Jedno Słowo

Pisklęca równina

: 08 maja 2025, 17:55
autor: Jedno Słowo
Vaelin nic nie mówił, kiwał łbem oraz uśmiechał się jeszcze chwilę jak adept go żegnał. W sumie zastanawiał się nad tym czy nie wyruszyć samotnie... I czy faktycznie mógł komuś zaufać na tyle, aby pójść z nim w tereny na których mógł otrzymać szpony w zad. Jemiołuszek nie wydawał się być kimś złym, ale to może były pozory...? No nic, będzie musiał wybadać, sprawdzać. Z góry jednak założy sobie optymistycznie, że jednak to początek dobrego koleżeństwa, a nie próba zabicia go przez smoka innego stada. Wątpił też, że Jemioł chciał iść tylko z Vaelinem... Ciekawe kogo jeszcze zamierzał wziąć...
Pomyśli o tym kiedy indziej, na razie zajmie się swoimi sprawami.

/zt

Pisklęca równina

: 14 sie 2025, 22:54
autor: Cekorax
Zebrawszy w sobie motywację, Rax wyruszyła na zwiad po terenach Wspólnych. Wiedziała od ojca, że jako samotniczka nie ma wstępu do żadnego ze stad i o ile jeszcze nie zamierzała tego zmieniać, nie zaszkodziłoby jej zbudowanie relacji z obcymi. Nie potrafiła zdecydować czy bardziej motywowała ją gorycz z bycia porzuconą, czy jej własna potrzeba ustabilizowania sobie życia. Nie chciała skończyć w nieszczęściu, tak jak ojciec, a z jego słów wynikało, że najbardziej dewastująca była separacja od innych. No to dobrze, bo ona sobie na to nie pozwoli.

Po dłuższym, orzeźwiającym spacerze w ślepia rzuciła jej się kolorowa postać. Nie przypominała żadnego drapieżnego zwierzęcia, toteż Rax ruszyła doń w zmotywowanych podskokach. Choć wewnątrz nie była szczęśliwa, nie zamierzała się tym dzielić, zwłaszcza że jej dobrostan nie koniecznie znalazłby się w centrum zmartwień nieznajomego. Co innego jeśli będą mieli wspólny cel, jak rozmowę albo naukę!
Heeej! – krzyknęła z entuzjazmem, wciąż jeszcze będąc daleko, choć z każdą sekundą ulegało to zmianie.
Jestem Raaax, mogę ci zająć czas? – zdyszana, nie zdążyła jeszcze przyjrzeć się postaci i jej poczynaniom, lecz uzyskawszy odpowiednią odległość natychmiast powitalnie skłoniła przed nią łeb.

Daleka Łuska

Pisklęca równina

: 15 sie 2025, 0:01
autor: Daleka Łuska
    Kolejny kamień legł przecięty jej czarem. Co prawda powtarzała, że lepiej ćwiczyć w praktyce, ale przez chorobę jej źródło było na tyle stępione, że wolała nie ryzykować i nie marnować czyjegoś czasu; zmierzy się jak dojdzie do siebie.
    Spokój jednak nie trwał długo. Już miała się szykować na zgładzenie kolejnego głazu... kiedy zaczepił ją jakiś smok. Ugh. Obróciła się w stronę krówki, mierząc ją wzrokiem. Dziecko, na bogów. Czego może od niej chcieć...
    —
Masz pięć uderzeń serca — powiedziała, od razu wracając wzrokiem na kamień.

Cekorax

Pisklęca równina

: 15 sie 2025, 9:54
autor: Cekorax
Pięć uderzeń serca ohhh! Niemal zapomniała przez to jak się nazywa, czy samego faktu że już imię zdradziła.
Szukam nauczyciela do magii, a ty wydajesz się dobrze nią posługiwać! – wyjaśniła pospiesznie, odruchowo siadając na baczność i nieco zadzierając podbródek.
Muszę nabyć jeszcze wiele umiejętności, ale w zamian za twój trud mogłabym wykonać jakąś przysługę jak choćby... sprzątanie groty! – jej przekaz z pewnością zajął więcej niż pięć uderzeń serca, zwłaszcza jeśli miała liczyć swoje własne, które teraz uderzało szybciej niż zazwyczaj. Nie bała się, ale była nerwowo podekscytowana. Spoglądała prosto w oczy rozmówcy, tak jak uczył ją ojciec, choć zachowywała przy tym przyjazny uśmiech – czego nauczyła się sama.

Daleka Łuska