Strona 33 z 41

: 16 lip 2021, 4:45
autor: Niepokorny Hiacynt

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Rozkwit ponownie posłał Goździk uśmiech, tym razem jednak po nim nie nastąpiło milczenie.
– Kto by pomyślał, że na terenach wspólnych będzie dzisiaj tak tłoczno. – Stwierdził chichocząc nieco nerwowo.
Nawet przy bliższej inspekcji wszystko wydawało się być z czarodziejem w porządku, a głosu to już na pewno mu nie odebrano. Byłaby to tragedia, której (ironicznie) Kwiecisty na pewno by nie przemilczał – szczególnie biorąc pod uwagę jego łatwość w posługiwaniu się maddarą.
Głos Rapsoda wcale nie odchodził od normy. Był bardzo spokojny i cichy, to prawda, ale niemniej melodyjny niż zawsze.
– Dopiero teraz już nikogo nie słyszę. – Dodał po czym jeszcze raz westchnął. Wtedy też zbliżył się, unosząc powoli swoje przednie łapy w stronę Zauroczenia.
Delikatnie ujął pysk łowczyni w obie smocze dłonie, patrząc na nią tak intensywnie jakby w jej źrenicach miał znaleźć wypisane sekrety gwiazd. W jego ekspresji była radość tak ciepła i miękka, że nie byłby w stanie jaśniej wyrazić swojej miłości gdyby próbował.
– I nie patrz się tak na mnie. Wszystko jest dobrze. – Zaśmiał się krótko.
– Po prostu... – Przełknął ślinę, gdy jego krtań zaczęła stawiać opór, ściskając się dziwnie. Jego uśmiech zadrżał.
– Nie wiem co zrobiłem, by sobie na ciebie zasłużyć, ale musiało to być coś bardzo, bardzo dobrego... – Niemalże wykrztusił i nagle jego oczy zaszkliły się.
W kącikach ślepi niezmiernie szybko uzbierały się krople, grożące tym, że zaraz spadną.
Goździk nie zobaczyła już jednak jak wodne perły zsuwają się po łuskach Rapsoda, bo ten przycisnął swój policzek do jej policzka, nadal trzymając samiczkę mocno przy sobie.

Nie chciał, żeby ktoś inny zobaczył go w takim stanie.
Rozkwit był przecież cięty, teatralny, często wesoły oraz raczej opanowany – chłodny i oficjalny gdy zachodziła potrzeba.
To co działo się teraz wcale nie pasowało do tego wizerunku.
Na terenach wspólnych, każdy obcy smok mógł dostrzec przywódcę Ziemi trzęsącego się z emocji jak małe pisklę. Nie można było na to pozwolić, ale przecież ich własne tereny były o dużo za daleko.
Droga do doliny nie była długa, a mimo tego Rapsod przez cały czas podróży bał się chociażby odezwać. Nie znał swojego limitu dobrze, wiedział jednak, że się do niego zbliża i każde słowo mogło zakończyć się tym co łowczyni miała teraz przed sobą.

: 25 lip 2021, 18:40
autor: Słodycz Ziemi
Siedziała przed Rapsodem, wpatrując się w jego bursztynowe ślepia z tą samą intensywnością, z którą on spoglądał na nią. Ciepło jego dłoni spoczywających na policzkach Łowczyni działało na nią kojąco. Od pierwszego spotkania powstała między nimi dziwna, niewytłumaczalna więź, a z biegiem czasu Rapsod ze zwykłego członka Stada stał się dla niej drugim ojcem i przyjacielem. Powiernikiem jej smutków i radości.
Podobały jej się emocje, które zawładnęły w tej chwili Czarodziejem – gdy przeżywał coś, robił to całym sobą. Doceniała również, że nie próbował ukrywać przed nią swoich uczuć. Znała go na tyle, by wiedzieć, że okazywanie wzruszenia musiało być dla niego trudne. Goździk nie postrzegała tego jednak jako słabości. Wręcz przeciwnie, potrzeba dużej odwagi, by będąc Przywódcą takim jak Rozkwit, odsłonić przed kimś swoje serce.
Uśmiechnęła się delikatnie na jego ostatnie słowa i oplotła łapami jego szyję, przytulając się do samca. Nie czuła się na tyle wyjątkowo aby ktoś musiał na nią zasłużyć, jednak sama świadomość, że ktoś spoglądał na nią w ten sposób, napełniła jej serce radością
– Rozkwicie, to był chyba mój sposób na powiedzenie, że Cię kocham i dziękuję za bycie od początku tak ważną częścią mojego życia. – Szepnęła cicho. Sama nie spodziewała się, że to wyjście od świątyni skończy się tak podniosłymi wyznaniami. Była to jednak prawda – ciężko znaleźć równie wyjątkowego smoka jakim jest Rapsod.
Po chwili odsunęła się nieco i zerknęła na niego zadziornie, a w ślepiach zatańczyły wesołe chochliki.
– Czas przetestować Twoje nowe skrzydło. Ścigamy się do Obozu! Ten kto przegra, robi kolejny patrol z Plagą! – Krzyknęła i nie czekając na odpowiedź, wzbiła się w powietrze, w stronę Ziemi. Odwróciła jednak dyskretnie pyszczek, sprawdzając jak poradzi sobie tata.

: 06 sie 2021, 21:16
autor: Niepokorny Hiacynt
Rozkwit wkrótce już nic nie widział przez łzy. Pociągnął nosem, a słysząc jej słowa zawył żałośnie nie mogąc już wstrzymać głosu.
Nigdy nie mógł się spodziewać, że to wesołe pisklę, stanie się tak ważnym elementem jego życia. Była kolejnym dowodem na to, że niebo nigdy nie pozostawało burzowe na wieczność. Rapsod zmienił się – zamiast wiecznie chować się za bezpieczeństwem swojej nieufności, zaczął dostrzegać czułe gesty zwrócone w jego stronę. Kiedyś nie rozumiał, że nie można pozostawić swego serca na zawsze zamkniętego ze strachu przed bólem.
Ciągle poddając się na początku walki ucieka się bez ran, ale nigdy nie można też zaznać słodkiego smaku zwycięstwa. Czarodziej wiedział to doskonale, a jednak księżyce zajęło mu zastosowanie tej wiedzy gdziekolwiek indziej.
Aby to zauważył, trzeba było nadniszczyć jego mury, przekraść się do środka lub wedrzeć siłą! Te smoki, które spróbowały, nie zrobiły tego na marne.
Rapsod przyzwyczaił się końcu do tego, że jego czułości mogą być szczerze pożądane i że można chcieć go nimi obdarzyć.

Jednak przyjęcie tak bezpośredniego ataku nadal było obezwładniające.
Było szczerze duszące, napierało całą mocą, ale Rozkwit mimo tego nie chciał, aby puściło.
Gdy Goździk odkleiła go od siebie (bo trudno było nazwać to w inny sposób), na jego pysku malował się niezmiernie drżący, ale pełny uśmiech.

Jej wyzwanie najpierw spotkało się z niezwykle zdziwioną miną. Zaskoczenie minęło jednak w tej samej sekundzie, w której samiczka poderwała się do lotu.

Dość szybko stało się jasne, że nie powinna martwić się o Kwiecistego tylko o swoje prowadzenie.
Coś niemalże ją potrąciło, a po tym tylko złoty ogon machnął jej przed pyskiem.
Ćwiczenie reszty mięśni przy pomocy maddary nie poszło na marne.
Czarodziej leciał jakby skrzydła nigdy mu nie odebrano – jego ciało pamiętało każdy moment lotu.
Wzbijał się w górę, a jego głośny śmiech niósł się echem ponad drzewami.
Widząc go z boku możnaby pewnie pomyśleć, że postradał zmysły...
Chociaż gdyby tak wyglądało szaleństwo, Rapsod zrobiłby wszystko by pozbyć się reszty rozsądku.
Zrobił pętlę i wystrzelił w stronę terenów Ziemi, z niezaprzeczalną radością przyjmując wyzwanie łowczyni.

: 18 sie 2021, 12:50
autor: Jutrzenka Serc
//rozumiem, że zakończona

Szklisty Zagajnik zwiedzała dzisiaj Jutrzenka. Przechadzała się między drzewami, poznając nietypowy las. Przemykała między nitkowatymi gałęziami, które przesuwały się po jej łuskach. Niektóre nawet łaskotały, więc czasami podskakiwała rozbawiona dziwnym doświadczeniem. Zatrzymała się pod jednym z drzew i ułożyła się delikatnie. Sporo listków zostało na niej przez tę zabawę, więc zaraz zaczęła się czyścić z nich. Strzepywała je sobą, ale czasami po prostu odwróciła się i zdjęła je łapą lub ogonem.

: 19 sie 2021, 18:10
autor: Grad Skał
Co tym razem postanowił zdemolować? Czemu by tak nie coś w Szklistym Zagajniku. Oby tylko nie spotkał kolejnej furiatki – obrończyni zieleni.
Dzięki temu, że znów pozwolono mu polować i wejść na arenę nie chodził, aż tak nabuzowany. Regularnie bił się z inni smokami i szukał zagrożeń wokół obozu Plagi. Nie szukał śmierci jeśli byli tacy co go o to podejrzewali. Szukał czegokolwiek co zajmie jego umysł. Chwile ciszy, sen, to znosił najgorzej. Koszmary już się wyciszyły, ale to wcale nie znaczyło, że nie śnił o czymś okrutnym.
Kodeks Plagi choć tak bardzo znienawidzony przez Jaaha stawał się ratunkiem dla Aohy. Skoncentrowany na kilku prostych regułach mógł dążyć do celu łatwiejszego niż ten który postawił przed nim ojciec.
Wlazł do Doliny płaczących wierzb i zaklął paskudnie pod nosem kiedy po raz kolejny roślinna wić trzasnęła go w pysk. W końcu nie wytrzymał otwarł paszczę i capną roślinę. Wicie nie łatwo było przerwać więc nie wiedzieć czemu skoczył do samego drzewa i wbił szpony w konar.
Czując jak ulewa się z niego utrzymywana w ryzach złość zaczął zdzierać z drzewa korę. Złapał zębami za część z której wyrastało parę wici i wyrwał ją odrzucając z łoskotem na ziemię.
Cholerne drzewa, cholerna pogoda, cholerne zasady i cholerna duma!
Wył w głowie kiedy niszczył nic nikomu winną wierzbę.

: 19 sie 2021, 19:44
autor: Jutrzenka Serc
Na terenach wspólnych wiele smoków spacerowało, więc czyjeś kroki i słowa nie były niczym nowym. Jutrzenka skuliła się w sobie i siedziała grzecznie pod swoją wierzba, aż nagle usłyszała przedziwny hałas. Poderwała się na łapki i rozejrzała. Ktoś klął, drewno jęczało pod naciskiem, coś chrupało, skrzypiało i pękało. Jej oczom ukazał się sprawca, który akurat dobrał się do drzewa. Smoczyca była bardzo zdziwiona takim widokiem i podeszła zaraz do niego. Nie bała się, bo smok wyglądał na podrostka.
Wszystko w porządku? Bolą zęby? Wiem, że na wyrastające stałe ząbki pomaga olejek miętowy. – Odezwała się w miarę łagodnym, ale nieco zmartwionym głosem. Niektóre smoki dość długo miały problem z wyrastającymi zębami, więc myślała, że może i dla niego jest to problem. Nawet jeśli, to może na chwilkę zostawi to biedne drzewo. Jeszcze jakiś duszek im tu na głowę się zleci.

: 19 sie 2021, 20:15
autor: Grad Skał
Nie spodziewał się świadków jego wybuchu – znów toteż zamarł w miejscu z kawałkiem kory w pysku. Po jego pazurach ściekała lepka żywica. Zmrużył powieki słysząc co też samica miała mu do powiedzenia. Czemu one wszystkie takie były. Szczyny w jedzeniu? Rosnące ząbki? Za kogo one go brały. Nie był dorosły to fakt, ale poczuł się delikatnie mówiąc urażony podobnymi insynuacjami. Wypluł korę na ziemię i odskoczył od drzewa pobrzękując delikatnie kryształami porastającymi jego młody kark.
Siadł i zaczął wygrzebywać sobie kawałki drewna spomiędzy dziąseł.
– Czy ty kiedykolwiek siebie słyszałaś?
wywarczał pomiędzy każdą z prób wyciągnięcia kolejnej części rośliny z paszczy.
– Ząbki?
prychnął wypluwając jednocześnie korę. Oblizał się po obtartych łuskach wokół pyska. Wierzba na swój sposób się obroniła. Z chęcią przywaliłby i samicy ale gołym okiem widział, że była starsza. Nie wiedział czym się parała, ale nie był durniem. W końcu był synem Jaaha.
– Moje zęby mają się dobrze dziękuje za troskę, bardziej bym się bał o twoją głowę.
rzucił dość opryskliwie nadal urażony tym co usłyszał. Denerwował go również fakt, że samica była starsza... niech tylko zaczekają. Urośnie i w końcu będzie mógł rozdawać bęcki na lewo i prawo. Skrzywił się brzydko kiedy wicie wierzby przysłoniły im na chwilę widok na siebie. Wiatr przyniósł całkiem miłą woń letnich traw i ciepłej pogody. Jakże kontrastował z tym grymas na pysku młodzieńca.

: 19 sie 2021, 20:45
autor: Jutrzenka Serc
Wiele smoków bywał humorzastych, więc kolejny do kolekcji nie był niczym nadzwyczajnym. Iskra też nie zamierzała brać tego do siebie, bo były to tylko i wyłącznie jego własne humorki. Nie była już tak uśmiechnięta jak wcześniej, ale coś jej przyszło do głowy.
Moja głowa również ma się dobrze, dziękuję za troskę. – Odpowiedziała w miarę łagodnym głosem. Podeszła do wyrwanych przez niego części rośliny i zaczęła je lepić w kulkę. Wierzby miały idealne rośliny do tego, a nieco kory i żywicy pomogło to wszystko zlepić w całość. Tak o to narodziła się kula, wielkości smoczego łba. Samica postawiła ją przed nią i spojrzała na niego.
Niech się roślina nie marnuje. Gramy w kulkę? Kopiesz piłkę łapami i ogonem, aby uderzyć pień drzewa przeciwnika. Bez skrzydeł i maddary. Kto lepiej obroni swoje drzewo, wygrywa. Twoje byłoby to poniszczone, a moja może być ta najmniejsza wierzba. – Wskazała ją łapą, aby było jasne o czym mówią. Samica położyła kulę przed sobą i popchnęła ją łapą, aby potoczyła się w kierunku drzewa. Włożyła w to nieco swojej siły, więc jeśli samiec nie zareaguje, to smoczyca zdobędzie pierwszy punkt.

: 21 sie 2021, 15:32
autor: Grad Skał
Prychnął słysząc jej odpowiedź i zaczął zdrapywać się żywicę z łap. Uporczywa lepka substancja nie współpracowała jednak zbytnio więc było to bardzo mozolna praca. Nie zwracał więc zbytnio uwagi na to co wyprawiała samica. Uniósł głowę znów słysząc jej lekki głos. Jedna z jeszcze ruchomych brwi wygięła się lekko w zdziwieniu i zaintrygowaniu.
Z jednej strony chciałby warknął na samicę, że nie jest pisklakiem żeby się "bawić". Z drugiej jednak strony nadal był młodym smokiem, tego nie da się ukryć. Nawet jeśli chciał zgrywać dorosłego to był tylko młodym-gniewnym. Uderzył ogonem o ziemię i wstał by obwąchać kulę jeszcze zanim Jutrzenka ją pchnęła. Rozejrzał się wkoło czy przypadkiem nie ma świadków innych niż wierzby.
Prychnął odsuwając się od kuli i zrobił dwa okrążenia wokół poobijanego drzewa. Nie przejął się, że "piłka" już dotknęła jego drzewa. W końcu stanął.
– Dobra niech będzie.
warknął jakby był wkurzony na własną zgodę. Był jednak ciekaw jak taka gra wygląda, chyba nic w tym złego.
Spojrzał na kulę obok swojego drzewa i nagle przywalił w nią ogonem z całej siły jaką miał. Aż zafurczało gdy twór Jutrzenki poszybował w jej kierunku.

: 21 sie 2021, 16:19
autor: Jutrzenka Serc
Samica uśmiechnęła się pod nosem słysząc jego zgodę. Warto było przekuć emocje w coś pożytecznego. Nerwy, czy gniew, mogły się wypalić podczas zabawy, a kopana kulka przecież dobrze się do tego nadawała. Nawet jeśli by ją rozwalił, to zaraz ulepi się drugą. Zresztą, może Aoha odkryje w tym swoje zainteresowanie?
Jutrzenka obserwowała samca, który w tym czasie pozwolił, aby jej piłka dotknęła jego drzewo. Co prawda niby mogło się to liczyć jako punkt, ale w grach nie chodziło jej o punkty. W zabawie chodziło o coś innego, o ucieczkę od świata, od znalezienie własnego miejsca i celu. Chodziło też o naukę i relaks. Ale o tym, czym jest zabawa i czym jest gra napisano już wiele książek i referatów. Pisanie kolejnego mija się z celem.
Samiczka wyrwał się do drewnianej kulki, którą sama ulepiła. Wyskoczyła wyjątkowo zwinnie jak na nią i pochwyciła ją w przednie łapki i opadła na ziemię. Jej wierzba była bezpieczna. Za to jego zaraz nie było.
Uwaga! – Ostrzegła i zaraz uderzyła znowu przednią, prawą łapą w piłkę, która potoczyła się w kierunku drzewa Aohy. Wkładała w to swoją siłę, ale nie oszukujmy się, nie była tak silna jak młody samiec. Robiła jednak co mogła. Czy Aoha piłkę złapie?

: 22 sie 2021, 23:07
autor: Grad Skał
Może nie była silniejsza czy zwinniejsza, ale w tej zabawie chodziło też o technikę czyż nie? Z resztą Aoha dopiero sprawdzał o co chodziło w tym całym kopaniu kulki. Zmarszczył brwi widząc jak Jutrzenka zgrabnie odbiła jego strzał. Zwęził powieki i pochylił się nisko. Złożył skrzydła blisko ciała i kiedy piłka była blisko jego głowy odbił ją nasadą nosa. Łeb miał twardy więc takie uderzenie nic dla niego nie znaczyło. Odbita w ten sposób kula uniosła się wysoko do góry. Hm, ciekawa była ta gra. Uśmiechnął się pod nosem i kiedy zabawka opadała odwinął się i znów uderzył ogonem. Kula pomknęła ku wierzbie Jutrzenki. Ciekawe czy i tym razem wybroni swoje miejsce. Kto by pomyślał, że tak szybko dał się znęcić na zabawę.
Może za mało miał jej w życiu? Kto wiedział... W każdym razie obserwował teraz z iskrą w oku jak kula ciała ku samicy.

: 23 sie 2021, 9:47
autor: Jutrzenka Serc
Oboje wkręcili się w zabawę, a to był dobry znak. Dla obojga, bo Iskra nie myślała o niczym, tylko o tym, aby obronić się przed piłką. Widziała, że piłka leciała wysoko, więc z całej siły uniosła ogon wysoko, napinając błonę. Rozchyliła je maksymalnie i uderzyła z całą siłą w piłkę. Udało się ją zatrzymać i nawet lekko odbić. Iskra zaraz wróciła ogonem na dół, a następnie złapała łapkami piłkę, która koło niej się toczyła. Złapała ją w łapę i podniosła się do góry. Zadarła łapę do góry i rzuciła piłkę w kierunku drzewa Aohy.

: 23 sie 2021, 17:54
autor: Grad Skał
Zwęził powieki przyglądając się temu w którym kierunku poleci kula. Nie był może super zręczny, ale wiedział już jak używa się własnego ciała. Czekał więc niczym ten głaz leżący w grocie, chociaż w jego przypadku to był chyba jeszcze kamyk, nie głaz. Otwarł młody pysk i złapał szybko lecącą kulę w zęby. Warknął głucho i zaczął zaciskać szczękę. Musiał się napocić jednak smocze kły nie od dziś potrafiły skruszyć coś więcej niż wiele wici splecionych splecionych razem. Walczył dłuższą chwilę aż z kuli nie zostało coś... płaskiego. Kupka gałązek. Wypluł ją w bok i spojrzał na Jutrzenkę spode łba.
– Chyba wygrałem.
rzucił i uśmiechnął się pod nosem.
– Przypomniałaś mi coś czego bardzo dawno nie robiłem.
dodał już o wiele ciszej. Być może powiedział to tylko do siebie, ale na tyle głośno, że samica usłyszała. Ach zabawy z Ostoją gdy jeszcze nie miał zwichrowanej głowy.
– Wszystkie smoki Ziemi się tak bawią?
uniósł lekko brew ku górze. Jeszcze nie spotkał takiego który by nie próbował go jakoś rozruszać...

: 23 sie 2021, 19:56
autor: Jutrzenka Serc
Kula przestała istnieć. Nic nie szkodziło, bo była to garść patyków i kory. Pokiwała lekko łbem na jego odpowiedź i podeszła na chwilę, aby mogli rozmawiać. Usiadła na chwilę przed nim.
Mam nadzieję, że Ci się podobało. Zawsze możesz w to pograć z kimś. Wiesz już co do tego potrzeba. – Znowu się do niego uśmiechnęła. – Ja się bawiłam z pisklętami, ale od paru...parunastu księżyców nie. – Przyznała. Ciekawiło ją kim był, ale nie chciała na niego naciskać. – Miło było pograć. Gdybyś kiedyś w coś chciał, to możesz mnie zawsze zawołać. Jeśli będę mogła, to przyjdę. Jestem Jutrzenka Serc, ale możesz mówić Iskra. – Przedstawiła się, aby wiedział z kim mógł porozmawiać.

: 25 sie 2021, 11:55
autor: Grad Skał
Zaskoczyła go wylewność samicy, co prawda nie powiedziała wiele ale i tak więcej niż większość. Miał więc rację, sporo Ziemnych smoków się "bawiło". Może Veir powinna się tym zainteresować to wtedy młodzież Plagi nie byłaby tak pokręcona. No cóż.
Nie odpowiedział czy mu się podobało czy nie. To byłoby już zbyt wiele słów o sobie. Z resztą jeśliby przyznał, że bawił się dobrze na pewno znalazłby się ktoś kto wykorzystałby to przeciw niemu. Był młody nie potrafił się jeszcze tak dobrze bronić jak Jaah czy Ragan. Najwyżej mógł dać komuś w zęby.
– Ziemia ma aż tak mało piskląt?
uniósł lekko brew słysząc, że dawno się nie bawiła z młodymi. Swoją drogą czy to powinno go dotknąć? Wzmianka o zabawach z pisklętami po tym jak dopiero co "bawiła" się z nim? Zmarszczył grzbiet nosa. Wiedział, że wyjdzie mu to bokiem.
– Dzięki będę pamiętał pomiędzy patrolami i obijaniem pysków na arenie.
rzucił chcąc wydać się doroślejszym niż był. Duma młodego-dorosłego została zraniona więc musiał ja podreperować.
– Iskra. Zdradzasz mi swoje prawdziwie imię? Dlaczego.
było to coś znanego smokom Plagi. Nie sądził, że inne stada również stosują podobną kulturę. On jednak nie zamierzał się przedstawiać. Co prawda imiona nie były jakieś magiczne, ale... nie miał takiego którym mógłby się przedstawić innym smokom. Pisklęce natomiast, w oczach innych stad było przeznaczone dla szczeniąt.
Tak, nie wiedział jeszcze, że niektóre smoki nawet w dorosłym wieku obierały jednoczłonowe imiona.

: 25 sie 2021, 14:54
autor: Jutrzenka Serc
Samica spoglądała na młodzika. Arena była ciekawym miejscem, więc chciała zaraz go zapytać, ale maluch miał zaraz parę innych pytań. Maluch... Iskra byłaś ledwo większa od niego. Taki z Ciebie maluch.
Są, ale odchodzą...szybko. Opowiesz mi kiedyś o arenie? Albo się zmierzymy? Ja bym chciała zobaczyć. – Poprosiła ładnie, podarowując mu kolejny uśmiech. – A co do imienia, to nie bardzo rozumiem. Każde moje imię jest prawdziwe. Możesz mówić, jak chcesz. Iskra jest po prostu krótsze. Iskrą też będę zawsze, a Jutrzenka kiedyś będzie mniej aktualna. – Wzruszyła lekko barkami, jakby to nie było nic ważnego. Być może dla Plagi to było coś niezwykłego, ale Iskra nie miała z tym problemu.

: 27 sie 2021, 20:31
autor: Grad Skał
Dzięki wszystkiemu co istnieje, że Aoha nie potrafił czytać w myślach. Za tego malucha Iskra zobaczyłaby arenę szybciej niż myślała. Zapewne potrafiła się bić, ale Aoha miałby to w tamtym momencie w nosie.
Słysząc, że chciała kiedyś zobaczyć arenę samczyk prychnął.
– Lepiej tam być niż opowiadać. Moment kiedy ktoś przywala ci w pysk jest niezapomniany i wbrew wszystkiemu co mówią, pomaga myśleć.
powiedział i spojrzał w bok jakby się zamyślił. Tak, kiedy dostawał po grzbiecie od kolejnego i kolejnego smoka widział szerszy obraz. Czemu ojciec nie lubił walk. Czemu ważnym było utrzymywanie się formie. Czemu uzdrowiciel nie powinien sępić na ziołach. Oraz, że podczas walki nie trzeba było rozmyślać o problemach.
Pokręcił głową i znów na nią spojrzał.
– Krótkie imię to imię pisklęce. Tak widzą to Wolni z Ziemi, Wody i Ognia. Jesteś przecież z Ziemi, myślałem, że tyle wiesz.
rzucił zdziwiony jej brakiem obycia. Oczywiście, że nie rozumiał o co jej chodziło. Wychował się w Pladze gdzie podkreślano różnice między nimi, a innymi stadami. Twoje "prawdziwe" pisklęce imię było tylko dla uszu stada i rodziny, nie obcych. Dlatego, że Aoha przedstawiał się innym tym co mu przyszło na myśl.
– Chyba, że jesteś przybłędą.
uniósł lekko brew. Był bezpośredni, więc dopóki ktoś mu nie powie by przestał... nie zamierzał. Tak z resztą naturalnie bronił swoje zwichrowane wnętrze... Sięgnął między swoje kamienie na łbie i wyciągnął zwitek liści z tytoniem. Wsadził do pyska i podpalił iskrami które sypnęły mu z nosa. Wymyślał coraz to nowsze sztuczki.

: 06 gru 2021, 16:53
autor: Przejaw Anomalii
Chabrowy od momentu powrotu z misji, na jaką udały się młode smoki z jego paczki, a wraz z nimi doświadczona matka, włóczył się bez celu tu i ówdzie. Najprawdopodobniej nie powinien był tego robić, a od razu udać się do kogoś, kto byłby w stanie pomóc mu z całym bólem – nie był jednak pewien, do kogo się zwrócić. Mógłby także zostać w swojej grocie i ograniczać poruszanie się, jednak nie chciał martwić Frange raną, jaką przypłacił za własną nieuwagę. Pewnie i tak zdołała się już pozamartwiać, nie potrzebowała więcej.
Tym razem, Adept zapędził się aż na jeden ze Wspólnych Terenów. Miał być nim Szklisty Zagajnik, a dokładniej urokliwa dolina, której głównymi mieszkańcami były wierzby. Z pewnością, gdyby mógł, rozejrzałby się podziwiając sędziwe już z pewnością drzewa. Problem w tym, że nie za bardzo mógł ruszać szyją. Miał nadzieję, że chociaż trochę mu to przejdzie, ale niestety ból pozostawał. Może nawet robiło się coraz gorzej... Sam już nie wiedział.
Rozgarniał gałązki wierzb za pomocą skrzydeł, idąc wciąż przed siebie. Po jakimś czasie stwierdził jednak, że dobrym pomysłem byłoby odpocząć – musi w końcu jeszcze jakoś wrócić. Ułożył się w cieniu jednego z drzew wygodnie. Nabrał powietrza w płuca i zaryczał, oznajmiając swoją obecność – nie zamierzał ranny kryć się, jak jakiś szczur. W tym ryku było jednak coś, co wprawione uszy mogłyby rozpoznać jako nutkę bólu w całej tej głośnej informacji o położeniu.

: 06 gru 2021, 21:12
autor: Ścigająca Burzę
Bolesny ryk zwrócił jej uwagę, ale na nieszczęście Chabrowego tylko jego białe futro uratowało go przed olaniem sytuacji przez Burzę. W pierwszej chwili nie zauważyła skrytego w cieniach samca. Dzień był krótki i coraz ciemniejszy, słońce przeważnie skrywało się za chmurami, a wszystko było szare, bure i pozbawione kolorów oraz nastrojów.
Gdyby był to Plagus pofrunęłaby dalej. Gdyby był to Ognisty – także. Nikt nie mógłby jej niczego zarzucić. Sojusz jednak do czegoś zobowiązywał, zaś Kaskada wyjątkowo często korzystała z dostępu do morza oferowanego przez Księżyc.
Wystarczy wysłać mentalne wezwanie, zamiast się wydzierać. W ten sposób zaalarmujesz wszystkich drapieżców w okolicy. Bolesne ryki świadczą o Twojej słabości i mogą sprowokować tych, z którymi sobie nie poradzisz – "przywitała" się chłodno strofując młodego samczyka za jego bezmyślne zachowanie. – A ponadto jeśli już wzywasz pomoc, to nie ukrywaj się w cieniach.
Kiedy dokładnie stała się taka zmierzła i nieprzyjemna? Chyba wtedy, gdy jakiś opętany duszek wlazł z butami do jej życia i prawie ją zabił, wysysając z niej energię przez wiele księżyców i igrając z jej życiem.
Niespodziewanie z nieba zleciały dwa kształty w postaci Vehementiego i Estuans. Ten pierwszy wylądował na jej grzbiecie, a drugi na łbie. Smoczyca nie zwróciła na to najmniejszego uwagi, zamiast tego sporządziła napar ze sproszkowanych nasion lulka i bez słowa podała go do wypicia Księżycowemu, gdy napój wystygł. Drugi zrobiła z płatków żmijowca w podobny sposób, zaś trzeci z owoców kaliny, aż stal się gęsty i mało smakowity, ale pomocny. Chaber miał dużo do wypicia.
Bez pardonu przyłożyła łapę do jego ciała i zaczęła przelewać maddarę. Ustawiła w odpowiednią sposób uszkodzone kręgi szyjne i zregenerowała uszkodzone kości. Pęknięta zapełniła nową tkanką kostną i zlikwidowała je, po czym skupiła się na neutralizacji paskudnego obrzęku. Na koniec zregenerowała uszkodzone naczynia krwionośne i krwotok wewnętrzny. Gdy skończyła odcięła dopływ maddary.

/lulek, żmijowiec, owoc kaliny

: 07 gru 2021, 18:00
autor: Przejaw Anomalii
Samiec poderwał się, gdy usłyszał szelest. Na miarę możliwości rozejrzał się przewracając ślepiami. Poradził sobie z człowiekiem wtedy... to teraz też sobie poradzi, z czymkolwiek innym. Wypuścił nozdrzami powietrze, które w chłodnym otoczeniu zaraz zamieniło się w kłęby pary wodnej. Opuścił łeb rozstawiając szeroko łapy i skrzydła, a wtedy jego oczom ukazała się błękitna, drobna smoczyca. Prychnął jedynie, gdy uraczyła go takimi ciepłymi słowami, zaraz zbierając się nieco, by nie stać tak gotowym do walki przez całe to spotkanie. Przysiadł na gruncie, gdy wspomniała o pomocy.
Nie był bolesny. – mruknął. To znaczy, nie miał być. – I nie wzywałem. Nawet nie wiedziałem kogo miałbym.
...a co dopiero jeśli chodziło o morską, która go tutaj znalazła. Nie zamierzał jednak odmawiać, gdy już się zaoferowała mimo milczenia. Zdążył już obrzucić ją wzrokiem i obserwował uważnie, kiedy ta pracowała nad tymi swoimi naparami. Jego uwadze nie umknęły również dwa kolorowe ptaki, jakie do niej przyfrunęły. Gdy jednak podsunęła mu pod pysk pierwsze z lekarstw, jakie przygotowała, zmierzył je spojrzeniem nieufnie. Raczej Ziemia, jakiej woń biła od smoczycy, nie miałaby interesu w truciu go, racja?
Ostatecznie, postanowił go spróbować. Jeśli Uzdrowicielka trzymałaby napój przed nim, pochyliłby się odrobinę na tyle, ile mógł, by wypić lulkowy napar. To samo wkrótce stało się z tym zrobionym ze żmijowca, a także z ostatnim, tym dla niego najgorszym. Skrzywił się, gdy gęstawy, niesmaczny płyn pomknął w dół jego gardła. No cóż, jeśli miało mu to pomóc...
Następnie przyszła kolej na łatanie go z pomocą maddary. Powstrzymał się od warknięcia, gdy zaraz po tym, jak morska przyłożyła do jego ciała swoją łapę, zaczęła także pracować używając swojego wewnętrznego źródła. Nie było to najprzyjemniejsze, szczególnie kiedy było to dość gwałtowne – pamiętał, jak leczono go na arenie. Nie mógł jednak narzekać, jeśli to także było częścią pomocy – wolał przemęczyć się z tym krótkim leczeniem, aniżeli żyć dalej z w połowie skręconym karkiem. Zajął się więc oględzinami Uzdrowicielki, przyglądając się jej z lekkim zainteresowaniem. Zaciekawiła go błona, jaka zdobiła jej kark, jednak nie zamierzał niegrzecznie jej dotykać – poprzestał jedynie na patrzeniu.
Dzięki. – rzucił krótko, kiedy skończyła. Przechylił łeb na obie strony, jakby chcąc się upewnić, że ból już minął. Istotnie tak było, otrzepał się więc z zadowoleniem i spojrzał znów na Burzę. Skinął jej jeszcze pyskiem grzecznościowo. – Spłacam się jakoś?
Choć była sojuszniczką, wypadało zapytać.

: 27 gru 2021, 1:54
autor: Ścigająca Burzę
Aha... Więc Wy w Księżycu preferujecie chodzenie tak daleko od obozu z ranami wywalonymi na wierzchu? Po co w ogóle ryczałeś? – mruknęła, powątpiewając w zdrowy rozsądek młodzika. Pozbierała resztki ziół, których nie zużyła, nastroszyła błony i przyjrzała się Księżycowemu zmrużonymi oczami.
Nigdy nie biorę zapłaty za swoją robotę – potrząsnęła łbem, a potem nagle się zawahała. – Ale... Gdybyś kiedyś zauważył takie ptaszki... jeden jest biały z żółtymi piórami na łbie, a drugi jasnoniebieski, odrobinę podobny do... Vehementi, chodź tutaj! – zawołała, po czym wydała z siebie dziwny do określenia skrzek. Odczekała chwilę nie patrząc na Chabrowego, aż w końcu w powietrzu rozległ się trzepot skrzydeł i niebieska, wielka papuga z rozpędem wylądowała na łbie smoczycy. – ...do niego, to proszę, mógłbyś ich nie zjadać, tylko je złapać i przynieść do mnie? To moi towarzysze, którzy mi trochę pouciekali. – Nie miała pojęcia, czy kupione przez nią papugi w ogóle jeszcze krążyły na terenach stad, ale warto się trochę pofatygować i poszukać pomocy.