Strona 33 z 52

: 13 paź 2018, 23:54
autor: Feeria Ciszy

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

O ile wcześniej na polanie mogła panować przyjemna cisza, tak teraz nie było sensu na nią liczyć. Póki był tu Kerrigan, można się było spodziewać wszystkiego. No, a przynajmniej jeśli idzie o rozmowy... Nie raz i nie dwa Feeria się zastanawiała, czy kruk nie paplał tyle tylko po to, by ją zirytować. Wiedział doskonale, że brązowołuska była smokiem lakonicznym. Nie znosiła długich monologów i preferowała raczej krótkie planowanie i działanie. Nic z resztą dziwnego, skoro sama nigdy mówić nie mogła... To chyba więc logiczne, że długie rozmowy ją tak nudziły i drażniły?
Ale Kerrigan był nad wyraz gadatliwy. Zdążyła już się do tego przyzwyczaić.
– Nieee...? – spytał czarnopióry z rozczarowaniem. Jak to tak, że nie będzie czarnych mszy... – No i co, będziecie tak ciągle siedzieć? Aż się ciemno zrobi i jeszcze dłużej? A nie lepiej poszukać jakiś chwastów? Wiecie, pójdziecie sobie do lasu, poszukacie tych takich ziółek, odpoczniecie i przy okazji zrobicie coś pożytecznego! – zaczął przekonywać. Feeria wbiła w niego zaskoczone spojrzenie. Z reguły to właśnie kruk był tym, który protestował najgłośniej, gdy trzeba było nazbierać ziół. A i tak, gdy dochodziło co do czego, szukał tylko kamieni... I znajdował same zioła. Cisza była na nie chyba kompletnie ślepa, bo niewiele udawało jej się znaleźć za każdym razem. – O, to świetny plan! Wy poszukacie chwastów, a ja jakiś kamieni, o! Albo możemy pozastawiać pułapki na tasznika!
Czasami miała ochotę coś mu zrobić. Cokolwiek... Z reguły kończyło się na chmurce czarnego dymu wypuszczonego z nozdrzy. Skuteczna metoda uciszania Kerrigana... Która jednak działa jedynie wtedy, gdy siedział na jej rogach. Czyli bardzo często. Ale nie w tej chwili.
To jednak nie wszystko, bo kruk jeszcze nie skończył się znęcać. Cisza patrzyła, jak ptaszysko zrywa się ze swojej gałęzi i w dobrym humorze zlatuje na ziemię, tuż u jej łap. Zachowywał się tak, jakby to on z ich dwójki pił... Choć i Feeria nie miała się najlepiej. Nie dość, że nie była przyzwyczajona, to jeszcze była podatna na rzeczy tego typu i z natury cierpiała na słabą koncentrację. Tylko w czasie leczeń, czy z rzadka potrafiła skupić się na kilku rzeczach na raz... Z reguły potrafiła skupić się tylko na jednym.
Teraz z resztą też. Całkowicie pochłonęło ją martwienie się tym, co teraz zamierzał stworzyć kruk.
Który uniósł łapę i zanurzył ją w trunku przygotowanym przez smoka.
– O, co to to jest? – Po czym trzepną łapą, rozsypując wszędzie kropelki. Łapą, którą nie wiadomo gdzie wcześniej sadzał... Elesair obiecała sobie, że już nie będzie pić z tej piski. I że nigdy więcej nie będzie dopuszczać kruka do tego, co właśnie je lub pije. I że już raczej nie będzie go wzywać, gdy będzie chciała z kimś pogadać.
A mogła zostać przy wiadomościach mentalnych... Co ten kruk brał przed przylotem?

: 14 paź 2018, 11:57
autor: Płynący Kolec
Smok skrzywił się lekko, słuchając tyrady demona. Zaraz jednak ponownie przywołał na pysk uśmiech, zastanawiając się, jak może go uspokoić, lub najlepiej przegnać gdzieś daleko. Mimowolnie wsunął pazur pod obrożę, jakby próbował ją poluzować, choć było to niemożliwe. Złota, wysadzana obręcz z księżyca na księżyc dusiła coraz mocniej. Dotykanie jej jednak uspokajało, pomagało się skupić...
– Wybacz, wspaniały demonie, ale chciałem spędzić trochę czasu z twoją panią. Rozumiesz, zapewne. Wieczór jest piękny, jeden z ostatnich ciepłych przed nadejściem zimy. Ale mimo tego przyznasz, że jest nieco zbyt ciemno, by dało się szukać czegokolwiek. Z przyjemnością potowarzyszę w chwytaniu tasznika w pułapki, lecz myślę, że najlepiej będzie zrobić to innym razem.
Blefował. Nie miał pojęcia, czy było ciemno, czy też nie było. Jego świat od dawna spowijała wieczna noc.
Słysząc zgrzyt pazurków na misce, uśmiechnął się nieco szerzej.

– Może spróbujesz? – rzucił niewinnie.
Nie był pewien, czy na demona działać będzie alkohol zawarty w trunku. Ani czy wpłynie na niego w jakiś sposób mandragora, której sokami doprawił napitek. Jednak zawsze należało spróbować! Pijany demon sprawiłby mniej kłopotów... A jeśli ma cokolwiek wspólnego z przybraną przez siebie postacią, zaliczy nazajutrz straszliwego kaca.
Zaraz jednak skierował pysk ku wiedźmie. Ona była jego celem, nie demon, choć z radością sprawdziłby, czy ptasia postać oznacza również, że piórka są łatwopalne. Pozwolił sobie skrócić dystans, siadając obok niej nie na tyle blisko, by ją spłoszyć, dość jednak, by bez trudu wyłapywać jej woń, może nie na tyle dokładną co przy pierwszej próbie, ale wystarczająco czystą.

– Masz bardzo energicznego kompana. Potrzeba wielkiej siły woli, by nad takim zapanować... Im więcej się o tobie dowiaduję, tym większe robisz na mnie wrażenie, Feerio. – zamruczał.
Jego nosdrza drgały delikatnie, gdy badał jej zapach, szukając charakterystycznych elementów barwnych, mogących potwierdzić, że jego słowa jakkolwiek na nią oddziałują. Uszy jednak kierował ku kruczemu demonowi, licząc że usłyszy, jak ten pije. Potraktowany dawką procentów obliczoną na dorosłego smoka, długo nie utrzyma się na łapkach... Przy założeniu, że w ogóle jest na te procenty podatny.

: 14 paź 2018, 20:09
autor: Feeria Ciszy
Widząc ruch Wodneyo, Cisza poświęciła więcej uwagi jego obroży. Nie często smoki nosiły jakąś "biżuterię". A to... To chyba było dla niego zbyt ciasne? Powinien to zdjąć. Niby w tym wieku nie powinien już rosnąć... Ale i tak mógł się kiedyś udusić. Tylko jak taką obrożę zdjąć?
Maddara. Maddara mogła rozwiązać wiele problemów.
Nim jednak Cisza doszła do jakiegoś konkretniejszego pomysłu, samiec znów się odezwał. I choć słowa były skierowane do kruka, brązowołuska wybuchnęła śmiechem. Oczywiście, Wodny nie mógł go usłyszeć. Smok bez głosu, to smok śmiejący się bezdźwięcznie. Ale co tak właściwie rozbawiło Szamankę?
Wspaniały demonie. Widać, czarnołuski kompletnie nie znał Kerrigana, skoro tak mówił. Demon? Tak, z tym jeszcze szło się zgodzić. Ale wspaniały? Chyba tylko Kerrigan mógł uważać Kerrigana za wspaniałego. Ale co ona tam wiedziała...?
Nieco zbyt ciemno? Rzeczywiście, jak tam samiec o tym wspomniał, to panował już półmrok. I tyle z dzisiejszej wyprawy. Niedługo będzie musiała się zbierać... Czy zapadającą noc można wyczuć? A może po prostu ślepiec coś widział przez te opaskę?
No właśnie. Co w końcu z tymi oczami? Skoro już miała przy sobie swój Głos, mogła go poprosić o to, by zadał obcenu to jedno, ważne pytanie. Blask ogniska powinien być wystarczający, ażeby Cisza dała radę go wyleczyć.
– Spróbować? Tego? – rzucił z powątpieniem napuszony kruk. W przeciwieństwie do swej kompaki, nie był zbyt kulturalny. A to, że najpierw ktoś wychwalił jego wspaniałość – chciwy, zadufany w sobie kruk anarchista, czyli kompan roku! – a potem zaproponował jakąś podejrzaną, barwioną wodę wcale nie sprawi, że Kerrigan się tego czegoś napije. – Sorry, wolę mięso.
Smok przestał rozmawiać z krukiem, toteż ptaszysko straciło zainteresowanie nim. Jak chce sobie podrywać, to niech to sobie robi. Kerrigan nie był pewny, czy zauroczenie Feerii byłoby w ogóle możliwe. Znał ją długo i wiedział co nieco o tym, jak patrzy na wszystko po tym swoim nieszczęśliwym pisklęctwie. Nawet nie szukała partnera, a znalezione pisklę prędzej by komuś odniosła, niż sama wychowała.
Elesair wstrząsnęła kolejna fala śmiechu. Że niby ona kontrolowała swojego kompana? Czy inni naprawdę tak myśleli? Chyba tylko smoki Ziemi mogły się domyślać... Tak, jakby nad tym krukiem w ogóle się dało zapanować!
To pewnie dlatego pochwała smoka spłynęła po brązowołuskiej jak po kaczce. Nie wzięła jej na poważnie, bo też znała prawdę. Ale chyba lepiej, by Wodny pozostał w niewiedzy, niż żeby kruk mu opowiedział o tym, jaki to jest nieokiełznany i wspaniały....
Ale mógł powiedzieć co innego.
– A ten, te opaskę to czemu nosisz? Jakaś rana? Choroba? Jesteśmy Uzdrowicielem, więc możemy to wyleczyć – rzucił propozycję Feerii Kerrigan.

: 15 paź 2018, 17:54
autor: Płynący Kolec
Czułe uszy wyłapały zaburzenie w miarowym oddechu smoczycy, choć umysł nie pojął przyczyny. Przyjęły za to z ulgą, że kruk się zamknął. Nareszcie. Może i nie dał się skłonić do skosztowania alkoholu, ale milczał! To już wiele.
Woń samicy wciąż nie niosła tak pożądanego zagęszczenia jaśniejszych pasemek, które by zdradziły, że w jakimkolwiek stopniu jej jasność umysłu została zachwiana. Nie zrażał się... miał w zanadrzu jeszcze kilka sztuczek.
I ponownie, ten sam zagadkowy niuans, to samo zaburzenie w równym oddechu. Tym razem niosące więcej danych przez swą pozornie mniejszą przypadkowość. Czy mógł odebrać tą delikatną zmianę jako oznakę rozbawienia? Jeśli tak – był z pewnością na dobrej drodze!
Zapytany o opaskę, zastrzygł lekko uszami, udając że wcale nie nadstawia ich tak uważnie, jak w rzeczywistości; jakby to przerwanie ciszy go zaskoczyło, choć oczekiwał na dźwięk, widząc doskonale, że demon nie umie milczeć.

– Noszę ją, bo nie widzę. Głupio byłoby umrzeć od nadziania się na patyk... Poza tym wciąż w jakimś stopniu reaguję na światło, przeszkadza mi ono. Ale nie trzeba tego leczyć... Myślę, że to dar od świata dla mnie. Nie muszę patrzeć, jak przelewana jest krew.
Nagłe zmieszanie, gdy seria skojarzeń podsunęła obrazy, po których zrozumiał, że wzrok bywa przekleństwem. Na wpół wyraźne wspomnienie z czasów, gdy i wzrok był na wpół wyraźny. Ona? Nie ona? Tu mógł poczuć się bezpiecznie, sól powstrzyma ją przed władaniem ciemnymi mocami. Jednak mimo braku pewności poczuł, że stanowczo nie chciałby, żeby kładła mu łapę na piersi...
– Każdy ma coś, co go wyróżnia z tłumu. Ale to w jakiś sposób wpływa na to, kim jesteśmy, więc czy jest sens to zmieniać? Dzięki naszym niewielkim wadom jesteśmy wyjątkowi. – zamruczał, uśmiechając się do niej.
Pytanie tylko, czy zdołał ją przekonać?

: 15 paź 2018, 22:27
autor: Feeria Ciszy
Nie trzeba tego leczyć? Ale można? Najwyraźniej jednak, samiec tego po prostu nie chciał. Feeria znów wbiła uważniejsze spojrzenie w jego pysk. A tak konkretnie – w jego oczy. Podejrzewała, że chodzi o zwykłą jaskrę...
Dar od świata? Że niby nie musi widzieć rozlewu krwi? Dalej mógł ją przecież wyczuć. Zwłaszcza z tak wrażliwym nosem... Ale nie zamierzała się z nim spierać. Na swój sposób go rozumiała – sama przecież nie użalała się nad swoim brakiem głosu. Nie przez cały czas... Ba! Czasem nawet się z tego cieszyła. Miało to swoje zalety.
Może to ze względu na to pozorne zrozumienie, może ze względu na to, że nawet te kilka łyków trunku wystarczyło, by odporność Feerii się zachwiała i smoczyca słyszała jakiś dziwny szum w głowie... Ale Szamanka pozwoliła sobie na jeden bardziej ekspresywny gest względem tego dziwnego, obcego smoka. Jej ogon na krótką chwilę oplótł ogon czarnołuskiego. Delikatnie i ostrożnie, by nie skaleczyć go ostrymi kolcami, które Cisza posiadała na swej kończynie. A potem krótki uścisk.
Gest trwał tylko chwilę. Potem ogon wrócił na swoje miejsce, czyli po prostu leżał swobodnie za Ziemistą.
Kolejne słowa... Brzmiały... Uhh, czy ten smok próbowała zmienić jej światopogląd?
No dobrze, może i zgadzała się z nim po części...

Kerrigan obserwował wszystko ze swego miejsca. W końcu jednak zauważył, że nie zapowiadało się na to, ażeby Feeria chciała coś powiedzieć. On sam z resztą nie zamierzał się mieszać w te dziwne filozoficzne rozmowy... Ptaszysko z prychnięciem wzbiło się w powietrze i znów przysiadło na gałęzi pobliskiego drzewa. Stamtąd zaczęło rozglądać się wokół, próbując wypatrzyć w zapadającym mroku coś ciekawego.

: 16 paź 2018, 16:48
autor: Płynący Kolec
Jednocześnie zdawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem, jak i docierało do niego, że właściwie nie wie, jaki ma plan. W pierwotnej wersji miał wiedźmę upić i spalić, lub też utopić. Teraz, gdy demon zniweczył ten plan... Smok nie był pewien, co właściwie uczynić powinien. Niemniej i na niego działał trunek, a te dziwne podchody bawiły. Dotknięcie samicy, nieprzewidziane i o tak straszliwie groźnym potencjale, nie uczyniło mu żadnej szkody, a przyspieszyło bicie serca, spowodowało że wzdłuż kręgosłupa przeszedł dreszcz.
Samiec odsłonił kły w uśmiechu. Gestem tak naturalnym, jakby absolutnie nic dziwnego nie było w naruszaniu przestrzeni osobistej wiedźmy, przysunął pysk do jej szyi, gorącym powietrzem delikatnie dmuchając w kark, tuż za uchem, w miejscu gdzie łuski były cieńsze i bardziej czułe, a kręgosłup cienki i możliwy do zmiażdżenia jednym ugryzieniem. Następnie cofnął łeb, jak gdyby nigdy nic. I tylko uniesione uszy sygnalizowały, że jest czujny i czeka na reakcję.

: 19 paź 2018, 20:17
autor: Feeria Ciszy
Rozmowa się urwała. No, tak... Bo jak tu z nią prowadzić dłuższą rozmowę? Zwłaszcza, gdy drugi smok nie widział ani gestów, ani smoczych run? Niby wiadomości mentalne, ale... Ehh, Feeria wiedziała, że nie każdy lubił ten sposób komunikacji. Ona sama z resztą, gdy już z niego korzystała, robiła to tylko w formie obrazów i uczuć.
O ile jednak cisza nie była zaskoczeniem, tak ruch już tak.
To w sumie zabawne. Z jednej strony kontakt z innym smokiem był normalny – robiła to przecież codziennie w czasie leczeń i dość często by zwrócić na siebie uwagę, gdy chciała porozmawiać bez kruka. Może też raz na jakiś bardzo długi czas, gdy na kimś bardzo jej zależy. Wtedy w ogóle wolała ograniczyć się do gestów.
Ale to było coś innego. Gdyby nie fakt, że coś jej szumiało w głowie, do tej prawie paniki pewnie przyłożyłby się fakt, że był to obcy smok, który dotykał wrażliwego punktu. Gdyby...
Elesair na kilka uderzeń serca cała się spięła. Jakoś tak... Uhh, nie spodziewała się.
Zaraz jednak znów się rozluźniła. Ogon owinął się wokół łap. Nawet się nie odsunęła. Bo nic się nie stało, prawda?
Ale też nie wykonała żadnego gestu. Ślepia wbiła w ognisko, nie patrząc na Smoka. Kiedy, nie licząc Kerrigana, w ogóle kontaktowała się z kimś bliskim? Z rodziną? Dawno...
Kruk zbytnio się nie przejął niewielką iskrą niepokoju, która przeskoczyła przez ich więź. Ciszy od czasu do czasu zdarzało się czegoś przestraszyć i wiedział już, że z reguły nie było się czym przejmować. A wokół było coraz ciemniej. Jeszcze trochę i sobie stąd odleci, choćby i bez córki Daimona. Do obozu raczej z powrotem trafi, no nie?

//Trochę... Nie mam weny. ;–;

: 20 paź 2018, 5:38
autor: Płynący Kolec
//Luz, ja też. Nie umiem w relacje międzyludzkie i podrywy xD

Smok cofnął łeb, wyczuwając spięcie mięśni wiedźmy. Zaraz jednak wyciągnął łapę, by pogładzić ją po grzbiecie, jakby była wystraszonym kociątkiem, którego nerwy należało ukoić.

– Spokojnie... Nie skrzywdzę cię. – obiecał, choć jego słowa dalekie były od prawdy.
Nie cofnął łapy, przesuwając nią delikatnie, niemalże z czułością po łuskach, kreśląc meandry na wzgórkach tworzonych przez mięśnie, by skończyć ruch u podstawy skrzydeł i tam nacisnąć kilkakrotnie ramiona samicy mocniej, próbując dotykiem rozluźnić jej mięśnie, wprawić ją w złudne poczucie bezpieczeństwa.

: 01 lis 2018, 22:19
autor: Feeria Ciszy
Tak, jakby się bała... Może i powinna. W końcu nie znała tego smoka, prawda? Ale po co się tym martwić. Wszystko będzie dobrze, bo i co miałoby pójść źle... Po prostu nie była przyzwyczajona. Ale sam dotyk przecież nie ranił, prawda? Ba, mógł nawet leczyć, o czym doskonale wiedziała. A czy mógł być przyjemny? Cóż, okazuje się, że tak. Chociażby wtedy, gdy jesteś sam i nagle czujesz, jak ktoś okrywa cię skrzydłem. Ta jedna chwila wiele zmienia...
Rozluźniając mięśnie, Cisza oderwała spojrzenie od ognia i spojrzała ponad nim, szukając Kerrigana. Cicho wypuściła powietrze w zdziwieniu – to było już tak ciemno? Przyzwyczajone do blasku ognia ślepia, początkowo nie mogły dojrzeć kruka. A skoro było już tak późno... Feeria powiadomiła mentalnie ptaszysko, że jeśli chce, może się już zbierać. Ona sama spróbuje się za chwilkę wyrwać z tej nieco niezręcznej sytuacji i też wróci do obozu...
Kruk nie czekał. Rzucił jakieś skrzekliwe pożegnanie i z szelestem piór odleciał na wschód.
Elesair rzuciła okiem na czarnołuskiego. Hmh... A co ona właściwie o nim wiedziała? Nie pochodził stąd i wolał pozostać ślepy, bo tak chciał świat... Eh, wiele tego nie było!
Szamanka szturchnęła Wodnego nosem w bok szyi. Lekko, ale na tyle wyraźnie by to poczuł. A co to miało oznaczać? Odpowiedź na jego gest, to na pewno... Ale czy nie chodziło tutaj o to, by się odsunął? A kto to mógł wiedzieć...

: 02 lis 2018, 5:25
autor: Płynący Kolec
Demoniczny kruk odleciał. Dla upojonego winem owocowym umysłu jawiło się to jak znak, przyspieszało bicie serca, krążenie krwi. Bo czy i się nie powiodło to, do czego zmierzał? Może nie zdołał jej uśpić, czy powalić, jednak pozbawił ją mocy, wsparcia i szans na ucieczkę. Otoczona przez solny krąg, napojona dawką wina z mandragorą (niewielką dawką, ale zawsze!) jawiła się Smokowi jako zupełnie bezbronna, niezdolna do użycia swej magii.
Teraz nadszedł moment, właśnie ten jedyny, ten wyczekiwany, gdy miał ją w swojej mocy. Taka potężna wiedźma, zupełnie bezbronna!
Alkohol nie był tu dobrym doradcą. Wzmacniał jedynie poczucie wygranej, poczucie potęgi (jakże złudnej!) pchając do działań, które można określić różnie, z pewnością jednak nie jako przemyślane.
Bo oto uniósł się nagle na łapy, mocnym pchnięciem próbując przewrócić ją na bok, przygwoździć do ziemi za pomocą własnej masy. Na jego pysku widniał uśmiech, brakło w nim jednak standardowego ciepła. Koniec udawania. Koniec zabawy w kotka i myszkę. Jak mógłby ciepło uśmiechać się do wiedźmy? Obnażone kły wykrzywiały pysk w wyrazie zwycięstwa, a rozszerzone nosdrza szukały w barwach jej woni śladów lęku.

: 02 lis 2018, 20:04
autor: Feeria Ciszy
Gesty nie zawsze były jasne. Ich sens nie zawsze był dobrze rozczytany...
Wstał. Myślała, że zrozumiał. Że się odsunie, rozejdą się w swoje strony.
Ale tak nie było.
Czy to wynikało z nieporozumienia? Nawet jeśli, to raczej nie jest to ten kąt, pod którym powinna szukać odpowiedzi.
Ale na szukanie odpowiedzi będzie czas później. Później, nie teraz.
Teraz.
Początkowe zdziwienie przerodziło się w panikę. Panika zaś była chaosem. Huraganem myśli. Sekwencją nieudanych prób wyrwania się spod łap silniejszego napastnika.
Maddara pulsowała niespokojenie. Chciała się wyrwać. Wydać na świat swój wrzask i wezwać pomoc.
Tylko nie wiedziała jak.
Znała sposób, ale nie potrafiła się zebrać w jedno tchnienie. Z natury Elesair potrzebowała spokoju. Koncentracja nigdy nie przechodziła łatwo.
Ale teraz nie istniała.
Bo istniał tylko chaos i strach. Złowieszczy grymas na pysku Wodnego.
A z ust wciąż nie wydobył się żaden krzyk.

: 03 lis 2018, 4:40
autor: Płynący Kolec
+ 18, dzieciom wstęp wzbroniony! Zwłaszcza dzieciom z tego zdarzenia

Nie planował takiego obrotu spraw, to prawda. Jednak... Teraz, gdy zaczął, nie zastanawiał się już nad konsekwencjami, a żółte plamki lęku w jej woni tylko mocniej nakręcały. Odnalazł, choć po omacku, ramiona jej skrzydeł, przednimi łapami przyciskając je do ziemi, uniemożliwiając ucieczkę, czując na policzku jej ciepły, przyspieszony przerażeniem oddech.
Nieskończenie powoli, jakby na przekór wartko płynącej w nim krwi, pochylił łeb, łuska po łusce, szpon po szponie, zbliżając pysk do jej delikatnej szyi. Wciągnął jej woń powoli, z lubością, delektując się nią. Chwilę trwał w bezruchu, nim nagle, szybciej niż zdołałaby o tym pomyśleć, wypełnione czarnymi kłami szczęki się rozwarły, by schwycić jej szyję. Zęby zacisnęły się, lekko naruszając łuski, pozwalając ciału odczuć zabójczą ostrość – lecz na tym poprzestał. Nie zadał rany, nie rozorał ciała ani nie zdławił oddechu, a trzymał jedynie w jasnym przekazie.
Jesteś moja.
Dalej sprawy potoczyły się już prędko, gdy przyparł ją biodrami do ziemi, naruszając jej nietykalność w największym możliwym stopniu, z niepodobną do siebie gwałtownością odpowiadając na zew natury daleko starszy, niż cała smocza rasa.

: 03 lis 2018, 18:06
autor: Feeria Ciszy
Czując oddech Wodnego na karku, na chwilę zamarła. Po grzbiecie przeszedł jej dreszcz, gdy poczuła zęby obcego na szyi. Nie musiała być Uzdrowicielem, by wiedzieć, co by się stało, gdyby szczęki zacisnęły się choć trochę bardziej.
No i jeszcze był ból. Sama nie wiedziała, czy koncentrował się w kilku konkretnych punktach, czy też raził całe ciało. Liczyło się jedno – nie tak powinno być.
Serce stanęło ze strachu. Zatrzymało się?
Nie. Jeszcze bije.
Niestety. A mogłoby się zatrzymać na te kilka chwil.
Miast tego, te kilka chwil trwała jak sparaliżowana. Nawet maddara ucichła. Po chwili jednak, do umysłu dotarło, że wypadałoby coś zrobić. Brązowołuska szarpnęła się, wydostając szyję z uścisku czarnych kłów. Nie zwróciła uwagi na to, czy przy okazji się zraniła zahaczając o owe kły. Po raz kolejny spróbowała wydostać się spod Wodnego, choć już doskonale wiedziała o tym, że nie miało to wielkiego sensu. Nie miała aż tyle siły.
Więc co jej jeszcze pozostawało?
Długi ogon nabity kolcami na prawie każdej łusce. Machnęła nim kilka razy, próbując ugodzić napastnika. Gdziekolwiek. Może chociaż by go rozproszyła i zdołała się uwolnić? Albo chociaż miałaby chwilę na złapanie oddechu. Każda myśl przeradzała się w ulotną nadzieję na to, że może sama zdoła wybrnąć z tego bagna.
No i była jeszcze maddara. Tylko jak tu się skupić w takiej sytuacji? Żadnego towaru raczej nie stworzy w tym narastającym przerażeniu...

: 05 lis 2018, 8:45
autor: Płynący Kolec
//+18 nie żeby Córka mnie słuchała... xD

W naturze Smoka mimo wszystko nie leżało gryzienie i szarpanie, choć trudno byłoby wysnuć taki wniosek na podstawie dziejących się akurat wydarzeń, nie ukrywajmy, w większości wywołanych przez niego. Gdy zaczęła szarpać łbem, zwyczajnie rozchylił szczęki, nie chcąc ryzykować, że zrani ją do krwi. Krew była czymś, czego wolałby nie mieć w pysku. Mocno nadwrażliwy na tym punkcie, uważał więc, by mimo wszystko jej nie skaleczyć.
Ona jednak nie miała takich ograniczeń. Gdyby nie fala bodźców, przetaczająca się przez zmysły samca, zapewne przyłożenie mu kolczastym ogonem zrobiłoby robotę. Warknął przez zaciśnięte zęby, gdy kolce zagłębiły się w grzbiecie nieco poniżej lewej łopatki i przeniósł jedną z przednich łap na pierś samicy, dociskając ją mocniej do ziemi, jakby chciał wydusić powietrze z jej płuc. Adrenalina wręcz rozsadzała mu serce, podnosząc ciśnienie i nie pozwalając realnie przejąć się wbitym w grzbiet ogonem, ani dziwnie mocno łaskoczącą kropelką krwi, która wysączyła się już z rany, spływając po Smoczym boku.
Nie minęło wiele czasu, nim było po wszystkim, a czynności, o których pisklętom się nie opowiada nie zostały zakończone. Łapy Smoka przesunęły się, z mocą chwytając i przyciskając do siebie kruchą samicę, a on sam znieruchomiał, łapczywie chwytając powietrze.

: 05 lis 2018, 15:37
autor: Światokrążca
Płynął.
Zaniepokojonie ściskało go w żoładku, ściskało i wykręcało trzewia. Chłód i nerwowość która nagle owładneła Gonitwą udzieliła mu się w każdym skrawku.
Płynął.
Do nieznanego sobie celu z brązową sylwetką sunacą po niebie pewnie pedzącą w nieznane sobie miejsce, a on za nią. Późny zmierz którym wyruszyli ustąpił miejsca ciemnej nocy, i chodź kształty się zlewały łudząc oczy mógłby przysiąc że zauważył lecącego kruka. W końcu wypełz na brzeg Zimnego Jeziora i pobiegł ale nie mógł utrzymać pewnego kroku. Zwolnił. Zwolnił aż w końcu się zatrzymał na skraju Szklistego Zagajnika. Nieprzyjemny zapach zepsutych owoców i palonego zielska wypełnił nozdrza. Wyciągnął szyję, postawił uszy, na ugietych łapach tropił obcy zapach. Matczyna sylwetka wciąż unosiła się nad głową.
Był kaleki, był masywny, ale jego maniera głośnego chodzenia wynikała z czystego lenistwa. Teraz szedł cicho w skupieniu, chociaż nie był mistrzem dziedziny. Nie był nierzeczywistą zjawą ale to wystarczyło. Ktoś kto by nasluchwiwał pewnie mógłby usłyszeć ale
nikt nie nasłuchiwał. Były tylko dwa ciała spięte i śmierdzące zwalone na siebie. Znał oba te kształty a w ich połączeniu było w tym coś potwornie złego. Nawet nie sama krew spływająca po boku samca a to jak nad nią górował a ona, się szarpała.
~ matko widzę Feerie i smoka wody sterczącego nad nią. ...ona wyrywa się... spróbuje się z nią skontaktować, bądź gotowa do lądowania. ~ przesłał Gonitwie zdenerwowany impuls mentalny. Zmartwione ślepia ukryte w mroku głuszy jak i włsnych łusek spoczeły na Feeri. Delikatnie dotknął jej umysłu powiadamiając o swojej obecności
~Feerio jeśli potrzebujesz pomocy uderz ogonem dwa razy o ziemię. Jeśli wszystko jest w porządku zamieć ogonem ziemię. ~
Był tutaj ledwie kilka uderzeń serca a czuł że zaraz padnie.

: 05 lis 2018, 18:14
autor: Płynący Kolec
Smok nie był świadom, że sekundy dzielą go od śmierci z łap Ziemistych. Kiedy jednak emocje opadły, niczym obuchem oberwał prosto między oczy odkryciem, że posunął się odrobinę zbyt daleko... Rwący ból, który pojawił się gdy emocje opadły, tylko bardziej utwierdzał w tym przekonaniu.
Dźwignął się na drżące łapy, puszczając wiedźmę nagle. Intensywna woń własnej krwi zakręciła mu się w nosdrzach, sprawiając że żołądek podskoczył do gardła. Nie wiedział, jak ciężko go zraniła... I stresowała go ta niewiedza. A jednak, na przekór wszystkiemu, czuł się w jakiś sposób kompletny, jakby kawałek duszy, który mu wyrwała, wrócił na swoje miejsce.
Na niego też przyszła pora – należało wracać. To miejsce nie było wcale jakoś specjalnie odludne, a on drżał przed myślą, co zrobi mu wiedźma, gdy tylko wydostanie się z kręgu. Skierował więc pysk w stronę domu, bezpiecznej granicy. I ruszył, ruszył biegiem, zanim ona zdąży się pozbierać.

zt (chyba mogę?)

: 05 lis 2018, 19:38
autor: Feeria Ciszy
Poczuła jak jej kolce zagłębiają się w ciele. Nim jednak zdążyła choćby pomyśleć o tym, czy rana jest głęboka, a co dopiero wykorzystać tę chwilę, poczuła jeszcze większy nacisk. Powietrze uleciało jej z piersi i przez chwilę myślała, że się udusi. Zaraz jednak znów złapała tlen. Łapała łapczywie powietrze, oddychając coraz szybciej, choć uczucie duszności nie mijało.
Minęła za to siła do walki. Ogon wyrwał się spomiędzy łusek Wodnego i bezwładnie opadł na ziemię. Czasem tylko tylko zadrgał nerwowo, gdy ból się nasilał. Sama Elesair po prostu pozostała niemalże bez ruchu na ziemi. Ledwie łapiąca oddech, niezdolna do użycia maddary, bezsilna do dalszej walki.
Przegrana.
Z dwukolorowego oka uleciała samotna łza, a w myślach zapanowała pustka.

W pustkę wdarł się samotny głos. Najpierw poczuła maddarę, która wywołała uczucie ciepła. Bezpieczeństwa, choć całkowicie złudnego.
Czeluść. Przed ślepiami mignął jej widok pisklęcia, które w szale oderwało własne skrzydła. Potem obraz Adepta, który nierozważnie wsadził łapę tam, gdzie nie powinien, a potem uciekł. Aż w końcu zobaczyła widok pozornie spokojnego smoka na ostatniej Ceremonii.
Śliski. Ziemisty. Smok, którego chcąc nie chcąc zaczynała traktować jak młodszego brata. Takiego, na którego trzeba ciągle mieć oko.
Ale może się pomyliła. Ona wyleczyła go z ciężkich ran, a teraz syn Gonitwy miał okazję na to, by się odpłacić.
Bynajmniej, nie zamierzała dawać znaku, że jest w porządku. Nic nie jest w porządku.
Dwa razy ogon wzniósł się wyżej. Dwa razy ogon uderzył w ziemię. Dwa zdecydowane gesty. Nie przejmowała się tym, co może sobie pomyśleć Wodny. Ba! Nie przejmowała się tym, co zrobi Śliski z tymże Wodnym – przegoni, zabije, wytrąci z równowagi samym swym istnieniem… Ważne aby się go pozbył.
I ciężar zniknął. Czyżby Kolec posiadał ukrytą moc przenoszenia innych samym spojrzeniem?
Nie. Uciekał. Tchórz.
Elesair uniosła nieco łeb, patrząc za Wodnym. Pewnie by parsknęła pogardliwie, czy bezgłośnie warknęła, gdyby nie fakt… Gdyby nie fakt, że nie miała siły. Łeb znów ciężko opadł na ziemię. Po łuskach przeszedł dreszcz. W sercu radość nieudolnie próbowała pokonać niepokój, strach i gniew. Oraz te ciężkie wspomnienia.
Ale ona też przegrała. Elesair czuła się bezsilna i samotna.
A gdzie, do cho.lery, podział się Kerrigan?!

Ano, do kruka dotarło wiele odczuć z tego, co się wydarzyło. Początkowo jednak uznał, że pewnie nic się nie stało. Feerii zdarzało się wystraszyć byle cienia. Pewnie już wracała i po prostu potknęła o jakiś konar.
Ale fale strachu nie ustawały. Zalewamy go niekończącym się sztormem. Początkowo nie mógł tego ogarnąć. Elesair była zbyt emocjonalna. Tego było za dużo. Ptaszysko chwiejne wylądowało na ziemi, rwąc szponami trawę pod sobą.
I nagle wszystko ucichło… Umarła?
Nie.
Nie.
NIE! NIE MOGŁA MU TEGO ZROBIĆ!
Żyje. Czuł jak powolnymi pulsami przez więź dochodzi do niego rezygnacja.
Czyli jednak coś było nie w porządku. Mocno nie w porządku.
Wzbił się w powietrze, lecąc na miejsce. Dotarł tuż po tym, jak wszystko się skończyło. Minął w panice Śliskiego i wylądował tuż przed nosem Feerii.
– E, żyjesz! Co się stało!? Potknęłaś się tylko o drzewa, tak?! Tak, prawda? Powiedz, że tak? – ostatnie słowa były ciche. Ledwie mogły dolecieć do uszu pobliskich smoków. Kruk machał skrzydłami zapamiętale, nim w końcu jego słowa całkowicie zniknęły w nocnej ciszy.
Ale odpowiedzi nie zyskał. Nawet kolejna chmura tego cho.lernego dymu go nie zaatakowała.
– A ty co się tak gapisz! Zrób coś, przerośnięta jaszczurko! – krzyknął w panice do Śliskiego.
I wtedy zalała go chmura czarnego dymu. Ledwie dwie słabe smużki, ale jednak jakieś…
Ehhh… Czyli jednak żyje.

: 05 lis 2018, 19:50
autor: Gonitwa Myśli
W czasie, który zajęło im dotarcie na wspólne, Gonitwa zaczęła bardziej... nie tyle co rozumieć, ale dostrzegać, co było powodem jej niepokoju.
Przeczucie, że coś złego działo się Uzdrowicielce Ziemi. Nie była z Feerią Ciszy nigdy za specjalnie blisko. Ceniła jej umiejętności, była wdzięczna i tak dalej, ale nie więcej niż to.
Dlatego przeczucie było tak dziwnie niespodziewane, i niepokojące. Również niepokojące było to, jak bardzo... przekonujące ono było.
Wiedziała, gdzie miała lądować, więc wiadomość syna tylko bardziej utwierdziła ją w przekonaniu, że to na pewno tu. Chociaż jej treść... smok, i to z Wody, sterczący nad Feerią. Pysk jej się sam krzywił na myśl, co mogło się takiego złego zadziać. Bo była pewna, że to było coś złego.
Zniżyła prędko lot, by nieco gwałtownie, ale wciąż bezpiecznie, opaść na ziemię. Niemalże pośrodku zagajnika, bo nigdy nie przepadała za dyskretnością. Trzepnęła skrzydłami, pokładając je po bokach, i rozejrzała się.
Feeria, faktycznie, leżała. Ale sama. Gonitwa zastrzygła uchem. Nieprzyjaciel musiał zwiać. Albo zwęszył, że ktoś się zbliżał, albo... zrobił, co miał zrobić.
Stara smoczyca potrząsnęła łbem, sfrustrowana, i podeszła bliżej Uzdrowicielki. Wcześniej skinęła w stronę Śliskiego, by też się przestał chować.
Czułam, że coś jest nie tak – wyburczała maddarowo, odwołując się do swojego dziwacznego daru... przewidywania? – Wszystko w porządku? Zawołać Dar Tdary? Co ci zrobił? – zapytała. Głos miała donośny, ale dosyć miękki. Chciała przebić się przez spanikowanego kruka, ale nie stresować jeszcze bardziej Uzdrowicielki.

: 08 lis 2018, 9:31
autor: Światokrążca
Zobaczył znak, wszystkie mięśnie w jego ciele się spięły ale nim zdążył się ruszyć równinne ścierwo, bo jak inaczej go nazwać, zaczęło uciekać. Nie szkodzi. I tak go dopadnie. Wyrwał się do przodu, tylko pobieżnie zerkając na lądującą Gonitwe czy skrzeczącego Kerrigana. Pojedyńcza myśl przewodziła wszystkim jego akcją. Złapać.
Biegł przez ciemny las z ślepiami utkwionymi w błysku złotej obroży która żywo informowała o położeniu czarnego samca. Ciężkie kroki Czeluści dudniły echem po całym lesie, pędził jak taran nie zważając na drobne przeszkody pod łapami. Zgrzyty i chrupnięcia suchych gałęzi tylko potęgowały niepokój który właśnie mógł poczuć Smok bo oto, wiedźma wyszła z kręgu i przywołała wyjącego demona.
Zwierzęcy warkot zmienił się w ogłuszajacy ryk powiadamiając uciekiniera o tym że, bestia, był w tuż za nim.
Chrup
Wyskoczył by przygwoździć go do ziemi własnym cielskiem.

: 08 lis 2018, 10:54
autor: Maestria Kreacji
Po dokonaniu dość kontrowersyjnego czynu i byciu zauważonym, Smoczy Kolec udał się szybkim sprintem w las żeby uciec. Niestety, ogonów miał więcej niż swój własny. Gdy Gonitwa Myśli zawisła nad zszokowaną uzdrowicielką i jej krzykliwym kompanem, trójłapy adept udał się w pogoń. I niech nikogo nie zdziwi ten widok – Śliski Koniec pruł przez las jakby sam Tarram go gonił! Smoczy Kolec faktycznie miał przewagę kilku <odległość>, lecz morski samiec szybko to nadrobił. Taranował swoim umięśnionym ciałem krzaki i gałęzie stojące mu na drodze, tworząc przy tym niemały hałas. Wodny adept z pewnością czuł w pewnym momencie oddech ścigającego go samca na karku. Ostatecznie, pozbawiony łapy samiec okazał się być lepszym biegaczem – mimo kalectwa i konieczności kuśtykania, poradził sobie świetnie.
Gdy tylko miał Smoczego Kolca na wyciągnięcie łapy (tej, którą posiadał), skoczył na jego plecy aby przyszpilić go do podłoża. Upolował tego, kogo chciał. Tylko co z tym teraz zrobi? Wodny adept z pewnością nie czuł się komfortowo będąc tak silnie przyciskanym do podłoża, zaczął go boleć brzuch, szyja i częściowo głowa.[/color]

: 09 lis 2018, 12:17
autor: Płynący Kolec
Smok spróbował zaprzeć się łapami o ziemię, by zrzucić z grzbietu niechcianego pasażera. Nie bardzo wiedział, dlaczego został zaatakowany – nie zauważył przecież, że go wykryto. Stanowczo jednak nie podobało mu się to, że ktoś siedział mu na grzbiecie, podrażniając świeżą, krwawiącą ranę zostawioną przez kolce wiedźmy.
Jego plan był prosty – chciał unieść się na lewych łapach, przedniej i tylnej, pokonując dzięki swej mizernej sile wagę napastnika i sprawiając, że siłą grawitacji wylądowałby na ziemi i przestał urażać bolący grzbiet.