Strona 33 z 45

: 10 sty 2020, 22:50
autor: Zew Płomieni

OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:

Ach Słodycz... Jakże problematyczną przyjaciółkę sobie znalazł nasz Ziemisty. Dziwne w takim razie, że i jego nie wezwała gdy walka z jej własnym przywódcą przerodziła się w lament i wzajemne oskarżanie się. Aż chciałoby się uśmiechnąć przy takim wspominaniu.
~ Każdy chciałby być pisklakiem. Brak odpowiedzialności w końcu kusi prawda?~ Retoryczne pytanie złączyło się z leniwie wpatrzonym w taflę jeziora wzrokiem. I wtedy też odezwał się ponownie, a Zew uniósł brew. On serio myślał, że bycie przywódcą jest takie łatwe jak odchowanie pisklęcia i, że stado zawsze traktuje przywódcę jak wspaniałego tatusia? Zew zaczął się zastanawiać jak brutalnie rzeczywistość uderzy w Krwawego.
~ I przy tym, że nie wiesz zostańmy.~ Skomentował krótko wzdychając. Jeszcze nie uważał, że marnuje czas ale w każdej chwili mogło się to zmienić. Przynajmniej zależy to od tego co Ziemny mu powie.
~ Tacy marzyciele kończą z łbem ogon od szyi gdy zbyt ochoczo kłapią jęzorem. Nie traktuję Trzęsienia jako bliskiego mi przyjaciela, lecz nie chcę szanować żadnego wyboru, który zagrozi jego pozycji. Nie mam też zamiaru spiskować z tobą, więc jeśli nie masz nic więcej do powiedzenia w tym temacie to zakończ go nim nie powiesz czegoś co później piszczelem ci w gardle stanie.~ Wyvernie coraz mniej podobało się to spotkanie. Marzyciel- aspirujący przywódca, który nie wie że rusza z kawałkiem łajna na mantikore... Dawno czegoś takiego nie było.

: 21 sty 2020, 18:07
autor: Śnieżna Zadyma
Wilgotne, zgęstniałe od pruszącego śniegu, mroźne powietrze prześlizgiwało się po mych gładkich łuskach, w trakcie kiedy oddawałem się rozluźniającemu uczuciu nieważkości, kiedy spadałem grzbietem w dół z uniesionymi ku górze białymi ramionami skrzydeł. Bezwładnie opadłem na ramiona zapomnienia, oczyszczając nadwyrężony umysł, by choć na chwilę poczuć jak przenikam między wymiarami snów. Przymknąłem oczy, delektując się podszeptami wiatru, bawiącego się moimi frędzlami przy uszach. Chyba czułem jej obecność i tym razem chciałem wierzyć, że to ona mnie chwyta w łapy i unosi ku niebu. Byłem boleśnie rozdarty między dwoma światami, pomiędzy którymi stałem w niewygodnym rozkroku. Jedną parą łap, wciąż boleśnie związany ze znienawidzoną rodziną, a drugą z całkiem odmiennym światem, do którego pasowałem jak śnieg w lecie. A jednak odnalazłem tu płomienne uczucie, które wywróciło mój świat do góry łapami.
I tak oto spadałem, nieuchronnie zbliżając się do tragicznego finału. Prędzej, czy później on mnie dopadnie, obedrze mnie z życia, rozerwie czyjeś serce i każe patrzeć jak wali się jej cały świat.
Czułem zmianę ciśnienia w uszach, wołanie przypominające przeraźliwy pisk ścięło wrażliwe zmysły. Mogłem to teraz zakończyć. Tą niewinną, niesforną zabawę w życie na krawędzi. Wystarczyłoby, żebym teraz zrobił wyjątek i jak raz zapomnieć o wszystkim i wszystkich.
Robiło się coraz cieplej. Rysujący jak po szkle pazur przestał już wydawać nieprzyjemne dźwięki i nastała cisza. Ostatni moment.
Odwróciłem się i rozpostarłem skrzydła, które z cieniem bólu szarpnęły moje ramiona. Ziemia była niecały ogon pod moimi łapami, kiedy znowu wyślizgnąłem się śmierci z domykającej się klatki kościstych łap.
Śnieżnobiałe prześcieradło okrywające zamarznięte jezioro było tak piękne, ale jednocześnie przytłaczająco nudne, przez co stało się moim naturalnym przeciwnikiem. Zaryłem tylnymi łapami w śniegu. Igrając z grawitacją, zabawiłem się ślizgając po śniegu z rozpostartymi potężnymi skrzydłami, którymi chciałem zachować równowagę. Ten niezgrabny taniec zmienił się w łagodną nauczkę na przyszłość. Zamarznięte jezioro ukrywało pod kożuszkiem śniegu wiele niespodzianek i jeszcze więcej pułapek. Dla kalekiego smoka bez jednej łapy, wystarczyło naprawdę niewiele, żeby sprowadzić go do parteru. Rozjechały mi się wszystkie trzy łapy i wyłożyłem się jak długi na lodowej pustyni sunąc jeszcze siłą rozpędu zmazując sobą nagromadzony przez księżyce śnieg i psując jego równomierną gładź. To co wcześniej wywołałoby u mnie śmiech, teraz wcale mnie aż tak bardzo nie ucieszyło. Bo jaką miałbym mieć uciechę z własnej nieporadności. Opuściłem skrzydła na boki. Wielkie ramiona obejmowały spiętrzone przeze mnie zaspy. Popatrzyłem wprzód, gdzie tańczyły mi przed oczami wirujące płatki śniegu. Fenomen śnieżynki.

: 11 lut 2020, 16:46
autor: Brakująca Łuska
Znowu wyrwała się spoza terenów Ognia. Zdarzało się to niezwykle rzadko, i zazwyczaj było spowodowane czyimś wezwaniem, lecz tym razem było inaczej. Czarna wywerna zamigotała na horyzoncie, lądując przy brzegu Lazurowego Jeziorka, stukając końcówką ogona o chłodną taflę wody. Kątem oka spojrzała na własne odbicie, po czym zadarła łeb i ryknęła, by powiadomić pierwszego chętnego łowcę, mającego może ochotę podzielić się nieco swoim dobytkiem mięsa... Lub owoców. Wszystko jej było jedno.

: 11 lut 2020, 17:38
autor: Pożeracz Serc
Posępny usłyszał ryk. Nie wydał go raczej plagijczyk, co nie powstrzymywało go jednak przed ruszeniem na pomoc wygłodniałemu smokowi. Zabrał nieco mięsa z kazuara i wyleciał z groty, kierując się tam skąd dobiegało wezwanie. Choć się nie śpieszył, to relatywnie szybko zjawił się na miejscu. Wylądował płynnie z pół ogona przed smoczycą, po czym szybko zeskanował ją spojrzeniem. Wyglądała jakby byli w podobnym wieku, ale to nie było ważne w tej chwili. Rzucił jej pod łapy trzymany do tej pory w dziobie solidny kawał ubitego kazuara i.. wyczekiwał reakcji, zadzierając lekko łeb. Jeśli wolała owoce, to trudno. Vultor takim typem jedzenia nie dysponował, a wręcz gardził nim.

: 12 lut 2020, 15:44
autor: Brakująca Łuska
Nie musiała, jak się okazało, długo czekać – catering pojawił się szybko i sprawnie, a do tego w pełni wyposażony. Aslaug powąchała uważnie podrzucone w jej kierunku mięso, przejechała po nim jęzorem, smakując niczym wyrafinowany koneser, po czym w ramach podziękowania tylko skinęła nietypowemu smokowi łbem i chwyciła pożywienie w zęby, odchodząc kawałek dalej. Gdy już była sama, wbiła kły w mięso i spokojnie zjadła posiłek, oblizując pysk i szpony, po czym zostawiła resztki za sobą i wróciła do obozu Ognia.


: 25 lut 2020, 21:02
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Brązowy smok wylądował przy wodzie, a właściwie to lodzie, gdyż temperatura nie pozwalała cieczy pozostać w tym stanie. I dobrze, Żwawy zdecydowanie bardziej wolał lód od wody, w nim nie da się przynajmniej utopić. Mimo to, odszedł od brzegu, wchodząc na środek polany, która znajdowała się obok. Usiadł na śniegu i skupił się na wysłaniu wiadomości.
-Hej Godny! Mógłbyś mnie podszkolić w skradaniu? Jesteś jedynym smokiem jakiego znam, który się tak dobrze skrada.– I posłane, teraz pozostaje tylko czekać…
No dobra, może nie był w 100% szczery, gdy wysłał tą wiadomość, ale to niczego nie zmienia. Tamte smoki już nie żyją, więc po części mów… myślał prawdę? To skomplikowane, po prostu łatwiej jest uznać, że było to tylko pół kłamstwo, więc się nie liczy. Rozrabiaka czekał i w między czasie rysował w śniegu przed sobą odrazy swoim szponem. Nie był artystą, a samymi konturami nie można za wiele przedstawić, jeżeli szkicuje się tak prymitywnie, ale i tak udało mu się coś stworzyć.
Obraz jaki narysował przedstawiał koślawego smoka, który patrzy się w stronę księżyca. Planeta była pęknięta w pół, rozdzielona prostą liną. Po drugiej stronie tej linii, jakby odbicie lustrzane, był inny smok, lecz mniejszy i szczuplejszy, który też patrzył się w niebo. Nie dało się wywnioskować płci, ani rasy, ale obie postacie wyglądały na zamyślone. Całość dawała uczucie smutku, mimo tego, że żaden ze smoków nie miał twarzy.

: 28 lut 2020, 17:13
autor: Szara Rzeczywistość
Godny przybył, chociaż wyraźnie się ociągał. Czemu? Odpowiedź chyba sama nasuwała się na pysk. A jednak przybył na wezwanie.
Wylądował dość zgrabnie, ale na widok starszego łowcy przybrał minę jakby miał zaraz zacząć z nim walkę. Jak zwykle, był potrzebny, taki utalentowany... ale i tak nic z tego nie miał, z tej całej pomocy dostawał co najwyżej podziękę, ale i tak dla wszystkich jego wypociny nic nie znaczyły. Był w końcu egoistą, który chciał tylko pochwał. Otóż nie, miał niegdyś wielkie serce, które skutecznie mu rozszarpano.
"Nie wstyd Ci chociaż trochę...?"– pomyślał patrząc na sporo starszego 'kolegę' z tej samej rangi. No ale koniec owijania. Im szybciej zaczną tym szybciej skończą, a 'godny' będzie mógł pójść do lasu i tam w spokoju zająć się tym co zwykle. Polowaniem- tylko do tego się w końcu nadawał.
Godny się nie przywitał, walił od razu pytaniami.
Na czym polega problem podczas skradania się do pojedynczych zwierząt, a jaki problem jest podczas skradania się do stada? Oczekuję, że rozwiniesz swoją wypowiedź.
Przecież nie każe mu teraz pokazywać jak on sam się skrada... Na to przyjdzie czas, ale później.

: 29 lut 2020, 11:10
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Brązowy smok podniósł wzrok na samca i uśmiechnął się przyjaźnie, mimo wyrazu pyska Godnego. Nie miał okazji nigdy pogadać z kolegą po fachu, ale młodszy smok nie wydawał się chętny zadawać z taką osobą jak Wyzwolony. Nie wiedział czemu, ale słyszał od innych, że wybitny łowca nie należy do przyjaznych, a teraz utwierdził się w tym przekonaniu, obserwując podejście nauczyciela do swojego ucznia.
-Mi też jest cię miło widzieć, ale miło to chyba za dużo jak na twoje standardy. Z resztą co ja tam wiem, przecież się nie znamy.– Tak przywitał przybysza zielonowłosy smok, trochę szorstko, ale czasami trzeba. Nie chciał się kłócić, chciał tylko upomnieć towarzysza ze stada, że zwroty grzecznościowe są równie ważne jak umiejętności. Widocznie tego go nikt nie nauczył, albo nie był dobrym uczniem.
– Czy ja wiem czy jest problem. Po prostu chciałem dowiedzieć się czy są jakieś sztuczki, które ułatwiłyby, albo uskuteczniły moje próby. Bo jak na razie jedynym problemem jaki mam to śnieg, bo przez niego skradanie się to symfonia zgrzypów i pisków. Pojedyncza zwierzyna jest zdradliwa, gdyż wydawałoby się, że jedna para uszu i oczu to mniej niż dwie, ale w takich sytuacjach ofiara przeważnie jest trzy razy bardziej czujna niż zwykle. Wzdryga się na najmniejszy szelest gałązek, nawet wiatr czasem ją straszy. Co do stada to nie mam pojęcia, nigdy nie miałem potrzeby skradać się do kogoś, kto nie był zajętym czymś innym i nie zwracał uwagi na otoczenie. Jedyne co przychodzi mi na myśl to zapach, ale to nie jest zbytnio dziedzina skradania. To tyle co mogę na ten temat powiedzieć, niestety nie jest tego dużo, więc chyba rozumiesz czemu poprosiłem cię o pomoc.– Powiedział i uśmiechnął się ciepło. Nie miał w zwyczaju czuć wstydu, przecież nie ma nic złego w chęci uczenia się. Siedział cały czas w tym samym miejscu i czekał na dalszą wypowiedz godnego.
-A tak swoją drogą, to jest coś nie tak? Wyglądasz jakbyś się miał za chwile na mnie rzucić, wszystko gra? Nie chce się narzucać, tylko pomóc, więc jeżeli jest cokolwiek co mogę dla ciebie zrobić to wal śmiało. Może to twoja standardowa mina i o tym nie wiem, chcesz o tym pogadać?– Jak zawsze zaczął gadać, mimo, że odbiorca widocznie nie był zainteresowany rozmową. Najwyżej zostanie zignorowany, to nie byłby pierwszy raz.

: 29 lut 2020, 12:45
autor: Szara Rzeczywistość
Przyjazny uśmiech, tak cholernie sztuczny i tak cholernie wymuszany. Tu nie chodziło o brak ochoty a zwykłe lenistwo. Gdyby brązowy był aktywniejszy jako łowca to spotkałby chociaż luźny zapach jego w lasach, a nigdy go nie wyczuł, nigdy nie widział poza ceremoniami i sytuacją z nimfami, kiedy zajęli się ... robieniem(?) bogini lata. Wtedy też był nienauczony miłego i czułego słowa dla wszystkich? Pamięć Rozrabiaki widocznie była dziurawa, ale tym lepiej dla Godnego, który nie chciał się wcale spoufalać już z nikim ze stada Ziemi. Chciał po prostu świętego spokoju, ale takowego otrzymać nie mógł. Ciągle coś, nawet w rutynę nie mógł dobrze popaść. Niedouczony był, ale to przez sen ojca. Może w innym przypadku Dar nauczyłby go szybciej tego, że życie pomiędzy smokami wymaga dystansu i to tak dużego, żeby nikt nie zmącił naszych myśli. Odbiegamy jednak od tematu, który był tu najbardziej istotny.
Godny nie odpowiedział na zaczepkę, po prostu warknął tylko w odpowiedzi i tyle miał ze swojego miłego widzenia innego łowcy. Kłótni też nie było, bo szkoda na to czasu po prostu.
No nareszcie przeszedł do istotnego tematu. To nie było takie ciężkie pytanie przecież.
Mówisz "nie mam pojęcia", a żeś odpowiedział. Jedna zwierzyna jest czujna, gdyż zna swoje kroki i wie jak sama hałasuje, dlatego bywa trudniejsza od stad zwierząt, z kolei gromada jest znacznie bardziej rozkojarzona, ale to zawsze więcej par ślepi, uszu i nozdrzy.– Zaczął ponuro i nawet pokusił się o westchnięcie zanim kontynuował-Śnieg zawsze skrzypi pod łapami, można to co najwyżej niwelować odpowiednią postawą. Stań w takiej pozycji jakbyś się skradał.
Polecił odwracając na chwilę wzrok w stronę tafli jeziora. Na moment zamyślił się nad Eurith, która gdzieś pewnie przebywała i może wreszcie coś zjadła, nie wymiotując tego... Drugi samiec brutalnie przerwał mu swoimi słowami. Zirytował się przez chwilę, ale po jego słowach wszystko odpłynęło, pozostawiając znów skorupę obojętności. Zły był tylko jak przyszedł i go zobaczył, teraz wyglądał na zrezygnowanego.
Narzucasz się, a poza tym nie jest to tematem nauki.
Odpowiedział zresztą zgodnie z prawdą czekając bardziej na to jak samiec się ustawi. Chwilę później podejdzie i spojrzy dokładnie jak łowca ma ustawione łapy.

: 01 mar 2020, 12:26
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Wyzwolony przytakiwał, gdy godny tłumaczył odpowiedzi na swoje pytania. Nastawił się już na grubiańskie zachowanie nauczyciela i nie robił sobie wiele z warków i westchnięć niebieskiego smoka. Gdy tamten skomentował zmartwione pytanie Rozrabiaki, uczeń zrozumiał przekaz i powiedział.
-Rozumiem, przepraszam. Już słowem się na ten temat nie odezwę.– I tak też postanowił. Jeżeli tamten nie chciał o tym gadać, to trudno, nie będzie mu wchodził w rachubę. Niech się będzie taki gburowaty i spięty, normalnie jak Świadek.
Po tych słowach podniósł swój zadek ze śniegu i zrobił dwa kroki w bok. Zgiął łapy, zniżając się brzuchem prawie do śniegu. Łeb zrównał z tułowiem, a ogon zawisnął luźno kila szponów nad ziemią. Skrzydła były przywarte do ciała, ale nie na tyle by ograniczały swobodne poruszanie się. Prawa łapa była wysunięta do przodu, tylna lewa też. Łapy nie były bardzo rozstawione, nie wychodziły z pod tułowia smoka, prócz prawej przedniej. Patrzył się przed siebie, próbując się powstrzymać, by nie obracać łbem za nauczycielem. Słyszał jak spięty łowca obchodzi Wyzwolonego i ogląda jego postawę, może przez ten cały czas robił coś źle.

: 04 mar 2020, 5:10
autor: Szara Rzeczywistość
Oh, jak go ta parodia łowcy denerwowała. Trzymał swoją zawszoną maskę na pysku i udawał takiego miłego i porządnego, a był z pewnością jednym z tych, którzy życzyli mu gorszego losu i upokorzenia, niż dostał na ceremonii. Na jego słowa tylko warknął krótko nie zamierzając już wracać do tego myślami. Ten osobnik był zwyczajnie zbyt egoistyczny, zbyt zapatrzony w sobie i w swoją rodzinę, żeby chociaż w małym stopniu pojąć postępowanie Uczynku. I tak oto byli tutaj. On poprosił o naukę, a łowca się złowił. Obowiązek, pomimo tego, że tak piekielnie tego nie chciał.
Tak to możesz się skradać jako pisklę i to na gładkiej trawie.
Rzekł ponuro kiedy zrobił już cały 'obchód' dookoła łowcy. Co było nie tak w postawie. Łowca z irytacją usiadł przed łbem i wyciągnął łapę przed siebie, aby zademonstrować coś bardzo istotnego- mianowicie same palce i szpony u łapy.
Do skradania 'stajesz' na palach, a przynajmniej starasz się to robić. Zmniejszasz wtedy powierzchnię na której możesz hałasować, ale z drugiej strony jeśli stojąc na palcach nadepniesz na suchą gałąź to z pewnością spłoszysz zwierzynę. Zmień postawę i powoli idź przed siebie, zobaczymy Twoją pracę łapami.
Nie było w tym nawet krztyny uczuć, starał się i wychodziło mu to, aby Wyzwolony wiedział jak bardzo łaskawie podchodzi do tematu uczenia go w danej chwili. Wstał z zadu i znów bez słów zaczął obserwować.

: 04 mar 2020, 20:21
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Rozrabiaka zmienił postawę, stając na palcach łap, co wymagało zdecydowanie więcej siły i skupieniu na balansie. Przeniósł więc środek ciężkości bardziej na przód, by łatwiej było mu utrzymać równowagę. Potem znalazł sobie ścieżkę, po której chciał podążać i ruszył przed siebie. Kroczył na palcach, nie stawiając całej łapy na gruncie. Ruszał się płynnie i zgrabnie, by nie naciskać na jedną łapę zbyt mocno. Mniejsza powierzchnia stawianej łapy sprawiała, że ciężej było mu nadepnąć na jakąś gałąź, ale oznaczało to też, że jeżeli już to się stanie, to trzask będzie słyszalny na jeden lot. Stawiał łapę za łapą, używając ogona, by łatwiej utrzymać balans. Skrzydła były przy jego ciele, ale widać było, że jest między nimi, a tułowiem było trochę przestrzeni. Łeb trzymał nisko, w końcu jest to najważniejsza część ciała i jedna z najbardziej rozpoznawalnych. Chodził na ugiętych łapach, co przychodziło mu już naturalnie. Jego oddech był regularny, wdychał nosem i wydychał ustami, spokojnie, by nie robić nadmiernie dużo dźwięku. Skradał się w stronę najbliższego drzewa, które postanowił okrążyć, po drodze patrzył się uważnie, gdzie staje, by nie nadepnąć na coś, co mogłoby zdradzić jego pozycję. Gdy był już przy łysej roślinie, okrążył ją, stając całą łapą na korzeniach, które nie wydawały dźwięku, gdy się po nich chodziło, w przeciwieństwie do śniegu. Potem wrócił z powrotem na swoje miejsce, czekając na dalsze wytyczne nauczyciela.

: 07 mar 2020, 5:58
autor: Szara Rzeczywistość
Godny poszedł oczywiście za drugim łowcą i nie komentował tego ani trochę. Po prostu wolał sobie to zostawić na sam koniec. To już nie była nauka piskląt, to już wymagało perfekcji i samodoskonalenia, niemniej samiec zrozumiał czego łowca od niego chciał i to wykonał. Problemem była jednak inna rzecz. Jak to wydychać pyskiem? Czemu?
Nie jesteś chory, więc czemu oddychasz pyskiem? robisz to nieco uchylając pysk, ale jeśli przesadzisz to zaświszczysz, co jest dość częste przy chodzeniu. Oddychaj nozdrzami, długie wdechy i powolne długie wydechy, szczególnie jeśli jesteś już poniżej skoku odległości od zwierzyny.
Na chwilę zamilkł jakby próbując dopatrzeć się jeszcze jakiś błędów, ale finalnie nie było ich zbyt wiele. Widocznie samiec nie był głupi, a jedynie leniwy i nie chciało mu się polować.
Położenie łapy ustalasz sam, jeśli musisz stąpać po na przykład właśnie śniegu, albo szeleszczących liściach to staraj się jak najmniejszą częścią łapy je miażdżyć, a jeśli podłoże jest czyste i jesteś jego pewny to możesz położyć łapę całą, dać odpocząć każdej łapie. Poza tym staraj się poruszać jakbyś płynął w wodzie, ogon nie może sobie od tak balansować Cie, bo potrafi zamieść pobliskie krzaki, a to kolejny hałas. Ogon uniesiony, reagujący tylko na skręty ciałem, a do równowagi to rozstaw mocniej łapy na boki. To sztuka, którą musisz teraz przećwiczyć
Godny usiadł na zadzie i czekał, dokładnie tak jak mówił. Teraz Rozrabiaka miał wykonać to samo co przed chwilą, tylko tym razem z poprawkami i to kilka razy pod rząd. Ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia.

: 13 mar 2020, 15:24
autor: Wyzwolony Rozrabiaka
Wskazówki Godnego były całkiem przydatne, gdyż zmniejszały one wysiłek podczas skradania. Oddychanie były trochę problematyczne, gdyż oddychanie tylko nosem wydawało więcej dźwięku, niż na przemian pyskiem i nosem. Metoda Wyzwolonego pozwalała też na lepsze wykorzystanie zapachu ofiary, ale to nie było aż tak ważne. Samiec przytaknął ustawiając wszystkie kroki swojej następnej ścieżki we łbie. Obrócił się potem tyłem do Godnego i przybrał pozycję do skradania.
Stanął na palcach, gdyż był w śniegu. Przywarł skrzydła luźno do ciała, by nie przeszkadzały mu w poruszaniu. Rozstawił trochę szerzej łapy, dla lepszego balansu, zgodnie z zaleceniami nauczyciela. Łeb był na poziomie tułowia, a mięsnie szyi były rozluźnione. Oddech spokojny, powolny całkowicie prowadzony nosem. Na końcu został tylko ogon, który zesztywniał trochę, by nie obijał się o drzewa i krzaki. Z taką postawą ruszył przed siebie, uważnie stawiając kroki, jeden za drugim. Zastanawiał się, jak poruszać się jak w wodzie. Ma się nie utopić czy co? Nie może przebierać łapami jakby pływał. Poza tym Wyzwolony ledwo wie jak pływać. Może niebieskiemu chodziło o coś innego, o płynność ruchów. Rozrabiaka zmienił trochę sposób w jaki stawia łapy, na bardziej zgrany. Gdy jedna łapa kończyła się poruszać, druga już się ruszała. Dwie pary łap były zsynchronizowanie, poruszając się rytmicznie, prawie jak kapiąca z sufitu woda, tworząca stalaktyt. Patrzył pod na ziemię, unikając wybrzuszeń i dołków w śniegu. Miał zamiar przejść bliżej linii drzew i wykorzystać znajdując się tam kamienie, by nie stawać na śniegu i dać odpocząć kończyną. Gdy skręcał, ogon lekko odchylił się w przeciwną stronę, by zachować balans. Gdy znalazł się już przy kamieniach, stawiał na nich całą łapę, ponieważ nie było na nich śniegu. Tak było o wiele wygodniej i chciałby, żeby cała droga była wyłożona takimi kamykami. Zrobił pół okrąg po polanie, idąc przy drzewach, a potem zszedł z powrotem na śniegi i znowu na samych palcach doszedł do Godnego. Usiadł na moment przy samcu i podniósł z ziemi przednie łapy i zatrzepała nimi w powietrzu. Taki sposób skradania się był niewygodny, ale skuteczny, bo zielonowłosy rzeczywiście usłyszał różnicę między stylami.
Po krótkim odpoczynku, wstał i jeszcze raz zatrzepał łapami w powietrzu. Ustawił się znów w odpowiedniej pozycji. Ciało nisko, łeb na poziomie tułowia, skrzydła luźno przywarte, stojąc na palcach i ogon w miejscu. Ponownie zaczął iść od nauczyciela, płynnie zmieniając stawiane łapy. Teraz miał zamiar pójść w stronę wody, gdzie blisko brzegu nie było śniegu. Zrobił przebył mały dystans, aż w końcu dotarł do ścieżki wolnej od śniegu. Teraz musiał tylko uważać, by nie nadepnąć na kawałki lodu i wszystko będzie dobrze. Stawiał całe łapy na podłożu, nie musząc używać techniki Godnego, gdy nie było śniegu. Upewniał się co chwilę, czy na pewno nie macha niepotrzebnie ogonem, ale wydawało mu się, że jest raczej starczy. Poszedł kawałek wzdłuż jeziora i w końcu postanowił zawrócić. Znów na palcach, bo po śniegu. Oddychał nosem, powoli i spokojnie. Unikał nierówności w śniegu, bo mógł pod nim być jakiś patyk, albo dziura. Podkradł się z powrotem na swoje miejsce i powiedział do Godengo.

-Może być, czy jeszcze jedna rundka? Zastosowałem wszystkie techniki jakie kazałeś i rzeczywiście jest ciszej. Ale bardziej męczące jest chodzenie na palcach, chyba jeszcze nigdy nie czułem bólu w tym miejscu łapy.

: 15 mar 2020, 7:24
autor: Szara Rzeczywistość
Godny obserwował to z boku już nawet za nim nie chodząc. Nie widział żadnych niedociągnięć tym razem, Wyzwolony się postarał na tyle, żeby lepszy łowca nie miał czego się czepić tym razem... Chociaż obracanie się w stronę ogona to głupota! Przecież chyba czuł ten ogon do cholery, a jeśli ogonem trafiał w coś to było słychać donośny hałas. Postanowił jednak tego nie skomentować, już i tak powiedział zdecydowanie za dużo. Powinien odpuścić sobie nauki... ale jakoś nie mógł.
Kwestia przyzwyczajenia. Będziesz ćwiczył to przestanie sprawiać Ci to ból nawet po długim skradaniu.
Westchnął cicho i spojrzał w stronę jeziora.
Wystarczy. Tak myślę.
Oznajmił krótko, po czym odkleił zad od ziemi i lekko zamiótł ziemie ogonem kiedy się obracał, aby zwyczajnie odejść.
Jakieś pytanie jeszcze?
No bo jeśli ich nie było to samiec postanowił odejść. Bez słów pożegnania oczywiście, a tym bardziej nie chciał usłyszeć niczego o wdzięczności, gdyż wszyscy go karmili sztuczną wdzięcznością, która była pustym słowem w ich pełnych pyskach. Były dosłownie jak pierdnięcie... No nic, nie będziemy brnęli w ten temat...


/Raport Skradanie II

: 01 maja 2020, 20:12
autor: Łaknienie Pożogi
Szukał ktoś Łaknienia? Tak? Nie? No w każdym razie, była tutaj nad Lazurowym Jeziorem. Dokładniej rzecz ujmując, przy jednym z drzew. Co złego mogło się stać, kiedy żmija bawiła się drewnianą harmonijką, którą zostawiła jej matka. Pisklę było pod czujną opieką Ravggna, więc ona mogła spokojnie odpocząć. No kto by się spodziewał, że pilnowanie niespodzianek było męczące. Ciepłe słońce przyjemnie wygrzewało jej grzbiet, Łaknienie nawet przez chwilę się zastanawiała czy to przypadkiem nie sprawka najmłodszej z boskiego panteonu. Była ciekawa czy ktoś do niej dołączy i co jakiś czas czujnie się rozglądała.

: 01 cze 2020, 0:48
autor: Despotyczny Ferwor
Mułek po niedługim czasie otrzymał mentalną wiadomość od Nesali. Samice którą to znał z pewnej namiętniej i rozkosznej nocy. Posiadał wciąż jeszcze ślady po niej w postaci dość dużych zarysowań na jego barkach. Jego kamuflaż trochę stracił na tym na swojej skuteczności, jednak nie było to jakoś bardzo uciążliwe. Gorzej z wytłumaczeniem w jakiś logiczny sposób ich powstania. Ni to wyglądało na coś co mógł sobie sam zrobić i tym bardziej nie na coś co mogło zwiastować, że pochodziło to od jakiegoś drapieżnika, a jakoś specjalnie nie chciało mu się tego maskować i najczęściej po prostu unikał rozwijania tego tematu, albo po prostu walił w prost skąd to ma. Raczej już nie wstydził się o tym rozmawiać, chociaż wciąż ciężko było mu poruszać takie tematy.
Gdy znalazł się na miejscu, przysiadł na swoim zadzie, obserwując jezioro. Neska pewnie powinna to zaraz być, dlatego ten zaczął się specjalnie obmywać w jeziorze. Musi być przecież w najlepszym stanie dla niej, czyż nie?

: 01 cze 2020, 13:00
autor: Wola Przeznaczenia
Wola, chciała zrobić małe spotkanie z swoją rodzinką oraz swoim samcem. W końcu byli jej choć w inne sposoby, musieli się dogadać. Dlatego też wparowała z rana do groty rodziców oraz do Ha'ary, wyciągając rodzeństwo z ich grot na spacer. Nie wydawało się żeby w czymś przeszkadzała, poza tym im wszystkim przyda się trochę rozrywki kiedy każde z nich było czymś zajęte, jedno nauką, drugie wyprawami po zioła i leczeniami a ona sama ćwiczyła walkę i ciało.
-No chodźcie- Zawołała do nich, wybiegając trochę naprzód z szerokim uśmiechem na pysku. Skakała wokół nich pośpieszając i zaczepiając ich, lekkimi ugryzieniami w boki, które bardziej niż bolesne pewnie ich łaskotały gdyż tylko przejeżdzała kłami po łuskać brata a skórze siostry, uważając by ich nie zranić.

: 01 cze 2020, 20:07
autor: Afieithus
Na budzenie przez siostrę parsknął tylko i szczerze.. nie chciało mu się dzisiaj wstawać. No ale przecież nie odmówi, a przynajmniej nie ma takiego wyboru. Siostra i tak wyciągnęłaby go z groty, nawet jeśli miałaby go ciągnąć za ogon, skrzydła czy uszy.
Więc ruszył z rana na spacer, a po drodze zgarnęli Ha'arę. Rodzinna wyprawa można by powiedzieć.
Afi raczej dotrzymywał kroku siostrze, ale siedział cicho. W sumie chciało mu się jeszcze spać, o dziwo! Raczej nie przepadał za długim snem jednak dzisiaj miał taką ochotę. Poleżeć w grocie i nie przejmować się niczym.
Gdyby nie Nesala, pewnie leżałby dalej w swoim miejscu. Przynajmniej dzięki niej ma co robić..
Jak widać, jego starsza siostra była dzisiaj w wyjątkowo świetnym nastroju, a energia ją rozpierała z każdej strony. Ciekawe dlaczego i co takiego tak ją pobudzało..

– Przecież idziemy – mruknął rozprostowując wszystkie skrzydła naraz i przewracając ślepiami. Jednak ten przewrót ślepiów łączył się z uśmieszkiem na pysku.
Łapy paliły się chyba pod Nesalą bo dosłownie zaczęła ich poganiać, Afieithus kłapnął jej raz przed ślepiami w przyjaznym geście i zaczął biec do przodu.

– Widzisz, nawet na bieg się wysiliłem – odparł uśmiechając się zadziornie na swojej mordce.
Ziewnął jeszcze raz i zatrzymał się obok siostry.

– Co ty dzisiaj taka energiczna? Znaczy taka aż za bardzo energiczna? Uciekamy przed kimś? – dodał obracając się aktorsko za siebie.
Coś ewidentnie jest na rzeczy! Jak nie ucieczka, to.. co?

: 01 cze 2020, 21:21
autor: Żałobna Pieśń
Ha'ara natomiast... Znalazła świetny sposób by wyjść i zarazem oszukiwać. Zwyczajnie wlazła na wężowe ciało Havrun, która nie mając co robić grzecznie ruszyła za Nesalą. Sama uzdrowicielka leżała na jej łuskowatym ciele śliniąc je lekko i przede wszystkim wciąż śpiąc w najlepsze. Piękny przykład plusów małego rozmiaru i sporego kompana. Havrun nie spieszyła się. W zasadzie czuła się jak piastun pilnujący gromadki piskląt. Była prawdopodobnie starsza od wszystkich obecnych razem wziętych. Nie czuła się z tym tak źle.
Ha'ara obudziła się dopiero gdy Nesala ugryzła ją w bok. Mało brakowało, a wojowniczka dostałaby protezą przez łeb.
~ Och... Dlaczego budzisz mnie tak wcześniej... Daj mi chwilę. Łaaaaaaa... ~ Ziewnęła mlaskając dwukrotnie po czym ponownie ułożyła łeb na grzbiecie Havrun. Jednak teraz już nie zasypiała, a zerkała szmaragdowymi ślepiami na rodzeństwo. Afeithus tak strasznie wyrósł... Chociaż od kiedy się wykluł był duży. A teraz był od niej wyższy co najmniej o głowę. Nigdy chyba nie trafi na kogoś mniejszego od siebie.

: 02 cze 2020, 1:26
autor: Despotyczny Ferwor
Mułek staranie obmył wnętrze swojego pyska. Przed napełnieniem go wodą, wpierw włożył tam parę listków mięty, aby trochę odświeżyć swój oddech. Przecież nie spotka się z nią z śmierdzącą japą! Nawet jeżeli taka inicjatywa miała być tylko z jego strony, to trzeba było zachować jakieś standardy. Profesjonalizm i standard to było jego motto... które nie zawsze się sprawdzało, ale to tylko takie szczególiki.
Gdy już uporał się ze swoją paszczą, przyszła pora na resztę swojego ciała. W tym celu wyciągnął spot swojego skrzydła(on ma tam rzeczy poprzyczepiane jakby był jakimś przemytnikiem) kawałek zwiniętego i poszywanego materiału. W ową szmatkę wtarł pocięte liście mięty zmieszane z sokiem z malin. Lekko ją zamoczył i zaczął dzięki niej myć swoje łuski, które to dzięki temu nabierały przyjemnego zapachu miętowej maliny. Pierwszy raz się tak naprawdę się dla kogoś tak przygotował. Dodatkowo omył troszeczkę swoją drewnianą maskę, aby być już zupełnie czystym. Zaraz potem wyszedł z wody świeży i pachnący i... zauważył ją. Nesala szła właśnie w jego stronę. Szeroko się do niej uśmiechnął, ale zaraz... zobaczył koło niej dwa inne smoki. Mułek niepewnie zrobił krok do tyłu, zastanawiając się o co chodzi. Kim oni są i.. co oni tutaj robią?! Czy... przyszli po niego?! Nie... ona... chyba nie chciałaby zrobić mu krzywdy.... no... zrobiła mu szramy na łuskach, jednak to była stanowczo inna rzecz. Więc... nie ma się czego bać? Dlatego przysiadł na swoim zadzie, obserwując przy tym zbliżające się smoki i lewiatana, wyczekując wyjaśnień od swojej partnerki.